poniedziałek, 6 listopada 2017

~24~

Więc bez zbędnych formalności zapraszam do czytania. 
Prawdopodobnie jest to przedostatni post o Yukim :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poniedziałek, chyba najgorszy dzień tygodnia. Nie tylko dlatego, że od rana wciąż odczuwałem skutki weekendowego balowania. Przede wszystkim nie mogłem doczekać się końca tych głupich bezsensownych zajęć.  Od rana bolała mnie głowa. Każdy dźwięk i krzyk sprawiał, że moja irytacja i wściekłość rosła. Lucas jakby wyczuwając mój zły humor wciąż trzymał się na uboczu i nie zadawał zbyt wielu pytań. A może po prostu nie chciał wiedzieć, co działo się ze mną przez cały ten czas. W końcu byłem z Mizukim. Moim kochanym najwspanialszym  emmmmmm…. kochankiem? Bo chyba tak powinienem go teraz nazywać prawda? W końcu przekroczyliśmy ten magiczny próg bliskości. Co prawda raz, no ale chyba się liczy nie? A może nie?
Ach zresztą to i tak nie ważne. Na pewno czeka na nas wciąż wiele wspaniałych wspólnych chwil. A przynajmniej mam taką szczerą nadzieję.
Każda minuta spędzona w tej szkole, gdy jego tutaj nie ma wydaje się stracona i co najgorsze ciągnie się niczym wieczność. Cóż, początkowo chciałem zwiać w połowie zajęć. Zresztą jak zwykle. Małe wagary to przecież dla mnie codzienność. Problem w tym, że mój cudowny, ukochany blondyn jest moim nauczycielem. Oczywiście, jako pierwszy dowiedziałby się o moich małych „wakacjach”, co z pewnością źle by się dla mnie skończyło. Mimo wszystko wciąż czuje respekt przed jego władczą nauczycielską miną.
I takim oto sposobem siedziałem właśnie na ostatniej lekcji tego „cudownego” dnia. Wciąż podrygiwałem nerwowo kolanem pod ławką z niecierpliwością wyczekując dźwięku dzwonka. Każda minuta ciągnęła się niczym wieczność. Byłem już naprawdę zirytowany. Patrzyłem morderczym wzrokiem na panią Clark, która właśnie usilnie tłumaczyła nam puentę jakiegoś dziwacznego wiersza. Oczywiście nikt jej nie słuchał. Niezbyt cieszyła się posłuchem wśród uczniów. Cóż, takie życie. Jak się jest młodą prowincjonalną nauczycielką z wątłym ciałkiem i zbyt idealistycznymi przekonaniami to nie ma co liczyć na litość uczniów. Co innego Mizuki, rzecz jasna. Na chwilę odpłynąłem myślami przypominając sobie mojego ukochanego stojącego tuż za nauczycielskim biurkiem. Ach te jego gromkie spojrzenia i niski głos, którego nikt nie ważył się nawet na minutę zakłócać. Poczułem jak moje ciało przechodzą dreszcze podniecenia. Boże ze mną jest chyba coś nie tak. Zakochałem się w jedynym nauczycielu, którego powinienem się bać. W dodatku, jak się okazało z wzajemnością.
Przed moimi oczami na moment pojawiły się sceny z naszej wspólnej nocy. Poczułem jak czerwień wpływa na moje policzki. Dziwne, dopiero teraz naprawdę czułem zawstydzenie. Tamtej nocy alkohol zrobił swoje i skutecznie mnie ogłupił. Teraz nawet wspomnienie pocałunku Mizukiego wywoływało u mnie białą gorączkę.
Westchnąłem głęboko spoglądając po raz setny dzisiejszego dnia na zegar wiszący nad drzwiami. Jeszcze tylko 10 minut i koniec.
Spojrzałem przelotnie na Lucasa siedzącego obok mnie i dopiero teraz zauważyłem, że dokładnie mi się przygląda. Gdy nasze oczy się spotkały poczułem lekkie zażenowanie. Ciekawe od jak długo mi się przygląda? Pewnie zdążył dojść do wniosku, że zwariowałem.
-No co?- Zagadnąłem przyjaciela chyba lekko czerwieniąc się.
-Nic takiego- Burknął patrząc na mnie spokojnie.
-Więc, czemu tak na mnie patrzysz?- Zapytałem lekko zirytowany jego zachowaniem. Skoro miał coś do powiedzenia, czemu po prostu tego nie powie? Nie chciałem ciągnąć go za język.
-Po prostu zastanawiam się co się działo przez weekend, no wiesz … z Wami- Dobitnie podkreślił ostatnie słowo bym dokładnie wiedział, że chodzi o mnie i o blondyna.
Odwróciłem na chwilę wzrok by zebrać myśli i ukryć zawstydzenie. Samo wspomnienie tej cudownej nocy doprowadzało mnie do stanu, którego nie chciałbym pokazywać nawet Lucasowi. No cóż faktycznie, mój przyjaciel mógł się czuć nieco odrzucony przez ostatni czas. Tym bardziej, że jeszcze w piątek wypłakiwałem się w jego ramię i miałem wszystkiego dość. Na jego miejscu pewnie też bym się martwił.
Westchnąłem cicho i przysunąłem się bliżej Lucasa, tak by tylko on słyszał moje słowa.
-Więc, no wiesz, zabrał mnie do domu i tam doszedłem do siebie-  „Doszedłem do siebie” to raczej mało powiedziane. Gdy wypowiedziałem te słowa na głos zabrzmiały nieco dwuznacznie. Spojrzałem na przyjaciela lekko niepewnie. Nie wyglądał na zszokowanego, wręcz przeciwnie.
-To wiedziałem i bez twoich wyjaśnień. Powiedz lepiej czy między Wami wszystko się wyjaśniło?- Spojrzał na mnie zupełnie poważnie oczekując najwyraźniej, że zmusi mnie tym dopowiedzenia prawdy.
-Tak. Najwyraźniej to ja wszystko źle zrozumiałem- Przyznałem, lekko ściszając głos.
Lucas parsknął cicho, spoglądając na mnie lekko rozbawiony.
-No nie mów- Żachnął się patrząc na mnie już nieco mniej nerwowo – Więc jednak miałem rację?- Spojrzał na mnie unosząc brew znacząco.
-W sumie to nie do końca. Chociaż może trochę tak. Właściwie to …ON… wiesz kto… odchodzi ze szkoły- Mój przyjaciel spojrzał na mnie gwałtownie oczyma pełnymi niedowierzania.
-No co ty?- Patrzył na mnie jeszcze chwilę, jakby czekając na moje parsknięcie czy śmiech. Jednak niestety taka była prawda. Nawet mnie się to nie podobało – Nie żartujesz stary?- Zapytał jeszcze upewniając się dokładnie.
Pokręciłem głową zaprzeczająco.
-Nie. Wczoraj mi o tym powiedział- Przyznałem spokojnie.
Lucas przez chwile wpatrywał się we mnie mrugając nerwowo, jakby fakty nie składały mu się w głowie. W końcu przysunął twarz do mojego ucha.
-A jak ty się czujesz Yuki? W końcu no wiesz… Wy … razem?- Patrzył na mnie jakby oczekiwał, że się rozpłaczę czy coś w tym stylu. Cóż to był całkiem urocze. Wiedziałem, że martwi się o mnie nawet teraz.
-Dobrze. Nawet bardzo dobrze- Przyznałem z lekkim uśmiechem. Spojrzałem na Lucasa wahając się przez chwilę, ale ostatecznie przecież to mój najlepszy przyjaciel. Ma prawo wiedzieć –My, chyba… no wiesz jesteśmy razem – Z trudem powstrzymałem rozkwit szerokiego, lecz zażenowanego uśmiechu na swojej twarzy. Poczułem jak pieką mnie poliki.
Lucas przyglądał mi się przez chwilę, po czym westchnął, jakby z ulgą. Usadowił się wygodnie na krzesełku patrząc na mnie nieco pobłażliwie.
-Trzeba było tak od razu. Prawie zawału dostałem-  Posłał mi perskie oko, a szeroki uśmiech sam wymalował się na jego twarzy.
Ja również się uśmiechnąłem. Mieć takiego przyjaciela to naprawdę skarb.
W tym momencie w klasie rozdźwięczał dzwonek obwieszczający upragniony koniec zajęć. Wreszcie wolność! Zerwałem się z miejsca od razu łapiąc za plecak, z którego nawet nie wyciągnąłem książek. Lucas widząc moją reakcję parsknął niepohamowanie. Sam wstał powoli i posłał mi zawadiacki uśmiech.
-Tylko nie wpadnij pod auto, jak będziesz do niego biegł- Uśmiechnął się nieco złośliwie powstrzymując śmiech.
Czerwień znów oblała moją twarz. Może mówienie mu pewnych rzeczy nie było aż tak konieczne. Pacnąłem go w ramię lekko rozeźlony. Nie musiał od razu się ze mnie nabijać. W końcu kiedyś sam na widok Tamary zaczynał się ślinić.
-Przestań się ze mnie naśmiewać. Wcale do niego nie biegnę- Dodałem po chwili nieco złośliwie.
-Akurat. Lepiej przestań już ściemniać i się zbieraj- W odpowiedzi pokazałem mu jedynie język.
Odwróciłem się na piecie i co sił ruszyłem w kierunku wyjścia z klasy. Przecisnąłem się między uczniami, by jak najszybciej dostać się na korytarz. Cóż, nie żebym uważał, że Lucas ma rację, co do moich zapędów, ale tak właściwie to nie mogłem się już doczekać, kiedy wreszcie przybiegnę do jego mieszkania. Wybiegłem z budynku szkoły, w co najmniej zawrotnym tempie. Po drodze uważnie stawiałem kroki po schodach by przypadkiem nie poślizgnąć się na nich. Gdy tylko dostałem się na chodnik moje nogi same zaczęły przyspieszać. Powolny chód zmienił się niemal całkowicie w trucht. Cóż chyba nie ma co dłużej ukrywać, że nie mogę doczekać się aż wreszcie go zobaczę. Chcę by się do mnie uśmiechnął, aby mnie objął, przytulił, pocałował. Cały dzień czekałem na tę chwilę…
Wpadłem do parku szybkim krokiem i im bliżej było kamienicy blondyna tym moje kroki i oddech przyspieszały. Byłem zbyt niecierpliwy, by spokojnie przespacerować ten kawałek. Cóż pewnie Mizuki będzie się ze mnie nabijał z tego powodu, ale cóż mogę poradzić? Po prostu chcę być już blisko niego.
Najszybciej jak tylko to możliwe.
W końcu dostrzegłem ceglany budynek i nie mogąc się już dłużej powstrzymywać przebiegłem przez ostatni odcinek ulicy. Drzwi do klatki schodowej były otwarte na oścież, więc dosłownie wpadłem pędem do budynku. Droga po schodach na górę była krótka, ale za to dość męcząca. Po tym całym biegu stałem przed drzwiami blondyna zdyszany i zapocony jak stary cap. W tym momencie doszło do mnie, że bieg tutaj to chyba jednak nie był najmądrzejszy pomysł na świecie.
Powinienem się ogarnąć nim wejdę do jego mieszkania. Przecież, gdy Mizuki zobaczy mnie w tym stanie to pomyśli, że jestem nienormalny. Ciężko dysząc oparłem się w końcu o ścianę. Powoli moje nogi traciły na sile. Niestety w tym momencie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Spojrzałem w górę.
Cholera….
Przypadkowo nacisnąłem przycisk od dzwonka. Nieco spanikowany spojrzałem na siebie krytycznym okiem. Buty zabrudzone błotem, na spodniach miałem jakieś kawałki liści i gałązek. Do tego czułem, że pot cieknie mi po plecach. Pięknie! Po prostu porażka na całego. Szybkim ruchem strzepałem resztki krzaków znajdujące się na moich spodniach.
Nagle drzwi przede mną otwarły się. Niemal natychmiast wyprostowałem się stając twarzą w twarz z blondynem. Wydawał się nieco zaskoczony moim widokiem.
-Yuki?- Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i przyglądał się mu chwilę w ciszy. Chwilę później przeniósł wzrok na mnie mrużąc oczy i rzucając we mnie tymi podejrzliwymi nieco rozgniewanymi spojrzeniami  - Zwiałeś z lekcji?- W jego glosie można było wyczuć wyraźnie nutę złości.
-Nie, nie, skąd- Zacząłem machać rękami spanikowany. No pięknie, jeszcze brakuje tego, żebym go zdenerwował na sam początek dnia. Przeczesałem szybko grzywkę, która kleiła się już do mojego mokrego czoła. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że moje włosy są mokrusieńkie, a pot cieknie mi po czole strugami. Powoli uniosłem wzrok na mojego ukochanego. Na jego ustach wymalował się nieco kpiący acz wesoły uśmieszek.
-Chyba nie powiesz mi, że biegłeś tutaj ze szkoły?- Parsknął niepohamowanie. W tym samym momencie na moje poliki wpłynęła czerwień. Czułem się tak zawstydzony jak jeszcze nigdy. Zrobiłem z siebie głupka. Z resztą nie po raz pierwszy. Cóż poradzić, po prostu naprawdę chciałem go jak najszybciej zobaczyć. Ahhh, całe szczęście, że nie jest na mnie zły.
-Tylko troszkę- Przyznałem czerwieniejąc jeszcze bardziej.
-W takim razie wchodź szybko do środka zanim się przeziębisz- Uśmiechnął się do mnie przepuszczając mnie w drzwiach.
Nieco zawstydzony wszedłem do środka. Usłyszałem za sobą skrzypnięcie zamka. Rzuciłem plecak na ziemię i szybko zdjąłem ubłocone buty, by nie narobić nimi zbyt wielu plam. Gdy zacząłem rozpinać zamek bluzy poczułem ramiona ciasno obejmujące mnie wokół szyi. Prąd podniecenia dosłownie przeszył moje ciało. Dotyk jego ciała, jego obecność, bliskość to wszystko sprawiało, że moje zmysły szalały. Serce zaczęło szybciej kołatać w mojej piersi. Jeszcze chwila, a zemdleję chyba ze szczęścia. Słowo daję.
-Ja też już nie mogłem doczekać się twojego powrotu- Oddech blondyna na mojej szyi sprawił, że milion małych igiełek zaczęło szaleć po moim ciele. Czułem jak adrenalina i napięcie wzrasta w moich żyłach z każdą chwilą.
Opuściłem ręce bezwładnie nieco zawstydzony i zakłopotany. Ta sytuacja była dla mnie tak nowa, że zwyczajnie nie wiedziałem, jak mam się zachować. Cóż fakt, że jeszcze przez pewien czas pozostanie moim nauczycielem wcale tego nie ułatwiał. Gdybym tylko mógł rzuciłbym się w jego ramiona właśnie w tej chwili. Ale… sam nie wiem… jego obecność peszyła mnie nieco. Mam wrażenie, że teraz jest nawet gorzej niż przedtem. Teraz czuje się jeszcze bardziej zawstydzony. Chciałbym, żebyśmy byli bliżej, ale nie wiem czy mogę się tak po prostu do niego zbliżyć? Właściwie, pewnie by nie zaprotestował. A może jednak tak? Chyba jednak zbyt wiele o tym myślę.
Mizuki złapał mnie za barki i obrócił w swoją stronę. Przez chwilę patrzyłem w jego piękne lśniące oczy wpatrzone wprost we mnie. Czułem jak czerwień powoli wpływa na moją twarz. Nie byłem w stanie nawet tego kontrolować. Sama myśl o tym, że on zna moje uczucia i że czuje to samo, co ja po prostu doprowadzała mnie do wybuchu szczęścia.
-A więc wciąż jesteś nieco zawstydzony- Mizuki parsknął łapiąc mnie delikatnie za brodę.  I przysuwając się bliżej. Gdy nasze usta dzieliły zaledwie milimetry wyszeptał spokojnie
–Cały dzień myślałem jedynie o tobie- Na dźwięk tych słów serce niemal wyskoczyło z mojej klatki piersiowej. Trzepotało niczym uwięziony ptaszek. Chwile później poczułem te cudowne ciepłe usta na swoich. Delikatne muśnięcie Mizukiego sprawiło, że dosłownie się rozpłynąłem. Przymknąłem oczy zatapiając się w jego dotyku, pragnąc wciąż więcej i więcej tej słodyczy. Nie myślałem już o niczym innym tylko o tym cudownym cieple, które nas łączyło. Blondyn wsunął delikatnie język pomiędzy moje wargi, jakby sprawdzał jak zareaguję. Cóż ostatnią rzeczą, jakiej bym chciał było przerwanie tego cudownego, namiętnego pocałunku, więc nieco ośmielony splotłem nasze języki w tańcu miłości. Mizuki naparł na mnie mocniej dociskając mnie delikatnie do ściany. Z każdą chwilą nasz pocałunek stawał się mocniejszy, bardziej natarczywy, głębszy. Jakbyśmy chcieli zapamiętać te chwilę na długo. Poczułem dłoń Mizukiego na mojej szyi, a potem jak jego długie palce wsuwają się delikatnie w moje włosy. Ciepło rozlewające się po całym moim ciele wraz z pocałunkiem sprawiało, że miałem ochotę odlecieć gdzieś wysoko. Przez chwilę wydawało mi się, jakbym przeniósł się do innego wymiaru. Boskiego wymiaru!
Blondyn w końcu oderwał się ode mnie dając nam obu chwile na złapanie oddechu. Otworzyłem oczy ospale. Westchnąłem głęboko patrząc na twarz mojego ukochanego, która również podmalowana była pożądaniem. Przez chwile w zupełnej ciszy patrzyliśmy na siebie.
-To było… cudowne- Sam nie wiem kiedy myśli wymknęły się z mojej głowy. W momencie, gdy zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem to na głos poczułem jak moje policzki robią się czerwone ze wstydu. Boże dlaczego ?!
Mizuki parsknął najwyraźniej rozbawiony moją reakcją. Spojrzał na mnie z nieco przekornym uśmieszkiem. Przejechał palcem powoli po mojej dolnej wardze.
-Wiesz… od teraz czeka na nas mnóstwo cudownych wspólnych chwil- Na sam dźwięk tych słów dosłownie spiekłem buraka. I to jeszcze większego niż dotychczas. Moja wyobraźnia podsunęła mi właśnie wizję naszej wspólnej nocy, którą z pewnością nie można nazwać przespaną.  Nie ma to jak wyobrazić sobie jak mogą wyglądać te „ chwile”.
Mizuki widząc moją reakcję dosłownie wybuchł śmiechem. Przysłonił usta próbując się powstrzymać, ale najwyraźniej rozbawienie było silniejsze. Odsunął się ode mnie na większą odległość, co tym razem nieco mnie ucieszyło. Jeszcze chwila a wyjdę, na całkowitego kretyna.
-Wybacz Yuki. Po prostu na widok twojej miny nie mogłem się powstrzymać. Przeprasza- Uśmiechnął się do mnie tak perliście, że po prostu nie mogłem się na niego długo gniewać – Wiesz co, jeśli chcesz to możesz się odświeżyć po szkole, a ja podgrzeję nam obiad- Ruszył w stronę kuchni, wskazując mi ręką na drzwi od łazienki. Cóż moja wyobraźnia znów zbyt dobrze zadziałała i chyba ponownie moje policzki zrobiły się czerwone niczym piwonie. Z drugiej jednak strony po tym „szaleńczym” biegu za chwilę będę cuchnął spoconym dziadem.
-Yhmmm. Masz może jakiś dodatkowy ręcznik?- Zagadnąłem lekko zawstydzony stając w drzwiach kuchni.
-W łazience masz wszystko naszykowane- Rzucił Mizuki pomiędzy wyciąganiem talerzy, a zapalaniem gazu na kuchence.
Nie chcąc już dopytywać, co miał na myśli mówiąc „wszystko” ruszyłem w stronę łazienki. Szybko rzuciłem okiem po pomieszczeniu i od razu zauważyłem mały stosik materiału na pralce. Podszedłem do niego i przewertowałem szybko wszystkie warstwy. Oczywiście na samej górze był ręcznik. Natomiast pod nim… o losie… jedna z mniejszych koszulek Mizukiego, dresowe spodnie ze ściągaczem w pasie i ….  Nowiutkie bokserki jeszcze z metką. Tak, tak. Powiedzcie, że ja nie śnię.
Momentalnie poczułem, jak zaczynam się czerwienić. Skąd… jak?...
Ten człowiek chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Jak zwykle jest co najmniej dziesięć kroków przede mną. Poczułem jak niesamowite ciepło dosłownie rozlewa się po moim ciele. To chyba poczucie bezpieczeństwa, uczucie bycia kochanym. Już zapomniałem jak to jest, gdy ktoś o ciebie dba. Zapomniałem jak to jest móc liczyć na kogoś i potrzebować całym sercem. Westchnąłem naprawdę onieśmielony czynami tego cudownego mężczyzny. Zwyczajnie chyba nie wiem, co powiedzieć. Czym zasłużyłem sobie na kogoś tak cudownego?
Szybkim ruchem ściągnąłem z siebie bluzę i podkoszulkę a następnie spodnie. Chciałem jak najszybciej znaleźć się znów blisko niego. Wskoczyłem do kabiny prysznicowej i szybko odkręciłem kurek od wody. Wzdrygnąłem się, gdy pierwsze lodowate strumienie dotknęły mojej rozgrzanej skóry, na szczęście chwilę później leciała już ciepła woda. Nie tracąc czasu złapałem za żel stojący na półce wewnątrz kabiny i nałożyłem trochę na rękę. Szybkim ruchem roztarłem go po całym ciele starając się zniwelować zapach potu. Pachniał dokładnie tak jak Mizuki. Męski, lekko korzenny zapach. Tak mała rzecz a sprawiła, że podniecenie w moich żyłach z każdą chwilą rosło. Zresztą nie tylko tam. Jeszcze chwila sam na sam a ubieranie nowej bielizny będzie zupełnie bezcelowe. Poczekałem chwilę aż woda spłucze pianę z mojego ciała. Zakręciłem wodę i na jednej nodze wyskoczyłem z kabiny. Złapałem za ręcznik, wycierając się nim w pośpiechu. Byłem zbyt niecierpliwy, by robić wszystko dokładnie. Nieco zawstydzony złapałem za nowy komplet bielizny i oderwałem od nich metkę. Naciągnąłem na siebie spodnie, koszulkę a przepocone ciuchy wrzuciłem do pralki.  
Gwałtownie otworzyłem drzwi chcąc jak najszybciej pobiec do kuchni. W ostatniej chwili zatrzymałem się unikając zderzenia z Mizukim, który stał właśnie tuż za drzwiami.
-Powoli- Blondyn parsknął patrząc na mnie z nutą politowania – Właśnie miałem zapytać kiedy wychodzisz. Podgrzałem już obiad- Jego perlisty uśmiech sprawił, że znów poczułem jak moje policzki robią się czerwone ze wstydu.
-Właśnie skoczyłem- Odpowiedziałem chyba nieco zbyt zawstydzony, jak na zaistniałą sytuację. Bożę, dzisiaj robię z siebie strasznego głupa.
-Świetnie, w takim razie chodźmy do salonu. Zjemy i spokojnie porozmawiamy- Mizuki odwrócił się i zaczął iść we wspomnianym kierunku, a ja oczywiście jak ta mała owieczka tuż za nim.
-Um… ja… dziękuję za nowe rzeczy- Poczułem jak policzki mnie palą, jednak to wszystko, na co mnie było stać w tym momencie. Sam nie wiem czemu, ale jego obecność dzisiaj doprowadzała mnie dosłownie do białej gorączki. Nie wiem co się ze mną dzieję. Zamiast tego obiadu wolałbym chyba znaleźć się z nim w sypialni. Nie, nie chwila… to zły pomysł. Nie powinienem Myślec o takich rzeczach.
Blondyn przystanął na chwilę, gdy znaleźliśmy się we framudze drzwi. Bardzo dokładnie zlustrował mnie od stóp do głowy. Miałem wrażenie, jakby oceniał dokonany przez siebie wybór. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach widziałem zachwyt i satysfakcję oraz nutkę jakby zniecierpliwienia. A może tylko mi się wydawało. 
Nie mówiąc nic po prostu odwrócił się ode mnie i spokojnie podszedł do stołu. Nie wiem dlaczego, ale miałem wrażenie, jakby trzymał się nieco na dystans. Zupełnie, jakby powstrzymywał się przed byciem ze mną w jednym pomieszczeniu zbyt długo. Unika mnie?
-Chodź Yuki, zjedzmy zanim zrobi się zimne- Mizuki usiadł na sofie poklepując miejsce obok siebie. Uśmiechnąłem się do niego i nieco skrępowany zająłem miejsce obok mojego cudownego, wspaniałego blondyna, obiektu moich wiecznych westchnień…… i właściwie to nie wiem jak cokolwiek przełknę w takiej sytuacji. Chociaż jego niezwykle ostrożna postawa nieco mnie martwi. Ostatnim razem, gdy byliśmy razem nie był, aż tak zdystansowany.
Złapałem mało pewnie za widelec i wbiłem go w kawałek mięsa. Podniosłem  go do ust uważając by sos nie skapał przypadkiem na dywan. Smak był wręcz doskonały. Miękkie soczyste mięso rozpływało się w ustach. Cóż prawda była taka, że po tylu godzinach w szkolę byłem naprawdę głodny. Właśnie  dlatego po pierwszym kęsie przestałem się hamować i rozpocząłem jakby to ująć „szuflowanie” jedzenia z talerza. Kolejne kęsy znikały w dosłownie zastraszającym tempie. Wszystko było po prostu doskonale przygotowane. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz jadłem tak przepyszny obiad.
W końcu usłyszałem lekko przytłumiony śmiech obok siebie. Spojrzałem na blondyna, który wpatrywał się właśnie we mnie z wyraźnie zadowoloną miną.
-Widzę, że ci smakuje- Zagadnął uśmiechając się do mnie szeroko.
-Jest naprawdę pyszne- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą zmiatając ostatnie kawałki z talerza. Mizuki parsknął niepohamowanie wyraźnie rozbawiony moją reakcją.
-W takim razie bardzo się cieszę- Odłożył sztućce na talerz i oparł się wygodnie o oparcie sofy. Ułożył rękę wzdłuż oparcia. Miałem wrażenie, jakby chciał mnie dotknąć, przytulić, ale się wahał. Dlaczego nagle zaczął się hamować? Czułem na sobie przez cały czas jego uważny wzrok. Idąc w jego ślady również odłożyłem swoje sztućce na talerz. Nie wiedząc, co zrobić z rękami chwyciłem za szklankę z sokiem naszykowaną na środku stołu.
-Co słychać w szkole?- Zapytał blondyn zupełnie swobodnie poprawiając się nieco na oparciu.
-W porządku- Odpowiedziałem niewiele myśląc.
-Yhmmmmmm- W odpowiedzi na swoją a jakże rozbudowaną odpowiedz usłyszałem pełen niezadowolenia pomruk Mizukiego. Spojrzałem lekko spanikowany na blondyna.
-To znaczy nic takiego się nie działo. Wszystko w porządku, jak to zwykle w szkole. Zwyczajne nudy- Gdy tylko wypowiedziałem te słowa miałem ochotę palnąć się w te durną czachę. O matko, nie ma to jak kompromitująca wypowiedz, przed własnym … no cóż… w końcu jeszcze nauczycielem. Poczułem jak znów się czerwienię, tym razem autentycznie ze wstydu. Odłożyłem szklankę i próbowałem szybko się jakoś z tego wywinąć machając bez celu rękami. Otworzyłem usta i chciałem się jakoś wytłumaczyć, ale nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.
Blondyn uniósł jedną brew i uśmiechnął się nieco zawadiacko.
-Nudy?- Zapytał z udawanym zdziwieniem. Jego usta znów ułożyły się w nieco złośliwy uśmieszek.
-Nie, nie. W sumie to nawet było ciekawie, bardzo…- Dodałem szybko próbując jakoś załagodzić gafę, jaką palnąłem. Mizuki parsknął perlistym śmiechem. Złapał mnie za brodę i przysunął twarz w moją stronę.
-Przestań, przecież Cię znam. Doskonale wiem, kiedy zaczynasz ściemniać- Nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Te cudowne oliwkowe oczy wpatrywały się we mnie tak intensywnie, że nie mogłem odwrócić swojego wzroku – Znając ciebie pewnie przez cały dzień wpatrywałeś się w zegarek i wyczekiwałeś końca lekcji- Uśmiechnął się szeroko patrząc na mnie odrobinę złośliwie. Znów się zaczerwieniłem, jednak tym razem motyle w moim brzuchu doprowadzały mnie do istnego szaleństwa. To dlatego, że siedzi tak blisko mnie. A może dlatego, że mam na sobie jego rzeczy? Pragnienie jego dotyku stawało się z każdą chwilą coraz bardziej nieznośne.
-To dlatego, że chciałem cię jak najszybciej zobaczyć- Przyznałem w końcu zupełnie szczerze patrząc na niego wyczekująco. Miałem dość udawania i czajenia się. Pragnąłem jego dotyku, bliskości. Tylko tego pożądałem teraz ponad wszystko. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, jakbyśmy chcieli wyczytać wzajemnie swoje myśli.
Mizuki w końcu westchnął spuszczając wzrok. Przez chwilę siedział przede mną w zupełnej ciszy. Nie poruszył się nawet o minimetr.
-Poddaje się- W końcu spojrzał na mnie tym niecierpliwym pełnym pożądania spojrzeniem. Podniósł się lekko z kanapy i delikatnie pchnął mnie na oparcie. Położył rękę tuż przy mojej głowie, jakby chciał mi pokazać, że nie mam już dokąd uciec. Spojrzał na mnie z dziwną powagą. Chwile później nasze usta złączyły się w kolejnym gorącym pocałunku. Język Mizukiego bez żadnych oporów wśliznął się pomiędzy moimi wargami. Poczułem jak łaskocze delikatnie moje podniebienie i złącza nasze języki w namiętnym tańcu. Byłem tak zachwycony tym żarliwym pocałunkiem, że niemal zapomniałem jak się oddycha. Po chwili blondyn odsunął się ode mnie lekko, a ja zacząłem szybko oddychać łapiąc łapczywie powietrze. Spojrzałem na niego lekko rozmytym spojrzeniem. Patrzył na mnie uważnie przygryzając dolną wargę. Byłem lekko zamroczony mocnym pocałunkiem, ale mimo wszystko dostrzegłem jak blondyn delikatnie się uśmiecha.
-Coś się stało?- Zapytałem w końcu, gdy świat na chwilę przestał wirować.
-Nie- Blondyn pokręcił głową, wciąż nachylając się nade mną. W końcu westchnął jedynie rozbawiony –Myślałem, że może jednak powinienem odrobinę zaczekać z tymi sprawami. Nie chciałem cię do niczego zmuszać. Pomyślałem, że tak będzie o wiele doroślej, w końcu jestem starszy. Zamierzałem zaczekać, aż będziesz na to w pełni gotów. Ostatnio miałem lekkie wyrzuty sumienia, że może zmusiłem cię do czegoś- Na końcu przygryzł wargę wpatrując się we mnie zupełnie poważnie. Za to ja zupełnie oniemiałem. Co on mówił? Nigdy nie sadziłem, że po nocy, która razem przeżyliśmy może mieć jakiekolwiek wyrzuty sumienia.
-Ja wcale tak nie myślę- Zaprzeczyłem niemal automatycznie. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i dotknąłem delikatnie jego policzka. Sam nie wiem, co chciałem zrobić, ale wiedziałem na pewno, że cokolwiek się między nami stało chciałem tego. Tak bardzo tego chciałem. Czekałem na to tak długo, że jakiekolwiek wątpliwości wydawały mi się teraz zwyczajnie absurdalne.
-Wiem- Przyznał w końcu uśmiechając się delikatnie – Zresztą po tym jak zobaczyłem dzisiaj twój wyraz twarzy i tak nie mógłbym się powstrzymać- Uśmiechnął się nieco złośliwie patrząc na mnie tym żarliwym spojrzeniem. Nachylił się znów nade mną i zbliżył usta do mojego ucha – Zwyczajnie się o to prosisz- Wyszeptał mi do ucha nieco władczo. Chwilę później poczułem jak jego język jedzie po płatku mojego ucha. Wciągnąłem gwałtownie powietrze. Poczułem to paraliżujące gorąco rozlewające się wzdłuż mojego ciała. Chwilę później jego usta wczepiły się w moją szyję obsypując ją pocałunkami. Jęk, którego nie byłem w stanie już dłużej powstrzymywać wyrwał się z moich ust.
Mizuki zatrzymał się na chwilę. Nagle podniósł się do góry stając przy sofie. Nim się zorientowałem, co się dzieje pociągnął mnie za sobą. Przyciągnął mnie blisko siebie i szczelnie objął ramionami. Chwilę później nasze usta znów złączyły się w pocałunku. Żarliwym, płomiennym, pełnym miłości i niecierpliwości. Całowaliśmy się tak mocno i zapamiętale, jakby był to nasz pierwszy pocałunek. W końcu, gdy poczułem, że nogi zaczynają się pode mną uginać objąłem Mizukiego wokół szyi. Blondyn wyczuwając chyba, że dosłownie rozpływam się w jego ramionach chwycił mnie za biodra i podrzucił delikatnie w górę. Oplotłem ramiona wokół szyi blondyna a nogi zaczepiłem o jego biodra. Gdy poczułem smukłe dłonie Mizukiego jeżdżące wzdłuż spodniej części moich ud pisnąłem zawstydzony. Niemal w tej samej chwili złapał mnie porządnie za nogi i zaczął iść w stronę sypialni.
Gdy przemierzyliśmy jej próg zrzucił mnie delikatnie na pościel. Spojrzał na mnie z góry, jego wzrok był lekko zamglony. Jednym ruchem pozbył się koszulki, którą miał na sobie. Chwilę później to samo zrobił z moją. Patrząc prosto w moje oczy nachylił się nade mną i zaczął całować skórę wokół moich sutków. Jęknąłem czując jak podniecenie przejmuje powoli kontrolę nad moim ciałem. Jego długie palce sunęły wzdłuż mojego ciała drapiąc je delikatnie, co doprowadzało mnie do zawrotów głowy. Gdy język blondyna dotknął moich sutków nie byłem w stanie już dłużej czekać. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle jęcząc z przyjemności. Każdy jego dotyk był jak porażenie prądem. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Spojrzałem na Mizukiego nieco płaczliwie. Chciałem go bliżej. Musiałem poczuć go jeszcze mocniej. To wszystko wciąż było zbyt mało.
Mój ukochany, jakby czytając mi w myślach złapał za brzeg moich spodni i jednym ruchem pozbawił mnie ich razem z bielizną. W tym momencie zawstydzenie wzięło górę. Podkurczyłem nogi zaciskając kolana mocno. To było tak strasznie zawstydzające. Teraz mógł doskonale widzieć mnie w całej okazałości ze wszystkimi wstydliwymi szczegółami.
Mizuki widząc moją reakcję uśmiechnął się jedynie lisio. Pociągnął mnie za nogi w górę. Chwilę później czułem, jak sunie językiem wzdłuż moich ud. Najpierw od tyłu, a później po wewnętrznej części. Moje głośne jęki wypełniły cale pomieszczenie. Nie byłem w stanie już dłużej kontrolować swoich reakcji. Przyjemność, jaką odczuwałem była zbyt obezwładniająca. Mizuki spojrzał na mnie ukradkiem. Był wyraźnie zadowolony z efektu, jakie przynosiły jego czułości. Chwilę później podciągnął mnie wyżej, poczułem jego język sunący wzdłuż mojej dziurki. Wciągnąłem gwałtownie powietrze zaciskając pięści z całej siły na pościeli. Mój przeciągły jęk odbił się od ścian sypialni.
-Nnnnie… zaczeka… zaczekaj- Wyjęczałem pomiędzy kolejnymi falami przyjemności. Chwilę później blondyn opuścił moje nogi i usadowił się pomiędzy nimi.
Poczułem jak jego twarda, nabrzmiała męskość naciska na mnie. Zacisnąłem zęby czując, jak wbija się we mnie powoli.
-Yuki rozluźnij się trochę- Mizuki sapnął nachylając się nade mną. Spojrzałem na mojego ukochanego. Był taki piękny, jedynie mój. Jego oliwkowe oczy szkliły się pożądaniem. Gdy zorientował się, że mu się przyglądam uśmiechnął się do mnie czule. Pogładził mnie delikatnie po policzku i złączył nasze usta w kolejnym słodkim pocałunku. Odsunął się ode mnie, po czym zaczął delikatnie się we mnie ruszać. Początkowo uczucie to nie było zbyt przyjemne. Uwierające, odrobinę bolesne. W którymś momencie Mizuki złapał za moją wyprężoną dumę i coraz szybciej sunął palcami w dół i w górę. Jęknąłem przeciągle czując jak przyjemność paraliżuje powoli moje ciało. Nie byłem w stanie nawet unieść dłoni. Jedynie, co czułem to rozkosz. Gdy blondyn trafił wewnątrz na mój czuły punkt wygiąłem się gwałtownie oszołomiony przyjemnością.
Mizuki złapał za moje uda unosząc je w górę. Jego ruchy stały się szybsze, mocniejsze.
-Yuki- Pomiędzy jego sapnięciami usłyszałem swoje imię. Uśmiechnąłem się czując, że jeszcze chwila a wszystko dla nas obu zakończy się. Wystarczyło mocniejsze pchnięcie Mizukiego, a paraliżujący prąd przeszył moje ciało.
-Shin… ja…- Nim dokończyłem moje ciało zaczęło drżeć. Doszedłem, niemal w tym samym momencie czując ciepło wewnątrz siebie. Mizuki opadł na mnie dysząc i łapiąc łapczywie powietrze. Przymknąłem oczy wsłuchując się w nasze głębokie, śpieszne oddechy. To wszystko było niemal tak cudowne jak najwspanialszy sen. Na szczęście wszystko było rzeczywistością, moją rzeczywistością.
Otworzyłem oczy, gdy poczułem delikatne muskanie na policzku. Oliwkowe tęczówki tak żarliwie się we mnie wpatrywały. Byłem tak szczęśliwy, że aż chciało mi się płakać. Wtuliłem twarz w tors blondyna. To wszystko było niesamowite. My razem, tu i teraz i miejmy nadzieję, że już na zawsze.
-Kocham Cię, wiesz?- Usłyszałem szept Mizukiego tuż nad uchem. Spojrzałem na niego niedowierzając. Powiedział to prawda? Naprawdę to powiedział. Poczułem jak po mojej twarzy powoli ściekają dwie łzy. Jednak tym razem były to łzy szczęścia.
-Ja ciebie też kocham. Tak bardzo- Wyszeptałem powstrzymując kolejne łzy szczęścia przed zalaniem mojej twarzy. Wtuliłem się w niego mocniej. To wszystko jest jak spełnienie marzeń. Poczułem ramiona blondyna, jak obejmują mnie ciasno. Wreszcie czułem się bezpieczny. Tylko przy nim czułem się naprawdę sobą. Niech ta chwila trwa wiecznie. Niech ta miłość nigdy się nie skończy. Nigdy.

CDN…

czwartek, 2 marca 2017

*8*

Już od dłuższego czasu planowałam wznowienie opowiadania o braciach. Pochłonęło to sporo mojego czasu, ale udało mi się wyczarować jeden rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jasne jesienne promienie słoneczne wdzierały się przez wielkie szyby szkolnych okien oświetlając delikatną twarz szatyna. Rozmarzone oczy Kacpra wpatrywały się w dal rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Właśnie siedział na biologii. Lekcje już niemal dobiegały końca, ale nie miał nawet pojęcia, o czym mówiła podstarzała nauczycielka tłumacząca coś usilnie przy tablicy. Własne myśli zbyt mocno zajmowały teraz jego głowę. Były gdzieś daleko, bardzo daleko. W domu rodzinnym. Minęło kilka dni ode feralnych urodzin ojca Alexa. Cóż niby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło w tym czasie, a mimo wszystko zdawało się, jakby cały świat się zmienił. Atmosfera w domu chłopaka niemal wrzała. A właściwie jego niewzruszona i wiecznie niezadowolona rodzicielka sprawiała, że przez cały tydzień wszyscy stali jak na szpilkach. Przez te kilka dni skutecznie schodzili z drogi matce, a mimo to ta potrafiła robić awantury i wydzierać się jak opętana. Była niemal jak bomba zegarowa, która tylko czeka na punkt zapalny, żeby eksplodować mieszaniną gniewu i goryczy. A powód jej zachowania mógł być tylko jeden, Alex.
Ledwie ojciec chłopaka zdmuchnął świeczki a brunet już się zmył nie próbując nawet tortu. Oczywiście ciotka Alexa nieomieszkana nagłośnić tego faktu, czym jeszcze bardziej pogorszyła atmosferę przy stole. Kacper nie mógł zrozumieć, jakim cudem te kobiety mogą mieć w sobie tyle wzajemnej zawiści i niechęci. Wiadomo, że połączenie dwóch rodzin nie jest prostą sprawą, ale żeby aż tak skakać sobie do gardeł jedynie z powodu odmiennego nazwiska? To jakaś kompletna niedorzeczność…
Myśli chłopaka przerwał donośny dźwięk dzwonka. Lekcje dobiegły końca. Kacper cicho westchnął pod nosem wstając mozolnie z krzesła. Położył swój plecak na ławce i powoli zaczął się pakować. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Wysłuchiwanie narzekań matki i wszelkich epitetów pod adresem Alexa naprawdę doprowadzało go już do szaleństwa. Co gorsza prócz biblioteki nie miał innego pomysłu na zagospodarowanie nadmiaru wolnego czasu.
-Cześć Kacper-Szatyn spojrzał na swojego przyjaciela, który uśmiechał się do niego przymilnie.
-Ach, witaj Tom. Jak tam twój wyjazd z rodziną?- Kacper odwzajemnił uśmiech, choć już czuł co się kryje za wyrazem twarzy przyjaciela.
-Całkiem przyjemnie. Trochę za krótko by odpocząć, no ale wiadomo jak jest. A poza tym nic ciekawego. Za to mama mówiła, że u Was w domu działy się jakieś rewolucje- Ocho, właśnie tego Kacper najbardziej się obawiał. Przez cały tydzień, chociaż w szkole miał, spokój, bo jego przyjaciel wyjechał z rodziną w góry. Na jego nieszczęście ich matki rozmawiały godzinami przez telefon i oczywiście wszyscy wiedzieli o feralnych urodzinach. Miał nadzieję, że już nie będzie musiał wracać do tego momentu, no ale jak widać mylił się.
-Ach to nic takiego. Mama trochę przesadza- Burknął Kacper machając ręką od niechcenia. Chłopak szybko zawinął torbę i zmierzał w kierunku wyjścia. Miał nadzieję, że jego przyjaciel przestanie go wypytywać o rodzinne sprawy.
-Jak to nic takiego? Twoja mama mówiła, że ten twój niewydarzony brat narobił jej wstydu, że skandalicznie się zachowywał i w ogóle- Niestety Tom dogonił Kacpra nim ten zdążył w ogóle się od niego oddalić. Szatyn cmoknął niezadowolony pod nosem. Naprawdę nie miał ochoty o tym rozmawiać, a już na pewno nie z osobą, która nie miała nic wspólnego z jego rodziną.
-Ach, nic takiego się nie wydarzyło. Moja matka czasem lubi ubarwiać nieco fakty- Burknął Kacper posyłając przyjacielowi nieco wymuszony uśmiech i przyspieszając nieco kroku.
-Jak to nic? Nie sądzisz, że za bardzo go bronisz? Gdybym ja miał takiego brata to wolałbym w ogóle go nie znać- Tom palnął nieco cynicznie wzruszając ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kacper przystanął na chwile słysząc te słowa. Jego niewielkie pięści zacisnęły się samowolnie hamując wylew gniewu. Wszystko w nim dosłownie się gotowało. „Wolałby go w ogóle nie znać”. Co to miało być? Jakim prawem ktoś może mówić coś takiego o jego bracie? Jak ktoś, kto w ogóle go nie zna, ma czelność go oceniać? –Och a tak w ogóle idziesz może do biblioteki?- Mruknął to, jakby nic się nie stało. Kacper wziął głęboki wdech, który pozwolił mu nieco uspokoić emocje. Nawet gdyby teraz nakrzyczał na swojego przyjaciela niczego by to nie zmieniło. Nie pomogłoby Alexowi, a jedynie zaostrzyłoby sytuację w domu. Cóż pozostało mu jedynie odpuścić.
-Nie. Dzisiaj nie idę- Burknął smętnie Kacper wpatrując się wciąż w podłogę. Cóż początkowo miał zamiar tam właśnie spędzić dzisiejsze popołudnie, ale skoro Tom również się tam wybierał, to nie miał najmniejszego zamiaru tam iść. Nie dzisiaj. Nie kiedy musiałby wysłuchiwać kolejnych bezpodstawnych oskarżeń pod adresem Alexa. Chyba wtedy po prostu nie dałby rady powstrzymać emocji. A przecież nie chciał mieć żadnych kłopotów.
-Nie idziesz? Słyszałem, że cały tydzień tam siedziałeś. Myślałem, że sobie pogadamy- Kacper znów westchnął siląc się na spokój. Czy jego matka naprawdę wszystkim musiała beblać w kółko o tym, co robi? Zero prywatności. Monitoring 24/7.
-Nie dzisiaj mam coś ważnego do załatwienia- Skłamał wymuszając na sobie blady uśmiech. Naprawdę, nie lubił kłamać, ale czy miał jakieś inne wyjście?
-Rozumiem. W porządku w takim razie do zobaczenia jutro- Tom uśmiechnął się perliście do Kacpra, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę biblioteki. Nareszcie. Nareszcie Kacper mógł odetchnąć. Wszystkie te uporczywe i złośliwe pytania były naprawdę męczące. Strasznie go irytowały. Wszystkie te słowa to bzdury wyssane z palca przez jego matkę i powtarzane w kółko przez innych. Sam tego nie rozumiał, ale każda obelga pod adresem Alexa w jakiś dziwny sposób go bolała. Nie potrafił tego zrozumieć. Jednak słysząc takie głupoty po prostu się w nim gotowało. Przecież oni nawet nie wiedzieli o kim mówią. W życiu nawet nie widzieli jego brata a potrafili oceniać go bez żadnych skrupułów. Ludzie bywają naprawdę bezlitośni.
Gdy Kacper doszedł do szafek na parterze wyjął swoje codzienne buty i wymienił je z tenisówkami, które miał właśnie na nogach. Zamknął szafkę na kluczyk i stanął przed wyjściem ze szkoły. Pozostawało jedno zasadnicze pytanie. Gdzie teraz miał pójść? Na pewno nie do domu. Ledwo uwolnił się od swojego przyjaciela, a miałby dobrowolnie wystawić się na gderania swojej matki? Co to, to nie. Chyba jedyne wyjście to pokręcić się po okolicy. Może wybierze się do parku? Dzisiejszego dnia słońce świeciło naprawdę pięknie a na dworze było przyjemnie ciepło.
Chłopak opuścił mury budynku kierując się do pobliskiego parku. Był niewielki, ale było tam sporo ławeczek. Można było tam usiąść i odpocząć, a przede wszystkim zapomnieć o innych i zaczerpnąć nieco samotności.  Słońce święciło mu w twarz łaskocząc jego skórę ciepłymi promieniami. Lekki wietrzyk rozczochrał jego idealnie ułożone włosy. Chłopak odetchnął głęboko czując jak nerwy i wściekłość całkowicie opuszają jego ciało. Wreszcie mógł się zrelaksować. Wszedł przez wielką kamienną bramę na wąską ścieżkę dzielącą zielone trawniki i niewielkie kwietniki. W parku nie było zbyt wielu ludzi. Jedynie kila par, które zajmowały się sobą. Szatyn wszedł głębiej w park. W końcu znalazł odosobnioną ławeczkę stojącą pod dwoma wielkimi dębami. Była po prostu idealna. Usiadł na niej rzucając swój plecak tuż obok. Wyciągnął z niego kanapkę, którą rano dostał od mamy. Jakoś przez cały dzień nie był głodny. Wręcz przeciwnie zbyt wiele zmartwień siedziało w jego głowie, by przejmował się czymś takim jak jedzenie. Jednak skoro miał tutaj spędzić trochę czasu musiał zaspokoić głód, który wreszcie odezwał się głośnym burczeniem jego brzucha. W końcu do obiadu jeszcze daleko.  Gdy tylko wbił zęby w miękki chleb przed nim pojawiło się kilka wróbli świergoczących wesoło. Wyrwał kawałem chleba i pokruszył go przed sobą. Brązowe ptaszki od razu podskoczyły radośnie, łapiąc za maleńkie okruszki. Kacper wyłożył się wygodnie na ławce rozkoszując się delikatnym wiatrem rozwiewającym jego włosy. Wreszcie mógł odetchnąć spokojnie. Niestety nie miało to trwać zbyt długo.
W pewnym momencie tuż za Kacprem pojawił się wysoki blond włosy chłopak. Widząc zrelaksowanego szatyna podszedł do ławeczki i kopnął w nią z całej siły. Wystraszony Kacper zerwał się na równe nogi upuszczając na ziemię zjedzoną do połowy kanapkę. Z przerażeniem w oczach spojrzał na blondyna. Wyglądał na osiedlowego chuligana. W uszach miał kilka kolczyków, a na szyi jakiś mało wyraźny tatuaż. Miał włosy krótko ścięte na jeżyka i kpiący wyraz twarzy.
-Chodźcie tutaj chłopaki szybko. Patrzcie co nam się zagnieździło w miejscówce- Tuż za nim z zarośli wyszło jeszcze trzech nastolatków. Również wyglądali na niezłych opryszków. Wszyscy byli niechlujnie ubrani z minami, które świadczyć mogły jedynie o nadejściu kłopotów.
-Patrzcie jaki porządny chłoptaś- Żachnął się rudy chuderlak stojący tuż obok blondyna, który najwyraźniej był przywódcą całej grupki.
-Pewnie chodzi do tej prywatnej budy w pobliżu. Na pewno ma sporo kasy przy sobie- Burknął grubas w bejsbolowej czapce.
-Cóż, sprawdźmy- Uśmiech, który wymalował się właśnie na ustach blond przywódcy nie świadczył o niczym dobrym.
-Ja nic przy sobie nie mam, przysięgam!- Pisnął Kacper unosząc ręce w obronnym geście. Nie miał zamiaru wdawać się z nimi w żadne bójki. Kłopoty, to ostatnia rzecz, której mu teraz było trzeba.
-Och, bez przesady my chcemy tylko się upewnić. Bierzcie jego torbę chłopaki- Blondyn wskazał na plecak Kacpra, który wciąż spoczywał na deskach ławeczki. Nim Kacper zdążył go chwycić, rudzielec porwał jego torbę. Z szerokim uśmiechem na ustach otworzył zamek i odwrócił go do góry nogami wysypując całą zawartość na trawę. Zimny dreszcz przeszył ciało Kacpra. Dlaczego? Dlaczego oni robią takie rzeczy? Przecież on niczego im nie zrobił. Chciał tylko spokojnie tutaj posiedzieć. Rudzielec kopnął kilka książek Kacpra szukając najwyraźniej czegoś wartościowego -Cholera. Max nic tutaj nie ma-
-Więc musi mieć kasę przy sobie. Brać go- Z przerażeniem w oczach Kacper patrzył jak trzech opryszków zaczęło iść w jego stronę. Odwrócił się szybko i zaczął uciekać, co sił w nogach. Niestety nie był zbyt szybki. Po chwili jeden z łobuzów dopadł go i pchnął z całej siły. Szatyn zachwiał się i nie zdołał złapać równowagi. Upadł na trawnik słysząc jak gruby materiał rozrywa się na jego kolanach. Spojrzał na trzech chłopaków, którzy stali już nad nim. Strach sprawiał, że czuł wielką gulę w gardle. Oddech wiązł mu w gardle, a serce biło jak oszalałe.
-Dawaj kasę mały!- Fuknął grubas w czapce, spluwając tuż obok przerażonego chłopaka.
-Nie. Proszę, puśćcie mnie. Ja nic nie mam!- Wychrypiał Kacper kuląc się z przerażenia.
-Problem w tym, że my ci nie wierzymy- Zadrwił blondyn patrząc na wszystko z niewielkiej odległości. Gdy nie usłyszał odpowiedzi machnął ręką do koleżków by robili, co do nich należy.
– Skoro nie po dobroci, to może to Cię zachęci- Rudzielec zakpił nachylając się nad Kacprem. Szatyn zwinął się w kulkę próbując osłonić twarz przed nadchodzącym uderzeniem. Poczuł pięść wbijającą się w jego żebra. Następne było kopnięcie w nogi, potem uderzenie w ręce i znowu kopniak. Łzy bólu zaczęły spływać po delikatnej twarzyczce chłopaka.
-Nie. Przestańcie. Proszę!- Chłopak zaczął błagać ochrypłym głosem coraz bardziej zalewając się łzami. W tym samym momencie usłyszał głośny plask, a wraz z nim skończyły się uderzenia. Otworzył załzawione oczy i lekko rozchyliła ramiona rozglądając się wokół siebie. Wandale zniknęli. Kacper uniósł się lekko na ramionach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, co się dzieje. Rudzielec o ciętym języku leżał kilka metrów dalej łapiąc się za nos, próbując zatamować krew. Za to grubas w czapce kucał niedaleko łapiąc się w pasie i próbując odzyskać oddech. Trzeci opryszek uciekł gdzieś daleko chowając się za ławką. Blond włosy przywódca z wściekłością i zaciśniętymi zębami spoglądał na postać stojącą tuż przy Kacprze. Wysoki chłopak w wytarganych dżinsach i czarnej koszulce. Czarne przydługie włosy falowały na wietrze. Brunet odwrócił się delikatnie w stronę Kacpra posyłając mu badawcze spojrzenie. Na widok tych oczu szatyn poczuł niewyobrażalną ulgę. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa rozlało się po jego ciele. Łzy radości uwięzły w kącikach jego oczu. To był Alex. To właśnie on przyszedł mu na ratunek.
-Żyjesz mały?- Burknął Alex patrząc uważnie na brata. Był nieco poobijany i zapewne będzie miał kilka siniaków, ale na szczęście nic poważnego mu nie groziło. Kacper zbyt przerażony tym, co się właśnie stało jedynie skinął głową.
-Alex ty kundlu znów wtrącasz się w nie swoje sprawy. Wypierdzielaj z mojego terenu- Warknął blondyn zaciskając pięści ze złości. Zaczął zbliżać się do bruneta przyjmując bojową postawę.
-Twojego? Nie przypominam sobie, byś miał to miejsce na własność- Parsknął Alex szykując się do obrony.
-Jeszcze tego pożałujesz!- Blond opryszek rzucił się na bruneta z pięściami. Jednak nim zdążył go uderzyć, Alex odskoczył i podstawił mu nogę. Na koniec posłał mu jeszcze porządnego kopniaka w tyłek. Nim chłopak się zorientował zarył nosem prosto w trawę. Alex szybkim krokiem podszedł do brata łapiąc go pospiesznie za ramię.
-Szybko musimy zwiewać- Szepnął do szatyna pomagając mu wstać. Kacper wciąż roztrzęsiony ledwie trzymał się na nogach. Spojrzał na brata wzrokiem pełnym wdzięczności.
-Ale…ale moje rzeczy- W tym momencie jego wzrok padł na stertę książek rozrzuconą przy ławeczce. Wzrok Alexa również podążył w tamtą stronę. Chłopak przeklął cicho pod nosem i szybko pobiegł w tamtą stronę. Musiał się spieszyć, bo rudzielec i grubas powoli dochodzili do siebie. Zaczął wrzucać wszystko jak popadnie z powrotem do plecaka. Szybko rozejrzał się dookoła czy nic cennego nie zostało. W tym momencie grubas wstał i zaczął biec w jego stronę.  
-Alex uważaj!- Kacper krzyknął patrząc jak opryszek zbliża się coraz bardziej do jego brata. Brunet nie zdążył jednak podnieść się na czas. Grubas zamachnął się i trafił chłopaka w twarz. Ten zachwiał się na nogach i upadł na trawę. Nim jednak opryszek zdążył po raz kolejny dosięgnąć go swoim ciosem, brunet kopnął go w kolano. Ten padł niczym ścięte drzewo na ziemię. Alex szybko odskoczył na bok, złapał za plecach i zaczął biec w stronę Kacpra.
-Wstawaj szybko!- Chwycił chłopaka za rękę i pociągną w górę a potem za sobą. Zaczęli biec przed siebie. Nie oglądając się za siebie biegli coraz szybciej i szybciej. Przeskakiwali małe krzewy i niewielkie klomby. Kacper starał się dorównać kroku bratu, ale ciężko było mu nadążyć. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa i coraz gorzej było złapać oddech. W końcu wybiegli przez kamienne wejście do parku od wschodniej strony. Wreszcie byli niedaleko domu. Alex stanął starając się uspokoić szybki oddech. Kacper złapał się murku łapiąc kolejne oddechy. Nogi zaczęły mu się trząść a serce trzepotało, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z klatki piersiowej. To było jakieś szaleństwo.
-W porządku? Nic ci nie jest?- Zagadnął Alex wciąż szybko oddychając. Kacper pokręcił tylko głową. Uśmiechnął się do bruneta siląc się na dobrą minę. Tak naprawdę był wciąż przerażony i chciało mu się po prostu płakać. To pierwszy raz, gdy spotkało go coś tak okropnego.
-Dzie… Dzięku… Dziękuje- W końcu udało mu się wydyszeć mimo palącego gardła.
-Dasz rade dojść do domu?- Zapytał Alex przyglądając się uważnie bratu.
Kacper skinął głową. Brunet bez słowa podał chłopakowi plecak, który wciąż trzymał w ręce. Ten szybko przerzucił go przez ramię i z uśmiechem odwrócił się i przeszedł kilka kroków. Niestety to był kres jego wytrzymałości. Wszystkie mięśnie w jednym momencie odmówiły mu posłuszeństwa. Chłopaka dosłownie ścięło z nóg, a przed upadkiem ochroniło go jedynie silne ramie brata. Alex zdążył podeprzeć szatyna nim ten runął na ziemię.
- Dobre sobie.  Przynajmniej mógłbyś przestać udawać - Alex burknął do brata obejmując go porządnie w pasie. Powolnym krokiem zaczęli iść w stronę domu.
- Przeprasza - Kacper szepnął cicho lekko zawstydzony.
- To nic takiego - Odparł brunet wciąż patrząc przed siebie – Trochę mnie dzisiaj wystraszyłeś – Kacper spojrzał lekko zaskoczony na poważną twarz brata – Gdy zdałem sobie sprawę, że to Ciebie tłuką te dupki to mało zawału nie dostałem. Myślałem, że ich tam pozabijam-
-Przeprasza- Szepnął szatyn chowając twarz przed wzrokiem brata.
-Dlaczego mnie przepraszasz?- Zapytał Alex marszcząc brwi.
-Bo przeze mnie prawie dostałeś zawału- Odpowiedział Kacper ze śmiertelnie poważną miną. Alex nie mogąc wytrzymać roześmiał się głośno.
-Ja z Tobą nie mogę. Przecież tak tylko się mówi- Alex nie potrafił przestać się uśmiechać, jednak po chwili nieco spoważniał –A tak w ogóle to, jakim cudem wpadłeś w łapska tych dupków?-
-Ja tylko siedziałem na ławce- Burknął Kacper usiłując powstrzymać łzy w kącikach oczu.
-Jeśli się rozpłaczesz to Cię tutaj zostawię- Fuknął Alex łypiąc na brata spod byka. Po chwili jednak westchnął już nieco spokojniej – Następnym razem uważaj i nie chodź tam. Często tam przesiadują i same z nimi kłopoty- Brunet cmoknął pod nosem przypominając sobie ile razy już na nich wpadł.
Kacper jedynie skinął głową na znak, że rozumie. Cóż po tym, co go dzisiaj spotkało na pewno będzie omijać to miejsce szerokim łukiem. Kto by pomyślał, że w takim pięknym, spokojnym parku mogą mu się przytrafić takie rzeczy. Całe szczęście, że pojawił się Alex. Gdyby nie on to, kto wie co by się z stało? Te osiłki wyglądali na takich, co potrafią wysłać człowieka do szpitala bez wyraźnego powodu. Nagle tematy do rozmów, jakby się urwały, a między chłopakami zapadła cisza. Całe szczęście, że byli już niemal przed domem. Gdy doszli do bramy Kacper nagle zatrzymał się jak wryty. Dokładnie w tym momencie zdał sobie sprawę z tego jak wygląda. Spodnie usmarowane trawą i ziemią, rozdarte na kolanach. Sweter zmierzwiony i zakurzony, a o koszuli to już lepiej nawet nie wspominać. Co sobie pomyśli jego matka, gdy go zobaczy? Awantura murowana.
-Coś się stało?- Zapytał Alex, gdy poczuł nagły opór ze strony brata.
-Matka mnie zabije, gdy mnie zobaczy- Jęknął Kacper przyglądając się dokładnie szerokiej dziurze. Alex parsknął niepohamowanie widząc minę brata.
- Chyba masz rację - Choć wyśmiewanie się w tej sytuacji z brata nie było jego zamiarem zwyczajnie nie potrafił powstrzymać rozbawienia – W takim razie masz szczęście, że nie ma jej w domu – dodał po chwili z jeszcze większym uśmiechem na ustach.
- Jak to? - Zapytał Kacper nieco zmieszany. Alex puścił brata, który potrafił już stać o własnych siłach i nieco rozprostował plecy.
- Z dwie godziny temu pojechała z ojcem na zakupy. A zwykle wracają po czterech - Odparł spokojnie Alex podpierając się o płotek. Z kieszeni spodni wyciągnął papierosy. Włożył jednego do ust i odpalił. Następnie porządnie się nim zaciągnął.
-Palisz?- To pytanie samo niepostrzeżenie wyrwało się szatynowi z ust. Wizja brata w jego głowie, którą od tak dawna tworzył, kawałek po kawałku zaczęła się rozsypywać. Nawet tak mała rewelacja jak palenie papierosów sprawiła, że zdał sobie sprawę, że tak właściwie nic nie wie o Alexie. Po tym co się dzisiaj zdarzyło był już tego niemal pewien.
-Jak widać- Burknął Alex mało zadowolony z pytania brata. Nie lubił, gdy ktoś zwracał mu na coś uwagę. Znów zapadła między nimi krępująca cisza. Alex coraz mocniej zaciągał się papierosem, co jakiś czas strzepując popiół z końcówki. Kacper stał przy bramie zastanawiając się co ma ze sobą zrobić. Powinien już pójść sobie do domu, a może ma poczekać, aż Alex znów się do niego odezwie? W końcu po raz pierwszy prowadzili normalna rozmowę. Po raz pierwszy od wielu lat rozmawiali ze sobą, jak normalne rodzeństwo. Zupełnie jakby ten czas milczenia i ciszy nic nie znaczył. Kacper za nic w świecie nie chciał wracać do punktu wyjścia. Nie chciał znów mijać się w korytarzu w ciszy.
-Alex, czy mogę zadać Ci pytanie?- Słowa wypowiadane przez Kacpra były tak ciche, że ledwo można było je dosłyszeć.
-Jasne- Mruknął brunet wydychając kłęby dymu.
-Dlaczego mnie uratowałeś?- Alex niemal skamieniał słysząc to pytanie. Przez chwile stał w ciszy nawet się nie poruszając. Patrzył gdzieś w przestrzeń przed sobą jakby myśląc nad odpowiedzią. Jego usta wykrzywiały się w grymas niezadowolenia.
-Czy to nie oczywiste?- Zapytał nieco urażonym głosem –W końcu jesteśmy braćmi – Brunet rzucił wypalonego już papierosa na ulicę i przydepnął go butem – Poza tym nie chciałem, żebyś miał mnie za potwora, którym według twojej matki jestem- Oczy braci spotkały się w niemej rozmowie. Alex spuścił jedynie głowę i odwrócił się ruszając w sobie tylko znaną drogę.
W oczach Kacpra znów pojawiły się łzy, ale tym razem bolało go serce. Poczucie winy, które wciąż go nie opuszczało teraz znów dało o sobie znać.  Nie rozumiał, dlaczego jego brat powiedział coś takiego. W końcu przecież nigdy nie uważał go za potwora. Nigdy nawet nie pomyślał tak o nim.
-Alex!- Chłopak krzyknął za bratem, ale ten najwyraźniej nie miał zamiaru się zatrzymywać – Alex! Dla mnie jesteś bohaterem a nie potworem!- Kacper krzyknął z całych sił spoglądając na sylwetkę brata, która była coraz dalej. Jednak na te słowa brunet odwrócił się w stronę chłopaka. Machnął jedynie ręką z uśmiechem na znak, że zrozumiał -Alex! Dziękuję!- Kacper krzyczał dalej, mimo że brunet oddalał się coraz bardziej –Dziękuje, że jesteś!- Krzyknął tak mocno, jak tylko potrafił. Na te słowa jego brat przystanął momentalnie. Alex z oddali wpatrywał się w brata. Jakby chciał odczytać czy to, co właśnie usłyszał nie było tylko żartem, albo zwykłym przejęzyczeniem. Patrzył tak przez chwilę, jakby nieco zakłopotany i zawstydzony. Potem uniósł tylko dłoń na pożegnanie i uśmiechnął się szeroko.
Dzisiejszy dzień dla obu braci był doprawdy zwariowany. Wszystko się zmieniło. Cisza została przełamana, ale czy na dobre? Jednak jedno było pewne obaj chcieli ze sobą rozmawiać. Oby tylko wszystko układało się po ich myśli.


CDN…