Nienawidzę sytuacji, gdy wszyscy się na mnie gapią.
Naprawdę wkurzające.
A może to tylko moja wyobraźnia?
Zawsze, kiedy chcę coś ukryć, a teraz właśnie chciałem, mam wrażenie,
że wszyscy się na mnie patrzą.
Może mój nowy ubiór ich trochę zszokował?
No cóż. Cel uświęca środki, jak to mówią.
Tak, tak idę środkiem korytarza w czarnej, długiej bluzie. W
dodatku z bejzbolówką na głowie i szczelnie naciągniętym kapturze na niej. To
nic, że na dworze mimo jesieni jest jakieś 24 stopnie. Przecież to jesień do cholery!
Trzeba się powoli szykować do zimy, racja? Czy ja naprawdę wyglądam, aż tak
komicznie w tej sytuacji?
Dobra, nie mówcie…chyba jednak nie chce znać odpowiedzi.
Niestety nie mam innego wyjścia. Czemu?
Oh, wcale nie musicie wszystkiego wiedzieć.
To tajemnica, nie powiem wam. To tylko jakieś głupie
pierdoły, którymi nie warto zawracać sobie głowy. Naprawdę, w ogóle mną nie
powinien nikt się przejmować. I tak nic dobrego ze mnie nie będzie.
-Yuki?- Stanąłem słysząc głos Lucasa tuż za mną. Odwróciłem
się do niego i spojrzałem krzywo spod warstwy mojej, grubej zasłonki. Wyglądał
na niesamowicie zaskoczonego. Coś, jakbym właśnie paradował po środku szkoły w
spódniczce mini. No dajcie spokój! Nie jest tak źle.
-Co znowu?- Może i to mało grzeczne, ale jego zdziwienie też
nie było zbytnio sympatyczne. To na prawdę nie moja wina. Gdybym mógł, nigdy
nie zakładałbym tego cholernego kaptura. Ale nie mogę pozwolić by wszyscy
widzieli to, co pod nim mam.
-Co ty odwalasz stary? Co ci się stało? Mózg przegrzany?-
Ech, ale dowcipny to on jest. Skąd on niby bierze te swoje
inteligentne tekściki, co?
-Taak, bardzo zabawne śmiej się ze mnie. Dalej, proszę
bardzo. I tak tego nie ściągnę-
Powiedziałem niezwykle buńczucznie, a na koniec pokazałem mu
jeszcze język. Niech ma za swoje, co on sobie myśli?
-Dobra, chodź ze mną na chwile- Złapał mnie za rękaw bluzy i
pociągnął w stronę jakiegoś wąskiego, ślepego korytarza. Szedłem za nim
pokornie, doskonale wiem, o co mu chodzi.
Zawsze tak robił. Pewnie już się domyślił, w czym rzecz. Na
całe szczęście mój przyjaciel potrafi być niesamowicie dyskretny. Co w sumie
jest dość zadziwiające patrząc na jego momentami niezwykle porywczy charakter.
Stanęliśmy gdzieś daleko od reszty uczniów tak, że nikt nie mógł
nas zobaczyć, a co ważniejsze tego, co robiliśmy.
Lucas stanął do mnie przodem, w dodatku dość blisko. Jego
mina mówiła mi jedno, nie miał zamiaru mi odpuścić. Westchnąłem jedynie
zrezygnowany i zdjąłem kaptur oraz czapkę z głowy.
Wiedziałem, że prędzej czy później i tak by to zrobił, więc
nie było sensu się z nim szarpać.
Spojrzałem na przyjaciela, ciekaw jego reakcji. Tak jak myślałem.
Jego początkowe zaskoczenie niemal natychmiast zmieniło się
we wściekłość, tak doskonale widoczną w jego oczach.
Był zły. Jasne, że był. W końcu to mój przyjaciel. Martwi
się o mnie.
-Kto ci to zrobił?- Zabrzmiało to niczym groźba. Raczej nie
było mowy o tym, żeby się nie wściekł.
-Przecież dobrze wiesz, po co pytasz?- Odpowiedziałem mu
jedynie beznamiętnie. Była tylko jedna osoba, która mogła mi to zrobić, a Lucas
doskonale znał moją sytuacje.
-Zabije go! Zabiję kiedyś tego drania! Nawet, jeśli to twój
ojciec. Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz? Teraz to tylko podbite oko, a następnym
razem, co? Nóż w gardle?- Lucas, naprawdę był bardzo wkurzony. Krzyczał do mnie
jakbym to faktycznie ja był winny.
Ale w jednym miał racje. Mój ojciec był draniem.
Tak, tak pod tym kapturem ukrywałem przez cały ranek swoją
wielką śliwę, niemal na pół twarzy. Wczoraj mój ojciec znów za dużo wypił i postanowił
urządzić sobie ze mną bitkę. Efekt tego jest taki, że mam podbite oko, które
cholernie boli. Wierzcie mi wcale nie wygląda to wesoło.
Czuje się strasznie głupio, bo to nie pierwszy raz, kiedy dałem
mu się tak poobijać. Oczywiście, że nie poddałem się bez walki. Ale mój pijany
ojciec dostaje jakiejś nadludzkiej mocy.
Nawet nie wiecie, co ja przechodzę we własnym domu.
-Daj spokój Lucas, przestań krzyczeć. Chcesz żeby zleciało
się tutaj pól szkoły? I tak mają mnie już za dziwaka- Odsunął się ode mnie z
niezbyt pocieszoną miną. Wiem, że on zrobiłby wszystko żeby skończyć moja
domowa udrękę, ale sam nic nie poradzi.
-Może powinni się dowiedzieć, co? Może wreszcie wtedy, ktoś
zrobiłby coś z tym pieprzonym pijakiem?- Spojrzałem na niego autentycznie
przerażony. Co on wygaduje, jak to? Zwariował czy co? Przecież nikt nie może wiedzieć.
Gdyby ojciec usłyszał, że rozgaduje jakieś plotki na jego
temat to nie dałby mi żyć. Ja za taką pomoc dziękuję.
-Zwariowałeś? Chcesz żeby moje trudne życie zmieniło się w
jeszcze większe piekło?- Spojrzałem na niego z groźbą w oczach. Niech się nawet
nie waży nikomu mówić. To, że on jest moim najlepszym przyjacielem, nie znaczy,
że reszta też ma zaraz wiedzieć.
-Nie- spuścił jedynie głowę w milczeniu. Wiem, że mu było
przykro. Ja też wolałbym nie mieć takich rodziców, ale życie to życie. Potrafi
nam odebrać całe szczęście w najmniej spodziewanym momencie.
Chociaż w moim przypadku odebrało nie tylko szczęście, ale
właściwie wszystko: szanse na przyszłoś, normalny dom, rodziców.
Dosłownie wszystko.
Przesadzam?
Wcale nie. Jeszcze nie znacie mojej sytuacji, ale jest
naprawdę ciężka. Ojciec chlejący całymi dniami i matka, o której chodzą niezbyt
przyjemne plotki. Zupełnie jak o mnie.
Co oni zwykle mówią? Ćpun, menel, zboczeniec?
Nawet mnie nie znają. Nie wiedza, jaki jestem, a mimo to nie
przeszkadza im mówienie tak podłych oszczerstw pod moim adresem.
Czasem mam chęć po prostu usiąść gdzieś w kacie i rozpłakać się.
Zupełnie jak wtedy, gdy byłem mały i nie potrafiłem poradzić sobie z problemem.
Jest jednak różnica, wtedy przychodziła do mnie moja mama. Brała mnie na kolana
i pytała się, co się stało?
A teraz?
Nie zdziwiłbym się gdyby skoczyła na mnie ze swoimi pazurami
i pretensjami, że siedzę zamiast zarabiać.
Zarabiać…
Właśnie, pieniądze! Tylko to się teraz dla nich liczyło.
Ojciec potrzebował ich na wódkę, a matka na swoje bibeloty.
Ja nie byłem im już potrzebny, nie obchodziłem ich. Obchodziły
ich tylko pieniądze, które mogłem zarobić.
Tylko to i nic więcej.
I pomyśleć, że kiedyś byliśmy normalną rodziną.
Ale już nie pamiętam tych czasów. To zbyt odległe
wspomnienia.
Niemal nierealne. Abstrakcja, dokładnie tak można by je
nazwać.
Teraz moją jedyną rodzina był Lucas. Wiedziałem to, i on też
to wiedział. Dlatego ze mną był. By mi pomóc, pocieszyć, by po prostu być.
Czasem w przypływie emocji mówię mu dobrze, że jesteś.
Mówi mi, że to najcenniejsze słowa, jakie ktokolwiek mu
powiedział.
Nie wiem, co w nich takiego wyjątkowego, ale cieszy mnie
widok jego uśmiechniętej twarzy.
Z zamyśleń wyrwał mnie gwałtownie, dzwonek.
-Jaką mamy teraz lekcję Lucas?- Zapytałem głosem wypranym z
emocji. Było mi dziwnie. Wcale nie chciałem iść na żadną lekcje, ale gdzie niby
miałem pójść?
Nie chce żeby Lucas miał potem w domu ochrzan za to, że opuszcza
tak dużo lekcji. A z pewnością chciałby pójść ze mną. Oczywiście jako mój
ochroniarz.
-Zdaje się, że chemie, bo cała klasa jest jakaś nerwowa-
Uśmiechnąłem się zadowolony
-To wspaniale- Lucas spojrzał na mnie, jak na kompletnego
wariata. Może miał racje, może już nim byłem. Skoro życie już mnie tak
nienawidzi to, czemu miałbym się bać jakiejś chemii z Mizukim?
Już nie obchodzi mnie, co mi może zrobić. Właściwie nic
gorszego już raczej mnie nie spotka.
Złapałem za kaptur i znowu szczelnie owinąłem nim głowę.
Oczywiście Lucas nie był zachwycony moim zachowaniem. Rzucił w moją stronę,
niepewne i jakieś obrażone spojrzenie. Pewnie wolałby nie ciągnąć mnie na tą
chemie.
A może po prostu uznał, że jestem masochistą, albo naprawdę
ma mnie za wariata. W końcu z wariatami się nie kłóci. Dlatego, już więcej się
do mnie nie odżywał. Ja nie wiem, może się obraził czy co? Ale raczej jego mina,
mówiła co innego. Był jakby przybity i nieco smutny.
No pięknie i znowu wszystko przeze mnie.
Dołączył do mnie i wolnym krokiem doszliśmy pod klasę.
Akurat Mizuki wpuszczał resztę uczniów do klasy. Gdy tylko nas zobaczył rzucił
nam jakieś kpiące i rozbawione spojrzenie.
-A wy co panowie? Nowa moda Yukimura? Ubieranie się po
czubek głowy, gdy na dworze jest 24 stopnie?-
Spuściłem tylko głowę zawstydzony. Za to Lucas posłał
naszemu wychowawcy dość ostre spojrzenie, które miało go zniechęcić do dalszych
pytań.
Nie sadziłem, że zacznie ten temat. Może jak go zignoruję,
to nie będzie mnie męczył?
Jednak tak się nie stało.
Gdy tylko chciałem wejść do klasy tuż za moim przyjacielem
zagrodził mi drogę ręką.
-A ty dokąd?- Jego ton miał chyba brzmieć jak mało subtelne
upomnienie. Czyżby nie spodobało mu się to, że go zignorowałem?
Lucas odwrócił się i spojrzał na naszego chemika z wyzwaniem
w oczach. No proszę moja lwica już gotowa do obrony.
-Panie Fellton może pan wrócić do klasy. Czyżby coś się
stało?- Mizuki niezwykle ironicznie podkreślił końcówkę zdania. Rzucił na Lu to
chłodne spojrzenie unosząc jednocześnie brew.
-Nie, ale…- Lucas spojrzał na mnie by upewnić się w tym, co
ja o tym wszystkim myślę.
Kiwnąłem mu jedynie, by wszem do klasy. Nie wiem czy dobrze
zrobiłem.
Może powinienem go zostawić jako swojego obrońcę, ale z
drugiej strony, co mi może Mizuki zrobić? Podbić drugie oko?
Gdy zostaliśmy sami, mój nauczycie zamknął przede mną drzwi
do klasy, co oczywiście wprawiło mnie w niemały szok.
Dobra może jednak Lucas powinien tu zostać?
- Yukimura możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tym kapturem? Wyglądasz
jakbyś się urwał nie wiadomo, z jakiej dziury- Spojrzał na mnie raczej mało
przychylnie, unosząc teatralnie brew.
-Zimno mi. Przeziębiłem się- Skłamałem raczej mało
przekonująco.
-Na dworze jest 25 stopni. Takie głupie kłamstwa to może
sobie oszczędź- Mój nauczyciel spojrzał na mnie kpiąco.
I co teraz? Nie miałem wyboru powoli zsunąłem z głowy kaptur
uważając jednak, by czapka przysłaniała moja wielką śliwę pod okiem.
Spojrzałem na nauczyciela pełnym nadziei wzrokiem.
Niestety tego, co zrobił nie spodziewałem się nawet ja.
-Czapkę również- Nim zdążyłem się zorientować, Mizuki zerwał
mi ją z głowy jednym ruchem. Niemal odskoczyłem zszokowany.
Nie…
Zamarłem wpatrując się w twarz mojego chemika.
On również zamarł wpatrując się w moją twarz również z
niemałym szokiem. Tego chyba się nie spodziewał. Zamrugał kilkakrotnie, jakby
nie wiedział, co ma powiedzieć.
Otworzył lekko usta, ale nie powiedział nic.
W jakimś dziwnym odruchu wyrwałem mu moją czapkę i
zasłoniłem to nieszczęsne oko.
Było mi wstyd i żal. Sam nie wiem, czemu? Może dlatego, że
spodziewałem się jakichś złośliwości, a tymczasem on milczał.
To było straszne. Łzy podeszły mi do oczu. Czemu? Nie wiem
chyba z nerwów, z jakiegoś dziwnego żalu. Odwróciłem się gwałtownie i chciałem,
jak najszybciej stamtąd odejść.
Jednak ledwie postawiłem pierwszy krok poczułem silne
szarpnięcie. Mizuki nie pozwolił mi odejść.
-Gdzie idziesz? Mamy lekcje- Jego głos był spokojny. Jednak
było w nim coś dziwnego, brzmiał inaczej niż zwykle.
I znowu cisza. Żaden z nas nie miał zamiaru się odezwać.
Miałem tego dość. Ruszyłem w stronę drzwi do klasy. Jeszcze
tylko brakuje, żeby zaczął się mnie wypytywać: co?, z kim? jak?
Nie miałem zamiaru odpowiadać na te pytania.
-Yukimura- Nawet nie zdążyłem dosięgnąć klamki, gdy jego
opanowany głos znów wypowiedział moje imię.
Nie odwróciłem się. Po prostu stałem czekając na jego
kolejne słowa.
-Możesz zostać w czapce, ale nie zakładaj kaptura, dobrze?- Jego
głos się zmienił. Nie był kpiący czy złośliwy, jak zwykle. Tym razem był pełen
współczucia i skruchy.
Nawet nie wie, jak bardzo tego nie lubiłem.
Nie odpowiedziałem nic. Nie miałem zamiaru wdawać sie z nim
w dyskusje. Po prostu otworzyłem drzwi i ruszyłem prosto do swojej ławki.
Czułem na sobie podejrzliwe spojrzenia całej klasy.
Kompletnie to zignorowałem.
Gdy tylko usiadłem koło Lucasa zaraz spuściłem głowę, by
nikt nie zauważył mojej śliwy.
-W porządku Yuki?- Zapytał od razu Lu pełnym zmartwienia głosem,
jak zwykle gotów, by mnie bronić.
-Tak- Byłem zdolny jedynie wyszeptać te słowa. Czułem się jakby
wszystkie pozytywne emocje mnie opuściły.
Zaraz za mną do klasy wszedł nauczyciel
-Dobrze klaso zaczynamy, proszę się przygotować do lekcji- Zachowywał
się tak, jakby nic się nie stało, jakby nic nie widział. To takie typowe dla
nauczycieli. Nie powinienem się temu dziwić.
Nie powinienem się przejmować, a mimo wszystko to pali.
Dziwnym bolesnym ogniem.
Pojedyncza łza wymknęła mi się spod powiek. Natychmiast ją
starłem. Rozejrzałem się dookoła by sprawdzić czy ktokolwiek to zauważył. Na szczęście
wszyscy wpatrywali się w swoje zeszyty albo Mizukiego.
Za to on, właśnie wpatrywał się we mnie. Milczący, pełnym
uwagi, intensywnym spojrzeniem.
Widział!
Na pewno widział, a mimo to nic nie powiedział.
Co to za uczucie? Dziwne. Pełne nostalgii a jednak bolesne?
Nie chcę go.
Sprawia, że łzy jeszcze bardziej płyną.
Głupi, jestem zwyczajnie głupi.
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz