czwartek, 24 maja 2012

~6~


Nienawidzę sytuacji, gdy wszyscy się na mnie gapią.
Naprawdę wkurzające.
A może to tylko moja wyobraźnia?
Zawsze, kiedy chcę coś ukryć, a teraz właśnie chciałem, mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą.
Może mój nowy ubiór ich trochę zszokował?
No cóż. Cel uświęca środki, jak to mówią.
Tak, tak idę środkiem korytarza w czarnej, długiej bluzie. W dodatku z bejzbolówką na głowie i szczelnie naciągniętym kapturze na niej. To nic, że na dworze mimo jesieni jest jakieś 24 stopnie. Przecież to jesień do cholery! Trzeba się powoli szykować do zimy, racja? Czy ja naprawdę wyglądam, aż tak komicznie w tej sytuacji?
Dobra, nie mówcie…chyba jednak nie chce znać odpowiedzi.
Niestety nie mam innego wyjścia. Czemu?
Oh, wcale nie musicie wszystkiego wiedzieć.
To tajemnica, nie powiem wam. To tylko jakieś głupie pierdoły, którymi nie warto zawracać sobie głowy. Naprawdę, w ogóle mną nie powinien nikt się przejmować. I tak nic dobrego ze mnie nie będzie.
-Yuki?- Stanąłem słysząc głos Lucasa tuż za mną. Odwróciłem się do niego i spojrzałem krzywo spod warstwy mojej, grubej zasłonki. Wyglądał na niesamowicie zaskoczonego. Coś, jakbym właśnie paradował po środku szkoły w spódniczce mini. No dajcie spokój! Nie jest tak źle.
-Co znowu?- Może i to mało grzeczne, ale jego zdziwienie też nie było zbytnio sympatyczne. To na prawdę nie moja wina. Gdybym mógł, nigdy nie zakładałbym tego cholernego kaptura. Ale nie mogę pozwolić by wszyscy widzieli to, co pod nim mam.
-Co ty odwalasz stary? Co ci się stało? Mózg przegrzany?-
Ech, ale dowcipny to on jest. Skąd on niby bierze te swoje inteligentne tekściki, co?
-Taak, bardzo zabawne śmiej się ze mnie. Dalej, proszę bardzo. I tak tego nie ściągnę-
Powiedziałem niezwykle buńczucznie, a na koniec pokazałem mu jeszcze język. Niech ma za swoje, co on sobie myśli?
-Dobra, chodź ze mną na chwile- Złapał mnie za rękaw bluzy i pociągnął w stronę jakiegoś wąskiego, ślepego korytarza. Szedłem za nim pokornie, doskonale wiem, o co mu chodzi.
Zawsze tak robił. Pewnie już się domyślił, w czym rzecz. Na całe szczęście mój przyjaciel potrafi być niesamowicie dyskretny. Co w sumie jest dość zadziwiające patrząc na jego momentami niezwykle porywczy charakter.
Stanęliśmy gdzieś daleko od reszty uczniów tak, że nikt nie mógł nas zobaczyć, a co ważniejsze tego, co robiliśmy.
Lucas stanął do mnie przodem, w dodatku dość blisko. Jego mina mówiła mi jedno, nie miał zamiaru mi odpuścić. Westchnąłem jedynie zrezygnowany i zdjąłem kaptur oraz czapkę z głowy.
Wiedziałem, że prędzej czy później i tak by to zrobił, więc nie było sensu się z nim szarpać.
Spojrzałem na przyjaciela, ciekaw jego reakcji. Tak jak myślałem.
Jego początkowe zaskoczenie niemal natychmiast zmieniło się we wściekłość, tak doskonale widoczną w jego oczach.
Był zły. Jasne, że był. W końcu to mój przyjaciel. Martwi się o mnie.
-Kto ci to zrobił?- Zabrzmiało to niczym groźba. Raczej nie było mowy o tym, żeby się nie wściekł.
-Przecież dobrze wiesz, po co pytasz?- Odpowiedziałem mu jedynie beznamiętnie. Była tylko jedna osoba, która mogła mi to zrobić, a Lucas doskonale znał moją sytuacje.
-Zabije go! Zabiję kiedyś tego drania! Nawet, jeśli to twój ojciec. Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz? Teraz to tylko podbite oko, a następnym razem, co? Nóż w gardle?- Lucas, naprawdę był bardzo wkurzony. Krzyczał do mnie jakbym to faktycznie ja był winny.
Ale w jednym miał racje. Mój ojciec był draniem.
Tak, tak pod tym kapturem ukrywałem przez cały ranek swoją wielką śliwę, niemal na pół twarzy. Wczoraj mój ojciec znów za dużo wypił i postanowił urządzić sobie ze mną bitkę. Efekt tego jest taki, że mam podbite oko, które cholernie boli. Wierzcie mi wcale nie wygląda to wesoło.
Czuje się strasznie głupio, bo to nie pierwszy raz, kiedy dałem mu się tak poobijać. Oczywiście, że nie poddałem się bez walki. Ale mój pijany ojciec dostaje jakiejś nadludzkiej mocy.
Nawet nie wiecie, co ja przechodzę we własnym domu.
-Daj spokój Lucas, przestań krzyczeć. Chcesz żeby zleciało się tutaj pól szkoły? I tak mają mnie już za dziwaka- Odsunął się ode mnie z niezbyt pocieszoną miną. Wiem, że on zrobiłby wszystko żeby skończyć moja domowa udrękę, ale sam nic nie poradzi.
-Może powinni się dowiedzieć, co? Może wreszcie wtedy, ktoś zrobiłby coś z tym pieprzonym pijakiem?- Spojrzałem na niego autentycznie przerażony. Co on wygaduje, jak to? Zwariował czy co? Przecież nikt nie może wiedzieć.
Gdyby ojciec usłyszał, że rozgaduje jakieś plotki na jego temat to nie dałby mi żyć. Ja za taką pomoc dziękuję.
-Zwariowałeś? Chcesz żeby moje trudne życie zmieniło się w jeszcze większe piekło?- Spojrzałem na niego z groźbą w oczach. Niech się nawet nie waży nikomu mówić. To, że on jest moim najlepszym przyjacielem, nie znaczy, że reszta też ma zaraz wiedzieć.
-Nie- spuścił jedynie głowę w milczeniu. Wiem, że mu było przykro. Ja też wolałbym nie mieć takich rodziców, ale życie to życie. Potrafi nam odebrać całe szczęście w najmniej spodziewanym momencie.
Chociaż w moim przypadku odebrało nie tylko szczęście, ale właściwie wszystko: szanse na przyszłoś, normalny dom, rodziców.
Dosłownie wszystko.
Przesadzam?
Wcale nie. Jeszcze nie znacie mojej sytuacji, ale jest naprawdę ciężka. Ojciec chlejący całymi dniami i matka, o której chodzą niezbyt przyjemne plotki. Zupełnie jak o mnie.
Co oni zwykle mówią? Ćpun, menel, zboczeniec?
Nawet mnie nie znają. Nie wiedza, jaki jestem, a mimo to nie przeszkadza im mówienie tak podłych oszczerstw pod moim adresem.
Czasem mam chęć po prostu usiąść gdzieś w kacie i rozpłakać się. Zupełnie jak wtedy, gdy byłem mały i nie potrafiłem poradzić sobie z problemem. Jest jednak różnica, wtedy przychodziła do mnie moja mama. Brała mnie na kolana i pytała się, co się stało?
A teraz?
Nie zdziwiłbym się gdyby skoczyła na mnie ze swoimi pazurami i pretensjami, że siedzę zamiast zarabiać.
Zarabiać…
Właśnie, pieniądze! Tylko to się teraz dla nich liczyło. Ojciec potrzebował ich na wódkę, a matka na swoje bibeloty.
Ja nie byłem im już potrzebny, nie obchodziłem ich. Obchodziły ich tylko pieniądze, które mogłem zarobić.
Tylko to i nic więcej.
I pomyśleć, że kiedyś byliśmy normalną rodziną.
Ale już nie pamiętam tych czasów. To zbyt odległe wspomnienia.
Niemal nierealne. Abstrakcja, dokładnie tak można by je nazwać.
Teraz moją jedyną rodzina był Lucas. Wiedziałem to, i on też to wiedział. Dlatego ze mną był. By mi pomóc, pocieszyć, by po prostu być.
Czasem w przypływie emocji mówię mu dobrze, że jesteś.
Mówi mi, że to najcenniejsze słowa, jakie ktokolwiek mu powiedział.
Nie wiem, co w nich takiego wyjątkowego, ale cieszy mnie widok jego uśmiechniętej twarzy.
Z zamyśleń wyrwał mnie gwałtownie, dzwonek.
-Jaką mamy teraz lekcję Lucas?- Zapytałem głosem wypranym z emocji. Było mi dziwnie. Wcale nie chciałem iść na żadną lekcje, ale gdzie niby miałem pójść?
Nie chce żeby Lucas miał potem w domu ochrzan za to, że opuszcza tak dużo lekcji. A z pewnością chciałby pójść ze mną. Oczywiście jako mój ochroniarz.
-Zdaje się, że chemie, bo cała klasa jest jakaś nerwowa- Uśmiechnąłem się zadowolony
-To wspaniale- Lucas spojrzał na mnie, jak na kompletnego wariata. Może miał racje, może już nim byłem. Skoro życie już mnie tak nienawidzi to, czemu miałbym się bać jakiejś chemii z Mizukim?
Już nie obchodzi mnie, co mi może zrobić. Właściwie nic gorszego już raczej mnie nie spotka.
Złapałem za kaptur i znowu szczelnie owinąłem nim głowę. Oczywiście Lucas nie był zachwycony moim zachowaniem. Rzucił w moją stronę, niepewne i jakieś obrażone spojrzenie. Pewnie wolałby nie ciągnąć mnie na tą chemie.
A może po prostu uznał, że jestem masochistą, albo naprawdę ma mnie za wariata. W końcu z wariatami się nie kłóci. Dlatego, już więcej się do mnie nie odżywał. Ja nie wiem, może się obraził czy co? Ale raczej jego mina, mówiła co innego. Był jakby przybity i nieco smutny.
No pięknie i znowu wszystko przeze mnie.
Dołączył do mnie i wolnym krokiem doszliśmy pod klasę. Akurat Mizuki wpuszczał resztę uczniów do klasy. Gdy tylko nas zobaczył rzucił nam jakieś kpiące i rozbawione spojrzenie.
-A wy co panowie? Nowa moda Yukimura? Ubieranie się po czubek głowy, gdy na dworze jest 24 stopnie?-
Spuściłem tylko głowę zawstydzony. Za to Lucas posłał naszemu wychowawcy dość ostre spojrzenie, które miało go zniechęcić do dalszych pytań.
Nie sadziłem, że zacznie ten temat. Może jak go zignoruję, to nie będzie mnie męczył?
Jednak tak się nie stało.
Gdy tylko chciałem wejść do klasy tuż za moim przyjacielem zagrodził mi drogę ręką.
-A ty dokąd?- Jego ton miał chyba brzmieć jak mało subtelne upomnienie. Czyżby nie spodobało mu się to, że go zignorowałem?
Lucas odwrócił się i spojrzał na naszego chemika z wyzwaniem w oczach. No proszę moja lwica już gotowa do obrony.
-Panie Fellton może pan wrócić do klasy. Czyżby coś się stało?- Mizuki niezwykle ironicznie podkreślił końcówkę zdania. Rzucił na Lu to chłodne spojrzenie unosząc jednocześnie brew.
-Nie, ale…- Lucas spojrzał na mnie by upewnić się w tym, co ja o tym wszystkim myślę.
Kiwnąłem mu jedynie, by wszem do klasy. Nie wiem czy dobrze zrobiłem.
Może powinienem go zostawić jako swojego obrońcę, ale z drugiej strony, co mi może Mizuki zrobić? Podbić drugie oko?
Gdy zostaliśmy sami, mój nauczycie zamknął przede mną drzwi do klasy, co oczywiście wprawiło mnie w niemały szok.
Dobra może jednak Lucas powinien tu zostać?
- Yukimura możesz mi wyjaśnić, o co chodzi z tym kapturem? Wyglądasz jakbyś się urwał nie wiadomo, z jakiej dziury- Spojrzał na mnie raczej mało przychylnie, unosząc teatralnie brew.
-Zimno mi. Przeziębiłem się- Skłamałem raczej mało przekonująco.
-Na dworze jest 25 stopni. Takie głupie kłamstwa to może sobie oszczędź- Mój nauczyciel spojrzał na mnie kpiąco.
I co teraz? Nie miałem wyboru powoli zsunąłem z głowy kaptur uważając jednak, by czapka przysłaniała moja wielką śliwę pod okiem.
Spojrzałem na nauczyciela pełnym nadziei wzrokiem.
Niestety tego, co zrobił nie spodziewałem się nawet ja.
-Czapkę również- Nim zdążyłem się zorientować, Mizuki zerwał mi ją z głowy jednym ruchem. Niemal odskoczyłem zszokowany.
Nie…
Zamarłem wpatrując się w twarz mojego chemika.
On również zamarł wpatrując się w moją twarz również z niemałym szokiem. Tego chyba się nie spodziewał. Zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wiedział, co ma powiedzieć.
Otworzył lekko usta, ale nie powiedział nic.
W jakimś dziwnym odruchu wyrwałem mu moją czapkę i zasłoniłem to nieszczęsne oko.
Było mi wstyd i żal. Sam nie wiem, czemu? Może dlatego, że spodziewałem się jakichś złośliwości, a tymczasem on milczał.
To było straszne. Łzy podeszły mi do oczu. Czemu? Nie wiem chyba z nerwów, z jakiegoś dziwnego żalu. Odwróciłem się gwałtownie i chciałem, jak najszybciej stamtąd odejść.
Jednak ledwie postawiłem pierwszy krok poczułem silne szarpnięcie. Mizuki nie pozwolił mi odejść.
-Gdzie idziesz? Mamy lekcje- Jego głos był spokojny. Jednak było w nim coś dziwnego, brzmiał inaczej niż zwykle.
I znowu cisza. Żaden z nas nie miał zamiaru się odezwać.
Miałem tego dość. Ruszyłem w stronę drzwi do klasy. Jeszcze tylko brakuje, żeby zaczął się mnie wypytywać: co?, z kim? jak?
Nie miałem zamiaru odpowiadać na te pytania.
-Yukimura- Nawet nie zdążyłem dosięgnąć klamki, gdy jego opanowany głos znów wypowiedział moje imię.
Nie odwróciłem się. Po prostu stałem czekając na jego kolejne słowa.
-Możesz zostać w czapce, ale nie zakładaj kaptura, dobrze?- Jego głos się zmienił. Nie był kpiący czy złośliwy, jak zwykle. Tym razem był pełen współczucia i skruchy.
Nawet nie wie, jak bardzo tego nie lubiłem.
Nie odpowiedziałem nic. Nie miałem zamiaru wdawać sie z nim w dyskusje. Po prostu otworzyłem drzwi i ruszyłem prosto do swojej ławki. Czułem na sobie podejrzliwe spojrzenia całej klasy.
Kompletnie to zignorowałem.
Gdy tylko usiadłem koło Lucasa zaraz spuściłem głowę, by nikt nie zauważył mojej śliwy.
-W porządku Yuki?- Zapytał od razu Lu pełnym zmartwienia głosem, jak zwykle gotów, by mnie bronić.
-Tak- Byłem zdolny jedynie wyszeptać te słowa. Czułem się jakby wszystkie pozytywne emocje mnie opuściły.
Zaraz za mną do klasy wszedł nauczyciel
-Dobrze klaso zaczynamy, proszę się przygotować do lekcji- Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, jakby nic nie widział. To takie typowe dla nauczycieli. Nie powinienem się temu dziwić.
Nie powinienem się przejmować, a mimo wszystko to pali. Dziwnym bolesnym ogniem.
Pojedyncza łza wymknęła mi się spod powiek. Natychmiast ją starłem. Rozejrzałem się dookoła by sprawdzić czy ktokolwiek to zauważył. Na szczęście wszyscy wpatrywali się w swoje zeszyty albo Mizukiego.
Za to on, właśnie wpatrywał się we mnie. Milczący, pełnym uwagi, intensywnym spojrzeniem.
Widział!
Na pewno widział, a mimo to nic nie powiedział.
Co to za uczucie? Dziwne. Pełne nostalgii a jednak bolesne?
Nie chcę go.
Sprawia, że łzy jeszcze bardziej płyną.
Głupi, jestem zwyczajnie głupi.

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz