czwartek, 24 maja 2012

~3~


Przerwa obiadowa ach jak ja uwielbiam ten moment szkolnego życia. Nareszcie można w spokoju coś zjeść i odpocząć od tych pierdoł, które próbują nam wcisnąć nasi kochani nauczyciele. Jak zwykle poszliśmy z Lukasem do stołówki.
Krążą plotki, że można zjeść tu, nawet coś jadalnego. Nie wiem, mi się to jeszcze nie zdarzyło. Wiecie jakoś klopsy, zapiekanka z niespodzianką czy specjalność kucharki mnie odstraszały. I to dość skutecznie.
Dlatego na ogół brałem jakąś zupę czy sałatkę to jeszcze można było uznać za zjadliwe. Bez dziwnej niespodzianki w środku. Choć tak naprawdę chyba nikt nie chce się dowiedzieć, czym jest ta niespodzianka.
Jak zwykle stanęliśmy w kolejce trzymając w ręce białe plastikowe tace.
-Co bierzesz Yuki? Dzisiaj środa, więc specjalnością naszej kuchni będą hot-dogi z tofu. Mniam, niezwykle męskie danie mam racje-
Zaśmiałem się tylko widząc minę mojego przyjaciele. O tak nasze słynne hot-dogi z tofu. Właściwie, jeśli zignorować ser, który jest prawie, że bez smaku i kilu dniową twardą bułkę to nawet można to uznać za coś do jedzenia.
-No chyba też wezmę. Bo jakoś gulasz mi się nie uśmiecha-
Obaj spojrzeliśmy na naczynie z gulaszem i aż się otrzepaliśmy. Wierzcie mi, nawet nie chce wiedzieć, z czego jest ten gulasz. Wyglądał raczej jak jakiś eliksir zła, czy coś w tym stylu. Naprawdę takie rzeczy to powinni badać naukowcy pod kątem toksyczności. Jestem pewien, że wyszłaby z tego niezła bomba masowego...zatrucia?
-Kurde mogliby się w końcu szarpnąć na coś jadalnego. No, albo przynajmniej zatrudnić jakieś nowe kucharki. Bo zaczynam mieć wątpliwości czy te w ogóle nimi są- O tak i tu Luca miał rację wszystkie nasze kucharki miały od 100kg w górę i wyglądały trochę jak zapaśnicy MMA.
-Ta, pani Gertruda budzi prawdziwy postrach- Obaj zaczęliśmy rechotać. No cóż chyba jedyne, co nam pozostało to naśmiewać się z tego beznadziejnego żarcia. Wzięliśmy swoje porcje i poszliśmy w stronę jakiegoś wolnego stolika. Usiadłem na krześle i czekałem aż Lucas zrobi to samo. Ale on ciągle stał i gapił się na coś.
-Luca nie siadasz?- I nic nawet nie zareagował. Dalej gapił się w to samo miejsce.
Też spojrzałem w tamtą stronę. No i wszystko jasne.
 Do stołówki właśnie weszła Tamara i jej 3 przyjaciółki. No tak mogłem się domyśleć. Cała czwórka była dość popularna w całej szkole.
No wiecie były mądre, piękne, wysportowane, miały dobre oceny i przyświecała im jedna zasada, być miłym dla każdego. Rzekłoby się aniołki.
Nic dziwnego, że nie jeden chłopak ganiał za którąś. No cóż właściwie to wszystkie prócz, właśnie Tamary miały równie popularnych chłopaków. A mój przyjaciel, jak już chyba wam wspominałem, kocha się w "Tami" od podstawówki. Chociaż ta nawet nie wie, że on ją tak nazywa. No cóż Lucas woli działać z ukrycia. Tak mi się wydaje.
Postanowiłem mu trochę podokuczać. No wiecie lubię zawstydzać ludzi.
-Ooooo czyż to nie Tamara, zaraz się z nią umówię na randkę- Powiedziałem to, tak głośno by tylko on usłyszał. Niemal automatycznie się ocknął i rozejrzał się złowrogo wokół siebie. Oj tak był naprawdę przewrażliwiony na tym punkcie.
Gdy jego spojrzenie w końcu padło na mnie nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem. Oczywiście Luca spłonął rumieńcem jak przyłapana dziewica, na oglądaniu pornosów. Natychmiast usiadł i zrobił tą swoją obrażoną minę.
-Yuki jak mogłeś głupku- bąknął obrażony. Zupełnie jak małe dziecko. No, jaki on słodki.
-Stary gdybyś siebie widział. Myślałem, że mnie pożresz wzrokiem- I dalej śmiałem się do rozpuku. No cóż najpopularniejszy chłopak w szkole, który nie potrafi zagadać do swojej jedynej miłości. Wierzcie mi to naprawdę ciekawy widok.
-Przestań. To nie jest śmieszne. Nawet nie zauważyłem, że weszła- Taaa jasne już prędzej uwierzyłbym w to, że kosmici wylądowali na ziemi.
-Ach taaaak a gapiłeś się tam jak zahipnotyzowany, bo wisi tam ładna lampa tak?-
-Tak, dokładnie tak, nie wiem, o co ci chodzi?- No dajcie spokój przecież ja nie jestem idiotą, ślepy też jeszcze nie jestem. Czy on myśli, że mnie spławi takimi głupimi gadkami?
-Och daj spokój oboje wiemy, że kochasz się w niej na zabój. Czemu po prostu do niej nie podejdziesz i nie zagadasz?- No czy to nie było by o wiele prostsze, niż marzenie o niej na jawie?
-No co ty, zwariowałeś? Nie mógłbym. Ona mnie rozprasza i w ogóle ona to zupełnie, co innego- Co innego, czyli co? Że niby nie jest dziewczyną czy jak? Bo ja już nie rozumiem.
-Ta jasne zauważyłem. No, ale przecież stary, ona mieszka naprzeciwko ciebie od jakichś 12 lat. I przez ten cały czas nie zagadałeś do niej ani razu?-
Nie wspomniałem o tym? A może gdzieś mi to umknęło. Tak Tamara była sąsiadką z naprzeciwka, mojego kumpla. Znają się od dzieciństwa, a ten w gimnazjum zaczął świrować i zakochał się w niej. Jednak jedyny problem jest w tym, że od tego czasu nie potrafił z nią normalnie pogadać. Jedyny i największy problem. Czyż to nie jest dziecinne?
-No, ale co ja ci poradzę przy niej zawsze plącze mi się język- Tak zauważyłem. Zazwyczaj mówi coś w stylu „eeeee” albo „yyyy” a jak się szarpnie na coś lepszego to powie „nooo”. Za to, odpowiedzenie jej na „cześć” to już szczyt jego umiejętności.
-Boże ty jesteś niemożliwy- Jak dziecko, naprawdę jak dziecko.
Wstałem od stołu i zacząłem iść w stronę grupki dziewczyn. Lucas widząc to z przerażeniem pobiegł za mną. Chyba przeczuwał ze zrobię teraz coś głupiego.
-Yuki, co ty chcesz zrobić?- Mówił jakimś takim lekko przerażonym głosem. Oj tak ma się, czego bać ja i moje szatańskie plany.
-Ja nic, nie wiem, o czym mówisz?- W takich sytuacjach najlepiej rżnąć głupa prawda? Jakbym mu powiedział to by mi zabronił no i po co taki plan?
-Ta jasne, co ty do cholery wyrabiasz?- Ocho czyżby podenerwowany?
-Nic. Zaraz zobaczysz- I zabawę czas zacząć.
Stanąłem jakieś 3 metry od Tamary. Była odwrócona do mnie tyłem. Gdy tylko mój przyjaciel stanął koło mnie zacząłem wdrążać mój szatański plan w życie.
-Hej, Tamara- Krzyknąłem w stronę dziewczyny wyraźnie tak by usłyszała.
Następnie, po prostu usiadłem na jakimś wolnym krzesełku, pozostawiając mojego przyjaciela stojącego samotnie, tuż naprzeciwko dziewczyny.
Lucas spojrzał na mnie przerażony. Tego to się chyba nie spodziewał. No cóż, jeszcze mi za to podziękujesz stary. Tamara słysząc swoje imię odwróciła się a jej wzrok spoczął prosto na mojego przyjaciela. Ten zmieszał się nieznacznie i pomachał jej jakoś nerwowo.
Och no dalej stary nie stać cię na coś lepszego? I ty jesteś bożyszczem nastolatek? Boże święty.
Ale dziwnie zrobiło się dopiero wtedy, kiedy Tamara też się zaczerwieniła. Nie no bez jaj ona też?
Na szczęście, chyba nie była aż tak bardzo zawstydzona, bo postanowiła podejść bliżej. Chyba liczyła, że mój kumpel coś powie. Nie bądź naiwna dziewczyno.
Dlatego ja postanowiłem im jeszcze troszeczkę pomóc. W momencie, gdy Tamara przechodziła koło mnie, nonszalancko podstawiłem jej nogę. No, co? To dla ich dobra, nie?
No cóż, dziewczyna trochę mniej nonszalancko zachwiała się, wypuściła z rąk tackę i zmierzała na bliskie spotkanie z podłogą. Na szczęście mój wysportowany kumpel duma drużyny koszykówki, widząc swoją księżniczkę w opałach pośpieszył z pomocą. Złapał ją w ramiona a wolną ręką chwycił jej tackę. No tak wiedziałem, że rycerz w lśniącej zbroi podoła zadaniu i uratuje swoją miłość. Ale chyba nie był zbyt zadowolony moimi metodami, bo spojrzał na mnie karcącym wzrokiem. No cóż ja oczywiście pokazałem mu jedynie język. A co niech sobie nie myśli. A, co.
W końcu, dzięki mnie i mojemu szatańskiemu planowi trzyma w ramionach kobietę, którą kocha podobno nad życie i jeszcze bardziej. Ale ta natychmiast odskoczyła cała czerwona jak piwonia. Mój kolega widząc to też zrobił się cały czerwony. Nie chciałem im przeszkadzać, no wiecie, może w końcu wymienią ze sobą trochę więcej, niż jedno słowo. Po prostu siedziałem sobie gdzieś z boku, czekając aż mój kumpel wreszcie skończy rozmawiać ze swoją jedyną.
Co rusz spoglądałem w ich stronę sprawdzając jak im idzie i czy czasem nie potrzebują jeszcze jakiegoś kopniaka. Widząc jak oboje się śmieją naprawdę nieco się uspokoiłem. Nareszcie coś między nimi zaiskrzyło. To dobrze. Może teraz będę miał trochę spokoju od słuchania, jak to Tamara pięknie wychodzi z domu. Chociaż nie, z tego to bym się nie cieszył, pewnie teraz będę musiał wysłuchiwać jeszcze dłuższych monologów, o każdym aspekcie życia dziewczyny.
W końcu Lucas z wielkimi wypiekami na twarzy i olbrzymim bananem na ustach podszedł do mnie. Wyglądał tak, jakby dosłownie dostał w łeb strzałą Amora. Zabawny widok wiecie.
Zanim dotarliśmy do klasy pani Weller, musiałem go kilkakrotnie prowadzić, żeby nie wszedł w żaden słup.
Naprawdę, co ta miłość robi z ludźmi. W końcu jakimś cudem, jako tako cali, doszliśmy do klasy matematycznej. No dobra może nie całkiem cali, bo coś mi się wydaje, że dusza mojego kumpal gdzieś sobie odfrunęła. Ale cóż. Ciałem ciągle był z nami. Tak myślę.
Poprowadziłem go do naszej ławki, a ten zajął miejsce dosłownie, jak jakiś lunatyk. Podpał głowę ręką i zaczął gapić się za okno. Kilka razy westchnął jak zakochany Romeo. Na prawdę robi się coraz dziwniej.
Ciągle siedział jak naćpany. Rumieńce zajmowały prawie całe jego policzki. Zupełnie nie kontaktował. Zaczął szperać coś po kieszeniach. Ale w tym momencie rozległ się dzwonek i przeniosłem swoją uwagę z mojego przyjaciela na wchodzącą do klasy nauczycielkę. Jak zwykle punktualna.
-No dobrze moi uczniowie dzisiaj znowu będziemy kontynuować poprzednią lekcję. W takim razie otwórzcie podręczniki na stronie 140- A wtedy starsza kobieta podniosła wzrok na klasę chyba sprawdzając czy wszyscy wykonują polecenie.
Dziwnym trafem jej spojrzenie padło na naszą ławkę. Tylko nie wyglądała na złą, ale raczej na niezwykle zdziwioną.
-Mój Boże Lukas, co ci się stało? Dziecko dobrze się czujesz? Jesteś cały rozpalony-
Spojrzałem na Luce i faktycznie był czerwony jak piwonia Nasza nauczycielka chyba dobrze trafiła z tym stwierdzeniem. Och taaak, rozpalony miłością.
Ale on zapomniał całkowicie o bożym świecie, bo gapił się maniakalnie w małą karteczkę, którą mocno trzymał w rękach. Spojrzałem mu przez ramię. Zapisane były na niej jakieś cyfry.
No, no to jednak poszło im całkiem nieźle, nawet dostał jej numer. No cóż tylko szkoda, że wyglądał jak chory psychicznie.
Ach, co ta miłość robi z ludźmi?
Naprawdę niebezpieczna broń z niej.
Ja to chyba tego nigdy nie zrozumiem, tej całej miłości.
Ciekawe czy ja też kiedyś tak się zakocham.
Chciałbym, ale... nieee raczej nie widzę siebie w stanie podobnym do obecnego stanu mojego kumpla. To zbyt żenujące.
Naprawdę nie wiem, co jest takiego w tej miłości...
CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz