Przerwa obiadowa ach jak ja uwielbiam ten moment szkolnego
życia. Nareszcie można w spokoju coś zjeść i odpocząć od tych pierdoł, które
próbują nam wcisnąć nasi kochani nauczyciele. Jak zwykle poszliśmy z Lukasem do
stołówki.
Krążą plotki, że można zjeść tu, nawet coś jadalnego. Nie
wiem, mi się to jeszcze nie zdarzyło. Wiecie jakoś klopsy, zapiekanka z
niespodzianką czy specjalność kucharki mnie odstraszały. I to dość skutecznie.
Dlatego na ogół brałem jakąś zupę czy sałatkę to jeszcze
można było uznać za zjadliwe. Bez dziwnej niespodzianki w środku. Choć tak
naprawdę chyba nikt nie chce się dowiedzieć, czym jest ta niespodzianka.
Jak zwykle stanęliśmy w kolejce trzymając w ręce białe
plastikowe tace.
-Co bierzesz Yuki? Dzisiaj środa, więc specjalnością naszej
kuchni będą hot-dogi z tofu. Mniam, niezwykle męskie danie mam racje-
Zaśmiałem się tylko widząc minę mojego przyjaciele. O tak
nasze słynne hot-dogi z tofu. Właściwie, jeśli zignorować ser, który jest
prawie, że bez smaku i kilu dniową twardą bułkę to nawet można to uznać za coś
do jedzenia.
-No chyba też wezmę. Bo jakoś gulasz mi się nie uśmiecha-
Obaj spojrzeliśmy na naczynie z gulaszem i aż się
otrzepaliśmy. Wierzcie mi, nawet nie chce wiedzieć, z czego jest ten gulasz. Wyglądał
raczej jak jakiś eliksir zła, czy coś w tym stylu. Naprawdę takie rzeczy to
powinni badać naukowcy pod kątem toksyczności. Jestem pewien, że wyszłaby z
tego niezła bomba masowego...zatrucia?
-Kurde mogliby się w końcu szarpnąć na coś jadalnego. No,
albo przynajmniej zatrudnić jakieś nowe kucharki. Bo zaczynam mieć wątpliwości
czy te w ogóle nimi są- O tak i tu Luca miał rację wszystkie nasze kucharki
miały od 100kg w górę i wyglądały trochę jak zapaśnicy MMA.
-Ta, pani Gertruda budzi prawdziwy postrach- Obaj zaczęliśmy
rechotać. No cóż chyba jedyne, co nam pozostało to naśmiewać się z tego beznadziejnego
żarcia. Wzięliśmy swoje porcje i poszliśmy w stronę jakiegoś wolnego stolika.
Usiadłem na krześle i czekałem aż Lucas zrobi to samo. Ale on ciągle stał i
gapił się na coś.
-Luca nie siadasz?- I nic nawet nie zareagował. Dalej gapił
się w to samo miejsce.
Też spojrzałem w tamtą stronę. No i wszystko jasne.
Do stołówki właśnie
weszła Tamara i jej 3 przyjaciółki. No tak mogłem się domyśleć. Cała czwórka
była dość popularna w całej szkole.
No wiecie były mądre, piękne, wysportowane, miały dobre
oceny i przyświecała im jedna zasada, być miłym dla każdego. Rzekłoby się
aniołki.
Nic dziwnego, że nie jeden chłopak ganiał za którąś. No cóż
właściwie to wszystkie prócz, właśnie Tamary miały równie popularnych
chłopaków. A mój przyjaciel, jak już chyba wam wspominałem, kocha się w
"Tami" od podstawówki. Chociaż ta nawet nie wie, że on ją tak nazywa.
No cóż Lucas woli działać z ukrycia. Tak mi się wydaje.
Postanowiłem mu trochę podokuczać. No wiecie lubię
zawstydzać ludzi.
-Ooooo czyż to nie Tamara, zaraz się z nią umówię na randkę-
Powiedziałem to, tak głośno by tylko on usłyszał. Niemal automatycznie się
ocknął i rozejrzał się złowrogo wokół siebie. Oj tak był naprawdę
przewrażliwiony na tym punkcie.
Gdy jego spojrzenie w końcu padło na mnie nie wytrzymałem i
parsknąłem śmiechem. Oczywiście Luca spłonął rumieńcem jak przyłapana dziewica,
na oglądaniu pornosów. Natychmiast usiadł i zrobił tą swoją obrażoną minę.
-Yuki jak mogłeś głupku- bąknął obrażony. Zupełnie jak małe
dziecko. No, jaki on słodki.
-Stary gdybyś siebie widział. Myślałem, że mnie pożresz
wzrokiem- I dalej śmiałem się do rozpuku. No cóż najpopularniejszy chłopak w
szkole, który nie potrafi zagadać do swojej jedynej miłości. Wierzcie mi to
naprawdę ciekawy widok.
-Przestań. To nie jest śmieszne. Nawet nie zauważyłem, że
weszła- Taaa jasne już prędzej uwierzyłbym w to, że kosmici wylądowali na
ziemi.
-Ach taaaak a gapiłeś się tam jak zahipnotyzowany, bo wisi
tam ładna lampa tak?-
-Tak, dokładnie tak, nie wiem, o co ci chodzi?- No dajcie
spokój przecież ja nie jestem idiotą, ślepy też jeszcze nie jestem. Czy on
myśli, że mnie spławi takimi głupimi gadkami?
-Och daj spokój oboje wiemy, że kochasz się w niej na zabój.
Czemu po prostu do niej nie podejdziesz i nie zagadasz?- No czy to nie było by
o wiele prostsze, niż marzenie o niej na jawie?
-No co ty, zwariowałeś? Nie mógłbym. Ona mnie rozprasza i w ogóle
ona to zupełnie, co innego- Co innego, czyli co? Że niby nie jest dziewczyną
czy jak? Bo ja już nie rozumiem.
-Ta jasne zauważyłem. No, ale przecież stary, ona mieszka naprzeciwko
ciebie od jakichś 12 lat. I przez ten cały czas nie zagadałeś do niej ani
razu?-
Nie wspomniałem o tym? A może gdzieś mi to umknęło. Tak
Tamara była sąsiadką z naprzeciwka, mojego kumpla. Znają się od dzieciństwa, a
ten w gimnazjum zaczął świrować i zakochał się w niej. Jednak jedyny problem
jest w tym, że od tego czasu nie potrafił z nią normalnie pogadać. Jedyny i
największy problem. Czyż to nie jest dziecinne?
-No, ale co ja ci poradzę przy niej zawsze plącze mi się
język- Tak zauważyłem. Zazwyczaj mówi coś w stylu „eeeee” albo „yyyy” a jak się
szarpnie na coś lepszego to powie „nooo”. Za to, odpowiedzenie jej na „cześć”
to już szczyt jego umiejętności.
-Boże ty jesteś niemożliwy- Jak dziecko, naprawdę jak
dziecko.
Wstałem od stołu i zacząłem iść w stronę grupki dziewczyn.
Lucas widząc to z przerażeniem pobiegł za mną. Chyba przeczuwał ze zrobię teraz
coś głupiego.
-Yuki, co ty chcesz zrobić?- Mówił jakimś takim lekko
przerażonym głosem. Oj tak ma się, czego bać ja i moje szatańskie plany.
-Ja nic, nie wiem, o czym mówisz?- W takich sytuacjach
najlepiej rżnąć głupa prawda? Jakbym mu powiedział to by mi zabronił no i po co
taki plan?
-Ta jasne, co ty do cholery wyrabiasz?- Ocho czyżby
podenerwowany?
-Nic. Zaraz zobaczysz- I zabawę czas zacząć.
Stanąłem jakieś 3 metry od Tamary. Była odwrócona do mnie
tyłem. Gdy tylko mój przyjaciel stanął koło mnie zacząłem wdrążać mój szatański
plan w życie.
-Hej, Tamara- Krzyknąłem w stronę dziewczyny wyraźnie tak by
usłyszała.
Następnie, po prostu usiadłem na jakimś wolnym krzesełku,
pozostawiając mojego przyjaciela stojącego samotnie, tuż naprzeciwko
dziewczyny.
Lucas spojrzał na mnie przerażony. Tego to się chyba nie
spodziewał. No cóż, jeszcze mi za to podziękujesz stary. Tamara słysząc swoje
imię odwróciła się a jej wzrok spoczął prosto na mojego przyjaciela. Ten zmieszał
się nieznacznie i pomachał jej jakoś nerwowo.
Och no dalej stary nie stać cię na coś lepszego? I ty jesteś
bożyszczem nastolatek? Boże święty.
Ale dziwnie zrobiło się dopiero wtedy, kiedy Tamara też się
zaczerwieniła. Nie no bez jaj ona też?
Na szczęście, chyba nie była aż tak bardzo zawstydzona, bo
postanowiła podejść bliżej. Chyba liczyła, że mój kumpel coś powie. Nie bądź
naiwna dziewczyno.
Dlatego ja postanowiłem im jeszcze troszeczkę pomóc. W momencie,
gdy Tamara przechodziła koło mnie, nonszalancko podstawiłem jej nogę. No, co?
To dla ich dobra, nie?
No cóż, dziewczyna trochę mniej nonszalancko zachwiała się,
wypuściła z rąk tackę i zmierzała na bliskie spotkanie z podłogą. Na szczęście
mój wysportowany kumpel duma drużyny koszykówki, widząc swoją księżniczkę w
opałach pośpieszył z pomocą. Złapał ją w ramiona a wolną ręką chwycił jej
tackę. No tak wiedziałem, że rycerz w lśniącej zbroi podoła zadaniu i uratuje
swoją miłość. Ale chyba nie był zbyt zadowolony moimi metodami, bo spojrzał na
mnie karcącym wzrokiem. No cóż ja oczywiście pokazałem mu jedynie język. A co
niech sobie nie myśli. A, co.
W końcu, dzięki mnie i mojemu szatańskiemu planowi trzyma w
ramionach kobietę, którą kocha podobno nad życie i jeszcze bardziej. Ale ta natychmiast
odskoczyła cała czerwona jak piwonia. Mój kolega widząc to też zrobił się cały
czerwony. Nie chciałem im przeszkadzać, no wiecie, może w końcu wymienią ze
sobą trochę więcej, niż jedno słowo. Po prostu siedziałem sobie gdzieś z boku,
czekając aż mój kumpel wreszcie skończy rozmawiać ze swoją jedyną.
Co rusz spoglądałem w ich stronę sprawdzając jak im idzie i
czy czasem nie potrzebują jeszcze jakiegoś kopniaka. Widząc jak oboje się
śmieją naprawdę nieco się uspokoiłem. Nareszcie coś między nimi zaiskrzyło. To
dobrze. Może teraz będę miał trochę spokoju od słuchania, jak to Tamara pięknie
wychodzi z domu. Chociaż nie, z tego to bym się nie cieszył, pewnie teraz będę
musiał wysłuchiwać jeszcze dłuższych monologów, o każdym aspekcie życia
dziewczyny.
W końcu Lucas z wielkimi wypiekami na twarzy i olbrzymim
bananem na ustach podszedł do mnie. Wyglądał tak, jakby dosłownie dostał w łeb
strzałą Amora. Zabawny widok wiecie.
Zanim dotarliśmy do klasy pani Weller, musiałem go
kilkakrotnie prowadzić, żeby nie wszedł w żaden słup.
Naprawdę, co ta miłość robi z ludźmi. W końcu jakimś cudem,
jako tako cali, doszliśmy do klasy matematycznej. No dobra może nie całkiem cali,
bo coś mi się wydaje, że dusza mojego kumpal gdzieś sobie odfrunęła. Ale cóż. Ciałem
ciągle był z nami. Tak myślę.
Poprowadziłem go do naszej ławki, a ten zajął miejsce
dosłownie, jak jakiś lunatyk. Podpał głowę ręką i zaczął gapić się za okno.
Kilka razy westchnął jak zakochany Romeo. Na prawdę robi się coraz dziwniej.
Ciągle siedział jak naćpany. Rumieńce zajmowały prawie całe
jego policzki. Zupełnie nie kontaktował. Zaczął szperać coś po kieszeniach. Ale
w tym momencie rozległ się dzwonek i przeniosłem swoją uwagę z mojego
przyjaciela na wchodzącą do klasy nauczycielkę. Jak zwykle punktualna.
-No dobrze moi uczniowie dzisiaj znowu będziemy kontynuować
poprzednią lekcję. W takim razie otwórzcie podręczniki na stronie 140- A wtedy
starsza kobieta podniosła wzrok na klasę chyba sprawdzając czy wszyscy wykonują
polecenie.
Dziwnym trafem jej spojrzenie padło na naszą ławkę. Tylko
nie wyglądała na złą, ale raczej na niezwykle zdziwioną.
-Mój Boże Lukas, co ci się stało? Dziecko dobrze się czujesz?
Jesteś cały rozpalony-
Spojrzałem na Luce i faktycznie był czerwony jak piwonia
Nasza nauczycielka chyba dobrze trafiła z tym stwierdzeniem. Och taaak,
rozpalony miłością.
Ale on zapomniał całkowicie o bożym świecie, bo gapił się
maniakalnie w małą karteczkę, którą mocno trzymał w rękach. Spojrzałem mu przez
ramię. Zapisane były na niej jakieś cyfry.
No, no to jednak poszło im całkiem nieźle, nawet dostał jej
numer. No cóż tylko szkoda, że wyglądał jak chory psychicznie.
Ach, co ta miłość robi z ludźmi?
Naprawdę niebezpieczna broń z niej.
Ja to chyba tego nigdy nie zrozumiem, tej całej miłości.
Ciekawe czy ja też kiedyś tak się zakocham.
Chciałbym, ale... nieee raczej nie widzę siebie w stanie
podobnym do obecnego stanu mojego kumpla. To zbyt żenujące.
Naprawdę nie wiem, co jest takiego w tej miłości...
CDN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz