Dzisiejszy dzień dłużył się Kasprowi w nieskończoność. Już
nawet nie chodziło o nudne lekcje czy godziny, które musiał przesiedzieć w
szkole. Zawsze z kimś rozmawiał, chodził do biblioteki, śmiał się. Choćby
głupie bazgrolenie po zeszycie zajmowało mu przerwy. Potrafił sam zorganizować
sobie czas.
A dzisiaj?
Kompletna katastrofa. Ignorował ludzi, którzy go zagadywali,
zbywał ich półsłówkami. Chodził jak cień podpierając ściany na korytarzu. Nic
go nie interesowało nie ciekawiło, czuł się kompletnie pusty. Wszystko było
takie szare, zwykłe, codzienne. Rutyna powoli go zżerała, razem z całą
młodością, jaką miał przed sobą. Kolejne lekcje dłużyły się z niemożliwością. Według
niego już nawet nauczyciele zaczęli gadać bez sensu.
Czuł się jak wywłoka, która nie ma w sobie ani krztyny
życia. I może tak było? A może po prostu był chory?
Nie możliwe, przecież była wiosna było ciepło, a matka nie dawała
mu szans na to by w jakikolwiek sposób się przeziębić. Ciepłe swetry, parasol,
kurtka. To nie może być to chyba, że to jakaś poważniejsza choroba?
Może… może miał raka?
Przecież to takie powszechne w dzisiejszych czasach… Ale z
drugiej strony rak nie wysysa wszelkich chęci i motywacji z człowieka. A
właśnie tak teraz się czuł.
Nieustanna chandra rujnowała jego idealny świat.
Czasem Kasper chciałby przyspieszyć czas by mieć już rodzinę
zawód i życie ustawione takie, jakie powinno być. Uporządkowane, bezpieczne bez
niespodzianek. Bez tych wszystkich wyborów, rozterek, trudnych dróg. A przede
wszystkim miałby życie wolne od swojej mamusi, która wtranżalała mu się
wszędzie. Kochał ją, ale czasem czuł się jak w klatce we własnym domu.
Faktycznie była starsza dojrzalsza i bardziej doświadczona,
ale czy sterowanie jego życiem to trochę nie za dużo?
Zresztą, nad czym się tutaj zastanawiać? Kasper nigdy w życiu
nie postawiłby się swojej matce. Przecież był grzecznym, uporządkowanym
syneczkiem.
Ahhh, jaka ta młodość jest trudna.
Taka dołująca, szara, pełna zmagania się z życiem. Kasper
wolałby naprawdę mieć to wszystko już za sobą. Już nie mógł się doczekać tych
czasów, gdzie będą do niego mówić panie prezesie.
To będą wspaniałe czasy. Już teraz nieraz chłopak wyobrażał
sobie jak to będzie.
Jednak najgorsze jest to, że dorośli zawsze w takich
chwilach mówią, jaką to długą drogę ma przed sobą, ile trudnych decyzji będzie
musiał podjąć i jak dużo się uczyć.
I jak tutaj mieć marzenia, kiedy wokół sami realiści?
Właśnie trwała matma, ale Kasper kompletnie nie mógł się
skupić na metrowych działaniach, które pani Grinn wypisywała na tablicy.
Przepisywał jedynie wszystko z tablicy, by nie mieć
zaległości. Myślami ciągle wędrował gdzieś daleko od tej szarej rzeczywistości.
Wyglądał jakby jego umysł wędrował sobie gdzieś swobodnie w miejscach
niedostępnych dla zwykłych ludzi, a wszystkie czynności wykonywał jedynie z
przyzwyczajenia.
-Maars przestań śnić na jawie. Jak ci się nudzi to chodź i
rozwiąż to równanie- Tom siedzący obok, lekko szturchnął brązowowłosego, bo ten
nawet nie zwrócił uwagi na to, że nauczycielka coś do niego powiedziała.
-Tak jest- Odpowiedział głośno, chociaż nawet nie wiedział,
co właściwie stara Grinn od niego chciała. Spojrzał wyczekująco na Toma, a ten pomiędzy
kolejnymi kaszlnięciami wydusił cicho „do tablicy”.
Całe szczęście, że ma się przyjaciół w takich momentach
zawsze mogą nas wesprzeć. Kasper wstał i podszedł niezbyt śpiesznym krokiem do
tablicy. Oczywiście pani Grinn rzucała w jego stronę twarde spojrzenie. Tylko czekała,
aż ten w którymś momencie popełni błąd, by wyśmiać go przed całą klasą. Jak widać
nie darzyła go zbytnią sympatią. Zresztą, jak chyba każdego ucznia, który używał
więcej niż 3 słowa w ciągu dnia.
Jednak na jej nieszczęście równanie mające 4 linijki wcale
nie robiło wrażenia na Kasprze. Już nie takie rzeczy rozwiązywał w życiu. Co to
dla niego głupia algebra?
Zwykły pikuś.
I tak nie minęła chwila a Kasper zmierzał już w stronę
swojej ławki. Oczywiście pani Grinn nie była zbyt zadowolona, odpowiadając
jedynie
-Tym razem ci się udało Maars, ale będę cię miała na oku-
Jej wredny uśmieszek doskonale pasował do nieprzyjemnego, skrzeczącego głosu.
Jak zwykle jej musi być na wierzchu, nie ważne co by chłopak
nie powiedział, nie zrobił to ona zawsze musi to przerobić to na swój sposób.
To chyba już taka przypadłość nauczycieli.
Nie ważne co powiesz, z nauczycielem i tak nie wygrasz.
Kasper do końca lekcji był rozkojarzony i kompletnie
rozmarzony. Na szczęście pani Grinn nie czyniła już na ten temat żadnych
komentarzy, bo i co miała powiedzieć?
Gdy tylko rozległ się dzwonek brązowowłosy wstał i zaczął się
pakować. Czekały go jeszcze dwie lekcje. W dodatku w-f. Prawdziwy koszmar i
zmora, nie lubił grać w te wszystkie koszykówki i piłki nożne. To nie dla
niego. On zamiast mięśni wolał pracować nad swoją głową i inteligencją. W końcu
w przyszłości nie ma zamiaru zostać jakimś tam robolem a poważanym biznesmenem.
Gdy zaczął iść w stronę wyjścia z klasy zauważy, że Tom już
na niego czeka. Dołączył do niego i razem zaczęli iść w stronę Sali gimnastycznej.
Całe szczęście, że Tom podzielał całkowity brak entuzjazmu Kacpra,
jeśli chodzi o wszelkie sporty. Przynajmniej razem sobie mogli zawsze
ponarzekać. Jednak dzisiaj zanosiło się na nieco inny temat ich wspólnych
rozmów.
-Co się z tobą dzisiaj dzieje Kacper? Wyglądasz, jakbyś był
kompletnie gdzie indziej. Stało się coś?- Chłopak zaczął się uważnie przyglądać
brązowowłosemu. Tom nie wyglądał na przejętego, ale przyjaciele powinni pytać o
takie sprawy, racja?
-Nic się nie stało. Po prostu nie jestem w humorze. A i dzięki
za wtedy, Grinn jak zwykle musiała się przyczepić o coś- Mimo wszystko nie
brzmiało to tak jakby nic się nie stało. Kasper wyglądał jakby naprawdę niczym
się nie przejmował i kompletnie nic go nie obchodziło. A tak raczej nie
zachowuje się normalny nastolatek.
Jednak Tom postanowił wyraźnie więcej nie naciskać. Dał
spokój pytaniom i po prostu szedł dalej tuż przy brązowowłosym.
-Hej chłopaki patrzcie- Ktoś krzyknął w stronę tej dwójki,
zwracając ich uwagę na spory tłumek, który zebrał się pod tablicą ogłoszeń.
-Co się stało?- Tom wyraźnie zaciekawił się niecodziennym
zjawiskiem. Widocznie nudził go wyjątkowo milczący przyjaciel i zwracał większą
uwagę, na wszystko wokół. Ruszył szybko w stronę zbiorowiska, a Kasper powoli
wlekł się za nim.
-Patrzcie zastępstwa. Nie mamy w-fu- Tom poprawiło okulary
na nosie i dokładnie przyjrzał się kartce z zastępstwami. Jak zawsze był
zapobiegliwy, musiał się upewnić o wszystkim osobiście.
-Faktycznie. Oddział zwolniony z zajęć…To znaczy, że możemy iść
do domu wcześniej- Cała klasa zawtórowała Tomowi głośnym hura.
-Słuchajcie chodźmy na pizze- Ktoś w tłumie rzucił nowy pomysł.
Zaraz potem reszta wymieniając między sobą zdania zaczęła wydzierać się na cały
korytarz. W końcu wszyscy przyznali jednak, że pizza to dobry pomysł.
Tom spokojnie wrócił obok Kacpra obserwując wyczyny swojej
klasy.
-Idziesz? – Zapytał jakby nie będą pewnym, co zrobić.
-Nie. Nie mam ochoty. Wracam do domu- Brązowowłosy raczej
nie pałał dzisiaj entuzjazmem. Nawet fakt, że ominą go dwie godziny lekcji, za
którymi nie przepadał nie wywołał u niego żadnej szczególnej reakcji.
-Ja też chyba psuje. Musze iść do biblioteki- Odpowiedział
Tom jakby od początku tak właśnie planował. Przez chwilę przyglądał się uważnie
Kacprowi doszukując się jakiejś szczególnej reakcji. Ale nic. Ten dalej wgapiał
się w czubki swoich butów.
-Chłopaki my pasujemy. Do jutra- Tym razem zwrócił się już
głośniej do reszty klasy. Kasper bez pożegnania odwrócił się w stronę wyjścia
ze szkoły i powoli zaczął iść w tamtą stronę.
Chwilę później dołączył do niego Tom kręcąc głową ze
zrezygnowaniem
Naprawdę widzieć Kaspra w tak kiepskim humorze to prawdziwa
rzadkość. Nawet się nie pożegnał, a nie uchodził za osobą źle wychowaną. W
końcu matka nie dałaby mu żyć, gdyby nie mówił każdej jej koleżaneczce dzień
dobry, jak tylko je zobaczy.
Ale dzisiejszy kiepski humor całkowicie wyssał z niego
wszelką energie.
Nie dbał już o nic, nawet o to, co inni będą myśleć.
Niech się dzieje, co chce. Całe życie musi się wysilać i
ciężko pracować na swoją opinię, więc chyba jeden dzień złego humoru w roku mu
się należy.
Kiedy znaleźli się przed bramą Tom złapał Kaspra za ramię.
Pewnie inaczej nawet nie zauważyłby, że jego przyjaciel się zatrzymał.
-Słuchaj ja idę w tę stronę, dobrze? Słuchaj jakoś kiepsko
wyglądasz. Może powinieneś się położyć i odpocząć trochę- Przez chwile chłopak
patrzył na brązowowłosego jakoś podejrzliwie. Pewnie zastanawiał się, co jest
przyczyną tej ogólnej depresji przyjaciela. A może raczej, czy ten na pewno nic
nie brał.
-Jasne. Do zobaczenia- Nie czekając już na odpowiedz Kacper
ruszył w stronę przystanku. Usłyszał za sobą jedynie ciche „cześć”. Chyba
sprawił nie lada zmartwienie przyjacielowi.
Ale co może na to poradzić? Dobry humor nie bierze się od
tak.
Po prostu każdy miewa gorsze dni. A on chyba takie przezywał,
tylko jakoś ze zdwojoną siłą.
Szedł niezbyt śpiesznym krokiem, mimo że za jakieś 5 minut
odjeżdża jego autobus.
Albo i wcześniej…
Gdy usłyszał znajomy dźwięk
zamykanych drzwi autobusowych spojrzał w stronę przystanku. Jego ostatni
wcześniejszy autobus do domu właśnie odjeżdżał. Patrzył jak wielki kolos rusza
i powoli włącza się do ruchu.
Mówi się trudno, przecież nie będzie za nim gonił. Nie miał
na to siły i ochoty.
Zawsze zostaje mu powrót do domu na pieszo. Może i dłużej,
ale czy jemu gdzieś się spieszy? Nie. No, więc nie miał z tym żadnego problemu.
Wystarczyło powoli iść chodnikiem przez osiedla domków
jednorodzinnych, aż w końcu trafi.
Był taki piękny dzień.
Słońce całkiem nieźle świeciło, a temperatura również była
wysoka. Na niebie tylko kilka białych chmurek. Wokół zamiast szarych blokowisk piękne
kolorowe domki, jedne mniejsze drugie większe. Nieważne jak duże, tętniło od
niż życiem i radością. Szczególnie, gdy mijał te, gdzie na podwórku bawiły się
dzieci. Wszyscy wokół byli tacy radośni, szczęśliwi. W końcu była wiosna, czas
radości i odrodzenia. Wszystko budziło się na nowo, zmieniało. Należało cieszyć
się każdym promieniem słońca, szumem delikatnego wiatru w liściach koron drzew.
Tylko Kacper stwarzał nieprzyjemną atmosferę wokół siebie.
Już dojrzał swój dom z daleka. W sumie nawet nie widział jak
zleciało mu te 40 minut drogi. Widocznie pogrążony we własnych smutkach nie
zauważył, że czas zleciał mu szybciej.
Zmieniła się tylko jedna rzecz. Garaż przy jego domu był
otwarty a auta nie było. Co znaczyło tylko jedno.
Rodziców nie było w domu. Pewnie pojechali do supermarketu
albo matka znowu zapragnęła poprawić sobie humor zakupami.
Naprawdę dziwne. Kacper kompletnie nie rozumiał kobiet. Jak
niby chodzenie po galeriach handlowych i oglądanie tony ciuchów może poprawić
humor?
Przecież to absurdalne. Jakieś szmatki kosztujące kupę forsy
nie mogą wpływać na humor.
No cóż mówił to wiele razy, ale jego matka ciągle obstawała
przy swoim. Kobiety czasem naprawdę bywały uparte. Nie dadzą sobie nic
powiedzieć.
Czasami Kacper sadził, że nigdy się nie ożeni. Po co? By
utrzymywać taką pięknisie, która tylko wymaga więcej pieniędzy i za dużo uwagi?
Niepotrzebny balast.
Gdy podszedł do drzwi chwycił za klamkę, a ta
niespodziewanie ustąpiła.
Co jest?
Chłopakowi przeszło przez myśl, że może Alex wrócił
wcześniej, albo w ogóle nie był dzisiaj w szkole. Kto go tam wie. Chodził
własnymi drogami nie licząc się z niczyim zdaniem i żadnymi regułami.
Jemu musiało być dobrze.
Matka nie czepiała się go o nic, ojciec dawał tylko
pieniądze by zrekompensować brak swojej uwagi, której chłopak i tak zapewne nie
potrzebował. Żyć nie umierać. W dodatku robił, co chciał, wracał kiedy chciał i
wychodził bez pytania. W domu właściwie nikt nie interesował się tym co robił, z
kim i czy na pewno legalnie. Nieograniczona wolność, właśnie tego pragnie każdy
nastolatek.
Szczerze mówiąc Kasper z wielką chęcią zamieniłby się z nim.
To musiało być bardzo ciekawe życie pełne imprez, nowych doświadczeń i
znajomości. Kasper pod czujnym okiem mamuśki raczej nigdy nie będzie w stanie doświadczyć
choćby małej części czegoś podobnego. I po co mu taka młodość?
Pełna zakazów, nakazów i reguł do przestrzegania.
Ściągając buty zauważył adidasy Alexa i jeszcze parę
trampków, która z pewnością nie należała do żadnego z domowników. Pewnie jego
brat sprowadził sobie jakiegoś kumpla do domu. Jak zwykle.
Wszedł do kuchni szukając czegoś do jedzenia. Niestety mama
chyba nie spodziewała się, że wróci wcześniej. Obiad był jeszcze nie gotowy.
Brązowowłosy chwycił za jakieś ciastka stojące na stole i zaczął
je jeść. Nalał sobie jeszcze szklankę soku i usiadł na krześle. W domu panowała
przyjemna cisza. Zupełnie jakby nikt tutaj nie mieszkał.
Kasper naprawdę był wykończony dzisiejszym dniem, a przecież
on jeszcze się nie skończył. Oparł głowę o ścianę oddychając głęboko. Całe szczęście,
że wcześniej skończyli, inaczej chłopak zwariowałby chyba w tej szkole, pełnej
nadpobudliwych dzieciaków.
W pewnym momencie jego przemyślenia przerwał donośny trzask.
Wyszedł z kuchni i zaczął się rozglądać za jego źródłem. W
końcu usłyszał chichot rozchodzący się po całym korytarzu. Najdziwniejsze było
jednak to, że dochodził z sypialni rodziców, a nie z pokoju Alexa jak
spodziewał się Kasper.
Powoli zaczął iść w stronę pomieszczenia. Śmiechy i chichy
było słychać coraz głośniej a do tego jakieś dziwne jęki. W końcu podszedł
prawie pod same drzwi, które były jedynie do połowy przymknięte.
Słyszał jakiś ruch i dwa męskie głosy. Zapewne Alex i jego
kolega. Głośno sapali i mieli krótki urywany oddech. Donośne jęki i
postękiwania podniecenia słychać było w całym pomieszczeniu.
Kasper niepewnie i dość powoli zajrzał do sypialni.
Widok, jaki zastał kompletnie go sparaliżował. Stał sztywno
wpatrując się w nagie ciała namiętnie połączone na łóżku jego rodziców.
Alex uprawiał z kimś seks. Kiedy zdał sobie sprawę, że druga
osoba również jest mężczyzną dreszcz nieprzyjemnie przeszedł przez jego plecy.
Co tutaj się dzieje?
Nic z tego nie rozumiał.
Alex kochał się z jakimś chłopakiem. Namiętnie, głośno, w
dodatku w ich domu na pościeli, gdzie spali ich rodzice! Brązowo włosy poczuł
jak jego ciało zaczyna drżeć. Zaczął powoli się cofać nie mogąc uwierzyć w to,
co widział. Odwrócił się i jak szalony zaczął biec do drzwi wyjściowych.
Wyleciał jak strzała z domu nie wiedząc nawet, dokąd ma biec.
Pędził przed siebie.
Co miał zrobić?
Co powiedzieć, myśleć?
Przecie tak nie można, to było złe.
Czemu chciało mu się płakać?
Pędził jak najdalej próbując uciec od tych myśli, obrazów,
…ale przecież od życia nie ucieknie.
Jak teraz ma się niby zachować?
Jak spojrzeć im w oczy?
Po tym co zobaczył…?
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz