wtorek, 19 czerwca 2012

*2*


Dzisiejszy dzień dłużył się Kasprowi w nieskończoność. Już nawet nie chodziło o nudne lekcje czy godziny, które musiał przesiedzieć w szkole. Zawsze z kimś rozmawiał, chodził do biblioteki, śmiał się. Choćby głupie bazgrolenie po zeszycie zajmowało mu przerwy. Potrafił sam zorganizować sobie czas.
A dzisiaj?
Kompletna katastrofa. Ignorował ludzi, którzy go zagadywali, zbywał ich półsłówkami. Chodził jak cień podpierając ściany na korytarzu. Nic go nie interesowało nie ciekawiło, czuł się kompletnie pusty. Wszystko było takie szare, zwykłe, codzienne. Rutyna powoli go zżerała, razem z całą młodością, jaką miał przed sobą. Kolejne lekcje dłużyły się z niemożliwością. Według niego już nawet nauczyciele zaczęli gadać bez sensu.
Czuł się jak wywłoka, która nie ma w sobie ani krztyny życia. I może tak było? A może po prostu był chory?
Nie możliwe, przecież była wiosna było ciepło, a matka nie dawała mu szans na to by w jakikolwiek sposób się przeziębić. Ciepłe swetry, parasol, kurtka. To nie może być to chyba, że to jakaś poważniejsza choroba?
Może… może miał raka?
Przecież to takie powszechne w dzisiejszych czasach… Ale z drugiej strony rak nie wysysa wszelkich chęci i motywacji z człowieka. A właśnie tak teraz się czuł.
Nieustanna chandra rujnowała jego idealny świat.
Czasem Kasper chciałby przyspieszyć czas by mieć już rodzinę zawód i życie ustawione takie, jakie powinno być. Uporządkowane, bezpieczne bez niespodzianek. Bez tych wszystkich wyborów, rozterek, trudnych dróg. A przede wszystkim miałby życie wolne od swojej mamusi, która wtranżalała mu się wszędzie. Kochał ją, ale czasem czuł się jak w klatce we własnym domu.
Faktycznie była starsza dojrzalsza i bardziej doświadczona, ale czy sterowanie jego życiem to trochę nie za dużo?
Zresztą, nad czym się tutaj zastanawiać? Kasper nigdy w życiu nie postawiłby się swojej matce. Przecież był grzecznym, uporządkowanym syneczkiem.
Ahhh, jaka ta młodość jest trudna.
Taka dołująca, szara, pełna zmagania się z życiem. Kasper wolałby naprawdę mieć to wszystko już za sobą. Już nie mógł się doczekać tych czasów, gdzie będą do niego mówić panie prezesie.
To będą wspaniałe czasy. Już teraz nieraz chłopak wyobrażał sobie jak to będzie.
Jednak najgorsze jest to, że dorośli zawsze w takich chwilach mówią, jaką to długą drogę ma przed sobą, ile trudnych decyzji będzie musiał podjąć i jak dużo się uczyć.
I jak tutaj mieć marzenia, kiedy wokół sami realiści?
Właśnie trwała matma, ale Kasper kompletnie nie mógł się skupić na metrowych działaniach, które pani Grinn wypisywała na tablicy.
Przepisywał jedynie wszystko z tablicy, by nie mieć zaległości. Myślami ciągle wędrował gdzieś daleko od tej szarej rzeczywistości. Wyglądał jakby jego umysł wędrował sobie gdzieś swobodnie w miejscach niedostępnych dla zwykłych ludzi, a wszystkie czynności wykonywał jedynie z przyzwyczajenia.
-Maars przestań śnić na jawie. Jak ci się nudzi to chodź i rozwiąż to równanie- Tom siedzący obok, lekko szturchnął brązowowłosego, bo ten nawet nie zwrócił uwagi na to, że nauczycielka coś do niego powiedziała.
-Tak jest- Odpowiedział głośno, chociaż nawet nie wiedział, co właściwie stara Grinn od niego chciała. Spojrzał wyczekująco na Toma, a ten pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami wydusił cicho „do tablicy”.
Całe szczęście, że ma się przyjaciół w takich momentach zawsze mogą nas wesprzeć. Kasper wstał i podszedł niezbyt śpiesznym krokiem do tablicy. Oczywiście pani Grinn rzucała w jego stronę twarde spojrzenie. Tylko czekała, aż ten w którymś momencie popełni błąd, by wyśmiać go przed całą klasą. Jak widać nie darzyła go zbytnią sympatią. Zresztą, jak chyba każdego ucznia, który używał więcej niż 3 słowa w ciągu dnia.
Jednak na jej nieszczęście równanie mające 4 linijki wcale nie robiło wrażenia na Kasprze. Już nie takie rzeczy rozwiązywał w życiu. Co to dla niego głupia algebra?
Zwykły pikuś.
I tak nie minęła chwila a Kasper zmierzał już w stronę swojej ławki. Oczywiście pani Grinn nie była zbyt zadowolona, odpowiadając jedynie
-Tym razem ci się udało Maars, ale będę cię miała na oku- Jej wredny uśmieszek doskonale pasował do nieprzyjemnego, skrzeczącego głosu.
Jak zwykle jej musi być na wierzchu, nie ważne co by chłopak nie powiedział, nie zrobił to ona zawsze musi to przerobić to na swój sposób.
To chyba już taka przypadłość nauczycieli.
Nie ważne co powiesz, z nauczycielem i tak nie wygrasz.
Kasper do końca lekcji był rozkojarzony i kompletnie rozmarzony. Na szczęście pani Grinn nie czyniła już na ten temat żadnych komentarzy, bo i co miała powiedzieć?
Gdy tylko rozległ się dzwonek brązowowłosy wstał i zaczął się pakować. Czekały go jeszcze dwie lekcje. W dodatku w-f. Prawdziwy koszmar i zmora, nie lubił grać w te wszystkie koszykówki i piłki nożne. To nie dla niego. On zamiast mięśni wolał pracować nad swoją głową i inteligencją. W końcu w przyszłości nie ma zamiaru zostać jakimś tam robolem a poważanym biznesmenem.
Gdy zaczął iść w stronę wyjścia z klasy zauważy, że Tom już na niego czeka. Dołączył do niego i razem zaczęli iść w stronę Sali gimnastycznej.
Całe szczęście, że Tom podzielał całkowity brak entuzjazmu Kacpra, jeśli chodzi o wszelkie sporty. Przynajmniej razem sobie mogli zawsze ponarzekać. Jednak dzisiaj zanosiło się na nieco inny temat ich wspólnych rozmów.
-Co się z tobą dzisiaj dzieje Kacper? Wyglądasz, jakbyś był kompletnie gdzie indziej. Stało się coś?- Chłopak zaczął się uważnie przyglądać brązowowłosemu. Tom nie wyglądał na przejętego, ale przyjaciele powinni pytać o takie sprawy, racja?
-Nic się nie stało. Po prostu nie jestem w humorze. A i dzięki za wtedy, Grinn jak zwykle musiała się przyczepić o coś- Mimo wszystko nie brzmiało to tak jakby nic się nie stało. Kasper wyglądał jakby naprawdę niczym się nie przejmował i kompletnie nic go nie obchodziło. A tak raczej nie zachowuje się normalny nastolatek.
Jednak Tom postanowił wyraźnie więcej nie naciskać. Dał spokój pytaniom i po prostu szedł dalej tuż przy brązowowłosym.
-Hej chłopaki patrzcie- Ktoś krzyknął w stronę tej dwójki, zwracając ich uwagę na spory tłumek, który zebrał się pod tablicą ogłoszeń.
-Co się stało?- Tom wyraźnie zaciekawił się niecodziennym zjawiskiem. Widocznie nudził go wyjątkowo milczący przyjaciel i zwracał większą uwagę, na wszystko wokół. Ruszył szybko w stronę zbiorowiska, a Kasper powoli wlekł się za nim.
-Patrzcie zastępstwa. Nie mamy w-fu- Tom poprawiło okulary na nosie i dokładnie przyjrzał się kartce z zastępstwami. Jak zawsze był zapobiegliwy, musiał się upewnić o wszystkim osobiście.
-Faktycznie. Oddział zwolniony z zajęć…To znaczy, że możemy iść do domu wcześniej- Cała klasa zawtórowała Tomowi głośnym hura.
-Słuchajcie chodźmy na pizze- Ktoś w tłumie rzucił nowy pomysł. Zaraz potem reszta wymieniając między sobą zdania zaczęła wydzierać się na cały korytarz. W końcu wszyscy przyznali jednak, że pizza to dobry pomysł.
Tom spokojnie wrócił obok Kacpra obserwując wyczyny swojej klasy.
-Idziesz? – Zapytał jakby nie będą pewnym, co zrobić.
-Nie. Nie mam ochoty. Wracam do domu- Brązowowłosy raczej nie pałał dzisiaj entuzjazmem. Nawet fakt, że ominą go dwie godziny lekcji, za którymi nie przepadał nie wywołał u niego żadnej szczególnej reakcji.
-Ja też chyba psuje. Musze iść do biblioteki- Odpowiedział Tom jakby od początku tak właśnie planował. Przez chwilę przyglądał się uważnie Kacprowi doszukując się jakiejś szczególnej reakcji. Ale nic. Ten dalej wgapiał się w czubki swoich butów.
-Chłopaki my pasujemy. Do jutra- Tym razem zwrócił się już głośniej do reszty klasy. Kasper bez pożegnania odwrócił się w stronę wyjścia ze szkoły i powoli zaczął iść w tamtą stronę.
Chwilę później dołączył do niego Tom kręcąc głową ze zrezygnowaniem
Naprawdę widzieć Kaspra w tak kiepskim humorze to prawdziwa rzadkość. Nawet się nie pożegnał, a nie uchodził za osobą źle wychowaną. W końcu matka nie dałaby mu żyć, gdyby nie mówił każdej jej koleżaneczce dzień dobry, jak tylko je zobaczy.
Ale dzisiejszy kiepski humor całkowicie wyssał z niego wszelką energie.
Nie dbał już o nic, nawet o to, co inni będą myśleć.
Niech się dzieje, co chce. Całe życie musi się wysilać i ciężko pracować na swoją opinię, więc chyba jeden dzień złego humoru w roku mu się należy.
Kiedy znaleźli się przed bramą Tom złapał Kaspra za ramię. Pewnie inaczej nawet nie zauważyłby, że jego przyjaciel się zatrzymał.
-Słuchaj ja idę w tę stronę, dobrze? Słuchaj jakoś kiepsko wyglądasz. Może powinieneś się położyć i odpocząć trochę- Przez chwile chłopak patrzył na brązowowłosego jakoś podejrzliwie. Pewnie zastanawiał się, co jest przyczyną tej ogólnej depresji przyjaciela. A może raczej, czy ten na pewno nic nie brał.
-Jasne. Do zobaczenia- Nie czekając już na odpowiedz Kacper ruszył w stronę przystanku. Usłyszał za sobą jedynie ciche „cześć”. Chyba sprawił nie lada zmartwienie przyjacielowi.
Ale co może na to poradzić? Dobry humor nie bierze się od tak.
Po prostu każdy miewa gorsze dni. A on chyba takie przezywał, tylko jakoś ze zdwojoną siłą.
Szedł niezbyt śpiesznym krokiem, mimo że za jakieś 5 minut odjeżdża jego autobus.
Albo i wcześniej…
 Gdy usłyszał znajomy dźwięk zamykanych drzwi autobusowych spojrzał w stronę przystanku. Jego ostatni wcześniejszy autobus do domu właśnie odjeżdżał. Patrzył jak wielki kolos rusza i powoli włącza się do ruchu.
Mówi się trudno, przecież nie będzie za nim gonił. Nie miał na to siły i ochoty.
Zawsze zostaje mu powrót do domu na pieszo. Może i dłużej, ale czy jemu gdzieś się spieszy? Nie. No, więc nie miał z tym żadnego problemu.
Wystarczyło powoli iść chodnikiem przez osiedla domków jednorodzinnych, aż w końcu trafi.
Był taki piękny dzień.
Słońce całkiem nieźle świeciło, a temperatura również była wysoka. Na niebie tylko kilka białych chmurek. Wokół zamiast szarych blokowisk piękne kolorowe domki, jedne mniejsze drugie większe. Nieważne jak duże, tętniło od niż życiem i radością. Szczególnie, gdy mijał te, gdzie na podwórku bawiły się dzieci. Wszyscy wokół byli tacy radośni, szczęśliwi. W końcu była wiosna, czas radości i odrodzenia. Wszystko budziło się na nowo, zmieniało. Należało cieszyć się każdym promieniem słońca, szumem delikatnego wiatru w liściach koron drzew.
Tylko Kacper stwarzał nieprzyjemną atmosferę wokół siebie.
Już dojrzał swój dom z daleka. W sumie nawet nie widział jak zleciało mu te 40 minut drogi. Widocznie pogrążony we własnych smutkach nie zauważył, że czas zleciał mu szybciej.
Zmieniła się tylko jedna rzecz. Garaż przy jego domu był otwarty a auta nie było. Co znaczyło tylko jedno.
Rodziców nie było w domu. Pewnie pojechali do supermarketu albo matka znowu zapragnęła poprawić sobie humor zakupami.
Naprawdę dziwne. Kacper kompletnie nie rozumiał kobiet. Jak niby chodzenie po galeriach handlowych i oglądanie tony ciuchów może poprawić humor?
Przecież to absurdalne. Jakieś szmatki kosztujące kupę forsy nie mogą wpływać na humor.
No cóż mówił to wiele razy, ale jego matka ciągle obstawała przy swoim. Kobiety czasem naprawdę bywały uparte. Nie dadzą sobie nic powiedzieć.
Czasami Kacper sadził, że nigdy się nie ożeni. Po co? By utrzymywać taką pięknisie, która tylko wymaga więcej pieniędzy i za dużo uwagi? Niepotrzebny balast.
Gdy podszedł do drzwi chwycił za klamkę, a ta niespodziewanie ustąpiła.
Co jest?
Chłopakowi przeszło przez myśl, że może Alex wrócił wcześniej, albo w ogóle nie był dzisiaj w szkole. Kto go tam wie. Chodził własnymi drogami nie licząc się z niczyim zdaniem i żadnymi regułami.
Jemu musiało być dobrze.
Matka nie czepiała się go o nic, ojciec dawał tylko pieniądze by zrekompensować brak swojej uwagi, której chłopak i tak zapewne nie potrzebował. Żyć nie umierać. W dodatku robił, co chciał, wracał kiedy chciał i wychodził bez pytania. W domu właściwie nikt nie interesował się tym co robił, z kim i czy na pewno legalnie. Nieograniczona wolność, właśnie tego pragnie każdy nastolatek.
Szczerze mówiąc Kasper z wielką chęcią zamieniłby się z nim. To musiało być bardzo ciekawe życie pełne imprez, nowych doświadczeń i znajomości. Kasper pod czujnym okiem mamuśki raczej nigdy nie będzie w stanie doświadczyć choćby małej części czegoś podobnego. I po co mu taka młodość?
Pełna zakazów, nakazów i reguł do przestrzegania.
Ściągając buty zauważył adidasy Alexa i jeszcze parę trampków, która z pewnością nie należała do żadnego z domowników. Pewnie jego brat sprowadził sobie jakiegoś kumpla do domu. Jak zwykle.
Wszedł do kuchni szukając czegoś do jedzenia. Niestety mama chyba nie spodziewała się, że wróci wcześniej. Obiad był jeszcze nie gotowy.
Brązowowłosy chwycił za jakieś ciastka stojące na stole i zaczął je jeść. Nalał sobie jeszcze szklankę soku i usiadł na krześle. W domu panowała przyjemna cisza. Zupełnie jakby nikt tutaj nie mieszkał.
Kasper naprawdę był wykończony dzisiejszym dniem, a przecież on jeszcze się nie skończył. Oparł głowę o ścianę oddychając głęboko. Całe szczęście, że wcześniej skończyli, inaczej chłopak zwariowałby chyba w tej szkole, pełnej nadpobudliwych dzieciaków.
W pewnym momencie jego przemyślenia przerwał donośny trzask.
Wyszedł z kuchni i zaczął się rozglądać za jego źródłem. W końcu usłyszał chichot rozchodzący się po całym korytarzu. Najdziwniejsze było jednak to, że dochodził z sypialni rodziców, a nie z pokoju Alexa jak spodziewał się Kasper.
Powoli zaczął iść w stronę pomieszczenia. Śmiechy i chichy było słychać coraz głośniej a do tego jakieś dziwne jęki. W końcu podszedł prawie pod same drzwi, które były jedynie do połowy przymknięte.
Słyszał jakiś ruch i dwa męskie głosy. Zapewne Alex i jego kolega. Głośno sapali i mieli krótki urywany oddech. Donośne jęki i postękiwania podniecenia słychać było w całym pomieszczeniu.
Kasper niepewnie i dość powoli zajrzał do sypialni.
Widok, jaki zastał kompletnie go sparaliżował. Stał sztywno wpatrując się w nagie ciała namiętnie połączone na łóżku jego rodziców.
Alex uprawiał z kimś seks. Kiedy zdał sobie sprawę, że druga osoba również jest mężczyzną dreszcz nieprzyjemnie przeszedł przez jego plecy. Co tutaj się dzieje?
Nic z tego nie rozumiał.
Alex kochał się z jakimś chłopakiem. Namiętnie, głośno, w dodatku w ich domu na pościeli, gdzie spali ich rodzice! Brązowo włosy poczuł jak jego ciało zaczyna drżeć. Zaczął powoli się cofać nie mogąc uwierzyć w to, co widział. Odwrócił się i jak szalony zaczął biec do drzwi wyjściowych. Wyleciał jak strzała z domu nie wiedząc nawet, dokąd ma biec.
Pędził przed siebie.
Co miał zrobić?
Co powiedzieć, myśleć?
Przecie tak nie można, to było złe.
Czemu chciało mu się płakać?
Pędził jak najdalej próbując uciec od tych myśli, obrazów,
…ale przecież od życia nie ucieknie.
Jak teraz ma się niby zachować?
Jak spojrzeć im w oczy?
Po tym co zobaczył…?

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz