-Uwagaaaa! Piłka leci-
Tak, tak jest w-f jedyna lekcja, którą jeszcze przetrawię. Przynajmniej
trochę pogramy w piłkę albo porzucamy do kosza. No jakby nie patrzeć, to wcale
nie jestem traki najgorszy w sporcie, więc też całkiem dobrze sobie radzę na
boisku. W dodatku z moim przyjacielem tworzyliśmy niezły duet. Ja mu podawałem piłki,
a on zdobywał kolejne punkty.
No i może mi powiedzie jeszcze, że to wcale nie dzięki mnie,
co?
Śmieszne. Jasne, że dzięki mnie.
-Yuki orientuj się- W ostatnim momencie złapałem piłkę
lecącą prosto w moją twarz. Graliśmy właśnie w koszykówkę. Nawet to lubiłem.
Szczególnie, że nie trzeba robić nic poza skakaniem do piłki i podawaniem jej
kolejnym osobą. Naprawdę nie jest to, aż takie trudne… nawet dla kogoś takiego
jak ja.
Przebiegłem na drugą stronę boiska i próbowałem wypatrzyć w
tłumie mojego przyjaciela. Naprawdę nie ciężko było dostrzec jego sterczącą czuprynę.
Z całej siły rzuciłem mu piłkę. Oczywiście złapał ją bez
największych problemów. Biegnie, biegnie i … punkt! Wynik 48:10. Normalka.
Drużyna, w której znajdziemy się my dwaj zawsze wygrywa.
Aż w końcu gwizdek. I koniec grania na dziś.
Przy wejściu na sale pojawił się nasz wf-ista, wraz ze swoim
mega donośnym głosem.
-Koniec chłopaki do szatni-
Mimo, że wyglądał jak chucherko, to słychać go było na
drugim końcu boiska. Naprawdę! Zawsze zadziwiał mnie ten facet. Nie sądzicie,
że to dziwne? Koleś ma może 165, jest chorobliwie chudy, ale jego baryton jest
godny śpiewaka operowego.
Właściwie, to zestawienie wygląda dość zabawnie.
Pewnie wyśmiewałbym się z niego, tak jak z reszty
nauczycieli, gdyby nie to, że on jako jeden z nielicznych nauczycieli jest dla
mnie miły. Reszta grona pedagogicznego raczej nie darzy mnie sympatią. Może
nienawidzi było by bardzie trafne, ale pan Timmoty jeszcze nigdy nawet na mnie
nie krzyknął. W mojej hierarchii to oznacza nic innego, jak tylko sympatie.
No chyba się ze mną zgodzicie prawda?
W każdym bądź razie Lucas dołączył do mnie i razem szliśmy w
stronę szatni.
-Stary dzięki za podania. Widziałeś ten ostatni rzut? Normalnie
ten dwutakt wyszedł mi idealnie- Koszykówka to ukochany sport mojego
przyjaciela. Zresztą to chyba widać.
-Tak, tak nasza gwiazdka musiała się trochę popisać-
Uśmiechnąłem się do niego złośliwie.
-A co? Zazdrościsz mi karzełku?- Odgryzł mi się bardzo
trafnie. Dobrze wiedział, że wzrost to mój największy słaby punkt. Menda jedna,
no.
Spojrzałem na niego zadziornie a on pokazał mi język. W
efekcie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Oj tak, często prawiliśmy sobie podobne złośliwości. To
chyba z nudów. Nie działo się nic ciekawego, więc urządzaliśmy sobie takie małe
bitwy słowne.
A jak, trzeba mieć w końcu jakąś rozrywkę. No nie?
- Co następne?-
-Nie mam bladego pojęcia, chyba biola- Na samo wspomnienie
tego, jakże uwielbianego przez nas przedmiotu niemal jęknąłem. Lucas też wykrzywił
się w jakimś śmiesznym grymasie.
Tak to była niewątpliwie jedna z mniej lubianych przez nas lekcji.
Nasz biolog miał się za wielkiego specjalistę w dziedzinie
nauczania. Walił nam wykłady, jak na studiach i chodził z zadartym nosem po
klasie, niczym profesor na wyższej uczelni. Zawsze pierwszy szedł jego
wielgachny brzuchol, a zaraz potem on. W dodatku mówił do nas tak powoli,
jakbyśmy byli, co najmniej chorzy umysłowo.
A może właśnie tak myśli?
A kogo to obchodzi?
W dodatku jakoś tak się złożyło, że naszej dwójki wyjątkowo
nie lubi.
Też mi nowość…
Ale on w przeciwieństwie do innych nauczycieli miał, jakiś
dziwny sposób okazywania nam swojego braku sympatii. Traktował nas jak
powietrze, dosłownie. Kompletnie ignorował, nasze, jakże skromne osóbki. Pewnie
byśmy się cieszyli gdyby nie to, że stało się to z czasem trochę uciążliwe.
Gdy coś do niego mówimy, albo chcemy go o coś zapytać, to
się po prostu odwraca. Tak, tak my do niego gadu, gadu a on zium i odwraca się
w drugą stronę. Zupełnie jakby nas tam nie było. Nie sądzicie, że to trochę
dziecinne? Jak wielki przedszkolak, no przysięgam.
Stało się to wyjątkowo irytujące.
-Myślisz, że Haver ciągle będzie miał na nas focha?-
Spojrzał na mnie porozumiewawczo. Prychnąłem tylko rozbawiony. Jasne, że będzie
miał. Zawsze ma, co daje nam nowe powody do nabijania się z niego.
Weszliśmy do szatni. Oczywiście reszta chłopaków paradowała
już wyrozbierana po całym pomieszczeniu. W końcu „wszyscy jesteśmy facetami”, jak
to zwykle mówią.
Usiadłem na ławce koło jakiegoś nieznanego mi chłopaka.
Tak się składa, że wf-y mieliśmy po kilka klas, więc polowy
osób nawet nie kojarzyłem.
Wyciągnąłem swoje codzienne ubranie z szafki i miałem zamiar
się przebierać.
Jedyne, co mi przeszkodziło to właśnie chłopak siedzący obok.
Przyglądał mi się jakoś, tak dziwnie. Sam nie wiem, ale jego spojrzenie było
strasznie nieprzyjemne.
Wiecie, gdy ktoś na mnie patrzy potrafię wyczuć, jego
uczucia w stosunku do mnie. Po prostu czuje ten lód, albo ciepło w spojrzeniu. A
teraz czułem się trochę, jak pod obserwacją.
Nie będąc mu dłużnym też spojrzałem na niego i uśmiechnąłem
się przyjaźnie.
A co, trzeba
zdobywać nowych przyjaciół, w końcu nie
mam ich zbyt wielu.
No dobra zbyt wielu to nie jest odpowiednie słowo, bo mam
tylko Luce. Za co jestem mu wdzięczny oczywiście.
Jednak ten chłopak chyba wcale nie chciał się ze mną
zaprzyjaźnić. Skrzywił się, jakby z obrzydzeniem i natychmiast się ode mnie
odwrócił.
Wiecie zrobiło mi się trochę przykro.
Zawsze jest tak samo. Ludzie się ode mnie odwracają, jakbym był
trędowaty.
A może jestem?
-Uważaj na niego Joe ten mały ćpun pewnie ma jakąś zarazę. Nie
zbliżaj się do niego, bo jeszcze coś złapiesz- Dreszcz nieprzyjemnie przebiegł przez
moje ciało, gdy usłyszałem ten głos zza swoich pleców. To pewnie jakiś
trzecioklasista. Oni zawsze się tak zachowują. Myślą, że są lepsi czy co?
Oczywiście chłopak odskoczył jak oparzony. A jakby inaczej?
Zagryzłem nerwowo wargę. Nienawidzę, gdy ludzie wymyślają
dziwne plotki na mój temat. Czasem łudzę się, że oni nie wiedzą jak bardzo to
boli…ale chyba jednak wiedzą, inaczej nie mówili by mi tego, prawda?
-Kto wie może to jeszcze jakiś mały zbok. Zaciągnie cię do
szafki i zgwałci a potem zabije- Czułem jak wszystkie spojrzenia w szatni
spoczęły na mnie. Takie zimne…niczym lód, spojrzenia nienawiści. Łzy podeszły
mi do oczu a moja klatka piersiowa jakoś nieprzyjemnie się ścisnęła.
-Odwal się od niego Tony. Zbokiem to ty jesteś. Co myślisz,
że nikt nie wie o twoich machlojkach?- Spojrzałem na mojego przyjaciela, który
przyjął agresywną postawę i stał przy mnie niczym rycerz.
-Spierdalaj, co ty niby możesz wiedzieć? Może dowiedziałeś
się od tej suki twojej siostry, co?- Tony niemal syknął wściekle.
-Odwal się! Moja siostra nie jest taka, jak twoja. Nie
potrzebuje się sprzedawać żeby być kimś…a teraz odwal się i wypierdzielaj stąd,
bo inaczej…-
-Bo co?- Nawet nie pozwolił mu dokończyć zdania. Widać było,
że jest cholernie pewny swego. Zacisnął już pięści wygrażając nimi w stronę
Lucasa.
-Bo ci obije tą buźkę. Szkoda nie będzie i tak nie masz się
czym chwalić- Chłopak zrobił się cały czerwony z wściekłości. Chyba Lucas
trafił w jego czuły punkt. Cały już rwał się do bójki, ale mimo to ciągle stał
w miejscu.
Chyba nie wspomniałem, że wszystkie chłystki podobne do tego
kolesia bały się mojego przyjaciela, bo krążyło wiele dziwnych plotek również
na jego temat. W tym jedna, że pobił całą bandę jakiś dresów w pojedynkę. Nie
wiem czy to prawda, ale wystarczy by tamci trzymali nerwy na wodzy.
-No tak. Dziwaczejesz tak samo, jak ten mały ćpun. Może
sypiacie gdzieś po kontach, co? Dlatego go tak bronisz prawda?- Uśmiechnął się
szyderczo, jakby właśnie dokopał się do jakiś brudów na temat mojego kumpla.
Spojrzał na niego z obrzydzeniem i cofnął się o kilka kroków.
Tchórz!
-Spierdalaj Tony albo nie ręczę za siebie- Lucas wyglądał
naprawdę na wściekłego. Mimo to nie dał się prowokować temu idiocie.
-Dobra idziemy, ale powiem ci jedno przestań zadawać się z
tym dzieciakiem albo w końcu będziesz taki sam jak on. Jednym wielkim
nieudacznikiem-
I wyszli.
Nareszcie.
A mi chciało się płakać, jak nigdy. Nienawidzę takich
sytuacji. Zniosę wszystko obelgi pod moim adresem, wytykanie palcami, wszystko,
ale nienawidzę, gdy Lucas staje w mojej obronie i to on zostaje najbardziej
wyzwany. Ten cały Tony miał rację. Lu nie powinien się ze mną zadawać. To tylko
niszczy jego reputacje.
Z kimś takim… jak ja? Przecież to bez sensu.
-On ma rację Lucas- Powiedziałem to szeptem, bo nie byłem w
stanie wydobyć z siebie ani krzty woli.
-Że co?- Przyjaciel spojrzał na mnie jakbym powiedział coś
zupełnie absurdalnego.
-Nie powinieneś się ze mną zadawać- wyjaśniłem mu prędko na
widok jego miny -Przeze mnie masz tylko problemy. To wszystko moja wina. Naprawdę
nie obrażę się, jeśli sobie pójdziesz-
Mówienie mu tego, naprawdę bolało. Był dla mnie, jak brat,
jak rodzina, której już nie miałem. Moje jedyne oparcie… i właśnie, dlatego nie
chciałem by spotykało go coś takiego. Za bardzo mi na nim zależy, bym pozwolił
komuś mówić takie rzeczy jego temat. Nie zasługuje na to. To najlepsza i
najmilsza osoba, jaką znam. Dlatego ja powinienem odejść z jego życia.
-Yuki zwariowałeś? Nie przejmuj się tym fajfusem mam gdzieś,
co on mówi- Machnął niedbale ręką i
wykrzywił się na samo wspomnienie
tamtego.
-Ale to nie chodzi tylko o niego- Próbowałem dalej. Nawet
nie wiecie, jak ciężko było mi to wytłumaczyć. Nie chciałem go ranić. Ale
przecież…
-To, o kogo?-
O wszystkich do cholery… o wszystkich!
Miałem ochotę to wykrzyczeć, ale nie mogłem. Głos uwiązł mi
w gardle razem z łzami.
To nie jest pierwszy raz, gdy zdarza się coś takiego.
I zawsze kończy się tak samo.
Ja przybity, a Lucas musi mnie pocieszać.
Już nie raz chciałem mu powiedzieć by mnie zostawił samego.
Jednak wtedy wygrywał mój egoizm. Nie chciałem być sam, nie chciałem by mnie
zostawiał. Ale teraz myślę, że powinienem myśleć przede wszystkim o nim. A to
rozwiązanie było by najlepsze dla niego.
-Yuki do cholery. Nie zostawię cię rozumiesz-
Powinieneś cholera… powinieneś. Bo
inaczej nigdy się nie uwolnisz ode mnie.
-Przestań patrzeć na mnie, zadbaj wreszcie o siebie.
Przecież zadając się ze mną nie spotka
cię nic dobrego. Po prostu idź i nie
wracaj- Wykrzyczałem to jednym tchem. Z oczu popłynęły dwa wielkie strumyki
łez. Dlaczego on mnie nie słucha? Nie widzi, że kontakt ze mną to przegrana
sprawa?
Spojrzał na mnie zszokowany. Jednak szok szybko minął i zastąpił
go gniew.
Wymierzył mi niezły cios z pięści. Zachwiałem się a on złapał
mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać.
-Yuki czyś ty totalnie oszalał? Jesteś moim przyjacielem kocham
cię jak brata. Mam w dupie, to, co sądzi ten pieprzony Tony. Mało tego mam
wszystkich innych w dupie. Liczysz się tylko ty. Nie pozwolę byś został z tym
wszystkim sam. Nigdy, słyszysz! I nigdy nie mów mi, że mam odejść i cię
zostawić, rozumiesz! Już nigdy nie mów, że mam cię zostawić- On sam zaczął płakać.
Moje słowa chyba najbardziej go zraniły.
-Ale Lu…-
-Nie! zamknij się! Nie chce tego słychać, słyszysz!-
-Ale przecież ja jestem nikim-
-Wcale nie. Dla mnie jesteś wart więcej niż cała ta banda.
Więcej niż inni rozumiesz!-
-Lu nie musisz się poświęcać dla mnie- Nie chce litości. Nie
potrzebuję tego by się nade mną litował. To będzie jeszcze gorsze. Świadomość,
że robi to nie z przyjaźni, ale z litości.
Nie chce tak, po prostu nie chce.
-Co ty do cholery…- westchną ciężko i usiadł obok mnie
przecierając twarz dłonią.
Rozmowa ze mną w takim stanie chyba naprawdę była dla niego
ciężka.
-Słuchaj mały kretynie, ja się nad tobą nie lituje- Spojrzał
mi prosto w oczy.
Jedyne, co w nich widziałem to cierpliwość i ta jego typowa pewność
siebie.
Nic poza tym. Żadnego gniewu.
-Jestem twoim przyjacielem, bo chce czaisz głupku? Nie dlatego,
że musze. Nie dlatego, że jesteś taki mały, biedny i udręczony- Przystanął na
chwilę i zmarszczył brwi widocznie myśląc nad czymś bardzo intensywnie.-
Chociaż nie. Chce ci pomóc, bo nie jestem
przecież jakimś pieprzonym ignorantem…Ale, ja po prostu cię lubię-
-Lu, ale to cię zniszczy- Dalej brnąłem w zaparte. Przecież
powinien mieć lepszych przyjaciół. Popularnych tak jak on.
-Więc co? Dobra niech mnie zniszczy, mam to gdzieś- Spojrzał
na mnie z tym typowym dla niego wyzwaniem w oczach. Nie byłem w stanie nic
powiedzieć. Tak po prostu.
-Słuchaj Yuki. Nie wiem, co tam sobie myślisz w tej swojej
małej, głupiej główce, ale ja lubię ciebie. Nie jakiś fajfusów, co wożą się,
jak jakieś gwiazdy. Powiedz mi, czy według ciebie powinienem się zadawać z
takimi kolesiami, jak ci przed chwila? No wiesz w końcu byli popularni. Według
ciebie takie bezmózgi i debile, byliby dla mnie lepsi niż prawdziwy przyjaciel
?- Milczałem. Bo co ni by miałem powiedzieć. Miał racje, ci idioci nie warci
byli nawet krzty zainteresowania.
Po prostu bezwartościowe mięśniaki. Mimo to, jakoś wciąż nie
byłem przekonany. Według mnie zadawanie się ze mną było jeszcze gorsze od
jakiegoś tam Tonego.
-Nie…ale na pewno, na pewno jest ktoś wart twojej przyjaźni
o wiele bardziej niż ja. Na pewno jest ktoś, kto nadaje się lepiej na
przyjaciela niż ja- Na pewno, po prostu
musiał być ktoś taki.
-Ale ja nie chce nikogo innego. Tak ciężko ci to zrozumieć?
Yuki jesteś moim przyjacielem, bo jesteś szczery, miły i mogę ci ufać jak
nikomu innemu. Nie dlatego, że masz jakąś tam zakichaną sławę. To dla mnie jest
nie ważne. Ja po prostu wiem, że mnie nie okłamiesz. Jesteś dla mnie jak brat.
Mogę ci powiedzieć więcej, niż komukolwiek innemu. Czemu tak ciężko ci w to
uwierzyć? Yuki ja po prostu jestem dumny mając takiego przyjaciela jak ty- I
wtedy po prostu mnie przytulił. Szczerze, jak prawdziwy przyjaciel.
A ja po prostu nie byłem w stanie powiedzieć czegokolwiek.
On powiedział, że jest ze mnie dumny. Rozumiecie to? On jest
ze mnie dumny!
Łzy same cisnęły mi się do oczu. To było po prostu zbyt
wiele. Więcej niż miałbym czelność oczekiwać. Naprawdę kocham go jak brata.
To on zawsze jest tym bardziej opanowanym.
To on zawsze jest tym myślącym logicznie.
To on jest zawsze tym odważniejszym.
Naprawdę cieszę się, że ktoś taki mnie wspiera.
Ale teraz jestem jeszcze bardziej pewny tego, że ja nie
zasługuje na taką przyjaźń, na jego przyjaźń.
-Lucas, dzięki ty kochany idioto-
CDN…
Poplakalam sie. Naprawdę masz talent!!!! Biedny Yuki. :( dobrze ze ma luca!!!
OdpowiedzUsuń