czwartek, 24 maja 2012

~5~


Wreszcie dopadła i mnie… nie, nie  moja matematyczka, rutyna!
Ta cholerna codzienna rutyna.
Od rozpoczęcia roku minął jakiś miesiąc, a ja dopiero teraz poczułem to, co nazywają rutyna szkolną. Już nawet nie chciało mi się udawać przed nauczycielami, że lekcje mnie ciekawią. Wszystko się zmieniało, szarzało. Naprawdę nie lubiłem jesieni. Ciągle tylko padało i padało. Paskudna pogoda.
Patrząc przez okno chciało mi się tylko spać. I właśnie to najczęściej robiłem. Nauczyciele zdążyli się już przyzwyczaić do tego, że traktowałem ławkę, jak swoją prywatna poduszkę.
Powoli zaczynałem zbierać też żniwa mej ciężkiej i uporczywej pracy, jaką było całkowite ignorowanie nauczycieli. Na moje konto zdążyło już wpłynąć kilkanaście dość marnych ocen z różnych przedmiotów. Oczywiście również z chemii.
Mizuki zdążył nam w międzyczasie zrobić kolejną kartkówkę, na którą oczywiście nie byłem przygotowany i dostałem jedynkę a ostatnio nawet stwierdził, że zrobimy sprawdzian. Szczerzę nie sądzę, żeby poszedł mi choćby odrobinę lepiej od poprzednich kartkówek. Jak się domyślacie nie obyło się bez kąśliwej uwagi na temat tego, że go… ignoruję?
Ja go ignoruję…? Śmieszne. Lekcje z nim to chyba jedyne godziny, na których przynajmniej wpatruję się w tablicę i przepisuje, conieco z niej. Powinien być zadowolony prawda? No przynajmniej patrzę na te jego, całe krzaczki. Inni nauczyciele mieli by się, na co uskarżać, ale on? Wolne żarty.
Na szczęście między lekcjami trwała przerwa, przynajmniej na chwilę mogę się oderwać od tej nudnej, usypiającej rzeczywistości szkolnej. Lucas na początku ciągle mnie zagadywał jakimiś bzdetami. Zbywałem go, co chwilę półsłówkami, więc w końcu przestał zawracać sobie mną głowę. Nie rozumiem tego jego podniecenia. No bo, przecież już cały miesiąc chodzimy do tej głupiej budy nawet bez kilku dłuższych dni przerwy. A on co? Tryskał energią jakby to był conajmniej środek wakacji. Zaczynam się zastanawiać nad tym czy mój kumpel, aby na pewno nie przedawkował jakichś napojów energetycznych albo kawy?
Ale jakoś nie mam tyle siły żeby o to zapytać.
Po prostu leżałem sobie rozłożony na ławce. To chyba jedyna rzecz, jaką byłem w stanie teraz robić.
No tylko mi nie mówcie, że nie znacie tego uczucia.
Coś jak dzień po wielkiej imprezie, gdzie wypiliście ździebko za dużo, a rano macie w głowie rewolucję. Więc ja mam taki dzień, już jakiś dobry miesiąc. Sam już nie wiem nawet, jaki dzisiaj dzień. Całe szczęście, że Luca wysyła mi esemesy, bo pewnie poszedłbym pod szkołę w sobotę myśląc, że to środa.
-Yuki zaraz mamy matmę z Piters- Bąknął mój kumpel jakoś niemrawo. Już ja wiem, co mu chodzi po głowie. Obróciłem twarz w jego stronę i popatrzyłem na niego zaspanymi oczyma. Na prawdę chciało mi się spać.
-Yhhhh seriooo?- Na koniec ziewnąłem okazując moje zainteresowanie tą starą wiedźmą.
Matma z Piters, no cóż jakoś entuzjazmem nie tryskałem na tę wiadomość. A to oczywiście dlatego, że nienawidziłem tej wiedzmy. W sumie ze wzajemnością. To była jedyna nauczycielka, która na każdej lekcji musiała się mnie czepiać. Ja nie wiem.
Nie pasowało jej wszystko, że leże na ławce, że się podpieram, że krzywo siedzę, że na nią nie patrzę, jak tłumaczy. No oszaleć można mówię wam. Pewnego dnia chciałem zrobić temu babsztylowi na złość i zachowywałem się, jak super grzeczny przykładny uczeń. Ale jej oczywiście to nie pasowało. Bo przecież ona zaaaawsze musi coś do mnie poburczeć. Tak więc, wtedy nie mając możliwości czepiania się mojego zachowania, zaczęła czepiać się mojego ubrania. Że niby noszę bluzę, więc na pewno jestem jednym z kiboli, że pewnie gdzieś piję z innymi i rozwalam przystanki.
Ja naprawdę boję się pomyśleć, co ta kobieta ma w głowie i do jakich wniosków może dojść z tymi swoimi dziwacznymi myślami.
Po jakimś dłuższym czasie Lucas znowu się odezwał.
Chyba naprawdę nie potrafił nie mówić niczego dłużej niż 2 sekundy.
-Noooo mamy teraz tą pieprzoną logikę, nie chce mi się słuchać jej pieprzenia od rzeczy- Szczerze popierałem ten pomysł. Lucasa się przynajmniej nie czepiała, bo miała jakiś kompleks na moim punkcie. Jednak on, podobnie do mnie nie darzył jej wielką sympatią.
-Jaka znowu logika u niej? Z której strony?- Żachnąłem się unosząc brew. Jakoś w mojej głowie logika i Piters, to jak dwa słowa o przeciwnym znaczeniu.
-Noooo…, bo widzisz z tą logiką u Piters to jest tak, jak masz akwarium to znaczy, że masz też rybki, jak masz rybki to znaczy, że lubisz zwierzęta, jak lubisz zwierzęta to lubisz też ludzi, jak lubisz ludzi to lubisz też kobiety, jak lubisz kobiety to nie jesteś gejem. Yuki masz akwarium?- Na koniec zapytał, próbując pohamować wredny uśmieszek wstępujący mu powoli na usta. Cholera doskonale wiedział, co odpowiem…
-Nie-
-To według niej jesteś gejem- mój kumpel oczywiście zaczął się śmiać na cały korytarz, jak porąbany. Wszyscy stojący blisko nas spojrzeli na Luce, jak na niecałkiem zdrowego psychicznie. A ja próbowałem zgromić go wzrokiem za ten marny kawał, ale jakoś mi się to nie udawało. Nic sobie nie robił z mojej obrażonej mimy, po prostu dalej się śmiał, aż mu łzy zaczęły lecieć i dopiero wtedy się uspokoił.
-Bardzo śmieszne wiesz…a bo ty może masz akwarium?- Spojrzałem na niego z dziką satysfakcją, bo byłem pewien, że nie ma. Szkoda tylko, że musiałem się rozczarować.
-A mam- Odpowiedział mi szczerząc się złośliwie.
-Ta ciekawe niby gdzie? Chyba w wannie- No co tu dużo ukrywać, byłem zły na niego. Mój genialny plan poszedł w łeb. W dodatku nudno mi było, jak cholera. A z każdą chwilą wszystko irytowało mnie jeszcze bardziej, co teraz było bezpośrednią zasługa mojego kumpla.
-Wcale nie. Mam kulę ze złotą rybką pamiętasz?- Osz cholera, zapomniałem o tej durnej rybie z wytrzeszczem. Szczerze to bardziej to coś przypominało pływające oczy. Mówię wam ta ryba, jeśli można ją w ogóle tak nazwać miała gały dwa razy większe od swojej głowy. Toż to mutant a nie ryba.
Mruknąłem coś gniewnie w materiał mojej bluzy. Naprawdę miałem coraz to gorszy humor.
-Yuki no coś ty taki? Całymi dniami śpisz i burczysz coś tam pod nosem. Mam już dosyć gadania do rozlazłego trupa, wiesz?- W sumie może trzeba by było wreszcie ruszyć swój zadek i zrobić coś porządnego. Koniec z udawaniem martwego całymi dniami, co przyznaję wychodzi mi całkiem nieźle.
-Więc, co proponujesz?- Ja jakoś nie miałem żadnych pomysłów. A skoro on kazał mi się ruszyć to teraz niech wymyśli jak mnie do tego nakłonić.
-No, nie wiem, ale nie chce mi się siedzieć w szkole- Zamyślił się na chwilę kombinując pewnie, co moglibyśmy robić. Wyglądał naprawdę zabawnie. Robiły mu się śmieszne zmarszczki na czole i zaczął wyglądać…inteligentnie?
-Wiem- krzyknął nagle podnosząc palec do góry. Jeszcze tylko brakowało, żeby nad głową zaświeciła mu się taka śmieszna żaróweczka. No zupełnie jak przedszkolak.
-Słuchaj Yuki mam genialny pomysł- Od tych słów, zwykle zaczynają się jego wszystkie pomysły, po których często mamy przerabane.
-No dawaj słucham- Ciekawe, co on tam niby genialnego wymyślił tym razem.
-Idziemy pograć w kosza- I już? To nad tym tyle myślał? Łeee to ja myślałem, że to będzie coś fajowego, a tu koszykówka? No, ale z drugiej strony dawno nie graliśmy. Jeszcze chwila a zapomnę, jak się rzuca do kosza. –No dalej, pójdziemy na boisko w parku tam nikt nas nie przyłapie na wagarach. Co ty na to?-
Musicalem się przez chwilę zastanowić. Właściwie park nie był znowu aż tak bardzo daleko, zaledwie 10 minut drogi. Jedyna rzecz była taka, że moim nogom i rękom chyba nie bardzo się chwiało gdziekolwiek ruszać.
-Dobra, jak mnie stąd ruszysz to pójdę- Więc mój przyjaciel bardzo inteligentnie pociągnął mnie za ręce, a że był prawie o głowę większy ode mnie i o wiele lepiej zbudowany, to ja o mało co, nie wylądowałem na podłodze. Jak urosnę to go za to zabiję, przysięgam…
Spojrzałem na niego zły.
-Proszę bardzo. Wedle życzenia malutki- I znowu ten jego śnieżno biały wyszczerz.
-Jeszcze raz powiesz do mnie malutki a ci coś zrobię-  Lucas, jak zwykle nic sobie nie robił z mojego, nader kiepskiego  humoru. Po prostu klepnął mnie jeszcze w plecy by zachęcić mnie do ruszenia się. Była jeszcze przerwa, więc mogliśmy spokojnie przejść na parter bez jakichś podejrzeń ze strony nauczycieli. Dopiero, kiedy wyszliśmy ze szkoły rozległ się ten drażniąco-ogłuszający dźwięk dzwonka. Ale my niczym się nie przejmując przeszliśmy sobie spokojnie przez schody i przed długą alejkę prowadzącą do wyjścia poza bramy szkoły. Ledwie przekroczyliśmy tę wielką, stalową bramę z czasów, jakiejś tam wojny a mnie przypomniało się coś, dość istotnego.
Mój plecak.
Przemknęło mi to przez głowę dopiero, kiedy spojrzałem na czarną, wytartą torbę Lucasa, którą zawsze nosił na jednym ramieniu. Zostawiłem swój plecak w szafce, bo nie chciało mi się z nim chodzić po całej szkole. Książek i tak w nim nie miałem, więc po co mi dodatkowy balast? Zawsze zabierałem go dopiero wtedy, kiedy wychodziłem ze szkoły. Tym razem, przez ten pomysł wagarów Lucasa kompletnie wypadło mi to z głowy. Nie mogłem go tam zostawić, miałem tam kasę, bilety, klucze. Nie było rady musiałem po niego wrócić.
-Co jest mały?- Luca spojrzał na moją nie za ciekawą minę i wyraźnie się zmartwił.
-Zostawiłem plecak w szafce, wrócę po niego- jęknął coś zrezygnowany i cmoknął z niezadowoleniem.
-Jak cię ktoś zobaczy, to wtedy będziesz musiał stawić się na lekcji- Sam doskonale o tym wiedziałem tym bardziej, że reszta uczniów pewnie zdążyła już wejść do klas. Nie było mowy o ściemnianiu nauczycielom. I tak każdy mnie znał, więc nawet najlepsza ściema skończyłaby się tym, że doprowadziłby mnie prosto pod klasę, w której miałem lekcje.
-Wiem, spokojnie, przebiegnę tam i z powrotem szybciuteńko. Daj mi jakieś 2 minuty- Nie wiem czy próbowałem pocieszyć siebie czy jego. W rzeczywistości nie było to takie proste. Nasze szafki znajdowały się na najwyższym piętrze budynku. W dodatku na tym samym piętrze był pokuj nauczycielski. No cóż, jak już mieć pecha to na całego…
Czym prędzej ruszyłem w stronę drzwi frontowych. W szkole panowała już istna cisza. Na pierwsze piętro dostałem się bez problemu, nie było nawet sprzątaczek, które zwykle o tej porze myją podłogi. Powoli zakradłem się na schody prowadzące na drugie piętro. Wystarczyło przejść zaledwie kawałeczek, a potem skręcić w prawo, a na samym końcu była moja cudowna szafeczka, z moją torbą w środku oczywiście. Mimo wszystko serce zabiło mi jakoś szybciej. Czułem się w takich momentach, jak tajny agent, który ma wykraść jakieś ważne rządowe informacje. Więc jak na porządnego tajnego agenta przystało po prostu puściłem się biegiem wzdłuż korytarza.
Na końcu złapałem się lekko ściany by moje ciało samoczynnie się obróciło. Wszystko było by pięknie, gdyby nie nagła przeszkoda, dosłownie. W ostatnim momencie dostrzegłem kogoś przed sobą, a i tak nie zdążyłem wyhamować na czas i z wielkim impetem wpadłem wprost na tę osobę. Zobaczyłem tylko, jak chmura białych kartek zaczyna fruwać wokół nas i powoli opadać na ziemię. Szybko zacząłem chwytać te, które były najbliżej mnie i w pośpiechu je zbierałem. Nawet nie chciałem wiedzieć, na kogo wpadłem to było teraz mało istotne.
-Przepraszam, ja nie chciałem, przepraszam, bardzo przepraszam- Powtarzałem tylko, jak mantre nie chcąc spojrzeć na tę osobę. Widziałem tylko, że ciągle siedziała na ziemi, pewnie jeszcze w szoku.
-Yukimura?- Niemal skamieniałem słysząc ten głos. Tylko mi nie mówcie, że…
Spojrzałem na mojego chemika, który siedział przede mną na ziemi z wyraźnym zaskoczeniem i zdziwieniem wymalowanymi na twarzy. Jakieś dziwne dreszcze przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa. Cholera, czemu ze wszystkich ludzi to musi być akurat on? Jakbym miał mało kłopotów, no naprawdę was.
Przełknąłem dzielnie ślinę i jeszcze szybciej zacząłem zbierać te przeklęte kartki. Sekundy zmieniały się niemal w wieczność oczekiwania, aż wreszcie na mnie nakrzyczy. Ręce trzęsły mi się, przez co denerwowałem się jeszcze bardziej, bo te cholerne kartki, co rusz mi uciekały. Zachowywałem się, jak w gorączce. Mój nauczyciel natomiast spokojnie przykucnął i również powoli zaczął zbierać zwoje dokumenty. W końcu widząc chyba, że jestem bardzo zdenerwowany podjął rozmowę.
-Gdzie ci się tak śpieszy Yukimura, co?-
Zadrżałem na sam dźwięk mojego imienia. Nauczyciele zawsze się tak do mnie zwracali, nie używali zwyczajowego Yuki, ale w jego ustach moje imię przybierało jakieś straszliwie poważne i karcące jednocześnie znaczenie.
-Ja… nie, no nigdzie… ja…zapomniałem czegoś- Uśmiechnąłem się jakoś nerwowo. W sytuacji sam na sam, z tym facetem naprawdę czułem się niepewnie. Nie panowałem na sobą, nad własnym ciałem, nad słowami. Wszystko we mnie zaczynało się spinać i trząść.
-Zapomniałeś mówisz, wyglądałeś jakby cię coś goniło. Nie mogłeś po prostu iść?-
Przełknąłem z trudem ślinę. Naprawdę, wystarczyło słowo tego faceta, żeby mnie zdyscyplinować. W dodatku, jak na przekór on zawsze był cholernie spokojny i zawsze miał ten swój zwyczajowy opanowany wyraz twarzy. A wbrew pozorom to denerwowało mnie chyba najbardziej.
-Mogłem. Przepraszam pana, jeszcze raz- Poczułem się autentycznie skruszony. Co ten facet ze mną wyrabia? Paranoja jakaś.
-Nic się nie stało, zdarza się, a czy czasem twoje lekcje się już nie zaczęły?-
W tym momencie spojrzałem na niego, a nasze oczy się spotkały. Patrzył na mnie tak przeszywająco, zupełnie zbiło mnie to z tropu. Zacząłem panikować i cały się zaczerwieniłem, jak dziecko przyłapane na kłamstwie.
-Zaczęły…ja…po prostu…mój plecak…i…-Język mi się plątał. To chyba pierwszy taki moment, kiedy nie wiem, co powiedzieć. Czułem się tak, jakby mnie zupełnie przejrzał, a każde kłamstwo pogarszałoby tylko sytuację.
-Plecak? Zapomniałeś plecaka?- Spojrzałem na niego zaskoczony, jakbym zupełnie nie wiedział, o czym on mówi. Dopiero po chwili potrząsnąłem głową i bąknąłem niezrozumiałe
-Tak- Podałem mu trzęsącą ręką kartki, które od razu wziął. Nie wyglądał na złego, raczej na cholernie spokojnego. I to mnie w nim najbardziej przerażało. Ten jego pieprzony spokój.
-Dobrze w takim razie idź już po ten plecak i nie biegaj tak po korytarzu- Uśmiechnął się do mnie kpiąco i wyminął mnie. W ostatnim momencie musnął dłonią jeszcze moje ramie. Zamarłem całkowicie. Chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co się stało. Kiedy mnie dotknął poczułem się, jakby raził mnie prąd o bardzo wysokim napięciu. Stałem tak chwilę sparaliżowany, po czym chyba mechanicznie ruszyłem w stronę szafki. Jakimś cudem otworzyłem ją bez problemu i wyciągnąłem z niej plecak. Przeszedłem przez całą szkole z szeroko rozwartymi oczami kompletnie nie zwracając uwagi na to, czy ktoś mnie zauważy. Byłem w zbyt dużym… szoku? Całe ramię paliło mnie gorącem mojego ciała. Nie wiem, co się działo czułem się jak ogłuszony. Doszedłem do Lucasa kompletnie rozbity z dziwną miną. Oczywiście ten od razu się zainteresował mną, ale ja nic mu nie odpowiadałem na kolejne pytania. Bo i co miałem powiedzieć. Sam nie wiem, co się stało.
To było dziwne…
Czemu ja się tak czuje? Zupełnie, jakbym się nażarł jakiejś amfy czy innego świństwa…
Chyba nie przyjdę do szkoły przez tydzień. Przysięgam to robi się coraz dziwniejsze.
I w tym momencie przyrzekam sobie, że przez calutki tydzień będę unikał tego dziwnego człowieka jak tylko mogę.
Na pewno…
Kim on jest do cholery żeby tak mną pogrywać?

CDN…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz