Zastanawiam się, co ja tutaj w ogóle robię?
Czekam wraz z moją chorą klasą aż nauczyciel, czyli Mizuki
sprawdzi obecność, by następnie wsiąść do autokaru i wyruszyć na całodniową
wycieczkę.
Nie, nie żartuję. Jestem śmiertelnie poważny.
Tak się składa, że kilka dni temu nasz kochany wychowawca
raczył nam oznajmić, że dyro wysyła nas na wycieczkę. Mamy jechać do jakiegoś
muzeum sztuki i czegoś tam oraz zwiedzać stary zamek gdzie przed wiekami żyli
sobie mężni rycerze. Oczywiście obecność obowiązkowa. Hura…!?
Dajcie spokój.
Nienawidzę takich historycznych wypadów. To kompletna
żenada. Stracę jedynie cały dzień, który mógłbym wykorzysta na … no ciekawsze
rzeczy i tyle.
Sam nie wiem, czemu jeszcze organizują takie wyjazdy. Dyrcio
już dawno wie, że wszyscy nudzą się jak mopsy i w dodatku nikt nie uważa na to,
co mówi przewodnik, czy ktokolwiek inny. Więc jaki niby jest sens tego, żebyśmy
gdziekolwiek jechali?
No chyba, że robi to specjalnie po to, żeby nam trochę
podokuczać i zrobić na złość. Kto go tam wie?
Czekałem teraz aż wreszcie Lucas się zjawi.
Znowu się spóźniał, pewnie pierdoła zaspał i teraz biegnie
gdzieś żeby zdążyć na czas. Normalka.
W naszym wykonaniu to akurat był standard. Pewnie też bym
zaspał, gdyby nie to, że jakoś sen się mnie dzisiaj nie trzymał. Wstałem
wcześnie rano kompletnie wyspany i nie miałem, co robić. Naprawdę jakieś czary
czy co? Zwykle musiałbym być naprawdę zdenerwowany, żeby coś takiego się stało.
Tylko, czemu akurat dzisiaj miałbym się tak strasznie denerwować? Głupią
wycieczka?
Nie, to nie może być to. Chociaż sam nie wiem. Pierwszy raz
jedzie z nami Mizuki. Znając go będzie nas musztrował przez całą drogę.
I ja mam spędzić z tym żandarmem cały dzień? Ahhhh, już mam
dość, a przecież dzień jeszcze się nawet nie zaczął.
No właśnie, o wilku mowa.
Mizuki właśnie przyszedł i zaczął wydzierać się na jakichś
głąbów z mojej klasy, żeby się ustawili i przestali świrować. Oczywiście
momentalnie nie tylko tamci, ale cała klasa stanęła grzeczniutko na baczność i stało
się jakoś ciszej. Coś czuje, że dzisiejszy dzień zapamiętam na długo.
Usiadłem sobie na słupku od płotu naszej szkoły. Pewnie minie
jeszcze sporo czasu, zanim wszystkich poustawiają, posprawdzają i tak dalej.
Właśnie zaczęło się sprawdzanie obecności.
-Satomi Yuki- Kiedy usłyszałem jak zamiast zwyczajowego
Yukimura mówi Yuki aż podskoczyłem z wrażenia. Takiego spoufalania się z
uczniami po nim, to bym się nie spodziewał. A może po prostu chciał być miły?
Przecież faktycznie pozwoliłem mu tak do siebie mówić.
Ja chyba nigdy nie rozgryzę myślenia tego kolesia.
Odpowiedziałem mu jedynie mało pewne „jestem”.
Przy nazwisku Lucasa, gdy nikt się nie odzywał znowu
spojrzał na mnie. Nawet nie wiedziałem, że presję jego spojrzenia można
wyczuwać na odległość. A jednak się da.
Wzruszyłem tylko ramionami. Co miałem zrobić? Nie wiem gdzie
ten bałwan się podziewa. Miał tutaj już być.
Z naszej klasy oprócz Lucasa nie było jeszcze 1 osoby, ale
ktoś odkrzyknął, że jest chora i siedzi w domu.
Oczywiście blondyn podszedł do mnie po chwili. Spodziewałem
się tego, ale jakoś naprawdę nieswojo mi, kiedy mam z nim rozmawiać.
-Yuki dzwoń do Lucasa. Gdzie on jest? Zaraz odjeżdżamy-
Kiwnąłem tylko głową na zgodę i zaraz złapałem za telefon. Nie chciałem wdawać
się z nim w głębsze dyskusje. Mimo wszystko ten koleś ciągle mnie przerażał.
Wybrałem z listy numer Lu i zacząłem dzwonić. Długo musiałem
czekać aż w końcu odebrał telefon
-Halo?- Miał dziwnie zachrypnięty i słaby głos. Nie mówcie
mi, że ciągle jeszcze spał.
-Lucas gdzie ty jesteś? Mizuki się o ciebie wypytuje. Mamy
dzisiaj wycieczkę pamiętasz stary?- Jak zapomniał to go chyba zabije. Jak ja
mam niby wytłumaczyć Mizukiemu, że on ciągle jest w domu i prawdopodobnie
kwitnie w wyrku?
-Ochhh, wiem Yuki. Nie ma szans. Nie jadę- Brzmiał, jakby miał
w gardle wielką kluchę, albo właśnie wrócił z jakiejś porządnej imprezy. Kiedy
skończył mówić to usłyszałem jak kaszle gdzieś obok słuchawki.
-Czekaj stary jak to nie jedziesz? No co ty, to przecież
obowiązkowe jest!- Zacząłem już troszkę panikować. Naprawdę wcale, a wcale mi
się to nie podoba.
-Wiem. Słuchaj Yuki powiedz Mizukiemu, że jestem chory. Mam gorączkę
matka mnie nie wypuści z domu, nawet nie mam co prosić. Sorki stary tak wyszło.
Wiem, że liczyłeś na mnie, ale złapało mnie z dnia na dzień. Przepraszam Yuki
będziesz musiał dzisiaj radzić sobie beze mnie. Powodzenia stary, musze kończyć-
I rozłączył się.
Chyba sobie żartujecie.
Jak to jest chory… że co?
Moment to, to ja niby mam sam jechać na wycieczkę z tą cała
zgrają idiotów i żandarmem na dokładkę?
Nie ma mowy, w takim razie spylam stąd. Nie będę się męczył.
Co ja niby sam będę tam robił cały dzień? Nie przekonacie mnie.
-Yuki jak poszło?- Głos Mizukiego zatrzymał mnie, gdy już
chciałem ukryć się gdzieś zanim zostanę zauważony. Jak widać niestety nie
zdążyłem.
-Emmm widzi pan jest taki mały problem- No i jak ja mam mu
teraz wytłumaczyć, że Lucas nie jedzie. Przecież on się wścieknie.
-Tak? Jaki?- Uniósł brwi i patrzył na mnie wyczekująco. Naprawdę
czułem się, jak przyparty do muru. Chociaż z drugiej strony, może on zdoła
przekonać Lucasa żeby jednak jechał. Mało powiedziane, na pewno każe mu jechać.
W takim razie powiem mu wszyściuteńko. Genialny plan prawda?
No co? Odczepcie się.
Ja po prostu nie chce być sam cały dzień z tą zgrają idiotów.
Och, wcale nie jestem egoistą.
Dobra może i jestem, ale nic wam do tego.
-Bo widzi pan Lucas powiedział, że jest chory. Mama nie
wypuści go z domu. Podobno ma jakąś tam gorączkę. Wcale tak źle nie mówił, ale
sam pan rozumie- Uśmiechnąłem się do niego na koniec, ukazując swoje wszystkie
białe ząbki.
A Mizuki jakby nigdy nic wzruszył ramionami i wcale, a wcale
nie wyglądał na wkurzonego, czy zirytowanego. Westchnął tylko i odparł –Trudno.
Pojedziemy bez niego. Powiedz mu żeby szybko wracał do zdrowia-
I już? Tyle?
Żadnych wykładów, że nie dotrzymuje obietnic, że nie słucha
nauczycieli? Bez krzyków i narzekania? Nic? Jak to?
No dajcie spokój, kiedy ja przeskrobie jakąś najmniejszą
chociażby pierdołkę to dostaje taki opiernicz od niego, że masakra. A teraz, co?
Lucas nie jedzie na wycieczkę, gdzie obecność jest obowiązkowa a on nie powie
nawet jednego słówka sprzeciwu? Co jest z tymi nauczycielami do cholery?
Usiadłem na murku jak obrażony dzieciak. Co to za życie?
Ja wcale nie życzę mojemu przyjacielowi źle, ale naprawdę
nie chcę sam jechać na tą wycieczkę. Z reszta klasy praktycznie nie rozmawiam,
jedynie od czasu do czasu wymieniamy się jakimiś informacjami.
Coś czuję, że dzisiaj nie będę miał żadnego towarzystwa do
rozmów. Sam jak palec, jakoś będę musiał przeżyć ta głupią wycieczkę.
Zapowiada się dłuuugi dzień.
-Yuki przestań tam siedzieć jak sierota i wchodź do
autobusu- Krzyk mojego chemika nieco mnie otrzeźwił. Rozejrzałem się dookoła i
dopiero teraz zauważyłem, że reszta klasy już siedzi w autokarze.
No pięknie jak zwykle robię z siebie kretyna.
Wszedłem ciasnymi schodkami do autobusu i zacząłem rozglądać
się za jakimś miejscem do siedzenia. Najlepiej by było gdybym usiadł przy
jakiejś cichej mało odzywającej się osobie.
Niestety chyba nie mam dużego wyboru, bo wszystkie miejsca
wydawały się zapełnione.
Mizuki wszedł tuż za mną rzucając na mnie jakieś kpiące
spojrzenie.
-Co się stało Yuki? Nie ma już miejsca? Dobra siadaj tutaj
będziesz siedział ze mną- Spojrzałem na blondyna jak na kompletnego wariata. On
żartuje prawda? Powiedzcie mi, że on żartuje.
Ja, mam siedzieć koło Mizukiego?
Nigdy! Nigdy w życiu! Już wole naigrywanie się jakichś klesi
i głupie docinki niż siedzieć koło niego. Jeszcze zacznie mnie pytać w czasie
drogi i znowu wyjdzie, że jestem kompletnie ciemny. No faktycznie z chemii nie
kumałem nic, ale nie musze chyba go jeszcze bardziej w tym utwierdzać prawda?
Tak, więc dalej stałem patrząc się na niego niemal
błagalnie. Nie zrobi mi tego prawda?
A jednak zrobił!
Wystarczyło jedno ostre spojrzenie i ponaglające –No siadaj
już!- Bym wykonał jego polecenie bez nawet jednego słowa protestu.
No pięknie. A myślałem, że ten dzień gorszy już nie może
być.
Siedziałem w pierwszym rzędzie foteli, na samym początku
autokaru w dodatku miejsce obok zajmował najbardziej przerażający nauczyciel w
całej naszej szkole.
Robi się coraz ciekawiej.
Jedyna dobra rzecz jest taka, że siedziałem tuż przy oknie i
mogłem oglądać drzewa szybko przemykające za szybą. Przynajmniej nie będę
musiał ciągle uciekać wzrokiem od szarych oczu blondyna.
-Dobra klaso, mam nadzieję, że nie będzie żadnych problemów.
Wracamy około godziny 19, więc możecie uprzedzić rodziców, by po was
przyjechali. Najpierw jedziemy do muzeum i proszę mi się tam zachowywać. Myślę,
że jesteście na tyle dorośli, że żadne upominanie nie będzie konieczne. To
tyle- Skończył swój wykład i zajął miejsce obok mnie.
Naprawdę taka bliskość nie działa na mnie najlepiej. Serce
wali mi w piersi jak szalone a dłonie drżały mi ze zdenerwowania. Niemal czułem
jak napięcie narasta w moim ciele. Czemu akurat mnie musi to spotkać?
W czasie drogi wciąż wgapiałem się w obraz za oknem. Nie odezwałem
się nawet słowem do Mizukiego od początku jazdy. Ale o czym ja właściwie miałem
z nim gadać? O pogodzie? O szkole?
Dajcie spokój głupich i niebezpiecznych tematów wole
uniknąć. Lepiej, żeby nie zaczynać tematu, który może postawić mnie w złym
świetle. Jak na przykład te ostatnie kartkówki i sprawdzian. Uchhh.
-Nie jest ci za gorąco w tej kurtce?- Na dźwięk głosu blondyna
tuż przy moim uchu prawie podskoczyłem. Spojrzałem na niego, jakby mówił w
innym języku, a ten uniósł brwi wyczekując jakiejś reakcji z mojej strony.
-Emmm, właściwie to racja, ściągnę ją- Dopiero teraz zdałem
sobie sprawę, że faktycznie zrobiło się trochę ciepło. Byłem tak zajęty
ignorowaniem blondyna, że kompletnie zapomniałem o swoich potrzebach.
Zacząłem mocować się z kurtką, aż w końcu jakimś cudem
wydostałem się z niej. A wtedy Mizuki szybko ją złapał i wstał z fotela. Popatrzyłem
na niego kompletnie zbity z tropu.
-Daj nie będziesz jej trzymał przez tyle godzin- Uśmiechnął
się do mnie zawadiacko i zaczął wciskać moją kurtkę na półkę nad siedzeniami.
Ahhh, Ten jego uśmiech. Cholera on jest zdecydowanie za
przystojny na nauczyciela chemii.
-Dziękuje- Bąknąłem tylko pod nosem, żeby nie wyszło, że
jestem jakimś gburem czy coś. Głupi rumieniec zaczął malować się na moim
policzku. Cholerne dziadostwo, przecież ja wcale nie jestem zawstydzony, wcale
a wcale. No słowo!
-Nie ma, za co- Odparł siadając już koło mnie. A mnie serce
znowu zabiło szybciej. Dlaczego on jest dla mnie taki miły, co? Przecież tak
burzy całą postawę demonicznego, okrutnego nauczyciela, którym z pewnością
jest.
-Nie wyglądasz dzisiaj na zbyt rozmownego coś się stało?- Spojrzałem
na niego znowu zawstydzony jak jeszcze nigdy. I co ja mam mu teraz powiedzieć?
Że nie odzywam się do niego, bo się denerwuję, bo przy nim czuje się spięty? A
może, że jest tak przystojny, że ciężko mi na niego patrzeć nie rumieniąc się
jednocześnie? Chyba sobie żartujecie.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu jakoś tak wyszło- Próbowałem
się jakoś wykręcić, ale coś mi nie za bardzo szło.
-Achhh rozumiem pewnie martwisz się przyjacielem. Nie
przejmuj się. Na pewno przeziębił się, bo widziałem go wczoraj jak biegał
wieczorem po mieście. Szybko mu przejdzie- Uśmiechnął się do mnie pocieszająco,
za to mnie zrobiło się strasznie głupio.
Faktycznie Lucas był chory, a ja zamiast myśleć o jego
zdrowiu, zawracam sobie głowę jakimiś pierdołami.
Achhh, naprawdę kiepski ze mnie przyjaciel. Powinienem
przynajmniej potem do niego zadzwonić i zapytać jak się ma.
-Na pewno- Odburknąłem tylko i znowu zacząłem patrzeć przed siebie.
Rzucałem ukradkowe spojrzenia w stronę blondyna. Nie wiedziałem, jak mam dalej
z nim rozmawiać.
I tak właśnie nasz temat do rozmów się urwał.
W dodatku na dobre.
Mizuki co chwile musiał wstawać i chodził do tyłu autokaru upominać
jakichś głupków, którzy zaczęli się wygłupiać. Mówi się trudno.
W końcu po kilu godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce.
Oczywiście zanim weszliśmy do wielkiego gmachu muzeum musieliśmy przejść przez
kolejne liczenie uczniów i zebrać porządny opieprz od naszego wychowawcy.
Normalka.
Przeszliśmy przez czujniki metalu a następnie Mizuki rozdał nam bilety, każąc nam się spotkać w tym samym miejscu dokładnie za 2 godziny.
Przeszliśmy przez czujniki metalu a następnie Mizuki rozdał nam bilety, każąc nam się spotkać w tym samym miejscu dokładnie za 2 godziny.
Tak więc, mam przed sobą dokładnie 2 godziny chodzenia po
idiotycznych wystawach i nudzenia się jak mops. Robi się coraz lepiej.
Przez dobre pół godziny chodziłem jak śnięty, nie mogąc
znaleźć sobie miejsca. Muzeum zorganizowało wystawę różnych epok w sztuce. No wiecie
Średniowiecze, Renesans, Barok i tak dalej. Skąd tyle wiem?
A bo przed wejściem do każdej Sali jest tabliczka, jakąż to wystawę prezentuje
dane pomieszczenie.
A już liczyliście, że jestem taki genialny, co? Wiem też bym
siebie o to posądzał.
Mnie niestety nie za bardzo ciekawią takie sprawy.
No dobra, to chyba najgorsze niedomówienie w moim życiu. Ja
po prostu śmiertelnie nienawidziłem czegoś takiego. Jeszcze chwila a zwariuję,
czuje się jak na torturach psychicznych. No dosłownie.
W pewnym momencie moje oczy dostrzegły Mizukiego, jak z
zaciekawieniem przygląda się jakiemuś obrazowi. I wiecie, co? On naprawdę wyglądał
tak, jakby go to interesowało, to wręcz nieludzkie.
W końcu spojrzał w moją stronę a nasze oczy się spotkały.
Uśmiechnął się pod nosem widząc moją straszliwie znudzoną minę i posłał mi
kpiące spojrzenie. On nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił, no przysięgam.
-Yuki nie wyglądasz na zaciekawionego. Tylko nie mów, że się
nudzisz, gdy wokół tyle rzeczy do oglądania- Zakpił sobie rozkładając ręce w
teatralnym geście.
Co za facet, nawet jak mnie wkurza to i tak wygląda bosko.
-Nie za bardzo przepadam za takimi wystawami. Wie pan jakoś
mnie to nie ciekawi, zresztą to głupie jakieś jest. No niech pan patrzy same
tłuste wyrozbierane kobiety. Co to za dziwna epoka niby? I że to niby ładne
jest?- Fuknąłem zniesmaczony. No przysięgam wam, jak można malować kobiety z
toną tłuszczu nie tam gdzie trzeba i jeszcze wielbić to jak największy cud
świata? No jak?
Tymczasem Mizuki parsknął śmiechem i zaczął kiwać głową,
chyba chcąc przyznać mi rację. Ha! A nie mówiłem.
-Masz racje, Barok to straszna epoka. Też jej nie lubię, ale
ja z nieco innej przyczyny- Spojrzał na mnie rozbawiony. Co za Barok? Chyba nie
rozumiem jego aluzji. –Ale wiesz, co? Jeśli przyjrzeć się bliżej to może być
całkiem ciekawy. Ludzie byli tam strasznie pokręceni- Pokręcił głową z
dezaprobata.
-Niby dlaczego pokręceni?- Ciekawe co dla niego znaczy
pokręceni? Niektórzy uznaliby jego za takowego…
-Mówi się, że kobiety nosiły suknie dopóki brud nie
odchodził od nich warstwami, albo peruki, które nosili na głowach były tak
zawszawione, że wymyślili specjalny młoteczek do zabijania wesz- Spojrzałem na
niego niemal z przerażeniem. To było okropne.
Jak to? Co za brudasy!
No bez przesady, to
nawet ja nie wytrzymał bym czegoś takiego.
Poza tym… właśnie spróbowałem wyobrazić sobie taki
młoteczek. Oni uderzali się nim w głowę prawda?...
W tym momencie parsknąłem śmiechem na cała salę i nie
potrafiłem przestać się śmiać. Oczywiście ludzie wokół rzucali we mnie pełne
irytacji spojrzenia. Wyobrażacie sobie kogoś, kto stoi na ulicy i bije się młotkiem
po głowie? Bo ja nie …
-Nie żartujesz?- Śmiałem się dalej aż do momentu, kiedy doszło
do mnie, jaką straszną pomyłkę popełniłem. Zmieszałem się momentalnie, a na
moje policzki wstąpił pokaźny rumieniec –Znaczy miałem na myśli, że…że pan nie
żartuje… Emmm, przepraszam- Spojrzałem na niego lekko wystraszony. Mam
nadzieje, że nie jest zły za to przejęzyczenie. Chyba nie, bo uśmiechnął się do
mnie serdecznie i jedynie pokręcił głowa.
-Nic się nie stało, zdarza się. W końcu nie dzieli nas aż
tak duża różnica wieku- Uśmiechnął się znowu do mnie. Szczerze miałem ochotę
schować się w najgłębszej norce. Cholera, czemu ja zawsze musze mieć takie
głupie wpadki?
-Emmm, tak- Już nieco ciszej przyznałem mu rację, chichocząc
nerwowo. Właściwie to prawda. Nie wiem właściwie ile ma lat, ale przecież bez
problemu mógłby uchodzić, za naszego starszego kolegę.
-Dobrze Yuki chodźmy już, bo czas nas goni. Zaraz wszyscy
powinni się zejść- Ruszyłem w ślad za nim ze spuszczoną głowa.
Niespodziewanie Mizuki zwolnił i zrównał się ze mną krokiem.
Spojrzałem na blondyna nieco spłoszony jego reakcją, a on po raz kolejny dzisiejszego
dnia posłał mi serdeczny uśmiech. Boże to taka krępująca sytuacja. Jego uśmiech
jest zbyt idealny, moje serce samo zaczyna przyśpieszać za każdym razem.
Naprawdę…
I jeszcze ta wstrętna purpura na moich policzkach, uchhhh
Ledwo wyszliśmy z muzeum a już całe grono nauczycieli
zaczęło nas popędzać. Potem właściwie goniliśmy się z czasem, bo oczywiście
część uczniów się spóźniła. A jak, chyba nie chcą wrócić do domu… ja nie wiem.
W każdym bądź razie jakieś 2 godziny potem znaleźliśmy się
pod murami starego zamku, który mieliśmy zwiedzać. Właściwie to troszkę inaczej
sobie to wszystko wyobrażałem. No wiecie jak się ogląda filmy o rycerzach, to
wszystko jest takie wielkie wspaniałe i w ogóle. A ten zamek można było
spokojnie nazwać ruiną. Kamienie sypały się ze wszystkich stron, a jedyne, co
było w nim słychać to wiatr świszczący w okiennicach.
W końcu przyszedł do nas nasz stary przewodnik z siwą broda
prawie do pasa. Przywitał się z nami serdecznie i zaczął nas oprowadzać i opowiadać
miejscowe legendy.
Podobno kiedyś król zamurował swoją żonę w pobliskiej
kaplicy, bo była mu niewierna. Rozumiecie to?
Jedna maleńka zdrada i biedaczka wylądowała jako materiał
budowlany.
Aż strach pomyśleć, że po tym świecie chodzili tacy
szaleńcy.
W sumie zwiedzanie zamku przebiegło nam o wiele sprawniej i
musze przyznać, że okazało się o wiele ciekawsze niż można by się spodziewać.
To miejsce miało dość ciekawą i burzliwą historie, jakby się
dobrze przysłuchać. Najazdy, śmiertelne walki o miłość kobiety, wielkie
bankiety kończące się rzezią. A na samym szczycie królowie, którzy mieli tyle
kochanek, że nie potrafili spamiętać ich imion.
Po czterech godzinach zwiedzania wyszliśmy a nauczyciele znowu
próbowali wpakować nas do autokaru.
Nie przyszło im to łatwo, a co niech się trochę pomęczą.
Oczywiście ja siedziałem sobie i czekałem aż cała reszta
wejdzie, by zająć swoje miejsce obok mojego nauczyciela. Czekała nas znowu
długa niemal 3 godzinna jazda do domu. A ja prawie trzy godziny będę musiał
wytrzymać tuż przy Mizukim, nie wkopując się w żaden bałagan.
Świetnie to chyba będą najdłuższe trzy godziny w moim życiu.
A najgorsze było to, że byłem cholernie zmęczony tym całym łażeniem wszędzie,
gdzie nam kazali. Coś czuje, że zasnę w tym autobusie po 20 minutach. Może i to
nawet lepiej, wtedy nie będę musiał wymyślać głupot, by nie wypalić z czymś
przed Mizukim. Jak na przykład to, że powiedziałem do niego na TY.
Achhhhh, cholera, a
co by było, jakby się wściekł na mnie? Może dzisiaj miał dobry humor, ale jemu to
akurat lepiej się nie narażać.
-Yuki znowu śpisz? Właź do autokaru- Spojrzałem na blondyna,
który stał tuż nade mną. Nasze oczy się spotkały, a mnie serce mało nie wyskoczyło
z klatki. Ten jego magnetyczny wzrok przeszywał wszystkie komórki mojego ciała.
Sam nie wiem, ale kiedy tak uważnie na mnie patrzył czułem dreszcze, hasające po
moich plecach.
Już nawet się nie odzywając, zawinąłem się w mgnieniu oka i
wskoczyłem niemal pędem do autokaru. Zająłem swoje miejsce i zasłoniłem twarz
kurtką (niby, że mi zimno), po to by Mizuki nie zobaczył rumieńców na moich
policzkach. Cholerne dziadostwo, zawsze pojawia się w najmniej oczekiwanym
momencie.
Kiedy blondyn zapowiedział już powrót do domu i w końcu
usiadł na swoje miejsce posłał mi tak intensywne spojrzenie, że miałem ochotę
skryć się w jakiejś malej dziurce.
-Co się z tobą dzisiaj dzieje Yuki?- Spojrzał na mnie ze
zmrożonymi oczyma. Był zły czy nie? Może zdziwiony, albo podejrzliwy? Sam już
nie wiem.
-Nic a źle wyglądam?- Doskonale wiem, o co mu chodzi, sam
chciałbym wiedzieć, co się ze mną dzisiaj dzieje.
-Nie, ale zachowujesz się raczej nie jak ty. Czy to dlatego,
że Lucas nie pojechał?- Spytał chyba próbując znaleźć jakąkolwiek racjonalną
przyczynę mojego zachowania.
Nie jak ja… ciekawe co miał na myśli? To, że się czerwienię
jak idiota, że unikam kontaktu wzrokowego, a może to, że próbuję przed nim
uciec?
-Może. Sam nie wiem- A może faktycznie chodzi o to, że nie
ma przy mnie Lucasa?
Ja już nic nie wiem.
Dalsza droga przeminęła nam w milczeniu.
Na dworze zrobiło się już ciemno.
Monotonny obraz sprawił, że usnąłem nawet nie wiem kiedy.
Jednak najgorsze było to, że kiedy się przebudziłem wiedziałem,
że coś jest nie tak. Tylko co?
Otworzyłem leniwie oczy, autokar stał już na parkingu a
wokół słyszałem szelest uczniów, którzy powoli wychodzili z autobusu. Zaspany
nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i właściwie gdzie jestem.
Kiedy podniosłem wzrok napotkałem na drodze, szare kocie
oczy mojego chemika, niesamowicie intensywnie wpatrujące się we mnie, a na
dodatek tak cholernie blisko moich. Co jest?
Lekko się podniosłem i dopiero wtedy zauważyłem, że przez
cały czas kimałem sobie na ramieniu Mizukiego. Ja chyba zwariuję. Zrobiłem się
całyczerwony jak burak.
-Ja…ja…emmm- Cholera, cholera co ja mam teraz powiedzieć? Od
tej bliskości mózg mi się zlasował.
-Wyspałeś się? To co wychodzimy, chyba, że chcesz mnie
jeszcze trochę zatrudnić jako poduszkę?- Posłał mi tak figlarny uśmiech, że
niemal dostałem zawału z zachwytu.
Wyszedłem tuż za nim z autokaru calutki czerwony jak
piwonia.
Wszyscy oczywiście gapili się na mnie jak na zjawisko z
innej planety. Co poradzić?
Zwiałem stamtąd tak szybko jak mogłem, rzucając jedynie
ciche do widzenia.
Cholera, co za wstyd…
Spałem na jego ramieniu, a on nawet nie pisnął słówka na ten
temat.
Uśmiechnął się do mnie, ba nawet nie raz, a ja wariowałem za
każdym razem.
Do jasnej Anielki co się ze mną dzieje…?
CDN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz