Znacie to
dziwne uczucie, gdy rano budzicie się w zupełnie obcym miejscu i nie macie pojęcia
gdzie jesteście? A właściwie nie wiecie, czemu tutaj jesteście, ani jak tu
trafiliście? Nie? Ja właśnie poznałem. Najdziwniejsze było to, że nie
przypominam sobie bym wczoraj pił czy był na jakiejś imprezie. Naprawdę bardzo
dziwne. Czy ze mną jest już aż tak źle, że nie pamiętam nawet, kiedy zacząłem
pić?
Choć z
drugiej strony czy to w ogóle możliwe?
Przetarłem
spokojnie oczy, które wciąż uporczywie odmawiały współpracy ze mną. W końcu
podniosłem się na łokciach i uważnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie byłem
u siebie w domu, to jedno wiedziałem na pewno. Mimo wszystko pomieszczenie wydawało
mi się znajome. Dokładnie przyjrzałem się kanapie, meblom i włochatemu kocu,
którym byłem przykryty. Moja głowa wreszcie zaczęła pracować i próbowałem przypomnieć
sobie, co właściwie stało się wczoraj.
Nagle
wszystko stało się tak żenująco jasne.
Poczułem
się tak zawstydzony jak chyba jeszcze nigdy. Oczywiście, że znałem to miejsce.
Mieszkanie Mizukiego. Leżałem sobie spokojnie na jego kanapie śpiąc w
najlepsze, po tym jak wczoraj odprawiłem mu takie cyrki. Ze wstydu chyba
zapadnę się zaraz pod ziemię. Czy wyobrażacie sobie zrobić coś podobnego własnemu
nauczycielowi?
Pewnie
jest wściekły. Boże, co ja sobie myślałem? Nawet nie wiem, jakim cudem tutaj
zostałem. Cholera trzeba było myśleć o takich rzeczach wczoraj. Nie ma to jak
doskonałe wyczucie czasu. To tak strasznie żenujące i zawstydzające, że mam
ochotę uciec stąd w jednej sekundzie. Powiedzcie mi, że to tylko jakiś głupi
kawał, albo sen.
Ku mojemu
przerażeniu usłyszałem spokojne kroki na korytarzu. Nie wiedząc, co ze sobą
zrobić. Padłem z powrotem na kanapę i przykryłem się szczelnie kocem.
Przymknąłem powieki udając, że jeszcze śpię. Sam nie wiem czemu, po prostu to
był jakiś dziwny odruch. Może naprawdę miałem nadzieję, że to tylko głupi sen i
zaraz obudzę się swoim łóżku jak zawsze.
Jednak
niestety moje nadzieje szybko się rozwiały.
Blondyn
podszedł do kanapy cicho niczym kot. Usłyszałem stuknięcie stawianych kubków na
szklanym stole. Wciąż jednak twardo udawałem, że śpię. Zacisnąłem powieki mocniej,
by przypadkiem się nie zdradzić. Czekałem w napięciu na to, co zrobi. Wciąż nie
odchodził. Stał tuż przy mnie w ciszy. Korciło mnie by zerknąć na to co robi,
ale postanowiłem się powstrzymać. Po chwili poczułem dotyk jego długich
delikatnych palców na policzku, potem na uchu i szyi. Gorąco uderzyło mnie w
twarz. Z trudem powstrzymałem się przed nerwowym drgnięciem. Całą siłą woli
starałem się nie ruszyć i wciąż pozostać „śpiącym”. Dopiero w momencie, gdy
poczułem delikatne muśnięcie na skroni poruszyłem się nerwowo. Blondyn chyba to
zauważył, bo odsunął się w tym samym momencie. W końcu otworzyłem oczy, chyba
zbyt gwałtownie na kogoś, kto jeszcze sekundę temu spał. Spojrzałem na swojego
nauczyciela niezwykle zaskoczony i zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, co
właśnie się stało. Cóż zdaje się, że Mizuki też nie przewidział takiego obrotu
spraw. W jednym momencie jego twarz oblała się rumieńcem. Delikatnym, ale
wyraźnie zaznaczonym na bladej cerze. Patrzyłem na niego zawstydzony i
zmieszany, aż w końcu sam przybrałem barwę purpury. Blondyn odwrócił się
przestawiając nerwowo kubki. Zupełnie tak, jakby chciał przerwać nasz kontakt wzrokowy.
-Więc już
nie śpisz- Bardziej stwierdził niż zapytał. Znów poczułem się dziwnie
niezręcznie. Jego głos był dziwnie sztuczny, jakby na siłę chciał być
opanowany. Cień wyrzutu pojawił się w mojej głowie. Poczułem się trochę tak
jakbym go oszukał czy okłamał tylko, że ja nic takiego nie zrobiłem. No, na
pewno nie celowo.
-Tak-
Odpowiedziałem bezradnie, wciąż zbyt zszokowany na udzielenie mu pełnej
odpowiedzi.
-Jak się
czujesz? Już lepiej?- Zapytał odwracając się w końcu w moją stronę. Jego piękny
rumieniec zniknął już prawie całkowicie z przepięknej twarzy. Przez chwilę
patrzyłem na niego z zupełnym niezrozumieniem. Chwile zajęło mi przypomnienie
sobie wydarzeń ubiegłego dnia ze szczegółami.
Spojrzałem
na swoją dokładnie zabandażowaną rękę, potem na ciepły koc, który wciąż okrywał
moje nogi. Przyjemne ciepło pochodzące z mojego serca powoli rozlało się w moim
ciele. Zajął się mną, gdy było naprawdę źle. Nie wyrzucił mnie. Po prostu
zaopiekował się mną. Chyba jeszcze nikt nie zrobił tak wiele dla mnie. To wręcz
niemożliwe. Nigdy nie wyobrażałem sobie, nawet w najśmielszych snach, że ktoś może
okazać mi tyle dobroci i serca. A zrobił to ten jeden mężczyzna, którego ja
prawdziwie i szczerze kocham. I dlatego nie dowie się o moich uczuciach. Mogłyby
jedynie sprawić mu kłopot, albo zmartwienie. Wypadałoby mu raczej podziękować
za to, co dla mnie już zrobił.
-Tak o
wiele lepiej. Ja… naprawdę panu dziękuje. Nie wiem jak się odwdzięczę.
Przepraszam za wczoraj. Nie powinienem się tak panu zrzucać na głowę. Nie wiem
jak mogę to panu wynagrodzić?- Spojrzałem
na niego z wdzięczności i lekkim zakłopotaniem.
-Na początek
może przestań mówić do mnie „pan”- Powiedział to niby z żartem i zakończył
uśmiechem, ale było w tym coś dramatycznego. Tak jakby poczuł się urażony czy
skrzywdzony tym, że zapomniałem o tej jednej rzeczy. Ale jak ja niby mam mu
teraz mówić po imieniu? Chyba spaliłbym się ze wstydu. Nie miałbym śmiałości wypowiedzieć
jego imienia.
-Dobrze,
przepraszam- Przyznałem z lekką skruchą. Przez chwilę między nami panowała
cisza. Blondyn usiadł po drugiej stronie stołu biorąc kubek w dłonie i powoli
popijając poranną kawę –W każdym bądź razie bardzo dziękuję. Nie chciałem
sprawiać kłopotu. Po prostu jakoś samo tak się to potoczyło- Podziękowałem
jeszcze raz skrzętnie omijając słowo „pan”. Mizuki uśmiechnął się delikatnie.
Spojrzał na mnie już w nieco lepszym humorze.
-To nic wielkiego, po prostu potrzebowałeś pomocy, więc
ci jej udzieliłem. A teraz pij herbatę, chyba, że nie masz ochoty to zrobię ci
coś innego- Zagadnął wesoło wskazując mi na kubek stojący na stole tuż przede mną.
Wziąłem go do ręki upijając łyk słodkiej herbaty malinowej.
-Dziękuję-
Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. Odwzajemnił uśmiech, ale w jego oczach
widziałem dziwny niepokój albo coś na jego kształt. Chyba wiedziałem, co było
powodem jego zmartwień, ale jakoś wcale nie miałem ochoty teraz o tym
rozmawiać. Szczególnie nie z nim. Nie chciałbym mu opowiadać czegoś takiego.
-Yuki nie
wiem czy powinienem pytać, ale co się wczoraj stało? Nie pytam dlatego, że
jestem ciekawski po prostu chciałbym ci jakoś pomóc. Wiem, że ma to związek z
twoimi rodzicami, dlatego jeśli chcesz nie musisz mi mówić o tym, o czym nie
chcesz. Po prostu martwię się o ciebie- Powiedział patrząc mi intensywnie w
oczy. Byłem bezradny. Ból w klatce ścisnął moje serce, ale nie potrafiłem tego ukrywać
przed nim. Po tym, co widział, mógł się domyślić bez problemu. A zresztą chyba
należała mu się prawda, w końcu zrobił dla mnie już naprawdę dużo. Nim mu
odpowiedziałem, wziąłem głęboki wdech.
- To całe
zamieszanie, spowodowali moi rodzice. Wciąż są małżeństwem, ale tyko dlatego,
że nie mają pieniędzy na ciągnięcie sprawy rozwodowej. Już dawno się rozstali.
Matka znalazła sobie nowe życie i zapominała o nas. Zresztą ojciec wcale nie
jest lepszy. Pijak zawsze źle skończy- Zakończyłem rozgoryczony i zażenowany
tym jak paskudną i obrzydliwą rodzinę mam. Jeśli w ogóle można było nas jeszcze
nazwać rodziną, czy po prostu członkami umowy, która jeszcze nie została
rozwiązana.
-Wczoraj pokłócili
się tak? Tylko, że… chyba nie mieszkają już ze sobą, prawda?- Zapytał marszcząc
brwi z niezrozumieniem. No tak, dla kogoś z zewnątrz cała sytuacja, która
działa się w mojej rodzinie była po prostu absurdalna.
-Nie, nie mieszkają
już ze sobą. Matka znalazła sobie nowego kochanka. Bogatego, starszego. Wraca
tylko czasem po niektóre swoje rzeczy. Choć mi wydaje się, że po prostu robi to
specjalnie, by przypomnieć nam o sobie, że wciąż jest. Byśmy czasem nie poczuli
się zbyt swobodnie- Zakończyłem zatapiając się we własnych myślach. Sam nie wiem,
kiedy moja matka stała się tak bezwzględna i okrutna. Zawsze była wymagająca,
ale miałem ją za kochającą matkę i żonę. A tu proszę wystarczyło spięcie, by
wszystko potoczyło się najgorszym torem.
-To
niemożliwe na pewno ma jakiś powód w końcu to twoja matka!- Skrzywił się zniesmaczony.
Naprawdę chciałbym by było inaczej, ale dobrze znam swoją matkę. Już dawno dała
mi dość dowodów na to, że ani trochę jej nie interesujemy. Przestałem się łudzić
z chwilą, gdy po raz pierwszy nazwała mnie bękartem.
-Moja
matka mnie nienawidzi, tak samo jak ojca. Choć czemu miałbym się jej dziwić?
Mąż alkoholik, a syn nieudacznik. Kto chciałby być częścią czegoś takiego?- Westchnąłem
z dezaprobata, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo beznadziejne jest moje życie.
-To nie
prawda. Jak możesz tak mówić? Nie jesteś nieudacznikiem. Po prostu twoje życie
tak niefortunnie się potoczyło. To nie twoja wina- Podniósł głos i zaczął
energicznie gestykulować, jakby chciał odgonić te myśli ode mnie. Wyglądał na
sfrustrowanego i gotowego stanąć w mojej obronie w każdej chwili. Miałem ochotę
parsknąć śmiechem, ale powstrzymałem się. Z pewnością brał to bardzo poważnie do
siebie. Mi jednak brak już było sił by mieć jakąkolwiek nadzieję czy złudzenia,
że może być lepiej.
-Proszę
cię, daj już spokój doskonale wiem, że mam racje. Moi rodzice świetnie
udowodnili mi swoja nienawiść i niechęć do mnie. Mam już tego wszystkiego dość.
Przez nich moje życie stało się jeszcze trudniejsze. Nie chodzi już nawet o ich
zachowanie, ale gdziekolwiek pójdę ludzie widzą we mnie jedynie błędy moich rodziców.
Zawsze słyszę jedynie „Patrz to syn tej dziwki i tego pijaka spod mostu. Pewnie
jest taki sam.”- Zakończyłem gwałtownie, bo gorycz jaką poczułem w sobie sprawiła,
że zacząłem się dusić. Moje serce było ściśnięte jakby wyczuwało, że dzieje się
coś złego. Nie zbierało mi się na łzy. Nie warto było ich tracić z takiego
powodu. Po prostu bolało mnie to, jak inni n mnie patrzą. Może dla wielu ludzi,
którzy mają wszystko to nic nie znaczy, ale dla mnie tak. Ja nie miałem nic
prócz siebie, a nawet to chciano ze mnie zedrzeć brutalnymi plotkami.
-Yuki-
spojrzał na mnie wzrokiem tak pełnym żalu i bólu, że dosłownie mnie sparaliżowało.
Nie sądziłem, że moje życie może wywrzeć na kimś takie wrażenie – Przepraszam.
Nie sadziłem, że jest aż tak źle. Ja … nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że
nie wiedziałem wcześniej- Powiedział patrząc mi w oczy ze skruchą i
współczuciem. Coś we mnie drgnęło sam nie wiem jak, ale jego słowa ruszyły we
mnie dawno skrywane uczucia. Żal, gniew, złość na ludzi, na świat na wszystkich,
którzy mnie otaczali za to, że nie rozumieli, że nie widzieli nic prócz błędów.
Przez te wszystkie lata żyłem nienawiścią do tych ludzi. A teraz poczułem to
dziwne ukłucie w sercu, jakbym oceniał ich wszystkich niesłusznie. Ale to
przecież oni byli niesprawiedliwi, to oni obwiniali mnie. Odwróciłem od niego
wzrok. Nie mogłem znieść widoku jego twarzy wykrzywionej bólem i żalem.
-To nic by
nie zmieniło. Przecież nie zmienisz świata- Powiedziałem zimno i bardziej
twardo niż zamierzałem. Łzy podeszły mi pod powieki, ale z całych sił
powstrzymywałem je.
-Może i
świata nie zmienię, ale mogę zmienić siebie- Zamilkł na chwilę a dziwna cisza
ogarnęła nas obu. Milczeliśmy walcząc ze swymi wewnętrznymi wątpliwościami –Ty
nie rozumiesz, jak strasznie się czuje- Podjął temat po chwili – Przez tak
długi czas byłem przy tobie myślałem, że znam cię już dobrze. A tak naprawdę
nie miałem o niczym pojęcia. Czuje się jak głupek, jak idiota, który nie
potrafi dostrzec tego, co najbardziej ważne i oczywiste. Dlatego mam do siebie
żal, bo nie mogłem ci pomóc na czas i dlatego to się zdarzyło- Wyrzucił
zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy odzwierciedlały wielką frustrację i
poczucie winy. Nie spodziewałem się po nim tak wybuchowej reakcji.
-W czym
chciałeś mi pomóc? Nie możesz nic zmienić, nic zrobić. Taki już mój los- Zakończyłem
patrząc na niego ze smutkiem, ale i złością. Sam nie wiedziałem jak mam się
zachować. Słowa nic nie zmienią. Wciąż moja sytuacja pozostanie tak samo
beznadziejna, choć mówiły dużo. W końcu dzięki nim poczułem, że nie jestem sam,
że jednak ktoś wciąż nade mną czuwa i mój los nie jest mu obojętny. Więc
dlaczego czułem się tak, jakbym zaraz miał wybuchnąć? Dlaczego każde jego słowo
drażniło mnie i złościło?
-Dlaczego
nie chcesz sobie pomóc? Czemu jesteś taki uparty? Na pewno nie jest aż tak źle-
Zakończył patrząc mi w oczy z uporem, którego ja już dawno nie miałem. Zabrakło
mi sił by walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem. A może zwyczajnie poddałem
się? Sam już nie wiem. Czuję się po prostu bezsilny.
-Nie jest
tak źle?- Zakpiłem sarkastycznie. Było gorzej niż myślał – Moja matka sypia z
facetem starszym od siebie o ponad 20 lat, a mój ojciec już kilka razy sypiał
pod mostem, bo był tak pijany, że nie wiedział jak wrócić. Wciąż uważasz, że
nie jest tak źle?- Zakpiłem patrząc mu w oczy z uśmiechem goryczy. Milczał. Wiedziałem,
że mogę go skrzywdzić tymi słowami, że nie powinienem być taki szorstki
zwłaszcza po tym, co dla mnie zrobił, ale to mnie przerosło. Ten temat był dla
mnie jak tabu, przekleństwo, które podążało wszędzie tam, gdzie i ja. Po prostu
miałem już tego dość. Chciałbym odciąć swoją rodzinę i przeszłość od siebie by,
chociaż raz poczuć się wolnym.
W pewnym
momencie rozbrzmiał dźwięk telefonu. Zorientowałem się, że to moja komórka,
która zamiast w mojej kieszeni, leżała teraz na komodzie w rogu. Podniosłem się
niespiesznie pozostawiając pogrążonego w myślach Mizukiego samemu sobie.
Spojrzałem na wyświetlacz i niemal westchnąłem zmęczony. Dzwonił Lucas. Pewnie
chce wiedzieć, co się ze mną dzieje. Przez chwilę zawahałem się, ale w końcu
odebrałem.
-Halo?-
-Yuki
gdzie ty się podziewasz nie ma cię w szkole, co jest?- Był podenerwowany i
zdyszany, jakby biegał gdzieś przez dłuższy czas.
-Nic.
Zrobiłem sobie małe wagary- Powiedziałem szybko, bo to pierwsze, co przyszło mi
do głowy. Starałem się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Nie miałem zamiaru
martwić przyjaciela.
-Beze
mnie? Chyba żartujesz. Co ty kombinujesz, gdzie teraz jesteś? Jeśli coś nie
tak, to mogę przyjść pod twój dom- Zagadnął szybko. Nie mogłem się nie uśmiechnąć
słysząc nutkę groźby w jego głosie. Mój przyjaciel naprawdę gotów był się dla
mnie nawet bić.
-Och, po
prostu chciałem być chwilę sam. Nic mi nie jest, naprawdę. Nie ma mnie w domu
spotkajmy się w parku dobrze?- Nie wiem, jakim cudem wytłumaczę to wszystko
mojemu przyjacielowi. Musze wymyśleć coś dobrego, by pominąć fakt, że spędziłem
noc w domu Mizukiego.
-Dobra jak
chcesz. Na razie- Zakończył i rozłączył się nim zdążyłem się z nim pożegnać.
Odłożyłem komórkę
i spojrzałem na blondyna, który, mimo że patrzył w podłogę dokładnie
przysłuchiwał się mojej rozmowie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, co zrobić.
Pierwszy raz potraktowałem go w taki sposób i to po tym, jak zrobił dla mnie
więcej niż jakikolwiek inny mężczyzna. Może byłem niesprawiedliwy, albo raczej
na pewno, ale po prostu nie potrafiłem sie zmienić. Nie potrafiłem kontrolować
tego, co mówię, gdy temat schodził na moją rodzinę.
-To Lucas
dzwonił, prawda?- Zapytał, jakby to było oczywiste.
-Tak-
Odpowiedziałem krótko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się przy nim
dziwnie. Zupełnie jakbym się z nim pokłócił, choć przecież wcale tak nie było.
Po prostu czułem, że powiedziałem o kilka słów za dużo. Zwykle nie przejmowałbym
się tym, ale to przecież on, Mizuki. Zależało mi na nim tak, jak na nikim
innym.
-On wie o
twojej rodzinie prawda?- To pytanie nieco mnie zaskoczyło. Spuścił głowę, jakby
znał już odpowiedz. W tym geście było tyle smutku i przygnębienia, że serce
ścisnęło mnie w klatce.
-Tak, oczywiście.
To mój przyjaciel- Powiedziałem wprost. Mimo to jakoś dziwnie się poczułem wypowiadając
te słowa. Czy ja byłem niesprawiedliwy? Bo przecież mój przyjaciel mógł wiedzieć,
a on nie. Z pewnością miał do mnie żal. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Długo
milczeliśmy. Mizuki siedział na kanapie nie ruszając się. Był pogrążony we
własnych myślach. Ta ciągła, sztuczna
cisza powoli zaczynała mi ciążyć. W końcu postanowiłem to przerwać. Byłem
wdzięczny za jego dobroć, ale dzisiejsza rozmowa z nim nie był dla mnie
najprzyjemniejsza. Może dlatego, że czułem się upokorzony i ośmieszony, po raz
kolejny zresztą. Wolałbym by nigdy nie dowiedział się o moim domu.
-Powinienem
już iść. Lucas będzie się martwił, umówiłem się z nim- Bąknąłem patrząc
beznamiętnie w czarny wyświetlacz komórki. Musiałem zająć czymś myśli.
-Jasne.
Odprowadzę cię- Odpowiedział słabo wymuszając na swoich ustach uśmiech. Był
dziwnie blady, a jego oczy wydawały się zupełnie nieobecne.
-Nie. Nie
trzeba. Dość już sprawiłem kłopotu- Na te słowa blondyn skrzywił się jakby z
bólu –Pójdę już- Szepnąłem na koniec rzucając ostanie spojrzenie w jego stronę.
Siedział
dalej na kanapie. Nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał, jakby przeżył jakiś
wstrząs.
Wyszedłem
z pokoju. Otworzyłem drzwi wejściowe i zatrzymałem się na chwilę. Powiedziałem
„Do widzenia”. Czekałem chwilę, ale nie słysząc odpowiedzi wyszedłem z jego
mieszkania.
Nigdy nie sądziłem,
że to się tak potoczy. Byłem dziwnie podłamany. Wprawdzie do niczego między
nami nie doszło, ale mimo wszystko było mi naprawdę ciężko. Miałem wrażenie,
jakbym go stracił przez coś tak głupiego. Jak zwykle moi rodzice musieli coś
zniszczyć w moim życiu, nawet bez ich bezpośredniego udziału.
Gdy
wybiegłem z kamienicy łzy same pociekły po moich policzkach. Czułem się, jakby
ktoś zatrzasnął moje serce w bardzo ciasnej klatce. Ból, który czułem był
gorszy od jakiegokolwiek innego, który znam. Jakby sam diabeł dręczył moją
duszę, wyrywając po jej kawałeczku.
Starłem
szybko łzy i skręciłem w stronę parku. Przechodnie mijali mnie jeden po drugim,
ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zimny wiatr owiewał mi twarz, szczypiąc skórę
gdzie chwilę temu były słone krople. Był dziwny dzień, zanosiło się na ulewę.
Ciężkie, ciemne chmury kłębiły się nade mną zupełnie jak myśli w mojej głowie.
Wszystko przybrało jakiś odcień szarości. Nie było ani jednej wesołej plamy w
tym pochmurnym świecie betonowych murów.
W końcu
doszedłem do parku i stanąłem przy pierwszej ławce, jaką zobaczyłem. Wokół nie
było nikogo. Ludzie skryli się przed deszczem w swoich ciepłych, gościnnych
domach. Tylko ja jeden nie mogłem. Byłem jak bezdomny bez miejsca, do którego
bym należał.
-Hej! Yuki,
co ty wyrabiasz!- Słysząc swoje imię odwróciłem się w stronę przyjaciela.
Lucas
biegł do mnie z parasolką w ręku. Wyglądał na bardziej wkurzonego, niż
zmartwionego.
Uśmiechnąłem
się tylko bezsilnie. Nie miałem ochoty teraz tłumaczyć się przyjacielowi. Zresztą,
co właściwie miałem mu powiedzieć?
-Hej- Odpowiedziałem,
gdy wreszcie stanął koło mnie lekko zdyszany biegiem.
-Gdzie ty
byłeś? Nie mogłem cię nigdzie znaleźć- Powiedział marszcząc brwi złowieszczo. Odwróciłem
wzrok by na chwile pomyśleć nad odpowiedzią.
-No jak to
co? Poszedłem na wagary, jak zawsze zresztą- Uśmiechnąłem się do niego jak gdyby
nigdy nic, jednak on tego nie kupił.
-Stary
proszę Cię. Od kilku lat chodzimy na wagary tylko i wyłącznie razem, a teraz
zebrało Ci się na samotne wędrówki?- Burknął rzucając mi karcące spojrzenie– W
końcu jego oczy zatrzymały się na bandażu, który owijał moją rękę. Spojrzał na
mnie zaskoczony– Co to jest? Co się stało? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i
możemy sobie mówić wiele rzeczy prawda?- W jego wzroku było tyle wyrzutu i
żalu, że mnie samemu zachciało się płakać w tej jednej chwili.
-O nic.
Wczoraj matka wróciła i znowu się wydzierali z ojcem. Nic wielkiego się nie stało.
Po prostu upadłem- Skłamałem, ale nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Nie
chciałem, by zrobił coś głupiego, albo żeby zadawał więcej pytań.
-Chyba
żartujesz. Powinieneś z tym iść na policję. Niech zamkną tego szaleńca. Yuki dlaczego
do mnie nie zadzwoniłeś?- Spuściłem głowę. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Czułem, że jest na mnie zły. Może miał racje. W końcu był moim przyjacielem, a
ja go tak po prostu odsunąłem od wszystkich swoich spraw. To nie było w
porządku, ale czy w porządku było powiedzenie mu wszystkiego o Mizukim?
-Przepraszam.
Dobrze, mogłem zadzwonić. Po prostu byłem rozbity, stało się kilka rzeczy i
musiałem sam to sobie poukładać- Powiedziałem w końcu patrząc w oczy
przyjacielowi.
-Kilka
rzeczy? To znaczy, że stało się coś jeszcze tak?- Zapytał już łagodniejszym
tonem, jakby nieco uspokojony moimi słowami.
-Tak
jakby. Nie chce o tym rozmawiać. Sam nie wiem, co mam myśleć, wiec… Po prostu musze
to sobie sam przemyśleć dobrze?- Powiedziałem w końcu patrząc z nadzieją w
stronę przyjaciela. Miałem nadzieję, że zrozumie.
-Jasne Yuki.
Skoro tak chcesz. Nie będę naciskać- Powiedział w końcu wzdychając ciężko i
wzruszając ramionami. Wiedziałem, że nie pasowało mu to. Chciał mi pomóc.
Chciał dzielić ze mną trudne chwile i wspierać mnie, ale ten jeden raz musiałem
poradzić sobie sam. W tym nikt nie mógł mi pomóc. W końcu to moje życie i
powinienem sam załatwiać swoje sprawy.
-Dzięki-
Powiedziałem w końcu uśmiechając się do przyjaciela z wdzięcznością. Po chwili też
się uśmiechnął kręcąc głową z niezrozumieniem.
-Dobra to
co? Rozumiem, że do szkoły już nie wracamy?- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko,
ze zwyczajowym błyskiem w oku.
-Chyba
tak- Parsknąłem śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Naprawdę cieszę się, że
mam takiego przyjaciela przy sobie. Nawet w najgorszej sytuacji potrafi
poprawić mi humor.
-Swoją
drogą słyszałeś?- Zagadnął mnie nagle szatyn z podekscytowaniem.
-Chyba nie
bardzo, zależy o co chodzi?- Powiedziałem głupio, patrząc na nagłą ekscytację
Lucasa. Ten człowiek potrafi zmieniać swoje nastroje w zastraszająco szybkim tempie.
-O klub Silver-
Uniosłem brwi dalej nie rozumiejąc fascynacji mojego przyjaciela. Nazwa klubu
jakoś nic mi nie mówiła, szczerze mówiąc pierwszy raz o nim słyszałem. Lucas
westchnął zniecierpliwiony – Silver nowy klub. Nareszcie go otwierają! W ten
weekend jest wielka impreza pewnie zjedzie się tam pół miasta. Oczywiście
jedziemy prawda?- Uśmiechnął się do mnie promiennie i zrobił słynne szczenięce
oczka. Powstrzymałem się przed jękiem. Szczerze nie w głowie teraz były mi
kluby. Wolałem nieco cichsze miejsca i jakoś mniej zatłoczone.
Lucas widząc
moją minę wyszczerzył się przymilnie.
-No dawaj
Yuki to przecież tylko jeden wieczór nie daj się prosić. Rozerwiesz się trochę
i zapomnisz o tych swoich problemach- Pokręciłem głową z niedowierzanie, ale
nie mogłem się nie zaśmiać. Typowy Lucas, zawsze ma pełną argumentację.
-No dobra
to jedziemy- Zgodziłem się w końcu uśmiechając się do przyjaciela.
Szatyn
prawie podskoczył z radości słysząc moje zapewnienie.
-Dzięki Yuki.
Będzie super mówię ci- Już sam błysk w jego oczach rozbawiał mnie lepiej niż
jakakolwiek komedia. Uśmiech sam wpłynął mi na usta – Dobra skoro dzisiaj
wagarujemy to co powiesz na odwiedzenie baru Alla? Jakieś sprzeciwy?- Zagadnął szturchając
mnie w bok znacząco.
- Żadnych-
Odpowiedziałem parsknąwszy śmiechem.
Chyba tego
mi trzeba. Odrobiny odpoczynku z dala od szkoły, rodziców problemów. Może
dzięki temu zdołam poukładać swoje myśli.
Lucas
pociągnął mnie za rękaw i razem szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę naszego
ulubionego baru.
CDN…
Czytałam na onecie, komentarz już tu napisze:)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - jak zawsze za krótki:)
Już prawie było... prawi był pocałunek, już nie mogę się doczekać:(
Co do wyglądu bloga, no widać że w budowie:P
Wydaje mi się że ta czerwień jest troszkę za agresywna;p
abuuson:D
Hej! Dzisiaj przez przypadek znalazłam w sieci Twoje opowiadanie noo i muszę powiedzieć Ci, że jestem zachwycona ;) bardzo podoba mi się fabuła tego opowiadania oraz styl w jakim piszesz. Mam nadzieję, że między Yukim i Shinem będzie wszystko ok, no i że już niedługo dojdzie do jakiegoś głębszego zbliżenia ;p z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuń