wtorek, 19 czerwca 2012

~19~

Znacie to dziwne uczucie, gdy rano budzicie się w zupełnie obcym miejscu i nie macie pojęcia gdzie jesteście? A właściwie nie wiecie, czemu tutaj jesteście, ani jak tu trafiliście? Nie? Ja właśnie poznałem. Najdziwniejsze było to, że nie przypominam sobie bym wczoraj pił czy był na jakiejś imprezie. Naprawdę bardzo dziwne. Czy ze mną jest już aż tak źle, że nie pamiętam nawet, kiedy zacząłem pić?
Choć z drugiej strony czy to w ogóle możliwe?
Przetarłem spokojnie oczy, które wciąż uporczywie odmawiały współpracy ze mną. W końcu podniosłem się na łokciach i uważnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie byłem u siebie w domu, to jedno wiedziałem na pewno. Mimo wszystko pomieszczenie wydawało mi się znajome. Dokładnie przyjrzałem się kanapie, meblom i włochatemu kocu, którym byłem przykryty. Moja głowa wreszcie zaczęła pracować i próbowałem przypomnieć sobie, co właściwie stało się wczoraj.
Nagle wszystko stało się tak żenująco jasne.
Poczułem się tak zawstydzony jak chyba jeszcze nigdy. Oczywiście, że znałem to miejsce. Mieszkanie Mizukiego. Leżałem sobie spokojnie na jego kanapie śpiąc w najlepsze, po tym jak wczoraj odprawiłem mu takie cyrki. Ze wstydu chyba zapadnę się zaraz pod ziemię. Czy wyobrażacie sobie zrobić coś podobnego własnemu nauczycielowi?
Pewnie jest wściekły. Boże, co ja sobie myślałem? Nawet nie wiem, jakim cudem tutaj zostałem. Cholera trzeba było myśleć o takich rzeczach wczoraj. Nie ma to jak doskonałe wyczucie czasu. To tak strasznie żenujące i zawstydzające, że mam ochotę uciec stąd w jednej sekundzie. Powiedzcie mi, że to tylko jakiś głupi kawał, albo sen.
Ku mojemu przerażeniu usłyszałem spokojne kroki na korytarzu. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Padłem z powrotem na kanapę i przykryłem się szczelnie kocem. Przymknąłem powieki udając, że jeszcze śpię. Sam nie wiem czemu, po prostu to był jakiś dziwny odruch. Może naprawdę miałem nadzieję, że to tylko głupi sen i zaraz obudzę się swoim łóżku jak zawsze.
Jednak niestety moje nadzieje szybko się rozwiały.
Blondyn podszedł do kanapy cicho niczym kot. Usłyszałem stuknięcie stawianych kubków na szklanym stole. Wciąż jednak twardo udawałem, że śpię. Zacisnąłem powieki mocniej, by przypadkiem się nie zdradzić. Czekałem w napięciu na to, co zrobi. Wciąż nie odchodził. Stał tuż przy mnie w ciszy. Korciło mnie by zerknąć na to co robi, ale postanowiłem się powstrzymać. Po chwili poczułem dotyk jego długich delikatnych palców na policzku, potem na uchu i szyi. Gorąco uderzyło mnie w twarz. Z trudem powstrzymałem się przed nerwowym drgnięciem. Całą siłą woli starałem się nie ruszyć i wciąż pozostać „śpiącym”. Dopiero w momencie, gdy poczułem delikatne muśnięcie na skroni poruszyłem się nerwowo. Blondyn chyba to zauważył, bo odsunął się w tym samym momencie. W końcu otworzyłem oczy, chyba zbyt gwałtownie na kogoś, kto jeszcze sekundę temu spał. Spojrzałem na swojego nauczyciela niezwykle zaskoczony i zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, co właśnie się stało. Cóż zdaje się, że Mizuki też nie przewidział takiego obrotu spraw. W jednym momencie jego twarz oblała się rumieńcem. Delikatnym, ale wyraźnie zaznaczonym na bladej cerze. Patrzyłem na niego zawstydzony i zmieszany, aż w końcu sam przybrałem barwę purpury. Blondyn odwrócił się przestawiając nerwowo kubki. Zupełnie tak, jakby chciał przerwać nasz kontakt wzrokowy.
-Więc już nie śpisz- Bardziej stwierdził niż zapytał. Znów poczułem się dziwnie niezręcznie. Jego głos był dziwnie sztuczny, jakby na siłę chciał być opanowany. Cień wyrzutu pojawił się w mojej głowie. Poczułem się trochę tak jakbym go oszukał czy okłamał tylko, że ja nic takiego nie zrobiłem. No, na pewno nie celowo.
-Tak- Odpowiedziałem bezradnie, wciąż zbyt zszokowany na udzielenie mu pełnej odpowiedzi.
-Jak się czujesz? Już lepiej?- Zapytał odwracając się w końcu w moją stronę. Jego piękny rumieniec zniknął już prawie całkowicie z przepięknej twarzy. Przez chwilę patrzyłem na niego z zupełnym niezrozumieniem. Chwile zajęło mi przypomnienie sobie wydarzeń ubiegłego dnia ze szczegółami.
Spojrzałem na swoją dokładnie zabandażowaną rękę, potem na ciepły koc, który wciąż okrywał moje nogi. Przyjemne ciepło pochodzące z mojego serca powoli rozlało się w moim ciele. Zajął się mną, gdy było naprawdę źle. Nie wyrzucił mnie. Po prostu zaopiekował się mną. Chyba jeszcze nikt nie zrobił tak wiele dla mnie. To wręcz niemożliwe. Nigdy nie wyobrażałem sobie, nawet w najśmielszych snach, że ktoś może okazać mi tyle dobroci i serca. A zrobił to ten jeden mężczyzna, którego ja prawdziwie i szczerze kocham. I dlatego nie dowie się o moich uczuciach. Mogłyby jedynie sprawić mu kłopot, albo zmartwienie. Wypadałoby mu raczej podziękować za to, co dla mnie już zrobił.
-Tak o wiele lepiej. Ja… naprawdę panu dziękuje. Nie wiem jak się odwdzięczę. Przepraszam za wczoraj. Nie powinienem się tak panu zrzucać na głowę. Nie wiem jak mogę to panu wynagrodzić?-  Spojrzałem na niego z wdzięczności i lekkim zakłopotaniem.
-Na początek może przestań mówić do mnie „pan”- Powiedział to niby z żartem i zakończył uśmiechem, ale było w tym coś dramatycznego. Tak jakby poczuł się urażony czy skrzywdzony tym, że zapomniałem o tej jednej rzeczy. Ale jak ja niby mam mu teraz mówić po imieniu? Chyba spaliłbym się ze wstydu. Nie miałbym śmiałości wypowiedzieć jego imienia.
-Dobrze, przepraszam- Przyznałem z lekką skruchą. Przez chwilę między nami panowała cisza. Blondyn usiadł po drugiej stronie stołu biorąc kubek w dłonie i powoli popijając poranną kawę –W każdym bądź razie bardzo dziękuję. Nie chciałem sprawiać kłopotu. Po prostu jakoś samo tak się to potoczyło- Podziękowałem jeszcze raz skrzętnie omijając słowo „pan”. Mizuki uśmiechnął się delikatnie. Spojrzał na mnie już w nieco lepszym humorze.
-To nic wielkiego, po prostu potrzebowałeś pomocy, więc ci jej udzieliłem. A teraz pij herbatę, chyba, że nie masz ochoty to zrobię ci coś innego- Zagadnął wesoło wskazując mi na kubek stojący na stole tuż przede mną. Wziąłem go do ręki upijając łyk słodkiej herbaty malinowej.
-Dziękuję- Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością. Odwzajemnił uśmiech, ale w jego oczach widziałem dziwny niepokój albo coś na jego kształt. Chyba wiedziałem, co było powodem jego zmartwień, ale jakoś wcale nie miałem ochoty teraz o tym rozmawiać. Szczególnie nie z nim. Nie chciałbym mu opowiadać czegoś takiego.
-Yuki nie wiem czy powinienem pytać, ale co się wczoraj stało? Nie pytam dlatego, że jestem ciekawski po prostu chciałbym ci jakoś pomóc. Wiem, że ma to związek z twoimi rodzicami, dlatego jeśli chcesz nie musisz mi mówić o tym, o czym nie chcesz. Po prostu martwię się o ciebie- Powiedział patrząc mi intensywnie w oczy. Byłem bezradny. Ból w klatce ścisnął moje serce, ale nie potrafiłem tego ukrywać przed nim. Po tym, co widział, mógł się domyślić bez problemu. A zresztą chyba należała mu się prawda, w końcu zrobił dla mnie już naprawdę dużo. Nim mu odpowiedziałem, wziąłem głęboki wdech.
- To całe zamieszanie, spowodowali moi rodzice. Wciąż są małżeństwem, ale tyko dlatego, że nie mają pieniędzy na ciągnięcie sprawy rozwodowej. Już dawno się rozstali. Matka znalazła sobie nowe życie i zapominała o nas. Zresztą ojciec wcale nie jest lepszy. Pijak zawsze źle skończy- Zakończyłem rozgoryczony i zażenowany tym jak paskudną i obrzydliwą rodzinę mam. Jeśli w ogóle można było nas jeszcze nazwać rodziną, czy po prostu członkami umowy, która jeszcze nie została rozwiązana.
-Wczoraj pokłócili się tak? Tylko, że… chyba nie mieszkają już ze sobą, prawda?- Zapytał marszcząc brwi z niezrozumieniem. No tak, dla kogoś z zewnątrz cała sytuacja, która działa się w mojej rodzinie była po prostu absurdalna.
-Nie, nie mieszkają już ze sobą. Matka znalazła sobie nowego kochanka. Bogatego, starszego. Wraca tylko czasem po niektóre swoje rzeczy. Choć mi wydaje się, że po prostu robi to specjalnie, by przypomnieć nam o sobie, że wciąż jest. Byśmy czasem nie poczuli się zbyt swobodnie- Zakończyłem zatapiając się we własnych myślach. Sam nie wiem, kiedy moja matka stała się tak bezwzględna i okrutna. Zawsze była wymagająca, ale miałem ją za kochającą matkę i żonę. A tu proszę wystarczyło spięcie, by wszystko potoczyło się najgorszym torem.
-To niemożliwe na pewno ma jakiś powód w końcu to twoja matka!- Skrzywił się zniesmaczony. Naprawdę chciałbym by było inaczej, ale dobrze znam swoją matkę. Już dawno dała mi dość dowodów na to, że ani trochę jej nie interesujemy. Przestałem się łudzić z chwilą, gdy po raz pierwszy nazwała mnie bękartem.
-Moja matka mnie nienawidzi, tak samo jak ojca. Choć czemu miałbym się jej dziwić? Mąż alkoholik, a syn nieudacznik. Kto chciałby być częścią czegoś takiego?- Westchnąłem z dezaprobata, zdając sobie sprawę z tego jak bardzo beznadziejne jest moje życie.
-To nie prawda. Jak możesz tak mówić? Nie jesteś nieudacznikiem. Po prostu twoje życie tak niefortunnie się potoczyło. To nie twoja wina- Podniósł głos i zaczął energicznie gestykulować, jakby chciał odgonić te myśli ode mnie. Wyglądał na sfrustrowanego i gotowego stanąć w mojej obronie w każdej chwili. Miałem ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymałem się. Z pewnością brał to bardzo poważnie do siebie. Mi jednak brak już było sił by mieć jakąkolwiek nadzieję czy złudzenia, że może być lepiej.
-Proszę cię, daj już spokój doskonale wiem, że mam racje. Moi rodzice świetnie udowodnili mi swoja nienawiść i niechęć do mnie. Mam już tego wszystkiego dość. Przez nich moje życie stało się jeszcze trudniejsze. Nie chodzi już nawet o ich zachowanie, ale gdziekolwiek pójdę ludzie widzą we mnie jedynie błędy moich rodziców. Zawsze słyszę jedynie „Patrz to syn tej dziwki i tego pijaka spod mostu. Pewnie jest taki sam.”- Zakończyłem gwałtownie, bo gorycz jaką poczułem w sobie sprawiła, że zacząłem się dusić. Moje serce było ściśnięte jakby wyczuwało, że dzieje się coś złego. Nie zbierało mi się na łzy. Nie warto było ich tracić z takiego powodu. Po prostu bolało mnie to, jak inni n mnie patrzą. Może dla wielu ludzi, którzy mają wszystko to nic nie znaczy, ale dla mnie tak. Ja nie miałem nic prócz siebie, a nawet to chciano ze mnie zedrzeć brutalnymi plotkami.
-Yuki- spojrzał na mnie wzrokiem tak pełnym żalu i bólu, że dosłownie mnie sparaliżowało. Nie sądziłem, że moje życie może wywrzeć na kimś takie wrażenie – Przepraszam. Nie sadziłem, że jest aż tak źle. Ja … nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie wiedziałem wcześniej- Powiedział patrząc mi w oczy ze skruchą i współczuciem. Coś we mnie drgnęło sam nie wiem jak, ale jego słowa ruszyły we mnie dawno skrywane uczucia. Żal, gniew, złość na ludzi, na świat na wszystkich, którzy mnie otaczali za to, że nie rozumieli, że nie widzieli nic prócz błędów. Przez te wszystkie lata żyłem nienawiścią do tych ludzi. A teraz poczułem to dziwne ukłucie w sercu, jakbym oceniał ich wszystkich niesłusznie. Ale to przecież oni byli niesprawiedliwi, to oni obwiniali mnie. Odwróciłem od niego wzrok. Nie mogłem znieść widoku jego twarzy wykrzywionej bólem i żalem.
-To nic by nie zmieniło. Przecież nie zmienisz świata- Powiedziałem zimno i bardziej twardo niż zamierzałem. Łzy podeszły mi pod powieki, ale z całych sił powstrzymywałem je.
-Może i świata nie zmienię, ale mogę zmienić siebie- Zamilkł na chwilę a dziwna cisza ogarnęła nas obu. Milczeliśmy walcząc ze swymi wewnętrznymi wątpliwościami –Ty nie rozumiesz, jak strasznie się czuje- Podjął temat po chwili – Przez tak długi czas byłem przy tobie myślałem, że znam cię już dobrze. A tak naprawdę nie miałem o niczym pojęcia. Czuje się jak głupek, jak idiota, który nie potrafi dostrzec tego, co najbardziej ważne i oczywiste. Dlatego mam do siebie żal, bo nie mogłem ci pomóc na czas i dlatego to się zdarzyło- Wyrzucił zaciskając dłonie w pięści. Jego oczy odzwierciedlały wielką frustrację i poczucie winy. Nie spodziewałem się po nim tak wybuchowej reakcji.
-W czym chciałeś mi pomóc? Nie możesz nic zmienić, nic zrobić. Taki już mój los- Zakończyłem patrząc na niego ze smutkiem, ale i złością. Sam nie wiedziałem jak mam się zachować. Słowa nic nie zmienią. Wciąż moja sytuacja pozostanie tak samo beznadziejna, choć mówiły dużo. W końcu dzięki nim poczułem, że nie jestem sam, że jednak ktoś wciąż nade mną czuwa i mój los nie jest mu obojętny. Więc dlaczego czułem się tak, jakbym zaraz miał wybuchnąć? Dlaczego każde jego słowo drażniło mnie i złościło?
-Dlaczego nie chcesz sobie pomóc? Czemu jesteś taki uparty? Na pewno nie jest aż tak źle- Zakończył patrząc mi w oczy z uporem, którego ja już dawno nie miałem. Zabrakło mi sił by walczyć z niewidzialnym przeciwnikiem. A może zwyczajnie poddałem się? Sam już nie wiem. Czuję się po prostu bezsilny.
-Nie jest tak źle?- Zakpiłem sarkastycznie. Było gorzej niż myślał – Moja matka sypia z facetem starszym od siebie o ponad 20 lat, a mój ojciec już kilka razy sypiał pod mostem, bo był tak pijany, że nie wiedział jak wrócić. Wciąż uważasz, że nie jest tak źle?- Zakpiłem patrząc mu w oczy z uśmiechem goryczy. Milczał. Wiedziałem, że mogę go skrzywdzić tymi słowami, że nie powinienem być taki szorstki zwłaszcza po tym, co dla mnie zrobił, ale to mnie przerosło. Ten temat był dla mnie jak tabu, przekleństwo, które podążało wszędzie tam, gdzie i ja. Po prostu miałem już tego dość. Chciałbym odciąć swoją rodzinę i przeszłość od siebie by, chociaż raz poczuć się wolnym.
W pewnym momencie rozbrzmiał dźwięk telefonu. Zorientowałem się, że to moja komórka, która zamiast w mojej kieszeni, leżała teraz na komodzie w rogu. Podniosłem się niespiesznie pozostawiając pogrążonego w myślach Mizukiego samemu sobie. Spojrzałem na wyświetlacz i niemal westchnąłem zmęczony. Dzwonił Lucas. Pewnie chce wiedzieć, co się ze mną dzieje. Przez chwilę zawahałem się, ale w końcu odebrałem.
-Halo?-
-Yuki gdzie ty się podziewasz nie ma cię w szkole, co jest?- Był podenerwowany i zdyszany, jakby biegał gdzieś przez dłuższy czas.
-Nic. Zrobiłem sobie małe wagary- Powiedziałem szybko, bo to pierwsze, co przyszło mi do głowy. Starałem się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Nie miałem zamiaru martwić przyjaciela.
-Beze mnie? Chyba żartujesz. Co ty kombinujesz, gdzie teraz jesteś? Jeśli coś nie tak, to mogę przyjść pod twój dom- Zagadnął szybko. Nie mogłem się nie uśmiechnąć słysząc nutkę groźby w jego głosie. Mój przyjaciel naprawdę gotów był się dla mnie nawet bić.
-Och, po prostu chciałem być chwilę sam. Nic mi nie jest, naprawdę. Nie ma mnie w domu spotkajmy się w parku dobrze?- Nie wiem, jakim cudem wytłumaczę to wszystko mojemu przyjacielowi. Musze wymyśleć coś dobrego, by pominąć fakt, że spędziłem noc w domu Mizukiego.
-Dobra jak chcesz. Na razie- Zakończył i rozłączył się nim zdążyłem się z nim pożegnać.
Odłożyłem komórkę i spojrzałem na blondyna, który, mimo że patrzył w podłogę dokładnie przysłuchiwał się mojej rozmowie. Nie wiedziałem, co powiedzieć, co zrobić. Pierwszy raz potraktowałem go w taki sposób i to po tym, jak zrobił dla mnie więcej niż jakikolwiek inny mężczyzna. Może byłem niesprawiedliwy, albo raczej na pewno, ale po prostu nie potrafiłem sie zmienić. Nie potrafiłem kontrolować tego, co mówię, gdy temat schodził na moją rodzinę.
-To Lucas dzwonił, prawda?- Zapytał, jakby to było oczywiste.
-Tak- Odpowiedziałem krótko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułem się przy nim dziwnie. Zupełnie jakbym się z nim pokłócił, choć przecież wcale tak nie było. Po prostu czułem, że powiedziałem o kilka słów za dużo. Zwykle nie przejmowałbym się tym, ale to przecież on, Mizuki. Zależało mi na nim tak, jak na nikim innym.
-On wie o twojej rodzinie prawda?- To pytanie nieco mnie zaskoczyło. Spuścił głowę, jakby znał już odpowiedz. W tym geście było tyle smutku i przygnębienia, że serce ścisnęło mnie w klatce. 
-Tak, oczywiście. To mój przyjaciel- Powiedziałem wprost. Mimo to jakoś dziwnie się poczułem wypowiadając te słowa. Czy ja byłem niesprawiedliwy? Bo przecież mój przyjaciel mógł wiedzieć, a on nie. Z pewnością miał do mnie żal. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Długo milczeliśmy. Mizuki siedział na kanapie nie ruszając się. Był pogrążony we własnych myślach.  Ta ciągła, sztuczna cisza powoli zaczynała mi ciążyć. W końcu postanowiłem to przerwać. Byłem wdzięczny za jego dobroć, ale dzisiejsza rozmowa z nim nie był dla mnie najprzyjemniejsza. Może dlatego, że czułem się upokorzony i ośmieszony, po raz kolejny zresztą. Wolałbym by nigdy nie dowiedział się o moim domu.
-Powinienem już iść. Lucas będzie się martwił, umówiłem się z nim- Bąknąłem patrząc beznamiętnie w czarny wyświetlacz komórki. Musiałem zająć czymś myśli.
-Jasne. Odprowadzę cię- Odpowiedział słabo wymuszając na swoich ustach uśmiech. Był dziwnie blady, a jego oczy wydawały się zupełnie nieobecne.
-Nie. Nie trzeba. Dość już sprawiłem kłopotu- Na te słowa blondyn skrzywił się jakby z bólu –Pójdę już- Szepnąłem na koniec rzucając ostanie spojrzenie w jego stronę.
Siedział dalej na kanapie. Nawet na mnie nie spojrzał. Wyglądał, jakby przeżył jakiś wstrząs.
Wyszedłem z pokoju. Otworzyłem drzwi wejściowe i zatrzymałem się na chwilę. Powiedziałem „Do widzenia”. Czekałem chwilę, ale nie słysząc odpowiedzi wyszedłem z jego mieszkania.
Nigdy nie sądziłem, że to się tak potoczy. Byłem dziwnie podłamany. Wprawdzie do niczego między nami nie doszło, ale mimo wszystko było mi naprawdę ciężko. Miałem wrażenie, jakbym go stracił przez coś tak głupiego. Jak zwykle moi rodzice musieli coś zniszczyć w moim życiu, nawet bez ich bezpośredniego udziału.
Gdy wybiegłem z kamienicy łzy same pociekły po moich policzkach. Czułem się, jakby ktoś zatrzasnął moje serce w bardzo ciasnej klatce. Ból, który czułem był gorszy od jakiegokolwiek innego, który znam. Jakby sam diabeł dręczył moją duszę, wyrywając po jej kawałeczku.
Starłem szybko łzy i skręciłem w stronę parku. Przechodnie mijali mnie jeden po drugim, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Zimny wiatr owiewał mi twarz, szczypiąc skórę gdzie chwilę temu były słone krople. Był dziwny dzień, zanosiło się na ulewę. Ciężkie, ciemne chmury kłębiły się nade mną zupełnie jak myśli w mojej głowie. Wszystko przybrało jakiś odcień szarości. Nie było ani jednej wesołej plamy w tym pochmurnym świecie betonowych murów.
W końcu doszedłem do parku i stanąłem przy pierwszej ławce, jaką zobaczyłem. Wokół nie było nikogo. Ludzie skryli się przed deszczem w swoich ciepłych, gościnnych domach. Tylko ja jeden nie mogłem. Byłem jak bezdomny bez miejsca, do którego bym należał.
-Hej! Yuki, co ty wyrabiasz!- Słysząc swoje imię odwróciłem się w stronę przyjaciela.
Lucas biegł do mnie z parasolką w ręku. Wyglądał na bardziej wkurzonego, niż zmartwionego.
Uśmiechnąłem się tylko bezsilnie. Nie miałem ochoty teraz tłumaczyć się przyjacielowi. Zresztą, co właściwie miałem mu powiedzieć?
-Hej- Odpowiedziałem, gdy wreszcie stanął koło mnie lekko zdyszany biegiem.
-Gdzie ty byłeś? Nie mogłem cię nigdzie znaleźć- Powiedział marszcząc brwi złowieszczo. Odwróciłem wzrok by na chwile pomyśleć nad odpowiedzią.
-No jak to co? Poszedłem na wagary, jak zawsze zresztą- Uśmiechnąłem się do niego jak gdyby nigdy nic, jednak on tego nie kupił.
-Stary proszę Cię. Od kilku lat chodzimy na wagary tylko i wyłącznie razem, a teraz zebrało Ci się na samotne wędrówki?- Burknął rzucając mi karcące spojrzenie– W końcu jego oczy zatrzymały się na bandażu, który owijał moją rękę. Spojrzał na mnie zaskoczony– Co to jest? Co się stało? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i możemy sobie mówić wiele rzeczy prawda?- W jego wzroku było tyle wyrzutu i żalu, że mnie samemu zachciało się płakać w tej jednej chwili.
-O nic. Wczoraj matka wróciła i znowu się wydzierali z ojcem. Nic wielkiego się nie stało. Po prostu upadłem- Skłamałem, ale nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Nie chciałem, by zrobił coś głupiego, albo żeby zadawał więcej pytań.
-Chyba żartujesz. Powinieneś z tym iść na policję. Niech zamkną tego szaleńca. Yuki dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś?- Spuściłem głowę. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem, że jest na mnie zły. Może miał racje. W końcu był moim przyjacielem, a ja go tak po prostu odsunąłem od wszystkich swoich spraw. To nie było w porządku, ale czy w porządku było powiedzenie mu wszystkiego o Mizukim?
-Przepraszam. Dobrze, mogłem zadzwonić. Po prostu byłem rozbity, stało się kilka rzeczy i musiałem sam to sobie poukładać- Powiedziałem w końcu patrząc w oczy przyjacielowi.
-Kilka rzeczy? To znaczy, że stało się coś jeszcze tak?- Zapytał już łagodniejszym tonem, jakby nieco uspokojony moimi słowami.
-Tak jakby. Nie chce o tym rozmawiać. Sam nie wiem, co mam myśleć, wiec… Po prostu musze to sobie sam przemyśleć dobrze?- Powiedziałem w końcu patrząc z nadzieją w stronę przyjaciela. Miałem nadzieję, że zrozumie.
-Jasne Yuki. Skoro tak chcesz. Nie będę naciskać- Powiedział w końcu wzdychając ciężko i wzruszając ramionami. Wiedziałem, że nie pasowało mu to. Chciał mi pomóc. Chciał dzielić ze mną trudne chwile i wspierać mnie, ale ten jeden raz musiałem poradzić sobie sam. W tym nikt nie mógł mi pomóc. W końcu to moje życie i powinienem sam załatwiać swoje sprawy.
-Dzięki- Powiedziałem w końcu uśmiechając się do przyjaciela z wdzięcznością. Po chwili też się uśmiechnął kręcąc głową z niezrozumieniem.
-Dobra to co? Rozumiem, że do szkoły już nie wracamy?- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko, ze zwyczajowym błyskiem w oku.
-Chyba tak- Parsknąłem śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Naprawdę cieszę się, że mam takiego przyjaciela przy sobie. Nawet w najgorszej sytuacji potrafi poprawić mi humor.
-Swoją drogą słyszałeś?- Zagadnął mnie nagle szatyn z podekscytowaniem.
-Chyba nie bardzo, zależy o co chodzi?- Powiedziałem głupio, patrząc na nagłą ekscytację Lucasa. Ten człowiek potrafi zmieniać swoje nastroje w zastraszająco szybkim tempie.
-O klub Silver- Uniosłem brwi dalej nie rozumiejąc fascynacji mojego przyjaciela. Nazwa klubu jakoś nic mi nie mówiła, szczerze mówiąc pierwszy raz o nim słyszałem. Lucas westchnął zniecierpliwiony – Silver nowy klub. Nareszcie go otwierają! W ten weekend jest wielka impreza pewnie zjedzie się tam pół miasta. Oczywiście jedziemy prawda?- Uśmiechnął się do mnie promiennie i zrobił słynne szczenięce oczka. Powstrzymałem się przed jękiem. Szczerze nie w głowie teraz były mi kluby. Wolałem nieco cichsze miejsca i jakoś mniej zatłoczone.
Lucas widząc moją minę wyszczerzył się przymilnie.
-No dawaj Yuki to przecież tylko jeden wieczór nie daj się prosić. Rozerwiesz się trochę i zapomnisz o tych swoich problemach- Pokręciłem głową z niedowierzanie, ale nie mogłem się nie zaśmiać. Typowy Lucas, zawsze ma pełną argumentację.
-No dobra to jedziemy- Zgodziłem się w końcu uśmiechając się do przyjaciela.
Szatyn prawie podskoczył z radości słysząc moje zapewnienie.
-Dzięki Yuki. Będzie super mówię ci- Już sam błysk w jego oczach rozbawiał mnie lepiej niż jakakolwiek komedia. Uśmiech sam wpłynął mi na usta – Dobra skoro dzisiaj wagarujemy to co powiesz na odwiedzenie baru Alla? Jakieś sprzeciwy?- Zagadnął szturchając mnie w bok znacząco.
- Żadnych- Odpowiedziałem parsknąwszy śmiechem.
Chyba tego mi trzeba. Odrobiny odpoczynku z dala od szkoły, rodziców problemów. Może dzięki temu zdołam poukładać swoje myśli.
Lucas pociągnął mnie za rękaw i razem szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę naszego ulubionego baru.

CDN…

2 komentarze:

  1. Czytałam na onecie, komentarz już tu napisze:)
    Co do rozdziału - jak zawsze za krótki:)
    Już prawie było... prawi był pocałunek, już nie mogę się doczekać:(
    Co do wyglądu bloga, no widać że w budowie:P
    Wydaje mi się że ta czerwień jest troszkę za agresywna;p

    abuuson:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Dzisiaj przez przypadek znalazłam w sieci Twoje opowiadanie noo i muszę powiedzieć Ci, że jestem zachwycona ;) bardzo podoba mi się fabuła tego opowiadania oraz styl w jakim piszesz. Mam nadzieję, że między Yukim i Shinem będzie wszystko ok, no i że już niedługo dojdzie do jakiegoś głębszego zbliżenia ;p z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę weny i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń