Czasem mam wrażenie, że los robi sobie ze mnie jaja, tak po
prostu.
Właśnie idę wprost do domu mojego nauczyciela, który jest
postrachem wszystkich uczniów, a moje uczucia wobec niego są co najmniej dziwne,
nawet dla mnie.
Boże czy ja już całkiem zwariowałem?
Chyba jednak tak, kto normalny na moim miejscu pakowałby się
do domu Mizukiego i to z własnej woli?
Chyba nikt, no właśnie. Więc tylko ja jestem takim tępakiem…
Ale z drugiej strony, gdybym nie przyszedł na te cholerne
korepetycje kto wie, jak długo musiałbym przepraszać blondyna, by przestał patrzeć na mnie z góry.
W końcu tutaj chodzi o moje oceny, a nie o to byśmy posiedzieli sobie przy
herbatce i miło spędzili czas. Może nawet te lekcje wyjdą mi na dobre. Jeśli
wytrzymam psychicznie w jednym pomieszczeniu sam na sam z tym diabolicznym
chemikiem oczywiście.
Właściwe sam nie wiem do końca, co mam myśleć. Mizuki poza szkołą,
a na lekcjach to dwie różne osoby.
Podczas tych 45 minut dwa razy w tygodniu naprawdę zamienia
się w potwora, który tylko czeka na naszą pomyłkę. Za to gdy rozmawiałem z nim
po lekcjach to wydawał się zabawny, może nawet… miły?
Wiem że to śmieszne ale tak jest. Zresztą jest pierwszym
nauczycielem, który zwraca na mnie i moje oceny tak wiele uwagi.
Może to dlatego, że jest wychowawcą mojej klasy? A może po
prostu chce zrobić dobry uczynek pomagając małej zagubionej bezbronnej sarence?
Jeśli to ta druga opcja, to naprawdę bym się wkurzył. Kto
powiedział, że ja potrzebuje jakiejś litości… sam doskonale sobie radzę.
Poza tym chyba polubiłem blondyna. Tak po prostu. Po tej
wycieczce byłem bardzo skrępowany i w ogóle, ale w gruncie rzeczy podobało mi
się.
Zobaczyłem go jakby z innej strony.
Było by miło, gdyby on myślał o mnie w podobny sposób. Nawet
uśmiechał się do mnie, więc to chyba dobrze wróży prawda?
Skręciłem w kolejną uliczkę poza centrum miasta kierując się
prowizoryczną mapką naszkicowana szybko na skrawku papieru. Właściwie blondyn
mieszkał jakieś 20 minut od szkoły. Była to bardzo spokojna dzielnica.
Gdzieniegdzie znajdowały się małe kamieniczki przedzielane
zadbanymi skalnikami i rzędami zielonych poprzycinanych drzew. Wszystko było
tutaj bardzo czyste, zadbane i uporządkowane. Aż uśmiechnąłem się pod nosem. Ta
okolica naprawdę pasowała do Mizukiego.
Strach pomyśleć, że 15 minut drogi piechotą dzieli tą piękną
okolicę od moich obskurnych, szarych bloków.
Spojrzałem dokładnie na adres blondyna zapisany na odwrocie
kartki a następnie przyjrzałem się dokładnie dwu piętrowej kamieniczce z
czerwonej cegły stojącej tuż przede mną.
Cyfry zawieszone tuż za rosłą jabłonka oznaczały, że chyba
trafiłem. Majowa 17/b.
Teraz wystarczy jedynie odnaleźć właściwe drzwi.
Wszedłem niespiesznie do czystego korytarza w miodowym
kolorze i powoli zacząłem wspinać się po schodach do góry. Rozglądałem się
dookoła szukając właściwego numeru. Zacząłem się denerwować. Ręce drżały mi
jakby były zrobione z galaretki. Moje serce chyba nie nadążało z pompowaniem tlenu,
bo sapałem jak po długim maratonie. W końcu na drugim piętrze odnalazłem swój
cel.
Mieszkanie nr 6.
Nim zadzwoniłem do drzwi musiałem wziąć dwa porządne wdechy
by nieco się uspokoić.
Naprawdę dziwnie się czuje. Jeszcze chwila a z nerwów nie
wytrzymam i zrobię coś głupiego. Czuje to.
Położyłem drżąca dłoń na przycisk dzwonka. Dzwonić czy nie?
A może jednak powinienem odmówić? Ale wtedy i tak będę musiał zobaczyć się z
blondynem i powiedzieć mu w twarz, że nie potrzebuje jego pomocy. W życiu… coś
takiego nawet nie wchodzi w grę.
Więc może po prostu odejść i wytłumaczyć się potem sklerozą?
Nie, wtedy i tak będę musiał przyjść tutaj następnym razem.
Zresztą pewnie Mizuki nieźle by się wkurzył. W końcu kazał mi dzisiaj tutaj
przyjść więc z cała pewnością czeka na mnie.
Nie mogę go tak po prostu wystawić. W końcu to mój
nauczyciel i jakby tego było mało jeszcze wychowawca.
Cholera dobra dzwonie…
A jednak moje palce zamarły sparaliżowane. Nie mogłem zdobyć
się na odwagę by przycisnąć dzwonek. Musze….
…Ale cholera czemu to akurat mnie musi spotykać?
W końcu podparłem się o ścianę z ręką na dzwonku. Boże niech
ktoś za mnie zadzwoni, bo jestem gotów stać tutaj przez kilka godzin i walczyć
sam ze sobą. Nie ma mowy, nie zadzwonię. Nie mam na tyle odwagi. Jednak jestem
beznadziejny.
W tym momencie jak na zawołanie drzwi do mieszkania blondyna
otwarły się na oścież.
Oczywiście podskoczyłem spanikowany wlepiając swoje wielkie
oczy w zdziwionego Mizukiego.
-O, jesteś. Widziałem jak szedłeś, ale czekam i czekam a
ciebie nie ma. Myślałem, że może się zgubiłeś czy coś- Odparł patrząc na mnie uważnie,
zaraz potem posłał mi ten swój zabójczy Szelmowski uśmiech.
Serce zabiło mi szybciej na jego widok.
To co mnie poraziło najbardziej to chyba jego ubiór. W
szkole starał się być bardziej formalny, a teraz?
Stał przede mną w dżinsach i czarnym T-shircie z dziwnymi,
kolorowymi napisami. Z zachwytu mało nie rozdziawiłem ust. Był tak cholernie
przystojny. Ten facet w końcu doprowadzi mnie do kompleksów. Naprawdę mógłbym
patrzeć na niego wiekami.
Niestety nie było mi to dane, wielka szkoda.
Mizuki uniósł brwi w odpowiedzi na mój kompletny brak
reakcji przez co otrzeźwiałem nieco.
-D-zień dobry panu- Niestety byłem w stanie wydusić z siebie
jedynie tyle. A i tak głos zamarł mi w połowie zdania.
-Dzień dobry- Uśmiechnął się pobłażliwie widząc moja niepewną
minę- Wchodź- Znowu się uśmiechnął, robiąc mi miejsce w drzwiach.
Niepewnie przestąpiłem próg jego mieszkania. Rozejrzałem się
dokoła. Staliśmy w wąskim, ale długim korytarzu. Ściany miały miły cytrynowy
kolor, a cała podłoga wyłożona była eleganckimi panelami lśniącymi czystością.
-Daj kurtkę, bo w domu jest trochę gorąco- Szubko ściągnąłem
ją i oddałem w ręce blondyna przypadkowo muskając go dłonią. Szybko ją cofnąłem
lekko zażenowany szybkim biciem własnego serca. Mizuki odwiesił moje okrycie na
wieszak i gestem ręki zaprosił mnie do jednego z pokoi.
Wszedłem w pierwsze drzwi po lewej, za którymi znajdował się
okazałej wielkości stołowy. Ściany miały przyjemny koralowy kolor. Na środku
znajdowały się dwa tapczany i jeden fotel a pośrodku nich duża drewniana ława. Na
jednej ze ścian wisiał nieduży telewizor plazmowy w otoczeniu kilku półek i
niewielkiej meblościanki.
-Proszę usiądź tam gdzie ci wygodnie- Odparł dość swobodnie.
Niepewnie zająłem miejsce patrząc na niego trochę
przestraszony cała sytuacją.
-Może chciałbyś herbaty?- Zaoferował się, chcąc chyba rozluźnić
nieco napiętą atmosferę.
-Nie dziękuję proszę pana. Nie chciałbym sprawiać panu
kłopotów- Odparłem aż z nadmierną grzecznością. Nie chciałbym powtórzyć błędu z
muzeum.
Jednak blondyn nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu. Wręcz
przeciwnie, wykrzywił twarz w dziwnym grymasie niechęci i zajął miejsce tuż
naprzeciw mnie.
-Dobra słuchaj Yuki. Zawrzemy miedzy sobą taką umowę. W moim
domu podczas korepetycji możesz do mnie mówić po imieniu. Naprawdę mi nieswojo,
kiedy wciąż zwracasz się do mnie na „pan”. W szkole to inna sprawa, ale tutaj
jestem po prostu Shin, ok?- Uśmiechnął się do mnie w nieco figlarny sposób, a
mnie mocno zamurowało.
-Oczywiście proszę pa… znaczy Shin- Poprawiłem się szybko,
niemal automatycznie. Blondyn pokręcił tylko głową z politowaniem.
-Słuchaj na tych lekcjach panują dwie zasady. Po pierwsze chciałbym
byś zachował te korepetycje dla siebie. Wolałbym by nikt ze szkoły się o nich
nie dowiedział. Potem inni uczniowie mogą mieć do mnie pretensje, więc proszę
cię o dyskrecję- Uśmiechnął się do mnie jakby przepraszająco- Po drugie moje
mieszkanie to nie szkoła. Nie będzie tu ocen sprawdzianów i tym podobnych
rzeczy. Uczę tylko ciebie więc w razie czego pytaj o cokolwiek chcesz. Nawet po
kilkanaście razy, jeśli trzeba będzie. Rozumiesz? Naprawdę strasznie nie lubię,
kiedy ja się produkuję, a ktoś zupełnie mnie nie rozumie i nie odezwie się
nawet słówkiem- Przytaknąłem tylko głową wciąż zbyt zdenerwowany, by używać mojego
głosu. Jednak siedzenie z nim sam na sam w autobusie pełnym ludzi to nie to
samo.
Mizuki patrzył na mnie chwilę, po czym wybuchnął
niepohamowanie śmiechem. Zdezorientowany zaczerwieniłem się. Nie rozumiem o co
mu chodzi? Czemu się śmieje, przecież nic nie zrobiłem...
-Rany Yuki wyglądasz, jakbym ci właśnie oświadczył, że za
każdą pomyłkę zabijam- Znowu parsknął patrząc na mnie z politowaniem. Chyba
miał rację siedziałem sztywno patrząca na niego, jak na hitlerowca. W
odpowiedzi na moich ustach również pojawił się nikły uśmiech.
Mizuki doskonale wiedział jak rozluźnić atmosferę.
-Z drugiej strony nawet cię rozumiem. Siedzieć samemu ze
swoim, jak to mówią uczniowie demonicznym chemikiem pewnie nie jest łatwo-
Przez chwile zbladłem, zanim zorientowałem się, że znów żartuje. Spojrzałem na
niego dość niepewnie. Skąd wiedział jak uczniowie go nazywają?
Teraz naprawdę nie jest mi do śmiechu. A co jeśli wie, że ja też tak go nazywałem? O
boziu a jeśli wie o wszystkich rzeczach, jakie o nim mówiłem? To straszne.
Nawet nie chcę o tym myśleć. Wolałbym spalić się ze wstydu, dosłownie.
-No co? Słyszy się różne rzeczy- Uniósł ręce w obronnym
geście. Odetchnąłem z ulgą widząc jego rozbawioną minę. Chyba się po prostu z
tego wszystkiego nabijał. Sam też się uśmiechnąłem.
Nie sądziłem, że będzie taki wyluzowany. Jest całkowicie
inny niż na lekcjach. Nawet mniej formalny niż na wycieczce. Westchnąłem głęboko
ostatecznie rozluźniając się. Chyba jednak spodobają mi się te lekcje prywatne.
– To co, zaczynamy naukę. Masz te stare zeszyty o których mówiłem?- A może
jednak nie…
Dość niechętnie sięgnąłem do torby po dwa bardzo cienkie
bruliony.
Zawsze bimbałem sobie na chemii, wiec i nie za dużo miałem w
zeszytach. Mało powiedziane, mieściło się tam chyba wszystko prócz chemii
oczywiście. Przez te dwa lata nauki zapisałem może z 20 stron tego, co biadolił
Piterson. Nie byłem pewny, czy Mizuki powinien patrzeć na ten dowód nędzy i
rozpaczy.
-Bo… ja nie wiem czy to jest dobry pomysł- Odparłem mocno
ściskając zeszyty w rękach.
-Dobra, dobra dawaj te zeszyty- Wyciągnął rękę w moją stronę,
ale ja nawet nie drgnąłem. Miałem nadzieję, że jednak jakoś go przekonam.
-…Ale ja tam naprawdę nic nie mam- Spróbowałem jeszcze jakoś
się wykręcić. Jednak blondyn okazał się nieugięty. Ponaglił mnie jeszcze
machnięciem ręki.
-Dawaj, dawaj bez gadania- W końcu skapitulowałem i
niechętnie przekazałem mu dowody moje głupoty. Otworzył pierwszy z brulionów i
powoli zaczął wertować kartki. W końcu uśmiechnął się pobłażliwie i spojrzał na
mnie z politowaniem, znowu.
-Twój zeszyt do chemii był dość wielofunkcyjny. Służył ci
jednocześnie do religii, biologio i matmy- Aż zaczerwieniłem się zawstydzony.
No co? Oszczędzałem środowisko i tyle.
-No w końcu jakaś chemia- Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
Jednak im bardziej wczytywał się w moje stare zapiski tym mocniej marszczył brwi, a jego twarz przybierała poważnego
wyrazu. Chwile potem zabrał się za drugi zeszyt już bez zbędnego komentarza za
to z niewesoła miną. Kiedy skończył odłożył obydwa zeszyty na ławę z głośnym
westchnięciem.
-Dobra czeka nas dużo roboty. Widzę, że trzeba powtórzyć
wiele rzeczy. Niektórych zagadnień wyraźnie zupełnie nie rozumiesz- Pokręcił
tylko głową z nieco karcącym spojrzeniem. Chyba dawanie mu tych zeszytów wcale
nie było tak dobrym pomysłem. –Pamiętasz w ogóle coś z tych dwóch lat?- Zapytał
z pełną wątpliwości miną.
-Jedyne co mi utkwiło w pamięci to cep i cymbał- Odparłem
nieco skruszony. Za to Mizuki popatrzył na mnie jakbym właśnie przemówił w
obcym języku.
-Cep i cymbał?- Skrzyżował ręce na piersi i uniósł brwi.
-No tak Cp i Cm- Pamiętałem to tylko dlatego, że razem z
Lucasem skojarzyliśmy te określenia z naszym poprzednim chemikiem. Zawsze kojarzyliśmy
różne rzeczy w taki sposób. A tego nie zapomnę chyba do końca życia. Tak, tak
te określenia idealnie oddawały charakter Pitersona.
-Cep i cymbal…Cp i Cm- Blondyn zaśmiał się znowu, jakby
kompletnie rozbrojony- Po mojemu znaczyłoby to stężenie procentowe i stężenie
molowe- I znowu ten jego łobuzerski uśmiech. Całkowicie mnie powala. –Ach wy i
te wasze pomysły- Westchnął jakby zrezygnowany a jednocześnie rozbawiony.
No cóż uczniowie mają to do siebie, że nie zawsze biorą naukę
na poważnie. A ja to już w ogóle chyba jakiś wyjątek jestem. Gdybym mógł od
razu zerwałbym ze szkołą i znalazł sobie jakąś prace. Niestety na razie
utknąłem w tym budynku prania mózgów.
Mówi się trudno.
-No dobrze a jak rozumiesz bieżący materiał?- Spojrzał na
mnie już całkowicie poważnie. On mnie pyta czy rozumiem to, co mówi na lekcjach
prawa? Czy jak mu powiem, że nie mam bladego pojęcia, to bardzo się wkurzy? Jak
myślicie? Zresztą chyba trzy jedynki na czysto w dzienniku mówią więcej niż
konieczne – Dobra rozumiem. Nie musisz nic mówić- Odpowiedział o dziwo bardzo
spokojnie.
Wyjął tylko jakąś czystą kartkę i szybko zaczął na niej
pisać. Po chwili podał mi ją z żywym… – Spróbuj to rozwiązać i daj mi swój
zeszyt z chemii z tego roku- W jednym momencie pobladłem. Co to jakiś
sprawdzian? Ale przecież mówił, że nie będzie ich robił… przecież sam
słyszałem. Może zmienił zdanie, bo stwierdził, że jestem beznadziejnym
przypadkiem? Bez słowa podałem mu mój nowiutki czerwony zeszycik z napisem
chemia. Ten na szczęście prowadziłem bardzo przykładnie. Odkąd to Mizuki jest
moim chemikiem, nie maiłem większego wyboru, jak wziąć się do roboty.
Nachyliłem się nad kartką i zacząłem czytać to co na niej napisał. Kiedy
skończyłem miałem ochotę po prostu zniknąć.
To było jakieś zadanie. Miałem coś obliczyć, ale kompletnie
nie wiedziałem jak. Boże przecież on mnie zabije. Na pewno. W kącikach oczu
zebrały mi się łzy, ale szybko je powstrzymałem. I co ja mam teraz zrobić?
Zerknąłem ukradkiem na poczynania Mizukiego. Przeglądał moje
notatki z lekcji, i bazgrał coś w nich czerwonym długopisem. W końcu zauważył
chyba, że nic nie robię i spojrzał na zupełnie nietknięte przeze mnie zadanie.
-Nie umiesz tego rozwiązać?- Zapytał bez cienia złości czy
irytacji w głosie. Pokręciłem tylko głową bojąc się, że jeśli się odezwę to łzy
popłyną mi po policzkach. Te cholerne nerwy jednak robiły swoje.
Blondyn zabrał ode mnie kartkę i znów zaczął coś na niej
bazgrać. Po chwili oddał mi ją ze swobodnym uśmieszkiem –Spróbuj teraz-
Dopisał mi wzór i wskazówki, jak powinienem rozumieć
niektóre symbole. Wciąż nieco nerwowo przeczytałem zadanie jeszcze raz.
Tym razem po dłuższej chwili na samym dole kartki doszedłem
do wyniku. Uradowany, jak dziecko podniosłem wzrok. Chciałem pochwalić się
blondynowi, że już skończyłem. Jednak nie musiałem.
Nawet nie zauważyłem, że od dłuższej chwili przypatruje się
moim poczynaniom. Teraz, gdy uniosłem głowę, nasze twarze znajdowały się w
dziwnie bliskiej odległości.
-Świetnie. Gratuluje- Odsunął się z powrotem na swoje
miejsce ku mojemu niezadowoleniu. Jakoś ta specyficzna bliskość nie
przeszkadzała mi zbytnio. Wręcz przeciwnie była jakoś dziwnie przyjemna. Zerknął
na zegarek wiszący na ścianie
–No dobrze na dzisiaj
to chyba tyle. Już ponad godzinę cię męczę, więc chyba wystarczy na
dzisiaj- Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął w moją stronę zeszyt, który dałem
mu wcześniej.
Już koniec?
Nawet nie wiem, kiedy te 60 minut przeleciało. Dobrze mi się
z nim rozmawiało. Właściwie cały ten czas, który razem spędziliśmy był o wiele
milszy i przyjemniejszy niż sobie wyobrażałem. Było nawet całkiem… zabawnie.
Wiem, wiem… przecież to w końcu lekcja, a ja wyskakuje tutaj
z czymś takim, ale naprawdę podobało mi się. Gdy jestem z nim sam na sam,
blondyn staje się jakiś bardziej otwarty i niezwykle potulny.
-Emmm, Yuki…- Patrzył na mnie przez chwilę niezwykle
uważnie, po czym odwrócił wzrok w zupełnie inną stronę. Tak jakby się wahał a
może wstydził czegoś, nie jestem pewien –Posłuchaj lepiej wkuj ten wzór z
kartki na pamięć. I jeszcze…zrobiłem parę poprawek w twoim zeszycie, jak
przyjdziesz do domu przejrzyj go jeszcze raz. Może ci się to przydać…w
przyszłości…może nawet tej bliższej-
Patrzyłem przez chwilę na jego lekko zarumienioną twarz
próbując załapać, o co mu właściwie chodzi. Niestety miałem to do siebie, że
kojarzenie niektórych faktów a tym bardziej domyślanie się po wskazówkach
wszelkiego rodzaju, nie należało do moich mocnych stron. Dlatego dopiero, gdy
ponownie spojrzał mi głęboko w oczy mój mózg podsunął mi pomysł, że być może przez
bliższą przyszłość rozumie coś konkretnego.
Jak na przykład sprawdzian albo kartkówkę, a może…
-Chce mi pan uświadomić, że na następnej lekcji będę
pytany?- Zapytałem niemal z przerażeniem w oczach. Mizuki parsknął tylko
doceniając moją niezwykłą i niesamowicie szybką zdolność do myślenia.
-Niekoniecznie- Usta drgały mu i co chwilę układały się do
uśmiechu, gdy nie do końca zdołał się opanować- Myślałem raczej o tym, żeby
przepytać całą klasę.
Jak to? Teraz już nic nie rozumiem. Jak to całą klasę? Żeby
coś takiego zrobić trzeba by poświęcić przynajmniej ze 2 lekcje. O czym on
mówi?
Czy to jakaś kolejna inteligentna
anegdotka, na zrozumienie której jestem
za głupi?
Chyba jednak tak, bo blondyn znów parsknął usilnie próbując
powstrzymać wybuch śmiechu.
-No wiesz tak w 10 minut- Jak to w 10 minut… cała klasę? –Na
kartkach- Wciąż patrzył na mnie zaciskając usta mocno i kiwając głową. Tak
jakby to miało mi pomóc.
Dobra mózg weź mi to wytłumacz. Mizuki chce przepytać całą klasę…w
10 minut i to na kartkach… dobra myśl, myśl, myśl mocniej.
Moje usta bezgłośnie wypowiedziały „kartkówka”, bo właśnie
to przyszło mi do głowy. Chyba blondyn to zauważył, bo kiwnął głową unosząc
brwi zupełnie rozbawiony.
Zawtórowałem mu jedynie głośnym „Achaa!”
Blondyn wyglądał tak, jakby zaraz miał paść ze śmiechu.
Cóż naprawdę należałem do tej grupy osób, która nie myślała
zbyt prędko.
-…Ale wiesz cicho-sza – Puścił mi perskie oko i wstał
wreszcie z fotela, tym samym zmuszając również mnie bym zaczął się zbierać.
Dość niechętnie wstałem i zabrałem swoje rzeczy. Mizuki
odprowadził mnie do korytarza, gdzie pomógł mi włożyć kurtkę. Naprawdę ten
człowiek zawstydza mnie w najmniej spodziewanych przeze mnie momentach.
-Słuchaj może cię odprowadzić? W końcu jest już ciemno,
daleko mieszkasz?- Zapytał jakby z troską głosie. W sumie zrobiło mi się jakoś
tak cieplej na sercu z tą świadomością, że troszczył się o moje bezpieczeństwo.
Może i tak tylko troszeczkę, ale zawsze coś.
-Nie, nie trzeba. Naprawdę sobie poradzę. To tylko 15 minut
stąd- Nie chciałem go kłopotać. Było mi już dość głupio, że zabieram jego
prywatny czas tylko dlatego, że nie chciało mi się uczyć. Chociaż po tej
godzinie moje poczucie winy znacznie zmalało.
-No dobrze jak chcesz. W takim razie uważaj na siebie. Pamiętaj,
jeśli czegoś będziesz potrzebował, albo będziesz miał jakiś problem zawsze
możesz pytać. Moje drzwi są otwarte nawet na te sprawy nie koniecznie związane
ze szkołą, więc nie krepuj się- Uśmiechnął się do mnie w ten swój zabójczo
przystojny sposób. Prawie westchnąłem czując ten przytłaczający blask bijący od
niego. Z jego pomocy chętnie bym skorzystał… choć w mojej głowie ta kwestia
przyjmuje nieco inne, bardziej frywolne znaczenie.
Aż się zarumieniłem widząc pewne obrazy w swojej głowie.
Otworzył przede mną drzwi i obaj stanęliśmy w progu gotowi
by się wreszcie pożegnać ze sobą.
-D-do widzenia panu- Powiedziałem nieco płochliwie. Nawet
nie wiecie, jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast odpowiedzieć posłał mi
nieco urażone spojrzenie. Skrzyżował dłonie przed klatką i ściągnął brwi, a
jego twarz wyglądała na nieco bardziej groźną.
-Pan? A umowa?- Umowa… aaa, TA umowa…Zaczerwieniłem się przypominając
sobie na co zgodziłem się wchodząc do
jego mieszkania.
-No emmmm… to do…do widzenia …S-Shin- Czułem jak policzki
paliły mnie żywym ogniem. Co za krepująca sytuacja.
-Do zobaczenia Yuki- Wyszczerzył się do mnie w pełnym
satysfakcji uśmieszku.
Momentalnie czmychnąłem sprzed jego drzwi. Boże ten człowiek
działa na mnie zdecydowanie nie poprawnie.
Naprawdę to, co wyrabia się w mojej głowie przez zaledwie
jeden jego uśmiech jest całkowicie niemoralne i niedobre. Za to jakie przyjemne
i miłe dla serducha, które teraz niemal dudni mi w piersiach.
Wyskoczyłem z klatki schodowej kamienicy i obejrzałem się
jeszcze raz w poszukiwaniu okna do mieszkania Mizukiego. Żeby tak móc go zobaczyć
jeszcze raz.
Gdy mój wzrok zawędrowali do skrajnie lewego okna na drugim piętrzę
zauważyłem go. Bacznie przyglądał mi się zza szyby w swoim pokoju.
Gdy nasze oczy się spotkały uśmiechnął się do mnie ponownie
i pomachał mi wesoło na pożegnanie.
Odmachnąłem mu i powoli zacząłem iść w stronę domu. Gdybym mógł pewnie spędziłbym całą noc
na siedzeniu tam i wganianiu się w to jedno okno.
Chyba poczułem do niego coś na kształt… sympatii?
A może to znacznie mocniejsze uczucie… Nie wiem, ale na
razie wystarczy mi tylko to ciepło, które czuję za każdym razem, gdy na niego
patrzę. Ono potrafi nieco ogrzać mój zimny świat, w którym żyje co dzień.
Chyba jednak polubię te korepetycje…
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz