czwartek, 24 maja 2012

~11~


Czasem mam wrażenie, że los robi sobie ze mnie jaja, tak po prostu.
Właśnie idę wprost do domu mojego nauczyciela, który jest postrachem wszystkich uczniów, a moje uczucia wobec niego są co najmniej dziwne, nawet dla mnie.
Boże czy ja już całkiem zwariowałem?
Chyba jednak tak, kto normalny na moim miejscu pakowałby się do domu Mizukiego i to z własnej woli?
Chyba nikt, no właśnie. Więc tylko ja  jestem takim tępakiem…
Ale z drugiej strony, gdybym nie przyszedł na te cholerne korepetycje kto wie, jak długo musiałbym przepraszać  blondyna, by przestał patrzeć na mnie z góry. W końcu tutaj chodzi o moje oceny, a nie o to byśmy posiedzieli sobie przy herbatce i miło spędzili czas. Może nawet te lekcje wyjdą mi na dobre. Jeśli wytrzymam psychicznie w jednym pomieszczeniu sam na sam z tym diabolicznym chemikiem oczywiście.
Właściwe sam nie wiem do końca, co mam myśleć. Mizuki poza szkołą, a na lekcjach to dwie różne osoby.
Podczas tych 45 minut dwa razy w tygodniu naprawdę zamienia się  w potwora, który tylko czeka  na naszą pomyłkę. Za to gdy rozmawiałem z nim po lekcjach to wydawał się zabawny, może nawet… miły?
Wiem że to śmieszne ale tak jest. Zresztą jest pierwszym nauczycielem, który zwraca na mnie i moje oceny tak wiele uwagi.
Może to dlatego, że jest wychowawcą mojej klasy? A może po prostu chce zrobić dobry uczynek pomagając małej zagubionej bezbronnej sarence?
Jeśli to ta druga opcja, to naprawdę bym się wkurzył. Kto powiedział, że ja potrzebuje jakiejś litości… sam doskonale sobie radzę.
Poza tym chyba polubiłem blondyna. Tak po prostu. Po tej wycieczce byłem bardzo skrępowany i w ogóle, ale w gruncie rzeczy podobało mi się.
Zobaczyłem go jakby z innej strony.
Było by miło, gdyby on myślał o mnie w podobny sposób. Nawet uśmiechał się do mnie, więc to chyba dobrze wróży prawda?
Skręciłem w kolejną uliczkę poza centrum miasta kierując się prowizoryczną mapką naszkicowana szybko na skrawku papieru. Właściwie blondyn mieszkał jakieś 20 minut od szkoły. Była to bardzo spokojna dzielnica.
Gdzieniegdzie znajdowały się małe kamieniczki przedzielane zadbanymi skalnikami i rzędami zielonych poprzycinanych drzew. Wszystko było tutaj bardzo czyste, zadbane i uporządkowane. Aż uśmiechnąłem się pod nosem. Ta okolica naprawdę pasowała do Mizukiego.
Strach pomyśleć, że 15 minut drogi piechotą dzieli tą piękną okolicę od moich obskurnych, szarych bloków.
Spojrzałem dokładnie na adres blondyna zapisany na odwrocie kartki a następnie przyjrzałem się dokładnie dwu piętrowej kamieniczce z czerwonej cegły stojącej tuż przede mną.
Cyfry zawieszone tuż za rosłą jabłonka oznaczały, że chyba trafiłem. Majowa 17/b.
Teraz wystarczy jedynie odnaleźć właściwe drzwi.
Wszedłem niespiesznie do czystego korytarza w miodowym kolorze i powoli zacząłem wspinać się po schodach do góry. Rozglądałem się dookoła szukając właściwego numeru. Zacząłem się denerwować. Ręce drżały mi jakby były zrobione z galaretki. Moje serce chyba nie nadążało z pompowaniem tlenu, bo sapałem jak po długim maratonie. W końcu na drugim piętrze odnalazłem swój cel.
Mieszkanie nr 6.
Nim zadzwoniłem do drzwi musiałem wziąć dwa porządne wdechy by nieco się uspokoić.
Naprawdę dziwnie się czuje. Jeszcze chwila a z nerwów nie wytrzymam i zrobię coś głupiego. Czuje to.
Położyłem drżąca dłoń na przycisk dzwonka. Dzwonić czy nie? A może jednak powinienem odmówić? Ale wtedy i tak będę musiał zobaczyć się z blondynem i powiedzieć mu w twarz, że nie potrzebuje jego pomocy. W życiu… coś takiego nawet nie wchodzi w grę.
Więc może po prostu odejść i wytłumaczyć się potem sklerozą?
Nie, wtedy i tak będę musiał przyjść tutaj następnym razem. Zresztą pewnie Mizuki nieźle by się wkurzył. W końcu kazał mi dzisiaj tutaj przyjść więc z cała pewnością czeka na mnie.
Nie  mogę  go tak po prostu wystawić. W końcu to mój nauczyciel i jakby tego było mało jeszcze wychowawca.
Cholera dobra dzwonie…
A jednak moje palce zamarły sparaliżowane. Nie mogłem zdobyć się na odwagę by przycisnąć dzwonek. Musze….
…Ale cholera czemu to akurat mnie musi spotykać?
W końcu podparłem się o ścianę z ręką na dzwonku. Boże niech ktoś za mnie zadzwoni, bo jestem gotów stać tutaj przez kilka godzin i walczyć sam ze sobą. Nie ma mowy, nie zadzwonię. Nie mam na tyle odwagi. Jednak jestem beznadziejny.
W tym momencie jak na zawołanie drzwi do mieszkania blondyna otwarły się na oścież.
Oczywiście podskoczyłem spanikowany wlepiając swoje wielkie oczy w zdziwionego Mizukiego.
-O, jesteś. Widziałem jak szedłeś, ale czekam i czekam a ciebie nie ma. Myślałem, że może się zgubiłeś czy coś- Odparł patrząc na mnie uważnie, zaraz potem posłał mi ten swój zabójczy Szelmowski uśmiech.
Serce zabiło mi szybciej na jego widok.
To co mnie poraziło najbardziej to chyba jego ubiór. W szkole starał się być bardziej formalny, a teraz?
Stał przede mną w dżinsach i czarnym T-shircie z dziwnymi, kolorowymi napisami. Z zachwytu mało nie rozdziawiłem ust. Był tak cholernie przystojny. Ten facet w końcu doprowadzi mnie do kompleksów. Naprawdę mógłbym patrzeć na niego wiekami.
Niestety nie było mi to dane, wielka szkoda.
Mizuki uniósł brwi w odpowiedzi na mój kompletny brak reakcji przez co otrzeźwiałem nieco.
-D-zień dobry panu- Niestety byłem w stanie wydusić z siebie jedynie tyle. A i tak głos zamarł mi w połowie zdania.
-Dzień dobry- Uśmiechnął się pobłażliwie widząc moja niepewną minę- Wchodź- Znowu się uśmiechnął, robiąc mi miejsce w drzwiach.
Niepewnie przestąpiłem próg jego mieszkania. Rozejrzałem się dokoła. Staliśmy w wąskim, ale długim korytarzu. Ściany miały miły cytrynowy kolor, a cała podłoga wyłożona była eleganckimi panelami lśniącymi czystością.
-Daj kurtkę, bo w domu jest trochę gorąco- Szubko ściągnąłem ją i oddałem w ręce blondyna przypadkowo muskając go dłonią. Szybko ją cofnąłem lekko zażenowany szybkim biciem własnego serca. Mizuki odwiesił moje okrycie na wieszak i gestem ręki zaprosił mnie do jednego z pokoi.
Wszedłem w pierwsze drzwi po lewej, za którymi znajdował się okazałej wielkości stołowy. Ściany miały przyjemny koralowy kolor. Na środku znajdowały się dwa tapczany i jeden fotel a pośrodku nich duża drewniana ława. Na jednej ze ścian wisiał nieduży telewizor plazmowy w otoczeniu kilku półek i niewielkiej meblościanki.
-Proszę usiądź tam gdzie ci wygodnie- Odparł dość swobodnie.
Niepewnie zająłem miejsce patrząc na niego trochę przestraszony cała sytuacją.
-Może chciałbyś herbaty?- Zaoferował się, chcąc chyba rozluźnić nieco napiętą atmosferę.
-Nie dziękuję proszę pana. Nie chciałbym sprawiać panu kłopotów- Odparłem aż z nadmierną grzecznością. Nie chciałbym powtórzyć błędu z muzeum.
Jednak blondyn nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu. Wręcz przeciwnie, wykrzywił twarz w dziwnym grymasie niechęci i zajął miejsce tuż naprzeciw mnie.
-Dobra słuchaj Yuki. Zawrzemy miedzy sobą taką umowę. W moim domu podczas korepetycji możesz do mnie mówić po imieniu. Naprawdę mi nieswojo, kiedy wciąż zwracasz się do mnie na „pan”. W szkole to inna sprawa, ale tutaj jestem po prostu Shin, ok?- Uśmiechnął się do mnie w nieco figlarny sposób, a mnie mocno zamurowało.
-Oczywiście proszę pa… znaczy Shin- Poprawiłem się szybko, niemal automatycznie. Blondyn pokręcił tylko głową z politowaniem.
-Słuchaj na tych lekcjach panują dwie zasady. Po pierwsze chciałbym byś zachował te korepetycje dla siebie. Wolałbym by nikt ze szkoły się o nich nie dowiedział. Potem inni uczniowie mogą mieć do mnie pretensje, więc proszę cię o dyskrecję- Uśmiechnął się do mnie jakby przepraszająco- Po drugie moje mieszkanie to nie szkoła. Nie będzie tu ocen sprawdzianów i tym podobnych rzeczy. Uczę tylko ciebie więc w razie czego pytaj o cokolwiek chcesz. Nawet po kilkanaście razy, jeśli trzeba będzie. Rozumiesz? Naprawdę strasznie nie lubię, kiedy ja się produkuję, a ktoś zupełnie mnie nie rozumie i nie odezwie się nawet słówkiem- Przytaknąłem tylko głową wciąż zbyt zdenerwowany, by używać mojego głosu. Jednak siedzenie z nim sam na sam w autobusie pełnym ludzi to nie to samo.
Mizuki patrzył na mnie chwilę, po czym wybuchnął niepohamowanie śmiechem. Zdezorientowany zaczerwieniłem się. Nie rozumiem o co mu chodzi? Czemu się śmieje, przecież nic nie zrobiłem...
-Rany Yuki wyglądasz, jakbym ci właśnie oświadczył, że za każdą pomyłkę zabijam- Znowu parsknął patrząc na mnie z politowaniem. Chyba miał rację siedziałem sztywno patrząca na niego, jak na hitlerowca. W odpowiedzi na moich ustach również pojawił się nikły uśmiech.
Mizuki doskonale wiedział jak rozluźnić atmosferę.
-Z drugiej strony nawet cię rozumiem. Siedzieć samemu ze swoim, jak to mówią uczniowie demonicznym chemikiem pewnie nie jest łatwo- Przez chwile zbladłem, zanim zorientowałem się, że znów żartuje. Spojrzałem na niego dość niepewnie. Skąd wiedział jak uczniowie go nazywają?
Teraz naprawdę nie jest mi do śmiechu. A  co jeśli wie, że ja też tak go nazywałem? O boziu a jeśli wie o wszystkich rzeczach, jakie o nim mówiłem? To straszne. Nawet nie chcę o tym myśleć. Wolałbym spalić się ze wstydu, dosłownie.
-No co? Słyszy się różne rzeczy- Uniósł ręce w obronnym geście. Odetchnąłem z ulgą widząc jego rozbawioną minę. Chyba się po prostu z tego wszystkiego nabijał. Sam też się uśmiechnąłem.
Nie sądziłem, że będzie taki wyluzowany. Jest całkowicie inny niż na lekcjach. Nawet mniej formalny niż na wycieczce. Westchnąłem głęboko ostatecznie rozluźniając się. Chyba jednak spodobają mi się te lekcje prywatne. – To co, zaczynamy naukę. Masz te stare zeszyty o których mówiłem?- A może jednak nie…
Dość niechętnie sięgnąłem do torby po dwa bardzo cienkie bruliony.
Zawsze bimbałem sobie na chemii, wiec i nie za dużo miałem w zeszytach. Mało powiedziane, mieściło się tam chyba wszystko prócz chemii oczywiście. Przez te dwa lata nauki zapisałem może z 20 stron tego, co biadolił Piterson. Nie byłem pewny, czy Mizuki powinien patrzeć na ten dowód nędzy i rozpaczy.
-Bo… ja nie wiem czy to jest dobry pomysł- Odparłem mocno ściskając zeszyty w rękach.
-Dobra, dobra dawaj te zeszyty- Wyciągnął rękę w moją stronę, ale ja nawet nie drgnąłem. Miałem nadzieję, że jednak jakoś go przekonam.
-…Ale ja tam naprawdę nic nie mam- Spróbowałem jeszcze jakoś się wykręcić. Jednak blondyn okazał się nieugięty. Ponaglił mnie jeszcze machnięciem ręki.
-Dawaj, dawaj bez gadania- W końcu skapitulowałem i niechętnie przekazałem mu dowody moje głupoty. Otworzył pierwszy z brulionów i powoli zaczął wertować kartki. W końcu uśmiechnął się pobłażliwie i spojrzał na mnie z politowaniem, znowu.
-Twój zeszyt do chemii był dość wielofunkcyjny. Służył ci jednocześnie do religii, biologio i matmy- Aż zaczerwieniłem się zawstydzony. No co? Oszczędzałem środowisko i tyle.
-No w końcu jakaś chemia- Uśmiechnął się do mnie łobuzersko. Jednak im bardziej wczytywał się w moje stare zapiski tym mocniej  marszczył brwi, a jego twarz przybierała poważnego wyrazu. Chwile potem zabrał się za drugi zeszyt już bez zbędnego komentarza za to z niewesoła miną. Kiedy skończył odłożył obydwa zeszyty na ławę z głośnym westchnięciem.
-Dobra czeka nas dużo roboty. Widzę, że trzeba powtórzyć wiele rzeczy. Niektórych zagadnień wyraźnie zupełnie nie rozumiesz- Pokręcił tylko głową z nieco karcącym spojrzeniem. Chyba dawanie mu tych zeszytów wcale nie było tak dobrym pomysłem. –Pamiętasz w ogóle coś z tych dwóch lat?- Zapytał z pełną wątpliwości miną.
-Jedyne co mi utkwiło w pamięci to cep i cymbał- Odparłem nieco skruszony. Za to Mizuki popatrzył na mnie jakbym właśnie przemówił w obcym języku.
-Cep i cymbał?- Skrzyżował ręce na piersi i uniósł brwi.
-No tak Cp i Cm- Pamiętałem to tylko dlatego, że razem z Lucasem skojarzyliśmy te określenia z naszym poprzednim chemikiem. Zawsze kojarzyliśmy różne rzeczy w taki sposób. A tego nie zapomnę chyba do końca życia. Tak, tak te określenia idealnie oddawały charakter Pitersona.
-Cep i cymbal…Cp i Cm- Blondyn zaśmiał się znowu, jakby kompletnie rozbrojony- Po mojemu znaczyłoby to stężenie procentowe i stężenie molowe- I znowu ten jego łobuzerski uśmiech. Całkowicie mnie powala. –Ach wy i te wasze pomysły- Westchnął jakby zrezygnowany a jednocześnie rozbawiony.
No cóż uczniowie mają to do siebie, że nie zawsze biorą naukę na poważnie. A ja to już w ogóle chyba jakiś wyjątek jestem. Gdybym mógł od razu zerwałbym ze szkołą i znalazł sobie jakąś prace. Niestety na razie utknąłem w tym budynku prania mózgów.
Mówi się trudno.
-No dobrze a jak rozumiesz bieżący materiał?- Spojrzał na mnie już całkowicie poważnie. On mnie pyta czy rozumiem to, co mówi na lekcjach prawa? Czy jak mu powiem, że nie mam bladego pojęcia, to bardzo się wkurzy? Jak myślicie? Zresztą chyba trzy jedynki na czysto w dzienniku mówią więcej niż konieczne – Dobra rozumiem. Nie musisz nic mówić- Odpowiedział o dziwo bardzo spokojnie.
Wyjął tylko jakąś czystą kartkę i szybko zaczął na niej pisać. Po chwili podał mi ją z żywym… – Spróbuj to rozwiązać i daj mi swój zeszyt z chemii z tego roku- W jednym momencie pobladłem. Co to jakiś sprawdzian? Ale przecież mówił, że nie będzie ich robił… przecież sam słyszałem. Może zmienił zdanie, bo stwierdził, że jestem beznadziejnym przypadkiem? Bez słowa podałem mu mój nowiutki czerwony zeszycik z napisem chemia. Ten na szczęście prowadziłem bardzo przykładnie. Odkąd to Mizuki jest moim chemikiem, nie maiłem większego wyboru, jak wziąć się do roboty. Nachyliłem się nad kartką i zacząłem czytać to co na niej napisał. Kiedy skończyłem miałem ochotę po prostu zniknąć.
To było jakieś zadanie. Miałem coś obliczyć, ale kompletnie nie wiedziałem jak. Boże przecież on mnie zabije. Na pewno. W kącikach oczu zebrały mi się łzy, ale szybko je powstrzymałem. I co ja mam teraz zrobić?
Zerknąłem ukradkiem na poczynania Mizukiego. Przeglądał moje notatki z lekcji, i bazgrał coś w nich czerwonym długopisem. W końcu zauważył chyba, że nic nie robię i spojrzał na zupełnie nietknięte przeze mnie zadanie.
-Nie umiesz tego rozwiązać?- Zapytał bez cienia złości czy irytacji w głosie. Pokręciłem tylko głową bojąc się, że jeśli się odezwę to łzy popłyną mi po policzkach. Te cholerne nerwy jednak robiły swoje.
Blondyn zabrał ode mnie kartkę i znów zaczął coś na niej bazgrać. Po chwili oddał mi ją ze swobodnym uśmieszkiem –Spróbuj teraz-
Dopisał mi wzór i wskazówki, jak powinienem rozumieć niektóre symbole. Wciąż nieco nerwowo przeczytałem zadanie jeszcze raz.
Tym razem po dłuższej chwili na samym dole kartki doszedłem do wyniku. Uradowany, jak dziecko podniosłem wzrok. Chciałem pochwalić się blondynowi, że już skończyłem. Jednak nie musiałem.
Nawet nie zauważyłem, że od dłuższej chwili przypatruje się moim poczynaniom. Teraz, gdy uniosłem głowę, nasze twarze znajdowały się w dziwnie bliskiej odległości.
-Świetnie. Gratuluje- Odsunął się z powrotem na swoje miejsce ku mojemu niezadowoleniu. Jakoś ta specyficzna bliskość nie przeszkadzała mi zbytnio. Wręcz przeciwnie była jakoś dziwnie przyjemna. Zerknął na zegarek wiszący na ścianie
–No dobrze na dzisiaj  to chyba tyle. Już ponad godzinę cię męczę, więc chyba wystarczy na dzisiaj- Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął w moją stronę zeszyt, który dałem mu wcześniej.
Już koniec?
Nawet nie wiem, kiedy te 60 minut przeleciało. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Właściwie cały ten czas, który razem spędziliśmy był o wiele milszy i przyjemniejszy niż sobie wyobrażałem. Było nawet całkiem… zabawnie.
Wiem, wiem… przecież to w końcu lekcja, a ja wyskakuje tutaj z czymś takim, ale naprawdę podobało mi się. Gdy jestem z nim sam na sam, blondyn staje się jakiś bardziej otwarty i niezwykle potulny.
-Emmm, Yuki…- Patrzył na mnie przez chwilę niezwykle uważnie, po czym odwrócił wzrok w zupełnie inną stronę. Tak jakby się wahał a może wstydził czegoś, nie jestem pewien –Posłuchaj lepiej wkuj ten wzór z kartki na pamięć. I jeszcze…zrobiłem parę poprawek w twoim zeszycie, jak przyjdziesz do domu przejrzyj go jeszcze raz. Może ci się to przydać…w przyszłości…może nawet tej bliższej-
Patrzyłem przez chwilę na jego lekko zarumienioną twarz próbując załapać, o co mu właściwie chodzi. Niestety miałem to do siebie, że kojarzenie niektórych faktów a tym bardziej domyślanie się po wskazówkach wszelkiego rodzaju, nie należało do moich mocnych stron. Dlatego dopiero, gdy ponownie spojrzał mi głęboko w oczy mój mózg podsunął mi pomysł, że być może przez bliższą przyszłość rozumie coś konkretnego.
Jak na przykład sprawdzian albo kartkówkę, a może…
-Chce mi pan uświadomić, że na następnej lekcji będę pytany?- Zapytałem niemal z przerażeniem w oczach. Mizuki parsknął tylko doceniając moją niezwykłą i niesamowicie szybką zdolność do myślenia.
-Niekoniecznie- Usta drgały mu i co chwilę układały się do uśmiechu, gdy nie do końca zdołał się opanować- Myślałem raczej o tym, żeby przepytać całą klasę.
Jak to? Teraz już nic nie rozumiem. Jak to całą klasę? Żeby coś takiego zrobić trzeba by poświęcić przynajmniej ze 2 lekcje. O czym on mówi?
Czy to jakaś  kolejna inteligentna anegdotka, na zrozumienie której  jestem za głupi?
Chyba jednak tak, bo blondyn znów parsknął usilnie próbując powstrzymać wybuch śmiechu.
-No wiesz tak w 10 minut- Jak to w 10 minut… cała klasę? –Na kartkach- Wciąż patrzył na mnie zaciskając usta mocno i kiwając głową. Tak jakby to miało mi pomóc.
Dobra mózg weź mi to wytłumacz. Mizuki chce przepytać całą klasę…w 10 minut i to na kartkach… dobra myśl, myśl, myśl mocniej.
Moje usta bezgłośnie wypowiedziały „kartkówka”, bo właśnie to przyszło mi do głowy. Chyba blondyn to zauważył, bo kiwnął głową unosząc brwi zupełnie rozbawiony.
Zawtórowałem mu jedynie głośnym „Achaa!”
Blondyn wyglądał tak, jakby zaraz miał paść ze śmiechu.
Cóż naprawdę należałem do tej grupy osób, która nie myślała zbyt prędko.
-…Ale wiesz cicho-sza – Puścił mi perskie oko i wstał wreszcie z fotela, tym samym zmuszając również mnie bym zaczął się zbierać.
Dość niechętnie wstałem i zabrałem swoje rzeczy. Mizuki odprowadził mnie do korytarza, gdzie pomógł mi włożyć kurtkę. Naprawdę ten człowiek zawstydza mnie w najmniej spodziewanych przeze mnie momentach.
-Słuchaj może cię odprowadzić? W końcu jest już ciemno, daleko mieszkasz?- Zapytał jakby z troską głosie. W sumie zrobiło mi się jakoś tak cieplej na sercu z tą świadomością, że troszczył się o moje bezpieczeństwo. Może i tak tylko troszeczkę, ale zawsze coś.
-Nie, nie trzeba. Naprawdę sobie poradzę. To tylko 15 minut stąd- Nie chciałem go kłopotać. Było mi już dość głupio, że zabieram jego prywatny czas tylko dlatego, że nie chciało mi się uczyć. Chociaż po tej godzinie moje poczucie winy znacznie zmalało.
-No dobrze jak chcesz. W takim razie uważaj na siebie. Pamiętaj, jeśli czegoś będziesz potrzebował, albo będziesz miał jakiś problem zawsze możesz pytać. Moje drzwi są otwarte nawet na te sprawy nie koniecznie związane ze szkołą, więc nie krepuj się- Uśmiechnął się do mnie w ten swój zabójczo przystojny sposób. Prawie westchnąłem czując ten przytłaczający blask bijący od niego. Z jego pomocy chętnie bym skorzystał… choć w mojej głowie ta kwestia przyjmuje nieco inne, bardziej frywolne znaczenie.
Aż się zarumieniłem widząc pewne obrazy w swojej głowie.
Otworzył przede mną drzwi i obaj stanęliśmy w progu gotowi by się wreszcie pożegnać ze sobą.
-D-do widzenia panu- Powiedziałem nieco płochliwie. Nawet nie wiecie, jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast odpowiedzieć posłał mi nieco urażone spojrzenie. Skrzyżował dłonie przed klatką i ściągnął brwi, a jego twarz wyglądała na nieco bardziej groźną.
-Pan? A umowa?- Umowa… aaa,  TA umowa…Zaczerwieniłem się przypominając sobie na co zgodziłem się wchodząc  do jego mieszkania.
-No emmmm… to do…do widzenia …S-Shin- Czułem jak policzki paliły mnie żywym ogniem. Co za krepująca sytuacja.
-Do zobaczenia Yuki- Wyszczerzył się do mnie w pełnym satysfakcji uśmieszku.
Momentalnie czmychnąłem sprzed jego drzwi. Boże ten człowiek działa na mnie zdecydowanie nie poprawnie.
Naprawdę to, co wyrabia się w mojej głowie przez zaledwie jeden jego uśmiech jest całkowicie niemoralne i niedobre. Za to jakie przyjemne i miłe dla serducha, które teraz niemal dudni mi w piersiach.
Wyskoczyłem z klatki schodowej kamienicy i obejrzałem się jeszcze raz w poszukiwaniu okna do mieszkania Mizukiego. Żeby tak móc go zobaczyć jeszcze raz.
Gdy mój wzrok zawędrowali do skrajnie lewego okna na drugim piętrzę zauważyłem go. Bacznie przyglądał mi się zza szyby w swoim pokoju.
Gdy nasze oczy się spotkały uśmiechnął się do mnie ponownie i pomachał mi wesoło na pożegnanie.
Odmachnąłem mu i powoli zacząłem iść w stronę  domu. Gdybym mógł pewnie spędziłbym całą noc na siedzeniu tam i wganianiu się w to jedno okno.
Chyba poczułem do niego coś na kształt… sympatii?
A może to znacznie mocniejsze uczucie… Nie wiem, ale na razie wystarczy mi tylko to ciepło, które czuję za każdym razem, gdy na niego patrzę. Ono potrafi nieco ogrzać mój zimny świat, w którym żyje co dzień.
Chyba jednak polubię te korepetycje…

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz