To pierwszy raz odkąd pamiętam, kiedy czuje się tak, tak…spięty,
niespokojny, rozdrażniony i pusty w jednym momencie. Jednym słowem jestem
zdenerwowany!
Nawet oddawanie moich felernych kartkówek nie sprawiało mi
takiego stresu, jak to co czeka mnie wraz z dźwiękiem dzwonka.
Już wam wszystko wyjaśniam.
Wczoraj wieczorem wróciłem z tej przeklętej kawiarni i
zabrałem się za przeglądanie notatek, które Mizuki poprawił w moim zeszycie. Co
prawda „poprawił”, nie było najlepszym słowem. On raczej napisał je całkowicie
od nowa. Wzory, regułki, objaśnienia dosłownie wszystko. Cały mój zeszyt świecił
teraz jego czerwonym długopisem.
Właściwie, powinienem być mu wdzięczny, bo dzięki temu
pierwszy raz od no… nigdy… nauczyłem się na kartkówkę!
Rozumiecie to?!
JA, uczyłem się z własnej woli! To jest niepojęte nawet dla
mnie…
Wierzcie mi, że w moim przypadku to nie lada wyczyn. Otworzenie
chociażby zeszytu sprawia mi tyle trudu, że zwykle ze zmęczenia nie mam nawet
sił na przeczytanie notatek, jeśli takowe w ogóle mam.
Pewnie bym gdzieś zapisał ten historyczny przełom mojego
życia, gdyby nie to, że blondyn zabronił mi wspominać cokolwiek o naszych
korkach. W sumie dobrze, komu niby miałbym powiedzieć? Lucasow?
Nie, lepiej nie. On ma już wystarczające urwanie głowy ze swoimi
sprawami i Tamarą. Wołałbym go nie angażować w kolejne dziwactwa. Jeszcze
biedaczek całkiem straciłby głowę. Coś takiego przyprawiłoby mu jedynie więcej
zmartwień i głupich wniosków do nocnych przemyśleń.
A poza tym obietnica to obietnica.
Nie mam zamiaru pisnąć słówka.
A wracając do dzisiejszego dnia…cholera strasznie się boje!
Kolejny raz usiadłem nerwowo na ławce, po raz setny wertując
zeszyt z chemii. Boże co sobie ludzie pomyślą. Że jestem jakimś kujonem czy
coś… to zniszczy moją reputację! Chwila, przecież ja mam w dupie swoją
reputacje…zresztą mam o wiele większy powód do zmartwień. Tutaj w grę wchodzi moje
życie.
Przesadzam?
A myślicie, że jak dostanę kolejną jedynkę to Mizuki przyjmie
tą, jakże wesoła informację z wielkim uśmiechem na twarzy tak? … Chyba sobie
jaja robicie.
Poza tym przydałaby się jakaś pozytywna ocena, przy tych
trzech pałach w dzienniku. Jakby nie było wolałbym nie powtarzać roku przez
jeden przedmiot. A tym bardziej wolałbym uniknąć zdawania przedmiotu z tym
blond Hitlerem.
Co za niefart…że też akurat z chemii musi mi iść aż tak źle.
Dobra, już dość. Nakręcam się coraz bardziej, a to bardzo
niedobrze. Musze powtarzać! Wszystko w mojej głowie miesza się, jak woda
spuszczona w toalecie… Dobra, to nie było najlepsze porównanie. Wolałbym, by z
całą moją nauką nie stało się tak, jak z ową wodą.
Przecież tyle się uczyłem… Musze to napisać!
A jeśli czegoś zapomnę, jeśli pomyli mi się? Albo Mizuki
popatrzy na mnie krzywo, a ja z nerwów już nic nie napisze?!...
Dobra, spokojnie. Oddychaj Shon. To tylko zwykła kartkówka.
Najzwyklejsza kartkówka, która może uratować ci dupę, a jeśli ją zawalisz z
cała pewnością blondyn cię zabije…ale to nic!
Jęknąłem męczeńsko załamując ręce. Już nawet głowa zaczynała
mnie boleć od nadmiaru myśli. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Czemu to
akurat musiała być chemia? Gdyby to była biologia…nie to zły pomyśl, wtedy musiałbym
wkuć prawie dwa razy więcej. Więc tego robic pewnie by mi się nie chcialo. Matma
tez odpada, bo nie czaje prawie nic. Boże święty, czemu nie stworzyłeś jakiegoś
przedmiotu o oglądaniu telewizji, czy serwowaniu po Internecie?
Westchnąłem wykończony samym sobą.
Spojrzałem ukradkiem, na Lucasa, który od rana wydawał się
być jakiś małomówny. Nie odzywał się do mnie, nie robił głupich rzeczy i nie
wypytywał mnie o dziwactwa, jak każdego ranka. W ogóle wciąż myślami był gdzieś
daleko. Bardzo daleko…
Tylko mi nie mówcie, że dostał kosza?! Chyba razem z nim
załamałbym się. Nie, nie dlatego, że liczyłem na powodzenie ich związku. Po prostu
wiem, kto będzie musiał w takim wypadku pocieszać go przez jakiś… miesiąc? Może
nawet dłużej. Wole nawet o tym nie myśleć, jeszcze sobie coś wykraczę.
-Lucas jak tam sprawy z Tamarą?- Może to i mało subtelne,
ale nie miałem zamiaru czekać aż sam zacznie mówić. Na moje pytanie nie
zareagował jakoś specjalnie gwałtownie. Ni to był uśmiech, ni smutek. Sam nie
wiem. Jego reakcja przypominała nieco zachowanie naćpanego hipisa.
Wczoraj wyskoczył taki wesoły. Mam tylko nadzieje, że nie
stchórzył i że w końcu zadzwonił do tej swojej wymarzonej dziewczyny.
-No…zadzwoniłem do niej, znaczy wysłałem esemesa- Dalej
patrzył w podłogę, jakby właśnie tam miałka pojawić się zaraz odpowiedz na
wszystkie jego pytania. Dobrze, że chociaż jedna z moich obaw rozwiał.
-No i co? Odpisała?- Zapytałem z nadzieją unosząc lekko
brwi.
Lucas pokręcił tylko głową natychmiast pąsowiejąc. Chyba naprawdę
musiało mu być przykro. Dziewczyna, za którą szalał zdawała się go w ogóle nie
zauważać.
Nie wyglądał na specjalnie zachwyconego, ale nie
histeryzował jak poprzednim razem. Choć szczerze właśnie takiej reakcji
spodziewałem się po nim najbardziej. I właśnie to mnie martwiło. Był za
spokojny. Zachowywał się tak, jakby ten temat wcale go nie interesował. Zupełnie
mi to nie pasowało. Przecież to znaczy dla niego tak wiele. Jak może udawać, że
wszystko jest w porządku? Wczoraj ledwo trzymał się na nogach z powodu
krótkiego spotkania, a dzisiaj co? Próbuje zgrywać zimnego, twardego mężczyznę
a w środku pewnie krzyczy z rozpaczy. Chyba wolałbym by naprawdę płakał mi na
ramieniu przy wszystkich, aniżeli dusił emocje głęboko w sobie.
Przez chwile rozważałem pójście do Tamary wepchnięcie jej
telefonu w ręce i przymusowego nakłonienia do odpisania Lu. Ale szybko
zrezygnowałem z tego pomysłu. Gdyby szatyn się o tym dowiedział, pewnie ukręciłby
mi łeb.
-Co właściwie jej napisałeś?- Zapytałem w końcu przerywając
tą dziwną cisze. Może czymś ją obraził lub przeciwnie, napisał takie bzdety, że
dziewczyna nie wie, co odpisać. W końcu patrząc na to z perspektywy
wczorajszego dnia to bardzo możliwe.
-Właściwie nic takiego- Wzruszył ramionami, po czym wyjął
komórkę wybierając mi wczorajszą wiadomość. Podał mi telefon, co przyjąłem z
niemałym zdziwieniem.
Wiecie, no nie żeby mi nie ufał czy coś, ale nie sądziłem,
że da mi czytać swoje namiętne esemeski. Szczególnie, jeśli w grę wchodzi
przyszły związek z Tamarą.
„Cześć tutaj Lucas. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Nie chciałbym
być zawadą czy coś. Tylko tak sobie pomyślałem, może spotkalibyśmy się? Tak chociaż
na chwile, zrozumiem jeśli nie zechcesz, ale myślałem o takiej miłej knajpce w
mieście. Nie musisz teraz podpisywać, ale będę czekał. Lucas”
Normalnie szczena mi opadła. Bardziej oficjalnie to już się
chyba nie dało. Oddałem komórkę kumplowi i zacząłem mu się uważnie przyglądać.
Chyba naprawdę dojdę do wniosku, że dziwni kosmici wymienili mi go na jakiś
babski model.
-Mam rozumieć, że nie odpisała?- Zapytałem unosząc brew.
-Noooo, a ja nie wiem czemu, chyba jej czymś nie obraziłem?
– Zapytał nagle ożywiając się. Wgapiał się we mnie tak, jakby moja wypowiedz
miała zmienić przebieg całej historii jego związku.
-Nieee, nie obraziłeś jej. Wież mi… jestem w 100% pewny-
Zaśmiałem się nerwowo. Tak oficjalna wiadomością chyba nie mógł jej obrazić,
prawda? Chociaż kto wie te baby -A zresztą sam napisałeś, że nie musi odpisywać
teraz prawda?- Spojrzałem na niego znacząco.
Chyba nieco ochłonął, bo wreszcie usiadł spokojnie na ławce drapiąc
się za głową.
-No niby napisałem, ale nie sądziłem, że weźmie to na poważnie-
Westchnął zrezygnowany. Aż mi go szkoda. No ale cóż poradzić? Na rozwinięcie poważnego
związku potrzeba czasu, a mój kumpel niestety nie wyglądał na zbytnio
cierpliwego. Aż się boje pomyśleć, co jest w stanie zrobić na pierwszej randce…
Dzwonek na lekcje przerwał naszą rozmowę, tym samym
obwieszczając mój koniec.
Wreszcie nadeszła godzina prawdy. Czyli jednym słowem,
chemia z Mizukim.
Boże… przez tą hece z Tamarą zapomniałem całkiem o powtarzaniu.
Matko, a jeśli zapomniałem…? Już nie pamiętam wzorów…zapomniałem.
Mam w głowię czarną dziurę. Jak to się w ogóle mogło stać?
Już nic nie pamiętam.
Ja nie chce znowu dostać jedynki! A może…Może by tak zwiać?
Nie, nie to absolutnie i całkowicie zły pomysł. Nie mogę
tego zrobić.
Blondyn byłby wkurzony. W końcu dla mnie złamał swoje zasady
i ostrzegł mnie przed kartkówka. Choć szczerze przyznam, że nie wiem czym sobie
zasłużyłem na takie traktowanie.
Wstałem z ławeczki i szturchnąłem lekko Lu, który wciąż myślami
był w swoim świecie. Spojrzał na mnie jakoś nieprzytomnie. Pokazałem mu zegarek
wiszący na ścianie po przeciwnej stronie i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że
należałoby pójść na lekcje. Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę
magicznej klasy 32.
Jak można było się spodziewać, Mizuki już stał przy drzwiach
z grobową mina wpuszczając uczniów.
Boże, jeszcze chwila a stchórzę… a jednak nie. Zauważył
mnie.
Czy mi się wydaje, czy lekko się uśmiechnął? Nie, to musi
być moja wyobraźnia.
Cholerka jasna, trzeba było jeszcze powtórzyć. Nic nie
pamiętam, jak zrobi tą kartkówkę, to chyba oszaleje. Nic nie napisze. Na pewno
wszystko pomylę. Już nawet te cholerne wzory mieszają mi się w głowie…
Zaraz jak to było? m razy v czy v przez d…? Nie tylko nie
to!
Cholera… dobra spokojnie, spokojnie panikowanie niczego mi
nie ułatwi. Powinienem się uspokoić i wziąć głębszy oddech. Wyluzuj się Yuki…
Gdy przechodząc obok Mizukiego poczułem, jak coś szczypnęło
mnie w bok aż odskoczyłem spanikowany. Spojrzałem na mojego nauczyciela kompletnie
zdezorientowany. Uśmiechał się do mnie łobuzersko patrząc z rozbawieniem, jak
rumieniec maluje mi się na policzkach.
-Yuki coś taki spięty, aż cały zbladłeś. Mamy jakiś
sprawdzian dzisiaj czy co?- Zapytał niewinnie, dalej szczerząc się jak głupi.
-Emm… nie- Odparłem dość zawstydzony cała sytuacją. Znów uśmiechnął
się do mnie szeroko z tym dziwnym błyskiem w oku. Gestem ręki wskazał mi
wejście do klasy.
-W takim razie wchodź, wyluzuj się trochę. Ja nie zabijam-
Odwzajemniłem lekko jego uśmiech i minąłem go w przejściu. Za plecami
usłyszałem jedynie ciche –Jeszcze- Żachnąłem się słysząc tą subtelną groźbę,
która kompletnie mnie rozbroiła. Doprawdy sposób, w jaki ten człowiek w jednej
chwili potrafi całkowicie mnie od-stresować, jest wręcz magiczny.
Już nieco wyluzowany, zaczałem iść w strone naszej ławeczki.
Spojrzałem zdziwiony na Lucasa, który dalej stał na końcu klasy. Powędrowałem
za jego wzrokiem i dosłownie zmroziło mnie w połowie drogi.
Chyba sobie jaja robicie…
-Co się stało Yuki czemu nie siadasz?- Zapytał Mizuki wchodząc
do klasy tuż za mną. Chyba moja odpowiedz nie była mu potrzebna, bo zaraz sam
zauważył problem – A co się stało z tą ławeczka?- Zmarszczył brwi zastanawiając
się chwile -Musieli ją zabrać do innej klasy- Właśnie cholera.
Ja tutaj pięknie ładnie chce sobie w spokoju napisać
kartkuweczkę i wysłuchać grzecznie całej nudnej lekcji chemii, a tu proszę… nie
ma mojej ławki. Tak cholera, jakieś mendy mi ją zabrały. I gdzie ja mam teraz
niby siedzieć, co?
-No cóż- Zaczął blondyn pocierając brodę – To zrobimy tak.
Lucas ty siądź koło Marka, tam jest jedno wolne miejsce- Brązowo włosy z
wielkim bananem na ustach usiadł koło swojego starego przyjaciela z
dzieciństwa. Kiedyś podobno razem lepili babki z błota w piaskownicy i ganiali
się z badylami po podwórku. Potem poszli do innych szkół Mark się przeprowadził
i kontakt im się urwał. Dopiero od 2 lat o dziwo są w jednej klasie. Choć i tak
nie rozmawiają ze sobą zbyt wiele. Kto by pomyślał, że kiedyś byli najlepszymi
kumplami. Mam tylko nadzieję, że mój kontakt z Lucasem nie urwie się tak samo
jak tej dwójki.
To tak streszczając pokrótce dzieje ich starej przyjaźni.
Wracając do naszej ławeczki, to ciekawe gdzie ja mam
siedzieć?
W klasie nie zostało już ani jedno wolne miejsce.
No chyba Mizuki mnie nie wyrzuci za drzwi, co?
Mam taką nadzieje… Po nim można by się spodziewać nawet
tego. Chociaż… mi chyba by tego nie zrobił co?
Spojrzałem na blondyna pytająco. Chwilę stał bez słowa, po
czym podszedł do biurka. Zaczął uprzątać swoje rzeczy, aż w końcu położył je w
rogu i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
Co on niby sugeruje…?
- Dobra Yuki ty siadaj przy biurku- Chyba sobie żartuje,
powiedzcie mi że to jakiś żart. Mam siadać przy jego biurku? Nieeeee, nigdy.
Nie zgadzam się!
-Emmm… ja, może po prostu dosiądę się do kogoś- Cofnąłem się
o krok, nie mając najmniejszego zamiaru godzić się na tak kretyński pomysł.
-Nie ma potrzeby, byście cisnęli się w jednej ławce. Proszę
siadaj- Przez chwile mierzyliśmy się uważnymi spojrzeniami. Ja wpatrywałem się
w niego, on we mnie a cała klasa w nas. Dosłownie pojedynek na spojrzenia.
W końcu Mizuki uniósł brew dając mi tym samym do
zrozumienia, że nie ma zamiaru dłużej czekać. Skapitulowałem spuszczając wzrok.
Przegrana w takich chwilach, boli jeszcze bardziej.
Smętnie podszedłem do biurka nauczycielskiego i zasiadłem na
dużym miękkim fotelu. Właściwie chyba znalazłyby się jakieś plusy tej całej
sytuacji. Oczywiście, bardzo, bardzo malutkie, ale jednak… Fotel był wygodny,
widok na całą klasę na tyle dobry, by trochę się ponabijać i jeszcze ten zapach
blondyna. Westchnąłem głęboko czując męskie perfumy, którymi przesiąkło krzesło.
Uwielbiam ten zapach. Jest taki relaksujący.
Spojrzałem ukradkiem, na Mizukiego. Na moje nieszczęście on
również w tym samym momencie postanowił sprawdzić moją reakcje. Nasze
spojrzenia na chwilę się spotkały. Serce zabiło mi jakoś mocniej. Naprawdę nie
jestem przyzwyczajony do bycia tak blisko blondyna, szczególnie z połową klasy
jako widownię.
-Dobrze moi drodzy, skoro już wszyscy wygodnie i mocno siedzicie,
to proszę wyciągnąć karteczki. Czas sprawdzić waszą wiedzę- Po klasie rozszedł
się głośny jęk niezadowolenia. Uśmiechnąłem się nieco zakłopotany. Szczerze, to
żal mi tych, którzy się nie nauczyli. Wiem co to znaczy. Tym razem to ja byłem
tym, który wyuczył się najlepiej jak potrafię.
W końcu wiedziałem, że ta kartkówka się odbędzie. Byłbym
kretynem, gdybym mimo tego olał całą sprawę i liczył na łut szczęścia.
Czuję się trochę, jakbym zdradził całą klasę siedząc cicho z
taką informacją…ale przecież nie mogłem powiedzieć. Mizuki by mnie zatłukł,
gdyby się dowiedział, że wybeblałem coś takiego.
Poza tym nie chciałbym, by powstały dziwne plotki na temat
mój i blondyna. Już wystarczą mi plotki jedynie na mój temat, nie musze robić
problemu komuś innemu.
Wyciągnąłem posłusznie kartkę i czekałem, aż Mizuki zacznie
dyktować zadania.
Podszedł do biurka i zaczął szperać w swoim grubym zeszycie.
Serce podskoczyło mi prawie do gardła. Był tak blisko…
W końcu wyjął jakąś karteczkę spomiędzy grubego brulionu.
-Powodzenia- Szepnął tak cicho, że tylko ja byłem w stanie
usłyszeć. Mrugnął do mnie przelotnie i znów stanął twarzą do reszty uczniów.
-Dobrze więc przygotowałem dla was 4 krótkie zadania. Mam
nadzieję, że sobie z nimi poradzicie- Zakończył ku niezadowoleniu całej klasy.
Powoli i dokładnie przedyktował nam zdanie po zdaniu. Powtarzając każde trudne
słowo dwukrotnie.
-Macie 20 minut- Zakomunikował stając pod tablicą i patrząc
dokładnie na swój srebrny zegarek. Skrzyżował ręce na piersi i uważnie zaczął przyglądać
się wszystkim uczniom w poszukiwaniu podglądaczy.
Powoli zacząłem zapisywać wszystko to, co pamiętałem na
kartce. Zadania też jakoś mi szły, ale z ich obliczeniem musiałem trochę się
pogłowić. Nigdy nie wiem, co mam gdzie podstawić i co, z czym pomnożyć a co podzielić.
To dość skomplikowane.
Mimo to, jakimś cudem rozwiązałem w końcu wszystkie zadania.
Nie wiem jak, ale każdy wynik wydawał się być w miarę normalny, co w moim
wypadku znaczyło, że mógł być dobrym rozwiązaniem.
Spojrzałem jeszcze raz nieufnie na swoją zapisaną po brzegi
kartkę. Nie jestem pewny, czy o czymś nie zapomniałem. A jeśli popełniłem pomyłkę?
Dziwnie się czuje. Jakoś zbyt gładko mi to wszystko poszło. Wcześniej nie
potrafiłem zrobić nawet jednego zadania, a teraz cała kartka zadań była
kompletnie rozwiązana.
Odłożyłem długopis z westchnieniem. Jakoś niepewnie się
czułem, ale przynajmniej cała presja zeszła ze mnie, jakby za sprawa długopisu
przedostała się z całą wiedzą na kartkę.
Spojrzałem ukradkiem na Lucasa, który akurat był pochłonięty
rozwiązywaniem jednego z zadań.
Nie mogłem powiedzieć całej klasie o kartkówce, ale kumpla
bym nigdy nie zostawił. Dlatego właśnie, wczoraj dość subtelnie zasugerowałem
Lu by pouczył się więcej niż zwykle. Jednym słowem nastraszyłem go pogłoskami.
Lucasa jako swojego najlepszego przyjaciela, jak najbardziej
powinienem uprzedzić o czymś takim. W końcu dla przyjaciół łamie się wszelkie
zasady, nawet te ustalone przez Mizukiego.
-Dobra, koniec czasu- Zakomunikował Mizuki patrząc na
zegarek.
Przeszedł powoli do pierwszych ławek i zaczął zbierać
wszystkie kartkówki. Niektórzy mieli naprawdę niewesołe miny oddając mu je.
Adrian siedzący również na końcu klasy prawie wyłożył się na ławce łapiąc się
za głowę. Chyba nie poszło mu najlepiej. Aż strach pomyśleć, że ja też mogłem
tak skończyć.
Gdy już cała, w połowie załamana klasa, oddała kartki
blondyn podszedł do mnie.
-Yuki…- Słysząc swoje imię podałem mu kartkówkę z raczej
niepewnym wyrazem twarzy. Poza tym zaczynałem mieć chyba wyrzuty sumienia. Widząc
te wszystkie niezadowolone miny naprawdę czułem dziwny ucisk w żołądku.
Blondyn nim odłożył cały stosik na biurko przelotnie
przyjrzał się mojej pracy, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na mnie.
-Bardzo ładnie- Szepnął cicho uśmiechając się Szelmowsko.
On i ten jego uśmiech.
Wprost nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo uzależniłem się
od tego ciepła, które wciąż czułem, gdy tylko na niego patrzyłem. Był zbyt
idealny, zbyt przystojny. Taki nienaturalnie miły w stosunku do mnie. Sam nie
wiem czemu to robił, ale czułem się naprawdę komfortowo mając tą świadomość, że
nie nakrzyczy na mnie.
Do końca lekcji siedziałem sobie wygodnie w jego fotelu wpatrując
się w blondyna jak w najpiękniejszy obrazek. Oczywiście miedzy kolejnymi
spojrzeniami notowałem skwapliwie, by nie miał powodów do niezadowolenia ze
mnie. Chciałem dać z siebie wszystko. Pokazać na co mnie stać. Tak bardzo
pragnąłem tego, by chociaż raz powiedział, że jest ze mnie dumny. Tak bardzo
tego chciałem.
Dla tych kilu słów byłem zdolny porzucić swoje dotychczasowe
przyzwyczajenia i naprawdę zacząć się uczyć. Wkuwanie regułek, wzorów i
trudnych związków, stawało się niemal relaksującą, przyjemną grą, gdy przed
oczyma miałem blondyna tłumaczącego wszystko z wielką dokładnością.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy widziałem jego
zaangażowanie i upór do tego by nauczyć wszystkich tych jełopów kolejnej
trudnej reakcji.
W moich oczach wyglądał jak bohater na obcym terytorium. I
może właśnie tak było od początku roku? Może tak naprawdę to on denerwował się
najbardziej. Może dlatego właśnie wprowadził ten terror? Bał się, że wejdziemy
mu na głowę, że nie poradzi sobie z powierzonym mu zadaniem. W końcu to on był
tutaj „nowy”.
Spojrzałem na niego po raz ostatni przed dzwonkiem, który
miał rozbrzmieć już za chwile. Uśmiechnąłem się widząc, jak grozi jakiemuś
biedakowi. Był w tym taki naturalny a jednocześnie uroczy.
Jego oczy nagle skierowały się na mnie i dostrzegły moją
rozbawiona do granic możliwości minę. Ściągnął zabawnie brwi w wyrazie
zupełnego niezrozumienia.
W końcu dzwonek przerwał naszą niemą rozmowę oczu. Wszyscy
poderwali się ze swoich miejsc pąkując się w pośpiechu. Ja również wrzuciłem
swój zestaw „na chemię” do torby wstając powoli. Musiałem jeszcze zdążyć
napatrzeć się na mojego cudownego chemika. Mimo całej lekcji obserwowania go,
wciąż nie miałem dość jego twarzy.
-Co cię tak rozbawiło Yuki?- Zapytał niby groźnie, ale ja i
tak dostrzegłem tą nutkę rozbawienia w jego głosie.
-Nic- Szepnąłem miękko znów delikatnie się uśmiechając. Nie
mogłem nic na to poradzić. Jego obecność sprawiała, że całe moje ciało cieszyło
się.
Klasa opustoszała pozostawiając nam na chwilę prywatności.
Jedynie Lu czekał tuż za drzwiami bacznie nas obserwując.
-Czy mi się wydaje, czy dziś masz wyjątkowo dobry humor?- Zapytał
blondyn patrząc mi w oczy z tą typową dla siebie pewnością.
-Emm, może. Czemu pan tak sadzi?- Zapytałem marszcząc brwi. Doskonale
wiedziałem, co sprawiło mój dobry humor.
-No cóż przez całą lekcje uśmiechałeś się jak szalony,
zakochany nastolatek. No albo naćpany- Uśmiechnął się do mnie przekornie.
Czerwień wpłynęła na moje policzki niekontrolowana.
Zakochany… też coś. Co za bzdury.
Po prostu mam dobry humor, jak sam powiedział. Czy to zaraz
znaczy, że musze być zakochany? Zakochany to jest Lucas i wcale nie szczerzy
się co pięć minut. Dobra szczerzy się jak tylko widzi Tamarę, ale to jeszcze
nic nie znaczy.
-Po prostu cieszyłem się, że dobrze mi poszło na kartkówce-
Wywinąłem się w końcu oczywistym wyjaśnieniem.
- To świetnie, w takim razie wystarczy czekać na wyniki- W odpowiedzi
posłał mi ten swój Szelmowski uśmiech. Jego oczy wprawiały mnie coraz bardziej
w zakłopotanie. Czułem, jak patrzą na mnie i denerwowałem się coraz bardziej. Jednak
nie był to strach jaki czułem dawniej w jego obecności, raczej zwykła ludzka
trema – Jeśli chcesz to możesz do mnie napisać wieczorem. Powinienem już
sprawdzić wszystko. Przynajmniej będziesz mógł spokojnie zasnąć- Zaśmiał się
perliście a ja jedynie odwzajemniłem to słabym uśmiechem.
-Tak zrobię-
Przez chwile między nami panowała cisz. Ja niezdolny do
spojrzenia mu w oczy wgapiałem się w róg biurka. Chciało mi się śmiać. Przez całą
lekcje bezwstydnie się na niego gapiłem, a teraz nawet jednego spojrzenia nie
potrafiłem unieść na jego twarz.
-Powinieneś już chyba iść. Za jakieś trzy minuty skończy się
przerwa- Odrzekł miękko spuszczając wzrok na podłogę i nieco odsuwając się w
tył, jednocześnie robiąc mi miejsce do przejścia.
-Racja- Szepnąłem tylko i już bez słowa chciałem przemknąć
tuż obok.
-Yuki- Złapał mnie gwałtownie za ramię zatrzymując przy
sobie. Spojrzałem na niego zaskoczony a jednocześnie zszokowany, tak naglą reakcją
– Emmm…a nie, już nic- Po raz kolejny uśmiechnął się niewinnie wkładając ręce z
powrotem do kieszeni spodni.
Mimowolnie cofnąłem się o krok. Dotyk jego dłoni poraził
mnie jak prąd.
-To, to ja już pójdę- Bąknąłem tylko spłoszony i szybko
wyszedłem z klasy. Czułem jak serce łomocze mi w klatce. Sam nie wiem, czemu. Po
prostu jego dotyk zupełnie mnie ocucił z tego słodkiego odrętwienia. Nie
wiedziałem co robię, gdzie idę, nawet Lucas wołający za mną wydawał mi się teraz
taki odległy.
-Yuki gdzie tak pędzisz?- W końcu szatyn dogonił mnie z
niemałą zadyszką.
-A… nie nigdzie- Zatrzymałem się gwałtownie wciąż
zarumieniony.
-Stary co ty odwalasz? Wystrzeliłeś stamtąd jak z procy. Coś
się stało?- Zapytał patrząc uważnie na mnie. Zaprzeczyłem jedynie ruchem głowy wzdychając
głęboko.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu rozmawiałem z Mizukim
chwile- Przyznałem uśmiechając się blado. Przez chwile mierzyliśmy się
spojrzeniami. Nie wytrzymałem tego długo, zaraz uciekłem wzrokiem gdzieś na
ściany. Lucas zaczynał dostrzegać, że coś jest nie tak, doskonale zdawałem
sobie z tego sprawę. Widziałem jak jego oczy uważnie zapamiętują moje reakcje.
- Yuki o co chodzi? Zaczynasz dziwnie się zachowywać, gdy
jesteś w pobliży Mizukiego. Zresztą co jeszcze dziwniejsze on ma chyba to samo.
Jeszcze nie widziałem, by był dla kogoś równie miły. Chce wyjaśnień!- Zażądał w
końcu Lucas krzyżując ręce na piersi. Przestąpiłem na drugą nogę zakłopotany i
podenerwowany pytaniami, na które nie chciałem odpowiadać.
-Wydaje ci się Lu. Po prostu jest mu mnie żal. Tylko tyle-
Zaśmiałem się nerwowo znowu uciekając od spojrzenia kumpla.
-Coś kręcisz. Skoro tak, to czemu jesteś zdenerwowany?- Zapytał
bezczelnie, wiedząc doskonale, że nie odpowiem mu na to pytanie. Westchnąłem
przymykając powieki. Nie mogłem jeszcze nic powiedzieć Luce. Właściwie nie wiem
czy w ogóle mogłem mu o tym powiedzieć. Z drugiej strony…przecież był moim
przyjacielem. Nie powinienem ukrywać przed nim prawdy. Tylko jaka była prawda?
Sam już się chyba zgubiłem w tym, jakie są nasze relacje.
-Lucas, ja… powiem ci, ale nie teraz. Jutro dobrze?- Zapytałem
błagalnym tonem z nadzieją w oczach. Musiałem najpierw sam sobie to wszystko
poukładać i ustalić, co powinienem wyjawić już teraz. Szatyn przytaknął jedynie
ruchem głowy, ale wciąż wpatrywał się we mnie badawczo.
-Wiesz co Yuki, dla mnie to wygląda tak, jakby on ciebie po
prostu podrywał. Mów co chcesz, ale ja mam oczy i swój rozum też- Zakończył,
jakby obrażony na mnie.
Wybałuszyłem oczy, by chwile potem się opanować.
Podrywał?
Mizuki mnie podrywał? Co za głupota…
To zupełnie niemożliwe.
Przecież…przecież był dorosły, był moim chemikiem,
wychowawcą i…i… no sam nie wiem, ale przecież to zupełnie niemożliwe.
Cisza, jaka zapadła między nami pozwoliła mi wsłuchać się w
szybki rytm własnego serca. A co jeśli Lucas miał racje?
Czy możliwe by Mizuki żywił do mnie uczucia inne od sympatii
i zrozumienia?
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz