czwartek, 24 maja 2012

~13~


To pierwszy raz odkąd pamiętam, kiedy czuje się tak, tak…spięty, niespokojny, rozdrażniony i pusty w jednym momencie. Jednym słowem jestem zdenerwowany!
Nawet oddawanie moich felernych kartkówek nie sprawiało mi takiego stresu, jak to co czeka mnie wraz z dźwiękiem dzwonka.
Już wam wszystko wyjaśniam.
Wczoraj wieczorem wróciłem z tej przeklętej kawiarni i zabrałem się za przeglądanie notatek, które Mizuki poprawił w moim zeszycie. Co prawda „poprawił”, nie było najlepszym słowem. On raczej napisał je całkowicie od nowa. Wzory, regułki, objaśnienia dosłownie wszystko. Cały mój zeszyt świecił teraz jego czerwonym długopisem.
Właściwie, powinienem być mu wdzięczny, bo dzięki temu pierwszy raz od no… nigdy… nauczyłem się na kartkówkę!
Rozumiecie to?!
JA, uczyłem się z własnej woli! To jest niepojęte nawet dla mnie…
Wierzcie mi, że w moim przypadku to nie lada wyczyn. Otworzenie chociażby zeszytu sprawia mi tyle trudu, że zwykle ze zmęczenia nie mam nawet sił na przeczytanie notatek, jeśli takowe w ogóle mam.
Pewnie bym gdzieś zapisał ten historyczny przełom mojego życia, gdyby nie to, że blondyn zabronił mi wspominać cokolwiek o naszych korkach. W sumie dobrze, komu niby miałbym powiedzieć? Lucasow?
Nie, lepiej nie. On ma już wystarczające urwanie głowy ze swoimi sprawami i Tamarą. Wołałbym go nie angażować w kolejne dziwactwa. Jeszcze biedaczek całkiem straciłby głowę. Coś takiego przyprawiłoby mu jedynie więcej zmartwień i głupich wniosków do nocnych przemyśleń.
A poza tym obietnica to obietnica.
Nie mam zamiaru pisnąć słówka.
A wracając do dzisiejszego dnia…cholera strasznie się boje!
Kolejny raz usiadłem nerwowo na ławce, po raz setny wertując zeszyt z chemii. Boże co sobie ludzie pomyślą. Że jestem jakimś kujonem czy coś… to zniszczy moją reputację! Chwila, przecież ja mam w dupie swoją reputacje…zresztą mam o wiele większy powód do zmartwień. Tutaj w grę wchodzi moje życie.
Przesadzam?
A myślicie, że jak dostanę kolejną jedynkę to Mizuki przyjmie tą, jakże wesoła informację z wielkim uśmiechem na twarzy tak? … Chyba sobie jaja robicie.
Poza tym przydałaby się jakaś pozytywna ocena, przy tych trzech pałach w dzienniku. Jakby nie było wolałbym nie powtarzać roku przez jeden przedmiot. A tym bardziej wolałbym uniknąć zdawania przedmiotu z tym blond Hitlerem.
Co za niefart…że też akurat z chemii musi mi iść aż tak źle.
Dobra, już dość. Nakręcam się coraz bardziej, a to bardzo niedobrze. Musze powtarzać! Wszystko w mojej głowie miesza się, jak woda spuszczona w toalecie… Dobra, to nie było najlepsze porównanie. Wolałbym, by z całą moją nauką nie stało się tak, jak z ową wodą.
Przecież tyle się uczyłem… Musze to napisać!
A jeśli czegoś zapomnę, jeśli pomyli mi się? Albo Mizuki popatrzy na mnie krzywo, a ja z nerwów już nic nie napisze?!...
Dobra, spokojnie. Oddychaj Shon. To tylko zwykła kartkówka. Najzwyklejsza kartkówka, która może uratować ci dupę, a jeśli ją zawalisz z cała pewnością blondyn cię zabije…ale to nic!
Jęknąłem męczeńsko załamując ręce. Już nawet głowa zaczynała mnie boleć od nadmiaru myśli. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Czemu to akurat musiała być chemia? Gdyby to była biologia…nie to zły pomyśl, wtedy musiałbym wkuć prawie dwa razy więcej. Więc tego robic pewnie by mi się nie chcialo. Matma tez odpada, bo nie czaje prawie nic. Boże święty, czemu nie stworzyłeś jakiegoś przedmiotu o oglądaniu telewizji, czy serwowaniu po Internecie?
Westchnąłem wykończony samym sobą.
Spojrzałem ukradkiem, na Lucasa, który od rana wydawał się być jakiś małomówny. Nie odzywał się do mnie, nie robił głupich rzeczy i nie wypytywał mnie o dziwactwa, jak każdego ranka. W ogóle wciąż myślami był gdzieś daleko. Bardzo daleko…
Tylko mi nie mówcie, że dostał kosza?! Chyba razem z nim załamałbym się. Nie, nie dlatego, że liczyłem na powodzenie ich związku. Po prostu wiem, kto będzie musiał w takim wypadku pocieszać go przez jakiś… miesiąc? Może nawet dłużej. Wole nawet o tym nie myśleć, jeszcze sobie coś wykraczę.
-Lucas jak tam sprawy z Tamarą?- Może to i mało subtelne, ale nie miałem zamiaru czekać aż sam zacznie mówić. Na moje pytanie nie zareagował jakoś specjalnie gwałtownie. Ni to był uśmiech, ni smutek. Sam nie wiem. Jego reakcja przypominała nieco zachowanie naćpanego hipisa.
Wczoraj wyskoczył taki wesoły. Mam tylko nadzieje, że nie stchórzył i że w końcu zadzwonił do tej swojej wymarzonej dziewczyny.
-No…zadzwoniłem do niej, znaczy wysłałem esemesa- Dalej patrzył w podłogę, jakby właśnie tam miałka pojawić się zaraz odpowiedz na wszystkie jego pytania. Dobrze, że chociaż jedna z moich obaw rozwiał.
-No i co? Odpisała?- Zapytałem z nadzieją unosząc lekko brwi.
Lucas pokręcił tylko głową natychmiast pąsowiejąc. Chyba naprawdę musiało mu być przykro. Dziewczyna, za którą szalał zdawała się go w ogóle nie zauważać.
Nie wyglądał na specjalnie zachwyconego, ale nie histeryzował jak poprzednim razem. Choć szczerze właśnie takiej reakcji spodziewałem się po nim najbardziej. I właśnie to mnie martwiło. Był za spokojny. Zachowywał się tak, jakby ten temat wcale go nie interesował. Zupełnie mi to nie pasowało. Przecież to znaczy dla niego tak wiele. Jak może udawać, że wszystko jest w porządku? Wczoraj ledwo trzymał się na nogach z powodu krótkiego spotkania, a dzisiaj co? Próbuje zgrywać zimnego, twardego mężczyznę a w środku pewnie krzyczy z rozpaczy. Chyba wolałbym by naprawdę płakał mi na ramieniu przy wszystkich, aniżeli dusił emocje głęboko w sobie.
Przez chwile rozważałem pójście do Tamary wepchnięcie jej telefonu w ręce i przymusowego nakłonienia do odpisania Lu. Ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Gdyby szatyn się o tym dowiedział, pewnie ukręciłby mi łeb.
-Co właściwie jej napisałeś?- Zapytałem w końcu przerywając tą dziwną cisze. Może czymś ją obraził lub przeciwnie, napisał takie bzdety, że dziewczyna nie wie, co odpisać. W końcu patrząc na to z perspektywy wczorajszego dnia to bardzo możliwe.
-Właściwie nic takiego- Wzruszył ramionami, po czym wyjął komórkę wybierając mi wczorajszą wiadomość. Podał mi telefon, co przyjąłem z niemałym zdziwieniem.
Wiecie, no nie żeby mi nie ufał czy coś, ale nie sądziłem, że da mi czytać swoje namiętne esemeski. Szczególnie, jeśli w grę wchodzi przyszły związek z Tamarą.
„Cześć tutaj Lucas. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Nie chciałbym być zawadą czy coś. Tylko tak sobie pomyślałem, może spotkalibyśmy się? Tak chociaż na chwile, zrozumiem jeśli nie zechcesz, ale myślałem o takiej miłej knajpce w mieście. Nie musisz teraz podpisywać, ale będę czekał. Lucas”
Normalnie szczena mi opadła. Bardziej oficjalnie to już się chyba nie dało. Oddałem komórkę kumplowi i zacząłem mu się uważnie przyglądać. Chyba naprawdę dojdę do wniosku, że dziwni kosmici wymienili mi go na jakiś babski model.
-Mam rozumieć, że nie odpisała?- Zapytałem unosząc brew.
-Noooo, a ja nie wiem czemu, chyba jej czymś nie obraziłem? – Zapytał nagle ożywiając się. Wgapiał się we mnie tak, jakby moja wypowiedz miała zmienić przebieg całej historii jego związku.
-Nieee, nie obraziłeś jej. Wież mi… jestem w 100% pewny- Zaśmiałem się nerwowo. Tak oficjalna wiadomością chyba nie mógł jej obrazić, prawda? Chociaż kto wie te baby -A zresztą sam napisałeś, że nie musi odpisywać teraz prawda?- Spojrzałem na niego znacząco.
Chyba nieco ochłonął, bo wreszcie usiadł spokojnie na ławce drapiąc się za głową.
-No niby napisałem, ale nie sądziłem, że weźmie to na poważnie- Westchnął zrezygnowany. Aż mi go szkoda. No ale cóż poradzić? Na rozwinięcie poważnego związku potrzeba czasu, a mój kumpel niestety nie wyglądał na zbytnio cierpliwego. Aż się boje pomyśleć, co jest w stanie zrobić na pierwszej randce…
Dzwonek na lekcje przerwał naszą rozmowę, tym samym obwieszczając mój koniec.
Wreszcie nadeszła godzina prawdy. Czyli jednym słowem, chemia z Mizukim.
Boże… przez tą hece z Tamarą zapomniałem całkiem o powtarzaniu.
Matko, a jeśli zapomniałem…? Już nie pamiętam wzorów…zapomniałem. Mam w głowię czarną dziurę. Jak to się w ogóle mogło stać?
Już nic nie pamiętam.
Ja nie chce znowu dostać jedynki! A może…Może by tak zwiać?
Nie, nie to absolutnie i całkowicie zły pomysł. Nie mogę tego zrobić.
Blondyn byłby wkurzony. W końcu dla mnie złamał swoje zasady i ostrzegł mnie przed kartkówka. Choć szczerze przyznam, że nie wiem czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie.
Wstałem z ławeczki i szturchnąłem lekko Lu, który wciąż myślami był w swoim świecie. Spojrzał na mnie jakoś nieprzytomnie. Pokazałem mu zegarek wiszący na ścianie po przeciwnej stronie i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że należałoby pójść na lekcje. Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę magicznej klasy 32.
Jak można było się spodziewać, Mizuki już stał przy drzwiach z grobową mina wpuszczając uczniów.
Boże, jeszcze chwila a stchórzę… a jednak nie. Zauważył mnie.
Czy mi się wydaje, czy lekko się uśmiechnął? Nie, to musi być moja wyobraźnia.
Cholerka jasna, trzeba było jeszcze powtórzyć. Nic nie pamiętam, jak zrobi tą kartkówkę, to chyba oszaleje. Nic nie napisze. Na pewno wszystko pomylę. Już nawet te cholerne wzory mieszają mi się w głowie…
Zaraz jak to było? m razy v czy v przez d…? Nie tylko nie to!
Cholera… dobra spokojnie, spokojnie panikowanie niczego mi nie ułatwi. Powinienem się uspokoić i wziąć głębszy oddech. Wyluzuj się Yuki…
Gdy przechodząc obok Mizukiego poczułem, jak coś szczypnęło mnie w bok aż odskoczyłem spanikowany. Spojrzałem na mojego nauczyciela kompletnie zdezorientowany. Uśmiechał się do mnie łobuzersko patrząc z rozbawieniem, jak rumieniec maluje mi się na policzkach.
-Yuki coś taki spięty, aż cały zbladłeś. Mamy jakiś sprawdzian dzisiaj czy co?- Zapytał niewinnie, dalej szczerząc się jak głupi.
-Emm… nie- Odparłem dość zawstydzony cała sytuacją. Znów uśmiechnął się do mnie szeroko z tym dziwnym błyskiem w oku. Gestem ręki wskazał mi wejście do klasy.
-W takim razie wchodź, wyluzuj się trochę. Ja nie zabijam- Odwzajemniłem lekko jego uśmiech i minąłem go w przejściu. Za plecami usłyszałem jedynie ciche –Jeszcze- Żachnąłem się słysząc tą subtelną groźbę, która kompletnie mnie rozbroiła. Doprawdy sposób, w jaki ten człowiek w jednej chwili potrafi całkowicie mnie od-stresować, jest wręcz magiczny.
Już nieco wyluzowany, zaczałem iść w strone naszej ławeczki. Spojrzałem zdziwiony na Lucasa, który dalej stał na końcu klasy. Powędrowałem za jego wzrokiem i dosłownie zmroziło mnie w połowie drogi.
Chyba sobie jaja robicie…
-Co się stało Yuki czemu nie siadasz?- Zapytał Mizuki wchodząc do klasy tuż za mną. Chyba moja odpowiedz nie była mu potrzebna, bo zaraz sam zauważył problem – A co się stało z tą ławeczka?- Zmarszczył brwi zastanawiając się chwile -Musieli ją zabrać do innej klasy- Właśnie cholera.
Ja tutaj pięknie ładnie chce sobie w spokoju napisać kartkuweczkę i wysłuchać grzecznie całej nudnej lekcji chemii, a tu proszę… nie ma mojej ławki. Tak cholera, jakieś mendy mi ją zabrały. I gdzie ja mam teraz niby siedzieć, co?
-No cóż- Zaczął blondyn pocierając brodę – To zrobimy tak. Lucas ty siądź koło Marka, tam jest jedno wolne miejsce- Brązowo włosy z wielkim bananem na ustach usiadł koło swojego starego przyjaciela z dzieciństwa. Kiedyś podobno razem lepili babki z błota w piaskownicy i ganiali się z badylami po podwórku. Potem poszli do innych szkół Mark się przeprowadził i kontakt im się urwał. Dopiero od 2 lat o dziwo są w jednej klasie. Choć i tak nie rozmawiają ze sobą zbyt wiele. Kto by pomyślał, że kiedyś byli najlepszymi kumplami. Mam tylko nadzieję, że mój kontakt z Lucasem nie urwie się tak samo jak tej dwójki.
To tak streszczając pokrótce dzieje ich starej przyjaźni.
Wracając do naszej ławeczki, to ciekawe gdzie ja mam siedzieć?
W klasie nie zostało już ani jedno wolne miejsce.
No chyba Mizuki mnie nie wyrzuci za drzwi, co?
Mam taką nadzieje… Po nim można by się spodziewać nawet tego. Chociaż… mi chyba by tego nie zrobił co?
Spojrzałem na blondyna pytająco. Chwilę stał bez słowa, po czym podszedł do biurka. Zaczął uprzątać swoje rzeczy, aż w końcu położył je w rogu i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
Co on niby sugeruje…?
- Dobra Yuki ty siadaj przy biurku- Chyba sobie żartuje, powiedzcie mi że to jakiś żart. Mam siadać przy jego biurku? Nieeeee, nigdy. Nie zgadzam się!
-Emmm… ja, może po prostu dosiądę się do kogoś- Cofnąłem się o krok, nie mając najmniejszego zamiaru godzić się na tak kretyński pomysł.
-Nie ma potrzeby, byście cisnęli się w jednej ławce. Proszę siadaj- Przez chwile mierzyliśmy się uważnymi spojrzeniami. Ja wpatrywałem się w niego, on we mnie a cała klasa w nas. Dosłownie pojedynek na spojrzenia.
W końcu Mizuki uniósł brew dając mi tym samym do zrozumienia, że nie ma zamiaru dłużej czekać. Skapitulowałem spuszczając wzrok. Przegrana w takich chwilach, boli jeszcze bardziej.
Smętnie podszedłem do biurka nauczycielskiego i zasiadłem na dużym miękkim fotelu. Właściwie chyba znalazłyby się jakieś plusy tej całej sytuacji. Oczywiście, bardzo, bardzo malutkie, ale jednak… Fotel był wygodny, widok na całą klasę na tyle dobry, by trochę się ponabijać i jeszcze ten zapach blondyna. Westchnąłem głęboko czując męskie perfumy, którymi przesiąkło krzesło. Uwielbiam ten zapach. Jest taki relaksujący.
Spojrzałem ukradkiem, na Mizukiego. Na moje nieszczęście on również w tym samym momencie postanowił sprawdzić moją reakcje. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Serce zabiło mi jakoś mocniej. Naprawdę nie jestem przyzwyczajony do bycia tak blisko blondyna, szczególnie z połową klasy jako widownię.
-Dobrze moi drodzy, skoro już wszyscy wygodnie i mocno siedzicie, to proszę wyciągnąć karteczki. Czas sprawdzić waszą wiedzę- Po klasie rozszedł się głośny jęk niezadowolenia. Uśmiechnąłem się nieco zakłopotany. Szczerze, to żal mi tych, którzy się nie nauczyli. Wiem co to znaczy. Tym razem to ja byłem tym, który wyuczył się najlepiej jak potrafię.
W końcu wiedziałem, że ta kartkówka się odbędzie. Byłbym kretynem, gdybym mimo tego olał całą sprawę i liczył na łut szczęścia.
Czuję się trochę, jakbym zdradził całą klasę siedząc cicho z taką informacją…ale przecież nie mogłem powiedzieć. Mizuki by mnie zatłukł, gdyby się dowiedział, że wybeblałem coś takiego.
Poza tym nie chciałbym, by powstały dziwne plotki na temat mój i blondyna. Już wystarczą mi plotki jedynie na mój temat, nie musze robić problemu komuś innemu.
Wyciągnąłem posłusznie kartkę i czekałem, aż Mizuki zacznie dyktować zadania.
Podszedł do biurka i zaczął szperać w swoim grubym zeszycie. Serce podskoczyło mi prawie do gardła. Był tak blisko…
W końcu wyjął jakąś karteczkę spomiędzy grubego brulionu.
-Powodzenia- Szepnął tak cicho, że tylko ja byłem w stanie usłyszeć. Mrugnął do mnie przelotnie i znów stanął twarzą do reszty uczniów.
-Dobrze więc przygotowałem dla was 4 krótkie zadania. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzicie- Zakończył ku niezadowoleniu całej klasy. Powoli i dokładnie przedyktował nam zdanie po zdaniu. Powtarzając każde trudne słowo dwukrotnie.
-Macie 20 minut- Zakomunikował stając pod tablicą i patrząc dokładnie na swój srebrny zegarek. Skrzyżował ręce na piersi i uważnie zaczął przyglądać się wszystkim uczniom w poszukiwaniu podglądaczy.
Powoli zacząłem zapisywać wszystko to, co pamiętałem na kartce. Zadania też jakoś mi szły, ale z ich obliczeniem musiałem trochę się pogłowić. Nigdy nie wiem, co mam gdzie podstawić i co, z czym pomnożyć a co podzielić. To dość skomplikowane.
Mimo to, jakimś cudem rozwiązałem w końcu wszystkie zadania. Nie wiem jak, ale każdy wynik wydawał się być w miarę normalny, co w moim wypadku znaczyło, że mógł być dobrym rozwiązaniem.
Spojrzałem jeszcze raz nieufnie na swoją zapisaną po brzegi kartkę. Nie jestem pewny, czy o czymś nie zapomniałem. A jeśli popełniłem pomyłkę? Dziwnie się czuje. Jakoś zbyt gładko mi to wszystko poszło. Wcześniej nie potrafiłem zrobić nawet jednego zadania, a teraz cała kartka zadań była kompletnie rozwiązana.
Odłożyłem długopis z westchnieniem. Jakoś niepewnie się czułem, ale przynajmniej cała presja zeszła ze mnie, jakby za sprawa długopisu przedostała się z całą wiedzą na kartkę.
Spojrzałem ukradkiem na Lucasa, który akurat był pochłonięty rozwiązywaniem jednego z zadań.
Nie mogłem powiedzieć całej klasie o kartkówce, ale kumpla bym nigdy nie zostawił. Dlatego właśnie, wczoraj dość subtelnie zasugerowałem Lu by pouczył się więcej niż zwykle. Jednym słowem nastraszyłem go pogłoskami.
Lucasa jako swojego najlepszego przyjaciela, jak najbardziej powinienem uprzedzić o czymś takim. W końcu dla przyjaciół łamie się wszelkie zasady, nawet te ustalone przez Mizukiego.
-Dobra, koniec czasu- Zakomunikował Mizuki patrząc na zegarek.
Przeszedł powoli do pierwszych ławek i zaczął zbierać wszystkie kartkówki. Niektórzy mieli naprawdę niewesołe miny oddając mu je. Adrian siedzący również na końcu klasy prawie wyłożył się na ławce łapiąc się za głowę. Chyba nie poszło mu najlepiej. Aż strach pomyśleć, że ja też mogłem tak skończyć.
Gdy już cała, w połowie załamana klasa, oddała kartki blondyn podszedł do mnie.
-Yuki…- Słysząc swoje imię podałem mu kartkówkę z raczej niepewnym wyrazem twarzy. Poza tym zaczynałem mieć chyba wyrzuty sumienia. Widząc te wszystkie niezadowolone miny naprawdę czułem dziwny ucisk w żołądku.
Blondyn nim odłożył cały stosik na biurko przelotnie przyjrzał się mojej pracy, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na mnie.
-Bardzo ładnie- Szepnął cicho uśmiechając się Szelmowsko.
On i ten jego uśmiech.
Wprost nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo uzależniłem się od tego ciepła, które wciąż czułem, gdy tylko na niego patrzyłem. Był zbyt idealny, zbyt przystojny. Taki nienaturalnie miły w stosunku do mnie. Sam nie wiem czemu to robił, ale czułem się naprawdę komfortowo mając tą świadomość, że nie nakrzyczy na mnie.
Do końca lekcji siedziałem sobie wygodnie w jego fotelu wpatrując się w blondyna jak w najpiękniejszy obrazek. Oczywiście miedzy kolejnymi spojrzeniami notowałem skwapliwie, by nie miał powodów do niezadowolenia ze mnie. Chciałem dać z siebie wszystko. Pokazać na co mnie stać. Tak bardzo pragnąłem tego, by chociaż raz powiedział, że jest ze mnie dumny. Tak bardzo tego chciałem.
Dla tych kilu słów byłem zdolny porzucić swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i naprawdę zacząć się uczyć. Wkuwanie regułek, wzorów i trudnych związków, stawało się niemal relaksującą, przyjemną grą, gdy przed oczyma miałem blondyna tłumaczącego wszystko z wielką dokładnością.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy widziałem jego zaangażowanie i upór do tego by nauczyć wszystkich tych jełopów kolejnej trudnej reakcji.
W moich oczach wyglądał jak bohater na obcym terytorium. I może właśnie tak było od początku roku? Może tak naprawdę to on denerwował się najbardziej. Może dlatego właśnie wprowadził ten terror? Bał się, że wejdziemy mu na głowę, że nie poradzi sobie z powierzonym mu zadaniem. W końcu to on był tutaj „nowy”.
Spojrzałem na niego po raz ostatni przed dzwonkiem, który miał rozbrzmieć już za chwile. Uśmiechnąłem się widząc, jak grozi jakiemuś biedakowi. Był w tym taki naturalny a jednocześnie uroczy.
Jego oczy nagle skierowały się na mnie i dostrzegły moją rozbawiona do granic możliwości minę. Ściągnął zabawnie brwi w wyrazie zupełnego niezrozumienia.
W końcu dzwonek przerwał naszą niemą rozmowę oczu. Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc pąkując się w pośpiechu. Ja również wrzuciłem swój zestaw „na chemię” do torby wstając powoli. Musiałem jeszcze zdążyć napatrzeć się na mojego cudownego chemika. Mimo całej lekcji obserwowania go, wciąż nie miałem dość jego twarzy.
-Co cię tak rozbawiło Yuki?- Zapytał niby groźnie, ale ja i tak dostrzegłem tą nutkę rozbawienia w jego głosie.
-Nic- Szepnąłem miękko znów delikatnie się uśmiechając. Nie mogłem nic na to poradzić. Jego obecność sprawiała, że całe moje ciało cieszyło się.
Klasa opustoszała pozostawiając nam na chwilę prywatności. Jedynie Lu czekał tuż za drzwiami bacznie nas obserwując.
-Czy mi się wydaje, czy dziś masz wyjątkowo dobry humor?- Zapytał blondyn patrząc mi w oczy z tą typową dla siebie pewnością.
-Emm, może. Czemu pan tak sadzi?- Zapytałem marszcząc brwi. Doskonale wiedziałem, co sprawiło mój dobry humor.
-No cóż przez całą lekcje uśmiechałeś się jak szalony, zakochany nastolatek. No albo naćpany- Uśmiechnął się do mnie przekornie. Czerwień wpłynęła na moje policzki niekontrolowana.
Zakochany… też coś. Co za bzdury.
Po prostu mam dobry humor, jak sam powiedział. Czy to zaraz znaczy, że musze być zakochany? Zakochany to jest Lucas i wcale nie szczerzy się co pięć minut. Dobra szczerzy się jak tylko widzi Tamarę, ale to jeszcze nic nie znaczy.
-Po prostu cieszyłem się, że dobrze mi poszło na kartkówce- Wywinąłem się w końcu oczywistym wyjaśnieniem.
- To świetnie, w takim razie wystarczy czekać na wyniki- W odpowiedzi posłał mi ten swój Szelmowski uśmiech. Jego oczy wprawiały mnie coraz bardziej w zakłopotanie. Czułem, jak patrzą na mnie i denerwowałem się coraz bardziej. Jednak nie był to strach jaki czułem dawniej w jego obecności, raczej zwykła ludzka trema – Jeśli chcesz to możesz do mnie napisać wieczorem. Powinienem już sprawdzić wszystko. Przynajmniej będziesz mógł spokojnie zasnąć- Zaśmiał się perliście a ja jedynie odwzajemniłem to słabym uśmiechem.
-Tak zrobię-
Przez chwile między nami panowała cisz. Ja niezdolny do spojrzenia mu w oczy wgapiałem się w róg biurka. Chciało mi się śmiać. Przez całą lekcje bezwstydnie się na niego gapiłem, a teraz nawet jednego spojrzenia nie potrafiłem unieść na jego twarz.
-Powinieneś już chyba iść. Za jakieś trzy minuty skończy się przerwa- Odrzekł miękko spuszczając wzrok na podłogę i nieco odsuwając się w tył, jednocześnie robiąc mi miejsce do przejścia.
-Racja- Szepnąłem tylko i już bez słowa chciałem przemknąć tuż obok.
-Yuki- Złapał mnie gwałtownie za ramię zatrzymując przy sobie. Spojrzałem na niego zaskoczony a jednocześnie zszokowany, tak naglą reakcją – Emmm…a nie, już nic- Po raz kolejny uśmiechnął się niewinnie wkładając ręce z powrotem do kieszeni spodni.
Mimowolnie cofnąłem się o krok. Dotyk jego dłoni poraził mnie jak prąd.
-To, to ja już pójdę- Bąknąłem tylko spłoszony i szybko wyszedłem z klasy. Czułem jak serce łomocze mi w klatce. Sam nie wiem, czemu. Po prostu jego dotyk zupełnie mnie ocucił z tego słodkiego odrętwienia. Nie wiedziałem co robię, gdzie idę, nawet Lucas wołający za mną wydawał mi się teraz taki odległy.
-Yuki gdzie tak pędzisz?- W końcu szatyn dogonił mnie z niemałą zadyszką.
-A… nie nigdzie- Zatrzymałem się gwałtownie wciąż zarumieniony.
-Stary co ty odwalasz? Wystrzeliłeś stamtąd jak z procy. Coś się stało?- Zapytał patrząc uważnie na mnie. Zaprzeczyłem jedynie ruchem głowy wzdychając głęboko.
-Nie, nic się nie stało. Po prostu rozmawiałem z Mizukim chwile- Przyznałem uśmiechając się blado. Przez chwile mierzyliśmy się spojrzeniami. Nie wytrzymałem tego długo, zaraz uciekłem wzrokiem gdzieś na ściany. Lucas zaczynał dostrzegać, że coś jest nie tak, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Widziałem jak jego oczy uważnie zapamiętują moje reakcje.
- Yuki o co chodzi? Zaczynasz dziwnie się zachowywać, gdy jesteś w pobliży Mizukiego. Zresztą co jeszcze dziwniejsze on ma chyba to samo. Jeszcze nie widziałem, by był dla kogoś równie miły. Chce wyjaśnień!- Zażądał w końcu Lucas krzyżując ręce na piersi. Przestąpiłem na drugą nogę zakłopotany i podenerwowany pytaniami, na które nie chciałem odpowiadać.
-Wydaje ci się Lu. Po prostu jest mu mnie żal. Tylko tyle- Zaśmiałem się nerwowo znowu uciekając od spojrzenia kumpla.
-Coś kręcisz. Skoro tak, to czemu jesteś zdenerwowany?- Zapytał bezczelnie, wiedząc doskonale, że nie odpowiem mu na to pytanie. Westchnąłem przymykając powieki. Nie mogłem jeszcze nic powiedzieć Luce. Właściwie nie wiem czy w ogóle mogłem mu o tym powiedzieć. Z drugiej strony…przecież był moim przyjacielem. Nie powinienem ukrywać przed nim prawdy. Tylko jaka była prawda? Sam już się chyba zgubiłem w tym, jakie są nasze relacje.
-Lucas, ja… powiem ci, ale nie teraz. Jutro dobrze?- Zapytałem błagalnym tonem z nadzieją w oczach. Musiałem najpierw sam sobie to wszystko poukładać i ustalić, co powinienem wyjawić już teraz. Szatyn przytaknął jedynie ruchem głowy, ale wciąż wpatrywał się we mnie badawczo.
-Wiesz co Yuki, dla mnie to wygląda tak, jakby on ciebie po prostu podrywał. Mów co chcesz, ale ja mam oczy i swój rozum też- Zakończył, jakby obrażony na mnie.
Wybałuszyłem oczy, by chwile potem się opanować.
Podrywał?
Mizuki mnie podrywał? Co za głupota…
To zupełnie niemożliwe.
Przecież…przecież był dorosły, był moim chemikiem, wychowawcą i…i… no sam nie wiem, ale przecież to zupełnie niemożliwe.
Cisza, jaka zapadła między nami pozwoliła mi wsłuchać się w szybki rytm własnego serca. A co jeśli Lucas miał racje?
Czy możliwe by Mizuki żywił do mnie uczucia inne od sympatii i zrozumienia?

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz