Wiecie, jaki czas najbardziej lubię? Czas, gdy lekcje się
kończą. No serio to chyba najlepsza godzina mojego życia. Właściwie to siedzę
na wszystkich tych nudnych lekcjach tylko, dlatego, że nie mam co robić. No
dobrze pomijając lekcje z moim przecudnym panem chemikiem, który ostatnimi
czasy doprowadza mnie do stanu, co najmniej dziwnego. No i oczywiście, gdy
Lucas wpada na jakiś genialny pomysł to wtedy też się zrywam razem z nim. Na
przykład tak jak dzisiaj. Razem z moim brązowowłosym przyjacielem zdążyłem już pozwiedzać
chyba wszystkie parki, sklepy z AGD i sklepy sportowe, jakie są w tym mieście.
No i właściwie jakoś nam się to tak przeciągnęło. No chyba rozumiecie, że jak
my się dorwiemy do jakichś nowości to musimy przeanalizować każdy szczegół.
No, co wy? Nigdy nie interesował was nowoczesny sprzęt
komputerowy, albo zarąbiste buty do koszykówki? No dajcie spokój. Co wy baby
jesteście? Może mieliśmy wybierać szminki, cienie do powiek, lakiery, pianki,
kremy, perfumy, pilniczki zapachowe i bóg wie, co tam jeszcze. Dobra, nie
pytajcie skąd wiem takie rzeczy. Naprawdę nie chcecie wiedzieć.
Właściwie to zasiedzieliśmy się chyba trochę z Lucasem.
Ta, lekko powiedziane…
Dobra było już ciemno lepiej wam?
Nie wiem, która godzina była 21? Zresztą, jakie to miało za
znaczenie? Musiałem się czymś zając, żeby nie myśleć zbyt wiele o życiu i o
NIM. Poza tym nienawidziłem tego momentu, gdy się ściemniało, gdy trzeba było
już wracać, gdy nieubłaganie zbliżała się ta chwila. Szczerze powiedziawszy
gdybym mógł to w ogóle nie wracałbym do tego przeklętego miejsca. Nazywam je „dom”
chyba już tylko z przyzwyczajenia.
W końcu tam powinna czekać kochająca rodzina.
Matka z uśmiechem na twarzy albo grymasem, gdy nabroimy.
Ojciec powinien pracować i zarabiać by rodzina miała, co
jeść.
Właściwie to w domu chyba powinniśmy się czuć bezpiecznie
prawda? No cóż ja w swoim przeciwnie. Za każdym razem, kiedy tam wracam przeżywam
istny koszmar i musze skradać się by czasem ojcu nie odbiło i sobie o mnie nie
przypomniał. Pewnie dziwicie się, czemu? Powinienem się cieszyć, że ojciec o
mnie pamięta i tak dalej…
No właśnie nie. W moim wypadku jest to równoznaczne z tym,
że zaczniemy się na siebie rzucać. No dobra on się na mnie rzuci a ja będę się
bronić.
Już nie pamiętam, kiedy wracając do domu zastałem go
trzeźwego. Albo nie, to chyba było w piątek tylko, że jakieś 5 lat temu.
Właśnie szedłem chodnikiem w stronę mojego osiedla. Jeśli w
ogóle mogę go tak jeszcze nazwać. Z daleka już widziałem okna swojego
mieszkania.
W pewnym momencie zatrzymałem się lekko zdezorientowany coś
tu było nie tak.
Wszystkie światła w mieszkaniu się paliły.
Dziwne.
Zwykle ojciec nie zapalał światła. Po prostu leżał gdzieś w jakimś
koncie zalany i spał tam sobie. A jeśli teraz wszędzie jest pozapalane światło
to znaczy tylko jedno...
Matka postanowiła wrócić na chwile by uprzykrzyć mi i ojcu życie
pod pretekstem zabrania kolejnej części swoich rzeczy.
No to pięknie będę miał przesrane jak wrócę. Ale co zrobić
może mnie nie zauważy jak zwykle. A może tym razem nie pokłóciła się aż tak
bardzo z ojcem?
Ta dobre sobie chyba marze…
Ona mając okazję miałaby się nie pokłócić?
Niemożliwe.
Wszedłem jakoś niepewnie do klatki. Już słyszałem ich
krzyki. No w końcu mieszkamy na pierwszym piętrze. Jak oni zaczynają się kłócić
to cały blok o tym wie.
Jedyny plus, jaki można znaleźć w tym wszystkim jest taki, że
zawsze mogę zwiać przez okno niepostrzeżenie jak zrobi się naprawdę gorąco.
Szybko wszedłem do mieszkania. Ich krzyki dochodziły z
salonu. Naprawdę teraz miałem najmniejszą ochotę na to by zostać wplątany w tą
ich durną kłótnię o nic.
-Ty pieprzona suko znowu pewnie masz 20 klientów prawda?-
-A tobie, co do tego stary żulu? Popatrz na siebie jak ty
wyglądasz jak pijak z pod mostu-
-Na pewno lepiej niż ty! Nie chodzę przynajmniej z dupą na
wierzchu, żeby tylko jakiś pies z kasą mnie przeleciał-
-Odpieprz się jesteś po prostu zazdrosny, że znalazłam sobie
kogoś lepszego od nie nieudacznika i pijaka jak ty-
-Lepszego z wielkim portfelem, co? Ile teraz ma lat 80?-
-Zamknij się dupku. Nie sypiam z żadnymi dziadkami i nie
poślubiłam go dla pieniędzy tylko z miłości. Ale ty chyba już zapomniałeś nawet,
co to jest. Jedyne, co widzisz to ta twoja wódka-
-A jak myślisz, przez kogo? To twoja wina ty pieprzona suko-
-Tak oczywiście zawsze to moja wina. Po prostu jesteś
zwykłym nieudacznikiem. No proszę nawet twój bękart się zjawił- Matka warknęła
w pewnym momencie zauważając mnie skradającego się bokiem do swojego pokoju.
No to ładnie zostałem zauważony.
Super, to teraz mam przerąbane.
-Zamknij się to przecież to twój pieprzony syneczek. Pewnie
nawet nie jest mój. Czyj to dzieciak? Listonosza, a może tego zboczeńca z pod
5? Nie dziwię się taka z ciebie suka, że każdemu dałabyś się przerżnąć-
Zapijaczony ojciec zatoczył się po czym splunął na podłogę z obrzydzeniem.
-Pieprz się! To twój cholerny dzieciak! Chyba wiem, kto jest
sprawcą mojego największego nieszczęścia. To twój pieprzony bękart. Sam go
zrobiłeś własnym chujem- Ała, to trochę zabolał, ale chyba wole się nie
odzywać.
Już chciałem się ulotnić, ale matka szarpnęła mnie za bluzkę
i wepchnęła prosto do pokoju.
-Ty pieprzona suko jak ty do mnie mówisz? Nigdy mnie nie kochałaś,
więc on też pewnie nie jest mój. Weź go ze sobą do tego swojego kochasia. Może
z niego też będziesz miała pożytek. Jak go nauczysz fachu to pewnie też zarobi
sporo kasy na swojej dupie- Zarechotał ojciec chrapliwie, po czym znowu splunął
obrzydzony.
Zaczynam się bać wiecie. Bo jeszcze takiej kłótni to tu nie
było.
-Spieprzaj! Nie jestem dziwką! Przynajmniej ja mam, za co
kupić jedzenie. Nie przepijam wszystkiego tak jak ty- Wrzasnęła matka skacząc z
pazurami w stronę ojca.
-To moja sprawa suko, co robię. A teraz wypierdalaj stąd z
tym swoim pieprzonym syneczkiem- Ojciec odwrócił się od nas rozglądając się bez
celu po pokoju, jakby czegoś szukał.
-To przecież twój bachor nie chce niczego, co ma jakikolwiek
związek z tobą. Skoro sobie go zrobiłeś to teraz wychowaj dzieciaka- syknęła
jadowicie wskazując na mnie swoimi szponami.
-Ja już może pójdę- Spróbowałem się ulotnić, ale zaraz dostałem
w twarz od rozwścieczonej matki. Poczułem jeszcze jak jej długie plastikowe
tipsy robią porządne rysy na mojej twarzy. Zachwiałem się i wpadłem na ścianę
plecami.
-A ty dokąd bachorze? Widzisz, jest taki sam jak ty! Nawet
nie chce słuchać. Pewnie za parę lat też wyląduje w jakimś śmietniku- Matka
krzywiła się lustrując moją sylwetkę.
-Wypierdalaj suko. Nie chce cię widzieć na oczy wracaj do
tego swojego paniczyka- Warknął ojciec wskazując na wyjście znacząco.
-A żebyś wiedział, że tak zrobię. Chlej dalej. Mam nadzieję,
że zdechniesz- Wykrzywiła warki z odrazą i pewnym krokiem wyszła z pokoju a
potem z mieszkania trzaskając za sobą drzwiami.
Oczywiście ja stoję pod ściana, a przede mną kipiący ze
złości ojciec. W dodatku nieźle wcięty, kiwa się z boku na bok z ledwością
trzymając pion. Nie wiem, jakim cudem on w ogóle był w stanie się kłócić z
matką. Właściwie to nie chce myśleć.
Już chciałem wyjść i skończyć to głupie przedstawienie, ale
ojciec chyba wciąż się nie wyładował krzykami na matkę. Przyskoczył do mnie,
gdy tylko się ruszyłem i zaczął mnie szarpać.
-Czego tu szukasz pieprzony bachorze wypierdalaj stąd. Masz
mi załatwić wódę, bo jak nie to cię zabije- Szarpał mną dalej. Zamachnąłem się
i uderzyłem go prosto w twarz. Zachwiał się i zdaje się, że mój cios nieco go
otrzeźwił. Nawet nie wiem, kiedy on też się zamachnął i trafił mi prosto w
brzuch. Skurczyłem się i zacząłem kaszleć. Wtedy on rzucił się na mnie i
przybił do podłogi. Zacząłem się z nim szarpać i turlać po całym pokoju.
Nawzajem okładaliśmy się pięściami jak tylko mogliśmy. Ja chciałem uciec a on
po prostu chciał mi wpieprzyć. Upadłem na jakieś szkło i rozciąłem sobie rękę.
To mnie trochę ocuciło. Złapałem za jakąś butelkę leżącą obok i walnąłem nią
prosto w głowę ojca.
Odskoczył jak oparzony i złapał się za głowę. Usiadł pod
ścianą marudząc coś pod nosem.
Ja oczywiście jak najszybciej zabrałem się z domu i
wybiegłem z bloku.
Nawet nie wiem, gdzie mam teraz pójść. Ojciec jest wściekły.
Może wrócę tam za jakieś 3 godziny to już zaśnie. Wole już dzisiaj nie
ryzykować więcej spotkania z nim.
Cholera czuję się jak worek treningowy. Wszystko mnie boli.
Lewa ręka cholernie mnie szczypie. Właściwie to ogólnie jestem jakiś
przerażony. Wiecie nie żeby bójki z ojcem to była dla mnie rzadkość. Ale do tak
ostrej kłótni, a potem do naszych rękoczynów to już nawet nie pamiętam, kiedy
ostatni raz doszło. Właściwie to chyba pierwszy raz, kiedy posunęli się do
tego. Wyzwiska, wytykanie palcem były normą, ale jeszcze nigdy nie słyszałem by
kłócili się z mojego powodu.
Nie wiedziałem gdzie mam iść. Do Lukasa nie pójdę. Jego
rodzina liczy 6 osób i już i tak nie mieszczą się w swoim małym mieszkanku.
Przynajmniej wspierają się wzajemnie. Nie tak jak my. Zresztą mają już dość swoich
problemów nie potrzebują jeszcze jednej marudy do kompletu.
Nie wiedząc, co mam zrobić jedyne, co przychodziło mi do
głowy to biec. Dlatego biegłem. Po prostu musiałem się wyżyć, ochłonąć,
ostudzić nieco nerwy. Byłem tak zdenerwowany, że serce biło mi ze zdwojoną
siłą. W końcu trafiłem na jakiś plac zabaw przy małym parku.
Było już po 23 wokół nie było nikogo, tylko wiatr huczący
złowrogo między uliczkami. I tak nikt już tedy nie chodził. Wszyscy spali sobie
smacznie w swoich domach.
A ja co? Po prostu usiadłem na jednej z huśtawek i zacząłem
myśleć.
To chyba najgorsza rzecz, jaką mogłem teraz zrobić, ale nie
mogłem tego powstrzymać. To, co się dzisiaj stało za bardzo mnie przeraziło,
bym mógł spokojnie siedzieć. Wspomnienia jak fala zaczęły do mnie napływać.
Gdy byłem dzieckiem a rodzice wciąż byli małżeństwem często
przychodziliśmy w takie miejsca. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Pomyślałem sobie,
że nasza rodzina jest naprawdę wspaniała, że zawsze będziemy tacy szczęśliwi,
że zawsze będziemy razem. Bo tak było.
Więc, czemu?
Czemu to wszystko się tak popieprzyło? Cholera, jak sobie
przypomnę kłótnie rodziców to aż niedobrze mi się robi. Poczułem jak fala
okropnych, zimnych dreszczy przeszyła moje ciało. Łzy napłynęły mi gęsto do
oczu. Nie mogłem ich powstrzymać.
Tego to jeszcze nie było, żebym to ja tak bardzo płakał.
Chyba musiałem się wyładować po tym wszystkim. Dać chwile ulgi dla swoich
nadszarpniętych nerwów.
Naprawdę było mi teraz tak ciężko. Tak cholernie ciężko na
sercu.
Czasem czułem się tak jakbym musiał dźwigać na barkach
wielki głaz, który z każdym krokiem staje się cięższy. Powiedzcie mi czemu tak
jest, że takie szczęśliwe rodziny jak moja kończą właśnie w taki sposób?
Dlaczego?
Nie rozumiem. Chciałbym jakoś ich pogodzić sprawić byśmy
znowu mogli być razem. Ale nikt mi tego nie ułatwia. Rodzice ciągle się kłócą.
Nauczyciele szeptają za moimi plecami. Właściwie to wszyscy szeptają. Widzę te
ich pogardliwe spojrzenia. Pełne zimna i obrzydzenia do mnie.
Tylko, czemu?
Powiedzcie mi, co ja takiego zrobiłem?
Czemu oni wszyscy mnie tak nie nawiedza?
Wolałbym już zginąć niż przezywać dalej ten koszmar. Już
dawno zabiłbym się. Tylko...
Lucas powiedział, że nie mogę tego zrobić.
Nie zrobię tego właśnie dlatego, że on prosił. Nie chce by
płakał, nie chce by jedyna osoba, którą uważam za rodzinę i która jest mi
najbliższa płakała przeze mnie. Nie on. Tylko, że przez to jest mi jeszcze
ciężej. Naprawdę chciałbym już mieć spokój skończyć to wszystko, ale nie mogę.
Poczułem się taki bezradny, zagubiony. Szlochałem głośno,
dreszcze spazmatycznego płaczu nie pozwalały mi się uspokoić. Cały drżałem, już
nawet nie wiem czy z zimna czy po prostu ze zdenerwowania. Pozwoliłem sobie płakać,
bo nikogo nie było, byłem nareszcie sam ze sobą i swoimi problemami. Nie znoszę,
gdy ktoś się nade mną lituje. Nie chce ich litości. Ja chce po prostu spokoju.
-Yuki?- Kiedy usłyszałem ten glos aż zadławiłem się własnymi
łzami. To był Mizuki rozumiecie? Nie, błagam tylko nie to. Nie chce by widział
mnie w takim stanie. Taki wstyd. Znowu będę musiał walczyć z plotkami. Znowu.
Podszedł do mnie szybko ze strachem w oczach.
-Boże Yuki, co się stało, czemu płaczesz?- Chciał mnie podnieść,
ale odtrąciłem jego rękę.
Błagam niech przestanie się nade mną litować. Nie potrzebuję
jego litości. Ja potrzebuje tylko...
Czego?
Nie wiem.
Ale brzydzę się tą ich litością.
-Niech pan mnie zostawi nic mi nie jest mam po prostu zły dzień-
Fuknąłem do niego złośliwie odwracając wzrok.
-Chyba zwariowałeś wstawaj natychmiast. Patrz jak ty wyglądasz?
Masz zamiar siedzieć tu całą noc? Chcesz zamarznąć czy co?- Zganił mnie
marszcząc brwi gniewnie. Pomógł mi wstać a potem mocno objął. -Chodź tu idziesz
ze mną- Nie protestowałem pozwoliłem mu się prowadzić.
-Ale do-kąd- Głos ciągle mi drżał od łez. Zacząłem się
jeszcze bardziej trząść, gdy zimny wiatr dmuchnął mi w plecy mokre od
potu. Nienawidzę, gdy ktoś mnie widzi
takiego. To takie upokarzające. A już na pewno nie on. Czemu, czemu to musi być
Mizuki? Po tym jak myślałem, że możemy być przyjaciółmi, czy kimś takim musiał
mnie zobaczyć z najgorszej możliwej strony. Nienawidzę swojego życia,
nienawidzę tego pieprzonego szczęścia, które odchodzi w najmniej oczekiwanych
momentach. Blondyn przycisnął mnie do siebie, a ja po prostu jeszcze bardziej
się rozpłakałem. Cholera, czemu to musi być on? A może właściwie to powinien być
on?
-Czemu to robisz? Dla mnie? Przecież nie warto! Jestem
nikim. Nikt się mną nie przejmuje. W szkole ciągle widzę jak wszyscy na mnie
patrzą. Nie jestem ślepy. Oni po prostu mnie nienawidzą. Wiem, że tak jest a ty?
Czemu? Nie chce litości! Rozumiesz nienawidzę, gdy ludzie się nade mną litują.
Nie jestem pieprzoną przybłędą- Wychrypiałem mu to wszystko prosto w twarz
próbując wyswobodzić się z jego mocnego uścisku.
-Yuki, co ty wygadujesz? Nie lituje się nad tobą, chce ci
tylko pomóc, to całkiem inna sprawa. Nikt tak przecież o tobie nie myśli. Nie
gadaj głupot. W ogóle, co ci się stało?- Zapytał patrząc mi w twarz ze
zmartwieniem w oczach. Poczułem jak krew we mnie wrze. Nie wiem, czemu byłem
wściekły. Po prostu musiałem się wykrzyczeć, musiałem komuś powiedzieć o
wszystkich swoich żalach.
-Jak to nie? Myślisz, że ja nie wiem? Nie jestem aż taki tępy!
Dobrze wiem, że wszyscy o tym gadają, że moja matka się puszcza za kasę, że
ojciec chleje. Wszyscy wiedzą. Przecież widzą. Pytasz, co mi się stało? Rodzice
mieli kłótnię. Wyzywali się od najgorszych a potem kłócili się czyim to
pieprzonym synkiem jestem. Żadne z nich mnie nie chciało. Na dowód tego mam
pięknie obitą twarz przez mojego ojca i matkę. Nienawidzę tego domu, ale czy ktoś
to widzi? Nie! Nikt do cholery nigdy nie zapyta, jak ja się czuję, co ja myślę.
Po prostu plotkują i gadają, co im się podoba- Z każdą chwila nakręcałem się
coraz bardziej. Łzy ciekły mi po policzkach, ale jedyne, co czułem to
wściekłość. Nie na blondyna, ale na tych wszystkich ludzi, którzy źle mnie
traktowali przez te wszystkie lata. Poczułem się, jakby coś nagle we mnie
pękło.
-Yuki spokojnie- Szepnął Mizuki łagodnym tonem.
-Ja jestem spokojny. Niech pan mnie nie ucisza. To nie jest
szkoła. Już za długo jestem cicho. Już dawno powinienem stąd zniknąć. Nie
powinno mnie tu być. Przecież nikt mnie nie chce nikomu nie jestem tu
potrzebny. Więc, po co jeszcze mam się trudzić? Ja...-
Nagle poczułem jak żołądek mi się skręca. Dreszcze
wstrząsnęły moim ciałem. Podbiegłem do krzaków i zacząłem wymiotować. No
pięknie jeszcze tego brakowało. Cały się trząsłem. Nie mogłem ustać na własnych
nogach. Tak bardzo się zdenerwowałem tym, że to on mnie widzi takiego. Tak
bardzo dałem się ponieść swojej złości. Poczułem jak blondyn łapie mnie w pasie
i przytrzymuje. Już chciałem coś powiedzieć, ale znowu zebrało mi się na
wymioty. Otarłem usta ręką i wyprostowałem się. Było mi tak wstyd, nie miałem
odwagi, by spojrzeć mu w oczy. To przecież mój nauczyciel do cholery.
-Ja...- Zacząłem, ale on przerwał mi przystawiając palec do
moich ust.
-Chicho ani słowa więcej- Spojrzał mi w oczy tak
przeszywającym i intensywnym spojrzeniem, że nie byłem w stanie mu się
sprzeciwić. Właśnie w taki sposób skutecznie mnie przytkał. Na chwilę chociaż.
Czułem się strasznie. Nie tylko dosłownie, ale moja psychika
była ostro nadwerężona. Już dawno nie przeżyłem czegoś takiego. Zawsze jakoś
wywijałem się z kłopotów. A dzisiaj? Niemal lgnęły do mnie jakbym był jakimś
cholernym magnesem na kłopoty. Może jestem?
Blondyn dał mi swój płaszcz i zaczął prowadzić chyba w
stronę swojego domu. Nie wiem. W sumie już nawet nie kontaktowałem za dobrze.
Po prostu szedłem koło niego chwiejnym krokiem jak posłuszny piesek. W końcu doszliśmy
do jego mieszkania. Nawet nie pamiętam drogi. Zdjął ze mnie kurtkę i buty. Ja
byłem po prostu jak laleczka, którą można się pobawić.
-..i...ki...Yuki-
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Nawet nie słyszałem jak
mnie woła. Jego mina wyrażała jakiś dziwny brak emocji. Zupełnie jakby nie wiedział,
co ma ze mną zrobić. Jakby bał się czegoś.
-Yuki idź umyj twarz. Zrobię ci herbaty- Mruknął patrząc na
mnie wciąż bardzo uważnie.
-Nie trzeba- Bąknąłem cicho. Odwrócił się jedynie i jeszcze mocniej
dodał.
-Po prostu idź umyj twarz- Po czym wyszedł zostawiając mnie
samego.
Więc poszedłem. Umyłem tą głupią twarz. Szczerze, gdy
zobaczyłem się w lustrze to miałem ochotę znowu się rozpłakać, ale już nie
miałem na to siły. Po prostu wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Po
chwili pojawił się też Mizuki i postawił przede mną kubek z herbatą. Usiadł
koło mnie i wpatrywał się we mnie uważnie. Spuściłem wzrok nie miałem ochoty widzieć
teraz nikogo. Znowu przeszła mnie fala dreszczy przywołując kolejne krople do
moich oczu.
-Nie, nie Yuki, nie płacz. Tylko nie płacz- Objął mnie mocno
i przytulił do siebie – Yuki ciiiiiicho. Nic ci nie będzie. Spokojnie. Tylko
spokojnie- Szeptał mi te wszystkie uspokajające słowa. Jego ręka delikatnie
głaskała mnie po głowie. Naprawdę powoli zacząłem się uspokajać. On był po
prostu taki cichy, opanowany, silny. Nie wiem, czemu po prostu poddałem się tej
jego aurze. Przymknąłem powieki i zacząłem oddychać miarowo. Było mi tak głupio
bezpiecznie. Dziwne.
Nagle widząc chyba, że już się uspokoiłem odsunął się ode
mnie.
-Poczekaj tu, zaraz przyjdę trzeba się zająć twoją ręką-
Spojrzałem na nią i dopiero teraz zauważyłem, że cała jest w zaschniętej krwi.
Moje spodnie zresztą też. Całe były w czerwone kropki. No ładnie wyglądam
jakbym się urwał od rzeźnika.
Rozłożyłem się wygodnie na brązowej kanapie mojego
nauczyciela. Cholera, czemu on jest taka miękka, no? Aż mi się chce spać jak
tak na niej leże. A może to tylko ja jestem taki zmęczony? Zmęczony życiem, to
na pewno. Upiłem kilka łyków herbaty. Malinowa. No tak mogłem się spodziewać on
tez chyba lubił tą herbatę, bo zawsze ją robi.
-Już jestem- Gdy blondyn wszedł do pokoju usiadłem na
kanapie a on tuż przy mnie -Pokaż mi tą rękę- Wyciągnąłem ją w stronę
Mizukiego. Gdy tylko lekko dotknął rany nasączonym wacikiem niemal
podskoczyłem. Syknąłem z bólu i szarpnąłem się niespokojnie. Cholera bolało.
Naprawdę bolało.
-W ranie jest kawałek szkła musze go wyciągnąć wytrzymaj chwilkę-
Powiedział spokojnie zupełnie opanowany mocniej chwytając moje przedramię.
Łatwo powiedzieć trudno zrobić. Gdy tylko dotknął owego kawałka myślałem, że
zwariuje. Zacisnąłem zęby z całej siły. Cholera to boli!
Jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął odłamek, zaskomlałem
boleśnie. Cholera. Ale to nie był koniec. Teraz zaczęło się najgorsze
oczyszczanie rany. Zagryzłem wargę z bólu, mój oddech wyraźnie się spłycił.
Boli, boli, boli, kurwa boli!!!
-Krzycz jeśli chcesz. Wiem, że to boli, ale już kończę-
Powiedział delikatnie dotykając krawędzi rozcięcia. Mimo to jakoś dotrzymałem
do końca. Zabandażował mi rękę i zabrał się za zadrapania na twarzy. Z tym nie
było już tak źle. Też szczypało, ale nie aż tak mocno jak ręka. Gdy skończył
wstał i znów wyszedł na chwilę.
Byłem tak wykończony, że oczy same mi się zamykały. Skoro
mnie tu przywlekł i zrobił dla mnie już tyle to chyba nie będzie dla niego problemem,
jeśli na chwilę się prześpię prawda? Mam nadzieję.
Rozciągnąłem się na jego wersalce wtulając się w miękki
materiał.
Chyba nie było to problemem, bo po chwili poczułem na sobie ciężar
włochatego koca. Blondyn usiadł koło mnie i znów zaczął mnie głaskać. Tak
delikatnie.
Było mi ciepło.
Jego kanapa naprawdę była wygodna. Nie tak jak moje za małe
łóżko.
-Śpij Yuki powinieneś teraz odpocząć- Szepnął mi do ucha delikatnie.
Nawet poczułem ciepło, które owiało moją skórę.
Odpocząć... tak powinienem.
Po prostu powoli oddałem się dziadkowi Morfeuszowi w
objęcia. Jedyne, co czułem to ta ciepła dłoń głaszcząca mnie uspokajająco.
Delikatnie.
Spokojnie.
Właściwie...
...chciałbym by zawsze był przy mnie ktoś taki.
Zawsze...
...Zawsze.
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz