czwartek, 24 maja 2012

~18~


Wiecie, jaki czas najbardziej lubię? Czas, gdy lekcje się kończą. No serio to chyba najlepsza godzina mojego życia. Właściwie to siedzę na wszystkich tych nudnych lekcjach tylko, dlatego, że nie mam co robić. No dobrze pomijając lekcje z moim przecudnym panem chemikiem, który ostatnimi czasy doprowadza mnie do stanu, co najmniej dziwnego. No i oczywiście, gdy Lucas wpada na jakiś genialny pomysł to wtedy też się zrywam razem z nim. Na przykład tak jak dzisiaj. Razem z moim brązowowłosym przyjacielem zdążyłem już pozwiedzać chyba wszystkie parki, sklepy z AGD i sklepy sportowe, jakie są w tym mieście. No i właściwie jakoś nam się to tak przeciągnęło. No chyba rozumiecie, że jak my się dorwiemy do jakichś nowości to musimy przeanalizować każdy szczegół.
No, co wy? Nigdy nie interesował was nowoczesny sprzęt komputerowy, albo zarąbiste buty do koszykówki? No dajcie spokój. Co wy baby jesteście? Może mieliśmy wybierać szminki, cienie do powiek, lakiery, pianki, kremy, perfumy, pilniczki zapachowe i bóg wie, co tam jeszcze. Dobra, nie pytajcie skąd wiem takie rzeczy. Naprawdę nie chcecie wiedzieć.
Właściwie to zasiedzieliśmy się chyba trochę z Lucasem.
Ta, lekko powiedziane…
Dobra było już ciemno lepiej wam?
Nie wiem, która godzina była 21? Zresztą, jakie to miało za znaczenie? Musiałem się czymś zając, żeby nie myśleć zbyt wiele o życiu i o NIM. Poza tym nienawidziłem tego momentu, gdy się ściemniało, gdy trzeba było już wracać, gdy nieubłaganie zbliżała się ta chwila. Szczerze powiedziawszy gdybym mógł to w ogóle nie wracałbym do tego przeklętego miejsca. Nazywam je „dom” chyba już tylko z przyzwyczajenia.
W końcu tam powinna czekać kochająca rodzina.
Matka z uśmiechem na twarzy albo grymasem, gdy nabroimy.
Ojciec powinien pracować i zarabiać by rodzina miała, co jeść.
Właściwie to w domu chyba powinniśmy się czuć bezpiecznie prawda? No cóż ja w swoim przeciwnie. Za każdym razem, kiedy tam wracam przeżywam istny koszmar i musze skradać się by czasem ojcu nie odbiło i sobie o mnie nie przypomniał. Pewnie dziwicie się, czemu? Powinienem się cieszyć, że ojciec o mnie pamięta i tak dalej…
No właśnie nie. W moim wypadku jest to równoznaczne z tym, że zaczniemy się na siebie rzucać. No dobra on się na mnie rzuci a ja będę się bronić.
Już nie pamiętam, kiedy wracając do domu zastałem go trzeźwego. Albo nie, to chyba było w piątek tylko, że jakieś 5 lat temu.
Właśnie szedłem chodnikiem w stronę mojego osiedla. Jeśli w ogóle mogę go tak jeszcze nazwać. Z daleka już widziałem okna swojego mieszkania.
W pewnym momencie zatrzymałem się lekko zdezorientowany coś tu było nie tak.
Wszystkie światła w mieszkaniu się paliły.
Dziwne.
Zwykle ojciec nie zapalał światła. Po prostu leżał gdzieś w jakimś koncie zalany i spał tam sobie. A jeśli teraz wszędzie jest pozapalane światło to znaczy tylko jedno...
Matka postanowiła wrócić na chwile by uprzykrzyć mi i ojcu życie pod pretekstem zabrania kolejnej części swoich rzeczy.
No to pięknie będę miał przesrane jak wrócę. Ale co zrobić może mnie nie zauważy jak zwykle. A może tym razem nie pokłóciła się aż tak bardzo z ojcem?
Ta dobre sobie chyba marze…
Ona mając okazję miałaby się nie pokłócić?
Niemożliwe.
Wszedłem jakoś niepewnie do klatki. Już słyszałem ich krzyki. No w końcu mieszkamy na pierwszym piętrze. Jak oni zaczynają się kłócić to cały blok o tym wie.
Jedyny plus, jaki można znaleźć w tym wszystkim jest taki, że zawsze mogę zwiać przez okno niepostrzeżenie jak zrobi się naprawdę gorąco.
Szybko wszedłem do mieszkania. Ich krzyki dochodziły z salonu. Naprawdę teraz miałem najmniejszą ochotę na to by zostać wplątany w tą ich durną kłótnię o nic.
-Ty pieprzona suko znowu pewnie masz 20 klientów prawda?-
-A tobie, co do tego stary żulu? Popatrz na siebie jak ty wyglądasz jak pijak z pod mostu-
-Na pewno lepiej niż ty! Nie chodzę przynajmniej z dupą na wierzchu, żeby tylko jakiś pies z kasą mnie przeleciał-
-Odpieprz się jesteś po prostu zazdrosny, że znalazłam sobie kogoś lepszego od nie nieudacznika i pijaka jak ty-
-Lepszego z wielkim portfelem, co? Ile teraz ma lat 80?-
-Zamknij się dupku. Nie sypiam z żadnymi dziadkami i nie poślubiłam go dla pieniędzy tylko z miłości. Ale ty chyba już zapomniałeś nawet, co to jest. Jedyne, co widzisz to ta twoja wódka-
-A jak myślisz, przez kogo? To twoja wina ty pieprzona suko-
-Tak oczywiście zawsze to moja wina. Po prostu jesteś zwykłym nieudacznikiem. No proszę nawet twój bękart się zjawił- Matka warknęła w pewnym momencie zauważając mnie skradającego się bokiem do swojego pokoju.
No to ładnie zostałem zauważony.
Super, to teraz mam przerąbane.
-Zamknij się to przecież to twój pieprzony syneczek. Pewnie nawet nie jest mój. Czyj to dzieciak? Listonosza, a może tego zboczeńca z pod 5? Nie dziwię się taka z ciebie suka, że każdemu dałabyś się przerżnąć- Zapijaczony ojciec zatoczył się po czym splunął na podłogę z obrzydzeniem.
-Pieprz się! To twój cholerny dzieciak! Chyba wiem, kto jest sprawcą mojego największego nieszczęścia. To twój pieprzony bękart. Sam go zrobiłeś własnym chujem- Ała, to trochę zabolał, ale chyba wole się nie odzywać.
Już chciałem się ulotnić, ale matka szarpnęła mnie za bluzkę i wepchnęła prosto do pokoju.
-Ty pieprzona suko jak ty do mnie mówisz? Nigdy mnie nie kochałaś, więc on też pewnie nie jest mój. Weź go ze sobą do tego swojego kochasia. Może z niego też będziesz miała pożytek. Jak go nauczysz fachu to pewnie też zarobi sporo kasy na swojej dupie- Zarechotał ojciec chrapliwie, po czym znowu splunął obrzydzony.
Zaczynam się bać wiecie. Bo jeszcze takiej kłótni to tu nie było.
-Spieprzaj! Nie jestem dziwką! Przynajmniej ja mam, za co kupić jedzenie. Nie przepijam wszystkiego tak jak ty- Wrzasnęła matka skacząc z pazurami w stronę ojca.
-To moja sprawa suko, co robię. A teraz wypierdalaj stąd z tym swoim pieprzonym syneczkiem- Ojciec odwrócił się od nas rozglądając się bez celu po pokoju, jakby czegoś szukał.
-To przecież twój bachor nie chce niczego, co ma jakikolwiek związek z tobą. Skoro sobie go zrobiłeś to teraz wychowaj dzieciaka- syknęła jadowicie wskazując na mnie swoimi szponami.
-Ja już może pójdę- Spróbowałem się ulotnić, ale zaraz dostałem w twarz od rozwścieczonej matki. Poczułem jeszcze jak jej długie plastikowe tipsy robią porządne rysy na mojej twarzy. Zachwiałem się i wpadłem na ścianę plecami.
-A ty dokąd bachorze? Widzisz, jest taki sam jak ty! Nawet nie chce słuchać. Pewnie za parę lat też wyląduje w jakimś śmietniku- Matka krzywiła się lustrując moją sylwetkę.
-Wypierdalaj suko. Nie chce cię widzieć na oczy wracaj do tego swojego paniczyka- Warknął ojciec wskazując na wyjście znacząco.
-A żebyś wiedział, że tak zrobię. Chlej dalej. Mam nadzieję, że zdechniesz- Wykrzywiła warki z odrazą i pewnym krokiem wyszła z pokoju a potem z mieszkania trzaskając za sobą drzwiami.
Oczywiście ja stoję pod ściana, a przede mną kipiący ze złości ojciec. W dodatku nieźle wcięty, kiwa się z boku na bok z ledwością trzymając pion. Nie wiem, jakim cudem on w ogóle był w stanie się kłócić z matką. Właściwie to nie chce myśleć.
Już chciałem wyjść i skończyć to głupie przedstawienie, ale ojciec chyba wciąż się nie wyładował krzykami na matkę. Przyskoczył do mnie, gdy tylko się ruszyłem i zaczął mnie szarpać.
-Czego tu szukasz pieprzony bachorze wypierdalaj stąd. Masz mi załatwić wódę, bo jak nie to cię zabije- Szarpał mną dalej. Zamachnąłem się i uderzyłem go prosto w twarz. Zachwiał się i zdaje się, że mój cios nieco go otrzeźwił. Nawet nie wiem, kiedy on też się zamachnął i trafił mi prosto w brzuch. Skurczyłem się i zacząłem kaszleć. Wtedy on rzucił się na mnie i przybił do podłogi. Zacząłem się z nim szarpać i turlać po całym pokoju. Nawzajem okładaliśmy się pięściami jak tylko mogliśmy. Ja chciałem uciec a on po prostu chciał mi wpieprzyć. Upadłem na jakieś szkło i rozciąłem sobie rękę. To mnie trochę ocuciło. Złapałem za jakąś butelkę leżącą obok i walnąłem nią prosto w głowę ojca.
Odskoczył jak oparzony i złapał się za głowę. Usiadł pod ścianą marudząc coś pod nosem.
Ja oczywiście jak najszybciej zabrałem się z domu i wybiegłem z bloku.
Nawet nie wiem, gdzie mam teraz pójść. Ojciec jest wściekły. Może wrócę tam za jakieś 3 godziny to już zaśnie. Wole już dzisiaj nie ryzykować więcej spotkania z nim.
Cholera czuję się jak worek treningowy. Wszystko mnie boli. Lewa ręka cholernie mnie szczypie. Właściwie to ogólnie jestem jakiś przerażony. Wiecie nie żeby bójki z ojcem to była dla mnie rzadkość. Ale do tak ostrej kłótni, a potem do naszych rękoczynów to już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz doszło. Właściwie to chyba pierwszy raz, kiedy posunęli się do tego. Wyzwiska, wytykanie palcem były normą, ale jeszcze nigdy nie słyszałem by kłócili się z mojego powodu.
Nie wiedziałem gdzie mam iść. Do Lukasa nie pójdę. Jego rodzina liczy 6 osób i już i tak nie mieszczą się w swoim małym mieszkanku. Przynajmniej wspierają się wzajemnie. Nie tak jak my. Zresztą mają już dość swoich problemów nie potrzebują jeszcze jednej marudy do kompletu.
Nie wiedząc, co mam zrobić jedyne, co przychodziło mi do głowy to biec. Dlatego biegłem. Po prostu musiałem się wyżyć, ochłonąć, ostudzić nieco nerwy. Byłem tak zdenerwowany, że serce biło mi ze zdwojoną siłą. W końcu trafiłem na jakiś plac zabaw przy małym parku.
Było już po 23 wokół nie było nikogo, tylko wiatr huczący złowrogo między uliczkami. I tak nikt już tedy nie chodził. Wszyscy spali sobie smacznie w swoich domach.
A ja co? Po prostu usiadłem na jednej z huśtawek i zacząłem myśleć.
To chyba najgorsza rzecz, jaką mogłem teraz zrobić, ale nie mogłem tego powstrzymać. To, co się dzisiaj stało za bardzo mnie przeraziło, bym mógł spokojnie siedzieć. Wspomnienia jak fala zaczęły do mnie napływać.
Gdy byłem dzieckiem a rodzice wciąż byli małżeństwem często przychodziliśmy w takie miejsca. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Pomyślałem sobie, że nasza rodzina jest naprawdę wspaniała, że zawsze będziemy tacy szczęśliwi, że zawsze będziemy razem. Bo tak było.
Więc, czemu?
Czemu to wszystko się tak popieprzyło? Cholera, jak sobie przypomnę kłótnie rodziców to aż niedobrze mi się robi. Poczułem jak fala okropnych, zimnych dreszczy przeszyła moje ciało. Łzy napłynęły mi gęsto do oczu. Nie mogłem ich powstrzymać.
Tego to jeszcze nie było, żebym to ja tak bardzo płakał. Chyba musiałem się wyładować po tym wszystkim. Dać chwile ulgi dla swoich nadszarpniętych nerwów.
Naprawdę było mi teraz tak ciężko. Tak cholernie ciężko na sercu.
Czasem czułem się tak jakbym musiał dźwigać na barkach wielki głaz, który z każdym krokiem staje się cięższy. Powiedzcie mi czemu tak jest, że takie szczęśliwe rodziny jak moja kończą właśnie w taki sposób?
Dlaczego?
Nie rozumiem. Chciałbym jakoś ich pogodzić sprawić byśmy znowu mogli być razem. Ale nikt mi tego nie ułatwia. Rodzice ciągle się kłócą. Nauczyciele szeptają za moimi plecami. Właściwie to wszyscy szeptają. Widzę te ich pogardliwe spojrzenia. Pełne zimna i obrzydzenia do mnie.
Tylko, czemu?
Powiedzcie mi, co ja takiego zrobiłem?
Czemu oni wszyscy mnie tak nie nawiedza?
Wolałbym już zginąć niż przezywać dalej ten koszmar. Już dawno zabiłbym się. Tylko...
Lucas powiedział, że nie mogę tego zrobić.
Nie zrobię tego właśnie dlatego, że on prosił. Nie chce by płakał, nie chce by jedyna osoba, którą uważam za rodzinę i która jest mi najbliższa płakała przeze mnie. Nie on. Tylko, że przez to jest mi jeszcze ciężej. Naprawdę chciałbym już mieć spokój skończyć to wszystko, ale nie mogę.
Poczułem się taki bezradny, zagubiony. Szlochałem głośno, dreszcze spazmatycznego płaczu nie pozwalały mi się uspokoić. Cały drżałem, już nawet nie wiem czy z zimna czy po prostu ze zdenerwowania. Pozwoliłem sobie płakać, bo nikogo nie było, byłem nareszcie sam ze sobą i swoimi problemami. Nie znoszę, gdy ktoś się nade mną lituje. Nie chce ich litości. Ja chce po prostu spokoju.
-Yuki?- Kiedy usłyszałem ten glos aż zadławiłem się własnymi łzami. To był Mizuki rozumiecie? Nie, błagam tylko nie to. Nie chce by widział mnie w takim stanie. Taki wstyd. Znowu będę musiał walczyć z plotkami. Znowu.
Podszedł do mnie szybko ze strachem w oczach.
-Boże Yuki, co się stało, czemu płaczesz?- Chciał mnie podnieść, ale odtrąciłem jego rękę.
Błagam niech przestanie się nade mną litować. Nie potrzebuję jego litości. Ja potrzebuje tylko...
Czego?
Nie wiem.
Ale brzydzę się tą ich litością.
-Niech pan mnie zostawi nic mi nie jest mam po prostu zły dzień- Fuknąłem do niego złośliwie odwracając wzrok.
-Chyba zwariowałeś wstawaj natychmiast. Patrz jak ty wyglądasz? Masz zamiar siedzieć tu całą noc? Chcesz zamarznąć czy co?- Zganił mnie marszcząc brwi gniewnie. Pomógł mi wstać a potem mocno objął. -Chodź tu idziesz ze mną- Nie protestowałem pozwoliłem mu się prowadzić.
-Ale do-kąd- Głos ciągle mi drżał od łez. Zacząłem się jeszcze bardziej trząść, gdy zimny wiatr dmuchnął mi w plecy mokre od potu.  Nienawidzę, gdy ktoś mnie widzi takiego. To takie upokarzające. A już na pewno nie on. Czemu, czemu to musi być Mizuki? Po tym jak myślałem, że możemy być przyjaciółmi, czy kimś takim musiał mnie zobaczyć z najgorszej możliwej strony. Nienawidzę swojego życia, nienawidzę tego pieprzonego szczęścia, które odchodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Blondyn przycisnął mnie do siebie, a ja po prostu jeszcze bardziej się rozpłakałem. Cholera, czemu to musi być on? A może właściwie to powinien być on?
-Czemu to robisz? Dla mnie? Przecież nie warto! Jestem nikim. Nikt się mną nie przejmuje. W szkole ciągle widzę jak wszyscy na mnie patrzą. Nie jestem ślepy. Oni po prostu mnie nienawidzą. Wiem, że tak jest a ty? Czemu? Nie chce litości! Rozumiesz nienawidzę, gdy ludzie się nade mną litują. Nie jestem pieprzoną przybłędą- Wychrypiałem mu to wszystko prosto w twarz próbując wyswobodzić się z jego mocnego uścisku.
-Yuki, co ty wygadujesz? Nie lituje się nad tobą, chce ci tylko pomóc, to całkiem inna sprawa. Nikt tak przecież o tobie nie myśli. Nie gadaj głupot. W ogóle, co ci się stało?- Zapytał patrząc mi w twarz ze zmartwieniem w oczach. Poczułem jak krew we mnie wrze. Nie wiem, czemu byłem wściekły. Po prostu musiałem się wykrzyczeć, musiałem komuś powiedzieć o wszystkich swoich żalach.
-Jak to nie? Myślisz, że ja nie wiem? Nie jestem aż taki tępy! Dobrze wiem, że wszyscy o tym gadają, że moja matka się puszcza za kasę, że ojciec chleje. Wszyscy wiedzą. Przecież widzą. Pytasz, co mi się stało? Rodzice mieli kłótnię. Wyzywali się od najgorszych a potem kłócili się czyim to pieprzonym synkiem jestem. Żadne z nich mnie nie chciało. Na dowód tego mam pięknie obitą twarz przez mojego ojca i matkę. Nienawidzę tego domu, ale czy ktoś to widzi? Nie! Nikt do cholery nigdy nie zapyta, jak ja się czuję, co ja myślę. Po prostu plotkują i gadają, co im się podoba- Z każdą chwila nakręcałem się coraz bardziej. Łzy ciekły mi po policzkach, ale jedyne, co czułem to wściekłość. Nie na blondyna, ale na tych wszystkich ludzi, którzy źle mnie traktowali przez te wszystkie lata. Poczułem się, jakby coś nagle we mnie pękło.
-Yuki spokojnie- Szepnął Mizuki łagodnym tonem.
-Ja jestem spokojny. Niech pan mnie nie ucisza. To nie jest szkoła. Już za długo jestem cicho. Już dawno powinienem stąd zniknąć. Nie powinno mnie tu być. Przecież nikt mnie nie chce nikomu nie jestem tu potrzebny. Więc, po co jeszcze mam się trudzić? Ja...-
Nagle poczułem jak żołądek mi się skręca. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem. Podbiegłem do krzaków i zacząłem wymiotować. No pięknie jeszcze tego brakowało. Cały się trząsłem. Nie mogłem ustać na własnych nogach. Tak bardzo się zdenerwowałem tym, że to on mnie widzi takiego. Tak bardzo dałem się ponieść swojej złości. Poczułem jak blondyn łapie mnie w pasie i przytrzymuje. Już chciałem coś powiedzieć, ale znowu zebrało mi się na wymioty. Otarłem usta ręką i wyprostowałem się. Było mi tak wstyd, nie miałem odwagi, by spojrzeć mu w oczy. To przecież mój nauczyciel do cholery.
-Ja...- Zacząłem, ale on przerwał mi przystawiając palec do moich ust.
-Chicho ani słowa więcej- Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym i intensywnym spojrzeniem, że nie byłem w stanie mu się sprzeciwić. Właśnie w taki sposób skutecznie mnie przytkał. Na chwilę chociaż.
Czułem się strasznie. Nie tylko dosłownie, ale moja psychika była ostro nadwerężona. Już dawno nie przeżyłem czegoś takiego. Zawsze jakoś wywijałem się z kłopotów. A dzisiaj? Niemal lgnęły do mnie jakbym był jakimś cholernym magnesem na kłopoty. Może jestem?
Blondyn dał mi swój płaszcz i zaczął prowadzić chyba w stronę swojego domu. Nie wiem. W sumie już nawet nie kontaktowałem za dobrze. Po prostu szedłem koło niego chwiejnym krokiem jak posłuszny piesek. W końcu doszliśmy do jego mieszkania. Nawet nie pamiętam drogi. Zdjął ze mnie kurtkę i buty. Ja byłem po prostu jak laleczka, którą można się pobawić.
-..i...ki...Yuki-
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Nawet nie słyszałem jak mnie woła. Jego mina wyrażała jakiś dziwny brak emocji. Zupełnie jakby nie wiedział, co ma ze mną zrobić. Jakby bał się czegoś.
-Yuki idź umyj twarz. Zrobię ci herbaty- Mruknął patrząc na mnie wciąż bardzo uważnie.
-Nie trzeba- Bąknąłem cicho. Odwrócił się jedynie i jeszcze mocniej dodał.
-Po prostu idź umyj twarz- Po czym wyszedł zostawiając mnie samego.
Więc poszedłem. Umyłem tą głupią twarz. Szczerze, gdy zobaczyłem się w lustrze to miałem ochotę znowu się rozpłakać, ale już nie miałem na to siły. Po prostu wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Po chwili pojawił się też Mizuki i postawił przede mną kubek z herbatą. Usiadł koło mnie i wpatrywał się we mnie uważnie. Spuściłem wzrok nie miałem ochoty widzieć teraz nikogo. Znowu przeszła mnie fala dreszczy przywołując kolejne krople do moich oczu.
-Nie, nie Yuki, nie płacz. Tylko nie płacz- Objął mnie mocno i przytulił do siebie – Yuki ciiiiiicho. Nic ci nie będzie. Spokojnie. Tylko spokojnie- Szeptał mi te wszystkie uspokajające słowa. Jego ręka delikatnie głaskała mnie po głowie. Naprawdę powoli zacząłem się uspokajać. On był po prostu taki cichy, opanowany, silny. Nie wiem, czemu po prostu poddałem się tej jego aurze. Przymknąłem powieki i zacząłem oddychać miarowo. Było mi tak głupio bezpiecznie. Dziwne.
Nagle widząc chyba, że już się uspokoiłem odsunął się ode mnie.
-Poczekaj tu, zaraz przyjdę trzeba się zająć twoją ręką- Spojrzałem na nią i dopiero teraz zauważyłem, że cała jest w zaschniętej krwi. Moje spodnie zresztą też. Całe były w czerwone kropki. No ładnie wyglądam jakbym się urwał od rzeźnika.
Rozłożyłem się wygodnie na brązowej kanapie mojego nauczyciela. Cholera, czemu on jest taka miękka, no? Aż mi się chce spać jak tak na niej leże. A może to tylko ja jestem taki zmęczony? Zmęczony życiem, to na pewno. Upiłem kilka łyków herbaty. Malinowa. No tak mogłem się spodziewać on tez chyba lubił tą herbatę, bo zawsze ją robi.
-Już jestem- Gdy blondyn wszedł do pokoju usiadłem na kanapie a on tuż przy mnie -Pokaż mi tą rękę- Wyciągnąłem ją w stronę Mizukiego. Gdy tylko lekko dotknął rany nasączonym wacikiem niemal podskoczyłem. Syknąłem z bólu i szarpnąłem się niespokojnie. Cholera bolało. Naprawdę bolało.
-W ranie jest kawałek szkła musze go wyciągnąć wytrzymaj chwilkę- Powiedział spokojnie zupełnie opanowany mocniej chwytając moje przedramię. Łatwo powiedzieć trudno zrobić. Gdy tylko dotknął owego kawałka myślałem, że zwariuje. Zacisnąłem zęby z całej siły. Cholera to boli!
Jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął odłamek, zaskomlałem boleśnie. Cholera. Ale to nie był koniec. Teraz zaczęło się najgorsze oczyszczanie rany. Zagryzłem wargę z bólu, mój oddech wyraźnie się spłycił. Boli, boli, boli, kurwa boli!!!
-Krzycz jeśli chcesz. Wiem, że to boli, ale już kończę- Powiedział delikatnie dotykając krawędzi rozcięcia. Mimo to jakoś dotrzymałem do końca. Zabandażował mi rękę i zabrał się za zadrapania na twarzy. Z tym nie było już tak źle. Też szczypało, ale nie aż tak mocno jak ręka. Gdy skończył wstał i znów wyszedł na chwilę.
Byłem tak wykończony, że oczy same mi się zamykały. Skoro mnie tu przywlekł i zrobił dla mnie już tyle to chyba nie będzie dla niego problemem, jeśli na chwilę się prześpię prawda? Mam nadzieję.
Rozciągnąłem się na jego wersalce wtulając się w miękki materiał.
Chyba nie było to problemem, bo po chwili poczułem na sobie ciężar włochatego koca. Blondyn usiadł koło mnie i znów zaczął mnie głaskać. Tak delikatnie.
Było mi ciepło.
Jego kanapa naprawdę była wygodna. Nie tak jak moje za małe łóżko.
-Śpij Yuki powinieneś teraz odpocząć- Szepnął mi do ucha delikatnie. Nawet poczułem ciepło, które owiało moją skórę.
Odpocząć... tak powinienem.
Po prostu powoli oddałem się dziadkowi Morfeuszowi w objęcia. Jedyne, co czułem to ta ciepła dłoń głaszcząca mnie uspokajająco.
Delikatnie.
Spokojnie.
Właściwie...
...chciałbym by zawsze był przy mnie ktoś taki.
Zawsze...
...Zawsze.

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz