Cholera, cholera, cholera spóźnię się. Będzie ochrzan jak
nic, już to widzę. Ten jego surowy wzrok wbity prosto we mnie. Och... masakra.
No i po co ja postanowiłem się przekimać? Mam już 10 minut spóźnienia. Zanim
tam dobiegnę to minie kolejne 5 i będzie 15. Kurde, kurde, kurde. Już słyszę
jego wykład na temat spóźniania się.
Tak, dobrze myślicie po szkole postanowiłem się zdrzemnąć
zanim pójdę do Mizukiego i... TAK zaspałem! Nie wiem jak to się stało,
przysięgam.
Biegłem ile pary w nogach przed siebie. Jakby tego było mało
to niebo dosłownie waliło mi się na głowę. Tak, tak, padało. Ale nie tak zwyczajnie.
Normalnie lało jakby w chmurach puściły wszystkie zawory. Wierzcie mi śliski
chodnik wcale nie ułatwia biegania. Co jakiś czas poślizgnąłem się i potrąciłem
przypadkowo jakiegoś przechodnia. Zazwyczaj potem ten rzucał w moją stronę mało
przychylny komentarz. Ale co mnie to obchodzi ludzie! No przepraszam was
bardzo, ale ja tu walczę o życie nooo. Przecież sami wiecie jak bardzo blondyn nienawidzi
niepunktualności. No ale pech chciał, że
zaraz przypadkowo wpadłem na jakiegoś drecha trącając go zaledwie łokciem.
Cholera, jak zwyczaj to bywa te menty społeczne chodzą w stadach. Więc całe
stadko łysych, dresowych koksów spojrzało na mnie z miną pod tytułem „zabić”.
Ale co mi tam przeprosiłem szybko i już
chciałem wiać, ale ten chodzący steryd złapał mnie za rękę.
-A gdzie to. Wpadłeś na mnie no nie?- Cóż za bystrość
umysłu nie ma co.
-Przepraszam śpieszę się- Próbowałem zwiać, ale ten jednak
wcale nie jest taki tępy i zacisnął swoja wielgachną piąchę jeszcze mocniej na
mojej małej ślicznej rączce.
-A co mamusia czeka na ciebie?- Wyszczerzył się w obleśnym
uśmieszku. Kurde niech oni się już odczepią.
-Tak właśnie. Mogę już iść?!- Skłamałem szybko próbując go
wyminąć. Wszystko, byle by mnie puścił, błagam nooo.
-Jasne spadaj maminsynku- Łysol wrednie się do mnie uśmiechną
i pchnął mnie z całej siły do tyłu. No cóż a ja i moja koordynacja byliśmy tak zaskoczeni,
że wpadliśmy wprost w wielką kałużę. Ten debilowaty koks zaczął się śmiać jak
jakiś nienormalny. No pięknie. Jestem cały mokry i brudny rozumiecie to? Może jak Mizuki mnie takiego zobaczy to mnie
nie zabije? Nadziejo błagam cię chociaż ten jeden raz.
Spojrzałem szybko na zegarek. Cholera już 15 po czwartej.
On mnie zabije... na pewno! Pozbierałem się niemal z prędkością światła i nie
zwracając nawet uwagi na wredne śmiechy i docinki dresów pobiegłem dalej.
Jeszcze tylko trochę. Jeszcze momencik. Już jestem na
osiedlowym podwórku. Szybciej, szybciej. W klatce. I maraton trwa dalej.
Cholera czy te schody zawsze były takie długie? I nareszcie jesttttt! Mój cel.
Zadzwoniłem szybko dzwonkiem do drzwi. Spojrzałem na zegarek niecałe 20 minut
spóźnienia. Super, już jestem trupem.
Oparłem się o futrynę i zacząłem z trudem łapać powietrze.
Czuje się jakbym przebiegł właśnie 200 kilometrowy maraton. No i pewnie tak
wyglądam. Usłyszałem kroki na korytarzy i zobaczyłem jak klamka się porusza w
dół. Aż wstrzymałem oddech.
-Spóóóó...- Widziałem jak złość w jego oczach zmienia się
w takie zdziwienie i szok, że aż szerzej otworzył oczy. Przejechał po mnie
bardzo dokładnie wzrokiem –...źniłeś się-
-Wiem przepraszam, ale ja tego...zaspałem... a potem
dresy... i kałuża iii... przepraszam- Wysapałem pomiędzy wdechami z trudnością.
Boże, dlaczego to zawsze mnie musi spotykać?
Blondyn spojrzał na mnie jakbym mu właśnie opowiadał o tym
jak spotkałem zielone ufoludki na ulicy sezamkowej. No super! Pewnie ma mnie za
totalnego idiotę.
-Zaczekaj tutaj chwilę- Rzucił swobodnie i po prostu
poszedł sobie. Zwyczajnie zniknął gdzieś w mieszkaniu zostawiając mnie
przemoczonego i brudnego przed drzwiami. Pewnie normalnie wlazłbym już do tego
mieszkania, gdyby nie to, że mam na sobie chyba z tonę błota. No wiecie nie chce narażać się jeszcze
bardziej na jego gniew, bo Mizuki najwyraźniej zapomniał o moim spóźnieniu.
Więc nie chciałbym go teraz wkurzyć uświniając mu czyściuteńką podłogę. Ale proszę,
w tym momencie pojawił się mój nauczyciel z wielką zieloną miską w ręku.
-Wrzucaj tu brudne ciuchy- Rzucił w moją stronę spokojnie
trzymając przede mną miskę. Nie wiem czy to moje wrażenie, ale wyglądał na
dziwnie rozbawionego.
No dobra jak tam sobie chce. Pozbyłem się mokrej kurtki i
zabłoconych butów wraz z mokrymi skarpetkami. Uśmiechnąłem się do niego
zadowolony z siebie. A on dalej stał przede mną patrząc na mnie wyczekująco. No,
o co mu chodzi? Przecież bluzy nie mam mokrej... tylko trochę
brudne...nieeee...nie, nie, nie... mowy nie ma!
-Spodnie też- Uniósł teatralnie brew w geście politowania
a kąciki jego ust zaczęły drżeć lekko. Cholera, ale jak to spodnie no? Mam przed
sobą faceta swoich marzeń na myśl, o którym dostaje białej gorączki i mam przed
nim paradować w samych majtkach? Po moim trupie! Nie zmusi mnie. Nigdy! I właściwie stałem patrząc się na niego z
przerażeniem w oczach nie robiąc nic. Poczułem jak twarz zrobiła mi się gorąca
ze wstydu. No pięknie pewnie jestem czerwony jak burak. Co on sobie o mnie
pomyśli?!
-No dalej, co ty przecież też jestem facetem. Bo cię nie
wpuszczę. - No faktycznie też jest facetem, ale nie paraduje przede mną w
majciochach. A poza tym to ja szaleję na jego punkcie i boję się, że mogę się
nie powstrzymać przed…sami wiecie. Czekałem tak dłuższą chwile mając nadzieję,
że blondyn w końcu się ugnie, ale uparcie wpatrywał się we mnie i najwyraźniej
nie miał zamiaru zmieniać zdania. No cóż bardziej chyba przemawia do mnie jego
drugi argument, choć gdybym miał wybór wolałbym sobie w ogóle z trąd pójść. No,
ale wtedy pewnie dostał bym dwa razy większy ochrzan, więc. No i w sumie to
chyba nie mając wyboru ściągnąłem w końcu te głupie zabłocone spodnie,
czerwieniąc się jak dziewica przed pierwszym razem. Tylko, że...
Spojrzałem na Mizukiego badawczo. Jego kąciki ust lekko
drgały i zagryzał zębami wargę. Naprawdę chyba mocno powstrzymywał się od tego
by nie parsknąć śmiechem. I wiecie, co też bym się z jego miny śmiał tylko, że...
to ja mam bokserki w misie a nie on!
No co chcecie? Mają leżeć w szafie? Skąd mogłem wiedzieć,
że akurat dzisiaj będę musiał pokazać je światu?
Mizuki odsunął się lekko do tyłu by mnie wpuścił.
Widziałem jak niemal drżał próbując powstrzymać wybuch śmiechu. A ja, no cóż
spaliłem niezłego buraka uciekając od niego spojrzeniem, jak najdalej. W końcu
ostatkami swojej godności odwróciłem się do drzwi by je zamknąć za sobą. Nagle poczułem
ciepły oddech na szyi, który dosłownie zatrzymał na moment moje serce.
-Wiesz, co słodkie te twoje misie- I wybuchnął zupełnie
niepohamowanie śmiechem. No ja nie wytrzymam. Zaraz się chyba zapadnę pod
ziemię. Przysięgam. Odwróciłem się do niego, ale ten już szedł korytarzem
niemal dusząc się ze śmiechu. A to drań jeden noo, jak mógł mi to zrobić.
-Idź do salonu- Krzyknął mi jeszcze zanim zniknął w jakimś
pokoju. Mimo to wierzcie mi, że nawet w tym głupim salonie słyszałem jego
głośny śmiech. Cholera i to bardzo seksowny śmiech. Szkoda tylko, że ze mnie!
Usiadłem na kanapie próbując się uspokoić i nieco
ochłonąć. Niedobrze by było, gdyby teraz pewna cześć ciała odmówiła mi
posłuszeństwa. Oczywiście byłem śmiertelnie obrażony na blondyna i miałem
zamiar w pełni mu to okazać. No co on sobie myśli? Że może się tak bezczelnie
ze mnie śmiać?
W końcu wszedł do salonu z wielkim bananem na ustach.
Głupek jeden. W rękach trzymał jakieś dresowe spodnie i koc. Położył to koło mnie,
po czym rzucił iście poważnie.
-Masz, bo twoim misiom będzie jeszcze zimno- No nie czy on
już nigdy nie przestanie?
-Prze pana no błagam- skrzywiłem się w istnym geście
rozpaczy. A on zaczął kaszleć próbując chyba ukryć wybuch śmiechu.
-Przepraszam cię- Zagryzł wargę w dziwaczny figlarny
sposób. I spojrzał na mnie ciężko wypuszczając powietrze z ust -Poza tym
mówiłem ci już, że możesz mi mówić po imieniu, a ty ciągle z tym panem.
Naprawdę nie musisz się krępować. No wiesz w końcu i tak już dużo o sobie
wiemy- I nie wytrzymał zgiął się w pół i zaczął rechotać jak oszalały. No a ja
miałem ochotę po prostu wyparować. Cholera, za jakie grzechy? Chciałbym teraz
mieć umiejętność teleportowania się w jakieś dalekie, odosobnione miejsce.
Bardzo, bardzo dalekie.
Blondyn w końcu wyprostował się i otarł łzy, które uronił.
No pięknie, doprowadziłem go do płaczu ze śmiechu, tylko jakoś mnie to wcale
nie cieszy. Jęknąłem niezadowolony i odwróciłem wzrok na drugą ścianę. Postanowiłem
udawać focha.
-Oj no nie obrażaj się tylko, pójdę zrobić herbatę, a ty...a
nie ważne- Machnął tylko ręką szybko wychodząc z pomieszczenia. Chyba chciał
dodać kolejną uszczypliwą uwagę, ale sobie podarował. Bogu dzięki jeszcze
chwila a wybiegnę stąd choćby w samych majtkach, byle jak najdalej.
Gdy tylko zniknął z pokoju szybko złapałem za dresowe
spodnie i postanowiłem ukryć swoje misiaczki. Coś czuje, że już nigdy nie wyjdą
z mojej szafy. Nie po tym… boże takie upokorzenie w oczach blondyna.
Co prawda spodnie Shina były trochę za duże, ale wiecie
byle by były. Moment... co ja właśnie powiedziałem? Shina... Boże nazwałem go
po imieniu. Co z tego, że w myślach? Też się liczy.
Ach i to bez zająknięcia w dodatku. Chciałbym móc wymawiać
to jego piękne imię każdego dnia. Było by cudownie.
Właśnie w tym momencie wszedł do pokoju z kubkami
przyjemnie pachnącej herbaty. A ja jak ten niedoświadczony prawiczek speszyłem
się i właściwie to nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić.
-A tobie co? Przecież masz już spodnie- Uśmiechnął się do
mnie szelmowsko. Cholera on i ten jego głupi uśmiech. Wiem, że znowu zacząłem
się rumienić. Czułem gorąco na polikach. Ach, czemu tak głupio tracę kontrole
nad własnym ciałem? To strasznie krepujące. W końcu nie wiedząc, co mam zrobić
wtuliłem się w kanapę i podciągnąłem kolana pod brodę. Blondyn postawił przede
mną kubek z ciepłą herbatą. Pachniała malinami. Uśmiechnąłem się nieznacznie,
bo dziwnym trafem to właśnie mój ulubiony smak.
-Przykryj się kocem, bo zmarzłeś. Acha i jeszcze jedno...
spóźniłeś się, znowu!- Zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Westchnąłem tylko
opatulając się kocem, który mi przyniósł. No ja nie wiem czy ten człowiek ma
jakąś cholerną poker face czy jak? No teraz całkowicie zniknął jego dobry
humor. Zamiast niego pojawił się dziwny grymas niezadowolenia i oczywiście już
widzę narastającą złość w jego oczach. No to pięknie, a jednak bura będzie. A
już myślałem, że mi się upiecze.
-No bo widzisz, ja zaspałem i ten deszcz i potem tak
jakoś- Widząc, że moje słowa chyba go nie przekonują, po prostu się poddałem-
No dobra spóźniłem się przepraszam- Westchnąłem zrezygnowany, sącząc ciepła
herbatę. Mógł mi odpuścić, chociażby ze względu na to, że jeszcze chwilę temu
wyśmiał mnie na całej linii.
-No nic mówi się trudno. Dobra to chyba zaczniemy już coś
powtarzać. No chyba, że chcesz jeszcze chwilę się ogrzać- Spojrzał na mnie
uważnie z lekkim uśmiechem.
-Nie, nie, możemy zacząć- Mimo wszystko nie chciałbym
nadwerężać jego cierpliwości. No cóż niewielu wytrzymało by ze mną tyle, co ten
mężczyzna, nie tracąc przy tym panowania.
-No dobra ostatnio kazałem ci zrobić parę zadań na
stężenie roztworu zrobiłeś je?-
-Tak jasne, są w mojej...torbie?- Rozejrzałem się dookoła.
Kurde gdzie jest moja torba? Spojrzałem pytająco na blondyna, który również rozejrzał
się dookoła marszcząc brwi.
-A tak czekaj została w łazience- Zreflektował się po
chwili, przypominając sobie, że przecież oddałem mu ją, bo była zabłocona.
Wstałem zaraz za Mizukim i poszedłem z nim do łazienki. Spojrzałem
do pomieszczenia z ciekawością, bo właściwie po raz pierwszy tutaj byłem. Cóż
była to zwyczajna łazienka wykładana niebieskimi kafelkami z białymi meblami
stojącymi dokoła. Zauważyłem w koncie pustą zielona miskę, w której wcześniej
zostawiłem swoje rzeczy. Rozejrzałem się zaskoczony po pomieszczeniu, ale
nigdzie ich nie było. Albo raczej nie widziałem ich dopóki nie spojrzałem na
pralkę. Moja niebieska kurtka kręciła się jak w mikserze w kółko razem z moimi
spodniami. Czekajcie. Przecie, jeśli on pierze moje rzeczy... to jak ja wrócę
do domu?
Przecież... przecież bez nich… mam wrócić w moich
seksownych misiowych gaciach?
-Wszystkie książki mokre- Cmoknął blondyn wyciągając jeden
z podręczników z mojego plecaka, który stał obok grzejnika-Trzeba to wysuszyć.
Podawaj mi książki- Wyciągałem kolejne, a on brał je ode mnie i układał na
parapecie nad grzejnikiem i na grzejniku. W końcu znalazłem też kartki, które
były moim zadaniem na korki. W sumie nie ucierpiały aż tak bardzo. Tylko końce
kartek były trochę mokre.
-No dobra z tym nie jest tak źle. Niech książki się suszą
a ja ci to sprawdzę- Burknął blondyn zabierając ode mnie kartki z
pogryzmolonymi zadaniami. Wróciliśmy po chwili do salonu. Usiadł naprzeciwko
mnie ze swoim zwyczajowym, nauczycielskim, czerwonym długopisem w ręce. Dokładnie
zaczął przyglądać się zawartości kartki. Gdy tylko zbliżał do niej na chwile
długopis to przestawałem się ruszać w oczekiwaniu na werdykt.
Czuje się dziwnie jakbym miał wygrać pierwsza nagrodę w
jakimś konkursie, albo zostać pożartym przez bestie, jeśli odpowiem źle. Naprawdę
dziwaczne uczucie.
W końcu jednak Mizuki odłożył kartkę i spojrzał na mnie
bardzo uważnie. Miałem wrażenie jakby jego oczy czytały wszystkie moje myśli.
-Yuki, ile jest 6 + 8?- Zamrugałem głupio, bo zaskoczył
mnie nieco tym pytaniem.
-Yyyyy no...10 + 3...4. No chyba czternaście- Musiałem się
chwile zastanowić, bo jeśli on zadawał mi tak banalne pytanie, to musiał być w
tym jakiś haczyk, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-No nie chyba tylko na pewno a nie 13. A 6 razy 8?- Spojrzał
na mnie znowu mrużąc oczy uważnie. Jego nos przy tym zmarszczył się nieco
zabawnie.
-Noooo 48?- Zapytałem głupio, nie będąc już pewnym
własnych słów.
-Właśnie a nie 24- Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, po
czym zaczął kręcić głową jakby rozbawiony- Słuchaj Yuki, wszystko masz dobrze,
ale jedynym mankamentem jest to, że w obydwu zadaniach pomyliłeś się w wyniku
jednego z równań. Gdyby nie to, wszystko było by idealnie. I to właściwie takie
głupie błędy sprawiły, że od połowy wszystko jest źle. Musisz uważać przy
liczeniu- Spojrzał na mnie kiwając jedynie głowa z politowaniem.
-Rozumiem- Nie powiem, że smutno mi się jakoś zrobiło. No
wiecie jakby nie było starałem się, ale chyba mi nie wyszło, znowu zresztą. No
cóż myśląc o tym, że za kilkanaście minut znów będę mógł się z nim spotkać i
poprzebywać trochę w jego towarzystwie wcale nie jest tak łatwo zachować umysł
tylko dla matmy. Wierzcie mi szczególnie, gdy jego Szelmowski uśmiech utkwi wam
na stałe w pamięci.
-No nic na dzisiaj dam ci spokój i tak miałeś ciężki
dzień- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko zagryzając lekko dolną wargę. A mnie
oczywiście serce mało nie wyskoczyło z klatki- A tak poza tym to wcisnąłem
gdzieś książki na twoje korki i nie wiem gdzie są- Zaśmiał się sam z siebie, a
ja pod wpływem jego dobrego humoru tez zaczynałem się głupio szczerzyc. Na
chwilę nastała głucha cicha a my jedynie patrzyliśmy sobie w oczy z daleka z
głupimi uśmieszkami na twarzy.
-Twoje rzeczy będą jeszcze trochę mokre. Robi się późno,
więc może pożyczę ci coś mojego- Zaoferował ochoczo wstając z fotela.
-Nie, nie trzeba- Czułem się zakłopotany całą ta sytuacją.
Nie musiał dla mnie przecież robić aż tyle. Wystarczyło, że dawał mi lekcje, a
mimo to on wciąż uśmiechał się do mnie, był taki miły. Nie bał się być blisko
mnie. Aż w końcu zakochałem się w nim. A teraz czuje się jedynie zakłopotany
własnymi uczuciami. Czuję, że jeśli tak dalej będzie, to w końcu pęknę. A nie
chciałbym przecież robić mu kłopotów po tym, co dla mnie zrobił, a tym bardziej
zrzucać swoich samolubnych uczuć na niego.
-Co jest Yuki, chodź za mną- Zatrzymał się na chwilę z
szerokim uśmiechem na twarzy machając ręką bym szedł za nim dalej. W końcu
zdobyłem się na to by ruszyć odrętwiałe nogi i poszedłem za Mizukim.
Ledwo powstrzymałem się od jęku widząc, że blondyn podąża
do swojej sypialni. Boże święty tylko nie tam, błagam was wszystkie świętości
tylko nie tam. Przecież, przecież… ja zwariuje. Zawahałem się chwile, ale gdy
blondyn znów rzucił we mnie zdziwione spojrzenie nie miałem wyjścia. Przecież
nie powiem mu, że wchodzenie do jego sypialni wywołuje u mnie takie
podniecenie, że nie jestem pewny czy się na niego nie rzucę i w związku z tym może
lepiej, żebym tam nie wchodził. Oj tak ciekaw jestem jak by zareagował na tą,
jakże subtelną informacje.
Nie mając większego wyboru wszedłem do jasnego pokoju
pomalowanego na ciepły, cytrynowy kolor. Blondyn stał przy szafie i szperał pomiędzy
półkami. Pokój był dość szeroki, niezagracony nadmiarem mebli i ładnie
ozdobiony obrazami natury wiszącymi na ścianach.
Serce zabiło mi mocniej, gdy mimowolnie spojrzałem na
łóżko Mizukiego. Było to duże, dwuosobowe łóżko usłane bordowo-pomarańczową
pościelą. Westchnąłem cicho zbliżając się do niego, jak zahipnotyzowany. Spojrzałem
na blondyna, który wciąż szukał czegoś usilnie w szafie. A gdyby tak usiąść,
chociaż na chwilkę. Przecież to nic złego. Tylko posadzenie swojego tyłka na łóżku,
na którym każdej nocy mój boski nauczyciel zasypia.
Przełknąłem ślinę i zagryzłem wargi mając chyba nadzieję,
że to mnie powstrzyma. Mimo to schyliłem się nieco i z głośno bijącym sercem
usiadłem na brzegu łóżka blondyna. Przejechałem ręką po delikatnej pościeli
wyobrażając sobie już chyba nieco zbyt wiele. Moja wyobraźnia poszła w ruch a
ciało reagowało gorącem i mrowieniem.
-Pożyczę ci swój sweter i kurtkę są na mnie trochę za małe,
więc na ciebie powinny pasować jak ulał- Odwrócił się z uśmiechem na twarzy w
moją stronę, a ja niemal podskoczyłem zaskoczony. Gdy zobaczył gdzie siedzę na
chwile zastygł w bezruchu. Po raz pierwszy w życiu widziałem na jego twarzy coś
na kształt niesamowitego szoku i zupełnego odrętwienia. Na chwile wpatrywał się
we mnie intensywnie szeroko otwartymi oczyma, jakby sam nie dowierzał temu, co
widzi. Momentalnie się zreflektowałem i wstałem gwałtownie czerwieniejąc cały
ze wstydu.
-Ja przepraszam…-
-Nie, nie siedź sobie- Odwrócił twarz w stronę szafy
podając mi beżowy ciepły sweter. Wziąłem go niepewnie w ręce. Nie wiem, czy to
moje wyobrażenie, ale wydawało mi się, że jego policzki były zaczerwienione.
Nie mogłem dokładnie się przyjrzeć, bo zaraz odwrócił się z powrotem w stronę
szafy dalej przesuwając dłońmi pomiędzy półkami.
-Ja już chyba będę szedł- Odparłem ściszonym głosem. Idąc
w stronę wyjścia.
-Czekaj Yuki dam ci jeszcze jakieś buty, przecież nie
pójdziesz boso- Ruszył zaraz za mną z para czarnych adidasów i szarą ciepłą
kurtką. Podał mi ubrania z lekkim uśmieszkiem na twarzy, ale jakby bardziej
nieśmiałym.
-Ja nie wiem czy powinienem- Zacząłem próbując
zaprotestować. No wiecie, nie chciałbym by wyszło, że przez moją głupotę jutro
nie będzie miał, w czym sam pójść do szkoły a przecież dni są coraz zimniejsze.
-Nie gadaj głupot tylko bierz- Uśmiechnął się szerzej
marszcząc zadziornie brew.
Nie miałem zamiaru się z nim kłócić, więc posłusznie wziąłem
od niego rzeczy i założyłem na siebie. Przez cały czas patrzył na mnie jakoś
cicho. Zupełnie jak nie on.
Miałem dziwne wrażenie, że to moja wina. To takie uczucie,
jakby nic się nie zmieniło, ale było jakoś ciszej, inaczej. Sam nie wiem.
Schyliłem się po swoją torbę dziwnym trafem w tym samym momencie,
co Mizuki. Chyba chciał mi ją podać, ale w konsekwencji nasze ręce spotkały się
na niej. Blondyn cofnął dłoń jakby lekko zawstydzony, a na jego policzkach
pojawił się delikatny róż. Na chwilę skamieniałem widząc ten dziwny obraz przed
sobą. Pierwszy raz w życiu widzę, by blondyn peszył się pod wpływem mojego
dotyku. Zazwyczaj jest dokładnie na odwrót.
Blondyn uciekł wzrokiem, a potem zaśmiał się nerwowo uparcie wpatrując się w podłogę.
Blondyn uciekł wzrokiem, a potem zaśmiał się nerwowo uparcie wpatrując się w podłogę.
-No to, co Yuki do zobaczenia jutro tak- Uśmiechnął się do
mnie jakoś niepewnie. Miałem wrażenie, jakby się czymś denerwował.
-Do zobaczenia Shin- Wymówiłem jego imię nieco ciszej, ale
i tak wyraźnie i wystarczająco głośno by usłyszał. Chciałem sprawdzić jak na
nie zareaguje. Słysząc je blondyn drgnął nagle i uśmiechnął się jakoś nerwowo
drżąc lekko.
Wyszedłem z jego mieszkania zamykając za sobą drzwi. To
chyba był najdziwniejszy dzień mojego życia. Po raz pierwszy w odkąd poznałem
tego mężczyznę widziałem, jak zawstydza się w mojej obecności. I właściwie sam
nie wiem, czemu?
Odetchnąłem głęboko próbując odgonić natrętne myśli.
Zszedłem powoli schodami a potem wyszedłem na zimne
podwórko. Wiatr zawiał złowrogo a ja wtuliłem się w kurtkę blondyna. Przesiąkła
jego cudownym zapachem.
Coś czuję, że dzisiejszej nocy nie oderwę się od niej.
Mam nadzieje, że dziś będę śnił właśnie o nim i o
jego miękkim łóżku.
CDN…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz