wtorek, 19 czerwca 2012

*5*


Minęły już dwa tygodnie. Długie dwa tygodnie pełne udręk i niepożądanych myśli. Od czasu, gdy Kacper podsłuchał rozmowę Alexa z Angelo nie wydarzyło się nic. Już więcej nawet nie ośmielił się podejść do drzwi pokoju brata. Za bardzo się bał.
Ale nie to było najważniejsze. Brunet udawał jakby wszystko było w porządku. Choć właściwie „w porządku” było dużo przesadzonym słowem.
Właściwe zachowywał się jak zawsze, nie zauważał Kacpra, nie patrzył na niego, nie odżywał się. Zupełnie jakby nic nie wiedział. Jakby rozmowa w jego pokoju zupełnie się nie odbyła. A przecież Kacper słyszał, na własne uszy. Nie mógł zapomnieć tych słów. Dźwięczały echem w jego głowie. Choć już sam nie był pewny, czy to aby nie był jakiś nocny koszmar, albo halucynacja wywołana stresem czy nadmiarem myśli. Ach, do licha jak mógł się wciąż oszukiwać? Przecież nie znał Angelo wcześniej, nie mógł go sobie wymyślić. Więc ta rozmowa na pewno miała miejsce. A zresztą siniak, jaki pozostał na jego udzie po zderzeniu z szafką nie mógł być jedynie wytworem jego wyobraźni.
Może po prostu Alexa to nie obchodzi. Może ma gdzieś to czy jego brat wie czy nie. Albo jest pewny, że nikomu nic nie powiedział przedtem, więc i teraz nie piśnie słówka. Już sam nie wiedział. Wszystko gmatwało mu się w głowie.
Musiał się skupić, już niedługo egzaminy, a on zamiast siąść do książek zajmuje się myśleniem o głupotach. Jeszcze tylko brakowało, by zawalił rok przez tak trywialną sprawę.
Trywialna…
Właśnie, czemu aż tak bardzo się tym przejmował? Czemu tak bardzo zajmowało to jego myśli? W końcu ludzie twierdzą, że to całkiem normalna sprawa. Internet nie kłamie. W końcu, co 8 osoba jest homoseksualistą. Czy to aż takie dziwne? Przecież na stronach piszą, że to zupełnie normalne zjawisko. Takie nic. Równie dobrze jego kolega ze szkoły mógł mu się pewnego dnia przyznać do swojej orientacji.
O Boże, ale dlaczego to akurat musiał być jego brat?!
Strasznie go to gnębiło. Był kompletnie skołowany. Przez tyle lat widział go niemal codziennie. Obserwował, przyglądał się, a nie zauważył nic. Zupełnie nic. Czuł się po prostu oszukany, a może raczej rozżalony. Tylko do kogo miał mieć pretensje? Jedynie do siebie. Myślał, że wie wszystko o Alexie, jego życiu a tutaj nagle pojawia się coś co zupełnie zbija go z tropu. Wystarczyło jedno głupie wydarzenie, by nie mógł myśleć o niczym innym. To chyba denerwowało go najbardziej. Tak nie powinno być.
Przecież tyle wiedział, tyle się uczył i to właśnie po to, by takie sytuacje się nie zdarzały. Jako człowiek wysoce inteligentny powinien panować nad swoimi emocjami.
Jak jeden z tych biznesmenów na filmach. Oni zawsze potrafili z kamienną twarzą mówić o najbardziej brutalnych, czy szokujących sprawach. Kacper zawsze chciał taki być. Właśnie tak widział siebie w przyszłości. Biznesmen na wysokim stanowisku. Było by cudownie.
Wreszcie przestał by się czuć taki mały i niepotrzebny.
Nie chciał się tak czuć. Nie chciał być ciężarem dla rodziny.
Tak bardzo chciałby mieć choć trochę odwagi, by nie sprawiać innym kłopotu.
Dawać im oparcie, być fundamentem tej rodziny.
Tymczasem miał wrażenie, jakby stanowił to piąte koło u wozu. Zupełnie niepotrzebny. Był tylko dekoracją, która miał się ładnie uśmiechać, gdy trzeba było. Tylko tyle.
Westchnął gorzko robiąc kolejne okrążenie na swoim obrotowym krześle. Czuł się tak bardzo zmęczony. Martwił się, może nie dawał tego po sobie poznać, ale naprawdę martwiła go ta sprawa. Co miał zrobić? Jak reagować? Sto razy wolałby, alby Alex wreszcie przyszedł do niego i jasno nakazał mu co wolno mu robić, a czego nie.
Czułby się pewniej, gdyby na niego faktycznie nawrzeszczał, albo wytknął mu złe zachowanie. Chciał tego, tymczasem on po prostu jak zawsze ignorował go.
Jak powietrze, jak nic niewartą rzecz. Tak bardzo pragną tej krótkiej uwagi ze strony brata. Choć jednego spojrzenia, cichego słowa wypowiedzianego do niego. Tylko do niego.
Niestety był po prostu głupim dzieciakiem. Nie mógł liczyć na nic takiego. Pozostało mu jedynie łudzenie się.
Czuł, jakby ta cisza już nigdy nie miała zostać przerwana. Zaklęty w ciszy. Właśnie tak się czuł. Bez szansy na ponowne nawiązanie tej nici porozumienia.
Do całej wieży pytań doszło kolejne.
Pytanie, na które sam musiał sobie odpowiedzieć.
Pytanie, na które odpowiedz musiał odnaleźć głęboko w sobie.
Dlaczego to on nie odezwie się pierwszy do Alexa?
Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, że od zawsze czekał na pierwszy ruch od strony brata, podczas gdy on nie postąpił nawet kroku na przód. Zawsze liczył, że to brunet przełamie tą ścianę wieloletniej ciszy, którą wciąż tworzyli. Czemu sam nie odważy się wypowiedzieć pierwszych słów?
Znał odpowiedz. Była tak banalna, że wręcz głupia w swojej prostocie.
Bał się.
Bał się, że zostanie zignorowany.
Bał się reakcji brata.
Bał się tego, co będzie potem.
Strach.
Paraliżujący strach przed odrzuceniem nie pozwalał mu się ruszyć z miejsca. Nie chciał robić sobie nadziei. Wypowiedzenie jednego słowa kosztowało by go zbyt wiele, by potem znieść  rozczarowanie. Na samą myśl kulił się w nieprzyjemnym odruchu.
To wszystko było takie trudne. Czemu nie mogą być zwykłą rodziną? Wtedy wszystko było by o wiele prostsze. Bez strachu bez tej całej otoczki sztuczności i bez wzajemnej nienawiści ukrytej pod pozorami.
Kacper jęknął cierpiętniczo wstając z fotela. Był czwartek, a on wciąż nie mógł przestać o tym myśleć. W konsekwencji jego zadanie domowe leżało na biurku zupełnie nietknięte. Nie miał głowy by myśleć teraz o pierwiastkach, głupich roślinkach i królach sprzed wieków. Wolał skupić się na swoich problemach, które wciąż pozostały nierozwiązane w przeciwieństwie do tych sprzed wielu epok.
Wyszedł z pokoju. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza uwolnić się od natłoku myśli. Zszedł schodami mimowolnie kierując swoje kroki w stronę kuchni. Wszedł do pomieszczenia i usiadł na taborecie tuż przy stole. Jego matka spojrzał na niego zaskoczona.
-Co tu robisz nie powinieneś odrabiać teraz lekcji?- Fuknęła zaraz oskarżycielsko w stronę syna. Kacper skrzywił się nieznacznie. Odwrócił wzrok w stronę okna, by matka nie wyczytała z jego twarzy niechęci.
-Przyszedłem chwile odpocząć- Odpowiedział spokojnie. Wolał nie przyznawać się, że nawet nie zaczął. Nie chciał kłócić się jeszcze z matka i wysłuchiwać po raz setny kazania na temat nauki i jego świetlanej przyszłości, którą mamuśka z pewnością dobrze już zaplanowała.
-Dobrze, dobrze- Dodała szybko kobieta znów zabierając się za porządkowanie zlewu – Tylko nie trwoń czasu za bardzo. Wiesz, że to twój ostatni rok szkoły. Musisz porządnie przyłożyć się do nauki- Brązowo włosy westchną jedynie słysząc już tak dobrze mu znane słowa. Oparł się głową o zimne kafelki na ścianie i na chwilę przymknął oczy.
-Wiem mamo, wiem- Rozkoszował się ciszą, jaka panowała wokół. Jedynie szum wody wylewającej się z kranu i krzątanie się jego matki przerywało idealną cisze.
-A właśnie zapomniałabym kochanie- W pewnym momencie zaczęła matka odwracając się znów w stronę syna – Musimy jechać z ojcem załatwić coś w banku nie będzie nas trochę. Poradzisz sobie prawda?- Zapytała jakby zatroska, syna. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się jedynie.
-Oczywiście mamo, jedzcie- Na ustach kobiety również pojawił się szeroki uśmiech. Szybkim krokiem wyszła z kuchni kierując się do sypialni. Kacper oparł głowę na dłoni, która podpierała się na stole łokciem. Westchnął tylko rozbawiony. Nie mógł uwierzyć, że matka wciąż traktowała go jak małego chłopca. Przecież już dawno doszedł do wieku, w którym czujna opieka matki nie jest mu potrzebna. To tylko parę godzin poza  domem, a ona panikowała, jakby ktoś miał go napaść we własnym domu. Zawsze taka była. Przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa. Czasem można było zwariować od tego, ale przyzwyczajenie robiło swoje.
Kacper usłyszał jedynie plastikowy brzęk wieszaków a po chwili stukot obcasów na drewnianej podłodze. Minęła dłuższa chwila, a jego matka znów pojawiła się w drzwiach kuchni tym razem zupełnie już gotowa do wyjścia. Miała na sobie biała sukienkę w niebieskie kwiaty, wiązaną tasiemką w tali. Duży czarny kok był idealnie spięty na czubku głowy. Woń słodkich perfum doszła do nozdrzy chłopaka. Ten skrzywił się nieznacznie poprawiając się na krześle.
-I jak?- Zapytała matka z roziskrzonymi oczyma. Rzęsy podkreślone tuszem nadawały teraz jej oczom większej głębi.
-Świetnie, jak zawsze mamo- Chłopak uśmiechnął się jedynie uprzejmie. W tym samym momencie dźwięk otwieranych drzwi doszedł do jego uszu.
-O już jesteś. Dobrze my idziemy synku. Wrócimy za jakiś czas- Kobieta posłała synowi buziaka i zaraz szybko podbiegła do drzwi by razem z mężem wyruszyć w swoją podróż. Jeszcze chwila krzątaniny, potem trzask zamka w drzwiach i brązowowłosy znów pozostał sam. Cisza. Nieznośna cisz znów zapadła.
Chłopak musiał coś z tym zrobić. Wstał szybko z krzesła i zaczął iść w stronę salonu. Gdy postawił kolejny krok coś zgrzytnęło cicho pod jego stopą. Cofnął się szybko patrząc na mały srebrny przedmiot.
To był medalik. Dość mały, ale miał dziwny kształt. Brązowowłosy szybko podniósł znalezisko. Łańcuszek, na którym był zawieszony został zerwany.
Kacper podszedł do wersalki przyglądając się uważnie przedmiotowi. Odnalazł po omacku pilota od telewizora i włączył odbiornik, by przerwać nieznośną cisze wokół. Jakiś kiepski serial, na który właśnie trafił wcale go nie interesował. O wiele ciekawsze było to, co znalazł.
Zastanawiał się skąd medalik się tutaj wziął.
Może jego matka zgubiła go podczas sprzątania? W końcu tylko ona interesowała się biżuterią w tym domu. Ale czy to możliwe? Medalik był już lekko porysowany i stracił swój blask. Nie mógł należeć do jego matki. Wyrzuciłaby go już dawno. A poza tym zupełnie nie był w jej stylu. Nie ubierała tak prostych rzeczy. Wolała te świecące, wielkie klejnoty i robiące wrażenie wzory.
Chłopak wolno przejechał palcem po wierzchu medaliku. Była tam wygrawerowana róża, bardzo delikatna o dużym pąku. Odwrócił go by zobaczyć ładne litery wyciśnięte w srebrze w imię „Emily”.
Kacper przez chwile patrzył na mały przedmiot jak zaklęty. Wydawał mu się magiczny, jak pradawny amulet czy artefakt skrywający tajemne moce. Oglądał go ze wszystkich stron zastanawiając się wciąż, do kogo mógłby należeć. W końcu zauważył mały suwaczek po boku przedmiotu. Przesunął go ostrożnie, a medalik otworzył się w jego ręce ukazując swoją tajemnice. Pierwsze, co zauważył to małe zdjęcie kobiety po prawej wewnętrznej stronie.
Miała ciemno brązowe włosy poskręcane w piękne loki. Jej mleczna twarz jaśniała i emanowała radością. Usta rozsunięte w szerokim uśmiechu dodawały jej uroku. Ale najpiękniejsze były jej szare oczy, błyszczące jak księżyc nocą. Śmiały się figlarnie do fotografa. Była piękna. Wydawała się taka delikatna, ale w jej oczach lustrowała się charyzma i ta wielka pewność siebie niepasująca zupełnie do jej uroku.
Kacper wpatrywał się przez dłuższą chwile w maleńką fotografie. W życiu nie widział piękniejszej osoby. Owszem podobały mu się dziewczyny, ale ta kobieta była po prostu piękna, miała w sobie coś tak ciepłego, że nie można było oderwać od niej oczu.
Chłopak powoli przejechał palcem po zdjęciu, jakby liczył na to , że będzie w stanie dotknąć tej mlecznej skóry. Na chwile rozmarzył się, odpłynął marzeniami w świat zaklęty magicznie w tym medaliku.
Do kogo mógł należeć? Może jeden ze znajomych rodziców mógł go zgubić. Chociaż nie znał nikogo, kto miałby za żonę czy siostrę taką piękność. A poza tym już dawno nikt ich nie odwiedzał.
Więc  czyj był medalik? Czy możliwe, że jeden z kolegów Alexa zgubił go nieopatrznie podczas jednej z wizyt?
Może i zgadzałoby się to, ale przecież od dwóch tygodni do drzwi nie zapukał żaden z nich. Przez ten czas matka już dawno znalazłaby przedmiot. Ktoś musiał to zgubić jeszcze dziś, ale kto? Była jeszcze jedna osoba.
Ciało szatyna przeszedł potężny dreszcz. Jego oczy z każda chwilą stawały się coraz szersze. Dziwna suchość w gardle nie pozwoliła mu pozbyć się guli w gardle. Szybko wstał i schował medalik do kieszeni. Przeszedł żwawo do kuchni i otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś  do picia. Wyjął z niej karton soku pomarańczowego i szybko napełnił cala szklankę. Zamoczył spierzchłe usta w nektarze by wypić niemal połowę jednym tchem. Otarł usta ręką i opadł bezwładnie na krzesło.
Pozostawała tylko jedna opcja, jedna osoba,  do której mógł należeć medalik. Alex.
Tylko…kim była ta kobieta?
A raczej, co ją łączyło z Alexem, może to jego dziewczyna? Albo przyszła narzeczona? Ale przecież… nie to już w ogóle nie miało sensu, przecież Alex kochał się jeszcze nie tak dawno temu z…z… mężczyzną. Czy to znaczyło, że upodobał sobie obie płcie?
Nie, nie  to za dużo jak na  maleńką głowę Kaspra. Zresztą nawet, jeśli medalik należał do bruneta, co miał zrobić? Tak po prostu podejść i zagadnąć go? Nie, to przecież nie możliwe. Chociaż. Może los w końcu dał mu szanse, może w końcu powinien się odezwać do Alexa. Przecież tym razem miał dobry powód.
Zawsze mógł się wytłumaczyć tym, że ,myślał, iż  przedmiot jest cenny. To takie proste prawda?... Nie, to nie było proste.
Kacper nie miał na tyle odwagi by jako pierwszy przebić się przez ścianę głuchej ciszy. A może właśnie dziś powinien ją w sobie znaleźć?
Chłopak westchnął tylko rozkładając się na stole kuchennym. Czemu jego życie było takie trudne? Pełne trudności i przeciwności. Czemu akurat on musiał trafić do tak pokręconej rodziny? No czemu? Chciałby być wreszcie normalnym nastolatkiem z normalnymi problemami, jak te dylematy czy powinien iść do kina z kumplami czy do kawiarni z dziewczyną. Ale nie on musiał dostać kompletnie porąbaną rodzinę, w której więcej było tajemnic niż wspólnych wieczorów.
Nagle usłyszał donośny huk drzwi. Aż poderwał się z krzesła zaglądając  szybko do korytarza. Gdy zobaczył Alexa nerwowo szamoczącego się w przedpokoju serce ruszyło mu w szaleńczym rytmie. Niemal natychmiast cofnął się z powrotem na miejsce.
Nasłuchiwał hałasów i szybkiego, chaotycznego kroku Alexa biegającego po salonie. Zaczął nerwowo podrygiwać nogą czekając, aż jego brat wreszcie zagłębi się w swoim pokoju na wiele godzin jak zawsze.
Niestety Alex długo szamotał się w salonie. Zaczęły stamtąd dochodzić odgłosy przesuwanych mebli. Tak bardzo chciał wyjść zobaczyć, co jego przyrodni brat wyrabia, ale  bał się. Bał się, że zrobi coś, czego nie powinien, że okażę  inicjatywę, której przecież  nie chciał okazywać. Boże już sam nie wiedział, czego tak dokładnie chce. Co powinien zrobić? Jak to rozegrać? Musiał się przygotować, mieć plan.
Przemyślenia brązowowłosego przerwał brunet, który wpadł  do  kuchni jak tajfun mający zamiar zmieść wszystko, co stoi mu na przeszkodzie. Był zdyszany i miał wyraźnie podirytowaną minę. Spojrzał tylko przelotnie na Kacpra  by  dalej przejść  nieco spokojniej w głąb kuchni. Zaczął się rozglądać, schylać, ale tak by wyglądało to w miarę niepozornie. Szukał czegoś.
Kasper przełknął ślinę z trudnością, wciąż nie drgnąwszy nawet o centymetr ze swojego miejsca. Zagryzł wargę nerwowo schylają głowę. Wiedział, czego brunet tak usilnie szukał. Medalik.
Więc jednak należał do niego. Z pewnością w drodze do domu, albo w szkole zauważył jego brak. A teraz szuka go tak żarliwie, jakby był najcenniejsza rzeczą na świecie. Powinien mu go zwrócić.Wystarczy, że się odezwie, wystarczy jedno słówko. Musi coś powiedzieć, no już…dalej. Teraz jest jedyna szansa.
Otworzył usta, ale nie był w stanie wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Łzy zebrały mu się w kącikach oczu. Musi to zrobić teraz albo nigdy. Chwycił szybko za medalik spoczywający spokojnie w jego kieszeni i jeszcze raz nabrał powietrza w płuca. To jedyna szansa…
-A…A-Alex- Ciało Kacpra niemal zadrżało na dźwięk tego słowa. Sam się zdziwił jak dziwnie brzmiało imię brata w jego ustach. Tak nienaturalnie, obco.
Brunet zastygł w bezruchu jakby słowa usłyszane przed chwilą były zaledwie jego wyobrażeniem. Wstał bardzo powoli wciąż się nie odwracając. Przez chwil pozostali w nienaruszonej ciszy wciąż walcząc ze sobą. Kacper czuł, jak serce łomocze mu w klatce, czuł jego bicie w każdej komórce swojego ciała. Było takie głośne.
-Kacper- Chłopak zadrżał słysząc swoje imię w ustach bruneta, wymawiane z taką ironią i niechęcią, że już zaczął żałować tego, co zrobił. Alex powoli odwrócił się w stronę brązowowłosego i wlepił swoje szare oczy w przestraszonego chłopaka.
Kacper skamieniał dosłownie w jednym momencie. To było takie dziwne, jeszcze nigdy nie patrzył w te szare oczy z taką bezpośredniością. Właściwie to pierwszy raz, gdy brunet patrzył na niego, tylko na niego. Prosto w oczy, nie przelotnie, jak na mało ważną rzecz.
Kacper przełknął ślinę czując gule w gardle. Powoli wyciągnął z kieszeni medalik rozwieszając go na palcach. Spuścił szybko wzrok nie chcąc widzieć reakcji Alexa.
Nie był nawet w stanie spojrzeć na brata. Za dużo go to wszystko kosztowało. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie potrafił zmusić się do wydobycia z siebie słów.
Alex stał przez chwile wpatrując się oniemiały w swój medalik. Szok i zaskoczenie w jego oczach szybko zmieniły się w gniew. Podszedł gwałtownie do Kacpra i jednym ruchem wyrwał mu przedmiot z ręki.
-Oddawaj!- Spojrzał na srebrną zawieszkę i dokładnie zaczął obracać ją w palcach. Zamknął medalik w pieści i wściekle spojrzał na Kacpra stojąc zaledwie metr od niego.
-Skąd  to masz?!- Warknął złowrogo zbliżając się jeszcze bardziej do brata.
Kacper cofnął się przestraszony i zniechęcony postawa bruneta. Chciał mu pomóc wyciągnąć dłoń, nawiązać nić porozumienia, a ten obwiniał go o to? Może w ogóle nie powinien robić nic. Tylko zostawić medalik na stole i wrócić  do pokoju. Tak było by najlepiej.
Alex miałby swój cenny medalik, a ich cisza nigdy nie została by przerwana. Zrobił błąd, poważny błąd, nigdy nie powinien się odzywać.
-Znalazłem go- Wyszeptał jedynie cicho w odpowiedzi na pretensje brata. Alex stał przez chwilę nad brązowowłosym, po czym parsknął pogardliwie i szybko wyszedł z kuchni trącając przy tym Kacpra.
Brązowowłosy opadł bezwładnie na krzesło ze łzami w oczach. Teraz już wiedział. Alex go nienawidzi. Czy było inne wytłumaczenie jego agresywnej reakcji? Ale czym sobie zasłużył na taką pogardę i niechęć? Czy to dlatego, że wiedział? Dlatego, że poznał sekret, o którym nie powinien nic wiedzieć? Ale przecież może zapomnieć. Może udawać, że nic nie widzi. Czy wtedy Alex  go zaakceptuje? Czy wtedy będą mogli znów spojrzeć sobie w oczy? Tak jak dziś, ale już bez tej dziwnej sztuczności?
Choć nawet, jeśli cała ta rozmowa była tak sztuczna i nienaturalna jak żadna w życiu Kacpra to i tak… czuł się szczęśliwy. Szczęśliwy, że brat nie zapomniał jego imienia, szczęśliwy, że nie brzydził się spojrzeć mu prosto w oczy, tak głupio szczęśliwy.
Łzy poleciały mu po policzkach spadając wielkimi kroplami na dłonie splecione jak do modlitwy.
Jaki los jest tak okrutny, by tak żartować sobie z jego uczuć?
Splótł ręce na stole kuchennym i schował twarz w swetrze łkając głośno.
Czemu nienawiść Alexa tak strasznie go bolała?
Czemu mimo tego chciał poznać go jeszcze bardziej?
Czemu nikt nie chce dać mu odpowiedzi?

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz