wtorek, 19 czerwca 2012

*1*


Poniedziałek. Najgorszy dzień w całym tygodniu. Czemu? Znowu trzeba wstać wcześnie po cudownym, rozleniwionym weekendzie.
Wszyscy lubimy spać, ale nikt nie lubi wstawać.
Donośny dźwięk budzika rozległ się w niewielkim pokoju. Nadeszła 6 rano. Czas by wstawać.
Och, ile byśmy oddali za to, by w takich chwilach zepsuło się to pierdzielone ustrojstwo. Niby taki zwykły budzik, a stał się przekleństwem każdego nastolatka.
Brązowo włosy chłopak leniwie wyciągnął rękę z pod kołdry by wyłączyć drażniący dźwięk. Słońce już było na niebie. Jego promienie delikatnie wdzierały się przez szparkę między zasłonkami oświetlając drobną, nieco dziewczęcą twarz chłopca.
Kasper nie lubił wstawać rano. Wolałby spać do południa a potem uczyć się po nocach. Jakoś takie rozwiązanie bardziej mu się podobało. Przynajmniej byłby wyspany.
Pewnie nawet nie ruszyłby się do szkoły z własnego lenistwa, gdyby nie nadgorliwa matka. Nie ma to jak kochająca mamuśka, która ciągle ma nas za pięcioletnie dziecko.
W tym momencie chłopak usłyszał stukot pantofli swej rodzicielki na schodach. W końcu drzwi do jego pokoju otworzyły się z wielkim hukiem. W progu stanęła niewysoka kobieta o prostych czarnych włosach spiętych w idealnego koka. Wyglądała jak przykładna gospodyni domowa i taką też miała opinię wśród wszystkich sąsiadek. O co oczywiście dbała przy każdej nadarzającej się okazji.
-Kacperku kochanie ty moje. Słonce już na niebie budź się. Spóźnisz się do szkoły-
Tak, tak jak on to uwielbiał. Głos jego pełnej energii mamuśki, gdy on nie miał nawet siły by wstać. Jak ona to robi?
Kobiety naprawdę muszą mieć coś wspólnego z czarownicami.
-Mamo jeszcze pięć minut- Chłopak niemal błagał, nie mając najmniejszego zamiaru ruszyć się spod kołdry.
-Żadnych 5-u minut. Wstawaj, ubieraj się i zaraz widzę cię na  dole, na śniadaniu. Zachowuj się jak dorosły, poważny człowiek. A nie jak jakiś dzieciak. Powinieneś dawać przykład swoim postępowaniem pamiętaj- Zakończyła kobieta niezwykle poważnie.
Matki są straszne prawda? Zawsze myślą, że zrobią ze swoich synków przykładnych obywateli. Najlepiej jeszcze lekarzy, albo prawników, albo kogoś innego byle był bogaty i poważany w społeczeństwie.
Oj tak, wtedy miałaby się czym chwalić swoim koleżankom i wszystkim sąsiadkom z ulicy.
Odsłoniła żaluzje i otworzyła okno pozwalając świeżemu powietrzu wejść do pokoju. Oczywiście tym samym uniemożliwiając Kasprowi dalszą drzemkę. Zaraz potem żwawym krokiem wyszła z pokoju rzucając w stronę syna jedynie ostrzegawcze
-Za 15 minut na dole-
Kacper kochał swoją matkę, ale czasem przypominała mu bardziej admirała wojskowego niż rodzicielkę. Właśnie dlatego trzeba było wstać, by nie musiała przychodzić tutaj kolejny raz i wygłaszać jednego z wielu swoim monologów, „jak to nastolatek powinien się zachowywać”.
Kacper mozolnie otworzył oczy, które zaraz zamknął porażony jasnymi promieniami słońca. Dobrą chwile zajęło mu dojście jako tako do składu i zmuszenie się by usiąść na łóżku. Wreszcie spojrzał na swój idealnie wysprzątany przez matkę pokój. Jasny, pachnący i czyściuteńki, jak zawsze.
Powoli poszedł do łazienki by umyć zaspaną twarz. Zimna woda nieco go otrzeźwiła.
Zaraz potem trzeba było się ubrać, zanim matka wpadnie do jego pokoju, znowu. Nawet nie musiał zastanawiać się nad wyborem ciuchów, wszystko miał już idealnie przyszykowane na krzesełku. Przez kogo? Oczywiście przez mamusie.
Szybko naciągnął na siebie niebieską koszule i idealnie wyprasowane czarne spodnie. Spojrzał jeszcze tylko w wielkie lustro stojące obok szafy. Właściwie nie wyglądał źle, tak mu się zdawało.
Był przykładem poważnego nastolatka, który ma na celu uczyć się a potem iść na porządne studia. Pewnie w przyszłości będzie siedział godzinami w jakimś biurze przerzucając papierki. Ale może i to dobrze. Z takim wyglądem nadawał się tylko tam.
Nie, nie był brzydki. Po prostu miał zbyt delikatną urodę. Wątłe, szczuplutkie ciało, wielkoludem też raczej nie był. W dodatku miał te wielkie błękitne oczy lekko przysłonięte opadającą grzywką.
Bardziej przypominał wyrośniętego przedszkolaka, albo ździebko męską dziewczynkę niż licealistę, który zmierza powoli ku dorosłości.
Właściwie nie lubił swojego wyglądu. Przez to dziewczyny się nim nie interesowały, za to niektórzy faceci aż za bardzo.
Złapał jeszcze czerwony grzebień ze stolika i dokładnie zaczesał rozwichrzone włosy. Przylizał je jeszcze odrobinę żeby nie odstawały nigdzie i zszedł schodami na dół. Oczywiście na stole stało już kompletnie przyszykowane śniadanie. Jego matka krzątała się po kuchni zmywając ledwie zabrudzone naczynia.
-Och Kacper siadaj i jedz, za pół godziny masz autobus-
Chłopak posłusznie usiadł przy stole i zabrał się do jedzenia kanapek. Rzucił jedynie przelotne spojrzenie po całej kuchni, czy aby od wczoraj nic się nie zmieniło. Jego uwagę przykuł czarny worek stojący przy koszu na śmieci.
-A co to za worek mamo? Ten czarny –
Kobieta nawet nie musiała się odwracać, bo i tak doskonale wiedziała, że syn ją o to spyta. Przez chwile milczała, po czym odwróciła się do Kacpra z niewesołą miną.
-To Alexa. Przyniósł jakieś śmieci znowu do domu. Co to za chłopak? Nieokrzesany i zupełnie szalony. W ogóle mnie nie słucha. Znalazłam to rano w lodówce. Nie wiem, co to jest, dlatego postanowiłam to wyrzucić- Chłopak spojrzał na matkę niepewnie. Akurat ta kwestia była bardzo delikatna. Wydawało się jakby, chociaż wspomnienie o Alexie wywoływało u niej wstręt czy pewnego rodzaju odrazę.
Alex był przyrodnim bratem Kacpra.
Tak, jakby.
Jest dzieckiem mężczyzny, za którego wyszła jego matka. Więc właściwie nie łączą ich żadne więzy krwi. Ale nie to było istotne. Alex był dla niego właściwie zupełnie obcą osobą. Od momentu, gdy przedstawiono ich sobie w dzieciństwie nie rozmawiali.
Często mijali się w korytarzu, jak duchy, które się nie widzą, jak obcy. Ale co mógł na to poradzić?
Może to nawet lepiej?
Z jakiegoś powodu matka Kacpra nie darzyła drugiego chłopaka sympatia, mówiąc delikatnie. Właściwie to nienawidziła wszystkiego, co jest z nim związane.
W życiu nawet nie odezwałaby się do niego synu, a przecież stała się również i jego matką. Czemu tak było?
Tego nikt nie wie. Taka już po prostu jest jego matka. Zresztą tamten też nie próbował się w żaden sposób integrować z rodziną. Więc nie miało to chyba dla niego znaczenia.
A co z ojcem Alexa? Cóż pracuje od rana do wieczora i czasem nawet w weekendy.
Po co?
Bo mama potrzebuje dużo pieniędzy na swoje rzeczy. Był jak piesek mamy, który przychodził na każde zawołanie i spełniał każdą zachciankę. Dlatego też nigdy by się nie przeciwstawił kobiecie swojego życia. Jak twierdził.
A skoro ona nie toleruje jego pierworodnego, to on nie widzi w tym żadnego niewłaściwego zachowania. Żałosne.
Czasem ten facet, którego Kasper miał nazywać ojcem naprawdę go zadziwiał. No bo, jak można być tak uległym? Jak można dawać się tak manipulować?
To wprost niepojęte.
Choć właściwie on też nie był lepszy.
W życiu nie sprzeciwiłby się matce. To było niemal jak przestępstwo. Przecież jego matka była, jego matka. Musiał jej słuchać.
W końcu ona wiedziała najlepiej, co dla niego dobre.
-Kacper bierz drugie śniadanie i idź już, bo ci jeszcze autobus ucieknie-
Brązowo-włosy zerknął ukradkiem w stronę zegara wiszącego na ścianie. Oczywiście do przyjazdu busa pozostało 15 minut, ale jego matka jak zwykle musi być perfekcyjna i zapobiegliwa.
W sumie nie mając nic do roboty wstał i zabrał naszykowaną torebkę z drugim śniadaniem. Wyszedł z domu szybkim krokiem. Do przystanku miał może jakieś 10 minut. Więc doszedł tam jeszcze długo przed przyjazdem autobusu.
Na szczęście nie musiał czekać długo na towarzystwo, bo już po chwili dojrzał swojego przyjaciela, który zmierzał w jego stronę.
-Cześć Tom, co tam u ciebie słychać? Dawno się nie widzieliśmy- Ten jedynie odmachnął Kasprowi ręką na przywitanie.
Tom był synem jednej z koleżanek matki Kaspra. Czy byli przyjaciółmi?
Raczej można by ich nazwać kolegami z jednej klasy, albo znajomymi. Często rozmawiali, ale wyłącznie na tematy neutralne. Szkoła, wakacje, głupie tematy tylko po to by utrzymać pozory więzi.
W końcu ich matki były zachwycone ich rzekomą przyjaźnią. Nic dziwnego, w końcu oboje pochodzili z dobrych, porządnych domów. Zresztą ich matki uwielbiały razem trwonić pieniądze, na które ciężko pracowali ich mężowie. Ale co z tego?
W końcu od tego są mężowie, żeby zarabiać pieniądze i zadowalać swoje żony.
-Racja, byłem chory w zeszłym tygodniu. Sam wiesz jak to jest matka nie chciałam w ogóle słyszeć o tym, że pójdę do szkoły. Zwykłe przeziębienie a ona wariuje- Tom jedynie przewrócił oczyma.
Tak, tak Kacper doskonale wiedział, co chłopak musiał przechodzić. Choroba plus nadwrażliwa matka to naprawdę nie najlepsze połączenie.
-Wiem, o czym mówisz. Nawet nie będę ci przypominał, co moja matka robiła, kiedy złapałem ospę. Zwariowały i tyle. A jak tam lekcje? Zdążyłeś nadrobić wszystko?- Zapytał grzecznie Kasper robiąc miejsce na ławeczce koledze.
Oczywiście Tom od razu skorzystał zajmując miejsce niezwykle blisko brązowowłosego.
-A co martwisz się o mnie? Nie musisz, nie mam zamiaru pozostać w tyle. W końcu jestem jednym z najlepszych uczniów nie trwonię czasu na głupoty- Tom uśmiechnął się szeroko do Kaspra, patrząc mu głęboko w oczy. Chciał znowu podjąć rozmowę a nadjechał długo oczekiwany autobus.
-No nareszcie chodź, bo się spóźnimy- Kasper energicznie wstał i ruszył szybko czekając aż mechaniczne drzwi się otworzą. Pokazał kierowcy bilet i zajął miejsce tuż przy oknie. Oczywiście obok niego usiadł Tom. Czasem Kasper miał wrażenie, że jego przyjaciel, zachowuje się jakoś dziwnie. Wciąż zerkał ukradkiem w jego stronę, uśmiechał się jakoś tajemniczo, albo przysiadła bardzo blisko brązowowłosego.
Ale w końcu byli przyjaciółmi, może to naturalne? Kasper nie za bardzo znał się na takich sprawach. W końcu Tom był jednym z nielicznych osób, które w ogóle z nim rozmawiały. Reszta zajmowała się tylko jednym, nauką.
Przez okno autobusu Kasper zobaczył mury swojej szkoły. Już dojeżdżali.
Liceum nr 1 w Preston.
Jedna z najbardziej poważanych i znanych szkół. Oczywiście prywatna, gdzie rodzice uczniów płacili ciężkie pieniądze, by ich pociechy mogły pochwalić się nazwą szkoły.
Pełna była próżnych, narcystycznych dzieciaków myślących, że są w centrum całego świata.
Ale co z tego, przecież płacili właśnie za to.
Jedyne, co kładziono uczniom do głowy to nauka i fakt, że byli lepsi od innych. Przecież byle kto nie mógł sobie pozwolić na taką szkołę.
To dzięki matce Kasper się w niej uczył. W końcu ona wybrała mu tę szkołę. Dobrą, znaną, z długą historią i tradycjami. Idealna by można było się pochwalić uczęszczaniem do niej.
Kasprowi właściwie było obojętnie gdzie się uczy. I tak nie miał, co robić całymi dniami. Nauka była jedyną rozrywką. Zresztą nigdy nie ośmieliłby się sprzeciwić matce.
A poza tym… miałby chodzić do jakiegoś podrzędnego publicznego ochłapu zwanego szkołą? Nigdy!
Ledwo otworzyły się drzwi autobusu, a Kacper i Tom wyskoczyli z niego.
Nie lubili jeździć publicznym środkiem transportu. Było w nim brudno, ciasno i cuchnęło starymi skarpetami i potem. Ale co poradzić żaden z nich nie miał ani prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu.
-Czas na naukę, co?- Odezwał się Kasper jeszcze dość zaspanym głosem.
-Pierwsza matma. Trzeba będzie się wziąć do roboty, zbliżają się egzaminy. No to co, idziemy- No tak, szkoła egzaminy, sprawdziany, ogólnie nauka.
Tak, to jedyna rzecz, jaka interesowała teraz Kaspra.
Choć interesowała było raczej marnym stwierdzeniem. Po prostu to była jedyna rzecz, jaką miał do roboty.
Nie znał nic innego.
Zabawa, szaleństwa, dyskoteki. To było dla głupich nastolatków, którzy w ogóle nie martwili się o swoja przyszłość, tak mówiła jego matka.
A mimo to Kasper pragnął jakiejś odmiany. Czegoś innego, niż ciągła monotonia życia.
W końcu miał dopiero 17 lat.
Całe życie przed nim.
Miałby nigdy nie zakosztować słodkiego smaku nastoletniego życia?
Chciałby…
Chciałby, aby w końcu coś się zmieniło.
Jednak teraz głupie myśli trzeba było odsunąć na bok. Tom szturchnął go zachęcając do ruszenia w stronę szkoły.
I poszli. Kolejny nudny dzień czas zacząć.
Nie ma to jak niezmienny plan życia przez 17 lat.

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz