środa, 12 września 2012

Przeprosiny

Moi drodzy, kochani czytelnicy!

Bardzo was przepraszam za tak długą zwłokę. Niestety byłam za granicą przez cały sierpień, a gdy wróciłam nie miałam dostępu do internetu, aż  do dnia dzisiejszego z powodu przeprowadzki.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie i nie zabijecie mnie za nie dawanie znaku życia.
Cóż postaram się jak najszybciej dodać rozdziały na obu blogach.
Pozdrawiam i przepraszam :)

wtorek, 17 lipca 2012

~20~


Witajcie moi kochani. Jak obiecałam jest rozdział przepraszam, że tak późno, ale musiałam pozałatwiać sprawy związane ze studiami. Na swoją obronę mogę jedynie dodać, że ten rozdział był przez was długo wyczekiwany. :)

---------------------------------------------------------------------------------------------------

-Yuki idź do sekretariatu. Masz to skserować 30 razy słyszysz!- Tak, tak nie ma to jak rozdarty głos polonistki przerywający wasze spokojne nudzenie się. Stara Pitson urocza kobieta. Jedyne co potrafi to zrzędzić i rozstawiać wszystkich po kątach. Ona jak, żaden inny nauczyciel ma nas głęboko w pewnym miejscu. Często zostawia nas na pół lekcji, po czym wraca na koniec i zadaje nam tonę pracy domowej twierdząc, że to my jesteśmy leniwi. Jeśli robi już jakieś sprawdziany to najczęściej gubi je w niewyjaśnionych okolicznościach. Jednak szczytem tej całej góry bezsensu jest wystawianie nam ocen, przez te szurniętą babę, które odbywa się chyba na zasadzie pięknych oczu. Cóż moje musza być kiepskie, bo jedyne na co mnie stać  to 3. I to jest niby nauczyciel tak? No, ale cóż i tak wolałem kserować te głupie papiery niż siedzieć i wysłuchiwać jej jęków i narzekań na nas. Stare, grube, wredne babsko i tyle. Widać jak bardzo ją lubię prawda?
Nie zwracając na nic więcej uwagi wyszedłem z klasy i skierowałem się w stronę sekretariatu. Mam tylko nadzieję, że nie będzie tam dyra albo żeby przynajmniej siedział w tym swoim gabineciku, jak każdy porządny urzędas. Krótko mówiąc gabinet dyrektora jest połączony z sekretariatem. Zazwyczaj jak ten zrzęda mnie tylko zobaczy to bierze mnie na dywanik i prawi godzinne kazania o moralności. Tak, dobrze myślicie nie słucham go. Mam gdzieś te jego zasady „honoru” i reguły szkolnego regulaminu i te wszystkie jego „niepodważalne” zasady. Nacisnąłem klamkę od drzwi sekretariatu i po prostu wszedłem, jak zawszenie nie trudząc się nawet pukaniem. Sekretarki i tak już się przyzwyczaiły. Dziwnym trafem to zawsze ja musze łazić kserować te papiery. Tak jak sądziłem rzuciły tylko na mnie okiem i zaraz znowu zabrały się za swoje sprawy. Podszedłem spokojnie do ksera ułożyłem kartkę z tekstem w środku i nacisnąłem ilość kopi. Teraz wystarczyło tylko czekać aż maszyna sama wykona za mnie całą robotę. Cóż miałem w tym już wprawę, jak wspominałem to w końcu ja byłem panem „skseruj, wydrukuj, skopiuj, zanieś”. Spojrzałem nieco nerwowo w stronę drzwi do gabinetu dyrektora, były lekko uchylone. Chyba mi się dzisiaj upiecze, bo właśnie dyro  odbywał „poważną” rozmowę z kimś.
-Czy pan nie rozumie tak nie można! Przecież rodzice się skarżą, że jest pan za ostry. Ja wiem, że pan ma wymagania i właściwie popieram to… tylko może niech pan jakoś inaczej do tego podchodzi. No nie wiem jak, ale to musi się zmienić. Dostałem już parę skarg, że nagle oceny uczniów się pogorszyły z pańskiego przedmiotu. I to tylko w klasach, które pan uczy- Choć drzwi tłumiły nieco dźwięki dochodzące zza drzwi, to i tak dało się wyczuć groźbę i presję jaką wywoływał sam głos dyrektora. Oho, czyżby tym razem jakiś nauczyciel przeholował z narzekaniem na szkołę i na swoje życie? Zabawne. To raczej nie zdarza się często. Ciekawe kto podpadł dyrowi tym razem? Stanąłem koło ksera i zacząłem niby coś tam przekładać żeby nie podpaść. Wytężyłem słuch i począłem przysłuchiwać się słowom dyra dalej.
-Proszę pana, ja nie będę się wtrącał do tego jak pan uczy. Według mnie to nawet dobrze, że pan tak dużo wymaga. Pewnie niepotrzebnie nawet się na pana unoszę i wyrzucam te pretensję. Właściwie to chyba zrobił bym to samo, tylko że już miałem kilka telefonów od rodziców naszych uczniów, że córki nie wytrzymują nerwowo czy coś takiego. Naprawdę nie mam ochoty na wysłuchiwanie codziennie w kółko tych samych skarg. Powiedziałem już rodzicom, że to w końcu szkoła, więc powinni przyzwyczajać swoje dzieci do czegoś takiego. W końcu, jeśli którykolwiek z tej bandy idiotów pójdzie na studia to będzie jeszcze gorzej-
Czy mi się wydaje czy dyro nazwał nas bandą idiotów? Cóż za nonszalancja w pańskim słownictwie dyrektorze. Oj przekaże reszcie, zobaczy pan. Jeszcze mnie popamiętasz stary pryku. Choć z drugiej strony było w tym jakieś ziarno prawdy.
Jednak bardziej ciekawiło mnie, który z nauczycieli tak bardzo nadwyrężył cierpliwość rodziców. Jednak mimo moich usilnych starań wciąż nie mogłem dosłyszeć drugiego głosu. Widocznie nauczyciel był tak przerażony, że nie miał odwagi się odezwać.
-Przepraszam cię, ale naprawdę drażnią mnie już te wszystkie nad troskliwe mamuśki. Może po prostu nie strasz ich już tak bardzo, albo coś. Szkoda mi to mówić, bo jesteś jednym z lepszych i bardziej kompetentnych nauczycieli w tej szkole. Naprawdę wolałbym żeby zostało jak jest, ale jeśli aż tyle ludzi składa skargę to musiałem po prostu coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe- Ciarki przeszły mi po plecach, chyba zaraz się porzygam. Ten słodziutki i przymilny głos darcia, może doprowadzić do choroby uwierzcie mi. Fałsz i zakłamanie tego człowieka naprawdę nie mają granic. Choć z drugiej strony ciekawe, do kogo zwracał się tym spokojnym, przymilnym głosikiem. Teraz to już na pewno nie wyjdę dopóki się nie dowiem, z kim on rozmawia.
-Panie dyrektorze ja to wszystko rozumiem, przecież nie musi pan się przede mną tłumaczyć. Doskonale zdaję sobie sprawę jak działam na uczniów- Niemal podskoczyłem słysząc to zdanie. Ten spokojny, nieludzko opanowany głos, który nie zhańbi się choćby chwilowym wahaniem był aż za dobrze mi znany. Poczułem jak moje serce zaczyna walić w mojej klatce piersiowej coraz szybciej. Ten głos! Z pewnością mógł należeć tylko do jednego człowieka. Nie było mowy o pomyłce zbyt wiele razy go słyszałem. Albo ja mam jakieś omamy słuchowe albo nie wiem. Niech ktoś mi powie, że to nie jest on! No ja was błagam.
-Dziękuję Mizuki. Wiedziałem, że zrozumiesz, w końcu jesteś młody i pewnie przymykasz oczy na pewne sprawy. Chce tylko byś trochę przystopował. Rozumiem, że sam się tym zajmiesz i mogę być o to spokojny- Jak na zawołanie dyro rozwiał wszelkie moje wątpliwości wymawiając to jedno przeklęte nazwisko.
-Oczywiście panie dyrektorze- Poczułem jak moje ciało sztywnieje a serce niemal zamiera na tą jedną sekundę, gdy usłyszałem cicho wymawiane nazwisko blondyna. Nogi ugięły się pode mną. Miałem wrażenie jakbym był przestępcą, szpiegiem, który słyszy coś, czego nie powinien. Mam ochotę zwiewać gdzieś naprawdę daleko. Cholera, dlaczego teraz? Po pierwsze wciąż nie poukładałem sobie w głowie wszystkiego po naszej ostatniej rozmowie. Po drugie wciąż było mi jakoś głupio w jego obecności, tym bardziej, że ostatnio tak wiele się zdarzyło. A po trzecie do jasnej cholery to są jego prywatne, zawodowe sprawy, o których ja nie powinienem mieć pojęcia. Czułem się naprawdę niezręcznie słuchając tego wszystkiego. Byłbym naprawdę bardzo wdzięczny losowi, gdybym w tej jednej małej chwili mógł stąd zniknąć. To nie były sprawy, które powinny trafić do moich uszu. Czy powinienem je zatkać? Nie, to może przyciągnąć nadmierne zainteresowanie sekretarek. Więc co? Mam tak stać i słuchać tej dziwnej wymiany zdań między dyrem a Mizukim?
Spojrzałem nerwowo na kserokopiarkę, która jak na złość zaczęła jakby wolniej pracować. Cholera dopiero 15 stron. Szybciej, szybciej. Zacząłem naprawdę panikować. Kartki zaczęły sypać, mi się z rąk. I zamiast robić wszystko szybciej wychodziło mi raczej dwa razy wolniej.
-Tylko wiesz Mizuki mam ci do powiedzenia coś jeszcze. Widzisz doszły mnie słuchy, że zacząłeś się nieco spoufalać ze swoimi wychowankami. Proszę cię nie przesadzaj. Lepiej nie zbliżać się zbytnio do uczniów. W tych dzieciakach nie ma nic wartościowego. Postaraj się trzymać dystans między nimi a sobą- Zapadła złowroga cisza podczas, której żaden z mężczyzn nie podjął wątku.  Powoli zbierając kartki z ziemi wsłuchiwałem się dokładnie w każdy odgłos dochodzący zza uchylonych drzwi. W końcu przemówił znowu stary dyrektor.
-Słyszałem, że szczególnie jeden uczeń… no cóż nie wiem jak to ująć. Powiedzmy, że ma u ciebie specjalne względy. Mianowicie Yukimura Satomi- Momentalnie wryło mnie w ziemię. Z trudnością przełknąłem ślinę i powstrzymałem się przed piśnięciem -Słuchaj ja wiem, że ten chłopak ma problemy, ale ludzie gadają. Nie pozwól by doszło do dziwnych plotek. On nie jest tego wart, to zwykły chuligan- Głos przepełniony obrzydzeniem i niechęcią tego starego pryka był naprawdę nieprzyjemny. Wiecie to naprawdę zabolało. Nie jestem wart tego by się mną zainteresować. Jakoś od jakiegoś czasu czułem dokładnie to samo, ale jeśli mówi to ktoś inny brzmi to o wiele gorzej. Poczułem w gardle wielką gulę. Naprawdę zrobiło mi się cholernie przykro. Przecież nauczyciele powinni pomagać, a oni nawet się nie interesowali. Wręcz przeciwnie, ten stary dureń już skazał mnie na porażkę, czułem to. Żal powoli zaczął zbierać się w moim ciele i próbował wydostać się wraz ze łzami, ale na szczęście miałem w sobie jeszcze tyle opanowania by go powstrzymać.
Spojrzałem ukradkiem na sekretarki, ale te wydawały się niczym nieporuszone i jak wcześniej siedziały przed swoimi komputerami w stosie niezliczonych kartek na biurku. Albo doskonale udawały, albo nauczyły się po prostu nie słuchać tego, co się dzieje za ścianą.
-Cóż nie podzielam pańskiego zdania. Myślę, że Yukimura jest bardzo utalentowany i inteligentny. Jedyny mankament jest taki, że nie ma warunków by się uczyć. Wystarczy mu je zapewnić by się przekonać o tym ile ten chłopak potrafi. On jest naprawdę inteligentny. Ponadto rozmawiałem z nim i planuje iść na studia. Dlatego właśnie ja, jako jego wychowawca powinienem mu pomagać nie sądzi pan?- Te słowa nieco podniosły mnie na duchu. Miło usłyszeć, że choć jednej osobie na tym pieprzonym świecie na was zależy. Podniosłem się powoli i stanąłem przy kserze sprawdzając czy pozostało wystarczająco dużo kartek do skserowania, bym usłyszał większą część rozmowy.
-Nie wiem czy on jest tego wart pan się namęczy a on pewnie trafi gdzieś pod ulicę zupełnie jak jego ojciec- Poczułem się tak, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Całe moje ciało drgnęło nerwowo słysząc te paskudne, podłe, plugawe słowa. Nie, teraz ten stary dziad przegiął. Zacisnąłem dłonie na blacie z całych sił powstrzymując swój gniew, by nie wbiec do gabinetu i nie nawtykać mu jaki z niego pieprzony kutas. Niech wreszcie zostawi mnie i moją rodzinę w spokoju. Odkąd pamiętam wywlekał podobne tematy w mojej obecności. Ale coś takiego? Nie to już było zbyt wiele nawet jak na moją cierpliwość.
-Myślę, że takie uwagi mógł pan już zachować dla siebie. I właściwie nie mam żadnych problemów z tym by mu pomagać. Chcę by sobie ułożył życie. I właśnie dlatego, że jego rodzina tak niefortunnie się rozpadła myślę że inni nie powinni go zniechęcać a wspierać- Głos blondyna choć spokojny miał w sobie coś bardzo agresywnego i stanowczego. Z pewnością był to głos osoby, która nienawidziła, gdy gardzi się innymi.
-No cóż Mizuki tu się nie zgadzamy. Każdy ma swoje życie prawda. Widać niektórzy sobie po prostu nie radzą i są skazani na porażkę. Nie można na to nic poradzić. Po prostu ludzie gadają i tyle nie chce by jakieś dziwne plotki chodziły o szkole- Jad, jaki sączył się z każdego doskonale dobranego słowa zatruwał mnie. Wszystko było odpowiednio dopasowane by skrywać wszystkie paskudne określenia, którymi chciałby obrzucić mnie i moją rodzinę.
Zagryzłem wargę i schyliłem głowę. Niech ten stary dureń już przestanie pieprzyć durnoty zaraz tam wejdę i mu przywalę przysięgam. Wiedziałem, że mnie nie lubi, ale teraz już przegina.
-Niech pan będzie pewien, że ja nie mam zamiaru zostawić jego z tym problemem samego. Nie obchodzi mnie, co ludzie mają na myśli. Widocznie brak im własnych spraw. Nie robie nic niewłaściwego. Właściwie to myślę, że właśnie inni nauczyciele stali się już takimi ignorantami, że nie potrafią zobaczyć niczego poza czubkiem własnego nosa. Niech pan mówi, co chce dyrektorze, ale ja wiem ile Yuki jest wart i z pewnością nie przestanę mu pomagać w nauce- Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Przełknąłem ciężko ślinę siląc się na spokój. Stanowczy, lekko agresywny ton blondyna utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że mówi dokładnie to, co myśli.
-Skoro tak to smutno mi jest to słyszeć. Widzi pan, skoro tak bardzo chce pan marnować czas na tego chłystka i podobnych jemu to proszę bardzo i tak nie będzie z niego nic dobrego. Jednakże skoro nie ma pan zamiaru zrobić nic z tym by plotki się nie rozprzestrzeniały to nie mam wyboru. Nie mogę pozwolić by wokół krążyły dziwne plotki o naszej szkole. W tej chwili nie widzę innego wyjścia jak tylko odsunąć pana od realizacji projektu „Nasza Młodzież”. Wiem, że pańska propozycja była bardzo dobra, i wykorzystamy ją, ale nie pan będzie ją prowadził. Przykro mi, ale taką właśnie podjąłem decyzję. Chyba, że chce pan się wycofać z pewnych słów?- Ostatnie zdanie dyrektor wymówił spokojnym głosem, pełnym tryumfu. Zastygłem w napięciu czekając na odpowiedz blondyna. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Zaprzecz głupku, no już zaprzecz wszystkiemu, co powiedziałeś! Przecież nie będzie mi przykro. Zresztą, jeśli nawet czy ja jestem wart utraty takiej szansy? Nie, na pewno nie! No dalej zaprzecz wszystkiemu! Poczułem jak samotna łza spłynęła mi po policzku.
-Nie skądże. Jeśli tak pan widzi sprawę i plotki o szkole są ważniejsze niż dobro uczniów to proszę bardzo. Nie mam żądnych zastrzeżeń. Do widzenia- Przerażenie ogarnęło moje ciało. Spojrzałem spłoszony w stronę drzwi, które niemal natychmiast się otwarły. Blondyn przez chwilę był tak wściekły, że nawet mnie nie zauważył. Jednak, gdy tylko jego oczy spoczęły na mojej twarzy stanął kompletnie sparaliżowany. To było nawet zabawne widzieć jak w jego oczach narasta panika i zmieszanie. Był zupełnie zaskoczony, byłem chyba ostatnia osobą, którą spodziewał się zobaczyć.
-Yuki?- Jego głos lekko zadrżał niepewnie, jakby spodziewał się, że ma przywidzenia. Na jego nieszczęście byłem całkowicie prawdziwy.
Niemal natychmiast otrząsnąłem się z tego całego osłupienia. Złapałem mechanicznie stos skserowanych kartek i jak najszybciej wybiegłem z sekretariatu. Serce waliło mi jak szalone. Cholera, czemu on musiał tak nagle wyjść? Nie zdążyłem nawet zareagować, uciec, cokolwiek. To chyba najgorsze zakończenie tej rozmowy, jakie mogłem sobie wymyśleć. Cholera, cholera...
Czułem jak dziwny ucisk w sercu przybiera na sile z każdym krokiem. Poczułem się autentycznie winny wszystkim jego kłopotom. Gdyby nie ja, nie musiał by się tłumaczyć przed dyrem, gdyby nie ja nie straciłby tego z pewnością ważnego projektu. Wniosek był jeden, jedyny i oczywisty, byłem najbardziej niepożądaną i niepotrzebna osobą w jego życiu. To chyba najgorszy dzień mojego życia. Już dawno nie usłyszałem tak wielu gorzkich słów. Jednak ten dziad miał rację nic dobrego ze mnie nie będzie, czuję to! Łzy powstrzymywany od dłuższego czasu wreszcie podeszły mi do oczu. Dlaczego ja płaczę? Przecież podświadomie wiedziałem o wszystkim. O każdym słowie, o każdej konsekwencji mojego postępowania, jednak ta złudna nadzieja, chwilowe szczęście, pozwoliłem by zamąciły mi w głowie, a teraz pozostał jedynie ból. Jak zawsze.
-Yuki czekaj!- Stukot jego butów o posadzkę był niemal tak szybki jak mój.
Nawet się nie odwracałem. Nie chce widzieć teraz jego zawiedzionej twarzy. Po prostu nie chce. Pewnie jest na mnie zły, że podsłuchiwałem, że słyszałem to wszystko. Zresztą, jak mam mu teraz spojrzeć w twarz? Co powiedzieć?  Skręciłem szybko w jakiś mało uczęszczany korytarz. Prowadził chyba w stronę schodów na dach szkoły. Nie wiem w sumie teraz to nie było ważne chciałem być po prostu sam. Z dala od tych wszystkich pogardliwych spojrzeń.
W końcu trafiłem na ślepą uliczkę. Cofnąłem się pod ścianę i oparłem plecy o nią.  W pewnym momencie usłyszałem jak ktoś biegnie w moją stronę. Spojrzałem w korytarz, ale on już stał przede mną. Zdyszany i jakiś niepewny. Jego oczy tak pięknie błyszczały, choć skrywał się w nich strach.
-Yuki- Wyszeptał łapiąc ciężko oddech.
-Przepraszam- Wypaliłem powstrzymując łzy. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć, od czego zacząć. Jednak wciąż byłem pewny jednego, zresztą to wiedziałem od zawsze, musiałem go przeprosić za wiele spraw. Właśnie zdałem sobie sprawę, że mam tak wiele do zawdzięczenia temu człowiekowi, ale zamiast mu podziękować, to wciąż kładę jedynie nowe kłody pod jego nogi.
-Co?- Spojrzał na mnie niesamowicie zdziwiony jakbym właśnie powiedział coś zupełnie absurdalnego.
-Przepraszam to moja wina. Przeze mnie nie dostaniesz awansu przepraszam nie powinienem w ogóle ci przeszkadzać to wszystko moja wina. Przeze mnie teraz dyrektor nie ma do ciebie zaufania. To wszystko moja wina- Nie wytrzymałem potok łez sam zaczął płynąć. Mizuki przyskoczył do mnie momentalnie nie wiedząc chyba do końca jak zareagować. Rozłożył bezradnie ręce, chcąc chyba mnie przytulić, ale nie będąc pewnym czy to odpowiedni gest.
-Yuki czekaj, co ty wygadujesz?- Zapytał zdziwiony patrząc mi prosto w oczy, z autentycznym przerażeniem i niezrozumieniem.
-Dyro ma racje nie jestem nic wart. Jestem małym gnojkiem, który w ogóle nie powinien pojawiać się na tym świecie. Jedyne, co potrafię to tylko uprzykrzać innym życie. Jestem śmieciem nie powinno mnie tu być. Nie powinienem w ogóle wchodzić w twoje piękne, uporządkowane życie. Broniłeś mnie przed dyrem tylko dlatego, że tak trzeba prawda? Wiem. Ja też myślę tak jak ten stary, powinienem zniknąć i tak nie będzie ze mnie pożytku- gorzka prawda, którą od dawna znałem wreszcie przemówiła moimi ustami.
-Yuki co ty wygadujesz to nie prawda- Wykrzyknął natychmiast, chcąc zaprzeczyć.
-To jest prawda jestem taki sam jak mój ojciec. Każde pieprzone słowo tego starucha to prawda. Pewnie też tak skończę albo gorzej pod mostem chlejąc wódkę do nieprzytomności. Już widzę swoją przyszłość. Zawsze wiedziałem, że właśnie tak będzie. Studiów mi się zachciało tak! Przecież jestem totalnym beztalenciem. Nic nie potrafię. Jestem nikim-
-Yuki przestań-
-Doskonale wiem, że tak jest. Nie musisz mi nic mówić. Pewnie to wszystko zrobiłeś z litości, bo jestem małym, biednym chłopczykiem prawda? Nigdy nikomu na mnie nie zależało a teraz głupio się łudziłem. Jestem po prostu głupim bachorem. Powinienem się zabić i przestać dręczyć innych swoimi problemami. Uprzykrzam tylko tobie i Lucasowi życie. Jestem cholerną przeszkodą na waszym życiu. Powinienem zginąć-
-Przestań-
-Właśnie tak jeden skok i przestane być dla was utrapieniem. Pewnie macie mnie już dość.  Moje problemy przecież są śmieszne. Skoro ma się tak beznadziejną sytuacje, to po co mi jeszcze nadzieja? Inni już dawno dostrzegli, że nie mam żadnych szans w życiu a ja się głupio łudziłem. Prawdziwy idiota ze mnie. Dyro ma racje jestem zwykłym chuliganem do niczego się nie nadaję. Jedyne, co potrafię to niszczyć życie innych i unieszczęśliwiać wszystkich wokół-
-Przestań!-
-Przestane właśnie zaraz przestane cie już nękać. Będziesz miał spokój nie będziesz musiał się ze mną użerać. Wreszcie ten głupi dzieciak przestanie ci uprzykrzać życie. Pewnie się cieszysz prawda, bo nareszcie zniknie jedna wielka kłoda z twojego życia. Przecież i tak byłem nikim prawda? Jakimś głupim dzieciakiem. No właśnie jestem głupi, bo przez chwilę pomyślałem, że komuś na mnie zależy, ale tak wcale nie jest!-
W tym momencie blondyn agresywnie wpił się w moje usta i przycisnął mnie do ściany. Spojrzałem na niego nieco zaskoczony, ale zaraz jego język zupełnie odwrócił moją uwagę. Całował mnie tak agresywnie, mocno, żarliwie. Zupełnie jakby chciał mnie tym przekonać, uciszyć. Jakby uwolnił od dawna skrywane emocje. W końcu, gdy niemal zabrakło mi już powietrza odsunął się nieznacznie. Obaj oddychaliśmy płytko.  Przestałem płakać, ale policzki wciąż miałem całe mokre od łez. Patrzyłem pusto przed siebie. To co sie teraz stało było dla mnie jak chwilowy zawał.
Nie rozumiem…dlaczego?
Spuścił głowę i oparł czoło o moje ramię. Poczułem jak zaczyna lekko drżeć. Ja sam też cały się trząsłem od spazmatycznego płaczu i mocnego pocałunku.
-Już dość Yuki nie mów nic więcej- Wyszeptał mi do ucha ledwo słyszalnie. Jego głos był słaby i jakiś mokry, jakby zaraz miał się rozpłakać. Objął mnie ciasno ramionami i wtulił twarz w moją szyję. Poczułem na skórze te ciepłe krople spływające z jego policzków. Nie wiedząc, co zrobić po prostu sam wtuliłem się w niego. Znowu zachciało mi się płakać. Czemu? Bo doprowadziłem go do płaczu. Jedyną osobę, której nigdy bym nie chciał doprowadzić do takiego stanu. Dopiero teraz zdałem sobie prawdę ze swoich gorzkich słów, jakimi go poczęstowałem. Przecież tak bardzo mi na nim zależało. Miałem ochotę po prostu nie wypuszczać go z objęć dopóki mi nie wybaczy.
Wiec czemu?
Czemu powiedziałem tyle okropnych słów? Tyle goryczy. Przecież nigdy nie dał mi nawet cienia podejrzenia bym mógł myśleć, że zrobił to by mieć z tego korzyści. Ja chyba po prostu nie chciałem go skrzywdzić, chciałem go bronić przed samym sobą. Nie mogłem pozwolić na to by być przyczyną jego kłopotów, ale czy naprawdę chciałem powiedzieć to wszystko w taki sposób? Czy naprawdę konieczne było, by zranić go tak dotkliwie?
Nie wiem ile tak staliśmy. W końcu jednak odsunął się nieznacznie i spojrzał prosto w moje oczy. Smutny, blady i zmartwiony. W tej jednej chwili pożałowałem jeszcze mocniej każdego słowa.
-Yuki to wszystko, co powiedział dyrektor to nie prawda każde słowo to po prostu jakieś brednie. Ja w ciebie zawsze będę wierzyć. Proszę zaufaj mi też, przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zostawił z tym wszystkim. Nigdy-
Znowu przytulił mnie do siebie jednak tym razem na małą krótką chwilkę.
-Yuki powinieneś już wracać do klasy-
Odsunął sie a mi znowu zrobiło się cholernie zimno, pusto, dziwnie. Sam nie wiem. Schylił się i pozbierał kartki, które nawet nie wiem, kiedy upuściłem. Zresztą przecież one są nie ważne. Nic nie jest, tylko on jest ważny i to co myśli. Podał mi plik kartek i uśmiechnął się jakoś blado. Właśnie zdałem sobie sprawę, że tym razem, naprawdę wszystko spieprzyłem. Naprawdę go zawiodłem nawet gorzej, zraniłem go najdotkliwiej jak mogłem.  
Odwrócił wzrok. Tylko nie on. Choć ten gest tak niepozorny był dla mnie jak cios prosto w żołądek.  Proszę niech, chociaż on się ode mnie nie odwraca. W tym jednym momencie wiedziałem, że popełniłem największy błąd swojego życia. Oskarżyłem go o własne błędy i obawy.
Odwróciłem się i zacząłem iść, tak jak mi kazał. Nie wiem kiedy zacząłem biec.
Wróciłem do klasy. Ignorowałem kompletnie wszystko. Nauczycielkę wrzeszczącą, że kartki są pogniecione. Pytające spojrzenia uczniów, Lucasa.
Nic teraz nie było tak ważne jak on.
Błagam cie Mizuki nie zostawiaj mnie.
Musze go przeprosić.
Naprawdę muszę.
Wybaczysz mi prawda?

CDN...

wtorek, 19 czerwca 2012

*6*


Kasprowi bardzo ciężko było się pozbierać po wczorajszym incydencie z Alexem. Wciąż chodził osowiały i smutny, powłócząc nogami jak skarcony pies.
Nawet jego twarz była blada niczym ściana, jakby chłopak nie przespał wielu dni. Przekrwione oczy zdradzały jego rozpaczliwe nocne łzy.
Miał wrażenie jakby cała radość, jaka jeszcze pozostała gdzieś w jego ciele uleciał z chwilą, gdy Alex na niego nakrzyczał. Naprawdę czuł się fatalnie. Jego psychika powoli podłamywała się pod naporem zbyt wielu negatywnych myśli i tego dziwnego poczucia, że nikomu tak naprawdę nie był potrzebny. Ta myśl powracała do niego niczym echo za każdym razem zapadając głębiej w jego świadomości.
Nie ważne jak długo o tym myślał właśnie taka była prawda. Był niezauważalny, przezroczysty. Równie dobrze mogłoby go nie być. Mimo wszystko…
Jak jego własny brat mógł tak strasznie go potraktować?
Czemu czuł do niego tak wielką nienawiść? Przecież Kasper nigdy nie zrobił niczego wbrew niego. Ba, ten nawet nie dał mu szansy zrobienia czegokolwiek, bo nigdy się do niego nie odzywał. A teraz? Poczuł się jak nic nieznaczącą rzecz, która swoją chwilową zachcianką porozmawiania z bratem zakłóciła jego spokój.
Głowa Kacpra maniakalnie odtwarzała wizje wściekłych oczu bruneta wlepionych w niego. To tak bolało.
Tak bardzo bolało, że nie był w stanie tego znieść. Czuł dreszcze wypowiadając imię brata szeptem, tysiące razy. Wydawało mu się jakby cała nienawiść i niechęć zawarta była magicznie w tym jednym słowie „Alex”.
Nie mógł nawet wyjść z pokoju bojąc się, że znów trafi na niego. Nie chciał go widzieć, chciał, by wyniósł się z tego domu, by myśli o nim przestały napływać mu jego głowy. Ale nie potrafił zapomnieć, wyrzucić tych myśli do kosza niepamięci. Pragnął ich i uwagi bruneta równie mocno, co chciał mieć od niego spokój i nie być już więcej krzywdzonym.
To było takie absurdalne. Wszystko to było jedną wielką farsa i kpiną. Jak całe jego życie. Tak bardzo się starał i po co? By usłyszeć, że jest się niechcianym, by poczuć na skórze ten lodowaty wzrok nienawiści a może by zdać sobie wreszcie sprawę ze swojej głupoty? 
Kacpra chyba najbardziej bolało to ile godzin spędził na przemyśleniach, ile chwil przeleżał na łóżku skulony w kulkę nie mogąc pozbierać swych pragnień. W myślach wciąż karcił się za swoją fascynację Alexem. Gdyby tylko go ignorował, gdyby tylko zachował się jak do tej pory, nigdy by do czegoś takiego nie doszło.
Dlaczego nagle obudziło się w nim to dziwne zainteresowanie? Tyle lat jedynie obserwował brata z daleka, czasem podziwiając go, a czasem cicho nienawidząc w głębi duszy. A teraz, gdy zapragnął więcej, tak zachłannie i samolubnie…został ukarany. Nie powinien był myśleć, że może się zbliżyć do Alexa. Nie powinien o nim myśleć. Jego życie pełne było wiecznych pomyłek, których nie dało się już naprawić.
Nigdy nie powinien łączyć się z tą rodziną.
Nigdy nie powinien odczuwać jakiejkolwiek sympatii do brata.
Właściwie… nigdy nie powinien się narodzić.
Był po prostu głupim, debilnym, idiotycznym…nikim. Och jak gorzko brzmiały te słowa w jego głowie. Miał brata, który wcale nie był jego bratem, fascynował go a jednocześnie wzmagał w nim uczucie nienawiści. To chyba największy paradoks w jego marnym życiu.
Ale kogo miał za to winić? Jedynie siebie. To on był przyczyną wszystkich tych nieszczęść i nieporozumień. Czasem poczucie winy paliło go od środka.
Może gdyby wcześniej coś zdziałał.
Może gdyby jako dziecko, choć raz pobawili się z nim w chowanego, jak czynią to inne rodzeństwa. Ale nie on wolał trwać w tej uporczywej ciszy.
Wtedy była taka wygodna. Wtedy wydawała się tak cudownie bezpieczna, a teraz stała się ich największym, więzieniem. Łzy, które do teraz ukrywały się na dnie spojrzenia brązowowłosego wypłynęły z jego oczu. Na chwile musiał dać upust swym żalom. Już zbyt wiele nagromadził ich w sobie.
Wczorajszego dnia jego nadzieja upadła. Najsilniejszy fundament jego umysłu pękł niczym szklana szyba, ciągnąc za sobą całe opanowanie i spokój nagromadzony przez wiele lat samodyscypliny. Boże gdyby teraz ktoś zobaczył go w takim stanie. Wyśmiałby go.
Przecież zwykle jest tak opanowany, nie daje się łatwo wytrącić z równowagi, a teraz? Jest jak niestabilny domek z kart, który może runąć pod presją lekkiego podmuchu. Ciekaw był, co tera zrobi jego brat. Czy będzie go unikał, czy może pomiatał nim? A co jeśli będzie się zachowywał tak, jakby nic się nie stało? To chyba najgorsza z opcji.
Po raz pierwszy w całym swoim życiu Kacper poczuł przemożną chęć uwolnienia się od tego psychicznego bólu. Wystarczył by jeden skok, szybka decyzja, krótki moment i byłby wolny.  Czy nie tego właśnie chce?
W przypływie dziwnej ekstazy Kacper rzucił się w stronę okna. Złapał szybko za klamkę, ale nie poruszył nią. Ręka zaczęła mu drżeć. Trwał przez chwile w bezruchu z całych sił wzbraniając się przed wahaniem i strachem. W końcu jednym silnym szarpnięciem otworzył okno. Zimny wiatr delikatnie musnął jego skórę pozostawiając na niej lekki dreszcz. Odetchnął głęboko i poczuł jak serce w jego klatce łomocze niczym bęben wojenny. Oparł się o parapet drżącymi dłońmi. Nie potrafił się zdobyć na to, by spojrzeć w dół.
Chwilę stał walcząc z sobą. W końcu jednak oparł się spokojnie o krawędź okna i wychylając lekko głowę spojrzał na ziemię, prawie dwa piętra poniżej. Jego serce zadrżało przerażone. Cofnął głowę, ale wciąż nie postawił nawet jednego kroku w tył. Szeroko otwarte oczy pusto patrzyły w przestrzeń przed nim. Wystarczy jeden skok by być wolnym.
Tak mało, tylko jeden skok…
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, matka chłopaka stanęła w nich zamyślona.
-Kacper…- Spojrzała na poczynania brązowowłosego zdziwiona, po czym z grymasem na twarzy dodała – Kochanie zamknij okno przeziębisz się, jeśli będziesz stał w przeciągu. Jeśli już chcesz wpuścić trochę świeżego powietrza to tylko uchyl okno, inaczej ktoś może przez nie wypaść. Nie możesz być tak nierozsądny skarbie-
Chłopak z przerażeniem odsunął się od okna. Patrzył na matkę z niedowierzaniem. Przez chwile miał wrażenie jakby wiedziała, jakby czuła i znała jego myśli. Ale to niemożliwe nie mogła przecież wiedzieć. Właściwie, co chciał zrobić?
Co on wyrabiał? Czemu tak strasznie ryzykował? Przecież tak naprawdę nigdy nie chciał umrzeć, nawet mu to wcześniej przez myśl nie przeszło. Co za idiotyczna myśl targnęła go w stronę świata umarłych?
Czuł jak serce przerażone kołacze w klatce. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jego ciało. A co by było gdyby posunął się o jeszcze jeden krok dalej, gdyby naprawdę zginął? Czy myślał o tym?
Matka dostrzegając wzdrygnięcie syna wygięła usta w niezadowoleniu
– Widzisz kochanie już ci zimno. Nie wiem, po co stałeś w tym oknie, ale nie pozwolę, żebyś złapał przeziębienie. Teraz jest twój najważniejszy rok nie możesz sobie pozwolić na chorobę. Wejdź pod koc- Nakazała rodzicielka z groźną miną.
Gdyby tylko wiedziała, co chciał zrobić.
Gdyby tylko zdawała sobie sprawę jak strasznie się myli.
Gdyby tylko znała jego myśli… ale ona nie miała pojęcia.
To takie smutne, była jego matka a wcale go nie znała.
-Nic mi nie będzie otworzyłem je tylko na chwilę- Odparł Kacper wbijając pusty wzrok w podłogę. Czemu rodzice tak mało rozumieją?
Chciałby komuś powiedzieć o sobie, o tym co czuje. Komuś, kto by zrozumiał, kto czułby to samo. Spotkać pokrewną duszę, właśnie tego pragnął najbardziej.
-Chodź na dół zaraz będzie obiad- Rozkazała matka wychodząc z jego pokoju. Nawet się nie obejrzała na syna.
–Już idę- Odparł po chwili do pustych ścian, ściszonym głosem. Wszystko szło nie tak jak powinno. Wszystko zaczynało mu się walić na głowę.
Zszedł spokojnie schodami na parter i rozejrzał się powoli. Obiad był jeszcze nałożony musiał coś z sobą zrobić przez tą chwilę.
Gdy usłyszał dźwięk telewizora i jakichś wiadomości od razu skierował się w stronę salonu. Czyżby ojciec szybciej wrócił do domu? Całe szczęście, choć na chwilę będzie mógł porozmawiać z kimś pozytywnie nastawionym do życia.
Szybkim krokiem wszedł do pokoju bez zastanowienia. Spojrzał na kanapę gdzie spodziewał się zobaczyć ojca, ale wtedy skamieniał momentalnie. Zamiast niego Alex leżał rozłożony wzdłuż sofy. Ich oczy spotkały się, a ciało Kacpra drgnęło nerwowo.
Tego się nie spodziewał, co miał teraz zrobić? Od tej dziwnej kłótni wczorajszego dnia nie mieli okazji przebywać w swojej obecności. Kacper nawet się nie poruszył zbyt zaskoczony by zrobić czy powiedzieć cokolwiek. Również Alex uparcie wpatrywał się w niego, jak jeszcze nigdy.
Kacper szybko odwrócił wzrok nie mogąc znieść spojrzenia brata. Było takie przeszywające. Czuł jakby brunet widział wszystkie jego myśli, jakby dokładnie wiedział, co siedziało mu w głowie i co chciał zrobić tam do góry jeszcze chwile temu. To było takie dziwne. Kolana mu drżały, ale nie miał wyjścia musiał coś zrobić. Nie chciał pokazać słabości bratu, nie chciał by Alex domyślił się, że ostatnia rozmowa wywarła na nim jakikolwiek wpływ. Chciał być niewzruszony, zimny i nieczuły zupełnie jak brunet w tym momencie. Szybko podszedł do półki z książkami po drugiej stronie pokoju, jakby właśnie po to tutaj przyszedł. Wziął pierwszą z brzegu książkę i otworzył ją na dowolnej stronie. Zaczął nerwowo przerzucać kartki drżącymi dłońmi, nawet nie zerkając na to, co się na nich znajduje. Był taki zdenerwowany. Oczy Alexa dokładnie obserwowały każdy jego ruch. Czuł to przenikliwe spojrzenie na sobie, tak dokładnie i mocno, jakby brunet stał tuż za nim.
Choć przez tyle lat chciał, by brat spojrzał na niego choć raz, teraz z całych sił pragnął cofnąć to głupie życzenie.
W pewnym momencie usłyszał za plecami pogardliwe prychnięcie. Odwrócił się w stronę Alexa, który uśmiechał się do niego złośliwie. Dziwnie się czuł. Jakby patrzył w oczy komuś przerażającemu. Na dnie tych złotych tęczówek nie było nic prócz pogardy i niechęci. W tym spojrzeniu dystans pomiędzy nimi i ich światami wydawał się jeszcze większy. W końcu brunet wskazał niezbyt chętnie na książkę, którą trzymał Kacper, od jakiegoś czasu udając, że czyta ją zawzięcie. Chłopak spojrzał na nią dokładnie i nagle zdał sobie sprawę, że trzyma ją do góry nogami.
Momentalnie twarz Kacpra zmieniła się w purpurę. Odwrócił się plecami do Alexa i czym prędzej poprawił książkę. Co za wstyd, dlaczego tak łatwo daje się wyprowadzić z równowagi, czemu nie panuje nad sobą? To przecież niedorzeczne. Co z tego, że Alex jest starszy? Przecież to on chodził do lepszej szkoły i miał lepsze oceny to znaczy, że to on jest lepszy czy nie?
W końcu Kacper odłożył książkę z powrotem na półkę. Przełknął nerwowo ślinę, po czym odwrócił się na pięcie. Miał nadzieje, że przejdzie błyskawicznie do drzwi. Ukradkiem spojrzał w stronę Alexa. Gdy ich oczy spotkały się nagłe ciepło ogarnęło całe jego ciało, nerwy i stres całkowicie wyprowadzały go ze stanu równowagi. Czuł się atakowany mentalnie przez brata. Jakby ten krzyczał w myślach „dorwę cię następnym razem”. Nogi drżały Kasprowi, ale dzielnie z uporem szedł dalej, próbując zignorować ten natarczywy wzrok. Alex z pewnością robił to umyślnie. Dokładnie śledził każdy ruch brązowowłosego, gdy przechodził obok niego i gdy zmierzał do drzwi. Kacper miał dziwne wrażenie jakby ten dokładnie wiedział, co siedzi mu w głowie, o czym myśli, czego się boi. W dodatku widział jak bardzo się trząsł w jego obecności i zauważał te krępujące wzdrygnięcia. Kto wie, może nawet zauważył kropelki potu spływające po skroniach chłopaka.
Kasper z wielką ulgą przekroczył drzwi stołowego. Za sobą usłyszał na zakończenie cichy, szydzący śmiech. Brat nabijał się z niego. Bawił się jego nerwami i cierpliwością, prowokując go przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Najbardziej przerażające było jednak to, że przy tym wszystkim, właściwie nie odzywał się do Kaspra nawet słowem. Same jego oczy były na tyle przerażające i przenikliwe, że brązowowłosy drżał pod naporem każdego spojrzenia.
Łzy z falą żalu napłynęły mu do oczu. Czuł się naprawdę okropnie. Miał wrażenie jakby odezwaniem się do brata, zniszczył piękny obraz „wzorowego Alexa”, jaki budował sobie w głowie przez tyle lat. Chyba wolał czasy, gdy ten nie zwracał jeszcze na niego uwagi. Przynajmniej wtedy nie czuł takiego upokorzenia i strachu, a przede wszystkim nie czuł się … zdradzony.
To była jego wina. Przez tyle lat obserwował brata. Miał go za idola. Pomyślał sobie nawet przez chwilę, że gdy się do niego odezwie nie będzie tak źle. Może nie będą ze sobą często rozmawiać, ale chociaż będą w stanie wymienić ze sobą codzienne „cześć”. W zamian za swoje nadzieje dostał to. Zimny kubeł wody na głowę i gorzkie słowa by się przymknął. Kacper starł szybko łzy, które coraz mocniej napływały mu do oczu.
Musiał się natychmiast uspokoić przecież nie mógł pozwolić by matka zobaczyła go w takim stanie. Gdyby go teraz zapytała o cokolwiek pewnie rozpłakałby się jeszcze mocniej i co potem? Jak by to wyjaśnił? Dorosły chłopak płaczący na środku korytarza jak baba. Otarł szybko oczy i pociągnął nosem próbując przywrócić się do normalności.
Kątem oka zauważył Alexa, który właśnie chciał przemknąć koło niego niepostrzeżenie. Gdy usłyszał chlipniecie chłopaka zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w jego stronę z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy. Przez chwile obaj patrzyli na siebie w ciszy zmieszani i zaskoczeni własnymi reakcjami.
Kacper momentalnie odwrócili się w stronę kuchni. Miał dość. Już wystarczająco nasłuchał się szydzącego śmiechu bruneta, nie chciał słuchać kolejnych kpin. Nie miał ochoty na kolejne upokorzenia. Chciał sobie tego oszczędzić, bo tym razem chyba by już nie wytrzymał.
-Kasper- Usłyszał wchodząc już do kuchni
-Tak mamo- Odpowiedział mechanicznie słysząc cicho wymawiane swoje imię.
-Słucham kochanie? Mówiłeś coś- Matka spojrzała na niego pytająco nalewając zupę do talerza.
-Wołałaś mnie?- Zapytał chłopak lekko zdziwiony marszcząc brwi. Czyżby mu się przesłyszało coś?
-Nie kochanie jeszcze nie zdążyłam, ale całe szczęście, że jesteś siadaj a ja dam ci obiad- Kobieta uśmiechnęła się do syna wesoło stawiając talerz na stole.
Przez chwile Kacper po prostu stał próbując poukładać sobie w głowie wszystkie myśli. Był pewien, że słyszał swoje imię. Ale skoro to nie jego matka to…
Odwrócił się gwałtownie w stronę korytarza, ale nikogo już tam nie było. Brunet zniknął jak zawsze, niezauważony. Serce brązowowłosego zaczęło dziwnie przyśpieszać. Czy to Alex go zawołał? A może jednak to była tylko jego wyobraźnia? W końcu, po co ten bezczelny, bezuczuciowy typ miałby go wołać?
Odetchnął zmęczony opadając na krzesło. Chyba zaczynał powoli wariować. Jeszcze kilka takich spotkań a naprawdę wyląduje w gabinecie psychiatrycznym. Czas chyba zapomnieć o głupotach, o bracie i o tym wszystkim. W końcu nie może całe życie się nim przejmować pewnie, gdy tylko skończą szkoły już nigdy się nie spotkają, bo i czemu mieli by się spotkać.
W końcu nie są spokrewnieni. Mimo, że są rodziną, tak naprawdę nigdy nią nie byli i nie będą. Taka właśnie jest prawda. Okrutna, ale realna, jak ten świat, który chłopak powoli zaczynał nienawidzić.
-Kochanie jedz, bo zupa wystygnie- Ponagliła go matka widząc jak siedzi zamyślony nad talerzem. Spojrzał na nią bezradnie, po czym zaczął powoli jeść. Nie miał apetytu, przełknięcie czegokolwiek dużo go kosztowało.
W pewnym momencie prychnął nie mogąc się już dłużej powstrzymywać. Cóż za ironia… on ledwo się trzymał, jego psychika sypała się z każda minutą i kolejną myślą a jego matka martwiła się jedynie o to by zupa nie wystygła. Rodzice czasem są beznadziejni. Nie dostrzegają prawdziwych problemów swoich pociech, a może zwyczajnie nie chcą ich dostrzec. Zbyt zajęci są wszelkimi innymi sprawami.
-Co cię tak rozśmieszyło?- Zapytała matka z groźna mina, jakby to ona była powodem żartów. Chłopak jedynie pokręcił głową, machnąwszy lekceważąco ręką. Nie warto było nawet zaczynać tej rozmowy, dobrze wiedział jak by się skończyła.
-A właśnie miałam ci powiedzieć, ale jakoś wypadło mi to z głowy. Jutro przyjeżdża siostra twojego ojca i moja matka. Twój ojciec ma urodziny, więc przygotujemy jakieś niewielkie rodzinne przyjęcie. Chce byś dobrze się zachowywał i był grzeczny rozumiesz?- Kacper spojrzał na matkę, jakby była niespełna rozumu. To chyba oczywiste, ale czemu mówiła do niego jak do małego chłopca? Zupełnie nie miał pojęcia, co siedzi tej kobiecie w głowie – Nawet, jeśli nie będziesz czuł sympatii do niektórych gości postaraj się jak najlepiej wypaść, dobrze?- Uśmiechnęła się perliście do syna niczym wspaniała gospodyni domu. Chłopak skrzywił się mimowolnie i wstał od stołu mając już serdecznie dość tego fałszu i zakłamania.
-Rozumiem mamo- Odparł gorzko wychodząc z kuchni. Znów zmierzał do swojego pokoju by po raz kolejny uciec od problemów. By nie musieć patrzeć na tych wszystkich ludzi, tak sztucznie udających szczęśliwa rodzinę. Doskonale wiedział, kogo matka miała na myśli. Siostra ojca, ciotka Alexa miała tutaj jutro przyjechać, a dla matki był to nieproszony gość. Na jej nieszczęście nie mogła jej wyrzucić, bo jak by to wyglądało?
Kacper westchnął ciężko wspinając się po raz kolejny po schodach do swojej idylli spokoju.
Powoli zaczynał się czuć jakby odliczanie do jego końca zostało rozpoczęte. A najgorsze było to, że sam je rozpoczął.

CDN…

*5*


Minęły już dwa tygodnie. Długie dwa tygodnie pełne udręk i niepożądanych myśli. Od czasu, gdy Kacper podsłuchał rozmowę Alexa z Angelo nie wydarzyło się nic. Już więcej nawet nie ośmielił się podejść do drzwi pokoju brata. Za bardzo się bał.
Ale nie to było najważniejsze. Brunet udawał jakby wszystko było w porządku. Choć właściwie „w porządku” było dużo przesadzonym słowem.
Właściwe zachowywał się jak zawsze, nie zauważał Kacpra, nie patrzył na niego, nie odżywał się. Zupełnie jakby nic nie wiedział. Jakby rozmowa w jego pokoju zupełnie się nie odbyła. A przecież Kacper słyszał, na własne uszy. Nie mógł zapomnieć tych słów. Dźwięczały echem w jego głowie. Choć już sam nie był pewny, czy to aby nie był jakiś nocny koszmar, albo halucynacja wywołana stresem czy nadmiarem myśli. Ach, do licha jak mógł się wciąż oszukiwać? Przecież nie znał Angelo wcześniej, nie mógł go sobie wymyślić. Więc ta rozmowa na pewno miała miejsce. A zresztą siniak, jaki pozostał na jego udzie po zderzeniu z szafką nie mógł być jedynie wytworem jego wyobraźni.
Może po prostu Alexa to nie obchodzi. Może ma gdzieś to czy jego brat wie czy nie. Albo jest pewny, że nikomu nic nie powiedział przedtem, więc i teraz nie piśnie słówka. Już sam nie wiedział. Wszystko gmatwało mu się w głowie.
Musiał się skupić, już niedługo egzaminy, a on zamiast siąść do książek zajmuje się myśleniem o głupotach. Jeszcze tylko brakowało, by zawalił rok przez tak trywialną sprawę.
Trywialna…
Właśnie, czemu aż tak bardzo się tym przejmował? Czemu tak bardzo zajmowało to jego myśli? W końcu ludzie twierdzą, że to całkiem normalna sprawa. Internet nie kłamie. W końcu, co 8 osoba jest homoseksualistą. Czy to aż takie dziwne? Przecież na stronach piszą, że to zupełnie normalne zjawisko. Takie nic. Równie dobrze jego kolega ze szkoły mógł mu się pewnego dnia przyznać do swojej orientacji.
O Boże, ale dlaczego to akurat musiał być jego brat?!
Strasznie go to gnębiło. Był kompletnie skołowany. Przez tyle lat widział go niemal codziennie. Obserwował, przyglądał się, a nie zauważył nic. Zupełnie nic. Czuł się po prostu oszukany, a może raczej rozżalony. Tylko do kogo miał mieć pretensje? Jedynie do siebie. Myślał, że wie wszystko o Alexie, jego życiu a tutaj nagle pojawia się coś co zupełnie zbija go z tropu. Wystarczyło jedno głupie wydarzenie, by nie mógł myśleć o niczym innym. To chyba denerwowało go najbardziej. Tak nie powinno być.
Przecież tyle wiedział, tyle się uczył i to właśnie po to, by takie sytuacje się nie zdarzały. Jako człowiek wysoce inteligentny powinien panować nad swoimi emocjami.
Jak jeden z tych biznesmenów na filmach. Oni zawsze potrafili z kamienną twarzą mówić o najbardziej brutalnych, czy szokujących sprawach. Kacper zawsze chciał taki być. Właśnie tak widział siebie w przyszłości. Biznesmen na wysokim stanowisku. Było by cudownie.
Wreszcie przestał by się czuć taki mały i niepotrzebny.
Nie chciał się tak czuć. Nie chciał być ciężarem dla rodziny.
Tak bardzo chciałby mieć choć trochę odwagi, by nie sprawiać innym kłopotu.
Dawać im oparcie, być fundamentem tej rodziny.
Tymczasem miał wrażenie, jakby stanowił to piąte koło u wozu. Zupełnie niepotrzebny. Był tylko dekoracją, która miał się ładnie uśmiechać, gdy trzeba było. Tylko tyle.
Westchnął gorzko robiąc kolejne okrążenie na swoim obrotowym krześle. Czuł się tak bardzo zmęczony. Martwił się, może nie dawał tego po sobie poznać, ale naprawdę martwiła go ta sprawa. Co miał zrobić? Jak reagować? Sto razy wolałby, alby Alex wreszcie przyszedł do niego i jasno nakazał mu co wolno mu robić, a czego nie.
Czułby się pewniej, gdyby na niego faktycznie nawrzeszczał, albo wytknął mu złe zachowanie. Chciał tego, tymczasem on po prostu jak zawsze ignorował go.
Jak powietrze, jak nic niewartą rzecz. Tak bardzo pragną tej krótkiej uwagi ze strony brata. Choć jednego spojrzenia, cichego słowa wypowiedzianego do niego. Tylko do niego.
Niestety był po prostu głupim dzieciakiem. Nie mógł liczyć na nic takiego. Pozostało mu jedynie łudzenie się.
Czuł, jakby ta cisza już nigdy nie miała zostać przerwana. Zaklęty w ciszy. Właśnie tak się czuł. Bez szansy na ponowne nawiązanie tej nici porozumienia.
Do całej wieży pytań doszło kolejne.
Pytanie, na które sam musiał sobie odpowiedzieć.
Pytanie, na które odpowiedz musiał odnaleźć głęboko w sobie.
Dlaczego to on nie odezwie się pierwszy do Alexa?
Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, że od zawsze czekał na pierwszy ruch od strony brata, podczas gdy on nie postąpił nawet kroku na przód. Zawsze liczył, że to brunet przełamie tą ścianę wieloletniej ciszy, którą wciąż tworzyli. Czemu sam nie odważy się wypowiedzieć pierwszych słów?
Znał odpowiedz. Była tak banalna, że wręcz głupia w swojej prostocie.
Bał się.
Bał się, że zostanie zignorowany.
Bał się reakcji brata.
Bał się tego, co będzie potem.
Strach.
Paraliżujący strach przed odrzuceniem nie pozwalał mu się ruszyć z miejsca. Nie chciał robić sobie nadziei. Wypowiedzenie jednego słowa kosztowało by go zbyt wiele, by potem znieść  rozczarowanie. Na samą myśl kulił się w nieprzyjemnym odruchu.
To wszystko było takie trudne. Czemu nie mogą być zwykłą rodziną? Wtedy wszystko było by o wiele prostsze. Bez strachu bez tej całej otoczki sztuczności i bez wzajemnej nienawiści ukrytej pod pozorami.
Kacper jęknął cierpiętniczo wstając z fotela. Był czwartek, a on wciąż nie mógł przestać o tym myśleć. W konsekwencji jego zadanie domowe leżało na biurku zupełnie nietknięte. Nie miał głowy by myśleć teraz o pierwiastkach, głupich roślinkach i królach sprzed wieków. Wolał skupić się na swoich problemach, które wciąż pozostały nierozwiązane w przeciwieństwie do tych sprzed wielu epok.
Wyszedł z pokoju. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza uwolnić się od natłoku myśli. Zszedł schodami mimowolnie kierując swoje kroki w stronę kuchni. Wszedł do pomieszczenia i usiadł na taborecie tuż przy stole. Jego matka spojrzał na niego zaskoczona.
-Co tu robisz nie powinieneś odrabiać teraz lekcji?- Fuknęła zaraz oskarżycielsko w stronę syna. Kacper skrzywił się nieznacznie. Odwrócił wzrok w stronę okna, by matka nie wyczytała z jego twarzy niechęci.
-Przyszedłem chwile odpocząć- Odpowiedział spokojnie. Wolał nie przyznawać się, że nawet nie zaczął. Nie chciał kłócić się jeszcze z matka i wysłuchiwać po raz setny kazania na temat nauki i jego świetlanej przyszłości, którą mamuśka z pewnością dobrze już zaplanowała.
-Dobrze, dobrze- Dodała szybko kobieta znów zabierając się za porządkowanie zlewu – Tylko nie trwoń czasu za bardzo. Wiesz, że to twój ostatni rok szkoły. Musisz porządnie przyłożyć się do nauki- Brązowo włosy westchną jedynie słysząc już tak dobrze mu znane słowa. Oparł się głową o zimne kafelki na ścianie i na chwilę przymknął oczy.
-Wiem mamo, wiem- Rozkoszował się ciszą, jaka panowała wokół. Jedynie szum wody wylewającej się z kranu i krzątanie się jego matki przerywało idealną cisze.
-A właśnie zapomniałabym kochanie- W pewnym momencie zaczęła matka odwracając się znów w stronę syna – Musimy jechać z ojcem załatwić coś w banku nie będzie nas trochę. Poradzisz sobie prawda?- Zapytała jakby zatroska, syna. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się jedynie.
-Oczywiście mamo, jedzcie- Na ustach kobiety również pojawił się szeroki uśmiech. Szybkim krokiem wyszła z kuchni kierując się do sypialni. Kacper oparł głowę na dłoni, która podpierała się na stole łokciem. Westchnął tylko rozbawiony. Nie mógł uwierzyć, że matka wciąż traktowała go jak małego chłopca. Przecież już dawno doszedł do wieku, w którym czujna opieka matki nie jest mu potrzebna. To tylko parę godzin poza  domem, a ona panikowała, jakby ktoś miał go napaść we własnym domu. Zawsze taka była. Przewrażliwiona na punkcie bezpieczeństwa. Czasem można było zwariować od tego, ale przyzwyczajenie robiło swoje.
Kacper usłyszał jedynie plastikowy brzęk wieszaków a po chwili stukot obcasów na drewnianej podłodze. Minęła dłuższa chwila, a jego matka znów pojawiła się w drzwiach kuchni tym razem zupełnie już gotowa do wyjścia. Miała na sobie biała sukienkę w niebieskie kwiaty, wiązaną tasiemką w tali. Duży czarny kok był idealnie spięty na czubku głowy. Woń słodkich perfum doszła do nozdrzy chłopaka. Ten skrzywił się nieznacznie poprawiając się na krześle.
-I jak?- Zapytała matka z roziskrzonymi oczyma. Rzęsy podkreślone tuszem nadawały teraz jej oczom większej głębi.
-Świetnie, jak zawsze mamo- Chłopak uśmiechnął się jedynie uprzejmie. W tym samym momencie dźwięk otwieranych drzwi doszedł do jego uszu.
-O już jesteś. Dobrze my idziemy synku. Wrócimy za jakiś czas- Kobieta posłała synowi buziaka i zaraz szybko podbiegła do drzwi by razem z mężem wyruszyć w swoją podróż. Jeszcze chwila krzątaniny, potem trzask zamka w drzwiach i brązowowłosy znów pozostał sam. Cisza. Nieznośna cisz znów zapadła.
Chłopak musiał coś z tym zrobić. Wstał szybko z krzesła i zaczął iść w stronę salonu. Gdy postawił kolejny krok coś zgrzytnęło cicho pod jego stopą. Cofnął się szybko patrząc na mały srebrny przedmiot.
To był medalik. Dość mały, ale miał dziwny kształt. Brązowowłosy szybko podniósł znalezisko. Łańcuszek, na którym był zawieszony został zerwany.
Kacper podszedł do wersalki przyglądając się uważnie przedmiotowi. Odnalazł po omacku pilota od telewizora i włączył odbiornik, by przerwać nieznośną cisze wokół. Jakiś kiepski serial, na który właśnie trafił wcale go nie interesował. O wiele ciekawsze było to, co znalazł.
Zastanawiał się skąd medalik się tutaj wziął.
Może jego matka zgubiła go podczas sprzątania? W końcu tylko ona interesowała się biżuterią w tym domu. Ale czy to możliwe? Medalik był już lekko porysowany i stracił swój blask. Nie mógł należeć do jego matki. Wyrzuciłaby go już dawno. A poza tym zupełnie nie był w jej stylu. Nie ubierała tak prostych rzeczy. Wolała te świecące, wielkie klejnoty i robiące wrażenie wzory.
Chłopak wolno przejechał palcem po wierzchu medaliku. Była tam wygrawerowana róża, bardzo delikatna o dużym pąku. Odwrócił go by zobaczyć ładne litery wyciśnięte w srebrze w imię „Emily”.
Kacper przez chwile patrzył na mały przedmiot jak zaklęty. Wydawał mu się magiczny, jak pradawny amulet czy artefakt skrywający tajemne moce. Oglądał go ze wszystkich stron zastanawiając się wciąż, do kogo mógłby należeć. W końcu zauważył mały suwaczek po boku przedmiotu. Przesunął go ostrożnie, a medalik otworzył się w jego ręce ukazując swoją tajemnice. Pierwsze, co zauważył to małe zdjęcie kobiety po prawej wewnętrznej stronie.
Miała ciemno brązowe włosy poskręcane w piękne loki. Jej mleczna twarz jaśniała i emanowała radością. Usta rozsunięte w szerokim uśmiechu dodawały jej uroku. Ale najpiękniejsze były jej szare oczy, błyszczące jak księżyc nocą. Śmiały się figlarnie do fotografa. Była piękna. Wydawała się taka delikatna, ale w jej oczach lustrowała się charyzma i ta wielka pewność siebie niepasująca zupełnie do jej uroku.
Kacper wpatrywał się przez dłuższą chwile w maleńką fotografie. W życiu nie widział piękniejszej osoby. Owszem podobały mu się dziewczyny, ale ta kobieta była po prostu piękna, miała w sobie coś tak ciepłego, że nie można było oderwać od niej oczu.
Chłopak powoli przejechał palcem po zdjęciu, jakby liczył na to , że będzie w stanie dotknąć tej mlecznej skóry. Na chwile rozmarzył się, odpłynął marzeniami w świat zaklęty magicznie w tym medaliku.
Do kogo mógł należeć? Może jeden ze znajomych rodziców mógł go zgubić. Chociaż nie znał nikogo, kto miałby za żonę czy siostrę taką piękność. A poza tym już dawno nikt ich nie odwiedzał.
Więc  czyj był medalik? Czy możliwe, że jeden z kolegów Alexa zgubił go nieopatrznie podczas jednej z wizyt?
Może i zgadzałoby się to, ale przecież od dwóch tygodni do drzwi nie zapukał żaden z nich. Przez ten czas matka już dawno znalazłaby przedmiot. Ktoś musiał to zgubić jeszcze dziś, ale kto? Była jeszcze jedna osoba.
Ciało szatyna przeszedł potężny dreszcz. Jego oczy z każda chwilą stawały się coraz szersze. Dziwna suchość w gardle nie pozwoliła mu pozbyć się guli w gardle. Szybko wstał i schował medalik do kieszeni. Przeszedł żwawo do kuchni i otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś  do picia. Wyjął z niej karton soku pomarańczowego i szybko napełnił cala szklankę. Zamoczył spierzchłe usta w nektarze by wypić niemal połowę jednym tchem. Otarł usta ręką i opadł bezwładnie na krzesło.
Pozostawała tylko jedna opcja, jedna osoba,  do której mógł należeć medalik. Alex.
Tylko…kim była ta kobieta?
A raczej, co ją łączyło z Alexem, może to jego dziewczyna? Albo przyszła narzeczona? Ale przecież… nie to już w ogóle nie miało sensu, przecież Alex kochał się jeszcze nie tak dawno temu z…z… mężczyzną. Czy to znaczyło, że upodobał sobie obie płcie?
Nie, nie  to za dużo jak na  maleńką głowę Kaspra. Zresztą nawet, jeśli medalik należał do bruneta, co miał zrobić? Tak po prostu podejść i zagadnąć go? Nie, to przecież nie możliwe. Chociaż. Może los w końcu dał mu szanse, może w końcu powinien się odezwać do Alexa. Przecież tym razem miał dobry powód.
Zawsze mógł się wytłumaczyć tym, że ,myślał, iż  przedmiot jest cenny. To takie proste prawda?... Nie, to nie było proste.
Kacper nie miał na tyle odwagi by jako pierwszy przebić się przez ścianę głuchej ciszy. A może właśnie dziś powinien ją w sobie znaleźć?
Chłopak westchnął tylko rozkładając się na stole kuchennym. Czemu jego życie było takie trudne? Pełne trudności i przeciwności. Czemu akurat on musiał trafić do tak pokręconej rodziny? No czemu? Chciałby być wreszcie normalnym nastolatkiem z normalnymi problemami, jak te dylematy czy powinien iść do kina z kumplami czy do kawiarni z dziewczyną. Ale nie on musiał dostać kompletnie porąbaną rodzinę, w której więcej było tajemnic niż wspólnych wieczorów.
Nagle usłyszał donośny huk drzwi. Aż poderwał się z krzesła zaglądając  szybko do korytarza. Gdy zobaczył Alexa nerwowo szamoczącego się w przedpokoju serce ruszyło mu w szaleńczym rytmie. Niemal natychmiast cofnął się z powrotem na miejsce.
Nasłuchiwał hałasów i szybkiego, chaotycznego kroku Alexa biegającego po salonie. Zaczął nerwowo podrygiwać nogą czekając, aż jego brat wreszcie zagłębi się w swoim pokoju na wiele godzin jak zawsze.
Niestety Alex długo szamotał się w salonie. Zaczęły stamtąd dochodzić odgłosy przesuwanych mebli. Tak bardzo chciał wyjść zobaczyć, co jego przyrodni brat wyrabia, ale  bał się. Bał się, że zrobi coś, czego nie powinien, że okażę  inicjatywę, której przecież  nie chciał okazywać. Boże już sam nie wiedział, czego tak dokładnie chce. Co powinien zrobić? Jak to rozegrać? Musiał się przygotować, mieć plan.
Przemyślenia brązowowłosego przerwał brunet, który wpadł  do  kuchni jak tajfun mający zamiar zmieść wszystko, co stoi mu na przeszkodzie. Był zdyszany i miał wyraźnie podirytowaną minę. Spojrzał tylko przelotnie na Kacpra  by  dalej przejść  nieco spokojniej w głąb kuchni. Zaczął się rozglądać, schylać, ale tak by wyglądało to w miarę niepozornie. Szukał czegoś.
Kasper przełknął ślinę z trudnością, wciąż nie drgnąwszy nawet o centymetr ze swojego miejsca. Zagryzł wargę nerwowo schylają głowę. Wiedział, czego brunet tak usilnie szukał. Medalik.
Więc jednak należał do niego. Z pewnością w drodze do domu, albo w szkole zauważył jego brak. A teraz szuka go tak żarliwie, jakby był najcenniejsza rzeczą na świecie. Powinien mu go zwrócić.Wystarczy, że się odezwie, wystarczy jedno słówko. Musi coś powiedzieć, no już…dalej. Teraz jest jedyna szansa.
Otworzył usta, ale nie był w stanie wydobyć z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Łzy zebrały mu się w kącikach oczu. Musi to zrobić teraz albo nigdy. Chwycił szybko za medalik spoczywający spokojnie w jego kieszeni i jeszcze raz nabrał powietrza w płuca. To jedyna szansa…
-A…A-Alex- Ciało Kacpra niemal zadrżało na dźwięk tego słowa. Sam się zdziwił jak dziwnie brzmiało imię brata w jego ustach. Tak nienaturalnie, obco.
Brunet zastygł w bezruchu jakby słowa usłyszane przed chwilą były zaledwie jego wyobrażeniem. Wstał bardzo powoli wciąż się nie odwracając. Przez chwil pozostali w nienaruszonej ciszy wciąż walcząc ze sobą. Kacper czuł, jak serce łomocze mu w klatce, czuł jego bicie w każdej komórce swojego ciała. Było takie głośne.
-Kacper- Chłopak zadrżał słysząc swoje imię w ustach bruneta, wymawiane z taką ironią i niechęcią, że już zaczął żałować tego, co zrobił. Alex powoli odwrócił się w stronę brązowowłosego i wlepił swoje szare oczy w przestraszonego chłopaka.
Kacper skamieniał dosłownie w jednym momencie. To było takie dziwne, jeszcze nigdy nie patrzył w te szare oczy z taką bezpośredniością. Właściwie to pierwszy raz, gdy brunet patrzył na niego, tylko na niego. Prosto w oczy, nie przelotnie, jak na mało ważną rzecz.
Kacper przełknął ślinę czując gule w gardle. Powoli wyciągnął z kieszeni medalik rozwieszając go na palcach. Spuścił szybko wzrok nie chcąc widzieć reakcji Alexa.
Nie był nawet w stanie spojrzeć na brata. Za dużo go to wszystko kosztowało. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie potrafił zmusić się do wydobycia z siebie słów.
Alex stał przez chwile wpatrując się oniemiały w swój medalik. Szok i zaskoczenie w jego oczach szybko zmieniły się w gniew. Podszedł gwałtownie do Kacpra i jednym ruchem wyrwał mu przedmiot z ręki.
-Oddawaj!- Spojrzał na srebrną zawieszkę i dokładnie zaczął obracać ją w palcach. Zamknął medalik w pieści i wściekle spojrzał na Kacpra stojąc zaledwie metr od niego.
-Skąd  to masz?!- Warknął złowrogo zbliżając się jeszcze bardziej do brata.
Kacper cofnął się przestraszony i zniechęcony postawa bruneta. Chciał mu pomóc wyciągnąć dłoń, nawiązać nić porozumienia, a ten obwiniał go o to? Może w ogóle nie powinien robić nic. Tylko zostawić medalik na stole i wrócić  do pokoju. Tak było by najlepiej.
Alex miałby swój cenny medalik, a ich cisza nigdy nie została by przerwana. Zrobił błąd, poważny błąd, nigdy nie powinien się odzywać.
-Znalazłem go- Wyszeptał jedynie cicho w odpowiedzi na pretensje brata. Alex stał przez chwilę nad brązowowłosym, po czym parsknął pogardliwie i szybko wyszedł z kuchni trącając przy tym Kacpra.
Brązowowłosy opadł bezwładnie na krzesło ze łzami w oczach. Teraz już wiedział. Alex go nienawidzi. Czy było inne wytłumaczenie jego agresywnej reakcji? Ale czym sobie zasłużył na taką pogardę i niechęć? Czy to dlatego, że wiedział? Dlatego, że poznał sekret, o którym nie powinien nic wiedzieć? Ale przecież może zapomnieć. Może udawać, że nic nie widzi. Czy wtedy Alex  go zaakceptuje? Czy wtedy będą mogli znów spojrzeć sobie w oczy? Tak jak dziś, ale już bez tej dziwnej sztuczności?
Choć nawet, jeśli cała ta rozmowa była tak sztuczna i nienaturalna jak żadna w życiu Kacpra to i tak… czuł się szczęśliwy. Szczęśliwy, że brat nie zapomniał jego imienia, szczęśliwy, że nie brzydził się spojrzeć mu prosto w oczy, tak głupio szczęśliwy.
Łzy poleciały mu po policzkach spadając wielkimi kroplami na dłonie splecione jak do modlitwy.
Jaki los jest tak okrutny, by tak żartować sobie z jego uczuć?
Splótł ręce na stole kuchennym i schował twarz w swetrze łkając głośno.
Czemu nienawiść Alexa tak strasznie go bolała?
Czemu mimo tego chciał poznać go jeszcze bardziej?
Czemu nikt nie chce dać mu odpowiedzi?

CDN…

*4*


Już od jakiejś godziny Kacper siedział przed telewizorem. W sumie nawet nie zauważył, kiedy ten czas mu zleciał. Wrócił ze szkoły, odrobił zadanie jak każdy przykładny uczeń, a teraz czekał aż wreszcie mama zawoła go na obiad.
Wolał siedzieć tutaj na dole, było mu jakoś swobodniej niż we własnym pokoju. Od pewnego czasu zaczął postrzegać go, jako pewnego rodzaju klatkę, w której nie chciał siedzieć. Jedyne, z czym mu się kojarzył to nauka i zakuwanie do wszystkich sprawdzianów. Miał już tego dość chciał trochę odsapnąć od szkoły stresu i obowiązków.
Zresztą, gdy siedział sam w pokoju natrętne myśli nie chciały mu dać spokoju. Szczególnie po tym, co dowiedział się o własnym bracie. W życiu przez myśl by mu nie przeszło, że Alex, który ma pokój zaledwie piętro niżej, może skrywać taką tajemnicę. To było wręcz dziwne.
Jednak najbardziej intrygował go fakt, że przez tyle lat żaden z domowników nie zauważył owego faktu. Byli kompletnie nieświadomi tego, co się dzieje tuż pod ich nosami… A może po prostu wiedzieli, ale nikt nie odważył się o tym głośno mówić?
Ta opcja wydawała się dość prawdopodobna, gdyby nie fakt, że matka Kaspra zaraz narobiłaby takiego larma, że wszystkie sąsiadki wokół wiedziały by o tym. W takim razie jedyne wytłumaczenie jest takie, że tylko on wiedzie o zainteresowaniach szatyna.
Jedyna rzecz, jaka nie pozwalała spać mu po nocach to wciąż nasuwające się pytanie „Czemu Alex woli mężczyzn?”. Przecież nieraz widywał go w towarzystwie tak pięknych dziewczyn, że niejeden chłopka mógł mu zazdrościć. Kompletnie tego nie pojmował.
Gdyby sam miał tyle odwagi i pewności siebie co brat, a przy tym tak męski wygląd już dawno znalazłby dla siebie odpowiednią dziewczynę. Piękną, inteligentną, popularną i nawet bogatą.
Może chodzi o to, że Alexa ma jakiś uraz do kobiet? Właściwie patrząc na to w ten sposób jest to całkowicie możliwe. W końcu jego matka zginęła, gdy był jeszcze bardzo mały a w zamian dostał macochę, która nim pomiata i jedyne, co potrafi to krzyczeć. Może gdyby był na jego miejscu też zostałby gejem? A zresztą nie ma co gdybać.
W tym momencie rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwonka do drzwi. Znudzony już przerzucaniem kolejnych kiepskich programów Kasper wstał z kanapy i ruszył w stronę drzwi.
-Ja otworze- Krzyknął tylko by żaden z domowników nie musiał odrywać się od swoich obecnych zajęć. Gdy tylko otworzył drzwi stanął w progu zaskoczony.
-Jest Alex?- Zapytał szybko młody chłopak o ciemnych, blond włosach. Spojrzał intensywnie na brązowowłosego ponaglając go z odpowiedzią.
Był wysoki, bardzo pewny siebie a przede wszystkim przystojny. Cholernie przystojny.
Kasper stał przez chwile po prostu patrząc się na niego. Te intensywnie zielone oczy wybijały go z rytmu. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć raczej coś w stylu „nie mam pojęcia, nie rozmawiam z bratem” nie było by odpowiednie.
W końcu zdobył się jedynie na coś na kształt –Emmm… nie wiem-
Przez chwile dłużej wpatrywali się w siebie. Kasper odniósł w pewnym momencie dziwne wrażenie, że twarz chłopaka jest mu skądś znana. Tylko skąd? Nie było mowy by spotkali się wcześniej, a tym bardziej by rozmawiali kiedykolwiek. Kogoś o takim wyglądzie zapamiętałby, na pewno. Może pomylił go z kimś, właściwie to całkiem możliwe. W końcu Alex ma samych przystojnych kumpli.
Blondyn chwile wlepiał swoje zielone oczy w brązowowłosego, po czym marszcząc brwi również zapytał –Czy my się czasem nie znamy?-
Na dźwięk tego pytania serce Kaspra zamarło na chwile. Całe jego ciało nieznacznie zesztywniało. Więc jednak, spotkali się wcześniej. To nie była tylko jego wyobraźnia.
-N-nie, nie wydaje mi się- Odparł dość niepewnie. Wolał nie mówić o tym, że również go rozpoznaje. Czuł, że powinien zachować to w sekrecie. Kto wie, jakie okoliczności towarzyszyły temu spotkaniu.
Blondyn zmrużył tylko oczy, już miał cos powiedzieć, ale przerwało mu pytanie rzucone dosłownie z nikąd.
-Co tu robisz Angelo?- Alex stal w korytarzy przerzucając podejrzliwe spojrzenie to na blondyna, to na Kaspra. Wyglądał na niezbyt zadowolonego całą tą sytuacja. Zresztą zawsze tak reagował, gdy dochodziło do podobnych spięć, a raczej bliższego kontaktu z młodszym bratem.
W Kacprze coś dziwnie drgnęło. Serce przyspieszyło mu, choć właściwie czuł jedynie apatię i pewnego rodzaju smutek, który ciążył mu tak mocno, że głowę wciąż trzymał zwieszona w dół. Czując na sobie ostry wzrok brata, jakby instynktownie przesunął się pod ścianę.
Nie lubił przebywać w jednym pokoju z Alexem. Czemu? Bo czuł się tak, jakby nagle ktoś spuścił na niego klątwę milczenia. Jak więzień, który od lat nie miał okazji odezwać się do nikogo. Czuł się dziwnie, otoczony tum murem wieloletniej ciszy. Obecność brata przytłaczała go, sprawiała mu dziwną przykrość. Dlatego zawsze unikał takich sytuacji, nie chciał czuć tego ścisku w sercu. Przez to łzy często wypływały mu do oczu.
Nie byli przecież prawdziwymi braćmi, ale czy naprawdę takie zachowanie było normalne?
Czy adoptowane dzieci też tak robiły, albo czy u innych rodzin widywał podobną sytuacje…? Nie. Tylko oni, nie rozmawiali ze sobą. Byli dla siebie kompletnie obcy, tak samo jak dwóch przechodniów, którzy spotykają się na ulicy.
-Alex skarbie- Rozanielony blondyn momentalnie przywarł do szatyna ciasno obejmując jego szyje. Jednak temu chyba nie bardzo spodobało się tak czułe powitanie. Z dość markotną miną na twarzy wykrzywił się w dziwnym grymasie. Syknął Angelo coś do ucha, po czym wyplątał się szybko z jego objęcia odwracając wzrok.
-Chodźmy do mnie- Odparł mrukliwie i niemal natychmiast odwrócił się w stronę swojego pokoju nie zaszczycając brata nawet jednym spojrzeniem. Angelo powiódł za nim wzrokiem, po czym mrugnął porozumiewawczo do Kaspra. Radosnym krokiem wskoczył do korytarza znów zrównując się krokiem z Alexem. Przysunął twarz niebezpiecznie blisko brata brązowowłosego z wyrazem lubieżnego uśmiech na ustach.
Kasper niemal natychmiast odwrócił wzrok. Czuł się nieswojo.
Zdradliwy rumieniec wkradł się na jego drobne policzki.
Chyba po tym, co zobaczył nie będzie już w stanie normalnie spojrzeć bratu w twarz. Wszyscy jego koledzy nagle wydali się równocześnie jego kochankami. To było takie dziwne. A może właściwie tak było? Może naprawdę z większością swoich kolegów spotykał się w łóżku. A zresztą przecież to nie była jego sprawa…
mimo to chciał wiedzieć więcej… jak to działa, jak wtedy się czuje, jak to jest być z mężczyzną? Bo sam nie miał pojęcia. Nie potrafił sobie tego nawet wyobrazić. Choć musi być miło.
W końcu to chyba coś podobnego, jak jego przyjaźń z Tomem. Z nim dobrze mu się rozmawiało, było zawsze miło i można było rozmawiać o wielu poważnych i tych mniej poważnych problemach. Jak na przykład klasówka z matmy, czy zadanie z bioli.
A także na w-f , gdy obaj rozmawiali o tym jak nie lubią gier zespołowych, czy może jak wytykali nauczycielowi błędy po lekcjach.
Chociaż…
Czy z chłopakiem nie powinno rozmawiać się na nieco inne tematy? No wtedy mówi się sobie wszystko prawda? A rozmowy nie toczą się wokół szkolnych murów. Wtedy, gdyby Kacper miał taką osobę pewnie powiedziałby jej o tym co widział, o Alexie, o wątpliwościach i o tej krepującej ciszy, która z biegiem lat zaczęła stawać się coraz cięższa do udźwignięcia. Tylko, że… Kasper nie miał kogoś takiego. Miał tylko mamę, Toma i czasem ojca. Poza tym nikogo. Brązowowłosy objął rękami ramiona, bo od własnych myśli zrobiło mu się zimno.
Tak bardzo chciałby choć na chwile swobodnie porozmawiać z bratem. Jakoś brakowało mu tego. Brakowało mu tych paru bezsensownych słów, które mogli ze sobą wymienić każdego dnia. Chociaż głupie „cześć” dałoby mu tyle radości.
Ta cisza ciążyła.
Coraz bardziej… Jak kajdany , które omyłkowo zostały założone na sercu chłopca. Klatka bolała go jak jeszcze nigdy przedtem. Coś strasznie cisnęło go tam w środku. Nie mógł głębiej oddychać.
Czy brat go nienawidzi?
Czy to dlatego nie odzywa się do niego?
Ale czemu? Przecież nic nie zrobił…
On chce, żeby po prostu byli braćmi.
Tylko, że Alex chyba tego nie chce. Gdyby chciał odezwałby się do niego, prawda? Chyba tak, więc naprawdę musi go bardzo nienawidzić.
-Kacper obiad- Głos matki doszedł go z kuchni. Odetchnął głęboko próbując zebrać się do kupy. Wszystko mu się mieszało. Czuł się taki zagubiony a nie było nikogo, kto mógłby mu wytłumaczyć, choć cześć z tych trudnych rzeczy.
Został sam… właśnie tak. Zupełnie samotny.
Raczej mało chętnie poczłapał w stronę kuchni. Właściwie nie był głodny, stracił cały apetyt przez tą sytuację z przed chwili.
Gdy wszedł do królestwa swej matki, razem z ojcem siedzieli już przy stole. Zajął swoje miejsce, zaczynając jeść rosół z grzecznym –Smacznego- Rodzice odpowiedzieli mu tym samym.
Chłopak posłał ukradkowe spojrzenie ojcu.
Zastać go w domu nie było łatwo a tutaj proszę, jakby nigdy nic siedział sobie spokojnie i zajadał obiadek. Musiał wziąć wolne a to znaczy tylko tyle, że pewnie znów jadą gdzieś z mamą na weekend. Jego mamuśka uwielbiała takie wypady.
Najpierw siedzieli pół dnia w galeriach handlowych a potem, jak już się im znudziło jechali do znajomych matki na grilla. Całe szczęście, że Kasper przegadał im by nie zabierali go ze sobą za każdym razem. Było to dla niego strasznie nudne, obciachowe, a przede wszystkim cholernie meczące. W szczególności ten przeklęty grill. Nienawidził takich przyjemnych spotkanek. Szczególnie, że rozmawiali wtedy najczęściej o nim, czego bardzo nie lubił. Wiele z tych rodzin miało też dzieci. Jednak Kasper uważał wszystkie te bachory za istne pomioty szatana. Były to nieposłuszne, głupie, rozwydrzone i rozdarte małolaty, które myślą że mogą rządzić całym światem.
- Prawdziwy rodzinny obiad, jak miło- Skwitowała w pewnym momencie mama uśmiechając się szeroko. Zarówno Kasper, jak i ojciec odwzajemnili go nieśmiało.
Tak się składa, że Alex nigdy z nimi nie jadał. Co chyba było oczywiste patrząc na jego stosunki z matką i brązowowłosym. A ojciec? On dawał mu tylko kolejne banknoty by czasem nie pyskował za bardzo do matki.
W pewnym momencie Kacper zasępił się wyraźnie, pogrążony w myślach. Zaczął kroić makaron łyżką chyba nie do końca świadom tego.
Rodzinny obiad. Czy naprawdę mieli prawo nazywać się rodziną? Mama zawsze w takich momentach podkreślała, że nią są. Jednak to wszystko zdawało się być po prostu jedną wielką grą pozorów. Czasem czuł się wręcz, jakby odgrywał role w jakimś przedstawieniu. Alex też był częścią rodziny, a oni traktowali go jak wyrzutka, odludka czy trędowatego. Został sam dla siebie, jak balast dla tego domu.
Z drugiej strony to jego dom. To on się tutaj urodził, to tutaj mieszkał z mamą, której już nie ma. Może to Kasper z matka tak naprawdę byli tutaj obcymi. Wtargnęli w czyjeś życie próbując ustawić wszystko pod własne widzimisie.
Choć ojcu Alexa zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać.
Zresztą czasem brązowowłosy miał do niego żal, że w ogóle nie stara się opiekować własnym synem. W końcu powinien o niego dbać, walczyć. Czy nie widział, co się dzieje? Nie widział tego jak odsunął się w cień? Nie widział tego, jak stał się homoseksualistą?
Czy ten człowiek w ogóle mógł się nazywać ojcem?
Tylko, że… Kasper nie miał prawa go oceniać. Przecież sam od tylu lat nie starał się o brata.
Gdyby wtedy nie wrócił wcześniej ze szkoły pewnie dalej żyłby w tym sztucznym świecie pozornego ideału. Gdyby nie zobaczył, że kocha się z mężczyzną pewnie nigdy nie zainteresowałby się nim.
Kacper momentalnie skamieniał. Łyżka, którą trzymał wypadła mu bezwładnie z ręki i uderzyła o talerz z głośnym brzdękiem.
Matka posłała mu zdziwione spojrzenie, najwyraźniej dopiero teraz zauważając, że nie je od dłuższego czasu.
-Coś się stało?- Zapytała patrząc na jego kompletnie zszokowaną minę.
-N-nie, ja… ja musze coś zrobić. Dzięki za obiad- Szybko wyszedł z kuchni, jeszcze w miarę spokojnym krokiem, by nie wzbudzić podejrzeń. Ledwo przekroczył próg niemal zerwał się do biegu. Stanął przy schodach spanikowany. Jeszcze chwila a zacznie chodzić w kółko ze zdenerwowania.
To nie możliwe.
Wiedział, już sobie przypomniał skąd znał Angelo.
Tamtego dnia w sypialni rodziców, z Alexem to był on. Na pewno. Ta twarz, nie ma mowy o jakiejkolwiek pomyłce. Serce waliło Kasprowi jak szalone. Co miał zrobić? Iść do pokoju, przejść się, a może udawać, że nic się nie stało? Nie, tego chyba nie potrafił. Musiał się uspokoić.
Czy oni…teraz w pokoju też chcą…ze sobą… nie, nie Alex nie jest aż tak głupi, by kochać się z drugim chłopakiem, gdy wszyscy są w domu. Chyba nikt nie jest takim szaleńcem.
Czuł, że puls w jego żyłach przyśpieszył.
Gdzie miał teraz iść, co z sobą zrobić? Musiał gdzieś się podziać. Przemyśleć to, uspokoić się, a może…może lepiej sprawdzić? Jego ciało odpowiedziało za niego wiedzione dziwną ciekawością. Nogi same ruszyły prosto w stronę pokoju Alexa. Serce waliło mu jak młot. Czuł się jak szpieg, jak przestępca, który robi coś niewłaściwego. Boże, żeby tylko szatyn go nie przyłapał.
Gdy od pokoju Alexa dzieliły go zaledwie metry zwolnił nieco zaczynając skradać się powoli na palcach. Adrenalina pulsowała w nim wyostrzając wszystkie zmysły. Czuł się tak, jakby jego głowa miała zaraz eksplodować z nadmiaru wrażeń. Przysunął się tuż pod drzwi nasłuchując uważnie.
Słyszał śmiech Anagela i zimny głos brata. Rozmawiali, ale nie potrafił dosłyszeć ich słów. Wszystko rozmywało się tuż przed drewnianymi drzwiami. Musiął przybliżyć się jeszcze bardziej. Nachylił się lekko przysuwając ucho do dziurki od klucza. Teraz mógł słyszeć fragmenty rozmowy.
-Daj spokój Alex przecież twoi starzy nie wiedzą nic o nas. Wyluzuj, nie kojarzą mnie nie ma szans by cokolwiek wyszło. Nie dowiedzą się, po prostu daj się porwać chwili- Na końcu Angelo mruknął w niezwykle seksowny sposób.
-To, że się dowiedzą to tylko kwestia czasu. A zresztą mówiłem ci, masz nie przyłazić mi do domu. Jeśli tego nie rozumiesz to …-
- Dobra, dobra czaje. Nie jestem tutaj mile widziany- Burknął jakby obrażony – Czasem mam wrażenie, że spotykasz się ze mną tylko dla seksu- To zabrzmiało już nieco bardziej poważnie.
-Przecież sam mi się pchasz do łóżka, więc nie wylatuj mi tu z takimi gadkami. Poza tym, czy nie tego właśnie ode mnie chcesz? Wiem, że to lubisz- Cisza, jaka zapanowała po tych słowach sprawiła, że Kasper spiął się nieco bardziej. Czekał na ciąga dalszy tej dziwnej wymiany zdań. Usłyszał jakiś szelest a potem skrzypniecie sprężyn łóżka. Czy oni teraz?
-Angelo mówiłem ci byś dał spokój. Wszyscy są w domu- Oni chyba…
-Daj spokój myślisz, że usłyszą?-
-Nie obchodzi mnie to, powiedziałem nie i tyle. Chcesz seksu, to chodźmy gdzieś. Tutaj wole by nikt nie dowiedział się o tym, rozumiesz?- Ostatnie zdanie zabrzmiało już niemal jak groźba. Chyba blondyn się poddał, bo słychać było jedynie westchnienie pełne rezygnacji.
-Swoją drogą ten mały, który mi otworzył to twój młodszy braciszek?- Na to czekał, przysunął ucho jeszcze bliżej drzwi.
-Kacper? Tak, bo co?-
-Nic, po prostu jest taki słodziutki z chęciom bym go schrupał- Brązowowłosy słysząc tak nietypowy komplement zrobił się czerwony niczym piwonia. Miał ochotę schować się gdzieś daleko. To było zbyt zawstydzające – Nie wyglądał na zachwyconego, gdy cię zobaczył. Słyszałem, że ze sobą nie rozmawiacie-
Dziwny dreszcz przeszedł przez ciało Kacpra. Czuł, jakby brzuch skurczył mu się w jakimś dziwnym uczuciu żalu. Obcy ludzie wiedzieli o jego relacjach z bratem, a raczej ich braku. To z pewnością mu się nie podobało.
-Dobrze słyszałeś- Fuknął Alex jak rozdrażniony zwierz.
-Dlaczego?- Dopytywał dalej Angelo z wielkim niezrozumieniem w głosie. Kacper przez chwile w napięciu czekał na odpowiedz. On również nie miał pojęcia czemu się unikali, czemu Alex nie chce z nim rozmawiać. Tak bardzo chciałby znać choć jeden powód –Przecież jesteście braćmi, mieszkacie w jednym domu- Ciągnął dalej blondyn.
-To nie twój interes kapujesz?- Szatyn warknął nieprzyjemnie trzaskając w coś mocno. Huk, jaki się rozniósł wywołał potężny dreszcz u brązowowłosego.
-Może jednak mój- Zamruczał jak prawdziwy kocur -Wiesz w pierwszym momencie, gdy go zobaczyłem wiedziałem, że już widziałem gdzieś tą przesłodką twarzyczkę. Tylko nie wiedziałem gdzie. A teraz… ta dam oświeciło mnie- Wykrzyknął entuzjastycznie blondyn.
-Aha no i co?- Zapytał raczej mało zainteresowany szatyn.
-Zgadnij. Podpowiem ci… w sypialni twoich rodziców dwa dni temu. Było bardzo miło-
-O czym ty mówisz?- On chyba nie myślał o…
- Twój braciszek widział jak się wtedy kochamy. Zostawiliśmy uchylone drzwi pamiętasz?-
-Co?- Alex ryknął tak głośno, że Kacper cofnął się gwałtownie. Wiedział, już wiedział, że on widział. To niemożliwe. Alex go zabije. Na pewno.
-Chyba czeka was długa rozmowa- Odparł beznamiętnie blondyn.
Nie czekając na odpowiedz brązowowłosy zerwał się szybko i zaczął biec na oślep. Nagle tuż przed nim jak z pod ziemi wyrosła szafka na buty. Wpadł na nią z wielkim impetem zrzucając wszystko, co stało na niej oraz buty, które znajdowały się w środku. Narobił przy tym tyle hałasu, że z pewnością łupniecie słychać było w całym domu. Cały roztrzęsiony podniósł się niemal natychmiast. Zaczął uciekać.
Wpadł na schody, jak opętany i zaczął biec w stronę swojego pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi dysząc, jak uciekinier, który opuścił miejsce zbrodni. Oparł się plecami o ścianę łapiąc łapczywie powietrze.
Nie mógł w to uwierzyć. Alex dowiedział się o tym, że widział ich wtedy. Na pewno tak tego nie zostawi. Zaczął się bać. Jego brat na pewno jest wściekły.
Powoli ześliznął się po ścianie siadając bezradnie na podłodze. Chciało mu się płakać. Po co wtedy wracał ze szkoły wcześniej? Trzeba było tam zostać. Gdyby tak zrobił to wszystko by się nie stało. Nic by nie zobaczył, nic by nie wiedział o sekrecie Alexa i właśnie tego teraz najbardziej chciał. Zapomnieć. Wymazać tamten obraz z pamięci.
Ale nie potrafił. Nie mógł zrobić nic.
Musiał czekać, czekać aż jego brat zdecyduje się go ukarać.
Tak bardzo chciał się schować, zamknąć gdzieś.
Nawet zwykła rozmowa była by dla niego niczym zbawienie. Ale nie mógł powiedzieć nikomu.
Został zupełnie sam.

CDN…

*3*


Dzisiejszego dnia Kasper wstał wyjątkowo niewyspany. Po tym, co zobaczył wczorajszego dnia nie mógł dojść do siebie. Gdy wybiegł z domu jeszcze przez wiele godzin błąkał się po okolicy. Bał się wrócić do domu. Bał się, że jeśli wróci, to Alex ze swoim kolega wciąż będą robić te dziwne rzeczy.
Głowa Kaspra pełna była dziwnych myśli, uczuć kompletnie niezrozumiałych dla niedoświadczonego życiem chłopca. Co miał o tym myśleć, jak się zachować?
Właściwie nie rozumiał nawet tego, co widział. Przecież jego brat kochał się z innym chłopakiem.
Przecież to kompletnie nienormalne, nieludzkie, takie dziwne.
Sex powinno uprawiać się z kobieta tak zawsze mu mówiono. Bo tak jest prawda?
A może miał zwidy, może tylko mu się wydawało? A tak naprawdę, jego brat był wtedy z dziewczyna! Wyjątkowo barczysta i dobrze zbudowana. Nie, nie to kompletnie nie możliwe, na pewno to był mężczyzna.
Więc czemu Alex…?
Pytania wciąż nie dawały spokoju głowie Kaspra. Dziś na szczęście miał lekcje popołudniowe. Zaczynały się od 13, więc do tego czasu Kasper mógł jeszcze ochłonąć i ostudzić nieco swoje myśli. Wstał mozolnie z łóżka i poszedł do łazienki w prawdziwie ślimaczym tempie. Czul się tak, jakby nie spał co najmniej tydzień. I nawet tak wyglądał. Przejrzał się dokładnie w lustrze zawieszonym nad umywalka. Wielkie szare sińce pod oczami sprawiały, że wyglądał dość marnie.
Brązowowłosy westchnął jedynie zrezygnowany i zaczął przemywać twarz zimną woda. Miał nadzieję, że chociaż to doda mu nieco wigoru.
Jeszcze w piżamie zszedł na dół. Wszystko było takie pokręcone. Od czego tutaj zacząć, jak zapytać? Zresztą, kogo miał zapytać? Alexa? Po tylu latach ciszy między nimi? To niemożliwe.
Zresztą, o co miał zapytać? „Alex czy ty uprawiałeś sex z mężczyzną czy to tylko moja wyobraźnia?”. Prędzej spaliłby się ze wstydu niż zdobył się na taki czyn. Zresztą coś takiego byłoby jak przyznanie się do podglądania. Choć właściwie to był wypadek, ale i tak Kasper czuł się winny temu, że to wszystko widział. Czuł się dziwnie.
Był osamotniony, jak zbieg, który nie wie komu ma zaufać.
Ciągnęło go by porozmawiać o tym. Ale z kim? Przecież nie wyskoczy z takim pytaniem, do któregoś, ze szkolnych przyjaciół. Co by sobie jeszcze pomyśleli?
Chyba że… może mama? Ale jeśli zapyta skąd ten pomysł, co wtedy jej odpowie?
Nie może wydać brata, mimo że z nim nie rozmawia nie chce robić mu na złość. Zresztą, kto wie w jaką paranoje wpadłaby wtedy jego rodzicielka słysząc coś takiego. Jeszcze przyszedłby jej do głowy głupi pomysł i w efekcie zrobiłaby coś zupełnie niepotrzebnego.
Kasper zszedł powoli schodami na parter. Wciąż był w piżamie, bo nie miał nawet siły by coś na siebie zarzucić. Zresztą do wyjścia zostały mu dobre 2 godziny.
Mozolnie wszedł do kuchni słysząc jak mama krząta się po pomieszczeniu. Gdy zajął miejsce przy stole, kobieta zwróciła na niego uwagę.
-Dzień dobry kochanie- Uśmiechnęła się do chłopaka przyjaźnie.
-Dzień dobry mamo- Odwzajemnił delikatnie posłany mu uśmiech.
-Zrobiłam ci śniadanie. Jakoś później dzisiaj wstałeś. Pewnie późno poszedłeś wczoraj spać mam rację, a może coś się stało?- Zapytała z zatroskaniem kładąc przed brązowowłosym miskę płatków z mlekiem.
-Nie, nie. To nic takiego- Odburknął jedynie uśmiechając się raczej mało przekonująco.
-Oj Kacperku. Musisz się wysypiać. Jak teraz niby pójdziesz do szkoły? Będziesz przysypiał na lekcjach. A nauka to ważna rzecz. Musisz się dużo uczyć, żeby zdobyć dobry zawód. Wtedy wszystko przyjdzie samo, zobaczysz- Zakończyła jego matka z iście promiennym uśmiechem, jakby właśnie nawróciła kolejną zbłąkaną duszyczkę na właściwą drogę.
-Wiem mamo- Bąknął tylko chłopak z wypracowanym uśmiechem. Potem wreszcie zabrał się za jedzenie śniadania.
Czasem męczyła go już ta ciągła gadka matki o szkole i o tym ile się musi uczyć. Wiedział, że jego rodzicielka chce jak najlepiej, ale naprawdę powtarzanie tego każdego poranka nie jest  mu aż tak bardzo potrzebne.
Zresztą tyle się uczy, tyle wkuwa, a mimo to nie potrafi zrozumieć wielu rzeczy. Chociażby tego, co wyprawia jego własny brat. O czymś takim nie czytał nawet w żadnej ze swoich książek. A przecież przerobił ich już tak wiele. A może, może to jakaś choroba psychiczna, albo taka gra?
Sam już nie wiedział. Musiał się kogoś poradzić, najlepiej kogoś mądrego. A może jednak matka była dobrym źródłem informacji... Przecież była dorosła, musiała słyszeć o czymś takim.
Zresztą nie musi od razu zdradzać całej prawdy, a tym bardziej tego, że widział Alexa w dość nonszalanckie pozie ze swoim kolega i to w sypialni matki.
-Mamo mogę cię o coś zapytać?- W końcu zdecydował się spuszczając nieco głowę z zawstydzenia. Jak ubrać to wszystko w jakieś w miarę normalne słowa?
Kobieta jedynie uśmiechnęła się do syna zachęcając go, by pytał.
-Bo widzisz…- Dokładnie w tym momencie jak burza do pomieszczenia wpadł nie kto inny jak Alex. Nie witając się z nikim bez słowa podszedł do lodówki wyciągając z niej jakieś jedzenie. W pomieszczeniu zapanowała jakaś dziwna cisza.
-To co mówiłeś Kacperku?- Zapytała kobieta z dziwnie sztucznym uśmieszkiem
-Nie, nie już nic- Odparł nieco słabym głosem. Chyba nie spodobało się to jego matce, bo obrażona odwróciła się w stronę zlewu zaczynając zmywanie.
Brązowowłosy rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę brata, który wciąż stał przy lodówce, nie zwracając kompletnie uwagi na otoczenie.
Kasper zawsze po cichu zazdrościł mu tego, że był starszy a przede wszystkim jego zabójczego wyglądu. Alex miał hebanowe włosy, które zawsze luźno opadały w nieładzie. Choć na pierwszy rzut oka mógłby wydawać się ponury i posępny, to jednak w jakiś dziwny sposób jego aura tajemniczości przyciągała.
Przydługa grzywka przysłaniała jego jasne miodowe oczy. Wraz ze skórą były chyba najjaśniejszymi elementami w jego wyglądzie.
Alex także zawsze dobrze się ubierał, modnie, ale z niezrozumiałych powodów zwykle wybierał ciemne kolory. Jednak najważniejsze było to, że nosił co chciał, a matka nie miała na to żadnego wpływu. A to chyba podobało się brązowowłosemu najbardziej.
Nawet cztery kolczyki, które nosił w lewym uchu były czarne.
Pewnie gdyby brązowowłosy zapytał o coś takiego matkę, to prędzej zamknęłaby go w pokoju na 2 lata, niż dała mu pozwolenie.
Kasper zawsze chciał być taki jak brat, wyglądać jak on. Emanować tą aurą męskiego, dojrzałego, pewnego siebie faceta. Wówczas pewnie znalazłby w sobie siłę by postawić się matce. A z tym lichym ciałkiem, co miał niby zrobić? Siła, tylko to się liczyło.
Jeszcze raz spojrzał na bruneta, by ocenić jego sylwetkę z zazdrością.
Alex był wysoki i dość dobrze zbudowany z szerokimi barkami. Zupełne przeciwieństwo brązowowłosego. Dziewczęta szalały za nim a kumpli miał zawsze pod dostatkiem.
Taką osobę chyba nazywa się duszą towarzystwa prawda?
Raz, gdy Kasper był nieco mniejszy widział, jak jego brat wraca do domu w towarzystwie czterech naprawdę pięknych dziewczyn. Wtedy był pod wielkim wrażeniem. Traktował brata niemal jak jednego z tych idoli telewizyjnych. Przystojnego z powodzeniem u kobiet i wielką popularnością, a jednocześnie osobę, do której nie ma się dostępu.
Dlatego zawsze patrzył z oddali.
Jak na idola, a nie bliską mu osobę, którą Alex przecież powinien być.
Choć mieszkają w jednym domu dzieli ich niemal przepaść.
Jednak właśnie takiego życia chciał brązowowłosy. Nieograniczonego do szkoły i domu oraz spotkań towarzyskich ze szkolnymi kolegami. Chciał poszaleć, wyżyć się, choć raz być nieokrzesanym, poczuć smak wolności. Był pewny, że Alex czuł go każdego dnia.
Nawet nie zorientował się, że od dobrej chwili wpatruje się w bruneta całkowicie rozmarzony. Dopiero, gdy ten posłał w jego stronę nikłe spojrzenie, Kasper lekko speszony spuścił głowę.
Wstał z krzesła i cicho dziękując za posiłek wyszedł z kuchni. Czuł jakieś dziwne rozgoryczenie, jakby złość na samego siebie. Coś, co wyciskało mu łzy z oczy mimo jego woli.
Zatrzymał się na chwile przy schodach prowadzących do swojego pokoju. Właśnie mu się przypomniało. W końcu nie zapytał mamy o to co chciał. I co teraz? Czekać dalej, a może zapytać kogoś innego? Może Toma, on zawsze wszystko wie.
Nie, nie to bez sensu dzwonić do niego teraz, przecież niedługo zobaczą się osobiście.
Nagle w kuchni rozległy się jakieś krzyki. Chłopak od razy domyślił się, że to pewnie jego matka znowu opieprza Alexa za jakąś pierdołę. Zawsze urządzali podobne cyrki rankiem.
Brązowowłosy westchnął tylko ze zrezygnowaniem i zaczął wspinać się do swojego pokoju po stopniach.
Otworzył szafę wybierając z niej zwyczajowy strój, który nosił do szkoły. Jednym słowem koszula i eleganckie spodnie. Jakby nie było tradycji musi stać się zadość.
Dopinając ostatnie guziki błękitnej koszuli spojrzał bez większego celu w stronę swojego biurka. Jego wzrok natrafił na laptopa.
Przysiadł przy nim uważnie wpatrując się w przedmiot. Przez chwilę się wahał, ale ostatecznie uruchomił go.
Gdy odczekał chwilkę, aż wszystkie funkcje wreszcie zadziałają, dwukrotnie klikną na ikonę Internetu.
Włączył wyszukiwarkę i niezwykle niepewnie wpisał pierwsze słowa, jakie przyszły mu do głowy. „Sex z mężczyzną”. Lekko trzęsąca się dłonią wcisną Enter. Gdy na ekranie pojawiły się dziwne obrazki z przestrachem obejrzał się za siebie, czy aby na pewno nikogo nie ma w pokoju.
Był sam.
Serce biło mu szybko, bardzo szybko. Miał wrażenie jakby robił coś zakazanego. Zupełnie, jakby popełniał właśnie największe przestępstwo.
Z szeroko rozwartymi oczyma czytał powoli nagłówki stron. Pozycje seksualne, dobry mężczyzna w łóżku, jak zadowolić mężczyznę… przeleciał tak przez kilka stron, aż w końcu nie znalazł tego czego oczekiwał. To wciąż nie było to. Nie tego szukał.
Szybko wyłączył laptopa, kasując wcześniej historie przeglądarki, by nikt nie domyślił się czego szukał.
***
Kilka godzin później był już w szkole. Minęła już czwarta lekcja a on wciąż nie odważył się zadać pytania Tomowi. Czuł się dziwnie. Jak miał to ubrać w słowa? Nie chciał, by jego przyjaciel pomyślał sobie o nim jakieś niedorzeczności, a tym bardziej by jego matka dowiedziała się o co pyta. Po głębszym przemyśleniu stwierdził, że nagłe wtargnięcie Alexa do kuchni podczas śniadania było jednak jego ratunkiem. Kto wie, jak zareagowała by matka. Wolał nawet nie wyobrażać sobie jej myśli, czy co gorsza słów.
-Kacper ja pójdę tędy. Mam teraz spotkanie samorządu- Odparł Tom, do pogrążonego we własnych myślach brązowowłosego. Ten jakby natychmiast się przebudził i złapał okularnika za łokieć, nie pozwalając mu odejść.
Jeszcze nie zadał swojego pytania. Jeżeli Tom teraz odejdzie, to pewnie się już nie spotkają i znów będzie musiał czekać cały dzień, a co gorsza całą noc, na wyczekiwaną odpowiedz.
-Tom chciałem się ciebie coś zapytać- Chłopak spojrzał na Kaspra lekko zaskoczony, ale mimo wszystko znów odwrócił się w jego stronę.
-Co takiego?- Zapytał bez cienia emocji.
-Ja…bo widzisz…ale to nie chodzi o mnie. Po prostu… jestem ciekaw. I tak…- Chłopak wyraźnie się wahał z zadaniem krępującego go pytania. Jego twarz nabrała pokaźnych rumieńców.
-W porządku możesz pytać śmiało- Odparł posyłając brązowowłosemu lekki uśmiech, jednak w jego oczach zatańczyły niebezpieczne iskierki ciekawości.
-Tom, czy…czy mężczyźni mogą uprawiać sex ze sobą?- Teraz Kasper przypominał już dorodnego pomidora. Za to Tom wyglądał, jakby właśnie miał stracić równowagę i runąć na ziemię w kompletnym szoku. Zaczął drapać się po głowie, przez chwile zupełnie bez sensu wymachując druga dłonią. W końcu jednak ochłonął i niezwykle rzeczowo spojrzał w błękitne oczy Kaspra.
-Tak, oczywiście. Sex dwóch mężczyzn jest jak najbardziej możliwy, tak jak sex pomiędzy dwoma kobietami. To się nazywa homoseksualizm Kacprze. Jednak nie zajmowałem się tym jakoś bardziej, więc nie powiem ci nic więcej, gdyż sam nie wiem. Myślę, że dobrym pomysłem było by pójście do biblioteki. Akurat teraz mamy wolną lekcję, więc sala multimedialna powinna być do twojej dyspozycji- Zakończył rzeczowo, poprawiając okulary na nosie.
Kacprowi aż się oczy zalśniły. Homoseksualizm tak to się nazywało tak? Czuł jak wszystko w nim zaczęło wrzeć, mrowieć, cierpnąć. Był tak ciekaw, tak spragniony wyjaśnień, że nawet jego ciało nie było w stanie czekać ani minuty dłużej.
-A teraz, jeśli pozwolisz pójdę już lepiej na to spotkanie- Zakończył Tom i już bez słowa obrócił się i poszedł w stronę pokoju rady uczniowskiej.
Kasper niemal pędem ruszył w stronę biblioteki szkolnej. Przed samym wejściem przystopował troszkę, by nie wzbudzić podejrzeń. Otworzył drzwi i grzecznie przywitał się z bibliotekarka.
-Dzień dobry, chciałbym skorzystać z komputera- Lekko podstarzała kobieta z grubymi okularami na nosie wskazała mu pokuj po prawej.
Chłopak od razu ruszył wskazaną drogą i zajął pierwszy wolny komputer. Odpalił go już niemal mechanicznie i czekał, aż nieco podstarzały system wreszcie się włączy.
W międzyczasie rozejrzał się dookoła, czy aby nie zostanie przyłapany przez kogoś. Na szczęście szansa na to okazała się nikła. W sali multimedialnej znajdowało się tylko pięcioro uczniów. Jednak siedzieli oni na tyle daleko, że żaden z nich nie miał wglądu na ekran brązowowłosego.
W końcu Kacper ruszył ku wiedzy. Włączył Internet i czym prędzej wpisał hasło: Homoseksualizm.
Już po chwili na ekranie pojawiło się dokładnie to, czego chciał. Wcisnął pierwsze hasło, które rzuciło mu się w oczy. Zaczął powoli śledzić tekst wyświetlony na ekranie.
„Homoseksualizm oznacza w wolnym tłumaczeniu popęd do osób tej samej płci. Jeśli mężczyzna interesuje się innymi mężczyznami, jest nazywany gejem. Natomiast, jeśli to kobieta interesuje się inną kobietą nazywana jest lesbijka”
Czytając dalej natrafił, na kolejną ciekawą informację.
„Jeszcze do niedawna Homoseksualizm był uznawany za chorobę psychiczna. Jednak aktualnie został zdjęty z tej czarnej listy”
Czytając tą rewelacje oczy Kaspra otworzyły się bardziej. Zupełnie nieświadomie przybliżył twarz do monitora.
„Para mężczyzn homoseksualistów uprawia ze sobą seks analny, tzn. do odbytu…”
W tym momencie odsunął się od ekranu, jakby w zamyśleniu. A więc to wtedy widział.
To co jego brat wyprawiał ze swoim kolega… Seks analny.
Informacje powoli układały mu się w głowie.
A więc jego brat interesował się mężczyznami?
Nie kobietami… mężczyznami.
Wciąż ciężko było mu przyjąć tą wiedzę.
Poczuł dziwny dreszcz na plecach i niepomierną chęć wypytania brata o każdy szczegół jego życia. Może to zupełnie absurdalne, ale chciał wiedzieć więcej dużo więcej. Gdy ujawniono rąbka tajemnicy Alex wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy, buntowniczy, a może odmienny, wyjątkowy?
Kasper tak bardzo chciał teraz porozmawiać z bratem.
Ale czy można przerwać cisze panującą już kilkanaście lat?
Wątpił.

CDN…