czwartek, 24 maja 2012

~18~


Wiecie, jaki czas najbardziej lubię? Czas, gdy lekcje się kończą. No serio to chyba najlepsza godzina mojego życia. Właściwie to siedzę na wszystkich tych nudnych lekcjach tylko, dlatego, że nie mam co robić. No dobrze pomijając lekcje z moim przecudnym panem chemikiem, który ostatnimi czasy doprowadza mnie do stanu, co najmniej dziwnego. No i oczywiście, gdy Lucas wpada na jakiś genialny pomysł to wtedy też się zrywam razem z nim. Na przykład tak jak dzisiaj. Razem z moim brązowowłosym przyjacielem zdążyłem już pozwiedzać chyba wszystkie parki, sklepy z AGD i sklepy sportowe, jakie są w tym mieście. No i właściwie jakoś nam się to tak przeciągnęło. No chyba rozumiecie, że jak my się dorwiemy do jakichś nowości to musimy przeanalizować każdy szczegół.
No, co wy? Nigdy nie interesował was nowoczesny sprzęt komputerowy, albo zarąbiste buty do koszykówki? No dajcie spokój. Co wy baby jesteście? Może mieliśmy wybierać szminki, cienie do powiek, lakiery, pianki, kremy, perfumy, pilniczki zapachowe i bóg wie, co tam jeszcze. Dobra, nie pytajcie skąd wiem takie rzeczy. Naprawdę nie chcecie wiedzieć.
Właściwie to zasiedzieliśmy się chyba trochę z Lucasem.
Ta, lekko powiedziane…
Dobra było już ciemno lepiej wam?
Nie wiem, która godzina była 21? Zresztą, jakie to miało za znaczenie? Musiałem się czymś zając, żeby nie myśleć zbyt wiele o życiu i o NIM. Poza tym nienawidziłem tego momentu, gdy się ściemniało, gdy trzeba było już wracać, gdy nieubłaganie zbliżała się ta chwila. Szczerze powiedziawszy gdybym mógł to w ogóle nie wracałbym do tego przeklętego miejsca. Nazywam je „dom” chyba już tylko z przyzwyczajenia.
W końcu tam powinna czekać kochająca rodzina.
Matka z uśmiechem na twarzy albo grymasem, gdy nabroimy.
Ojciec powinien pracować i zarabiać by rodzina miała, co jeść.
Właściwie to w domu chyba powinniśmy się czuć bezpiecznie prawda? No cóż ja w swoim przeciwnie. Za każdym razem, kiedy tam wracam przeżywam istny koszmar i musze skradać się by czasem ojcu nie odbiło i sobie o mnie nie przypomniał. Pewnie dziwicie się, czemu? Powinienem się cieszyć, że ojciec o mnie pamięta i tak dalej…
No właśnie nie. W moim wypadku jest to równoznaczne z tym, że zaczniemy się na siebie rzucać. No dobra on się na mnie rzuci a ja będę się bronić.
Już nie pamiętam, kiedy wracając do domu zastałem go trzeźwego. Albo nie, to chyba było w piątek tylko, że jakieś 5 lat temu.
Właśnie szedłem chodnikiem w stronę mojego osiedla. Jeśli w ogóle mogę go tak jeszcze nazwać. Z daleka już widziałem okna swojego mieszkania.
W pewnym momencie zatrzymałem się lekko zdezorientowany coś tu było nie tak.
Wszystkie światła w mieszkaniu się paliły.
Dziwne.
Zwykle ojciec nie zapalał światła. Po prostu leżał gdzieś w jakimś koncie zalany i spał tam sobie. A jeśli teraz wszędzie jest pozapalane światło to znaczy tylko jedno...
Matka postanowiła wrócić na chwile by uprzykrzyć mi i ojcu życie pod pretekstem zabrania kolejnej części swoich rzeczy.
No to pięknie będę miał przesrane jak wrócę. Ale co zrobić może mnie nie zauważy jak zwykle. A może tym razem nie pokłóciła się aż tak bardzo z ojcem?
Ta dobre sobie chyba marze…
Ona mając okazję miałaby się nie pokłócić?
Niemożliwe.
Wszedłem jakoś niepewnie do klatki. Już słyszałem ich krzyki. No w końcu mieszkamy na pierwszym piętrze. Jak oni zaczynają się kłócić to cały blok o tym wie.
Jedyny plus, jaki można znaleźć w tym wszystkim jest taki, że zawsze mogę zwiać przez okno niepostrzeżenie jak zrobi się naprawdę gorąco.
Szybko wszedłem do mieszkania. Ich krzyki dochodziły z salonu. Naprawdę teraz miałem najmniejszą ochotę na to by zostać wplątany w tą ich durną kłótnię o nic.
-Ty pieprzona suko znowu pewnie masz 20 klientów prawda?-
-A tobie, co do tego stary żulu? Popatrz na siebie jak ty wyglądasz jak pijak z pod mostu-
-Na pewno lepiej niż ty! Nie chodzę przynajmniej z dupą na wierzchu, żeby tylko jakiś pies z kasą mnie przeleciał-
-Odpieprz się jesteś po prostu zazdrosny, że znalazłam sobie kogoś lepszego od nie nieudacznika i pijaka jak ty-
-Lepszego z wielkim portfelem, co? Ile teraz ma lat 80?-
-Zamknij się dupku. Nie sypiam z żadnymi dziadkami i nie poślubiłam go dla pieniędzy tylko z miłości. Ale ty chyba już zapomniałeś nawet, co to jest. Jedyne, co widzisz to ta twoja wódka-
-A jak myślisz, przez kogo? To twoja wina ty pieprzona suko-
-Tak oczywiście zawsze to moja wina. Po prostu jesteś zwykłym nieudacznikiem. No proszę nawet twój bękart się zjawił- Matka warknęła w pewnym momencie zauważając mnie skradającego się bokiem do swojego pokoju.
No to ładnie zostałem zauważony.
Super, to teraz mam przerąbane.
-Zamknij się to przecież to twój pieprzony syneczek. Pewnie nawet nie jest mój. Czyj to dzieciak? Listonosza, a może tego zboczeńca z pod 5? Nie dziwię się taka z ciebie suka, że każdemu dałabyś się przerżnąć- Zapijaczony ojciec zatoczył się po czym splunął na podłogę z obrzydzeniem.
-Pieprz się! To twój cholerny dzieciak! Chyba wiem, kto jest sprawcą mojego największego nieszczęścia. To twój pieprzony bękart. Sam go zrobiłeś własnym chujem- Ała, to trochę zabolał, ale chyba wole się nie odzywać.
Już chciałem się ulotnić, ale matka szarpnęła mnie za bluzkę i wepchnęła prosto do pokoju.
-Ty pieprzona suko jak ty do mnie mówisz? Nigdy mnie nie kochałaś, więc on też pewnie nie jest mój. Weź go ze sobą do tego swojego kochasia. Może z niego też będziesz miała pożytek. Jak go nauczysz fachu to pewnie też zarobi sporo kasy na swojej dupie- Zarechotał ojciec chrapliwie, po czym znowu splunął obrzydzony.
Zaczynam się bać wiecie. Bo jeszcze takiej kłótni to tu nie było.
-Spieprzaj! Nie jestem dziwką! Przynajmniej ja mam, za co kupić jedzenie. Nie przepijam wszystkiego tak jak ty- Wrzasnęła matka skacząc z pazurami w stronę ojca.
-To moja sprawa suko, co robię. A teraz wypierdalaj stąd z tym swoim pieprzonym syneczkiem- Ojciec odwrócił się od nas rozglądając się bez celu po pokoju, jakby czegoś szukał.
-To przecież twój bachor nie chce niczego, co ma jakikolwiek związek z tobą. Skoro sobie go zrobiłeś to teraz wychowaj dzieciaka- syknęła jadowicie wskazując na mnie swoimi szponami.
-Ja już może pójdę- Spróbowałem się ulotnić, ale zaraz dostałem w twarz od rozwścieczonej matki. Poczułem jeszcze jak jej długie plastikowe tipsy robią porządne rysy na mojej twarzy. Zachwiałem się i wpadłem na ścianę plecami.
-A ty dokąd bachorze? Widzisz, jest taki sam jak ty! Nawet nie chce słuchać. Pewnie za parę lat też wyląduje w jakimś śmietniku- Matka krzywiła się lustrując moją sylwetkę.
-Wypierdalaj suko. Nie chce cię widzieć na oczy wracaj do tego swojego paniczyka- Warknął ojciec wskazując na wyjście znacząco.
-A żebyś wiedział, że tak zrobię. Chlej dalej. Mam nadzieję, że zdechniesz- Wykrzywiła warki z odrazą i pewnym krokiem wyszła z pokoju a potem z mieszkania trzaskając za sobą drzwiami.
Oczywiście ja stoję pod ściana, a przede mną kipiący ze złości ojciec. W dodatku nieźle wcięty, kiwa się z boku na bok z ledwością trzymając pion. Nie wiem, jakim cudem on w ogóle był w stanie się kłócić z matką. Właściwie to nie chce myśleć.
Już chciałem wyjść i skończyć to głupie przedstawienie, ale ojciec chyba wciąż się nie wyładował krzykami na matkę. Przyskoczył do mnie, gdy tylko się ruszyłem i zaczął mnie szarpać.
-Czego tu szukasz pieprzony bachorze wypierdalaj stąd. Masz mi załatwić wódę, bo jak nie to cię zabije- Szarpał mną dalej. Zamachnąłem się i uderzyłem go prosto w twarz. Zachwiał się i zdaje się, że mój cios nieco go otrzeźwił. Nawet nie wiem, kiedy on też się zamachnął i trafił mi prosto w brzuch. Skurczyłem się i zacząłem kaszleć. Wtedy on rzucił się na mnie i przybił do podłogi. Zacząłem się z nim szarpać i turlać po całym pokoju. Nawzajem okładaliśmy się pięściami jak tylko mogliśmy. Ja chciałem uciec a on po prostu chciał mi wpieprzyć. Upadłem na jakieś szkło i rozciąłem sobie rękę. To mnie trochę ocuciło. Złapałem za jakąś butelkę leżącą obok i walnąłem nią prosto w głowę ojca.
Odskoczył jak oparzony i złapał się za głowę. Usiadł pod ścianą marudząc coś pod nosem.
Ja oczywiście jak najszybciej zabrałem się z domu i wybiegłem z bloku.
Nawet nie wiem, gdzie mam teraz pójść. Ojciec jest wściekły. Może wrócę tam za jakieś 3 godziny to już zaśnie. Wole już dzisiaj nie ryzykować więcej spotkania z nim.
Cholera czuję się jak worek treningowy. Wszystko mnie boli. Lewa ręka cholernie mnie szczypie. Właściwie to ogólnie jestem jakiś przerażony. Wiecie nie żeby bójki z ojcem to była dla mnie rzadkość. Ale do tak ostrej kłótni, a potem do naszych rękoczynów to już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz doszło. Właściwie to chyba pierwszy raz, kiedy posunęli się do tego. Wyzwiska, wytykanie palcem były normą, ale jeszcze nigdy nie słyszałem by kłócili się z mojego powodu.
Nie wiedziałem gdzie mam iść. Do Lukasa nie pójdę. Jego rodzina liczy 6 osób i już i tak nie mieszczą się w swoim małym mieszkanku. Przynajmniej wspierają się wzajemnie. Nie tak jak my. Zresztą mają już dość swoich problemów nie potrzebują jeszcze jednej marudy do kompletu.
Nie wiedząc, co mam zrobić jedyne, co przychodziło mi do głowy to biec. Dlatego biegłem. Po prostu musiałem się wyżyć, ochłonąć, ostudzić nieco nerwy. Byłem tak zdenerwowany, że serce biło mi ze zdwojoną siłą. W końcu trafiłem na jakiś plac zabaw przy małym parku.
Było już po 23 wokół nie było nikogo, tylko wiatr huczący złowrogo między uliczkami. I tak nikt już tedy nie chodził. Wszyscy spali sobie smacznie w swoich domach.
A ja co? Po prostu usiadłem na jednej z huśtawek i zacząłem myśleć.
To chyba najgorsza rzecz, jaką mogłem teraz zrobić, ale nie mogłem tego powstrzymać. To, co się dzisiaj stało za bardzo mnie przeraziło, bym mógł spokojnie siedzieć. Wspomnienia jak fala zaczęły do mnie napływać.
Gdy byłem dzieckiem a rodzice wciąż byli małżeństwem często przychodziliśmy w takie miejsca. Byłem wtedy taki szczęśliwy. Pomyślałem sobie, że nasza rodzina jest naprawdę wspaniała, że zawsze będziemy tacy szczęśliwi, że zawsze będziemy razem. Bo tak było.
Więc, czemu?
Czemu to wszystko się tak popieprzyło? Cholera, jak sobie przypomnę kłótnie rodziców to aż niedobrze mi się robi. Poczułem jak fala okropnych, zimnych dreszczy przeszyła moje ciało. Łzy napłynęły mi gęsto do oczu. Nie mogłem ich powstrzymać.
Tego to jeszcze nie było, żebym to ja tak bardzo płakał. Chyba musiałem się wyładować po tym wszystkim. Dać chwile ulgi dla swoich nadszarpniętych nerwów.
Naprawdę było mi teraz tak ciężko. Tak cholernie ciężko na sercu.
Czasem czułem się tak jakbym musiał dźwigać na barkach wielki głaz, który z każdym krokiem staje się cięższy. Powiedzcie mi czemu tak jest, że takie szczęśliwe rodziny jak moja kończą właśnie w taki sposób?
Dlaczego?
Nie rozumiem. Chciałbym jakoś ich pogodzić sprawić byśmy znowu mogli być razem. Ale nikt mi tego nie ułatwia. Rodzice ciągle się kłócą. Nauczyciele szeptają za moimi plecami. Właściwie to wszyscy szeptają. Widzę te ich pogardliwe spojrzenia. Pełne zimna i obrzydzenia do mnie.
Tylko, czemu?
Powiedzcie mi, co ja takiego zrobiłem?
Czemu oni wszyscy mnie tak nie nawiedza?
Wolałbym już zginąć niż przezywać dalej ten koszmar. Już dawno zabiłbym się. Tylko...
Lucas powiedział, że nie mogę tego zrobić.
Nie zrobię tego właśnie dlatego, że on prosił. Nie chce by płakał, nie chce by jedyna osoba, którą uważam za rodzinę i która jest mi najbliższa płakała przeze mnie. Nie on. Tylko, że przez to jest mi jeszcze ciężej. Naprawdę chciałbym już mieć spokój skończyć to wszystko, ale nie mogę.
Poczułem się taki bezradny, zagubiony. Szlochałem głośno, dreszcze spazmatycznego płaczu nie pozwalały mi się uspokoić. Cały drżałem, już nawet nie wiem czy z zimna czy po prostu ze zdenerwowania. Pozwoliłem sobie płakać, bo nikogo nie było, byłem nareszcie sam ze sobą i swoimi problemami. Nie znoszę, gdy ktoś się nade mną lituje. Nie chce ich litości. Ja chce po prostu spokoju.
-Yuki?- Kiedy usłyszałem ten glos aż zadławiłem się własnymi łzami. To był Mizuki rozumiecie? Nie, błagam tylko nie to. Nie chce by widział mnie w takim stanie. Taki wstyd. Znowu będę musiał walczyć z plotkami. Znowu.
Podszedł do mnie szybko ze strachem w oczach.
-Boże Yuki, co się stało, czemu płaczesz?- Chciał mnie podnieść, ale odtrąciłem jego rękę.
Błagam niech przestanie się nade mną litować. Nie potrzebuję jego litości. Ja potrzebuje tylko...
Czego?
Nie wiem.
Ale brzydzę się tą ich litością.
-Niech pan mnie zostawi nic mi nie jest mam po prostu zły dzień- Fuknąłem do niego złośliwie odwracając wzrok.
-Chyba zwariowałeś wstawaj natychmiast. Patrz jak ty wyglądasz? Masz zamiar siedzieć tu całą noc? Chcesz zamarznąć czy co?- Zganił mnie marszcząc brwi gniewnie. Pomógł mi wstać a potem mocno objął. -Chodź tu idziesz ze mną- Nie protestowałem pozwoliłem mu się prowadzić.
-Ale do-kąd- Głos ciągle mi drżał od łez. Zacząłem się jeszcze bardziej trząść, gdy zimny wiatr dmuchnął mi w plecy mokre od potu.  Nienawidzę, gdy ktoś mnie widzi takiego. To takie upokarzające. A już na pewno nie on. Czemu, czemu to musi być Mizuki? Po tym jak myślałem, że możemy być przyjaciółmi, czy kimś takim musiał mnie zobaczyć z najgorszej możliwej strony. Nienawidzę swojego życia, nienawidzę tego pieprzonego szczęścia, które odchodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Blondyn przycisnął mnie do siebie, a ja po prostu jeszcze bardziej się rozpłakałem. Cholera, czemu to musi być on? A może właściwie to powinien być on?
-Czemu to robisz? Dla mnie? Przecież nie warto! Jestem nikim. Nikt się mną nie przejmuje. W szkole ciągle widzę jak wszyscy na mnie patrzą. Nie jestem ślepy. Oni po prostu mnie nienawidzą. Wiem, że tak jest a ty? Czemu? Nie chce litości! Rozumiesz nienawidzę, gdy ludzie się nade mną litują. Nie jestem pieprzoną przybłędą- Wychrypiałem mu to wszystko prosto w twarz próbując wyswobodzić się z jego mocnego uścisku.
-Yuki, co ty wygadujesz? Nie lituje się nad tobą, chce ci tylko pomóc, to całkiem inna sprawa. Nikt tak przecież o tobie nie myśli. Nie gadaj głupot. W ogóle, co ci się stało?- Zapytał patrząc mi w twarz ze zmartwieniem w oczach. Poczułem jak krew we mnie wrze. Nie wiem, czemu byłem wściekły. Po prostu musiałem się wykrzyczeć, musiałem komuś powiedzieć o wszystkich swoich żalach.
-Jak to nie? Myślisz, że ja nie wiem? Nie jestem aż taki tępy! Dobrze wiem, że wszyscy o tym gadają, że moja matka się puszcza za kasę, że ojciec chleje. Wszyscy wiedzą. Przecież widzą. Pytasz, co mi się stało? Rodzice mieli kłótnię. Wyzywali się od najgorszych a potem kłócili się czyim to pieprzonym synkiem jestem. Żadne z nich mnie nie chciało. Na dowód tego mam pięknie obitą twarz przez mojego ojca i matkę. Nienawidzę tego domu, ale czy ktoś to widzi? Nie! Nikt do cholery nigdy nie zapyta, jak ja się czuję, co ja myślę. Po prostu plotkują i gadają, co im się podoba- Z każdą chwila nakręcałem się coraz bardziej. Łzy ciekły mi po policzkach, ale jedyne, co czułem to wściekłość. Nie na blondyna, ale na tych wszystkich ludzi, którzy źle mnie traktowali przez te wszystkie lata. Poczułem się, jakby coś nagle we mnie pękło.
-Yuki spokojnie- Szepnął Mizuki łagodnym tonem.
-Ja jestem spokojny. Niech pan mnie nie ucisza. To nie jest szkoła. Już za długo jestem cicho. Już dawno powinienem stąd zniknąć. Nie powinno mnie tu być. Przecież nikt mnie nie chce nikomu nie jestem tu potrzebny. Więc, po co jeszcze mam się trudzić? Ja...-
Nagle poczułem jak żołądek mi się skręca. Dreszcze wstrząsnęły moim ciałem. Podbiegłem do krzaków i zacząłem wymiotować. No pięknie jeszcze tego brakowało. Cały się trząsłem. Nie mogłem ustać na własnych nogach. Tak bardzo się zdenerwowałem tym, że to on mnie widzi takiego. Tak bardzo dałem się ponieść swojej złości. Poczułem jak blondyn łapie mnie w pasie i przytrzymuje. Już chciałem coś powiedzieć, ale znowu zebrało mi się na wymioty. Otarłem usta ręką i wyprostowałem się. Było mi tak wstyd, nie miałem odwagi, by spojrzeć mu w oczy. To przecież mój nauczyciel do cholery.
-Ja...- Zacząłem, ale on przerwał mi przystawiając palec do moich ust.
-Chicho ani słowa więcej- Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym i intensywnym spojrzeniem, że nie byłem w stanie mu się sprzeciwić. Właśnie w taki sposób skutecznie mnie przytkał. Na chwilę chociaż.
Czułem się strasznie. Nie tylko dosłownie, ale moja psychika była ostro nadwerężona. Już dawno nie przeżyłem czegoś takiego. Zawsze jakoś wywijałem się z kłopotów. A dzisiaj? Niemal lgnęły do mnie jakbym był jakimś cholernym magnesem na kłopoty. Może jestem?
Blondyn dał mi swój płaszcz i zaczął prowadzić chyba w stronę swojego domu. Nie wiem. W sumie już nawet nie kontaktowałem za dobrze. Po prostu szedłem koło niego chwiejnym krokiem jak posłuszny piesek. W końcu doszliśmy do jego mieszkania. Nawet nie pamiętam drogi. Zdjął ze mnie kurtkę i buty. Ja byłem po prostu jak laleczka, którą można się pobawić.
-..i...ki...Yuki-
Spojrzałem na niego zdezorientowany. Nawet nie słyszałem jak mnie woła. Jego mina wyrażała jakiś dziwny brak emocji. Zupełnie jakby nie wiedział, co ma ze mną zrobić. Jakby bał się czegoś.
-Yuki idź umyj twarz. Zrobię ci herbaty- Mruknął patrząc na mnie wciąż bardzo uważnie.
-Nie trzeba- Bąknąłem cicho. Odwrócił się jedynie i jeszcze mocniej dodał.
-Po prostu idź umyj twarz- Po czym wyszedł zostawiając mnie samego.
Więc poszedłem. Umyłem tą głupią twarz. Szczerze, gdy zobaczyłem się w lustrze to miałem ochotę znowu się rozpłakać, ale już nie miałem na to siły. Po prostu wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Po chwili pojawił się też Mizuki i postawił przede mną kubek z herbatą. Usiadł koło mnie i wpatrywał się we mnie uważnie. Spuściłem wzrok nie miałem ochoty widzieć teraz nikogo. Znowu przeszła mnie fala dreszczy przywołując kolejne krople do moich oczu.
-Nie, nie Yuki, nie płacz. Tylko nie płacz- Objął mnie mocno i przytulił do siebie – Yuki ciiiiiicho. Nic ci nie będzie. Spokojnie. Tylko spokojnie- Szeptał mi te wszystkie uspokajające słowa. Jego ręka delikatnie głaskała mnie po głowie. Naprawdę powoli zacząłem się uspokajać. On był po prostu taki cichy, opanowany, silny. Nie wiem, czemu po prostu poddałem się tej jego aurze. Przymknąłem powieki i zacząłem oddychać miarowo. Było mi tak głupio bezpiecznie. Dziwne.
Nagle widząc chyba, że już się uspokoiłem odsunął się ode mnie.
-Poczekaj tu, zaraz przyjdę trzeba się zająć twoją ręką- Spojrzałem na nią i dopiero teraz zauważyłem, że cała jest w zaschniętej krwi. Moje spodnie zresztą też. Całe były w czerwone kropki. No ładnie wyglądam jakbym się urwał od rzeźnika.
Rozłożyłem się wygodnie na brązowej kanapie mojego nauczyciela. Cholera, czemu on jest taka miękka, no? Aż mi się chce spać jak tak na niej leże. A może to tylko ja jestem taki zmęczony? Zmęczony życiem, to na pewno. Upiłem kilka łyków herbaty. Malinowa. No tak mogłem się spodziewać on tez chyba lubił tą herbatę, bo zawsze ją robi.
-Już jestem- Gdy blondyn wszedł do pokoju usiadłem na kanapie a on tuż przy mnie -Pokaż mi tą rękę- Wyciągnąłem ją w stronę Mizukiego. Gdy tylko lekko dotknął rany nasączonym wacikiem niemal podskoczyłem. Syknąłem z bólu i szarpnąłem się niespokojnie. Cholera bolało. Naprawdę bolało.
-W ranie jest kawałek szkła musze go wyciągnąć wytrzymaj chwilkę- Powiedział spokojnie zupełnie opanowany mocniej chwytając moje przedramię. Łatwo powiedzieć trudno zrobić. Gdy tylko dotknął owego kawałka myślałem, że zwariuje. Zacisnąłem zęby z całej siły. Cholera to boli!
Jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął odłamek, zaskomlałem boleśnie. Cholera. Ale to nie był koniec. Teraz zaczęło się najgorsze oczyszczanie rany. Zagryzłem wargę z bólu, mój oddech wyraźnie się spłycił. Boli, boli, boli, kurwa boli!!!
-Krzycz jeśli chcesz. Wiem, że to boli, ale już kończę- Powiedział delikatnie dotykając krawędzi rozcięcia. Mimo to jakoś dotrzymałem do końca. Zabandażował mi rękę i zabrał się za zadrapania na twarzy. Z tym nie było już tak źle. Też szczypało, ale nie aż tak mocno jak ręka. Gdy skończył wstał i znów wyszedł na chwilę.
Byłem tak wykończony, że oczy same mi się zamykały. Skoro mnie tu przywlekł i zrobił dla mnie już tyle to chyba nie będzie dla niego problemem, jeśli na chwilę się prześpię prawda? Mam nadzieję.
Rozciągnąłem się na jego wersalce wtulając się w miękki materiał.
Chyba nie było to problemem, bo po chwili poczułem na sobie ciężar włochatego koca. Blondyn usiadł koło mnie i znów zaczął mnie głaskać. Tak delikatnie.
Było mi ciepło.
Jego kanapa naprawdę była wygodna. Nie tak jak moje za małe łóżko.
-Śpij Yuki powinieneś teraz odpocząć- Szepnął mi do ucha delikatnie. Nawet poczułem ciepło, które owiało moją skórę.
Odpocząć... tak powinienem.
Po prostu powoli oddałem się dziadkowi Morfeuszowi w objęcia. Jedyne, co czułem to ta ciepła dłoń głaszcząca mnie uspokajająco.
Delikatnie.
Spokojnie.
Właściwie...
...chciałbym by zawsze był przy mnie ktoś taki.
Zawsze...
...Zawsze.

CDN…

~17~


Cholera, cholera, cholera spóźnię się. Będzie ochrzan jak nic, już to widzę. Ten jego surowy wzrok wbity prosto we mnie. Och... masakra. No i po co ja postanowiłem się przekimać? Mam już 10 minut spóźnienia. Zanim tam dobiegnę to minie kolejne 5 i będzie 15. Kurde, kurde, kurde. Już słyszę jego wykład na temat spóźniania się.
Tak, dobrze myślicie po szkole postanowiłem się zdrzemnąć zanim pójdę do Mizukiego i... TAK zaspałem! Nie wiem jak to się stało, przysięgam.
Biegłem ile pary w nogach przed siebie. Jakby tego było mało to niebo dosłownie waliło mi się na głowę. Tak, tak, padało. Ale nie tak zwyczajnie. Normalnie lało jakby w chmurach puściły wszystkie zawory. Wierzcie mi śliski chodnik wcale nie ułatwia biegania. Co jakiś czas poślizgnąłem się i potrąciłem przypadkowo jakiegoś przechodnia. Zazwyczaj potem ten rzucał w moją stronę mało przychylny komentarz. Ale co mnie to obchodzi ludzie! No przepraszam was bardzo, ale ja tu walczę o życie nooo. Przecież sami wiecie jak bardzo blondyn nienawidzi niepunktualności.  No ale pech chciał, że zaraz przypadkowo wpadłem na jakiegoś drecha trącając go zaledwie łokciem. Cholera, jak zwyczaj to bywa te menty społeczne chodzą w stadach. Więc całe stadko łysych, dresowych koksów spojrzało na mnie z miną pod tytułem „zabić”. Ale  co mi tam przeprosiłem szybko i już chciałem wiać, ale ten chodzący steryd złapał mnie za rękę.
-A gdzie to. Wpadłeś na mnie no nie?- Cóż za bystrość umysłu nie ma co.
-Przepraszam śpieszę się- Próbowałem zwiać, ale ten jednak wcale nie jest taki tępy i zacisnął swoja wielgachną piąchę jeszcze mocniej na mojej małej ślicznej rączce.
-A co mamusia czeka na ciebie?- Wyszczerzył się w obleśnym uśmieszku. Kurde niech oni się już odczepią.
-Tak właśnie. Mogę już iść?!- Skłamałem szybko próbując go wyminąć. Wszystko, byle by mnie puścił, błagam nooo.
-Jasne spadaj maminsynku- Łysol wrednie się do mnie uśmiechną i pchnął mnie z całej siły do tyłu. No cóż a ja i moja koordynacja byliśmy tak zaskoczeni, że wpadliśmy wprost w wielką kałużę. Ten debilowaty koks zaczął się śmiać jak jakiś nienormalny. No pięknie. Jestem cały mokry i brudny rozumiecie to?  Może jak Mizuki mnie takiego zobaczy to mnie nie zabije? Nadziejo błagam cię chociaż ten jeden raz.
Spojrzałem szybko na zegarek. Cholera już 15 po czwartej. On mnie zabije... na pewno! Pozbierałem się niemal z prędkością światła i nie zwracając nawet uwagi na wredne śmiechy i docinki dresów pobiegłem dalej.
Jeszcze tylko trochę. Jeszcze momencik. Już jestem na osiedlowym podwórku. Szybciej, szybciej. W klatce. I maraton trwa dalej. Cholera czy te schody zawsze były takie długie? I nareszcie jesttttt! Mój cel. Zadzwoniłem szybko dzwonkiem do drzwi. Spojrzałem na zegarek niecałe 20 minut spóźnienia. Super, już jestem trupem.
Oparłem się o futrynę i zacząłem z trudem łapać powietrze. Czuje się jakbym przebiegł właśnie 200 kilometrowy maraton. No i pewnie tak wyglądam. Usłyszałem kroki na korytarzy i zobaczyłem jak klamka się porusza w dół. Aż wstrzymałem oddech.
-Spóóóó...- Widziałem jak złość w jego oczach zmienia się w takie zdziwienie i szok, że aż szerzej otworzył oczy. Przejechał po mnie bardzo dokładnie wzrokiem –...źniłeś się-
-Wiem przepraszam, ale ja tego...zaspałem... a potem dresy... i kałuża iii... przepraszam- Wysapałem pomiędzy wdechami z trudnością. Boże, dlaczego to zawsze mnie musi spotykać?
Blondyn spojrzał na mnie jakbym mu właśnie opowiadał o tym jak spotkałem zielone ufoludki na ulicy sezamkowej. No super! Pewnie ma mnie za totalnego idiotę.
-Zaczekaj tutaj chwilę- Rzucił swobodnie i po prostu poszedł sobie. Zwyczajnie zniknął gdzieś w mieszkaniu zostawiając mnie przemoczonego i brudnego przed drzwiami. Pewnie normalnie wlazłbym już do tego mieszkania, gdyby nie to, że mam na sobie chyba z tonę  błota. No wiecie nie chce narażać się jeszcze bardziej na jego gniew, bo Mizuki najwyraźniej zapomniał o moim spóźnieniu. Więc nie chciałbym go teraz wkurzyć uświniając mu czyściuteńką podłogę. Ale proszę, w tym momencie pojawił się mój nauczyciel z wielką zieloną miską w ręku.
-Wrzucaj tu brudne ciuchy- Rzucił w moją stronę spokojnie trzymając przede mną miskę. Nie wiem czy to moje wrażenie, ale wyglądał na dziwnie rozbawionego.
No dobra jak tam sobie chce. Pozbyłem się mokrej kurtki i zabłoconych butów wraz z mokrymi skarpetkami. Uśmiechnąłem się do niego zadowolony z siebie. A on dalej stał przede mną patrząc na mnie wyczekująco. No, o co mu chodzi? Przecież bluzy nie mam mokrej... tylko trochę brudne...nieeee...nie, nie, nie... mowy nie ma!
-Spodnie też- Uniósł teatralnie brew w geście politowania a kąciki jego ust zaczęły drżeć lekko. Cholera, ale jak to spodnie no? Mam przed sobą faceta swoich marzeń na myśl, o którym dostaje białej gorączki i mam przed nim paradować w samych majtkach? Po moim trupie! Nie zmusi mnie. Nigdy!  I właściwie stałem patrząc się na niego z przerażeniem w oczach nie robiąc nic. Poczułem jak twarz zrobiła mi się gorąca ze wstydu. No pięknie pewnie jestem czerwony jak burak. Co on sobie o mnie pomyśli?!
-No dalej, co ty przecież też jestem facetem. Bo cię nie wpuszczę. - No faktycznie też jest facetem, ale nie paraduje przede mną w majciochach. A poza tym to ja szaleję na jego punkcie i boję się, że mogę się nie powstrzymać przed…sami wiecie. Czekałem tak dłuższą chwile mając nadzieję, że blondyn w końcu się ugnie, ale uparcie wpatrywał się we mnie i najwyraźniej nie miał zamiaru zmieniać zdania. No cóż bardziej chyba przemawia do mnie jego drugi argument, choć gdybym miał wybór wolałbym sobie w ogóle z trąd pójść. No, ale wtedy pewnie dostał bym dwa razy większy ochrzan, więc. No i w sumie to chyba nie mając wyboru ściągnąłem w końcu te głupie zabłocone spodnie, czerwieniąc się jak dziewica przed pierwszym razem. Tylko, że...
Spojrzałem na Mizukiego badawczo. Jego kąciki ust lekko drgały i zagryzał zębami wargę. Naprawdę chyba mocno powstrzymywał się od tego by nie parsknąć śmiechem. I wiecie, co też bym się z jego miny śmiał tylko, że... to ja mam bokserki w misie a nie on!
No co chcecie? Mają leżeć w szafie? Skąd mogłem wiedzieć, że akurat dzisiaj będę musiał pokazać je światu?
Mizuki odsunął się lekko do tyłu by mnie wpuścił. Widziałem jak niemal drżał próbując powstrzymać wybuch śmiechu. A ja, no cóż spaliłem niezłego buraka uciekając od niego spojrzeniem, jak najdalej. W końcu ostatkami swojej godności odwróciłem się do drzwi by je zamknąć za sobą. Nagle poczułem ciepły oddech na szyi, który dosłownie zatrzymał na moment moje serce.
-Wiesz, co słodkie te twoje misie- I wybuchnął zupełnie niepohamowanie śmiechem. No ja nie wytrzymam. Zaraz się chyba zapadnę pod ziemię. Przysięgam. Odwróciłem się do niego, ale ten już szedł korytarzem niemal dusząc się ze śmiechu. A to drań jeden noo, jak mógł mi to zrobić.
-Idź do salonu- Krzyknął mi jeszcze zanim zniknął w jakimś pokoju. Mimo to wierzcie mi, że nawet w tym głupim salonie słyszałem jego głośny śmiech. Cholera i to bardzo seksowny śmiech. Szkoda tylko, że ze mnie!
Usiadłem na kanapie próbując się uspokoić i nieco ochłonąć. Niedobrze by było, gdyby teraz pewna cześć ciała odmówiła mi posłuszeństwa. Oczywiście byłem śmiertelnie obrażony na blondyna i miałem zamiar w pełni mu to okazać. No co on sobie myśli? Że może się tak bezczelnie ze mnie śmiać?
W końcu wszedł do salonu z wielkim bananem na ustach. Głupek jeden. W rękach trzymał jakieś dresowe spodnie i koc. Położył to koło mnie, po czym rzucił iście poważnie.
-Masz, bo twoim misiom będzie jeszcze zimno- No nie czy on już nigdy nie przestanie?
-Prze pana no błagam- skrzywiłem się w istnym geście rozpaczy. A on zaczął kaszleć próbując chyba ukryć wybuch śmiechu.
-Przepraszam cię- Zagryzł wargę w dziwaczny figlarny sposób. I spojrzał na mnie ciężko wypuszczając powietrze z ust -Poza tym mówiłem ci już, że możesz mi mówić po imieniu, a ty ciągle z tym panem. Naprawdę nie musisz się krępować. No wiesz w końcu i tak już dużo o sobie wiemy- I nie wytrzymał zgiął się w pół i zaczął rechotać jak oszalały. No a ja miałem ochotę po prostu wyparować. Cholera, za jakie grzechy? Chciałbym teraz mieć umiejętność teleportowania się w jakieś dalekie, odosobnione miejsce. Bardzo, bardzo dalekie.
Blondyn w końcu wyprostował się i otarł łzy, które uronił. No pięknie, doprowadziłem go do płaczu ze śmiechu, tylko jakoś mnie to wcale nie cieszy. Jęknąłem niezadowolony i odwróciłem wzrok na drugą ścianę. Postanowiłem udawać focha.
-Oj no nie obrażaj się tylko, pójdę zrobić herbatę, a ty...a nie ważne- Machnął tylko ręką szybko wychodząc z pomieszczenia. Chyba chciał dodać kolejną uszczypliwą uwagę, ale sobie podarował. Bogu dzięki jeszcze chwila a wybiegnę stąd choćby w samych majtkach, byle jak najdalej.
Gdy tylko zniknął z pokoju szybko złapałem za dresowe spodnie i postanowiłem ukryć swoje misiaczki. Coś czuje, że już nigdy nie wyjdą z mojej szafy. Nie po tym… boże takie upokorzenie w oczach blondyna.
Co prawda spodnie Shina były trochę za duże, ale wiecie byle by były. Moment... co ja właśnie powiedziałem? Shina... Boże nazwałem go po imieniu. Co z tego, że w myślach? Też się liczy.
Ach i to bez zająknięcia w dodatku. Chciałbym móc wymawiać to jego piękne imię każdego dnia. Było by cudownie.
Właśnie w tym momencie wszedł do pokoju z kubkami przyjemnie pachnącej herbaty. A ja jak ten niedoświadczony prawiczek speszyłem się i właściwie to nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić.
-A tobie co? Przecież masz już spodnie- Uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Cholera on i ten jego głupi uśmiech. Wiem, że znowu zacząłem się rumienić. Czułem gorąco na polikach. Ach, czemu tak głupio tracę kontrole nad własnym ciałem? To strasznie krepujące. W końcu nie wiedząc, co mam zrobić wtuliłem się w kanapę i podciągnąłem kolana pod brodę. Blondyn postawił przede mną kubek z ciepłą herbatą. Pachniała malinami. Uśmiechnąłem się nieznacznie, bo dziwnym trafem to właśnie mój ulubiony smak.
-Przykryj się kocem, bo zmarzłeś. Acha i jeszcze jedno... spóźniłeś się, znowu!- Zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Westchnąłem tylko opatulając się kocem, który mi przyniósł. No ja nie wiem czy ten człowiek ma jakąś cholerną poker face czy jak? No teraz całkowicie zniknął jego dobry humor. Zamiast niego pojawił się dziwny grymas niezadowolenia i oczywiście już widzę narastającą złość w jego oczach. No to pięknie, a jednak bura będzie. A już myślałem, że mi się upiecze.
-No bo widzisz, ja zaspałem i ten deszcz i potem tak jakoś- Widząc, że moje słowa chyba go nie przekonują, po prostu się poddałem- No dobra spóźniłem się przepraszam- Westchnąłem zrezygnowany, sącząc ciepła herbatę. Mógł mi odpuścić, chociażby ze względu na to, że jeszcze chwilę temu wyśmiał mnie na całej linii.
-No nic mówi się trudno. Dobra to chyba zaczniemy już coś powtarzać. No chyba, że chcesz jeszcze chwilę się ogrzać- Spojrzał na mnie uważnie z lekkim uśmiechem.
-Nie, nie, możemy zacząć- Mimo wszystko nie chciałbym nadwerężać jego cierpliwości. No cóż niewielu wytrzymało by ze mną tyle, co ten mężczyzna, nie tracąc przy tym panowania.
-No dobra ostatnio kazałem ci zrobić parę zadań na stężenie roztworu zrobiłeś je?-
-Tak jasne, są w mojej...torbie?- Rozejrzałem się dookoła. Kurde gdzie jest moja torba? Spojrzałem pytająco na blondyna, który również rozejrzał się dookoła marszcząc brwi.
-A tak czekaj została w łazience- Zreflektował się po chwili, przypominając sobie, że przecież oddałem mu ją, bo była zabłocona.
Wstałem zaraz za Mizukim i poszedłem z nim do łazienki. Spojrzałem do pomieszczenia z ciekawością, bo właściwie po raz pierwszy tutaj byłem. Cóż była to zwyczajna łazienka wykładana niebieskimi kafelkami z białymi meblami stojącymi dokoła. Zauważyłem w koncie pustą zielona miskę, w której wcześniej zostawiłem swoje rzeczy. Rozejrzałem się zaskoczony po pomieszczeniu, ale nigdzie ich nie było. Albo raczej nie widziałem ich dopóki nie spojrzałem na pralkę. Moja niebieska kurtka kręciła się jak w mikserze w kółko razem z moimi spodniami. Czekajcie. Przecie, jeśli on pierze moje rzeczy... to jak ja wrócę do domu?
Przecież... przecież bez nich… mam wrócić w moich seksownych misiowych gaciach?
-Wszystkie książki mokre- Cmoknął blondyn wyciągając jeden z podręczników z mojego plecaka, który stał obok grzejnika-Trzeba to wysuszyć. Podawaj mi książki- Wyciągałem kolejne, a on brał je ode mnie i układał na parapecie nad grzejnikiem i na grzejniku. W końcu znalazłem też kartki, które były moim zadaniem na korki. W sumie nie ucierpiały aż tak bardzo. Tylko końce kartek były trochę mokre.
-No dobra z tym nie jest tak źle. Niech książki się suszą a ja ci to sprawdzę- Burknął blondyn zabierając ode mnie kartki z pogryzmolonymi zadaniami. Wróciliśmy po chwili do salonu. Usiadł naprzeciwko mnie ze swoim zwyczajowym, nauczycielskim, czerwonym długopisem w ręce. Dokładnie zaczął przyglądać się zawartości kartki. Gdy tylko zbliżał do niej na chwile długopis to przestawałem się ruszać w oczekiwaniu na werdykt.
Czuje się dziwnie jakbym miał wygrać pierwsza nagrodę w jakimś konkursie, albo zostać pożartym przez bestie, jeśli odpowiem źle. Naprawdę dziwaczne uczucie.
W końcu jednak Mizuki odłożył kartkę i spojrzał na mnie bardzo uważnie. Miałem wrażenie jakby jego oczy czytały wszystkie moje myśli.
-Yuki, ile jest 6 + 8?- Zamrugałem głupio, bo zaskoczył mnie nieco tym pytaniem.
-Yyyyy no...10 + 3...4. No chyba czternaście- Musiałem się chwile zastanowić, bo jeśli on zadawał mi tak banalne pytanie, to musiał być w tym jakiś haczyk, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-No nie chyba tylko na pewno a nie 13. A 6 razy 8?- Spojrzał na mnie znowu mrużąc oczy uważnie. Jego nos przy tym zmarszczył się nieco zabawnie.
-Noooo 48?- Zapytałem głupio, nie będąc już pewnym własnych słów.
-Właśnie a nie 24- Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, po czym zaczął kręcić głową jakby rozbawiony- Słuchaj Yuki, wszystko masz dobrze, ale jedynym mankamentem jest to, że w obydwu zadaniach pomyliłeś się w wyniku jednego z równań. Gdyby nie to, wszystko było by idealnie. I to właściwie takie głupie błędy sprawiły, że od połowy wszystko jest źle. Musisz uważać przy liczeniu- Spojrzał na mnie kiwając jedynie głowa z politowaniem.
-Rozumiem- Nie powiem, że smutno mi się jakoś zrobiło. No wiecie jakby nie było starałem się, ale chyba mi nie wyszło, znowu zresztą. No cóż myśląc o tym, że za kilkanaście minut znów będę mógł się z nim spotkać i poprzebywać trochę w jego towarzystwie wcale nie jest tak łatwo zachować umysł tylko dla matmy. Wierzcie mi szczególnie, gdy jego Szelmowski uśmiech utkwi wam na stałe w pamięci.
-No nic na dzisiaj dam ci spokój i tak miałeś ciężki dzień- Uśmiechnął się do mnie zawadiacko zagryzając lekko dolną wargę. A mnie oczywiście serce mało nie wyskoczyło z klatki- A tak poza tym to wcisnąłem gdzieś książki na twoje korki i nie wiem gdzie są- Zaśmiał się sam z siebie, a ja pod wpływem jego dobrego humoru tez zaczynałem się głupio szczerzyc. Na chwilę nastała głucha cicha a my jedynie patrzyliśmy sobie w oczy z daleka z głupimi uśmieszkami na twarzy.
-Twoje rzeczy będą jeszcze trochę mokre. Robi się późno, więc może pożyczę ci coś mojego- Zaoferował ochoczo wstając z fotela.
-Nie, nie trzeba- Czułem się zakłopotany całą ta sytuacją. Nie musiał dla mnie przecież robić aż tyle. Wystarczyło, że dawał mi lekcje, a mimo to on wciąż uśmiechał się do mnie, był taki miły. Nie bał się być blisko mnie. Aż w końcu zakochałem się w nim. A teraz czuje się jedynie zakłopotany własnymi uczuciami. Czuję, że jeśli tak dalej będzie, to w końcu pęknę. A nie chciałbym przecież robić mu kłopotów po tym, co dla mnie zrobił, a tym bardziej zrzucać swoich samolubnych uczuć na niego.
-Co jest Yuki, chodź za mną- Zatrzymał się na chwilę z szerokim uśmiechem na twarzy machając ręką bym szedł za nim dalej. W końcu zdobyłem się na to by ruszyć odrętwiałe nogi i poszedłem za Mizukim.
Ledwo powstrzymałem się od jęku widząc, że blondyn podąża do swojej sypialni. Boże święty tylko nie tam, błagam was wszystkie świętości tylko nie tam. Przecież, przecież… ja zwariuje. Zawahałem się chwile, ale gdy blondyn znów rzucił we mnie zdziwione spojrzenie nie miałem wyjścia. Przecież nie powiem mu, że wchodzenie do jego sypialni wywołuje u mnie takie podniecenie, że nie jestem pewny czy się na niego nie rzucę i w związku z tym może lepiej, żebym tam nie wchodził. Oj tak ciekaw jestem jak by zareagował na tą, jakże subtelną informacje.
Nie mając większego wyboru wszedłem do jasnego pokoju pomalowanego na ciepły, cytrynowy kolor. Blondyn stał przy szafie i szperał pomiędzy półkami. Pokój był dość szeroki, niezagracony nadmiarem mebli i ładnie ozdobiony obrazami natury wiszącymi na ścianach.
Serce zabiło mi mocniej, gdy mimowolnie spojrzałem na łóżko Mizukiego. Było to duże, dwuosobowe łóżko usłane bordowo-pomarańczową pościelą. Westchnąłem cicho zbliżając się do niego, jak zahipnotyzowany. Spojrzałem na blondyna, który wciąż szukał czegoś usilnie w szafie. A gdyby tak usiąść, chociaż na chwilkę. Przecież to nic złego. Tylko posadzenie swojego tyłka na łóżku, na którym każdej nocy mój boski nauczyciel zasypia.
Przełknąłem ślinę i zagryzłem wargi mając chyba nadzieję, że to mnie powstrzyma. Mimo to schyliłem się nieco i z głośno bijącym sercem usiadłem na brzegu łóżka blondyna. Przejechałem ręką po delikatnej pościeli wyobrażając sobie już chyba nieco zbyt wiele. Moja wyobraźnia poszła w ruch a ciało reagowało gorącem i mrowieniem.
-Pożyczę ci swój sweter i kurtkę są na mnie trochę za małe, więc na ciebie powinny pasować jak ulał- Odwrócił się z uśmiechem na twarzy w moją stronę, a ja niemal podskoczyłem zaskoczony. Gdy zobaczył gdzie siedzę na chwile zastygł w bezruchu. Po raz pierwszy w życiu widziałem na jego twarzy coś na kształt niesamowitego szoku i zupełnego odrętwienia. Na chwile wpatrywał się we mnie intensywnie szeroko otwartymi oczyma, jakby sam nie dowierzał temu, co widzi. Momentalnie się zreflektowałem i wstałem gwałtownie czerwieniejąc cały ze wstydu.
-Ja przepraszam…-
-Nie, nie siedź sobie- Odwrócił twarz w stronę szafy podając mi beżowy ciepły sweter. Wziąłem go niepewnie w ręce. Nie wiem, czy to moje wyobrażenie, ale wydawało mi się, że jego policzki były zaczerwienione. Nie mogłem dokładnie się przyjrzeć, bo zaraz odwrócił się z powrotem w stronę szafy dalej przesuwając dłońmi pomiędzy półkami.
-Ja już chyba będę szedł- Odparłem ściszonym głosem. Idąc w stronę wyjścia.
-Czekaj Yuki dam ci jeszcze jakieś buty, przecież nie pójdziesz boso- Ruszył zaraz za mną z para czarnych adidasów i szarą ciepłą kurtką. Podał mi ubrania z lekkim uśmieszkiem na twarzy, ale jakby bardziej nieśmiałym.
-Ja nie wiem czy powinienem- Zacząłem próbując zaprotestować. No wiecie, nie chciałbym by wyszło, że przez moją głupotę jutro nie będzie miał, w czym sam pójść do szkoły a przecież dni są coraz zimniejsze.
-Nie gadaj głupot tylko bierz- Uśmiechnął się szerzej marszcząc zadziornie brew.
Nie miałem zamiaru się z nim kłócić, więc posłusznie wziąłem od niego rzeczy i założyłem na siebie. Przez cały czas patrzył na mnie jakoś cicho. Zupełnie jak nie on.
Miałem dziwne wrażenie, że to moja wina. To takie uczucie, jakby nic się nie zmieniło, ale było jakoś ciszej, inaczej. Sam nie wiem.
Schyliłem się po swoją torbę dziwnym trafem w tym samym momencie, co Mizuki. Chyba chciał mi ją podać, ale w konsekwencji nasze ręce spotkały się na niej. Blondyn cofnął dłoń jakby lekko zawstydzony, a na jego policzkach pojawił się delikatny róż. Na chwilę skamieniałem widząc ten dziwny obraz przed sobą. Pierwszy raz w życiu widzę, by blondyn peszył się pod wpływem mojego dotyku. Zazwyczaj jest dokładnie na odwrót.
Blondyn uciekł wzrokiem, a potem zaśmiał się nerwowo uparcie wpatrując się w podłogę.
-No to, co Yuki do zobaczenia jutro tak- Uśmiechnął się do mnie jakoś niepewnie. Miałem wrażenie, jakby się czymś denerwował.
-Do zobaczenia Shin- Wymówiłem jego imię nieco ciszej, ale i tak wyraźnie i wystarczająco głośno by usłyszał. Chciałem sprawdzić jak na nie zareaguje. Słysząc je blondyn drgnął nagle i uśmiechnął się jakoś nerwowo drżąc lekko.
Wyszedłem z jego mieszkania zamykając za sobą drzwi. To chyba był najdziwniejszy dzień mojego życia. Po raz pierwszy w odkąd poznałem tego mężczyznę widziałem, jak zawstydza się w mojej obecności. I właściwie sam nie wiem, czemu?
Odetchnąłem głęboko próbując odgonić natrętne myśli.
Zszedłem powoli schodami a potem wyszedłem na zimne podwórko. Wiatr zawiał złowrogo a ja wtuliłem się w kurtkę blondyna. Przesiąkła jego cudownym zapachem.
Coś czuję, że dzisiejszej nocy nie oderwę się od niej.
Mam nadzieje, że dziś będę śnił właśnie o nim i o jego miękkim łóżku.

CDN…

~16~


Po mojej poprzedniej wizycie w domu Mizukiego moja głowa szaleje. Nawet śni mi się po nocach, a ja budzę się w nocy zlany potem z pewną częścią ciała… ekhem w ciekawym położeniu.
Wolałbym nie komentować zbytnio tego faktu.
Właściwie do wczoraj nie było tak źle. Bo i oczywiście blondyn wywoływał u mnie dziwne reakcje, których za cholerę nie potrafię zrozumieć, ale po wczoraj dzieje się ze mną coś dziwnego, dziwniejszego niż zwykle rzekłbym nawet.
Gdy tylko na niego patrzę przypomina mi się ten dziwny moment, gdy nachylił się nade mną a potem… jest jeszcze gorzej. Moje ciało samo reaguje, naprawdę uwierzcie mi nie mam nad tym żadnej kontroli. Powoli zaczyna to być lekko uciążliwe. No bo ile razy można biegać do łazienki?! No dajcie spokój.
Dobra czas to przyznać… jestem beznadziejny. Jakim cudem mogło do tego dojść, ja się was pytam?
Ja chyba naprawdę jestem w nim zako… nieeee, nie, nie ma mowy, nie zgadzam się. To niemożliwe. To musi być jakaś wielka pomyłka. Przecież nie można zakochać się w swoim nauczycielu, do tego gdy nie wie się o nim praktycznie nic. Bo tak właśnie jest, co ja o nim wiem? O jego rodzinie, przeszłości o tym co lubi a czego nienawidzi? No nic.
Wiec jak mogę twierdzić, że się w nim zako… cholera nie powiem tego na głos!
To musi być jakieś chwilowe zauroczenie. Może to taki szok.
No wiecie ze starego, mrukliwego, zrzędliwego starucha przeszliśmy do młodego, przystojnego boga miłości. Nie, ja wcale nie przesadzam. Czy wy wiecie jak on się uśmiecha?
No czysta euforia.
Dłużej tego nie zniosę, naprawdę musze coś z tym zrobić. Nie mogę pozwolić, by myśli o nim ciągle mnie rozpraszały. W przeciwnym wypadku nie  będę w stanie myśleć o niczym innym. Niedługo zaczną się egzaminy półroczne, musze się skupić, albo znowu je zawale.
Tym razem nie mogę ich oblać, jestem pewny, że wtedy nauczyciele dobrze się postarają żeby dyro wylał mnie na zbity pysk. A ten pewnie nie będzie miał przed tym jakichś szczególnych oporów.
-Co cię znowu gryzie Yuki?- Lucas szturchnął mnie mało delikatnie w bok z zaczepnym uśmieszkiem.
-To nic takiego. Za dużo myślę- Odetchnąłem głęboko starając się trochę zrelaksować. Jak tak dalej pójdzie to dostanę jakiejś depresji, czy czegoś podobnego.
-To przestań myśleć. Do miłości mózg nie jest potrzebny, z reguły w takich chwilach nie działa za dobrze. Wtedy coś innego działa o wiele lepiej …- Lu uśmiechnął się do mnie perfidnie, autentycznie mając na myśli tylko jedno.  Trzepnąłem go w ramię robiąc się cały czerwony. Ach ten cholerny zboczeniec. Mógłby się chociaż na chwile powstrzymać gdy ja tu ledwo się trzymam, cholera!
-Swoją droga jak tam sprawy z Tamarą ostatnio jakbyś no nie wiem… znormalniał?- Posłałem mu złośliwy uśmieszek, co ten przyjął wielkim fochem. No cóż zemsta bywa słodka.
-Przecież ja zawsze jestem normalny- Prychnął zadzierając nosa do góry i wykrzywiając wargi w dziwnym grymasie. O tak, tak szczególnie normalny był, gdy ślinił się na widok dziewczyny w stołówce – A jeśli chodzi o Tamare, to sprawy idą dobrze, nawet bardzo dobrze- Spojrzałem na mojego kumpla, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej czerwony.
Ciekawe co znaczy to jego „dobrze”.
Nie mogłem się powstrzymać i po prostu klepnąłem go mocno w plecy i złapałem pod ramie. Naprawdę kocham tego gościa. Z chęciom adoptowałbym go, jako brata. Jak już mówiłem jego szczęście jest moim szczęściem. A ja nie zamierzam mu psuć humoru swoimi dziwnymi domysłami i wątpliwościami.
-Dobrze stary, więc cieszmy się, że chociaż tobie się układa w życiu. Mam nadzieję, że tak już zostanie- Wyszczerzyłem się do kumpla jak głupi. Ten oddał uśmiech, ale po chwili znowu spochmurniał.
-Yuki ale Mizuki nic ci nie zrobił, co?- Zapytał poważnie śmiesznie marszcząc brwi.
-Nie. Skąd- Pokręciłem głową wypuszczając przyjaciela z objęć. Tu nie chodziło o blondyna tylko o mnie. To ze mną było coś nie tak.
-Więc powiedz mi, o co chodzi? Myślałem, że ostatnio  jest okej, ale ty znowu zacząłeś posępnieć i niknąć jak cień człowieka. Co się dzieje?- Zapytał ze zmartwieniem w oczach.  I co ja mam mu powiedzieć? Że boję się stanąć koło blondyna, żeby nie palnąć czegoś głupiego, że uciekam przed nim jak mogę, bo robię się czerwony ilekroć go widzę, przecież to żałosne. Jak można kochać się w swoim nauczycielu no jak?
-Nic. Chodzi o to, że… to przecież zupełnie niemoralne. Jak ja mógłbym… z nim. Poza tym obydwoje jesteśmy facetami- Zakończyłem z dziwnym uciskiem w klatce. Serce kuło mnie od środka próbując udowodnić swoje racje.
Szkoda tylko, że nikt nie chce go wysłuchać. Ja nie chciałem, bo źle by się to skończyło.
-Och przestań pieprzyć!- Spojrzałem na kumpla z lekką niepewnością. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz do mnie klną. A racja chyba nie było takiego razu…
-Co ty jesteś jakąś pieprzoną babą, że musisz dojrzeć do związku? Przestań się tak zachowywać. Zrób chociaż raz to co czujesz, to czego tak naprawdę chcesz!- Przez chwilę patrzył na mnie jeszcze wściekły, a potem widząc chyba szok na mojej twarzy opamiętał się i już dużo spokojniej zaczął do mnie mówić -Słuchaj Yuki los daje ci szanse to do ciebie należy decyzja czy ją wykorzystasz czy zmarnujesz. Drugiej nie będzie. To naprawdę nie jest ważne, co inni pomyślą. To nie jest ważne, czy to twój nauczyciel, czy sąsiad, czy obcy a nawet to czy to kobieta czy mężczyzna. Ważne jest to, co jest tutaj- Popukał palcem w moją klatkę w miejscu gdzie znajdowało się serce.
Uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Nie pamiętam, żeby ktoś kiedyś dał mi tak porządnego kopa jak ten człowiek.  Bogu dzięki, że mam go przy sobie.
-Poza tym Yuki, od kiedy stałeś się taki bojaźliwy? Pamiętam jak kiedyś ktoś powiedział mi bardzo mądre słowa wiesz, „ Lepiej spróbować i przegrać, ale być bogatszym w doświadczenia, niż żałować całe życie, że nie zrobiło się tego na czym naprawdę nam zależało.”- Spojrzałem na Lucasa kompletnie zaskoczony. Nie wierze, zacytował moje własne słowa z czasów, gdy dopiero co się poznaliśmy. Pamięta coś takiego? To… zawstydzające!
Ale chyba Lucas ma racje, kiedyś byłem odważniejszy. Kiedyś nie przejmowałbym się takimi błahostkami. Może naprawdę straciłem zapał do życia przez te lata. „Żyj chwilą” moja odwieczna dewiza. Ciekawe kiedy o niej zapomniałem…
Prychnąłem gwałtownie, co Lu odebrał ze złośliwym grymasem. Chyba sądził, że robię sobie z niego jakieś żarty.
-Dzięki stary tego było mi trzeba- Stuknąłem go biodrem, za co on oddał mi solidnym czochraniem. Spojrzeliśmy na siebie zupełnie rozbawieni i uśmiechnięci. Czy nie sądzicie, że przyjaźń jest wspaniałym stanem, bo ja właśnie to sobie uświadomiłem.
-Dobra teraz już chodźmy, bo zaraz będzie lekcja z twoim ulubionym nauczycielem.- Po prostu nie mogłem mu nie przywalić za ten tekst. No przecież on mnie jawnie prowokuje. Jeśli go zabije to i tak mnie uniewinnią… z tą przyjaźnią to chyba musze się jeszcze dobrze zastanowić.
-O co ci znowu chodzi co? To nie tak, że mam coś do niego- Fuknąłem oskarżycielsko do kumpla, choć i tak czułem jak moje poliki zaczęły lekko piec. Do cholery z tym wstydem.
-Tak, tak jasne- Lucas machnął lekceważąco ręka i zaczął się podśmiewać pod nosem. No przecież zabije…
-Przestań Lu już ci mówiłem, że to nie tak- W odpowiedzi na moje starania kumpel zaczął się po prostu jeszcze mocniej śmiać. Po raz kolejny klepnąłem go w ramię wściekły. Czekajcie, ja go nazwałem przyjacielem? Odwołuje to…
W każdym bądź razie postanowiłem zignorować śmiechy Lucasa i po prostu jak każdy NORMALNY uczeń iść na niesamowicie nudne lekcje z moim …ekhem zdecydowanie nie tak nudnym nauczycielem.
Szczerze naprawdę nie wiem, co zrobię, gdy go zobaczę. A jeśli znowu odwalę coś niestosownego i to jeszcze w szkole! Ciągle nie mogę zapomnieć o tym naszym spotkaniu. Naprawdę miałem wrażenie…znaczy wydawało mi się… tak jakby… no wtedy… och dobra no, myślałem, że mnie pocałuje! Nie to wcale nie tak, że tego chciałem. Wcale nie, no naprawdę przysięgam. Po prostu to było takie dziwne. On się nachylił nade mną, był tak blisko a jego usta były tuż przy moich… aach dość! Zwariuję no przysięgam jeszcze chwila a zwariuję. Powinienem przestać o tym myśleć. Zachowuję się jak jakiś zakochany nastolatek, blleee wyplujcie to słowo. To naprawdę wcale, a wcale nie jest słodkie. To, to… straszne i takie krępujące. Nie wiem jak można w ogóle chcieć być w takim stanie, kiedy to takie… dziwne?
Cholera ostatnio zdecydowanie zbyt często używam tego słowa. Dziwne, dziwne, wszystko jest takie dziwne!
Zachowanie Mizukiego jest dziwne.
Moje reakcje są dziwne, co dziwniejsze jego reakcje też.
A najdziwniejsze, że nie mam pojęcia, co się tak właściwie dzieje.
W połowie drogi pod klasę zdałem sobie sprawę, że Lu od dłuższego czasu mnie obserwuje. Cholera musi mieć niezły ubaw. Mam niestety zły zwyczaj nadmiernego gestykulowania, gdy tylko się denerwuję. To naprawdę kłopotliwe wierzcie mi.
Czasem po prostu macham bez sensu rękami, albo wodze gdzieś błędnym wzrokiem, a najgorzej jest, gdy po prostu znikąd wzdycham, czasem kilka razy na minutę… możliwe, że właśnie dlatego większość ludzi uważa mnie za psychola albo inne dziwactwo. No ale co ja poradzę. Taka moja natura.
-Yuki, o czym myślisz? Denerwujesz się? Serio ja tak tylko żartowałem, wiesz?- Zapewnił mnie z cieniem zmartwienia na twarzy. No tylko mi nie mówcie, że go sumienie ruszyło…
-Spoko to nic, po prostu myślę dużo, chyba za dużo- Westchnąłem pocierając skronie. Od tego wszystkiego zaczęła mnie boleć głowa. Może dobrą wymówką było by teraz pójście do pielęgniarki? Nie musiałbym się spotykać z Mizukim.
Nie, dopadłby mnie potem jeszcze bardziej oburzony i wściekły.
-Yuki już to mówiłem, ale najwyraźniej do ciebie nie dotarło, jeśli chcesz to zawsze możesz mi powiedzieć, co ci tam siedzi w głowie. Jak tak dalej pójdzie to z nadmiaru myśli wybuchniesz- Zaśmiałem się lekko na tą uwagę. Naprawdę tak się czuję, jakbym zaraz miał eksplodować.
–W razie czego, nie mam zamiaru zbierać twoich szczątków ze ściany. Więc może lepiej powiedź, co tam kryjesz, co?- Zaśmiał się cicho, jakby miał być to dobry żart, mimo to dalej patrzył na mnie z tą samą uwagą i zmartwieniem. Co za niemożliwy człowiek.
-Och serio taki z ciebie kumpel- Parsknąłem tylko, by rozluźnić nieco atmosferę, ale chyba nie było to zbyt przekonujące dla brązowowłosego –Nie patrz tak na mnie, naprawdę nic mi nie jest chodźmy już, bo zaraz będzie dzwonek- Ponagliłem kumpla schodząc ostatnimi schodami, by dostać się pod klasę.
-Jak chcesz- Lu westchnął tylko zrezygnowany, jakby rozumiejąc, że nic więcej ze mnie nie wydusi.
Gdy stanęliśmy u podnóża schodów rozbrzmiał dzwonek na lekcję.
Nauczyciela, to znaczy Mizukiego nie było. Co było naprawdę dziwne biorąc pod uwagę, że on nigdy, powtarzam, nigdy się nie spóźnia, a nawet zdarza mu się być przed czasem. Zresztą chyba nie tylko nas to dziwiło. Wszyscy uczniowie stali pod klasa jakoś nerwowo, co chwila zaglądając w stronę schodów i szepcząc coś miedzy sobą po cichu. Wszyscy wyglądali na zmieszanych, cóż to chyba pierwszy raz, gdy zdarza się coś takiego.
-Już otwieram!- Jakiś mały dzieciaczek wyglądający jak pierwszoklasista, zaczął biec w naszą stronę wymachując kluczem. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie z niemym pytaniem wypisanym na twarzach. Co się do cholery dzieje!
Dziwne szepty zaczęły się rozprzestrzeniać a cała klasa wydawała się jedynie coraz bardziej poddenerwowana.
-Hej mały wiesz gdzie nasz nauczyciel?- W pewnym momencie Lu postanowił zadać pytanie, które zadawał sobie chyba każdy. Mały rudy chłopak spojrzał na niego nieco przestraszony, ale zaraz pociągnął nosem i zabawnie zadarł głowę do góry, jakby chciał pokazać, że wcale się go nie boi.
-Wasz nauczyciel, pan Mizuki dał mi klucz i kazał powiedzieć, że zaraz przyjdzie, a wy macie na niego czekać w klasie- Powiedział mały na jednym tchu zwijając usta w śmieszny dziubek i pokazując na nas palcem. Po chwili włożył klucz do zamka i otworzył wielkie, stare, białe drzwi do pracowni chemicznej.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie. Zdecydowanie coś tutaj było nie tak. Czuje, że kroi się jakaś akcja. Mimo to po chwili dziewczyny zaczęły wchodzić pierwsze. Mimo całej sytuacji, żadne z nas nie chciało się narażać blond diabłowi. W szkole naprawdę był cholernie niebezpieczny. Wkurzanie go nie było dobrym pomysłem, a skoro małolat twierdzi, że kazał nam czekać w klasie to tak zrobimy.
Po chwili wszyscy siedzieliśmy już grzecznie na swoich miejscach. Szepty i nerwowe spojrzenia sprawiły, że powietrze w klasie stało się jakieś gęste. Wszyscy trwaliśmy w tej nerwowej atmosferze czekając na przybycie Mizukiego. Wtedy wszystko się wyjaśni.
Zegar wskazywał już 5 minut po dzwonku a wciąż nic się nie działo.
W pewnym momencie  skrzypnięcie drzwi zupełnie uciszyło całą klasę. Wszyscy z kompletnym zaskoczeniem i ciekawością obserwowali jak do klasy weszli 2 uczniowie, niosąc ze sobą duże kartonowe pudła. Tuż za nimi do klasy wszedł nasz chemik z wielkim uśmiechem zadowolenia na twarzy, a  co dziwniejsze w białym laboratoryjnym fartuchu.
Cała klasa umilkła zastygając w oczekiwaniu.
-Dobra klaso przepraszam, że musieliście czekać, ale dzisiaj zrobimy coś zabawnego- Ogłosił blondyn szczerząc się do nas zadowolony z siebie – Dzisiaj będziemy robić doświadczenia chemiczne, więc szybko dobierzcie się w 5-cio osobowe grupy- Na koniec klasnął w dłonie ponaglając nas. Mimo to nikt się nie ruszył. Wszyscy siedzieli w ławkach patrząc głupio na nauczyciela niepewni chyba, co mają zrobić. Trwało to dłuższą chwilę nawet dwóch uczniów, którzy przynieśli kartony zdążyli wyjść nim ktokolwiek z nas zaczął coś robić.
W końcu Mizuki nieco zirytowany uniósł jedną brew patrząc na nas z politowaniem.
-No co z wami? Nie mam zamiaru się powtarzać- Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, po czym każdy wstał i zaczęliśmy się dobierać w grupy. W klasie zrobił się niezły szum. Dłuższą chwile zabrało nam dobranie się. Zwykle tego nie robimy, więc… były małe problemy z ustaleniem, kto z kim chce, a kto nie chce siedzieć. W efekcie po kilku minutach, jako tako podzieliliśmy się na mniejsze grupy.
Na szczęście ja trafiłem do jednej drużyny z Lu i jeszcze trzema dość sympatycznymi chłopakami. W dodatku jeden z nich, Tom, uchodził za dobrego ucznia. Więc cokolwiek ma w zanadrzu Mizuki z takim asem w rękawie nie czeka nas porażka.
-No nareszcie. Dobra, teraz każda z grup dostanie ode mnie kartkę z zadaniami, które musicie wykonać, na odwrocie macie napisać wyniki waszych doświadczeń, obserwacje i oczywiście podpisać się- Wypowiedział to z tak grobową miną, jakby miał ochotę zabić każdego, kto chce mu się sprzeciwić – Potrzebny sprzęt macie w kartonach: próbówki, odczynniki, wszystko. Dziś pracujecie sami. Ach, tylko jedno, błagam nie wysadźcie niczego- Uśmiechnął się do nas zadziornie i nieco pobłażliwie. Dziwne…
Tak więc Ja, Lu, Tom, Jerry i Meff jak nazywali go powszechnie ludzie, byliśmy  zdani na siebie do końca tej lekcji. Gdy Mizuki doszedł do naszej grupki podał nam kartkę z cichym „powodzenia”, po czym odszedł bez słowa.
Wiecie, chyba mam kolejny problem dzisiejszego dnia. Chociaż nie, to już raczej kryzys, a ten chyba ciężko będzie mi przezwyciężyć… Nawet nie wiecie jak bosko blondyn wygląda w tym fartuchu. No co? Nie śmiejcie się, to wcale nie jest zabawne. Nie, nie zwariowałem.
Mam wam to opisać? Dobra sami się przekonacie.
Właściwie wygląda dużo poważniej i dumniej, gdy ma ten biały kilt na sobie, no serio. Wygląda jak lekarz czy coś takiego, albo jak jeden z tych chirurgów niesamowicie mądrych i przystojnych z seriali, które uwielbiają wszystkie kobietki, tylko, dlatego, że są tam przystojni aktorzy. Po prostu patrzę na niego a on promienieje. W dodatku ten jego Szelmowski uśmiech… i to jak patrzył na nas z wyższością, tak cholernie pasowało do jego imidżu, że po prostu nie mogłem oderwać od niego wzroku. W dodatku wsadził jedną rękę do kieszeni i  stanął nonszalancko przyglądając się poczynaniom grup. Boże gdybym był kobietą, chyba bym się na niego rzucił.
-Dobra to bierzemy  się do roboty- Dopiero głos Toma wyrwał mnie z zamyślenia, spojrzałem na kartkę, choć szczerzę nie mam pojęcia,  co tak właściwie mamy zrobić. Przez chwile wszyscy patrzyliśmy na naszego Asa czekając tylko na jego polecenia.
-Dobra chłopaki to tak. Potrzebujmy 5  próbówek, parę pipet i …takie tam jeszcze…- Dodał patrząc na nasze niepewne i cóż, dość głupio wyglądające miny. Chyba zdał sobie sprawę, że nie mamy pojęcia, o czym mówi. Westchnął tylko po czy zaczął bazgrać  coś na kartce.
-Przynieście mi to, co namalowałem na kartce ok?- Lu złapał za listę i razem z Jerrym poszliśmy w stronę kartonów. Cóż doszukanie się tego, co było potrzebne nie okazało się wcale takie trudne. Wziąłem cześć szkła i chyba z przyzwyczajenia już spojrzałem w stronę naszego chemika. Nieoczekiwanie on również na mnie patrzył. Macie chyba świadomość, że gdy wygląda TAK, trudno jest się nie zaczerwienić prawda? Tak więc spaliłem buraka. Boże chciałbym znaleźć jakąś małą mysią dziurkę , by  się w niej schować. Z trudem doszedłem do stolika nie upuszczając niczego i z wielką ulgą usiadłem na miejsce.
-Dobra to zaczynamy. Teraz musimy dodać to, do tego, a potem  dobrze wymieszać- Tom złapał pierwsze dwie próbówki i zaczął tam coś wlewać. Najpierw jeden związek, potem drugi  a na koniec dodał tam jeszcze jakiś papierek. Szczerze, wszyscy patrzyliśmy na niego z wielkim podziwem, bo chyba żaden z nas nie miał pojęcia, co właściwie robił. Po chwili płyn zmienił kolor z żółtego na czerwony, a potem znów przeszedł w  pomarańcz. Lepsze było jednak to jak w drugiej próbówce sprawił, że woda z koloru różowego znów zmieniła się w przezroczystą. Mówię wam to jak magia, dosłownie. Sam nie wiem jak to możliwe, ale dzieje się na moich oczach. Dosłownie w jednym momencie było różowe, potem Tom wstrząsnął tym i zrobiło się przezroczyste. Naprawdę to jakaś wielka magia. W życiu czegoś takiego nie widziałem.
Dobra pomijając fakt, że raczej moje zainteresowanie chemią jest znikome, to wcześniej nigdy nie mieliśmy okazji robić doświadczeń. Nasz poprzedni chemik wolał się na nas wydzierać i zatruwać nam życie durnymi zadaniami. Nie żeby Mizuki tego nie robił, ale z nim jest jakoś tak… ciekawiej?
Rozejrzałem się po klasie wyglądało na to, że wszyscy głowili się nad zadaniami, ale można było wyczuć swobodę. Wygląda na to, że pomysł blondyna na uatrakcyjnienie naszych lekcji wypadł doskonale. Wszyscy wydawali się zadowoleni i poruszeni. Słychać było nawet śmiechy od czasu do czasu przy jakiejś grupce, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło na chemii z tym blond sadystą.
Czy  nie sadzicie, że to śmieszne?
 Nigdy wcześniej nie mieliśmy  nauczyciela, który organizował by nam, tyle ciekawych rzeczy i próbował  jakoś urozmaicić lekcje, a z drugiej strony, chyba nikogo nie baliśmy się tak bardzo jak jego. To jak kolejna dziwna ironia i znów związana z nim.
-Kurczę nie wiem jak to zrobić- W pewnym momencie ogłosił Tom na co każdy z nas zareagował nerwowo. Jeśli on  nie potrafi tego zrobić, to już naprawdę było źle – Ostatnie zadanie, jest jakieś dziwne. Nie wiem jak to trzeba zrobić, chyba czegoś tutaj brakuje- Ogłosił chłopak jeszcze dokładnie przyglądając się kartce.
-Może powinniśmy zapytać pana Mizukiego- Zaproponował Jerry siedzący obok niego, który zerknął na kartkę przyglądając się kłopotliwemu zadaniu.
-Nie!- Krzyknąłem zupełnie bez zastanowienia słysząc tą propozycję. Jeśli Mizuki  teraz tu podejdzie, pod wpływem emocji mogę zrobić coś czego naprawdę bym nie chciał. On tu nie może przyjść, spalę znowu raka , na pewno wyśmieje mnie, albo co gorsza dowie się o moich dziwnych upodobaniach.
-Yuki daj spokój- Upomniał mnie Lu z oskarżycielskim tonem, na pewno sądził, że przesadzam. Nie ja wcale nie przesadzam… ja tylko… upewniam się o wszelkich środkach ostrożności i tyle.
Chwyciłem kartkę od Toma i zacząłem uważnie czytać owo zadanie. Wszyscy rzucili mi jakieś dziwne spojrzenie na pograniczu zaskoczenia i rozbawienia. Co, że niby ja sobie nie poradzę z tym zadaniem tak myślicie?... i cholera możecie mieć rację, bo nic z tego nie rozumiem. Mimo to nie pozwolę, na to, żeby Mizuki tu przyszedł i żebym się przed nim zbłaźnił… znowu.
Dumnie podniosłem głowę do góry i złapałem za pierwsze lepsze odczynniki. Dodałem trochę tego, potem tamtego i na koniec jeszcze jakieś opiłki metalu, które przyniósł Lu. Nim je dodałem spojrzałem jeszcze na Toma, który miał bardzo niepewną minę, żeby nie powiedzieć przerażoną.
-Yuki na pewno wiesz, co robisz?- Zapytał ostrożnie patrząc jak powoli dodaję ostatni składnik.
-J-jasne, że tak- Prychnąłem udając  znawcę, chociaż szczerze nie mam pojęcia. To tylko jakieś przypadkowe składniki, których używaliśmy wcześniej.
Nawet nie wiecie, jaka ulgę odczułem, gdy nic się właściwie nie stało. Westchnąłem tylko i już miałem powiedzieć, że to doświadczenie właśnie tak miało wyjść, gdy z próbówki zaczął wydobywać się dym. Przełknąłem ślinę obserwując, jak dziwne bąbelki zaczęły wrzeć w małym naczynku. Spojrzeliśmy po sobie przerażeni, po czym wszyscy dokładnie w jednym momencie odskoczyliśmy od stolika, jak oparzeni.
-Yuki coś ty narobił?!- Syknął do mnie Lu tak, żebym tylko ja usłyszał.
-Co się dzieje?- Mizuki momentalnie znalazł się przy naszym stoliku. Tom niepewnie wskazał na parująca próbówkę. Blondyn szybko ją złapał i zaczął przyglądać się jej dokładnie. Wziął jakąś buteleczkę z sąsiedniego stolika i dolał do mieszaniny niebieskiego płynu.
Wtedy ciecz przestała parować i zabarwiła się na fioletowo. Wszyscy, a w szczególności ja odetchnęliśmy z ulga. Spojrzałem ukradkiem na Mizukiego, który wyglądał na zdenerwowanego. No pięknie to teraz nam się dostanie.
-Co ja mówiłem na początku?- Odłożył próbówkę tak gwałtownie, że szkło zgrzytnęło niebezpiecznie. Skuliłem głowę, cholera to moja wina –Powiedzcie mi jak do tego doszło co? Nie przypominam sobie bym pisał na jakiejkolwiek kartce tak gwałtowna reakcje, więc?- Zmarszczył brwi i zgromił całą naszą grupę wściekłym spojrzeniem.
-My po prostu nie wiedzieliśmy, jak zrobić ostatnie zadanie, a potem, jakoś tak…- Odparł Tom drżącym głosem, spuszczając pokornie głowę. Tylko mi nie mówcie, że chce wziąć wszystko na siebie. Zwariował? Przecież to moja wina.
-Postanowiliście zmieszać cokolwiek, tak?- Mizuki gwałtownie wciągnął powietrze próbując chyba się nieco uspokoić –Kto wpadł na ten genialny pomysł?- Zapytał mierząc nas morderczym spojrzeniem.
Mimo to nikt się nie odezwał. Wszyscy spuścili głowy i zapadło milczenie. Nie wydadzą mnie wiedziałem o tym doskonale.
-To ja- Szepnąłem cicho. Nie mogłem pozwolić by ktoś odpowiedział za to przeze mnie. To była tylko moja wina. Tylko i wyłącznie moja wina. Wszystko przez te moje głupie myśli i samolubność. Cholera, czemu tak to się musiało skończyć?
-W takim razie chyba rozumiesz, że to było  nieodpowiedzialne, a przede wszystkim nie rozumiem czemu zrobiłeś coś tak głupiego. Wystarczyło mnie zawołać- Westchnął wyraźnie podirytowany, ale jego złość chyba nieco zelżała.
Następnie zwrócił się do klasy, która od dłuższego już czasu w ciszy przyglądała się całemu zajściu.
-Dobra klaso kończcie eksperymenty i sprzątamy, macie jeszcze 10 minut- Wszyscy zaaferowani małą ilością czasu znów odwrócili się do swoich stolików i gorączkowo dokańczali swoje zadania. Gdy tylko w klasie znów zapanował szmer i pośpieszające uwagi Mizuki znów odwrócił się  do naszego stolika.
-Chłopaki, żeby mi to było ostatni raz, rozumiecie?- Upomniał nas dokładnie przesuwając wzrokiem po twarzy każdego z nas. Na mojej zatrzymał się na dłuższą chwile. Milczał, ale czułem, że jest na mnie zły - A z tobą porozmawiam sobie po lekcji- Burknął cicho mrożąc mnie spojrzeniem. Wzdrygnąłem się lekko. No pięknie to właśnie to czego najbardziej chciałem uniknąć. Coż sam jestem sobie winien.
-Proszę Pana…- Zagadnął nieśmiało Tom, próbując przerwać chyba tą niezręczną sytuację – Wciąż nie rozumiemy ostatniego zadania- Skulił się nerwowo, gdy blondyn wyciągnął dłoń w jego stronę.
Mizuki westchnął na wpół zmęczony, na wpół rozbawiony naszym przerażeniem – Dobra pokarzcie mi to zadanie- Wziął kartkę po czym przez chwilę czytał ją uważnie. Marszczył przy tym śmiesznie brwi, chyba samem głowiąc się nad zadaniem.
-Wydaje mi się, że brakuje tutaj kilku zdań pewnie przy drukowaniu coś ucięło. Musicie po prostu to podgrzać i poczekać aż się rozpuści a potem dodać któryś ze wskaźników i powinno wam wyjść- Zakończył, choć szczerze nie brzmiało to ani trochę pomocnie.
-Ach teraz rozumiem, dziękuje- Spojrzeliśmy wszyscy na Toma niepewnie. Czy on naprawdę coś rozumiał z tego dziwactwa? Co za niesamowity człowiek. Chłopak wziął dwie próbówki coś pomieszał, coś podgrzał a potem dodał jedno, do drugiego i powstał niesamowity szafirowy kolor, który potem zmienił się w pomarańcz. To było niesamowite. I wszystko pewnie było by idealne, gdyby Mizuki nie stał nad nami przez cały czas pilnując chyba żebyśmy znowu czegoś nie wysadzili.
-To chyba to- Burknął niepewnie Tom  puszczając ukradkowe spojrzenie w stronę nauczyciela.
Blondyn tylko się uśmiechnął, kiwając lekko głową –Dobra zaczynamy sprzątać, musimy się wyrobić do końca lekcji- Wszyscy od razu się do tego zabrali, nikt chyba nie miał zamiaru siedzieć z tym na przerwie. I właściwie  poszło nam całkiem sprawnie.
Wymyliśmy wszystkie szkła, poskładaliśmy sprzęt do pudeł i rozdzieliliśmy stoły. Na koniec wszystkie kartki z rozwiązanymi zadaniami wylądowały na biurku Mizukiego.
W momencie, gdy wszystko było już na swoim miejscu zadzwonił dzwonek na przerwę.
-Tom weź z kolegą pudła do szkolnej piwnicy, zaraz tam do was przyjdę- Poinstruował Mizuki ostatnich uczniów wychodzących z klasy. Wychodząc Tom rzucił mi jedynie niepewne spojrzenie. Cóż nawet ja nie chciałbym być teraz na swoim miejscu.
Blondyn podszedł do drzwi i zamknął je za ostatnim uczniem.
-Yuki, więc może powiesz mi co się z tobą dzieje co?- Zamarłem pod wpływem jego zimnego głosu. Spojrzał na mnie groźnie, a ja nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Tak naprawdę było mi głupio. Głupio z powodu własnego zachowania.
-Słuchaj nie mam pojęcia, czemu zrobiłeś coś tak głupiego i lekkomyślnego, ale czy ty w ogóle pomyślałeś o konsekwencjach? Chce tylko byś wiedział, że naraziłem dzisiaj swoje stanowisko przeprowadzając z wami tą lekcję. Gdyby faktycznie coś się stało, mógłbym stracić prace, rozumiesz to?- Ostatnie słowa wypowiedział już podniesionym głosem. Patrzyłem na niego chwilę przerażony, nie chciałem by to tak wyszło. Gdybym wiedział… nie ja powinienem wiedzieć. Zachowałem się idiotycznie. Miał rację to wszystko moja wina, tylko i wyłącznie moja. Byłem samolubny, a wystarczyło zapytać, poprosić i nic by się nie stało.
Co bym zrobił, gdyby naprawdę stracił prace? Czy tego chciałem? Czy chciałem by mnie znienawidził, by odszedł na zawsze?
Nie…
-Ja przepraszam. Nie chciałem… nie myślałem, że…- Głos załamał mi się w połowie, zakryłem usta by powstrzymać falę żalu i łzy, które napłynęły mi do oczu.  Cofnąłem się o krok, bo nie chciałem przed nim płakać, ale już ostatkami silnej woli powstrzymywałem się przed szlochem.
Przeze mnie mógł dziś odejść na zawsze. Tak po prostu zniknąć z mojego życia…
-Yuki płaczesz?- Spojrzał na mnie chyba nie spodziewając się takiej reakcji.
Zaprzeczyłem głowa, ale w tym momencie łzy same pociekły mi po policzkach. Gorzki śmiech wyrwał mi się z ust, to było takie głupie. Zupełnie nie wiedziałem, co mam zrobić.
Blondyn momentalnie stanął przy mnie i mocno przycisnął mnie do siebie.
-Boże Yuki naprawdę, co się dzieje? To zupełnie do ciebie nie podobne. Powiesz mi co się stało?- Pokręciłem tylko głowa, bo nie mogłem mu przecież powiedzieć, że to przez niego, że chyba się w nim zakochałem, że nie powinien mnie teraz przytulać, bo jedynie pogarsza wszystko. Po prostu nie mogłem.
 Wobec tego wtuliłem się mocniej w jego ubranie pozwalając  łzą już swobodnie płynąć. Przez chwile mogłem czuć jego ciepło, jego zapach i nieskrepowanie cieszyć się nim.
Poczułem jak zaczyna czochrać mi delikatnie włosy, przeczesując je swobodnie palcami. To mnie trochę uspokoiło.
W końcu ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Yuki nie gniewam się za to, co się dzisiaj stało. Po prostu martwię się o ciebie, bo ostatnio też dziwnie się zachowywałeś. Jeśli coś się dzieje, zawsze możesz mi o tym powiedzieć, ok?- Na koniec uśmiechnął się ciepło do mnie czochrając mnie jeszcze raz. Sam też się uśmiechnąłem.
Kiwnąłem jedynie, że rozumiem ocierając ostatnie łzy i wyswobadzając się z jego objęć.
-Dobrze teraz możesz już iść. Tylko wytrzyj łzy po pomyślą, że jestem jakimś tyranem- Uśmiechnął się  do mnie Szelmowsko posyłając mi perskie oko.
Parsknąłem śmiechem, bo po prostu nie mogłem się powstrzymać  i po krótkim „do widzenia” wyszedłem z klasy.
Dziwne, choć przez cały dzień nie mogłem sobie poradzić z myślami o nim, chociaż chciałem go unikać, uciekać przed nim, to tak naprawdę uspokoiłem się dopiero teraz.
Wystarczyło, że mnie przytulił, a wszystkie moje wątpliwości po prostu rozwiały się.
Gdybym miał, choć trochę odwagi… może inaczej by się to potoczyło.

CDN…

~15~


Nim się obejrzałem cały dzień minął. Nawet nie wiem gdzie te godziny zniknęły.
W końcu nadszedł czas na moje korepetycje, z Mizukim oczywiście. Szczerze sam nie wiem, czego mam się po nim spodziewać.  Najbardziej zastanawia mnie to, co chciał powiedzieć mi rano.  Czy tam, gdzie będziemy sami dokończy, co zamierzał? Wyglądał wtedy naprawdę poważnie, jakby chciał mi dać kolejną poważną propozycję.
A może to po prostu moja wyobraźnia?
Sam już nie wiem.
Od tych wszystkich śmiałych słów Lucasa zaczynam wariować.
Cholera, czemu daje sobie tak macic w głowie? Szczególnie teraz, gdy sam czuje się jak wrzucony w wir wydarzeń i zupełnie nie kontroluję tego, co się dzieje ze mną. Nie lubię sytuacji, gdy nie wiem, czego mam się spodziewać. Przerażają mnie. Co jeśli zrobię coś nieodpowiedniego, albo Mizuki da mi jakąś odważną propozycje, a ja nie będę mógł mu odpowiedzieć? Moment, jaką propozycję?
Yuki spokojnie przystopuj.
Twoja wyobraźnia chyba nieco za bardzo się wybujała.
Dobra spokojnie. Wejście do domu Miukiego z takimi myślami z pewnością nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej powinienem się uspokoić, bo stoję tuż pod jego kamienicą.
Dobra spokojnie wdech wydech. Może poczekać jeszcze chwilę?
Powinienem wyciszyć myśli. Nie chce spiec raka przed Mizukim, a tym bardziej palnąć coś dwuznacznego, a niestety na razie tylko takie rzeczy przychodzą mi do głowy. O zgrozo.
Nagle moje rozpaczliwe przemyślenia przerwał dziwny odgłos. Jakby pukanie w coś pustego. Rozejrzałem się dokoła, ale nikogo nie widziałem.  Lekko spłoszony zacząłem się obracać w kółko i rozglądać. Dopiero, gdy uniosłem nieco wzrok zauważyłem Miukiego stojącego przy oknie, wpatrującego się we mnie z kpiącą miną. Zaczął szybko machać zachęcająco rękami, bym wszedł już do kamienicy. Momentalnie spaliłem raka. Co za wstyd mój nauczyciel zobaczył mnie w tak komicznej sytuacji…znowu! Jak w ogóle do tego mogło dojść ja się pytam? Cholera ciekawe od jak dawna tam stoi i się na mnie gapi.
Powolnym krokiem wszedłem po schodach na piętro. Cholera Yuki weź się w garść znowu odwaliłeś coś głupiego, ale to nic. On pewnie zdążył się już do tego przyzwyczaić w końcu jest twoim nauczycielem.
Tak cholera i pewnie już zdarzył zauważyć, że jestem nienormalny. Ach szkoda gadać czasem zadziwiam samego siebie.
Z daleka usłyszałem, jak drzwi już się otwierają. Wchodząc po ostatnich schodkach zauważyłem głowę mojego niesamowicie przystojnego, blond nauczyciela. Co chwilę nerwowo wychylał się za próg czekając na mnie.
Z trudnością przełknąłem ślinę spuszczając wzrok na podłogę. Boże nie wytrzymam, strasznie się denerwuję, a przecież to nie pierwsza moja wizyta tutaj.  Nagle moja chora głowa zaczęła mi podsuwać obrazy z naszego spotkania w pokoju nauczycielskim. Szczególnie moment tego nagłego i niesamowicie dla mnie przyjemnego uścisku, jakim mnie obdarzył.  W dodatku zrobił to sam, z niczego nieprzymuszonej woli i bez jakiejkolwiek sugestii z mojej strony. Czy to nie znaczy, że mnie lubi… bożę czy ja się czerwienię? Nie, powiedzcie mi, że nie… Uhhhh chyba jednak tak.
-Hej Yuki nie będę stał tutaj wieki no chodź już- Usłyszałem ponaglający głos mego boga . Nie chciałem mu kazać czekać, więc od razu przeskoczyłem dwa schodki stając przed jego drzwiami cały czerwony jak burak.
-No nareszcie. Wiesz, że jesteś spóźniony? Całe 7 minut- Spojrzał na mnie z niby udawaną złością, wykrzywiając usta w komicznym grymasie.
-Przepraszam- Przestąpiłem z nogi na nogę nie wiedząc, co ze sobą począć. Patrzyłem na niego i tylko jedno było mi w głowie… nie to wcale nie jest śmieszne.
-No dobrze wchodź- Przesunął się w drzwiach robiąc mi miejsce na przejście. Oczywiście uprzejmie się skłoniłem i ostrożnie wszedłem do jego jaskini. Jakoś wciąż nie mogę uwierzyć w to, że z własnej woli tutaj wchodzę.
-Czemu stałem tak długo pod kamienicą? Na dworze jest pewnie strasznie zimno, masz całe czerwone policzki- Zauważył patrząc na mnie z zainteresowaniem. Oczywiście ja na tą uwagę momentalnie poczerwieniałem jeszcze mocniej.  Odwróciłem głowę by w jakiś sposób ukryć to cholerne zakłopotanie.
-A ja… tak jakoś. Musiałem coś sobie przemyśleć- Bąknąłem raczej mało składnie.
-Yhmm- Mruknął rzucając mi to swoje typowe, podejrzliwe spojrzenie. Zupełnie jakby wiedział, że ściemniam. Nieee, przecież nie mógł wiedzieć.
Odłożyłem buty i kurtkę a Mizuki ruchem ręki zaprosił mnie do pokoju.
-Zrobię nam herbaty-
-Nie. Nie trzeba, niech się pan nie kłopocze- Na te słowa Mizuki zatrzymał się gwałtownie wlepiając we mnie wzrok żądny mordu.
-Co ja ci mówiłem na temat „pana”? – Zironizował unosząc jedną brew i zaplatając ręce na piersi.
-Ołł, ja … a tak- Dopiero teraz przypomniało mi się, że nie mogę do niego tutaj tak mówić. No cóż, ciężko jest zmienić swoje przyzwyczajenia.
-A poza tym pewnie zmarzłeś, musisz się rozgrzać- Nim zdążyłem jakkolwiek zaprotestować Mizuki momentalnie znalazł się przy mnie i dotknął moich polików. Nie było to muśnięcie, ale prawdziwy ciepły dotyk jego delikatnych dłoni. Zbyt zszokowany by racjonalnie myśleć, po prostu mechanicznie cofnąłem się o krok patrząc na mężczyznę przerażony.
-Matko jesteś gorący masz gorączkę?- Mój chemik wyraźnie się ożywił.  Patrzył na mnie z autentycznym niepokojem w oczach.
-Nie, nie na pewno nie… to może jednak skuszę się na ta herbatę-Przyznałem w końcu z nerwowym uśmiechem. Boże chyba zaraz zapadnę się pod ziemię.
Na szczęście Mizuki przeszedł powoli do kuchni rzucając w moją stronę jedynie jakieś niepewne spojrzenie.
Oczywiście ja w mgnieniu oka zwiałem do stołowego, usiadłem na kanapie wzdychając ciężko. Boże było tak blisko. Dotknąłem ponownie miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu czułem jego delikatną dłoń. Po tej niepozornej czułości faktycznie zrobiło mi się gorąco. Czułem jak policzki i całe ciało mrowi mnie z podniecenia.
Boże to takie głupie. Czemu jedno muśnięcie jego skóry musi wywoływać u mnie takie uczucia? To takie głupie. Zaczynam myśleć, że ja naprawdę mam gorączkę.
Cały dzień zachowuję się po prostu dziwnie, jak nie ja.
Dotknąłem lekko swojego czoła, ale jego temperatura wydawała mi się całkiem normalna.
-Mam nadzieję, że lubisz malinową, bo tylko taką akurat mam w domu- Spojrzałem spłoszony na Mizukiego, który właśnie wszedł do pomieszczenia z dwoma parującymi kubkami. Posłał mi lekki uśmiech stawiając jeden z nich przede mną.  Zapach słodkich, leśnych malin rozszedł się po całym pokoju. Złapałem od razu za kubek upijając powoli ciepły łyk.
Kątem oka spojrzałem na poczynania mojego chemika, który zaczął grzebać coś w jednej z szafek. Zaraz potem podszedł z powrotem do sofy i ku mojemu wielkiemu przerażeniu zajął miejsce tuż obok mnie.
O losie przyznaj się, że robisz to specjalnie. Jeszcze chwilę, a wybiegnę z tego pomieszczenia prosto do łazienki w wiadomym celu.
Nerwowo poprawiłem się na kanapie niezauważalnie przesuwając się nieco dalej. Nie miałem zamiaru zbłaźnić się ponownie, a jeśli on będzie siedział tak blisko mnie z pewnością to zrobię.
Tym czasem Mizuki niczym nieskrepowany wygodnie rozsiadł się opierając plecy o miękkie oparcie i zarzucając jedną nogę na drugą. Swoboda i nonszalancja, z jaką to robił doprowadzały mnie do szaleństwa.
Bożę ja naprawdę jestem nienormalny, no przysięgam. Czy to, co bredzę od jakichś 20 minut nie jest na to najlepszym dowodem? Powinienem się leczyć… z uzależnienia od tego tu osobnika.
-Co tam Yuki wyglądasz na bardzo zamyślonego dzisiaj. Czyżby to z powodu pierwszego sukcesu?- Mruknął blondyn sącząc powoli gorący napój.
Spojrzałem na niego niepewnie, ale chwile potem spuściłem oczy zbyt zawstydzony, by móc utrzymać ten kontakt wzrokowy.
Widział, że coś jest nie tak, jestem tego pewien. Każdy by zauważył.  Patrzył na mnie tak uważnie obserwując każdy mój ruch. Ciekawe czy zauważył moje zakłopotanie…
Pewnie myśli sobie, że jestem dziwny.
-Yuki?- Dopiero, gdy wypowiedział moje imię z dziwną irytacją i oburzeniem spojrzałem na niego na dłuższą chwilę – Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Mówię do ciebie. Może ty naprawdę jesteś chory. Jesteś pewien, że nie chcesz iść do domu?- Zapytał w końcu marszcząc brwi ze złości.
Pokręciłem tylko głowa przecząco. Jakoś nerwy strasznie mnie zżerały, nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu.
-Doprawdy, więc spójrz na mnie- Słysząc ta dość dziwna prośbę poczułem zimne ciarki na plecach. Powoli przeniosłem na niego wzrok modląc się tylko bym nie zrobił się czerwony jak burak. Z trudnością przełknąłem ślinę czując się coraz mniej pewnie.  Patrzyła na mnie tak zawzięcie i twardo, że niemal czułem jak jego wzrok wwierca się w moją głowę. Ciekawe czy się zdenerwował, bo właśnie na takiego teraz wygląda, jak wściekły chemik z naszych szkolnych lekcji.
- Naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowujesz, jesteś ciągle jakby nieobecny. Możemy zacząć?- Zapytał w końcu przysuwając się bliżej mnie i dokładnie przypatrując mojej twarzy.
-Tak oczywiście, przepraszam – Zagryzłem wargę próbując powstrzymać drżenie głosu. Naprawdę musze się wziąć w garść, w końcu nie jestem tutaj by śnić o nim na jawie, a szczególnie nie, gdy siedzi tak blisko. To robi się niebezpieczne.  Jeszcze chwila a palnę coś głupiego powinienem skończyć te dziwne wywody, tym bardziej, że Mizuki staje się coraz bardziej podirytowany. W sumie, czemu miałbym się mu dziwić, każdy nauczyciel stałby się nerwowy, gdyby jego uczeń zamiast słuchać marzył o niebieskich migdałach.
-Dobrze, więc zacznijmy. Moment gdzie są moje książki?- Zaczął rozglądać się wokół a ja wraz z nim. Dopiero, gdy usłyszałem –Och tutaj- spojrzałem na niego. Wstał z miejsca i pochylił się w moją stronę. Jego piękna, spokojna twarz zaczęła zbliżać się do mnie. Momentalnie mnie zmroziło. Poczułem dreszcz podniecenia, a jednocześnie dziwnego przestrachu. Grzywka opadła mu lekko na oczy, przy czym wyglądał jeszcze bardziej zabójczo niż zwykle. Moje oczy mimowolnie zatrzymały się na jego różowych, lekko uchylonych ustach. Z wrażenia sam otworzyłem swoje i czekałem na jego krok nie zdolny do chociażby kiwnięcia palcem. Był coraz bliżej. Sięgnął dłonią za moje plecy i zastygł tak na chwilę. Nasze twarze dzieliły centymetry, był tak blisko, że mogłem zobaczy ć każdy szczegół jego mlecznej skóry. Na chwile wstrzymałem oddech a moje serce jakby się zatrzymało. Widziałem tylko jego.
Nagle odsunął się ode mnie z powrotem na swoje miejsce. Zdezorientowany spojrzałem na rzecz, którą trzymał w ręku… książka. To wyjaśniało mi wszystko.
Bożę jak mogłem łudzić się, że… Ach jestem żałosny.  Soczysty rumieniec oblał moją twarz. Byłem tak zawstydzony jak jeszcze nigdy. Ten mężczyzna zdecydowanie działa na mnie niepoprawnie. Odsunąłem się od niego nieco, bo miałem już dość swoich wyimaginowanych wyobrażeń. Chyba będę musiał się z tym pogodzić, że Mizuki, jakiego widzę w swoich myślach to jedynie marzenie. Albo raczej nierealne marzenie, bez szans na spełnienie. Im szybciej to zrozumiem tym lepiej dla mnie
-Yuki?-
-Tak?!- Krzyknąłem chyba nazbyt gwałtownie, bo wzrok, jakim obdarzył mnie blondyn sprawił, że znów poczułem się jak ostatni kretyn.
-Na pewno dobrze się czujesz? Przed chwilą byłeś cały czerwony, a teraz jesteś blady niczym ściana. Co się z tobą dzieję?- Zmarszczył brwi i choć wyglądał groźnie w jego oczach widziałem zmartwienie. A może to znów moja wyobraźnia? –Poza tym, dlaczego siedzisz tak daleko?- Spojrzałem na kanapę i dopiero teraz zauważyłem, że nieświadomie przesunąłem się jak najdalej mojego chemika. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem zwiększać dystans między naszymi ciałami.
-Mam wrażenie, że ty się mnie boisz Yuki. Sam nie wiem może jestem przewrażliwiony, ale naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowujesz. Chyba lepiej będzie, jeśli się przesiądę-
-Nie, nie ja się nie boję- Wyjaśniłem zaraz. Nie chciałem, by myślał, że czymś zawinił. Bo przecież tak nie jest, to tylko i wyłącznie moja wina.
-Mimo wszystko nie chcę, byś czuł się zakłopotany- Ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu blondyn wstał i zajął miejsce naprzeciw mnie. Dzielił nas stolik… teraz był tak daleko…
Przez chwilę miałem ochotę powiedzieć mu by wrócił, ale jak by to teraz wyglądało?
To definitywnie moja wina.
Cholera przeze mnie teraz siedzi tak daleko. Achhh… czy powinienem krzyknąć wróć?
Upiłem łyk już nieco letniej, malinowej herbaty. Musiałem zająć czymś ręce, zanim naprawdę zrobię coś niepożądanego.
-Dobrze teraz chyba możemy zacząć- Usiadłem wygodnie zbliżając się do stolika. Teraz czeka mnie ta mniej przyjemna część spotkania z Mizukim, nauka. Właściwie po to tutaj jestem, ale gdybym miał wybór wolałbym więcej momentów tylko dla nas w momentach, gdy jesteśmy sam na sam.
-Dobrze dzisiaj zaczniemy kwasy i ich reakcje- Z wielkim trudem powstrzymałem się od westchnienia pełnego niechęci. Mimo iż rezultaty tych spotkań były zaskakująco dobre szczególnie, jeśli chodzi o moje umiejętności chemiczne, jakoś brakowało mi zapału do jakże fascynującej nauki. Nawet, jeśli prowadził ją najprzystojniejszy facet, jakiego kiedykolwiek widziałem.
Mimo wszystko chyba powinienem okazać trochę szacunku zacnej matce chemii, bo to dzięki niej mam szansę poznać bliżej tego zagadkowego mężczyznę.
Swoja droga, jak na dorosłego faceta raczej niewiele mówi o swoim życiu, o rodzinie, w ogóle ciężko wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje, które nie są związane ze szkołą. Ciekawe, czemu? Spojrzałem ukradkiem na blondyna, który właśnie produkował się tłumacząc mi usilnie już po raz wtóry jedno zadanie. Był przy tym naprawdę słodki, tak bardzo się starał.
 Szkoda, że tylko o moją naukę tak się stara.
O wiele bardziej wolałbym by te starania, przeniósł na mnie.
Bożę… chyba naprawdę potrzebuje urlopu od tego mężczyzny.
Po prawie godzinie rozwiązywania zadań obydwaj byliśmy już nieźle zmęczeni. Mój mózg przestawaj funkcjonować po niesamowici e wysokiej dawce informacji, za to Mizuki chyba stracił już do mnie cierpliwość.
Rozłożył się wygodnie na kanapie i westchnął ciężko odrzucając głowę do tyłu. Szybko dajcie mi aparat, zanim zmieni pozycje! Nawet nie wiecie, jak cudownie teraz wygląda.
Spojrzał ukradkiem na zegar stojący na komodzie.
-Już późno chyba powinieneś iść do domu. Wieczorem bywa niebezpiecznie- Spojrzał na mnie, jakby zmęczony, a ja wstałem niemal zmuszając się do tego.
Nie powinienem zabierać mu więcej czasu. Wystarczy, że się spóźniłem. Poza tym wyglądał na wyczerpanego. Właściwie nie dziwię się mu uczenie takiego osła, jak ja pewnie musi być ciężką harówą.
Zebrałem swoje zeszyty i wstałem od razu kierując się w stronę korytarza. Tuż za mną to samo zrobił Mizuki. Podążył za mną wciąż dziwnie mi się przyglądając. Sam nie wiem, o co mu chodziło, ale zaczynałem się denerwować.
-Yuki coś ci powiem, ale nie chcę, żebyś odebrał to źle- Spojrzałem na niego lekko spanikowany, czyżby domyślił się skąd moje rumieńce i te dziwne zachowanie? – Czasem wydajesz się zbyt ugodowy. Wiesz rozumiem, że może czasem nie chcesz nikomu robić na przekór, ale musisz mówić to, co masz na myśli. Nie możesz ciągle zgadzać się na wszystko, co inni ci podyktują- Zakończył z dziwnie smutną i zmartwioną miną. Za to ja mimo wszystko odetchnąłem z ulgą.
-Nie wiem czy to dobry pomysł za zwyczaj nie jestem typem odważniaka czy kogoś, kto doskonale obchodzi się z ludźmi, tak jak Lucas. Po prostu zamiast kłócić się wole czasem nic nie mówić. Zresztą mi to nie przeszkadza- Przyznałem w końcu wzruszając ramionami i schylając się po buty.
- Co to znaczy że ci to nie przeszkadza?  Nie możesz całe życie robić tego, czego chcą inny. Powiedz wreszcie, czego ty chcesz! Nie możesz ciągle stać z boku i bezczynnie się na wszystko zgadzać, to nie jest życie. Przecież masz prawo powiedzieć co myślisz- Spojrzał na mnie z jawnym buntem w oczach. Początkowo miałem ochotę się roześmiać, ale gdy zdałem sobie sprawę z tego, że on ma rację to już wcale nie było mi do śmiechu. Od dawna wiedziałem, że w życiu brak mi asertywności. Nigdy nie byłem w stanie wybić się poza opinie innych na mój temat i w jakikolwiek sposób się sprzeciwić. Nie miałem siły, a może po prostu się poddałem? Ale czy to ważne?
I tak nie jestem w stanie nic zmienić, nie potrafię zmienić siebie.
-Yuki nawet, jeśli się czasem boisz to normalne. Nigdy nie wiemy, jak ludzie zareagują na nasze słowa. Ale tak przynajmniej będziesz miał świadomość tego, że powiedziałeś to, co naprawdę leży ci na sercu. Czasem właśnie tak trzeba- Zamilkł na chwilę patrząc na mnie tymi swoimi smutnymi oczyma. A potem dodał już nieco ciszej –Yuki jesteś naprawdę delikatny i długo nie wytrzymasz żyjąc opiniami innych ludzi- Spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem zmieszanym z kompletnym zawstydzeniem. On powiedział, że jestem delikatny? To chyba trochę jak baba… znaczy normalnie bym się wkurzył, ale jeśli on to powiedział to, czemu nie?
-Ja, ja dziękuje… przemyślę pana słowa- Poczułem jak momentalnie robi mi się gorąco. Uporczywie wgapiałem się w podłogę, nie będąc w stanie unieść wzroku.
W pewnym momencie po prostu odwróciłem się i szarpnąłem za klamkę. Nie ustąpiła więc szarpnąłem drugi raz. Nic.
-Może tak ci będzie łatwiej?-Mizuki sięgnął mi przez ramie do łucznika, który oczywiście był zamknięty. Że też wcześniej tego nie zauważyłem. Nie ma to jak wpadka pod koniec dnia.
Poczułem jak ciało blondyna lekko otarło się o moją mogę a potem plecy. Poczułem się niczym rażony prądem. Moje ciało dosłownie wrzało podnieceniem.
Stałem tak chwilę nic nie robiąc. W końcu blondyn chwycił za klamkę i przylgnął jeszcze bliżej moich pleców.
-Do widzenia Yuki- Poczułem, jak jego ciepły oddech i rozbawiony szept owiewają mi skórę. W tym momencie otworzył drzwi, a ja łapiąc się ostatnich nici rozsądku wypadłem z jego mieszkania momentalnie.
-D-d-do…widzenia- Zobaczyłem jeszcze jak uśmiecha się szelmowsko na widok mojego zakłopotania. Drań robił to specjalnie, no przysięgam wam. Zbyt zawstydzony by dalej tam stać szybko zbiegłem schodami w dół.
Gdy tylko przeszedłem przez frontowe drzwi od razu skierowałem kroki w kierunku mojego osiedla. Nawet nie odwróciłem się, wiedziałem, że będzie stał w oknie.  Na pewno tam stał, tak jak przedtem. Patrząc się na mnie.
Boże byłem tak zażenowany sobą, że to wręcz nierealne.
Jak można tak gwałtownie reagować na jednego mężczyznę?
W końcu, gdy oddaliłem się już na tyle by nie widzieć okna Mizukiego poczułem głęboko w sobie to dziwne uczucie nostalgii i samotności.
Jeśli teraz się odwrócę, to nie będę w stanie stąd odejść. Nie mogę się obejrzeć nie chce widzieć jak się od niego oddalam.
Przyspieszyłem kroku wchodząc w kolejną ciemną uliczkę. Zimny wiatr zawiał mi w twarz rozrzucając moją grzywkę na wszystkie strony. Nagle zrobiło się tak zimno…
Już za nim tęsknie…

CDN...