Kasprowi bardzo ciężko było się pozbierać po wczorajszym
incydencie z Alexem. Wciąż chodził osowiały i smutny, powłócząc nogami jak skarcony
pies.
Nawet jego twarz była blada niczym ściana, jakby chłopak nie
przespał wielu dni. Przekrwione oczy zdradzały jego rozpaczliwe nocne łzy.
Miał wrażenie jakby cała radość, jaka jeszcze pozostała
gdzieś w jego ciele uleciał z chwilą, gdy Alex na niego nakrzyczał. Naprawdę
czuł się fatalnie. Jego psychika powoli podłamywała się pod naporem zbyt wielu
negatywnych myśli i tego dziwnego poczucia, że nikomu tak naprawdę nie był
potrzebny. Ta myśl powracała do niego niczym echo za każdym razem zapadając
głębiej w jego świadomości.
Nie ważne jak długo o tym myślał właśnie taka była prawda.
Był niezauważalny, przezroczysty. Równie dobrze mogłoby go nie być. Mimo
wszystko…
Jak jego własny brat mógł tak strasznie go potraktować?
Czemu czuł do niego tak wielką nienawiść? Przecież Kasper
nigdy nie zrobił niczego wbrew niego. Ba, ten nawet nie dał mu szansy zrobienia
czegokolwiek, bo nigdy się do niego nie odzywał. A teraz? Poczuł się jak nic nieznaczącą
rzecz, która swoją chwilową zachcianką porozmawiania z bratem zakłóciła jego
spokój.
Głowa Kacpra maniakalnie odtwarzała wizje wściekłych oczu
bruneta wlepionych w niego. To tak bolało.
Tak bardzo bolało, że nie był w stanie tego znieść. Czuł
dreszcze wypowiadając imię brata szeptem, tysiące razy. Wydawało mu się jakby
cała nienawiść i niechęć zawarta była magicznie w tym jednym słowie „Alex”.
Nie mógł nawet wyjść z pokoju bojąc się, że znów trafi na
niego. Nie chciał go widzieć, chciał, by wyniósł się z tego domu, by myśli o
nim przestały napływać mu jego głowy. Ale nie potrafił zapomnieć, wyrzucić tych
myśli do kosza niepamięci. Pragnął ich i uwagi bruneta równie mocno, co chciał
mieć od niego spokój i nie być już więcej krzywdzonym.
To było takie absurdalne. Wszystko to było jedną wielką
farsa i kpiną. Jak całe jego życie. Tak bardzo się starał i po co? By usłyszeć,
że jest się niechcianym, by poczuć na skórze ten lodowaty wzrok nienawiści a
może by zdać sobie wreszcie sprawę ze swojej głupoty?
Kacpra chyba najbardziej bolało to ile godzin spędził na przemyśleniach,
ile chwil przeleżał na łóżku skulony w kulkę nie mogąc pozbierać swych pragnień.
W myślach wciąż karcił się za swoją fascynację Alexem. Gdyby tylko go
ignorował, gdyby tylko zachował się jak do tej pory, nigdy by do czegoś takiego
nie doszło.
Dlaczego nagle obudziło się w nim to dziwne zainteresowanie?
Tyle lat jedynie obserwował brata z daleka, czasem podziwiając go, a czasem
cicho nienawidząc w głębi duszy. A teraz, gdy zapragnął więcej, tak zachłannie
i samolubnie…został ukarany. Nie powinien był myśleć, że może się zbliżyć do
Alexa. Nie powinien o nim myśleć. Jego życie pełne było wiecznych pomyłek, których
nie dało się już naprawić.
Nigdy nie powinien łączyć się z tą rodziną.
Nigdy nie powinien odczuwać jakiejkolwiek sympatii do brata.
Właściwie… nigdy nie powinien się narodzić.
Był po prostu głupim, debilnym, idiotycznym…nikim. Och jak
gorzko brzmiały te słowa w jego głowie. Miał brata, który wcale nie był jego
bratem, fascynował go a jednocześnie wzmagał w nim uczucie nienawiści. To chyba
największy paradoks w jego marnym życiu.
Ale kogo miał za to winić? Jedynie siebie. To on był
przyczyną wszystkich tych nieszczęść i nieporozumień. Czasem poczucie winy
paliło go od środka.
Może gdyby wcześniej coś zdziałał.
Może gdyby jako dziecko, choć raz pobawili się z nim w
chowanego, jak czynią to inne rodzeństwa. Ale nie on wolał trwać w tej
uporczywej ciszy.
Wtedy była taka wygodna. Wtedy wydawała się tak cudownie
bezpieczna, a teraz stała się ich największym, więzieniem. Łzy, które do teraz
ukrywały się na dnie spojrzenia brązowowłosego wypłynęły z jego oczu. Na chwile
musiał dać upust swym żalom. Już zbyt wiele nagromadził ich w sobie.
Wczorajszego dnia jego nadzieja upadła. Najsilniejszy
fundament jego umysłu pękł niczym szklana szyba, ciągnąc za sobą całe
opanowanie i spokój nagromadzony przez wiele lat samodyscypliny. Boże gdyby
teraz ktoś zobaczył go w takim stanie. Wyśmiałby go.
Przecież zwykle jest tak opanowany, nie daje się łatwo wytrącić
z równowagi, a teraz? Jest jak niestabilny domek z kart, który może runąć pod
presją lekkiego podmuchu. Ciekaw był, co tera zrobi jego brat. Czy będzie go
unikał, czy może pomiatał nim? A co jeśli będzie się zachowywał tak, jakby nic
się nie stało? To chyba najgorsza z opcji.
Po raz pierwszy w całym swoim życiu Kacper poczuł przemożną
chęć uwolnienia się od tego psychicznego bólu. Wystarczył by jeden skok, szybka
decyzja, krótki moment i byłby wolny.
Czy nie tego właśnie chce?
W przypływie dziwnej ekstazy Kacper rzucił się w stronę
okna. Złapał szybko za klamkę, ale nie poruszył nią. Ręka zaczęła mu drżeć.
Trwał przez chwile w bezruchu z całych sił wzbraniając się przed wahaniem i
strachem. W końcu jednym silnym szarpnięciem otworzył okno. Zimny wiatr
delikatnie musnął jego skórę pozostawiając na niej lekki dreszcz. Odetchnął
głęboko i poczuł jak serce w jego klatce łomocze niczym bęben wojenny. Oparł
się o parapet drżącymi dłońmi. Nie potrafił się zdobyć na to, by spojrzeć w
dół.
Chwilę stał walcząc z sobą. W końcu jednak oparł się
spokojnie o krawędź okna i wychylając lekko głowę spojrzał na ziemię, prawie
dwa piętra poniżej. Jego serce zadrżało przerażone. Cofnął głowę, ale wciąż nie
postawił nawet jednego kroku w tył. Szeroko otwarte oczy pusto patrzyły w
przestrzeń przed nim. Wystarczy jeden skok by być wolnym.
Tak mało, tylko jeden skok…
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, matka
chłopaka stanęła w nich zamyślona.
-Kacper…- Spojrzała na poczynania brązowowłosego zdziwiona,
po czym z grymasem na twarzy dodała – Kochanie zamknij okno przeziębisz się,
jeśli będziesz stał w przeciągu. Jeśli już chcesz wpuścić trochę świeżego
powietrza to tylko uchyl okno, inaczej ktoś może przez nie wypaść. Nie możesz
być tak nierozsądny skarbie-
Chłopak z przerażeniem odsunął się od okna. Patrzył na matkę
z niedowierzaniem. Przez chwile miał wrażenie jakby wiedziała, jakby czuła i
znała jego myśli. Ale to niemożliwe nie mogła przecież wiedzieć. Właściwie, co
chciał zrobić?
Co on wyrabiał? Czemu tak strasznie ryzykował? Przecież tak
naprawdę nigdy nie chciał umrzeć, nawet mu to wcześniej przez myśl nie
przeszło. Co za idiotyczna myśl targnęła go w stronę świata umarłych?
Czuł jak serce przerażone kołacze w klatce. Nieprzyjemny
dreszcz przeszedł przez jego ciało. A co by było gdyby posunął się o jeszcze
jeden krok dalej, gdyby naprawdę zginął? Czy myślał o tym?
Matka dostrzegając wzdrygnięcie syna wygięła usta w niezadowoleniu
Matka dostrzegając wzdrygnięcie syna wygięła usta w niezadowoleniu
– Widzisz kochanie już ci zimno. Nie wiem, po co stałeś w
tym oknie, ale nie pozwolę, żebyś złapał przeziębienie. Teraz jest twój
najważniejszy rok nie możesz sobie pozwolić na chorobę. Wejdź pod koc- Nakazała
rodzicielka z groźną miną.
Gdyby tylko wiedziała, co chciał zrobić.
Gdyby tylko zdawała sobie sprawę jak strasznie się myli.
Gdyby tylko znała jego myśli… ale ona nie miała pojęcia.
To takie smutne, była jego matka a wcale go nie znała.
-Nic mi nie będzie otworzyłem je tylko na chwilę- Odparł
Kacper wbijając pusty wzrok w podłogę. Czemu rodzice tak mało rozumieją?
Chciałby komuś powiedzieć o sobie, o tym co czuje. Komuś,
kto by zrozumiał, kto czułby to samo. Spotkać pokrewną duszę, właśnie tego
pragnął najbardziej.
-Chodź na dół zaraz będzie obiad- Rozkazała matka wychodząc
z jego pokoju. Nawet się nie obejrzała na syna.
–Już idę- Odparł po chwili do pustych ścian, ściszonym
głosem. Wszystko szło nie tak jak powinno. Wszystko zaczynało mu się walić na głowę.
Zszedł spokojnie schodami na parter i rozejrzał się powoli.
Obiad był jeszcze nałożony musiał coś z sobą zrobić przez tą chwilę.
Gdy usłyszał dźwięk telewizora i jakichś wiadomości od razu skierował
się w stronę salonu. Czyżby ojciec szybciej wrócił do domu? Całe szczęście,
choć na chwilę będzie mógł porozmawiać z kimś pozytywnie nastawionym do życia.
Szybkim krokiem wszedł do pokoju bez zastanowienia. Spojrzał
na kanapę gdzie spodziewał się zobaczyć ojca, ale wtedy skamieniał momentalnie.
Zamiast niego Alex leżał rozłożony wzdłuż sofy. Ich oczy spotkały się, a ciało
Kacpra drgnęło nerwowo.
Tego się nie spodziewał, co miał teraz zrobić? Od tej
dziwnej kłótni wczorajszego dnia nie mieli okazji przebywać w swojej obecności.
Kacper nawet się nie poruszył zbyt zaskoczony by zrobić czy powiedzieć
cokolwiek. Również Alex uparcie wpatrywał się w niego, jak jeszcze nigdy.
Kacper szybko odwrócił wzrok nie mogąc znieść spojrzenia
brata. Było takie przeszywające. Czuł jakby brunet widział wszystkie jego myśli,
jakby dokładnie wiedział, co siedziało mu w głowie i co chciał zrobić tam do
góry jeszcze chwile temu. To było takie dziwne. Kolana mu drżały, ale nie miał
wyjścia musiał coś zrobić. Nie chciał pokazać słabości bratu, nie chciał by
Alex domyślił się, że ostatnia rozmowa wywarła na nim jakikolwiek wpływ. Chciał
być niewzruszony, zimny i nieczuły zupełnie jak brunet w tym momencie. Szybko
podszedł do półki z książkami po drugiej stronie pokoju, jakby właśnie po to tutaj
przyszedł. Wziął pierwszą z brzegu książkę i otworzył ją na dowolnej stronie. Zaczął
nerwowo przerzucać kartki drżącymi dłońmi, nawet nie zerkając na to, co się na
nich znajduje. Był taki zdenerwowany. Oczy Alexa dokładnie obserwowały każdy
jego ruch. Czuł to przenikliwe spojrzenie na sobie, tak dokładnie i mocno,
jakby brunet stał tuż za nim.
Choć przez tyle lat chciał, by brat spojrzał na niego choć
raz, teraz z całych sił pragnął cofnąć to głupie życzenie.
W pewnym momencie usłyszał za plecami pogardliwe
prychnięcie. Odwrócił się w stronę Alexa, który uśmiechał się do niego
złośliwie. Dziwnie się czuł. Jakby patrzył w oczy komuś przerażającemu. Na dnie
tych złotych tęczówek nie było nic prócz pogardy i niechęci. W tym spojrzeniu
dystans pomiędzy nimi i ich światami wydawał się jeszcze większy. W końcu brunet
wskazał niezbyt chętnie na książkę, którą trzymał Kacper, od jakiegoś czasu udając,
że czyta ją zawzięcie. Chłopak spojrzał na nią dokładnie i nagle zdał sobie sprawę,
że trzyma ją do góry nogami.
Momentalnie twarz Kacpra zmieniła się w purpurę. Odwrócił
się plecami do Alexa i czym prędzej poprawił książkę. Co za wstyd, dlaczego tak
łatwo daje się wyprowadzić z równowagi, czemu nie panuje nad sobą? To przecież
niedorzeczne. Co z tego, że Alex jest starszy? Przecież to on chodził do
lepszej szkoły i miał lepsze oceny to znaczy, że to on jest lepszy czy nie?
W końcu Kacper odłożył książkę z powrotem na półkę. Przełknął
nerwowo ślinę, po czym odwrócił się na pięcie. Miał nadzieje, że przejdzie
błyskawicznie do drzwi. Ukradkiem spojrzał w stronę Alexa. Gdy ich oczy
spotkały się nagłe ciepło ogarnęło całe jego ciało, nerwy i stres całkowicie
wyprowadzały go ze stanu równowagi. Czuł się atakowany mentalnie przez brata.
Jakby ten krzyczał w myślach „dorwę cię następnym razem”. Nogi drżały Kasprowi,
ale dzielnie z uporem szedł dalej, próbując zignorować ten natarczywy wzrok.
Alex z pewnością robił to umyślnie. Dokładnie śledził każdy ruch brązowowłosego,
gdy przechodził obok niego i gdy zmierzał do drzwi. Kacper miał dziwne wrażenie
jakby ten dokładnie wiedział, co siedzi mu w głowie, o czym myśli, czego się
boi. W dodatku widział jak bardzo się trząsł w jego obecności i zauważał te
krępujące wzdrygnięcia. Kto wie, może nawet zauważył kropelki potu spływające
po skroniach chłopaka.
Kasper z wielką ulgą przekroczył drzwi stołowego. Za sobą
usłyszał na zakończenie cichy, szydzący śmiech. Brat nabijał się z niego. Bawił
się jego nerwami i cierpliwością, prowokując go przy każdej nadarzającej się ku
temu okazji. Najbardziej przerażające było jednak to, że przy tym wszystkim, właściwie
nie odzywał się do Kaspra nawet słowem. Same jego oczy były na tyle
przerażające i przenikliwe, że brązowowłosy drżał pod naporem każdego
spojrzenia.
Łzy z falą żalu napłynęły mu do oczu. Czuł się naprawdę
okropnie. Miał wrażenie jakby odezwaniem się do brata, zniszczył piękny obraz
„wzorowego Alexa”, jaki budował sobie w głowie przez tyle lat. Chyba wolał
czasy, gdy ten nie zwracał jeszcze na niego uwagi. Przynajmniej wtedy nie czuł
takiego upokorzenia i strachu, a przede wszystkim nie czuł się … zdradzony.
To była jego wina. Przez tyle lat obserwował brata. Miał go
za idola. Pomyślał sobie nawet przez chwilę, że gdy się do niego odezwie nie będzie
tak źle. Może nie będą ze sobą często rozmawiać, ale chociaż będą w stanie
wymienić ze sobą codzienne „cześć”. W zamian za swoje nadzieje dostał to. Zimny
kubeł wody na głowę i gorzkie słowa by się przymknął. Kacper starł szybko łzy,
które coraz mocniej napływały mu do oczu.
Musiał się natychmiast uspokoić przecież nie mógł pozwolić
by matka zobaczyła go w takim stanie. Gdyby go teraz zapytała o cokolwiek
pewnie rozpłakałby się jeszcze mocniej i co potem? Jak by to wyjaśnił? Dorosły
chłopak płaczący na środku korytarza jak baba. Otarł szybko oczy i pociągnął
nosem próbując przywrócić się do normalności.
Kątem oka zauważył Alexa, który właśnie chciał przemknąć
koło niego niepostrzeżenie. Gdy usłyszał chlipniecie chłopaka zatrzymał się
gwałtownie i odwrócił w jego stronę z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy.
Przez chwile obaj patrzyli na siebie w ciszy zmieszani i zaskoczeni własnymi
reakcjami.
Kacper momentalnie odwrócili się w stronę kuchni. Miał dość.
Już wystarczająco nasłuchał się szydzącego śmiechu bruneta, nie chciał słuchać
kolejnych kpin. Nie miał ochoty na kolejne upokorzenia. Chciał sobie tego
oszczędzić, bo tym razem chyba by już nie wytrzymał.
-Kasper- Usłyszał wchodząc już do kuchni
-Tak mamo- Odpowiedział mechanicznie słysząc cicho wymawiane
swoje imię.
-Słucham kochanie? Mówiłeś coś- Matka spojrzała na niego pytająco
nalewając zupę do talerza.
-Wołałaś mnie?- Zapytał chłopak lekko zdziwiony marszcząc
brwi. Czyżby mu się przesłyszało coś?
-Nie kochanie jeszcze nie zdążyłam, ale całe szczęście, że jesteś
siadaj a ja dam ci obiad- Kobieta uśmiechnęła się do syna wesoło stawiając talerz
na stole.
Przez chwile Kacper po prostu stał próbując poukładać sobie
w głowie wszystkie myśli. Był pewien, że słyszał swoje imię. Ale skoro to nie
jego matka to…
Odwrócił się gwałtownie w stronę korytarza, ale nikogo już
tam nie było. Brunet zniknął jak zawsze, niezauważony. Serce brązowowłosego zaczęło
dziwnie przyśpieszać. Czy to Alex go zawołał? A może jednak to była tylko jego
wyobraźnia? W końcu, po co ten bezczelny, bezuczuciowy typ miałby go wołać?
Odetchnął zmęczony opadając na krzesło. Chyba zaczynał
powoli wariować. Jeszcze kilka takich spotkań a naprawdę wyląduje w gabinecie
psychiatrycznym. Czas chyba zapomnieć o głupotach, o bracie i o tym wszystkim.
W końcu nie może całe życie się nim przejmować pewnie, gdy tylko skończą szkoły
już nigdy się nie spotkają, bo i czemu mieli by się spotkać.
W końcu nie są spokrewnieni. Mimo, że są rodziną, tak naprawdę
nigdy nią nie byli i nie będą. Taka właśnie jest prawda. Okrutna, ale realna,
jak ten świat, który chłopak powoli zaczynał nienawidzić.
-Kochanie jedz, bo zupa wystygnie- Ponagliła go matka widząc
jak siedzi zamyślony nad talerzem. Spojrzał na nią bezradnie, po czym zaczął
powoli jeść. Nie miał apetytu, przełknięcie czegokolwiek dużo go kosztowało.
W pewnym momencie prychnął nie mogąc się już dłużej
powstrzymywać. Cóż za ironia… on ledwo się trzymał, jego psychika sypała się z
każda minutą i kolejną myślą a jego matka martwiła się jedynie o to by zupa nie
wystygła. Rodzice czasem są beznadziejni. Nie dostrzegają prawdziwych problemów
swoich pociech, a może zwyczajnie nie chcą ich dostrzec. Zbyt zajęci są
wszelkimi innymi sprawami.
-Co cię tak rozśmieszyło?- Zapytała matka z groźna mina,
jakby to ona była powodem żartów. Chłopak jedynie pokręcił głową, machnąwszy
lekceważąco ręką. Nie warto było nawet zaczynać tej rozmowy, dobrze wiedział
jak by się skończyła.
-A właśnie miałam ci powiedzieć, ale jakoś wypadło mi to z
głowy. Jutro przyjeżdża siostra twojego ojca i moja matka. Twój ojciec ma
urodziny, więc przygotujemy jakieś niewielkie rodzinne przyjęcie. Chce byś
dobrze się zachowywał i był grzeczny rozumiesz?- Kacper spojrzał na matkę,
jakby była niespełna rozumu. To chyba oczywiste, ale czemu mówiła do niego jak
do małego chłopca? Zupełnie nie miał pojęcia, co siedzi tej kobiecie w głowie –
Nawet, jeśli nie będziesz czuł sympatii do niektórych gości postaraj się jak
najlepiej wypaść, dobrze?- Uśmiechnęła się perliście do syna niczym wspaniała
gospodyni domu. Chłopak skrzywił się mimowolnie i wstał od stołu mając już
serdecznie dość tego fałszu i zakłamania.
-Rozumiem mamo- Odparł gorzko wychodząc z kuchni. Znów
zmierzał do swojego pokoju by po raz kolejny uciec od problemów. By nie musieć
patrzeć na tych wszystkich ludzi, tak sztucznie udających szczęśliwa rodzinę.
Doskonale wiedział, kogo matka miała na myśli. Siostra ojca, ciotka Alexa miała
tutaj jutro przyjechać, a dla matki był to nieproszony gość. Na jej
nieszczęście nie mogła jej wyrzucić, bo jak by to wyglądało?
Kacper westchnął ciężko wspinając się po raz kolejny po
schodach do swojej idylli spokoju.
Powoli zaczynał się czuć jakby odliczanie do jego końca
zostało rozpoczęte. A najgorsze było to, że sam je rozpoczął.
CDN…