piątek, 1 lutego 2013

*7*


Witam was po mojej niewyjaśnionej nieobecności. Cóż nie potrafię się wytłumaczyć  jedyne  co mogę powiedzieć to to, że studia zjadły spoją cześć mojego wolnego czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ten dość długi urlop od bloga, ale może dzięki temu wena do mnie powróci ze zdwojoną siłą. Na razie mam wam do zaoferowania kolejny rozdział braci. wiem że czekacie na Yukiego dlatego postaram się jak najszybciej zmotywować się do przelania swoich pomysłów na papier. 
---------------------------------------------------------------------------------------

Nie ma to jak spotkania rodzinne w domu Kacpra. Przymusowa szopka i pokaz dobrych manier przed resztą członków rodziny. Rodzinne… to słowo w żadnym wypadku nie pasowało do zjazdów krewnych, którzy tak naprawdę przyjechali jedynie po to, by poobgadywać resztę bliskich i skontrolować czy aby stan majątkowy któregoś z członków tej przedziwnej wspólnoty zanadto się nie powiększył.
Wszelkie rocznice, urodziny czy imieniny były najlepszą okazją by znów „odnowić więzy rodzinne”. Szopka, którą wszyscy odprawiali była jak doskonała gra aktorów, którzy intuicyjnie wczuwali się w role. Maski spokoju i rodzinnego oraz uśmiech były jak doskonały kamuflaż i obrona przed zbędnymi pytaniami. Jak bardzo Kacper nienawidził tej sztuczności. A do tego cały bałagan związany z przygotowaniami… Wielkie porządki, pieczenie, gotowanie i ogólna nerwówka ogarniała cały dom. Nie było konta, w którym można by zaznać spokoju. Z wyjątkiem pokoju Alexa, który jak zawsze omijany był szerokim łukiem.  W takich chwilach, siedzenie w domu było istną katorgą.
Oczywiście matka Kacpra wypucowała każdy nawet najmniejszy kąt domu bardzo dokładnie. Przecież nie mogła pozwolić by odrobina kurzu zepsuła jej opinię doskonałej pani domu.  Wszystko było gotowe na przyjęcie gości. Tona a może jeszcze więcej jedzenia, które zajmowało wszystkie wolne miejsca w kuchni, mogła przerazić. Wszystko wyglądało, jakby do domu szatyna miała zawitać sama królowa angielska i wygłodniała drużyna futbolowa jednocześnie. Zupełne szaleństwo ogarnęło matkę Kacpra, a przecież to tylko 10 osób. Dziewięciu członków rodziny jego matki oraz jeden gość, którego zaproszono chyba jedynie dlatego, że wypada.
Ciotka Alexa, to właśnie ona stawała się nieświadomie i niezasłużenie obiektem wszystkich uszczypliwych komentarzy pani domu co do niechcianych gości.  Była to miła starsza kobieta, która z uwagi na lata i bolesne przeżycia zaczęła już siwieć. Zawsze, gdy przyjeżdżała łamała wiele zasad panujących w tym pozornie uporządkowanym domu. Największa kara groziła jej chyba za szczery uśmiech, którym obradzała wszystkich bez względu na okoliczności i jej stan emocjonalny. Była po prostu szczerą miłą osobą, której nie sposób było nie lubić. No cóż chyba, że było się siostrą zmarłej, byłej żony męża i ciotką znienawidzonego bękarta.  Kacper widział ją zaledwie kilka razy w swoim życiu, ale mimo to zdążył ją polubić. Była bardzo bezpośrednia i wesoła. Nie zależnie jak straszna atmosfera panowała w domu ona zawsze śmiała się i żartowała wprawiając matkę Kacpra niejednokrotnie w szał.  Oczywiście reszta rodziny nie podzielała zdania szatyna. Dla nich była denerwującą starą babą, która wkradła się w szeregi rodziny. Całe szczęście, że Anna, bo tak nazywała się właśnie ciotka Alexa nic sobie nie robiła z głupich komentarzy. Choć czasem Kacper miał wrażenie, że przyjeżdża tutaj i znosi to wszystko tylko dla bruneta i jego ojca. W końcu, kto wytrzymałby tyle nieprzychylnych spojrzeń bez odpowiedniej motywacji? Prawdopodobnie nikt.
Cała sztuczność i nerwowość wokół spotkania dobijały Kacpra, dlatego już od rana zamknął się w pokoju i nie wyglądał z niego bez wyraźnego powodu. Całe szczęście, że jego matka była nazbyt przezorna i wolała wszystkie czynności wykonać sama. Przecież nie mogła ryzykować swej ukochanej ciężko wypracowanej opinii pani doskonałej. Właściwie bogu dzięki choć za to. Co by to było, gdyby zmuszała jeszcze całą rodzinę do pomocy? Nie, szatyn wolał sobie tego nawet nie wyobrażać. To był by istny Armagedon. Wolał robić to, co teraz. Leżeć na łóżku ze słuchawkami na uszach odcinając się od zewnętrznego świata. Ulubione piosenki przewijały się jedna po drugiej pozwalając chłopakowi na odrobinę wytchnienia i relaksu.
W końcu Kacper niechętnie spojrzał na zegarek, który wskazywał już godzinę pierwszą. Pozostały mu niecałe dwie godziny do przyjścia gości. Jednak nie łudził się, że jego matka pozwoli mu zostawić wszystko na ostatnia minutę. Pewnie niebawem wparuje do pokoju zmuszając go do założenia garnituru, którego tak bardzo nienawidził. Cóż nie miał nic przeciwko eleganckiemu ubieraniu się, jednak jego matka kazała mu się ubierać jak grzecznemu maminsynkowi. Co więcej przyciasny garnitur z każdym rokiem coraz bardziej krępował jego ruchy, jednak jego matka nie dała się nigdy namówić na kupno nowego, czy założenie jedynie koszuli.
Kasper leniwie przeniósł wzrok za okno. Słońce świeciło jasno, przygaszane jedynie nielicznymi chmurami. Pogoda była piękna zachęcał, by pójść na świeże powietrze i zażyć nieco tej ciepłej kąpieli ze złotych promieni. Na nieszczęście szatyn musiał tkwić tutaj i potulnie czekać aż jego matka ogłosi wreszcie, że goście przybyli. Potem jeszcze tylko kilka godzin męczarni i znoszenia pisków niewychowanego kuzynostwa. Co to dla niego? Przecież przechodzi przez to piekło kilka razy do roku. Chłopak westchnął zmęczony na samą myśl o tym, co go czeka. Na szczęście miał jeszcze chwile świętego spokoju. A może nie…
Niemal w tym samym momencie rodzicielka Kacpra weszła do pokoju robiąc tyle hałasu, że zagłuszyła nawet piosenkę, która właśnie leciała w słuchawkach. Niebieskie oczy chłopaka spoczęły na szczupłej kobiecie, która wymachiwała rekami w nerwowym geście. Zdaje się, że coś do niego mówiła, jednak nie bardzo mógł zrozumieć, co. W końcu z niemałą niechęcią zsunął słuchawki z uszu.
- No pięknie nawet mnie nie słuchasz!- Fuknęła z wyrzutem w stronę syna. Podparła przy tym ręce o biodra jak prawdziwy żandarm. Szatyn skrzywił się nieznacznie z niezadowoleniem. Zaczęła się mordęga, szkoda. A miał nadzieję, na jeszcze chwile odpoczynku.
-Mamo przecież jeszcze sporo czasu, nie panikuj proszę cie- Bąknął chłopak spokojnie, leniwie podnosząc się na łóżku. Jego matka zmierzyła go iście morderczym spojrzeniem. Jednak darowała sobie najwyraźniej zbędne komentarze, bo zaraz odwróciła się w stronę szafy otwierając ją na oścież.
-Nie mamy czasu. Przecież wiesz kochanie, że jak przyjdą goście wszystko musi być już gotowe. No już gdzie ten twój garnitur?- Zapytała zaraz przeszukując pospiesznie wieszaki. W końcu, gdy znalazła swój cel wyciągnęła ubranie starannie zawinięte w folie ochronną i zawiesiła na drzwiczkach szafy – No już wstawaj nie mamy całego dnia- Zaraz pogoniła syna zabierając się za szukanie nieskazitelnie białej koszuli. W końcu i ją znalazła, a następnie powiesiła tuż obok czarnego garnituru. W końcu spojrzała niecierpliwie na swojego syna, który nie ruszył się nawet o milimetr. Zmierzyła go uważnie karcącym spojrzeniem, ściągając wargi w dziwaczny Dziubek – Za pół godziny widzę cię na dole synu. Masz się porządnie wyszorować, umyć zęby i uczesać. Zrozumiałeś?- Spytała kobieta marszcząc brwi gniewnie.
Kacper machnął tylko głową potakująco i westchnął z rezygnacją. Niestety matki to niezwykle zawzięte istoty. Próba sprzeciwienia się im najczęściej kończy się tragicznie, dlatego nawet nie próbował z nią dyskutować. Trudno, jeszcze przez kilka lat będzie musiał znosić jej dziwaczne przyzwyczajenia i zasady, których za nic nie rozumiał. Potem skończy studia i wyprowadzi się. Może wtedy doczeka się upragnionego spokoju. A przynajmniej taką miał nadzieje.
Kobieta nie czekając długo wyszła w końcu mierząc jeszcze syna ponaglającym spojrzeniem. Szatyn nie miał wyboru. Wstał leniwie z wygodnego, ciepłego łóżka i bez pośpiechu przeszedł do łazienki. Nie miał zamiaru przygotowywać się w jakiś wielce specjalny sposób. Zwykłe przemycie twarzy i wyszorowanie dłoni zadowoliło go wystarczająco. Złapał szybko za szczoteczkę i nałożył na nią odrobinę pasty. Gdy wreszcie skończył szorować zęby spojrzał jeszcze dokładnie w lustro na swoją twarz. Przez chwilę z dokładnością oglądał oba profile gładząc się delikatnie po brodzie. Niestety na jego twarzy nie było najmniejszego włoska świadczącego o pierwszym młodzieńczym zaroście. Szatyn skrzywił się z niezadowoleniem. Był już prawie mężczyzną a natura odmawiała mu tego, co było prawdziwą wizytówką męskości. Niezadowolony z rezultatów swoich poszukiwań wrócił w końcu do pokoju. Pozbył się wygodnych jeansów i t-shirt’u sięgając po niezbyt swobodną, ale elegancką białą koszulę. Gdy w końcu uporał się z rzędem niesfornych guzików złapał za odprasowane w kant czarne spodnie garnituru. Choć były nieco luźniejsze od marynarki, mimo to Kacper wciąż czuł się w nich niezwykle nieswojo i sztucznie. Jak klaun w kubraczku przed wyjściem na arenę.  Złapał za niebieski krawat i zacisnął go powoli wokół swojej szyi. Nie rozumiał jak niektórzy mężczyźni mogą nosić coś takiego na co dzień. Nie dość, że cholernie dokuczliwe to w dodatku czuł się jak pies na smyczy. Tylko złapać i przywiązać do budy. Co za beznadzieja…
Szatyn szybko przeczesał włosy odgarniając je nieco do tyłu. Miał ochotę parsknąć śmiechem. Wyglądał jak jeden z tych gangsterów zajmujących się przemytem we włoskich telenowelach. Ostatecznie spojrzał na czarną marynarkę wciąż wisząca na wieszaku. Westchnął ciężko zrezygnowany. Nie mógł przeżyć tego, że po raz kolejny dał się zmusić do wciśnięcia w ten śmieszny kubraczek. To było żałosne. Co z niego za mężczyzna? Zero w nim asertywności. Nawet własnej matce nie potrafił się przeciwstawić i to w tak głupim temacie jak ubieranie.
Jeszcze kilkakrotnie poprawił marynarkę w nadziei, że w końcu przestanie krepować jego ruchy. Po kilku próbach, które zakończyły się raczej marnie zrezygnowany w końcu wyszedł z pokoju. Spokojnie zszedł w dół schodami mimowolnie zerkając w stronę pokoju Alexa. Był ciekawy czy chłopak pojawi się na przyjęciu. Raczej w to wątpił, nigdy nie brał udziału w podobnych cyrkach. Wiele razy dość dobitnie podkreślił, że nie chce mieć nic wspólnego z rodziną matki Kacpra. Oczywiście kobieta nie była z tego powodu zbytnio obruszona. Jej najwyraźniej taki układ również pasował. Nie musiała się denerwować, znosić natrętnych pytań rodziny a tym bardziej nie musiała bać się o jakiekolwiek wyskoki Alexa. W końcu kto wie, co temu szalonemu chłopakowi przyjdzie do głowy? Szkoda gadać, ale czasem Kacper miał wrażenie, że jego matka stawia Alexa na tym samym poziomie co ćpunów, przestępców i alkoholików. Co prawda on również nie miał żadnego pojęcia o życiu bruneta poza domem, ale przecież nigdy nie dał im żadnych podstaw, by przypiąć mu od razu plakietkę kryminalisty. Zwyczajnie trzymał się na uboczu. Nigdy się nie odzywał. No dobrze może był trochę dziwny i tajemniczy. W pewnym momencie szatyn przyłapał się na tym, że chce bronić Alexa za wszelką cenę, mimo że sam nie wie za wiele. Prócz fakty, że zna jego orientacje seksualną, choć o tym wolałby chyba nie wiedzieć.
Kacper przekroczył próg pokoju stołowego. Zauważył ojca bruneta siedzącego na wersalce z wyrazem twarzy medytującego mnicha, który niczym nie da się wyprowadzić z równowagi. Wymienili jedynie między sobą porozumiewawcze zmęczone spojrzenie. Tak jest, matka nie oszczędza nikogo. Nawet solenizanta. Szatyn zajął miejsce obok mężczyzny. Nie odzywali się, rozmowa nie była im potrzebna. Zresztą i tak nie mieli zbyt wielu wspólnych tematów. Milczenie  było raczej czymś naturalnym, zwyczajną codziennością, jeśli mieszka się w tym domu oczywiście.  
Po dłuższej chwili do salony weszła również matka Kacpra ubrana niezwykle elegancko. Miała na sobie lnianą sukienkę w kolorze malinowym a włosy upięła sobie w wysoki szeroki kok. Na uszach chwiały jej się lekko kremowe kryształki, które dostała od ojca Alexa na swoje 40 urodziny. Trzeba było przyznać, że jej młoda twarz i bystre oczy zupełnie ukrywały nadmiar lat, które powoli zaczynały jej ciążyć. Rzuciła okiem na obu panów i skrzywiła się z dziwnym grymasem.
-No co z wami? Zaraz przyjdą goście. Weźcie się w garść. Może jakiś uśmiech? Trochę radości, przecież  to nie pogrzeb, co z wami?- Burknęła buńczucznie, łapiąc się za wąskie biodra. Kacper nie powstrzymał ciężkiego westchnięcia, na co jego matka zareagowała niemal natychmiastowo krzywym spojrzeniem. Już miała zamiar rozpocząć kolejny wykład i obwieścić, co myśli o reakcji syna, gdy do pokoju dotarł dźwięk dzwonka. Brunetka niemal natychmiast odwróciła się w stronę drzwi, żwawo przestępując  z nogi na nogę.
-Już idę- Niemal zaświergotała wesoło. Od razu otworzyła drzwi z rozmachem rozkładając ramiona zapraszająco -Witam szanownych gości. Zapraszamy, zapraszamy. Och jak dobrze, że już jesteście, czekaliśmy na was- Cała wesoła gromadka przestąpiła próg. Były to oczywiście dwie ciotki Kacpra wraz ze swymi mężami. Matka chłopaka niemal od razu zaczęła wszystkich witać ściskając ich żarliwie i każdego całując raz w policzek – Zapraszamy do pokoju. Mój syn i mąż już tam na was czekają- Na dźwięk słowa „mąż” szatyn spojrzał na matkę lekko zaskoczony. Rzadko zwracała się tak do swego obecnego partnera, a może raczej zwracała się do niego tak wyłącznie przy innych. Zwykle wołała do niego po imieniu, skwapliwie omijając  to jedno słowo na „m”.
-Kacper chłopcze jak ty wyrosłeś- Głos ciotki Brygidy wyrwał chłopaka z zamyślenia. Spojrzał nieco zakłopotany w stronę postawnej kobiety, która szła w jego stronę  gotowa do zmiażdżenia go w powitalnym uścisku. Większość ciotek szatyna było raczej słusznej postury, z wielkimi atrybutami kobiecymi zarówno z przodu jak i z tyłu figury. Czasem Kacper miał wrażenie, że akurat ciotka Brygida ma ich naprawdę zbyt wiele. Kobieta chwyciwszy drobnego chłopaka w ramiona podniosła go do góry niemal wciskając jego drobne ciałko w siebie. Gdy wreszcie go wypuściła szatyn na chwilę stracił równowagę, ale nie dając niczego po sobie poznać odwzajemnił nieco koślawo uśmiech ciotki. Naprawdę nie przepadał za zjazdami rodzinnymi, a jednym z powodów było właśnie witanie się z wszystkimi gośćmi. Po wytuleniu wszystkich, miedzy innymi wujka Alla, który straszliwie cuchnął papierosami Kacper miał już naprawdę dość.  Chciał tylko usiąść gdzieś z boku i zaznać chwili świętego spokoju, a przecież to jeszcze nie wszyscy goście.  Miał tylko cichą nadzieję, że pozostała część tej szalonej gromadki spóźni się.
Niemal natychmiast jak na złość dźwięk dzwonka doszedł do uszu wszystkich.  Matka chłopaka od razu poderwała się energicznie z miejsca.
-No proszę kolejni goście- Zaświergotała wesoło idąc w stronę drzwi wejściowych szczęśliwa jak chyba jeszcze nigdy.
Gdy w końcu otworzyła drzwi, do uszu Kacpra doszedł gruby męski głos krzyczący od progu  –  Witaj siostro! – Z całą pewnością był to wuj Albert ze swoją żoną i czworgiem małych diabłów, które Kacper musiał nazywać kuzynostwem. I nie było w tym ani grama przesady. Dwie córki i dwóch synów wuja Alberta, potrafiło zniszczyć, zepsuć i nabałaganić bardziej niż całe przedszkole razem wzięte. Co więcej ich rodzice nigdy nie próbowali choćby zwrócić uwagi swoim pociechom twierdząc, że „ Dzieci musza się wyszaleć”. Szkoda tylko, że najczęściej to właśnie szatyna zaprzęgano  do pilnowania tych małych nieznośnych pomiotów diabelskich. Kacper od razu skrzywił się słysząc piski dzieci. Skulił się z boku kanapy mając nadzieję, że nie zostanie zauważony.
-Witam wszystkich! Wszyscy w komplecie, co za wspaniały widok, no proszę- Śmiech wuja Alberta przypominał nieco rechot wielkiej żaby. Właściwie mężczyzna nawet nieco ją przypominał. Był niski, dość tłusty z wyraźnymi oznakami łysiny na głowie. Jak na człowieka, który skończył dopiero 45 lat wyglądał dość staro. Trzeba przyznać, że jego żona ciotka Marta prezentowała się o wiele lepiej. Była to kobieta dość postawna, dość mocnej kości, ale miała za to niezwykle urodziwą twarz. Czekoladowe oczy zawsze okalały idealnie podmalowane, gęste rzęsy a różowe pliczki doskonale komponowały się z szerokim ładnym uśmiechem. Choć była młodsza zaledwie o 3 lata od wuja, to można było pomylić ją z niejedną 30 latka. Kacper zawsze miał szacunek do ciotki Marty, żeby urodzić i zapanować nad tą gromadką z piekła rodem trzeba było być chyba cudotwórcą.
-No nareszcie wszyscy goście już są. Dobrze, siadajmy do stołu. Myślę, że możemy już zacząć jeść- Powiedziała gospodyni z radosnym uśmiechem, zapraszając gości do stołu. Kacper niemal natychmiast wstał chcąc znaleźć sobie jakieś zaciszne miejsce na samym końcu stołu. Nie miał ochoty wysłuchiwać uwag na temat swojego wyglądu, a tym bardziej znosić dziwnych zwyczajów obiadowych niektórych członków rodziny.
Nim chłopak jednak zdążył dojść do krzesła podbiegła do niego mała Hortensja. Dziewczynka wyszczerzyła się do chłopaka pokazując swoje nieco nadpsute mleczaki.
-Chce się bawić w konika!- Wrzasnęła z wielkim uśmiechem na ustach. Kacper niemal jęknął cierpiętniczo. Spróbował zignorować dziewczynkę, ale ta szarpnęła go stanowczo za nogawkę z naburmuszona miną – Chce się bawić w konika, teraz!- Bąknęła tupiąc nogą z wściekłości.
Nie mając większego wyboru Kacper schylił się z nieco przymilnym uśmiechem.
-Posłuchaj teraz zjemy obiad a potem możemy się pobawić, dobrze?- Dziewczynka natychmiast pokręciła główką jeszcze bardziej tupiąc nóżką.
-Nie, ja chce teraz!- Burknęła, jeszcze mocniej ściskając  nogawkę spodni szatyna.
-Teraz będziemy jeść. Zobacz wszyscy poszli jeść. Twoje rodzeństwo też- Kacper z nadzieją wskazał na stół. Jednak mała nie dawała za wygraną. Tupnęła jeszcze mocniej patrząc z dziecięca wściekłością na chłopaka.
-Hortensjo zostaw kuzyna i choć tutaj jeść. Najpierw jedzenie potem zabawa - Ciotka Marta w ostatniej chwili przybyła chłopakowi na ratunek. Mała z nieszczęśliwą miną i wzburzonym spojrzeniem zostawiła Kacpra w spokoju i  podeszła niechętnie do stołu. Nim usiadła tupnęła głośno oświadczając, że nie ma zamiaru jeść. Jednak wystarczyło jedno ostre spojrzenie matki, by dziecko grzecznie siedziało trzymając łyżkę w ręce.
-Kacper nie ociągaj się. Siadaj prędko- Zganiła matka szatyna przechodząc obok niego z wazą parującej zupy. Chłopak usiadł na jedynym miejscu, które mu zostało. Niestety z jednej strony miał swojego kuzyna Martiego, który bawił się makaronem rozchlapując zupę na wszystkie strony, a z drugiej wuja Alla, który nie potrafił usiedzieć 10 minut bez zapalenia papierosa. Chłopak westchnął rozważając, czy nie dostawić sobie krzesła w inne miejsce stołu. Jednak piorunujące spojrzenie jego matki wystarczyło, by pokornie zajął pozostałe miejsce. Coraz mniej podobała mu się ta cała sytuacja. Miał nadzieję, że uda mu się zwiać od tego towarzystwa, gdy tylko nadarzy się na to okazja. Jakimś cudem zdołał ocalić jedną chochlę rosołu przed pożarciem jej przez resztę rodziny. Dość szybko uwinął się z porcją zupy i nałożył sobie kawałek udka z kurczak.
Cała atmosfera przyjęcia była bardzo sztuczna i przypominała raczej grę cyrkowców, niż rodzinne spotkanie. Wszyscy popisywali się przed sobą swoimi nowymi umiejętnościami i nabytkami. Wrzawa przy stole nie pozwalała nawet na spokojne zebranie myśli. Choć to wcale nie przeszkadzało szatynowi. W końcu nie musiał myśleć o Alexie, o jego tajemnicach, o tym co się ostatnio między nimi działo. Zwyczajnie skubał kurczaka od czasu do czasu zerkając to na jednego krewnego to na drugiego. Po jakiejś godzinie zaczął drażnić go już intensywny smród papierosów wuja i konieczność czyszczenia swojego ubrania z resztek jedzenia Martiego, co 6 sekund.
W pewnym momencie szum przy stole wyciszył dźwięk dzwonka do drzwi. Kacper niemal natychmiast poderwał się z miejsca, rzucając w stronę reszty, a w szczególności matki, ciche – Otworzę- to była jego okazja na wyrwanie się z tego kotła, jaki panował w salonie. Choć jego rodzicielka posłała mu nieco podejrzliwe spojrzenie chłopak nie przejął się tym zbytnio. Wszedł do przedsionka domyślając się kim może być spóźniony gość. Otworzył powoli drzwi frontowe z uśmiechem witając nowoprzybyłą.
-Dzień dobry pani, zapraszam do środka- Niska, nieco przysadzista kobieta o włosach pofarbowanych na blond uśmiechnęła się szczerze do Kacpra.
-Witaj chłopcze. Mam nadzieję, że nie przyjeżdżam za późno- Ciotka Alexa mrugnęła do szatyna i weszła do domu zdejmując brązowe mokasyny. Mimo iż wyglądała na starszą niż była, dziś  dosłownie tryskała energią. Uśmiech nie chciał zejść z jej ust, a jej oczy śmiały się do każdego.
-Czyżby jakieś trudności z transportem? Trzeba było zadzwonić odebrali byśmy panią z dworca- Chłopak zapytał z grzeczności, choć doskonale wiedział, dlaczego kobieta się spóźniła. Powodem była jego matka i zakłopotanie kobiety, która nie wiedziała, jak się zachować wśród stada obcych ludzi. Zresztą, czasem cieszył się, że przybywała dopiero na koniec ich spotkań rodzinnych. Co by to było, gdyby musiała być świadkiem całego bajzlu, jaki robiła jego rodzina – Zapraszamy do stołowego wszyscy goście tam są, również solenizant- Kacper uśmiechnął się do kobiety lekko, próbując ukryć chwilowe wahanie. Nie mówił do ojca Alexa „tato”, właściwie nie mówił mu nawet po imieniu. Zwykle zwracał się do niego „ty”. Chwile jak te były dla niego krępujące, bo musiał wymyśleć, jak nazwać, mężczyznę, bez wzbudzania zbytniego zainteresowania.
-Dobrze, oczywiście. Gdzie mój kochany brat?- Kobieta z szerokim uśmiechem, żwawym krokiem podążyła w stronę wskazanego pokoju. Co prawda nie wyglądała na skrępowaną, ale Kacper doskonale zdawał sobie sprawę, że sytuacja, w której musi się spotkać ze zgrają prawie obcych ludzi, którzy są nastawieni do niej raczej pesymistycznie, nie jest dla niej czymś szczególnie miłym.
Mimo wszystko ciotka Alexa odważnie przestąpiła próg pokoju, wchodząc w ten istny busz głosów, śmiechów i krzyków.
-Dzień dobry wszystkim- Głos kobiety, choć wcale nie był donośny, uciszył wszelki hałas panujący w pokoju. Wszyscy zwrócili się w stronę przybyłych z surowymi minami, pełnymi dziwnej niechęci.
W tym momencie matka szatyna wchodzą w rolę idealnej gospodyni, nie chcąc okazać się niegrzeczna wobec gościa przejęła inicjatywę.
-Dzień dobry pani, zapraszamy do stołu- Odpowiedziała wykrzywiając usta w sztucznym uśmiechu – Zaraz dostawimy jedno krzesło dla pani- Odparła brunetka z dziwnym przekąsem w głosie, jakby chciała uświadomić ciotce Alexa, że nie jest ona na liście najważniejszych gości. Miało to chyba dotknąć starsza kobietę, ale ta niewzruszenie machnęła lekceważąco dłonią.
-Nie trzeba. Ja tylko do mojego kochanego solenizanta- Po czym podeszła do ojca Alexa i z niekłamanym uśmiechem zaczęła składać mu życzenia – No mój bracie kolejny rok minął, więc czego ja ci jeszcze mogę życzyć? Szczęścia kochany, zdrowia i tego byś wykorzystał każdy pozostały ci dzień, aż do ostatniego- Uścisnęła mężczyznę swoimi osłabionymi przez wiek ramionami.
-Dziękuję siostro. Siadaj z nami proszę, będzie mi naprawdę przyjemnie- Zagadnął mężczyzna odwzajemniając szczery uśmiech siostry. Kacper przyglądał się temu z zainteresowaniem, bo po raz pierwszy widział, aby ojciec Alexa uśmiechał się w taki sposób. Właściwie, to na co dzień rzadko się uśmiechał a jeśli już był to ten sam sztuczny uśmiech, jaki często widział na ustach matki. Tym razem jednak, mężczyzna emanował prawdziwym szczęściem. Było widać, że cieszy się z odwiedzin siostry. Właściwie w gronie tych wszystkich ludzi jedynie ona była mu naprawdę bliska.  
-Dobrze, dobrze, zaraz do was dołączę, ale najpierw musze przywitać się z moim bratankiem- Kobieta roześmiała się głośno w stronę reszty gości, którym raczej nie udzielił się dobry humor kobiety. Wszyscy patrzyli na nią jakimś cynicznym wzrokiem, unosząc głowę z wyższością.
-Oczywiście, pewnie jest w pokoju- Odpowiedział od razu mężczyzna, żarliwie kiwając głową na zgodę. Kobieta niemal automatycznie, chcąc chyba jak najszybciej uciec od ciekawskich spojrzeń reszty rodziny, odwróciła się w stronę Kacpra –Chłopcze zaprowadź mnie tam, dobrze?!- Niespodziewany dreszcz przeszył ciało szatyna. Odwzajemnił niepewnie uśmiech kobiety.
-Dobrze, oczywiście- Choć starał się zabrzmieć naturalnie to jego głos zdradził go niepewnością i lekkim drżeniem. Na samą myśl o tym, że będzie musiał pójść do pokoju bruneta wszystkie jego mięśnie zaczynały drżeć. Sam nie wiedział, czemu. Może to z ekscytacji? A może ze strachu? Choć przecież nie bał się Alexa, a może po prostu chciał tak myśleć? Sam już nie wiedział ostatnimi czasy nic, co się wokół niego działo nie było proste a on coraz mniej dawał sobie ze wszystkim radę. W końcu poczuł, że poziom adrenaliny w jego ciele gwałtownie wzrósł stawiając każdy jego zmysł w gotowości. Z lekkim ociąganiem dodał jedynie– Proszę za mną- Po czym sztywny odwrócił się w stronę wyjścia.
Choć pierwsze kroki były trudne w końcu wyszedł ze stołowego i sprawnie przeszedł do przedpokoju. Trudności zaczęły się dopiero, gdy skręcił koło schodów. Tu jego ciało automatycznie zatrzymało się odmawiając posłuszeństwa. Nie był w stanie się przemóc. Spojrzał w tył na kobietę udając, że upewnia się czy wciąż jest za nim. Starsza pani posłała mu jedynie niewinny, miły uśmiech. Kacper nie miał wyboru nie mógł przecież powiedzieć kobiecie, że nie jest w stanie nawet podejść do pokoju swojego brata. Przecież uznałaby go za wariata. Wziął głęboki wdech, po czym zmusił swoje nogi do przestąpienia kolejnych kroków. Gdy coraz bardziej zbliżali się do pokoju czuł jak jego serce bije coraz mocniej i szybciej. To było prawie jak łomot potężnego młota. W końcu zatrzymał się przed drzwiami do pokoju Alexa. Czuł jak krew pulsuje mu w skroniach.
-Bardzo proszę to pokój pani bratanka- Uśmiechnął się i już miał zamiar oddalić się jak najprędzej z tego miejsca, gdy kobieta położyła mu dłoń na ramieniu tym samym skutecznie powstrzymując go przed ucieczką.
-Dziękuję bardzo mój drogi dobry z ciebie chłopak- Kobieta uśmiechnęła się do szatyna z najbardziej dobrotliwym uśmiechem, dziękując mu tym samym za oddaną przysługę. Gdy chłopak chciał już odejść drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak właściciel pokoju-Alex.
-Ciocia?- Brunet spojrzał na starszą kobietę z mieszanką niezmiernego zaskoczenia i ogromnej radości jednocześnie. Kobieta zaśmiała się serdecznie wypuszczając wreszcie biednego Kacpra z objęć i skupiając się na swoim bratanku. Szatyn odskoczył od razu jak porażony prądem. Widok bruneta był dla niego doświadczeniem doprawdy ekstremalnym.
-Mój kochany, tak dawno cię nie widziałam. Przyszłam porozmawiać z tobą- Rozweselona kobieta przytuliła Alexa, po czym nie czekając na zaproszenie weszła do jego pokoju. Kacper korzystając z chwili zamieszania postanowił czmychnąć jak najprędzej z zasięgu wzroku brata. Nim oddalił się na dobre, pokusa by spojrzeć na Alexa zwyciężyła i Kacper odwrócił się na moment w jego stronę. Wzrok chłopaka niespodziewanie napotkał na drodze złote tęczówki bruneta, ciekawsko zaglądające za nim. Spłoszony Kacper niemal natychmiast się odwrócił przyśpieszając kroku.
Dopiero na korytarzu zwolnił łapiąc głębszy oddech i podpierając się o ramę schodów. To było jak przekleństwo, jak klątwa. Jakim cudem spojrzenie jednego człowieka mogło wyczyniać takie spustoszenie w jego głowie? Chłopak przeszedł do kuchni chcąc uniknąć kolejnych kłopotliwych pytań i tych ciekawskich spojrzeń zgrai swoich bliskich. Potrzebował chwili wytchnienia przemyśleń a przede wszystkim samotności. Zagryzł nerwowo wargę nalewając sobie nieco wody do szklanki. Od nadmiaru emocji zaschło mu w gardle. Niemal osunął się na krzesło przy stole rozsiadając się w nim niedbale. Upił łyk chłodnej wody, po czym odrzucił głowę do tyłu chcąc się przez chwilę zrelaksować i nacieszyć ciszą, jaka panowała w pomieszczeniu.
Zastanawiał się, o czym teraz rozmawiają Alex i jego ciotka. Owszem to nie jego sprawa, ale pokusa by się dowiedzieć była naprawdę silna. Do jego głowy napływały wciąż nowe pytania czekające na odpowiedz. Czy kobieta wie o życiu swego bratanka więcej niż on? Czy wie, że sypia z mężczyznami? A może rozmawiają teraz o nim? O ich relacjach… Nie, to przecież śmieszne nie widzieli się tyle czasu, na pewno mają wiele innych rzeczy to opowiedzenia sobie wzajemni niż wypytywanie się o biednego chłopaczka, który nie ma nawet odwagi odezwać się do własnego brata. Żałosne. Kacper zamknął oczy próbując się uspokoić nieco. Serce wciąż biło mu szybciej a myśli i cały ten harmider doprowadzały go do bólu głowy. Leżał tak dłuższą chwilę, póki ktoś nie wszedł do kuchni szurając nieprzyjemnie papciami.
-Co ty wyrabiasz? Tam trwa przyjęcie a ty przysypiasz w kuchni. Kacper, co się z tobą dzieje?- Matka szatyna zaczęła wyrzucać swoje żale w stronę chłopaka, skutecznie uniemożliwiając mu dalszy odpoczynek. Chłopak westchnął tylko zniechęcony, odwracając głowę w stronę ściany.
-Nic mamo potrzebowałem chwili ciszy- Odparł zgodnie z prawdą chłopak. Kobieta zaczęła szperać w lodówce spoglądając podejrzliwie na syna. Wykrzywiała usta w dziwnym grymasie niezadowolenia. Wyjęła z lodówki wielki tort z czekoladową posypką i karmelizowanymi wiśniami na wierzchu. Postawiła go na blacie, po czym znów spojrzała zacięcie w stronę syna.
-Coś się stało? Czy ta baba ci coś nagadała?- Zapytała kobieta z wyraźną agresją w głosie –Wiedziałam, że nie powinna tutaj przyjeżdżać, wiedziałam - Burknęła pod nosem naburmuszona gospodyni. Szatyn jęknął cierpiętniczo słysząc to już po raz setny.
-Mamo to nie jej wina. Nic się nie stało. Po prostu dzieciaki tak krzyczą i zrobił się straszny  hałas, sama rozumiesz- Kacper spojrzał na matkę znacząco, z wyrazem twarzy dającym do zrozumienia, że nie chce dalej ciągnąć tego tematu. Kobieta poddała się i zaczęła przekładać toryt na duży ozdobny talerz. Po chwili odwróciła się znowu do syna.
-Zawołaj ją zaraz podam tort. Nie mam zamiaru wiecznie na nią czekać- Matka szatyna nie wyglądała na zachwyconą. Przy każdej okazji dawała do zrozumienia wszystkim wokół jak bardzo nie cierpi swojej szwagierki. To nie była nawet niechęć, ale zwyczajna nienawiść i złość na kobietę, która niczemu nie była winna. Kacper czasem zastanawiał się, co takiego się stało, że jego matka bez powodu tak dziwnie reaguję na ciotkę Alexa. Może po prostu dlatego, że była obcą kobietą? Może jego matka czuła się w jakiś sposób zagrożona? Pytanie tylko dlaczego?
Chłopak wyszedł z kuchni zatrzymując jedynie na chwilę wzrok na matce. Chyba nigdy nie dowie się, co tak naprawdę dzieję się w tej rodzinie. Czasem ma wrażenie jakby wszyscy wiedzieli o czymś bardzo ważnym tylko on nie został poinformowany. Choć z drugiej strony może po prostu uznał coś bardzo istotnego dla innych za sprawę zbyt błahą by się nią zajmować? A zresztą… to wszystko było zbyt trudne. Jego życie, jego rodzina a w szczególności jego brat. Alex był największa zagadką jego życia i chyba nigdy nie zdoła jej rozwikłać.
Szatyn zbliżył się powoli pod drzwi pokoju bruneta i z rosnącym napięciem stanął przed nimi. O dziwo drzwi były lekko uchylone, a nie całkowicie zamknięte. Słyszał, że ciotka żwawo opowiada Alexowi o jakichś nowościach ze swego życia. Nie chcąc być niegrzecznym uniósł rękę by zapukać do drzwi.
-A co z Kacprem?- Słysząc swoje imię chłopak zamarł natychmiast, sparaliżowany dziwną siłą. Wytężył słuch czekając w napięciu aż czyjeś słowa przerwą ciszę.
-Z Kacprem? A co ma z nim być?- Alex był wyraźnie zakłopotany pytaniem ciotki. Wydawało się jakby chciał jak najszybciej skończyć poruszony temat, zmienić jego przebieg, albo najlepiej w ogóle go nie poruszać.
-Oj no ty już dobrze wiesz, o co mi chodzi złociutki. Nie próbuj zbyć tu ciotki jakimiś wykrętami. Chce znać całą prawdę. Rozmawiacie ze sobą?- Głos kobiety choć stanowczy, zabrzmiał bardzo delikatnie. Najwyraźniej kobieta postanowiła na chwile zostać terapeutą, któremu młody chłopak z problemami mógłby się wygadać. Również Kacper w napięciu czekał na to, co powie Alex. Nigdy nie przypuszczał, że będzie miał okazję dowiedzieć się, co myśli jego przyrodni brat o całej tej skomplikowanej sytuacji, nawet, jeśli metoda nie jest do końca uczciwa.
-Co mam ci powiedzieć ciociu? Nic się nie zmieniło- Odparł chłopak bez chwili wahania, ale jakby z nutą zawodu w głosie – Ostatnio zamieniliśmy parę słów, jeśli tak można to nazwać- Zapadła krótka cisza, po której Alex z lekkim ociąganiem wyrzucił z siebie w końcu prawdę od dawna leżącą mu na sercu – No dobrze, właściwie to nakrzyczałem na niego z powodu jakiejś głupoty… sam właściwie nie wiem czemu. Po prostu, tak wyszło- Dodał po chwili z nutą zawstydzenia w głosie.
Serce Kacpra zakuło boleśnie na wspomnienie tego wydarzenia. Doskonale pamiętał ile bólu i nerwów kosztowała go ta krótka rozmowa, a słowa brata ani trochę nie przyniosły mu pocieszenia. Wręcz przeciwnie poczuł się dziwnie… dziwnie nieważny, bo „po prostu tak wyszło”.
-Alex powinieneś z nim porozmawiać- Zmartwiony głos ciotki wyrwał szatyna z zamyślenia – Dobrze wiesz, że nic się nie zmieni jeśli dalej tak będziesz postępował- Kobieta twardo obstawała przy swoim naciskając na bruneta coraz bardziej.
-Błagam cie ciociu, dobrze wiesz, że nie mogę- Kacper drgnął słysząc te słowa. Czemu jego brat nie mógł z nim porozmawiać? Bo brzydził się go, bo nienawidził go? A może zwyczajnie myśl o tym, że miałby mu patrzeć w twarz była zbyt straszna. Kacper powoli wypuścił powietrze z ust drżącymi ustami. Emocje powoli zaczynały przejmować nad nim kontrolę. Tak bardzo chciał wiedzieć, chciał zrozumieć to wszystko, co się dzieje w tym domu. Dlaczego wszystko musiało być takie tajemnicze, dlaczego każdy ukrywał prawdę? Dlaczego nie mogli ze sobą rozmawiać jak normalni ludzie?
-Przestań gadać głupoty, ty po prostu nie chcesz- Ucięła twardo ciotka chłopaka przyciskając go tym samym do muru.
-Może i tak! Po tylu latach nie wiem czy to ma jeszcze jakiś sens- Wybuchnął w końcu gniewnie Alex. Dziwny dreszcz przeszył ciało Kacpra. A więc to tak. Brunet zwyczajnie nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przecież to takie proste. Jak mógł się nie domyśleć? Od dawna wiedział, że brat go nienawidzi. A teraz wreszcie może usłyszeć to na własne uszy i uwierzyć w końcu, bo taka jest prawda. Alex zwyczajnie nie miał ochoty z nim rozmawiać, albo w ogóle nie chciał go znać. Przecież zawsze robił, co chciał nie patrzył na nikogo. Tyle razy dawał wszystkim do zrozumienia, że ta rodzina nie jest jego rodziną. Może czas wreszcie to po prostu zaakceptować?
Po krótkiej ciszy brunet znów rozpoczął wątek, ale już jakby spokojniej -Ciociu dobrze wiesz, że to dla mnie też nie jest łatwe. On nic nie pamięta, może po prostu tak powinno być- Nastała chwila ciszy, po której brunet dodał już niemal szeptem -Tak będzie lepiej dla nas obu- I znów nastała głucha cisza, której jak zwykle nikt nie chciał przerwać.
Kacper stał zesztywniały patrząc na uchylone drzwi i drżąc cały jak galareta. Jego głowa pękała milionami myśli i pytań. Zapomniał? Nie pamięta? … to było takie dziwne. Alex mówił o nim, o czymś…, o czym nie miał zielonego pojęcia. A może właśnie to było największym problemem? Może dlatego nie potrafił odnaleźć sensu w tym wszystkim co się działo wokół. Po prostu brakowało mu najważniejszej części układanki. Powoli zaczynało mu się kręcić w głowie. Nie miał pojęcia, co się dzieję. Tak jakby nagle ktoś próbował mu wmówić, że zrobił coś, czego w ogóle nie pamięta. Kacper stał tak przez chwilę wpatrzony w drzwi nie zdolny do poruszenia się. Jego serce biło coraz szybciej a ciało drżało dziwnie z nadmiaru wszelakich emocji. Zaczynał tracić panowanie powoli nad tym, co działo się z nim i z jego życiem. Dlaczego miał wrażenie, że Alex ma rację, że nie kłamie, że naprawdę nie może sobie czegoś przypomnieć? To było jak sen. Jak dawny odległy sen z dzieciństwa, który przykryła mgła zapomnienia zbyt gęsta by sobie przypomnieć.  Wszystko działo się tak szybko, tak dziwnie… te wszystkie rzeczy, o których nie miał pojęcia. A może to po prostu jakiś chory żart? Zabawa z nim w kotka i myszkę, od której powoli miał zacząć wariować, tracić swój rozum. Jeśli tak to widział coraz lepsze jej efekty. Jeszcze chwila a naprawdę zacznie wątpić w siebie w to, że wie kim jest i że zna swoje życie.
Nagle drzwi przed szatynem otworzyły się szeroko. Zaskoczony chłopak cofnął się gwałtownie z przestraszoną miną. W przejściu stanęła ciotka Alexa równie zaskoczona niespodziewanym spotkaniem. Po chwili kobieta przerwała niezręczną ciszę i uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
-Kacper no proszę pewnie przyszedłeś powiedzieć mi, że tort jest już na stolę prawda?- Zagadnęła kobieta wychodząc z pokoju na korytarz. W jej głosie nie było ani cienia gniewu, czy złości. Była taka jak zawsze wesoła i miła. Mimo wszystko chłopak wciąż w lekkim szoku nie był w stanie wydusić z siebie zbyt wiele.
-Tak- Było jedynym słowem, na jakie było stać jego zszargane nerwy w tej chwili. Ukradkiem spojrzał w stronę Alexa, by sprawdzić jego reakcję. Jednak chwile po tym jak spotkał rozgniewane i pełne płomienia spojrzenie brata natychmiast pożałował tego czynu. Szybko odwrócił wzrok usilnie próbując pozbierać myśli. Kobieta widząc narastające napięcie w powietrzu postanowiła załagodzić sytuację.
-Dobrze kochanie już idę w końcu po to tutaj przyjechałam. A może Alex też pójdzie w końcu powinien być przy dmuchaniu świeczek na torcie, co o tym myślisz chłopcze?- Zagadnęła kobieta patrząc spokojnie, ale intensywnie w oczy Kacpra. Oczy chłopaka powiększyły się jakby ze strachu i zmieszania jednocześnie a jego usta otwarł się, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Nim jednak zdążył wyjść z szoku przerwał mu gwałtownie brunet nieco rozgniewany słowami kobiety.
-Ciociu ja nie…-
-Myślę, że to doskonały pomysł- Odparł szatyn patrząc na kobietę nieprzerwanie, nim Alex zdążył się jakkolwiek wykręcić. To był jedynie odruch. Szatyn nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie przerwał bratu. Po prostu odpowiedział w momencie, gdy szok ustąpił na tyle by mógł cokolwiek wykrztusić z siebie. Brunet zaskoczony odpowiedzią młodszego brata patrzył na niego przez chwilę z nieodgadnioną miną. Cisza, która nagle zapanowała zdawała się przeszkadzać wszystkim. Tak jakby cała trójka zatopiła się w niej obserwując reakcję pozostałych. Na szczęście po chwili energiczna ciotka Alexa znów przejęła panowanie nad sytuacją.
-Dobrze chłopcy w takim razie idziemy. Nie możemy pozwolić, aby pozostali goście na nas czekali- Zakończyła z typowym dla siebie serdecznym śmiechem, choć nawet ona wydawała się czuć nieswojo w zaistniałej sytuacji – No dobra to naprzód, Kacprze idź pierwszy- Nie mówiąc już nawet słowa szatyn ruszył przed siebie na sztywnych nogach. Nie miał nawet odwagi się odwrócić, po prostu szedł prosto w stronę salonu, gdzie byli zgromadzeni wszyscy gości. Swoją drogą był ciekaw, jaka będzie reakcja gości. W końcu to chyba pierwszy raz, gdy zobaczą Alexa na oczy.
Gdy matka Kacpra zobaczyła, że chłopak wchodzi uśmiechnęła się szeroko i już miała zamiar coś powiedzieć, ale kiedy pozostała dwójka przekroczyła próg dosłownie wryło ją w ziemię. Pytającym, nieco spłoszonym spojrzeniem patrzyła to na Kacpra to na Alexa. Po chwili w jej ślady poszła reszta gości i cały gwar nagle ucichł. Oczy wszystkich wpatrzone były w bruneta. Wiedzieli o istnieniu drugiego syna, ale Alex nigdy nie pokazywał się, jeśli w domu byli jacyś obcy ludzie. Brunet chyba nieco podenerwowany a może i zakłopotany zamieszaniem, jakie sprawił odchrząknął nerwowo przestępując z nogi na nogę. Kompletna cisza trwała chyba w nieskończoność i nikt nie maił zamiaru jej przerwać. Nawet ojciec Alexa patrzył na syna zdziwiony, choć chyba również nieco szczęśliwy.
-To może zapalę świeczki i zaśpiewamy „sto lat”- Milczenie przerwała w końcu matka Kacpra nie chcąc chyba, aby jej przyjęcie skończyło się katastrofą. Cóż dla niej ta sytuacja była wręcz nie do przyjęcia. Tyle się starała, pracowała, by teraz pozwolić jednemu głupiemu chłopakowi wszystko zepsuć. O nie, nie mogła na to pozwolić. Postawiła ciasto przed solenizantem i w ciszy zapaliła świeczki.
-Więc może zaśpiewamy teraz. Sto lat…- Matka Kacpra zaczęła, ale początkowo nikt nie poszedł w jej ślady wszyscy byli zbyt zajęci obserwowaniem bruneta. Jednak po krótkiej chwili również reszta gości zaczęła śpiewać urodzinową przyśpiewkę. Wszyscy wstali i próbowali usilnie skupić się na torcie, który wyglądał niezwykle okazale i smakowicie. Jednak ukradkowe spojrzenia rzucane w stronę Alexa nie uszły uwadze Kacpra. A najgorsza była chyba matka chłopaka, która patrzyła na bruneta tak intensywnie i nienawistnie, jakby chciała  go zniszczyć jedynie swoim wzrokiem. Na pewno w kolejnych dniach zrobi mu wielkie piekło i oskarży o zniszczenie przyjęcia i celowe uprzykrzanie jej życia. Kacprowi zrobiło się szkoda przyrodniego brata. W końcu on nic takiego nie zrobił, chciał po prostu przyjść na urodziny swojego ojca. Chciał po prostu przypomnieć sobie jak to jest być częścią tej rodziny, ale w zamian dostał tylko niechęć i te zimne spojrzenia. Kacper spojrzał ukradkiem na brata. Śpiewał, choć nie wyglądał na zadowolonego. Brwi miał ściągnięte a usta wykrzywił w dziwnym grymasie. Wyglądał jakby chciał stąd jak najszybciej uciec, ale czy można było mu się dziwić? Szatyn powoli zaczął żałować tego, że namówił Alexa, aby tu przyszedł. Nie sądził, że to może wywołać aż tak negatywną reakcję reszty rodziny. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze. Wreszcie się przekonał, że nie da się odwrócić tego, co już się stało. Minęło zbyt wiele czasu by coś zmienić. Przecież czasu nie można cofnąć. Jedyne, co teraz mógł zdziałać to spróbować stworzyć coś nowego. Nową, inną relację między nimi i mieć nadzieję, że to przyniesie jakieś zmiany w ich życiu. Ale czy Alex tego chciał? Może dobrze mu było żyjąc na własną rękę. Chłopak spuścił głowę zatapiając się na chwilę w myślach. Problem był w tym, że on chciał, aby coś się zmieniło. Chciał się zbliżyć do brata, poznać wszystko, o czym nie ma pojęcia. Chciał wiedzieć wszystko o nim, o jego życiu, o tym dlaczego zapadła ta cisza. Czy to sprawiało, że był egoistą?
CDN…