czwartek, 27 marca 2014

~21~

Cóż wreszcie jest nowy rozdział. Nawet nie będę przepraszać was, że tak późno bo zwyczajnie jest mi zbyt wstyd by to zrobić. Nawaliłam wiem o tym doskonale. a teraz proszę czytajcie   to na co tak długo kazałam wam czekać. I uwierzcie mi siadałam chyba z 10 razy do tego rozdziału zanim ostatecznie go skończyłam. Mam tylko nadzieję, że da się go przeczytać bez wszelkich przekleństw świata na moja osobę ;)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziwne, ale od wczoraj cały drżę. Chociaż nie wiem dlaczego i skąd się to bierze, to nie potrafię nad tym zapanować. Moje dłonie, nogi, nawet usta dygotają zupełnie bez żadnego powodu. Próbowałem się pocieszyć, wziąć w garść, ale to bezcelowe. Wokół nie ma nikogo, kto mógłby mnie przytulić i uspokoić. Nikogo… powinienem raczej powiedzieć nie ma Jego, bo przecież teraz tylko on mógłby sprawić, że się uspokoję, ale go tutaj nie ma. Nie ma i może już nigdy nie będzie a wszystko przeze mnie!
Wciąż nie mogę sobie wybaczyć. I chociaż próbowałem się w jakiś sposób usprawiedliwić i znaleźć jakieś wyjaśnienie dla takiej głupiej rzeczy, jaką zrobiłem to nie potrafię. Nie potrafię zrozumieć jak mogłem go skrzywdzić, jak mogłem powiedzieć coś tak okrutnego i bezwzględnego jedynemu człowiekowi, który nigdy we mnie nie zwątpił. Dlaczego? Dlaczego to powiedziałem? Od wczoraj w kółko powtarzam sobie to jedno pytanie i próbuje znaleźć jakąś odpowiedz, ale nie potrafię. Nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia. Sam sobie nie potrafiłbym wybaczyć, więc czy mogę żądać by on to zrobił? Nie, nie wiem, ale… Jeśli mi nie wybaczy nie widzę dla siebie przyszłości. Chyba nie potrafię już żyć bez jego słów, ciepła.  Znów mam się stać tym szarym sobą sprzed kilku miesięcy? Bez wiary, bez wartości, bez możliwości na lepszą przyszłość. Naprawdę? Czy tak ma się skończyć moje życie? Bez jego miłości i uczuć uschnę jak kwiat bez wody. Kocham go… tak bardzo, że sama myśl, że mogłoby go zabraknąć boli niczym wielka rana wyryta w sercu.
Łzy już przestały przynosi mi ukojenie w bólu. Stwierdziłem to nad ranem, gdy po kolejnej godzinie płaczu nie było mi ani trochę lepiej i nawet o gram lżej na duchu. Jestem durniem tylko tyle mogę stwierdzić. Jestem durnym, debilem, który zawsze musi spieprzyć sobie życie. W dodatku wszystko na własne życzenie.
Podniosłem się w końcu z łóżka.  Już najwyższy czas bym wreszcie stanął twarzą w twarz z Mizukim i powiedział mu jak bardzo mi przykro i jak bardzo przepraszam go za te wszystkie gorzkie słowa. Tylko, co mam powiedzieć? Że kocham go tak bardzo, że nie chciałem, aby przeze mnie cierpiał? Czy to jest w ogóle jakieś wytłumaczenie? Żałosne, sam wstydzę się siebie myśląc, że tylko na tyle mnie stać. Wstałem z łóżka, na którym od wczorajszego wieczoru gniłem. Myślałem, że chwila spokoju przyniesie mi jakieś rozwiązanie problemów, które sam na siebie ściągnąłem.  Niestety nie wymyśliłem nic. Pozostało mi więc jedynie wstać pójść do szkoły jak co dzień i mieć nadzieję, że problemy same się rozwiążą. Właściwie sam nie wiem, na co liczę, przecież Mizuki nie podejdzie do mnie i nie powie mi „ Nie gniewam się na ciebie, wybaczam ci „. To by było zbyt proste. Sam muszę to rozwiązać.
W którymś momencie dźwięk telefonu wybrudził mnie z rozmyślań. Złapałem leżącą na stoliku komórkę i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Lucas. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, nie miałem ochoty rozmawiać z kimkolwiek. W ostatnim jednak momencie, gdy zabrzmiał ostatni sygnał zmieniłem zdanie. Chyba musiałem się upewnić, że świat poza moimi problemami wciąż istnieje.
-Halo?- Sam zdziwiłem się jak marnie i słabo zabrzmiał mój głos.
-Yuki? To ty, co robisz? Wciąż śpisz?- Głos mojego przyjaciela wydawał się dziwnie zaskoczony. Zdołałem z siebie wydać jedynie jakiś słaby dźwięk brzmiący jak „yeeee”. Naprawdę dzisiaj nie jest mój najlepszy dzień.
-Co ty?... A zresztą nieważne jak chcesz to śpij dalej, bo zajęcia dzisiaj nam odwołali- Dodał szybko nieco ożywionym i rozweselonym głosem.
-Jak to?- Dlaczego mam złe przeczucia, co do tego?
-Normalnie. Kiedy wszedłem do szkoły wszyscy byli jakoś dziwnie ucieszeni, no to się zainteresowałem i wiesz co się okazało? Mizuki wziął wolne, rozumiesz? Ten nasz straszny nauczyciel, który nigdy nawet nie choruje wziął sobie wolne- Te słowa były dla mnie jak kubeł lodowatej wody wylany wprost na moją biedną głowę. Poczułem dreszcze przebiegające po moich plecach – To bardzo dziwne. Wczoraj go jeszcze widziałem i wyglądał całkiem dobrze. Mam tylko nadzieję, że nic mu się nie stało- Oddech uwiązł gdzieś w moim gardle. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Po prostu byłem zbyt zszokowany tą informacją. Przed oczami w jednym momencie przeleciało mi tysiąc obrazów. Mizuki leżący gdzieś nieprzytomny, albo Mizuki w rozbitym samochodzie, albo… nie, to było zbyt przerażające, bym mógł chociażby o tym pomyśleć. Tak, ja też mam nadzieję, że jednak się rozchorował i nic mu nie jest.
-Yuki jesteś tam? Ooo, poczekaj coś się dzieje- W głośniku usłyszałem piski i okrzyki radości. Co się tam dzieje?  Trwało to dłuższą chwilę aż w końcu znów usłyszałem głos przyjaciela.
–Stary nie uwierzysz rozwiesili właśnie zastępstwa na Mizukiego na cały przyszły tydzień. Aż nie wierzę w to co widzę, rozumiesz to? Nie no teraz to pewne, że coś się musiało stać- Głos mojego przyjaciela był równie szczęśliwy, co zmartwiony. W tym momencie do głowy przyszła mi jeszcze jedna myśl. Czy powodem jego nieobecności jestem JA?
-Poza tym jest jakaś niezła beka w naszej szkole. Wszyscy mówią, że Mizuki pokłócił się z dyrem. Podobno wczoraj wybiegł z jedno gabinetu jak szalony. Myślisz, że to dlatego go nie ma?- Ach Lucas, gdybyś tylko znał prawdę… -Yuki jesteś tam?- Zapytał nieco podenerwowany.
-Tak, cieszę się. Muszę kończyć, pa- Rozłączyłem się szybko nim zdążył jakkolwiek zaprotestować. To było straszne. Nie mogę w to uwierzyć. Czy to prawda? Może Mizuki naprawdę postanowił uciec od problemu i już nigdy nie pokaże swojej twarzy? Co jeśli zrobił to, bo nie chce mnie więcej widzieć? To możliwe prawda? On tak się dla mnie starał, a ja to wszystko zdeptałem w jednym momencie. Czy to znaczy, że już nigdy nie będę mógł spojrzeć mu w oczy? Już zawsze będzie mnie unikał? A więc to koniec. Koniec naszej krótkiej, ale tak cudownej znajomości. Wyjedzie z miasta niepostrzeżenie i już nigdy więcej go nie zobaczę. Nie będę miał szansy go przeprosić. Łzy znów zebrały się w moich oczach. Tym razem pozwoliłem im jednak spływać swobodnie po policzkach. Oparłem czoło o kolana i mocno ścisnąłem nogi z nadzieją, że to jakoś ukoi moją wewnętrzną wściekłość.
Siedziałem tak dłuższą chwilę mając przed sobą wciąż żywy obraz jego twarzy. Tak bardzo mi go brakuje, tak bardzo chciałbym móc powiedzieć mu, że mi przykro, że żałuję. Chciałbym po prostu zobaczyć go jeszcze raz. Nawet, jeśli miałby być to już ostatni raz w moim życiu. Tak bardzo tego pragnę. Niewidzialny ból rozrywał moje serce i duszę. Był wręcz nie do zniesienia.
Myślałem, że nasza kłótnia to jedynie mała sprzeczka, ale wygląda na to, że jak zwykle zbyt późno orientuję się, że wcale tak nie jest. To było coś poważnego. Skrzywdziłem go. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie, co teraz może czuć. Na jego miejscu pewnie byłbym wściekły, a może czułbym odrazę do samego siebie, albo nienawiść. Nie wiem na pewno były by to najgorsze z możliwych uczyć. Jedyne, co chciałem teraz zrobić to zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim, co mnie spotkało. Wstałem mozolnie i otworzyłem jedną z szafek, w której przechowywałem skarby. Na samym środku stała butelka wódki w połowie już wypita. Kiedyś zabrałem ją z kuchni nim mój ojciec zdołał zalać się do upadłego. Nawet nie zauważył jej zniknięcia. Wypij już w życiu tak wiele butelek, że w końcu przestał je liczyć. Cienki uśmiech mignął na moich ustach, ale nie miało to raczej żadnego związku z rozbawieniem. Zwyczajnie ta sytuacja była komiczna. Całe to bagno rozpoczęło się od tego, że mój ojciec jest nałogowym pijakiem i że wszyscy myślą, że skończę tak jak on. A teraz ja chcąc zapomnieć o tym wszystkim też sięgam po ukochany alkohol mego ojca. Czy to czyni mnie takim samym draniem? Nie wiem. Zresztą nawet jeśli, teraz nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Żadnego.
Usiadłem w rogu pokoju, koło zielonego grzyba rosnącego na ścianie. Odkręciłem korek trunku i pociągnąłem spory łyk. Żar rozlał się po moim gardle a twarz wykrzywiła się w niesmaku. To coś było obrzydliwe, ale jakimś sposobem sprawiało, że piłeś dalej i dalej i wtedy smakowało już coraz lepiej. Chociaż może wcale nie, może zwyczajnie zapominało się o obrzydliwym smaku i okropnym uczuciu w ustach. Właściwie sam nie wiem czemu zacząłem pić, może to jedyny sposób na zapomnienie jaki znałem? Przynajmniej był skuteczny. Nie fizyczny ból znikał i odpływał gdzieś w przestrzeń. Moje oczy widziały przed sobą już tylko jego twarz. Była taka piękna, uśmiechnięta. I te jego oczy patrzące we mnie. Wypowiadał wciąż moje imię. Wyciągnąłem rękę w jego stronę z nadzieją, jednak wtedy moja fatamorgana rozpłynęła się. Zamiast tego coś dźwięczało mi w uszach. Jakiś straszny dźwięk, bardzo głośny i denerwujący. Nie wiedziałem skąd dochodzi. Był jak wrzeszczący z całej siły głos dokładnie w mojej głowie. Rozejrzałem się wokół pół przytomnymi oczyma i dopiero po chwili zorientowałem się, że ten dźwięk wydobywa się z mojego telefonu. Jakimś dziwnym sposobem nie potrafiłem wstać i utrzymać pionu. Śmieszne. Gdy dorwałem w końcu ten denerwujący mały sprzęcior wcisnąłem odruchowo zieloną słuchawkę.
-Halooo- Wymamrotałem znudzony.
-Yuki? Wszystko w porządku? Dzwoniłem dwie godzin temu i od tego czasu nie odezwałeś się, coś się stało?- Spytał Lucas równie zmartwiony, co zdziwiony.
-Dwie godziny? Hmmmmmm… Myślałem, że minęła tylko chwilka, taka króciutka. Hahahaha. Lucas mój przyjacielu, jak ja cie kocham- Nagle wszystko wydało się takie zabawne cały ten pieprzony świat po prostu śmiał się do mnie, a ja śmiałem się z niego.
-Co jest? Piłeś coś?- Zapytał z podejrzeniem i nuta złości w głosie.
-Jaaaa…  tylko troszeczkę, taką malutką… malusieńką- Na koniec roześmiałem się nieco pijackim śmiechem.  I Padłem jak długi na podłogę.
-Boże, co ja z tobą mam, to naprawdę. Gdzie jesteś?- Zapytał wzdychając cierpiętniczo.
-W domu- Wymamrotałem pod nosem śliniąc nieco telefon.
-Nie ruszaj się stamtąd jestem niedaleko zaraz do ciebie przyjdę- Przykazał nieco groźniejszym tonem.
-Tak jesssst!- Zasalutowałem do telefonu i znów zaśmiałem się lekko zamroczony alkoholem.
Nie usłyszałem już odpowiedzi przyjaciela. Odrzuciłem telefon niedbale gdzieś w bok. Po chwili moje oczy dostrzegły prawie pustą już butelkę po wódce. Złapałem ją i potrząsając nad ustami chciałem wysączyć z niej jeszcze odrobinę tego eliksiru niepamięci. Niestety zostało jedynie kilka kropel. Zbyt mało bym mógł znów nie pamiętać. Położyłem się na plecach i tępo wpatrywałem się w sufit, nie mogłem zamknąć oczu, bo wtedy zaczynał się istny roler-coster. Po prostu leżałem patrząc oczami wyobraźni na jego idealną twarz. Nie mogłem tego powstrzymać. Po prostu ciągle złośliwie pojawiała się przede mną. Mimo dość dużej dawki alkoholu nie potrafiłem o nim zapomnieć. Słowa jak zaklęcia pojawiały się w mojej głowie nieproszone. A potem to dziwne uczucie. Jakby żalu, zawodu, że nie chce mnie więcej widzieć, a może po prostu to zwyczajny, bolesny smutek?
Nagle drzwi do mojego pokoju gwałtownie się otwarły. Spojrzałem rozbieganym wzrokiem w ich stronę i ujrzałem Lucasa patrzącego na mnie z wielkim zdziwieniem na twarzy. Uśmiechnąłem się szeroko do niego.  Spróbowałem wstać, ale niestety podłoga mojego pokoju zyskała nagle jakąś tajemnicza siłę przyciągania. Z małą pomocą przyjaciela, no dobra bądźmy szczerzy z większą pomocą, w końcu usiadłem i oparłem się o łóżko.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy a Lucas wpatrywał się we mnie tym dziwnym oskarżającym wzrokiem ze zmarszczonymi brwiami.
-Chcesz buzi czy co?- Zaśmiałem się nieco pijacko i już prawie miałem zamiar dać mu tego buziaka, ale przyjaciel odepchnął mnie od siebie.
-Jak ty wyglądasz? Co ci znowu strzeliło do tego łba?- Zapytał już nieco zdenerwowany. Fakt ostatnio wiele dziwnych rzeczy przychodzi mi do głowy.
-Po prostu musiałem się napić. No wiesz relaksik- Zaśmiałem się i szturchnąłem go zaczepnie, ale mojemu przyjacielowi najwyraźniej nie było wcale do śmiechu.
-Pytam poważnie, co się z tobą dzieje? Ostatnio naprawdę dziwnie się zachowujesz. Nic mi nie mówisz. Wiem, że to ma jakiś związek z Mizukim … i nawet nie próbuj zaprzeczać- Dodał ostro nim zdążyłem nawet cokolwiek bąknąć- Jestem twoim przyjacielem, nie lubię, gdy przede mną coś ukrywasz. Przecież wiesz, że dla ciebie jestem w stanie wszystko zrobić. Nie odsuwaj mnie od siebie- Dodał po chwili nieco smutnym głosem. Westchnąłem głęboko, bo z tego nadmiaru emocji zacząłem się już powoli dusić. Spuściłem głowę a dwie krople spadły mi na uda. Zdziwiony przetarłem mokre już oczy. Spojrzałem na przyjaciela równie zaskoczony, co on. Lucas po prostu złapał mnie w ramiona i zaczął mocno przytulać. Chyba zbyt długo trzymałem wszystkie smutki w sobie i dopiero teraz mogłem dać im upust.
-Gdy powiedziałem ci, że nie ma Mizukiego w szkole dziwnie się zachowywałeś. Coś się między wami stało prawda?- Nie odpowiedziałem, nie potrafiłem zdobyć się na odwagę by cokolwiek powiedzieć –Gdy się rozłączyłeś rozmawiałem z sekretarką w szkole. Zapytałem, kiedy Mizuki wróci do szkoły – Nagle nastała cisza Lucas spiął się wyraźnie, jakby bał się wypowiedzieć dalsze słowa.
- Co powiedziała?- Spytałem zachrypnięty niemal grobowym tonem.
-Powiedziała, że możliwe…. że nigdy nie wróci … zwolni się, bo między nim a dyrekcją doszło do poważnego sporu. Wszystko ma się okazać w tym tygodniu- Mój przyjaciel zamilkł, a mnie serce pękło w drobne kawałeczki. Zasłoniłem twarz dłońmi mocniej wtulając się w przyjaciela.
Boże co ja zrobiłem? To wszystko moja wina. Wszystko przeze mnie. Teraz Mizuki wyjedzie i nawet nie będę miał szansy wyjaśnić mu tego wszystkiego. Już nigdy go nie zobaczę… nigdy. Szloch wydobył się spomiędzy moich dłoni. Nie byłem w stanie tego kontrolować. Nie chciałem płakać przed przyjacielem. Nie chciałem pokazywać mu, że cierpię, że rozsypuję się powoli i boleśnie. Lucas przytulił mnie jeszcze mocniej do siebie, niemal dusząc mnie swoim ciałem. Jednak to było to, czego potrzebowałem. Pocieszenia. Chyba sam nie zdawałem sobie sprawy w jak złym stanie jestem. Dopiero teraz, gdy nadszedł już kres wszystkiego dostrzegam jak ważny był dla mnie blondyn.
-Yuki nie płacz- Powiedział nieco przyciszonym głosem – Na pewno nie jest tak źle, coś wymyślimy- Pocieszał mnie nie wiedząc chyba do końca, co zrobić. W końcu skąd miał wiedzieć, od tygodni milczałem i ukrywałem przed nim wszelkie fakty z moich relacji z Mizukim.
-Nic nie rozumiesz to wszystko moja wina. To wszystko przeze mnie- Spojrzałem na niego zalanymi od łez oczyma. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w głuchej ciszy.
-Więc powiedz mi. Powiedz mi wszystko Yuki- Westchnąłem ciężko ocierając zalegające jeszcze na moich policzkach łzy. Sam nie wiem od czego zacząć. Tyle jest tych informacji. Poza tym wciąż nie byłem pewny czy mam w sobie na tyle odwagi i siły by móc tera rozmawiać o tym wszystkim. W końcu mój przyjaciel widząc chyba moje zmieszanie zaczął zwyczajnie zadawać mi nurtujące go pytania.
-Pokłóciłeś się z nim?- To było tak proste pytanie, a odpowiedz na nie wydawała się tak skomplikowana. Właściwie i tak i nie, czy można to było nazwać kłótnią? Może.
-Tak- Wyszeptałem w końcu po dłuższej chwili –Tak mi się wydaje. Po prostu powiedziałem mu tyle okropnych rzeczy- W tym momencie łzy znów zebrały się w moich oczach a żal podszedł mi do gardła ściskając je z całej siły. Czemu to musi być takie trudne?
-O co poszło?- Lucas dalej spokojnie pytał nie zwracając uwagi na moje chwilowe załamania.
-A jak myślisz? O moją cudowną rodzinkę, o mojego ojca, który leży gdzieś tam pijany w sztorc- Wysyczałem z wściekłością. Kilka kolejnych chwil zajęło mi uspokojenie się na tyle bym mógł dalej opowiadać. Lucas w tym czasie siedział przy mnie w ciszy wyglądając przez okno. Najwyraźniej instynktownie wiedział, że to dla mnie trudny wątek i nie chciał mnie pospieszać. Zresztą przecież on znał doskonale moją „rodzinę” i doskonale wiedział, jak tkliwy i bolesny temat to dla mnie jest. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb nie uważacie? –Gdy poszedłem do sekretariatu usłyszałem jego rozmowę z dyrektorem. Ten stary zaczął mówić, że nie mam przyszłości w tej szkole, że z taką rodziną pewnie źle skończę i podobne brednie- Na wspomnienie tego starego durnego, pajaca krew gotowała się we mnie. Gdyby nie on i te jego gówniane uwagi pod moim adresem do niczego by nie doszło. Wiedziałem, że ten stary pierdoła doprowadzi mnie kiedyś na skraj szaleństwa.
-A to drań, jak bym go dopadł to… nie daruje mu- Przyjaciel widząc, że chcę kontynuować natychmiast się uciszył.
- Oczywiście ja słysząc coś takiego też się wkurzyłem, nawet bardzo. Chociaż teraz sam nie wiem czy to nie zwyczajna okrutna prawda- Lucas trzepnął mnie mocno w ramię i zmarszczył brwi groźnie.
-Przestań wygadywać takie głupoty przecież doskonale wiesz, że to nie prawda- Westchnąłem jedynie głęboko, bo mimo tych wszystkich zapewnień wciąż nie byłem tego taki pewien- Co zrobiłeś potem?-
-Ja nic nie zrobiłem stałem tam dalej jak kołek. Tyle, że zorientowałem się z kim rozmawia, a rozmawiał właśnie z Mizukim, który stanął w mojej obronie- Zagryzłem nerwowo wargi na wspomnienie tamtego momentu. To, że się za mną wstawił było tak cudowne, a zarazem tak gorzkie, bo wiedziałem, co stanie się dalej.
-To chyba dobrze, prawda?- Zapytał niepewnie mój przyjaciel najwyraźniej nie rozumiejąc do końca całej sytuacji.
-Nie, nie dobrze. Przez to odsunięto go od jakiegoś ważnego projektu, a teraz może stracić pracę. Wiec nie, wcale nie jest dobrze- Zakończyłem chyb nieco zbyt nerwowo, bo Lucas znów odwrócił się nic nie mówiąc. Po chwili ciszy, już nieco spokojniej starałem się naświetlić dokładniej całą sprawę przyjacielowi– Cały kłopot w tym, że to ja byłem powodem tego sporu. Ponieważ wstawił się za mną to stracił coś, na czym mu bardzo zależało. Rozumiesz, nie chce by ktokolwiek miał przeze mnie kłopoty. Nie chciałem od niego takiego poświęcenia. Wolałbym żeby to wszystko przemilczał i dalej spokojnie robił swoje. A potem… sam nie wiem wszystko zdarzyło się tak szybko. Mizuki za mną wybiegł z tego gabinetu, widział mnie, chciał porozmawiać, a ja…- Na chwile oddech stanął gdzieś w mojej klatce piersiowej nie pozwalając mi swobodnie oddychać. Dopiero po chwili spokoju i kilku głębszych wdechach byłem w stanie kontynuować.
-Powiedziałem mu najgorsze słowa, jakie mógłbym kiedykolwiek wymyśleć. Powiedziałem, że nie powinien się pojawiać w moim życiu, że ma o mnie zapomnieć i mnie zostawić…- Zakończyłem spuszczając głowę w dół. I wciąż pojawia się to samo pytanie, dlaczego to powiedziałem?
-Na pewno nie jest tak źle, może on nie zrozumiał tego w ten sposób- Dodał szybo Lu próbując mnie bezskutecznie pocieszyć.
-Uwierz mi, że jest jeszcze gorzej niż mógłbym sobie wyobrazić. Po takich słowach, nawet ty nie chciałbyś ze mną więcej rozmawiać- Lucas nie odpowiedział na te słowa. Może rozważał czy faktycznie tak by się stało. Po chwili zadał mi kolejne pytanie, które sam zadawałem sobie w uszy od dłuższego czasu.
-Myślisz, że to dlatego wziął urlop?- Odpowiedź na to pytanie była straszna, ale jakże prawdziwa i prawdopodobna. Moje serce krzyczało zaprzeczając, ale jednak umysł był wciąż zbyt świadomy by łudzić się, że jednak tak nie jest.
-Myślę, że tak. Może będzie mnie teraz unikał- Byłem tego niemal pewny, ba… myślę, że w ogóle już go nie zobaczę.
-Co jest między wami?- Zapytał nagle Lu a mnie po prostu sparaliżowało. Chyba na to pytanie nie byłem przygotowany. Po chwili milczenia zapytał jeszcze – Nie chodzi tylko o korepetycje prawda?-
Pokręciłem jedynie głową, bo nie miałem odwagi by odpowiedzieć.
-Ty go kochasz prawda?- Na dźwięk tego słowa schowałem twarz w ramionach. Uczucia, które pojawiły się w moim sercu rozrywały mnie od środka. Tak kocham go szaleje za nim, nie potrafię bez niego żyć. Tak wiele słów, a nie potrafią nawet odrobinę objąć tego wszystkiego, co czuję. I teraz już nie liczyło się to, że cały świat mógł się o tym dowiedzieć, było mi już naprawdę wszystko jedno. Liczyło się tylko to bym, choć na chwile mógł go odzyskać.
-Już od jakiegoś czasu wiedziałem, wiesz?- Spojrzałem na przyjaciela zaskoczony – A przynajmniej domyślałem się – Dodał po chwili prostując swoje słowa -Nikomu nie powiem nie musisz się martwić. Tylko, co jeśli on wyjedzie i już nigdy się nie pokaże?- Sama myśl o tym bolała zbyt mocno, bym mógł sądzić, że kiedykolwiek pogodziłbym się z tym faktem. To zwyczajnie nie może się stać. Po prostu nie. Nie bo inaczej, ja… ja chyba…
-Nie wiem- Wyszeptałem tak cicho, jakby te słowa miały faktycznie spowodować, że opuści mnie na zawsze – Chyba serce pęknie mi z żalu- Powiedziałem nie myśląc wiele. Przyjaciel spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach. Wiem, że chciał dla mnie jak najlepiej, ale nic nie mógł na to poradzić. Sam do tego doprowadziłem i sam musiałem się z tym uporać nie było innej rady.
Lucas objął mnie ramieniem po przyjacielsku, siedział tak ze mną w ciszy dopóki moje serce i myśli nie przestały się uspokajać. Czułem się tak pusty, jak plastikowy kartonik wypełniony obawami i bólem. Zupełnie jakby ktoś w jednym momencie odebrał mi wszystkie szczęśliwe momenty mojego życia i pozostawił jedynie zgorzknienie. Nie sądziłem, że kiedyś będę czuł się w ten sposób. Nie myślałem nawet, że kiedyś się zakocham, nie w ten sposób. A tu proszę, dostałem chwilę szczęścia, by ostatecznie dowiedzieć się, że miłość boli. Boli jak szlak. Mam ochotę wyrwać sobie serce by przestać czuć, chociaż na chwilę. Ten ból tak duszący, tak nie do zniesienia.
-Obiecałem Tamarze, że pojedziemy jutro do klubu Silver na otwarcie. Ostatnio ci o tym wspominałem, ale jeśli chcesz to odwołam wszystko i zostanę tutaj z tobą. W końcu ty jesteś ważniejszy- Zagadał Lucas przerywając długie pasmo ciszy.
-Właściwie… to wolałbym pójść tam- Odpowiedziałem w końcu bez większego przekonania.
-Naprawdę?- Spytał Lu nie kryjąc zdziwienia. Cóż w moim obecnym stanie mało kto miałby ochotę na zabawę. Ja również nie mam, ale właściwie nie po to chce tam jechać. Przyjaciel przez chwilę przyglądał mi się uważnie. Chyba domyślił się, jaki mam plan – Jeśli chcesz tam jechać tylko po to, żeby się upić to nie ma mowy. Nie zabiorę Cie rozumiesz- Zaprzeczył kategorycznie marszcząc brwi w nieco wściekłym wyrazie.
Spojrzałem na nieco zmęczonymi i zaczerwienionymi oczyma. Byłem już wyczerpany tą ciągłą walką z sobą samym. Niemal błagałem go spojrzeniem o tą jedną przysługę.
-Nie Yuki- Powiedział jeszcze raz tym razem ciszej i niemal rozpaczliwie. Rozumiałem go. Jako przyjaciel też bym mu tego zabronił. W końcu patrzenie, jak bliska osoba stacza się na dno rozpaczy to z pewnością nie jest to, co chce się zobaczyć. Jednak tym razem naprawdę tego chciałem, potrzebowałem tego.
-Jeśli mnie nie zabierzesz to i tak upije się gdzieś w parku lub w innym klubie- Zagroziłem bez większego przekonania. Przyjaciel patrzył przez chwilę na mnie bijąc się najwyraźniej z myślami. Cóż zapewne rozważał czy pozwolenie mi na upicie się pod jego okiem będzie mniejszym złem niż pozwolenie mi na upicie się w jakiejś melinie.
-Yuki ja nie chce żebyś pił, rozumiesz? Martwię się o Ciebie- Powiedział Lu próbując mnie jeszcze przekonać do zmiany postanowienia.
-Wiem, ale ja tego potrzebuje. Po prostu pozwól mi ten jeden raz- Odparłem słabo, patrząc na przyjaciela. Lucas odwrócił jednak wzrok i wstał. Przez chwilę nie poruszył się, patrzyłem jednak jak zaciska pięści siłując się z własnym sumieniem. W końcu podszedł do drzwi i zatrzymał się łapiąc za klamkę.
-Czekaj tam gdzie zawsze jutro o 20. Przyjedziemy po ciebie- Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie w moją stronę i wyszedł. Nie był zły. Był zmartwiony i bezsilny. Chciał mi pomóc, ale nie wiedział jak. Zresztą sam rozumiał, co znaczy przeżywać ciężkie chwile. W końcu obydwoje mieliśmy czasem pod górkę. Nie ma na świecie lepszego lekarstwa na załamanie, niż wódka i przyjaciele.
Więc czekam. A teraz… teraz zostałem sam z własnymi myślami i sumieniem, które są gorsze niż nie jeden kat.

CDN…