sobota, 16 lipca 2016

~23~

Dobrze, dobrze, wiem że zajęło to milion lat, za co przepraszam, no ale cóż brak czasu, jak zawsze. 
Dla fanów tego opowiadania mam możę smutna możę wręcz przeciwnie, ale informacje, żę to opowiadanie nie potrwa już długo. Powstanie jeszcze jedna część i prawdopodobnie coś na kształt podsumowania. Dokładnie jeszcze nie jestem pewna, ale no niestety to co dobre musi mieć zawsze koniec. Tymczasem zapraszam do czytania. :)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Och Boże chyba zaraz umrę. Myślę, że znacie dobrze tą sytuację, gdy wieczorem alkohol znakomicie wchodzi, za to rano chce wyjść każdą możliwa stroną. Plus oczywiście ten nieznośny, pulsujący ból głowy. Zupełnie jakbym dostał wielką cegłówką w głowę. Co za okropny poranek! Przeturlałem się na drugi bok próbując osłonić oczy przed ostrym światłem. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej słońce aż tak mocno świeciło w moim pokoju…
W końcu udało mi się otworzyć leniwe zaspane oczy, które za nic nie chciały wstawać. Dziwne, ale po krótkim rozpoznaniu stwierdzam, że nie jestem u siebie w pokoju. Właściwie to znam to miejsce aż nazbyt dobrze! W momencie, w którym dotarło do mnie, że to sypialnia Mizukiego zerwałem się z łóżka jak szalony. Nie był to najwyraźniej dobry pomysł, natychmiast wszystko wokół zaczęło wirować. Och matko, chyba zaraz zwymiotuję. Łapczywie łapiąc kilka głębszych wdechów, usiadłem swobodnie na brzegu łóżka. Niemal natychmiast tego pożałowałem. Poczułem ostry, rozdzierający niemal ból, który promieniował z dołu moich pleców. I była to chwila, w której dokonałem kolejnego niesamowitego odkrycia: Miałem na sobie koszulę! Co w tym dziwnego? Powinienem chyba dodać, że była to jedyna rzecz, jaką na sobie właśnie miałem. W dodatku z całą pewnością nie była moja do cholery!? Poczułem jak panika i jakieś dziwne zakłopotanie narasta we mnie. Spojrzałem jeszcze raz dokładnie na łóżko, na którym siedziałem. Fakty po prostu same zaczęły się powoli układać w logiczną całość. Zmierzwiona kołdra, ja półnagi w obcej koszuli, w sypialni Mizukiego... Nie mówcie mi, że…
W tym momencie moja zapijaczona głowa podesłała do mojej świadomości kilka obrazów z wczorajszego wieczoru, a raczej powinienem chyba powiedzieć upojnej nocy…
Co ja narobiłem?
Chyba zaraz zapadnę się pod ziemię z wstydu.
Rozejrzałem się po pokoju. W rogu na fotelu leżały moje idealnie złożone spodnie i koszulka.  W momencie, w którym ponownie spróbowałem wstać znów poczułem „skutki” wczorajszej nocy. Piorunujący ból ponownie przeszył moje ciało. Cholera, teraz wiem co ludzie mają na myśli mówiąc, że pierwsza noc nie należy do najprzyjemniejszych.
Kroczek, po kroczku, ale w końcu udało mi się dość do fotela i przebrać we własne rzeczy. Z lekką tęsknotą odłożyłem koszulę, która przesiąknięta była zapachem perfum Mizukiego. Wysunąłem głowę z sypialni, próbując dowiedzieć się gdzie jest właściciel mieszkania. Po chwili usłyszałem ciche głosy dochodzące z kuchni. Mizuki nie był sam. Rozmawiał z kimś. Cholera nie wiem, kto to mógł być… może lepiej, żebym nie wychodził stąd? Co jeśli to ktoś ze szkoły?
Chociaż… przecież jest weekend.
Wysunąłem się cichuteńko stając na paluszkach. Nawet, gdybym chciał wyjść z mieszkania niezauważony, to i tak droga prowadziła obok kuchni. Nie było innego wyjścia, jak po prostu sprawdzić, kto mógł odwiedzić mojego cudownego blondyna. Powolutku przesunąłem się w stronę drzwi kuchennych.  Poczułem lekki powiew chłodu. Z ciekawości zajrzałem do środka. Dosłownie wryło mnie w ziemię w jednym momencie. Okno kuchenne było otwarte na oścież, a przy nim dwóch Mizukich paliło papierosa śmiejąc się do siebie. Nie do cholery nie mam żadnych halucynacji!... A przynajmniej tak mi się wydaje. Po prostu jest dwóch Mizukich! Patrzę na nich z nadzieją, że może jeden z nich zaraz zniknie, ale nic się nie dzieje. Boże alkohol uszkodził mi mózg!
Dokładnie w tym samym momencie jeden z blondynów zauważył moją obecność i odwrócił się w moją stronę. Gdy nasze oczy się spotkały, poczułem, jak wszystkie uczucia z wczorajszych wyczynów powracają. Zawstydzenie, zakłopotanie, zdezorientowanie, wszystko naraz obezwładniło moje ciało. Z całą pewnością byłem właśnie czerwony jak burak, czułem jak policzki palą mnie żywym ogniem. W tym momencie, drugi Mizuki również odwrócił się w moją stronę. Jednak, … ten był jakby trochę inny.
-No proszę, proszę, któż to się pojawił- Ten drugi spojrzał na mnie z niewiarygodnie szerokim uśmiechem zadowolenia. Przez chwilę patrzyłem to na jednego, to na drugiego. Pewnie właśnie wyglądam jak mała sówka kręcąca głową w tą i z powrotem. Właściwie, co tutaj się wyrabia?
-Yuki- Słysząc swoje imię, automatycznie spojrzałem w zielone tęczówki- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?- Słysząc tak dobrze znany mi głos poczułem się jakoś uspokojony. A więc to jest MÓJ Mizuki. W takim razie, kim jest ta druga osoba?
-Ehmmm ja… tak… chyba-Sam nie wiem co właściwie miałem zamiar powiedzieć, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłem skleić słów w jedno sensowne zdanie.
-Ho ho, chyba twój kociaczek jest nieco zdezorientowany. Myślę, że powinieneś mnie przedstawić braciszku- Odezwał się Mizuki numer dwa gasząc papierosa w popielniczce i szczerząc się do mnie przekornie. Czy on właśnie powiedział „kociaczek” i „braciszku”? Moja twarz robi się jeszcze czerwieńsza, oj czuje to …
-Dobrze, ale najpierw zamknijmy okno, nie chcę, żeby ktoś obcy nas słyszał- Mój Mizuki idąc w ślady drugiego zgasił papierosa w popielniczce i jednym ruchem zamknął okno. Od kiedy do cholery on pali papierosy? Kto by pomyślał? Ten Mizuki którego znam i papierosy, chyba jednak świat się kończy
- Dobrze. Więc może zacznijmy od początku.  Yuki to jest mój brat bliźniak Kai. Wczoraj jego zespół dawał koncert w klubie, w którym byłeś, o ile pamiętasz- Poczułem ten wyrzut i wyraźny akcent złości, gdy wypowiadał te ostatnie słowa. Cóż chyba nie powinienem się mu dziwić. W końcu wczoraj nie pokazałem się ze zbyt dobrej strony.
-Emmm miło mi poznać. Jestem Yuki-  Moja twarz w tym momencie z pewnością przypominała wielkiego buraka. Nie wiedząc za bardzo, co mam zrobić stałem jak słup gapiąc się na ta dwójkę.
-Siemka mały- Kai puścił mi perskie oczko i zaśmiał się rozbawiony najwyraźniej moim zachowaniem – Wchodź, pogadaj z nami. Ja Cię nie pogryzę, co do niego to nie wiem- Żachnął się wskazując kciukiem na Mizukiego. Ten w odpowiedzi posłał bratu tak grobowe i zabójcze spojrzenie, że chyba nawet ja bym się wzdrygnął.
-Yuki jesteś głodny? Może masz ochotę na coś konkretnego?- Zagadnął Mizuki, który uparcie stał przy blacie kuchennym podpierając się o niego tyłem.
-Nie dziękuje, nie jestem głodny-A raczej każda myśl o jedzeniu sprawia, że od razu, chce biec do łazienki. Zresztą przy tej dwójce, nie sądzę, żebym mógł cokolwiek przełknąć.
-W takim razie może masz ochotę na kawę? Powinna ci trochę pomóc na kaca- Spojrzałem badawczo na Mizukiego, ale najwyraźniej to był błąd. Jego rozbawiony uśmiech i nieco kpiące spojrzenie, sprawiły, że zrobiłem się jeszcze bardziej zakłopotany. Poczułem jak twarz znów zaczyna mnie piec ogniem wstydu. Mizuki widząc to zagryzł wargi starając się nie roześmiać. Niestety jego brat nie miał takich oporów.
-Oj mały widzę, że z ciebie naprawdę wstydliwe kociątko. I pomyśleć, że mój brat sprawił sobie, takiego słodziaka- Wyszczerzył się do Mizukiego, po czym wybuchnął śmiechem.
-Jeszcze słowo- Warknął blondyn w kierunku brata gromiąc go wzrokiem. Następnie przeniósł na mnie spojrzenie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nie wiedziałem co powiedzieć, jak zareagować. W którymś momencie moja głupia głowa podrzuciła mojej wyobraźni jedno z gorących wspomnień poprzedniej nocy. Odwróciłem szybko wzrok po raz kolejny dzisiejszego dnia czerwieniąc się jak wstydliwa panienka.
-Proszę Yuki siadaj sobie, nie będziesz przecież stał w drzwiach- Burknął Mizuki stawiając kubek z kawą na stole kuchennym. Był to raczej subtelny rozkaz niż prośba, dlatego od razu ruszyłem na krzesło. Chyba nieco zbyt nerwowo, bo obaj blondyni uśmiechnęli się jakoś rozbawieni pod nosem.
-Więc jak się poznaliście, co? Raczej nie w gej barze czy coś w tym stylu, bo chyba jesteś na to za młody- Żachnął się brat Mizukiego posyłając w moją stronę zaczepne spojrzenie. Spojrzałem nieco panicznie w zielone tęczówki stojące po mojej prawej stronie. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, a właściwie to nie wiedziałem, co mogę odpowiedzieć. W końcu nasz mały romans był jak dotąd dobrze strzeżonym sekretem. Mizuki westchnął zauważając najwyraźniej, że niemal błagam go o pomoc w tej sprawie.
-My… właściwie to… byłem… znaczy wciąż jestem …eh mmm… korepetytorem Yukiego- Wyrzucił w końcu patrząc na brata z niewyobrażalną powaga. Cóż właściwie to nie skłamał, no ale prawdy do końca też nie powiedział. Może tak jest lepiej? W końcu pewnych spraw lepiej nie roztrząsać.
-Aha, jakoś nie wiem czemu, ale nie chce mi się wierzyć w tą bajeczkę-Brat Mizukiego zmarszczył brwi i zaplótł ręce na piersi spoglądając na mnie badawczo niczym prawdziwy detektyw.
-Nie, nie to właściwie prawda… tak było- Uśmiechnąłem się do Kai’a najszerzej jak tylko potrafiłem, wymachując chyba nieco przesadnie rękami.
-No dobrze. Skoro tak twierdzicie to niech wam będzie- Posłał nam obu nieco rozczarowane spojrzenie. Mam wrażenie, że spodziewał się o wiele bardziej pikantnej, pełnej akcji i emocji opowieści, niż zwykły chwyt z korepetytorem. No cóż poradzić? Wyglądał na nieco rozczarowanego, mimo to już po chwili wstał energicznie z krzesła uśmiechając się zaczepnie – No dobrze skoro już się poznaliśmy to wybaczcie, ale komu w drogę temu czas. Ja spadam, mam jeszcze sporo do załatwienia przed wyjazdem. Żegnaj mój kochany braciszku- Podszedł do Mizukiego obściskując go wylewnie i chyba nieco zbyt mocno, bo blondyn nie wydawał się zbyt szczęśliwy okazywanymi  mu uczuciami.
-Kai uspokój się. Przestań mnie tak ściska, bo mi żebra wszystkie połamiesz. Dosyć już tego puszczaj mnie!- W końcu Brat Mizukiego rozluźnił uścisk i z pełnym zadowolenia uśmiechem skierował się w moja stronę. Nieco przerażony jakoś od razu wyprostowałem się na krześle starając się wbić plecy w oparcie. Jednak ku mojemu zdziwieniu, Kai podał mi jedynie rękę. Nie podejrzewając żadnego podstępu ja również podałem mu swoją.
-Do widzenia piękny chłopcze. Bardzo miło było Cię poznać- Nim się zorientowałem pociągnął moją rękę do swoich ust i pocałował wierzch mojej dłoni, niczym dżentelmen żegnający damę. W jednym momencie po prostu poczułem, jak temperatura mojego ciała gwałtownie wzrasta.
-Do… do… dowidzenia- Wyjąkałem czując jak poliki znów mnie pieką niemiłosiernie. Mizuki podszedł do brata i jednym ruchem ręki pacnął go w głowę.
-Co ty wyrabiasz? Przestań się wydurniać, przestraszysz go- Warknął złowrogo popychając brata  ku wyjściu.
-No już, już wychodzę- Kai odwrócił się znów w moją stronę i po raz kolejny dzisiejszego dnia posłał mi zaczepne perskie oko – Do zobaczenia mały- Nie żebym był jakąś wstydliwym prawiczkiem, ale raczej nie byłem przyzwyczajony do tego typu czułości. Zwłaszcza ze strony mężczyzn.
Chwile jeszcze zajęło, zanim brat Mizukiego wyszedł. Z kuchni słyszałem jedynie szmer zakładanych butów i stukot walizek ciągniętych wzdłuż podłogi. Krótko potem słychać było jeszcze korytarzowe echo cichej rozmowy prowadzonej w otwartych drzwiach. Ostatecznie po kilku chwilach drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Dokładnie w momencie, w którym usłyszałem ten dźwięk, zdałem sobie sprawę z bardzo ważnej rzeczy. Znów byłem w mieszkaniu SAM razem z Mizukim!
Poczułem, jak zdenerwowanie przeszywa moje ciało. Przełknąłem ślinę, wyczekując momentu, aż blondyn wejdzie z powrotem do kuchni. Wpatrywałem się tępo w kubek kawy, który wciąż stał przede mną nietknięty. Powrót blondyna trwał zadziwiająco długo, jak na przejście tak krótkiego dystansu. Czyżby on też się denerwował? Pomalutku upiłem łyk już nieco przestudzonej kawy, czekając na Mizukiego. W końcu zobaczyłem kątem oka szczupłą sylwetkę przechodzącą tuż obok mnie. Odsunął krzesło i spokojnie usiadł wciąż się nie odzywając. Zacząłem się zastanawiać, czy aby nie jest na mnie zły, z powodu wczorajszego no wiecie… wybryku. Jednak nie potrafiłem zdobyć się na odwagę by spojrzeć w tej chwili w jego oczy.
-Przepraszam Cię za niego Yuki. Mój brat jest jak sam widzisz dość wybuchową i raczej mało taktowna osobą, ale jest naprawdę sympatyczny. Mam nadzieję, że Cię nie uraził?-
-Nie, nie skąd- Spojrzałem na blondyna chyba niezbyt myśląc nad konsekwencjami tego czynu. Gdy nasze oczy się spotkały znów poczułem to dziwne ciepło głęboko w sercu i czerwień, która kolejny raz wpełzła niechciana na moją twarz. To zaczęło być naprawdę irytujące! – Jest bardzo miły- Odparłem spuszczając wzrok z powrotem na kubek.  Przez chwilę między nami panowała cisza, która była sztuczna i bardzo drażniąca. Ta rozmowa z pewnością nie należała do łatwych dla żadnego z nas.
-Yuki- Usłyszałem swoje imię. Mimo to ciężko było mi się zdobyć na odwagę, by od razu spojrzeć w te piękne oliwkowe oczy. W końcu jednak udało mi się podnieść wzrok na blondyna – Powiedz mi jak dużo pamiętasz z wczorajszego dnia?- Zapytał ostrożnie, badając wzrokiem moją reakcję.
-Ja, no cóż znaczną jego część pamiętam- Odparłem znów uciekając od niego spojrzeniem gdzieś w głąb pomieszczenia.
-Znaczną… właściwie to najbardziej interesuje mnie czy pamiętasz, co działo się po powrocie z klubu?-  Słysząc te słowa już miałem pewność, o czym Mizuki dokładnie chciał ze mną rozmawiać. Wczorajszego dnia przy sporej pomocy procentów wszystko wydawało się łatwiejsze. O wiele łatwiejsze!
-Tak, pamiętam- Pisnąłem cichutko, nie mogąc zapanować nad własnym głosem. Sam nie wiem co się działo. Czułem strach. Jakbym bał się, że przez jakieś niewłaściwie słowo mogę go stracić, że zaraz powie, że to była pomyłka, że mam zapomnieć o tym wszystkim i odejść. W pewnym momencie poczułem ciepłą dłoń dotykającą mojego nadgarstka. Spojrzałem na blondyna, który niespodziewanie się do mnie zbliżył. Poczułem jego rękę na karku, jak wsuwa się szybko w moje włosy. Kolejny był już tylko pocałunek. Długi, namiętny i bardzo rozkoszny. Sprawił, że zacząłem się rozpływać, przymykając powieki. Zwinny język blondyna wdarł się pomiędzy moje usta, zachęcając do wspólnego tańca. Nie mogłem nie odwzajemnić tak cudownego pocałunku. Chwilę później Mizuki odsunął się pozostawiając niedosyt i z trudem łapany oddech.
-Chciałem się upewnić, że TEGO nie zapomniałeś- Uśmiechnął się szelmowsko w moją stronę rozpalając moje pragnienie jeszcze bardziej. Czy ja śnie? Czy to jakiś cudowny sen? Jeśli tak to błagam niech nikt nie waży się mnie budzić.
-Nie mógłbym zapomnieć. Tylko… myślałem, że może jesteś zły, no wiesz… na mnie- Odparłem tym razem patrząc już prosto w twarz blondyna. On również badał mnie wzrokiem przez chwilę, po czym parsknął jakby rozbawiony.
-Jeśli miałbym być na kogoś zły to raczej na siebie, nie na Ciebie- Odparł podpierając ręką brodę. Przez chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Chyba każdy z nas chciał powiedzieć wiele różnych rzeczy, ale nie potrafiliśmy. W końcu tak wiele rzeczy i spraw nas dzieliło. Byliśmy skrajnie różni, a mimo to znalazło się uczucie, które nas połączyło. Mizuki przerwał w końcu ciszę zaczynając chyba od najmniej przyjemnego tematu.
-Yuki wiesz, że nikt w szkole nie może się dowiedzieć o tym prawda?- Spojrzał na mnie kątem oka sprawdzając chyba czy takie słowa mnie nie obrażą.
-Tak rozumiem, obaj mielibyśmy wtedy poważne kłopoty- Cóż nie byłem aż tak głupi, by tego nie rozumieć. W końcu romans nauczyciela i ucznia, był chyba największym tabu, jaki mógłby wymyślić ten mały światek, w jakim żyliśmy. Tym bardziej, gdy chodziło o homoseksualną parę. Mizuki westchnął jedynie zdając sobie doskonale sprawę z konsekwencji naszego wyboru i zapewne trudność i, które od tej chwili będą się zwyczajnie mnożyć.
-Yuki posłuchaj. Niedługo nie będę już twoim nauczycielem- W tym momencie spojrzałem na Mizukiego autentycznie przerażony. On jedynie uśmiechnął się widząc moją grobową minę – To nie tak jak myślisz. Po prostu moje relacje z dyrekcją nie układają się najlepiej. Mięliśmy wiele spięć- Och tak pamiętam aż nazbyt dobrze. Nim zdążyłem jednak cokolwiek dodać Mizuki niemal czytając mi w myślach od razu zaprzeczył – Nie, nie chodzi tylko o tamtą sprawę, w którą byłeś wmieszany. Wierz mi było tego o wiele więcej. Po prostu sposób i system nauczania, który mi narzucono wybitnie mi się nie podoba. Ostatecznie jednak, o moim odejściu i tak zadecydowało coś innego- Przez chwile patrzył na mnie zagryzając lekko dolną wargę - Dostałem ofertę lepiej płatnej posady w pewnym laboratorium, dlatego postanowiłem zrezygnować z nauczania- Zakończył patrząc na mnie badawczo. Cóż tego się raczej nie spodziewałem. Co miałem powiedzieć? Nie myślałem, że tak szybko odejdzie. Raczej spodziewałem się, że nasze role nauczyciel-uczeń, które tak uwielbiałem, będę mógł pociągnąć jeszcze przez jakiś czas. Tymczasem tutaj wielkie boom. Mizuki odchodzi. Pytanie tylko… czy ze mną?
Spojrzałem na blondyna chyba aż nazbyt wymownie. Dokładnie była to mina w stylu małego szczeniaczka, gdy pan wyjeżdża na wakacje. Coś jak „a ja? Zostawisz mnie?”
-Na razie mam wolne do przyszłego tygodnia. Zresztą chyba o tym słyszałem o ile dobrze wszystko zrozumiałem- Uśmiechnął się do mnie figlarnie, zagryzając wargę z rozbawienia. W tym momencie poczułem się troszeczkę głupio, przypominając sobie panikę, jaką wywołało u mnie zniknięcie Mizukiego ze szkoły. No, ale cóż jak się okazało moje obawy nie były całkowicie bezsensowne. W końcu jednak odchodzi –No, ale ostatecznie chyba będę musiał się przeprowadzić do sąsiedniego miasta- Zakończył patrząc na mnie tak uważnym spojrzeniem, jakby oczekiwał, że zaraz się rozpłaczę czy coś takiego. Cóż przyznam szczerze, że to były raczej bolesne i nieoczekiwane wieści.
-Ja rozumiem. Przecież musisz myśleć o swojej przyszłości. Rozwijać się- Burknąłem, spuszczając wzrok na stój. Nie byłem w stanie patrzeć mu prosto w oczy. Po prostu nie potrafiłem. Wtedy chyba faktycznie bym się rozpłakał.
-Yuki. Popatrz na mnie- Usłyszałem ten subtelny rozkaz tuż przy uchu. Uniosłem wzrok starając się wyglądać normalnie. Usilnie powstrzymywałem łzy, które nagle zaczęły gromadzić się w moich oczach. Mizuki westchnął ciężko i wysunął jedną dłoń gładząc powoli mój policzek –W ogóle mi nie ufasz co? Myślisz, że Cię zostawię prawda?- Serce w mojej piersi zadrżało na dźwięk tych słów. Natychmiast odwróciłem wzrok. Nie chciałem, żeby patrzył jak płaczę, a nie byłem w stanie już dłużej powstrzymywać łez.
-Tak… to znaczy, ja rozumiem. Przeze mnie nie możesz przecież…- Nim zdążyłem wypowiedzieć chociażby słowo więcej blondyn szarpnął mnie w swoją stronę. Podciągnął mnie do góry i usadowił na swoich kolanach, co przyznam szczerze zaskoczyło mnie w takim stopniu, że łzy same przestały lecieć.
-Wydawało mi się, że wczoraj wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale najwidoczniej tylko mi się wydawało- Powiedział niemal gniewnie patrząc mi głęboko w oczy z bardzo poważną miną – Powiedziałeś mi, że mnie kochasz, ja również powiedziałem, że kocham Ciebie- Na dźwięk tych słów znów zaczerwieniłem się odrobinkę – Skoro tak to znaczy, że zdecydowaliśmy obaj, że powinniśmy ze sobą być. Mam rację?-
-Tak- Odpowiedziałem niemal mechanicznie patrząc w te cudowne oczy, w których złość powoli zmieniała się w gorące uczucie.
-Skoro tak to znaczy, że jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Ty za mnie a ja za Ciebie- Przestał na chwilę mówić przyglądając się uważnie mojej zaskoczonej twarzy. Uśmiechnął się delikatnie najwyraźniej zadowolony z efektu swoich słów –Miej we mnie trochę wiary. Może nie pamiętasz, ale wczoraj, gdy tak bardzo mnie błagałeś, żebym nie odchodził powiedziałem, że już nigdy Cię nie zostawię- Jego usta ułożyły się w szeroki Szelmowski, bardzo figlarny uśmiech. Za to ja poczułem się odrobinę zażenowany pamiętając swoje wczorajsze zachowanie –Nim zakończę wszystkie sprawy związane ze szkołą, a dyrekcja znajdzie kogoś na moje zastępstwo minie ponad miesiąc. Przez ten czas będziemy się widywać tak jak dotychczas. Jednak pamiętaj, że wszystko musi pozostać sekretem- Uniósł jedną brew zerkając na mnie znacząco. Kiwnąłem jedynie głową na znak, że rozumiem – Wciąż masz przed sobą prawie półtora roku nauki. Dlatego przemyślałem wszystko dokładnie i zdecydowałem, że dopóki nie skończysz szkoły i nie napiszesz matury zostanę w tym mieście. Potem się przeniosę. Razem z Tobą o ile będziesz chciał oczywiście – Spojrzał na mnie wyczekująco. Chciał, żebym odpowiedział. Żebym podjął decyzję, która dla mnie właściwie była oczywista.  Nie było nad czym się zastanawiać. Kochałem go tak bardzo, że byłem gotów wyruszyć za nim w świat. Poza tym nienawidziłem tego miasta, zdaje się zresztą, że z wzajemnością.
-Pójdę za Tobą wszędzie- Mruknąłem przybliżając się do niego. Zgodzę się na wszystko, na cokolwiek będzie chciał, jeśli tylko będę mógł pozostać przy jego boku. Uśmiechnął się zawadiacko, zupełnie, jakby dokładnie takiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał.
-Grzeczny chłopiec-Mruknął tuż przy moich ustach, po czym złączył je w namiętnym pocałunku. Całowaliśmy się długo, bardzo długo. Czułem jakby zniknęła między nami jakaś bariera. Mur, który wcześniej nie pozwalał nam na takie czułości. Jakby każde z nas wreszcie swobodnie mogło wyrażać swoje uczucia bez oszustw, kłamstewek i fałszywej pozorności. Byliśmy wreszcie wolni. Teraz liczyliśmy się tylko my, my i nasza miłość.
Chyba po raz pierwszy w życiu widzę swoją przyszłość w tak cudownie kolorowych barwach.
A najwspanialsze jest to, że mogę ją dzielić z tym, którego kocham całym sercem.
Od teraz każdy dzień może być jedynie lepszy.


CDN…