Już od dłuższego czasu planowałam wznowienie opowiadania o braciach. Pochłonęło to sporo mojego czasu, ale udało mi się wyczarować jeden rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jasne jesienne promienie słoneczne wdzierały się przez wielkie
szyby szkolnych okien oświetlając delikatną twarz szatyna. Rozmarzone oczy
Kacpra wpatrywały się w dal rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Właśnie
siedział na biologii. Lekcje już niemal dobiegały końca, ale nie miał nawet pojęcia,
o czym mówiła podstarzała nauczycielka tłumacząca coś usilnie przy tablicy. Własne
myśli zbyt mocno zajmowały teraz jego głowę. Były gdzieś daleko, bardzo daleko.
W domu rodzinnym. Minęło kilka dni ode feralnych urodzin ojca Alexa. Cóż niby
nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło w tym czasie, a mimo wszystko zdawało się,
jakby cały świat się zmienił. Atmosfera w domu chłopaka niemal wrzała. A
właściwie jego niewzruszona i wiecznie niezadowolona rodzicielka sprawiała, że
przez cały tydzień wszyscy stali jak na szpilkach. Przez te kilka dni
skutecznie schodzili z drogi matce, a mimo to ta potrafiła robić awantury i
wydzierać się jak opętana. Była niemal jak bomba zegarowa, która tylko czeka na
punkt zapalny, żeby eksplodować mieszaniną gniewu i goryczy. A powód jej
zachowania mógł być tylko jeden, Alex.
Ledwie ojciec chłopaka zdmuchnął świeczki a brunet już się
zmył nie próbując nawet tortu. Oczywiście ciotka Alexa nieomieszkana nagłośnić
tego faktu, czym jeszcze bardziej pogorszyła atmosferę przy stole. Kacper nie
mógł zrozumieć, jakim cudem te kobiety mogą mieć w sobie tyle wzajemnej zawiści
i niechęci. Wiadomo, że połączenie dwóch rodzin nie jest prostą sprawą, ale
żeby aż tak skakać sobie do gardeł jedynie z powodu odmiennego nazwiska? To
jakaś kompletna niedorzeczność…
Myśli chłopaka przerwał donośny dźwięk dzwonka. Lekcje
dobiegły końca. Kacper cicho westchnął pod nosem wstając mozolnie z krzesła.
Położył swój plecak na ławce i powoli zaczął się pakować. Nie miał najmniejszej
ochoty wracać do domu. Wysłuchiwanie narzekań matki i wszelkich epitetów pod
adresem Alexa naprawdę doprowadzało go już do szaleństwa. Co gorsza prócz
biblioteki nie miał innego pomysłu na zagospodarowanie nadmiaru wolnego czasu.
-Cześć Kacper-Szatyn spojrzał na swojego przyjaciela, który
uśmiechał się do niego przymilnie.
-Ach, witaj Tom. Jak tam twój wyjazd z rodziną?- Kacper
odwzajemnił uśmiech, choć już czuł co się kryje za wyrazem twarzy przyjaciela.
-Całkiem przyjemnie. Trochę za krótko by odpocząć, no ale
wiadomo jak jest. A poza tym nic ciekawego. Za to mama mówiła, że u Was w domu
działy się jakieś rewolucje- Ocho, właśnie tego Kacper najbardziej się obawiał.
Przez cały tydzień, chociaż w szkole miał, spokój, bo jego przyjaciel wyjechał
z rodziną w góry. Na jego nieszczęście ich matki rozmawiały godzinami przez
telefon i oczywiście wszyscy wiedzieli o feralnych urodzinach. Miał nadzieję,
że już nie będzie musiał wracać do tego momentu, no ale jak widać mylił się.
-Ach to nic takiego. Mama trochę przesadza- Burknął Kacper
machając ręką od niechcenia. Chłopak szybko zawinął torbę i zmierzał w kierunku
wyjścia. Miał nadzieję, że jego przyjaciel przestanie go wypytywać o rodzinne
sprawy.
-Jak to nic takiego? Twoja mama mówiła, że ten twój
niewydarzony brat narobił jej wstydu, że skandalicznie się zachowywał i w
ogóle- Niestety Tom dogonił Kacpra nim ten zdążył w ogóle się od niego oddalić.
Szatyn cmoknął niezadowolony pod nosem. Naprawdę nie miał ochoty o tym
rozmawiać, a już na pewno nie z osobą, która nie miała nic wspólnego z jego
rodziną.
-Ach, nic takiego się nie wydarzyło. Moja matka czasem lubi
ubarwiać nieco fakty- Burknął Kacper posyłając przyjacielowi nieco wymuszony
uśmiech i przyspieszając nieco kroku.
-Jak to nic? Nie sądzisz, że za bardzo go bronisz? Gdybym ja
miał takiego brata to wolałbym w ogóle go nie znać- Tom palnął nieco cynicznie
wzruszając ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kacper
przystanął na chwile słysząc te słowa. Jego niewielkie pięści zacisnęły się
samowolnie hamując wylew gniewu. Wszystko w nim dosłownie się gotowało.
„Wolałby go w ogóle nie znać”. Co to miało być? Jakim prawem ktoś może mówić
coś takiego o jego bracie? Jak ktoś, kto w ogóle go nie zna, ma czelność go
oceniać? –Och a tak w ogóle idziesz może do biblioteki?- Mruknął to, jakby nic
się nie stało. Kacper wziął głęboki wdech, który pozwolił mu nieco uspokoić
emocje. Nawet gdyby teraz nakrzyczał na swojego przyjaciela niczego by to nie
zmieniło. Nie pomogłoby Alexowi, a jedynie zaostrzyłoby sytuację w domu. Cóż
pozostało mu jedynie odpuścić.
-Nie. Dzisiaj nie idę- Burknął smętnie Kacper wpatrując się
wciąż w podłogę. Cóż początkowo miał zamiar tam właśnie spędzić dzisiejsze
popołudnie, ale skoro Tom również się tam wybierał, to nie miał najmniejszego
zamiaru tam iść. Nie dzisiaj. Nie kiedy musiałby wysłuchiwać kolejnych
bezpodstawnych oskarżeń pod adresem Alexa. Chyba wtedy po prostu nie dałby rady
powstrzymać emocji. A przecież nie chciał mieć żadnych kłopotów.
-Nie idziesz? Słyszałem, że cały tydzień tam siedziałeś.
Myślałem, że sobie pogadamy- Kacper znów westchnął siląc się na spokój. Czy
jego matka naprawdę wszystkim musiała beblać w kółko o tym, co robi? Zero
prywatności. Monitoring 24/7.
-Nie dzisiaj mam coś ważnego do załatwienia- Skłamał
wymuszając na sobie blady uśmiech. Naprawdę, nie lubił kłamać, ale czy miał
jakieś inne wyjście?
-Rozumiem. W porządku w takim razie do zobaczenia jutro- Tom
uśmiechnął się perliście do Kacpra, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę
biblioteki. Nareszcie. Nareszcie Kacper mógł odetchnąć. Wszystkie te uporczywe
i złośliwe pytania były naprawdę męczące. Strasznie go irytowały. Wszystkie te
słowa to bzdury wyssane z palca przez jego matkę i powtarzane w kółko przez
innych. Sam tego nie rozumiał, ale każda obelga pod adresem Alexa w jakiś dziwny
sposób go bolała. Nie potrafił tego zrozumieć. Jednak słysząc takie głupoty po
prostu się w nim gotowało. Przecież oni nawet nie wiedzieli o kim mówią. W życiu
nawet nie widzieli jego brata a potrafili oceniać go bez żadnych skrupułów. Ludzie
bywają naprawdę bezlitośni.
Gdy Kacper doszedł do szafek na parterze wyjął swoje
codzienne buty i wymienił je z tenisówkami, które miał właśnie na nogach. Zamknął
szafkę na kluczyk i stanął przed wyjściem ze szkoły. Pozostawało jedno
zasadnicze pytanie. Gdzie teraz miał pójść? Na pewno nie do domu. Ledwo uwolnił
się od swojego przyjaciela, a miałby dobrowolnie wystawić się na gderania
swojej matki? Co to, to nie. Chyba jedyne wyjście to pokręcić się po okolicy. Może
wybierze się do parku? Dzisiejszego dnia słońce świeciło naprawdę pięknie a na
dworze było przyjemnie ciepło.
Chłopak opuścił mury budynku kierując się do pobliskiego
parku. Był niewielki, ale było tam sporo ławeczek. Można było tam usiąść i odpocząć,
a przede wszystkim zapomnieć o innych i zaczerpnąć nieco samotności. Słońce święciło mu w twarz łaskocząc jego
skórę ciepłymi promieniami. Lekki wietrzyk rozczochrał jego idealnie ułożone
włosy. Chłopak odetchnął głęboko czując jak nerwy i wściekłość całkowicie opuszają
jego ciało. Wreszcie mógł się zrelaksować. Wszedł przez wielką kamienną bramę
na wąską ścieżkę dzielącą zielone trawniki i niewielkie kwietniki. W parku nie
było zbyt wielu ludzi. Jedynie kila par, które zajmowały się sobą. Szatyn
wszedł głębiej w park. W końcu znalazł odosobnioną ławeczkę stojącą pod dwoma
wielkimi dębami. Była po prostu idealna. Usiadł na niej rzucając swój plecak
tuż obok. Wyciągnął z niego kanapkę, którą rano dostał od mamy. Jakoś przez
cały dzień nie był głodny. Wręcz przeciwnie zbyt wiele zmartwień siedziało w
jego głowie, by przejmował się czymś takim jak jedzenie. Jednak skoro miał
tutaj spędzić trochę czasu musiał zaspokoić głód, który wreszcie odezwał się
głośnym burczeniem jego brzucha. W końcu do obiadu jeszcze daleko. Gdy tylko wbił zęby w miękki chleb przed nim
pojawiło się kilka wróbli świergoczących wesoło. Wyrwał kawałem chleba i
pokruszył go przed sobą. Brązowe ptaszki od razu podskoczyły radośnie, łapiąc
za maleńkie okruszki. Kacper wyłożył się wygodnie na ławce rozkoszując się
delikatnym wiatrem rozwiewającym jego włosy. Wreszcie mógł odetchnąć spokojnie.
Niestety nie miało to trwać zbyt długo.
W pewnym momencie tuż za Kacprem pojawił się wysoki blond
włosy chłopak. Widząc zrelaksowanego szatyna podszedł do ławeczki i kopnął w
nią z całej siły. Wystraszony Kacper zerwał się na równe nogi upuszczając na
ziemię zjedzoną do połowy kanapkę. Z przerażeniem w oczach spojrzał na
blondyna. Wyglądał na osiedlowego chuligana. W uszach miał kilka kolczyków, a
na szyi jakiś mało wyraźny tatuaż. Miał włosy krótko ścięte na jeżyka i kpiący
wyraz twarzy.
-Chodźcie tutaj chłopaki szybko. Patrzcie co nam się
zagnieździło w miejscówce- Tuż za nim z zarośli wyszło jeszcze trzech
nastolatków. Również wyglądali na niezłych opryszków. Wszyscy byli niechlujnie
ubrani z minami, które świadczyć mogły jedynie o nadejściu kłopotów.
-Patrzcie jaki porządny chłoptaś- Żachnął się rudy chuderlak
stojący tuż obok blondyna, który najwyraźniej był przywódcą całej grupki.
-Pewnie chodzi do tej prywatnej budy w pobliżu. Na pewno ma
sporo kasy przy sobie- Burknął grubas w bejsbolowej czapce.
-Cóż, sprawdźmy- Uśmiech, który wymalował się właśnie na
ustach blond przywódcy nie świadczył o niczym dobrym.
-Ja nic przy sobie nie mam, przysięgam!- Pisnął Kacper
unosząc ręce w obronnym geście. Nie miał zamiaru wdawać się z nimi w żadne bójki.
Kłopoty, to ostatnia rzecz, której mu teraz było trzeba.
-Och, bez przesady my chcemy tylko się upewnić. Bierzcie
jego torbę chłopaki- Blondyn wskazał na plecak Kacpra, który wciąż spoczywał na
deskach ławeczki. Nim Kacper zdążył go chwycić, rudzielec porwał jego torbę. Z
szerokim uśmiechem na ustach otworzył zamek i odwrócił go do góry nogami
wysypując całą zawartość na trawę. Zimny dreszcz przeszył ciało Kacpra.
Dlaczego? Dlaczego oni robią takie rzeczy? Przecież on niczego im nie zrobił. Chciał
tylko spokojnie tutaj posiedzieć. Rudzielec kopnął kilka książek Kacpra
szukając najwyraźniej czegoś wartościowego -Cholera. Max nic tutaj nie ma-
-Więc musi mieć kasę przy sobie. Brać go- Z przerażeniem w
oczach Kacper patrzył jak trzech opryszków zaczęło iść w jego stronę. Odwrócił
się szybko i zaczął uciekać, co sił w nogach. Niestety nie był zbyt szybki. Po
chwili jeden z łobuzów dopadł go i pchnął z całej siły. Szatyn zachwiał się i
nie zdołał złapać równowagi. Upadł na trawnik słysząc jak gruby materiał
rozrywa się na jego kolanach. Spojrzał na trzech chłopaków, którzy stali już
nad nim. Strach sprawiał, że czuł wielką gulę w gardle. Oddech wiązł mu w
gardle, a serce biło jak oszalałe.
-Dawaj kasę mały!- Fuknął grubas w czapce, spluwając tuż
obok przerażonego chłopaka.
-Nie. Proszę, puśćcie mnie. Ja nic nie mam!- Wychrypiał
Kacper kuląc się z przerażenia.
-Problem w tym, że my ci nie wierzymy- Zadrwił blondyn
patrząc na wszystko z niewielkiej odległości. Gdy nie usłyszał odpowiedzi
machnął ręką do koleżków by robili, co do nich należy.
– Skoro nie po dobroci, to może to Cię zachęci- Rudzielec
zakpił nachylając się nad Kacprem. Szatyn zwinął się w kulkę próbując osłonić
twarz przed nadchodzącym uderzeniem. Poczuł pięść wbijającą się w jego żebra.
Następne było kopnięcie w nogi, potem uderzenie w ręce i znowu kopniak. Łzy
bólu zaczęły spływać po delikatnej twarzyczce chłopaka.
-Nie. Przestańcie. Proszę!- Chłopak zaczął błagać ochrypłym
głosem coraz bardziej zalewając się łzami. W tym samym momencie usłyszał głośny
plask, a wraz z nim skończyły się uderzenia. Otworzył załzawione oczy i lekko
rozchyliła ramiona rozglądając się wokół siebie. Wandale zniknęli. Kacper uniósł
się lekko na ramionach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, co się dzieje.
Rudzielec o ciętym języku leżał kilka metrów dalej łapiąc się za nos, próbując
zatamować krew. Za to grubas w czapce kucał niedaleko łapiąc się w pasie i
próbując odzyskać oddech. Trzeci opryszek uciekł gdzieś daleko chowając się za
ławką. Blond włosy przywódca z wściekłością i zaciśniętymi zębami spoglądał na
postać stojącą tuż przy Kacprze. Wysoki chłopak w wytarganych dżinsach i
czarnej koszulce. Czarne przydługie włosy falowały na wietrze. Brunet odwrócił
się delikatnie w stronę Kacpra posyłając mu badawcze spojrzenie. Na widok tych
oczu szatyn poczuł niewyobrażalną ulgę. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa rozlało
się po jego ciele. Łzy radości uwięzły w kącikach jego oczu. To był Alex. To właśnie
on przyszedł mu na ratunek.
-Żyjesz mały?- Burknął Alex patrząc uważnie na brata. Był
nieco poobijany i zapewne będzie miał kilka siniaków, ale na szczęście nic
poważnego mu nie groziło. Kacper zbyt przerażony tym, co się właśnie stało
jedynie skinął głową.
-Alex ty kundlu znów wtrącasz się w nie swoje sprawy. Wypierdzielaj
z mojego terenu- Warknął blondyn zaciskając pięści ze złości. Zaczął zbliżać się
do bruneta przyjmując bojową postawę.
-Twojego? Nie przypominam sobie, byś miał to miejsce na
własność- Parsknął Alex szykując się do obrony.
-Jeszcze tego pożałujesz!- Blond opryszek rzucił się na
bruneta z pięściami. Jednak nim zdążył go uderzyć, Alex odskoczył i podstawił
mu nogę. Na koniec posłał mu jeszcze porządnego kopniaka w tyłek. Nim chłopak
się zorientował zarył nosem prosto w trawę. Alex szybkim krokiem podszedł do
brata łapiąc go pospiesznie za ramię.
-Szybko musimy zwiewać- Szepnął do szatyna pomagając mu
wstać. Kacper wciąż roztrzęsiony ledwie trzymał się na nogach. Spojrzał na
brata wzrokiem pełnym wdzięczności.
-Ale…ale moje rzeczy- W tym momencie jego wzrok padł na
stertę książek rozrzuconą przy ławeczce. Wzrok Alexa również podążył w tamtą
stronę. Chłopak przeklął cicho pod nosem i szybko pobiegł w tamtą stronę.
Musiał się spieszyć, bo rudzielec i grubas powoli dochodzili do siebie. Zaczął
wrzucać wszystko jak popadnie z powrotem do plecaka. Szybko rozejrzał się
dookoła czy nic cennego nie zostało. W tym momencie grubas wstał i zaczął biec
w jego stronę.
-Alex uważaj!- Kacper krzyknął patrząc jak opryszek zbliża
się coraz bardziej do jego brata. Brunet nie zdążył jednak podnieść się na
czas. Grubas zamachnął się i trafił chłopaka w twarz. Ten zachwiał się na
nogach i upadł na trawę. Nim jednak opryszek zdążył po raz kolejny dosięgnąć go
swoim ciosem, brunet kopnął go w kolano. Ten padł niczym ścięte drzewo na ziemię.
Alex szybko odskoczył na bok, złapał za plecach i zaczął biec w stronę Kacpra.
-Wstawaj szybko!- Chwycił chłopaka za rękę i pociągną w górę
a potem za sobą. Zaczęli biec przed siebie. Nie oglądając się za siebie biegli
coraz szybciej i szybciej. Przeskakiwali małe krzewy i niewielkie klomby. Kacper
starał się dorównać kroku bratu, ale ciężko było mu nadążyć. Nogi odmawiały mu
posłuszeństwa i coraz gorzej było złapać oddech. W końcu wybiegli przez
kamienne wejście do parku od wschodniej strony. Wreszcie byli niedaleko domu. Alex
stanął starając się uspokoić szybki oddech. Kacper złapał się murku łapiąc
kolejne oddechy. Nogi zaczęły mu się trząść a serce trzepotało, jakby zaraz
miało wyskoczyć mu z klatki piersiowej. To było jakieś szaleństwo.
-W porządku? Nic ci nie jest?- Zagadnął Alex wciąż szybko
oddychając. Kacper pokręcił tylko głową. Uśmiechnął się do bruneta siląc się na
dobrą minę. Tak naprawdę był wciąż przerażony i chciało mu się po prostu
płakać. To pierwszy raz, gdy spotkało go coś tak okropnego.
-Dzie… Dzięku… Dziękuje- W końcu udało mu się wydyszeć mimo
palącego gardła.
-Dasz rade dojść do domu?- Zapytał Alex przyglądając się
uważnie bratu.
Kacper skinął głową. Brunet bez słowa podał chłopakowi
plecak, który wciąż trzymał w ręce. Ten szybko przerzucił go przez ramię i z uśmiechem
odwrócił się i przeszedł kilka kroków. Niestety to był kres jego wytrzymałości.
Wszystkie mięśnie w jednym momencie odmówiły mu posłuszeństwa. Chłopaka
dosłownie ścięło z nóg, a przed upadkiem ochroniło go jedynie silne ramie
brata. Alex zdążył podeprzeć szatyna nim ten runął na ziemię.
- Dobre sobie. Przynajmniej
mógłbyś przestać udawać - Alex burknął do brata obejmując go porządnie w pasie.
Powolnym krokiem zaczęli iść w stronę domu.
- Przeprasza - Kacper szepnął cicho lekko zawstydzony.
- To nic takiego - Odparł brunet wciąż patrząc przed siebie –
Trochę mnie dzisiaj wystraszyłeś – Kacper spojrzał lekko zaskoczony na poważną
twarz brata – Gdy zdałem sobie sprawę, że to Ciebie tłuką te dupki to mało zawału
nie dostałem. Myślałem, że ich tam pozabijam-
-Przeprasza- Szepnął szatyn chowając twarz przed wzrokiem
brata.
-Dlaczego mnie przepraszasz?- Zapytał Alex marszcząc brwi.
-Bo przeze mnie prawie dostałeś zawału- Odpowiedział Kacper
ze śmiertelnie poważną miną. Alex nie mogąc wytrzymać roześmiał się głośno.
-Ja z Tobą nie mogę. Przecież tak tylko się mówi- Alex nie
potrafił przestać się uśmiechać, jednak po chwili nieco spoważniał –A tak w
ogóle to, jakim cudem wpadłeś w łapska tych dupków?-
-Ja tylko siedziałem na ławce- Burknął Kacper usiłując
powstrzymać łzy w kącikach oczu.
-Jeśli się rozpłaczesz to Cię tutaj zostawię- Fuknął Alex
łypiąc na brata spod byka. Po chwili jednak westchnął już nieco spokojniej – Następnym
razem uważaj i nie chodź tam. Często tam przesiadują i same z nimi kłopoty- Brunet
cmoknął pod nosem przypominając sobie ile razy już na nich wpadł.
Kacper jedynie skinął głową na znak, że rozumie. Cóż po tym,
co go dzisiaj spotkało na pewno będzie omijać to miejsce szerokim łukiem. Kto
by pomyślał, że w takim pięknym, spokojnym parku mogą mu się przytrafić takie
rzeczy. Całe szczęście, że pojawił się Alex. Gdyby nie on to, kto wie co by się
z stało? Te osiłki wyglądali na takich, co potrafią wysłać człowieka do
szpitala bez wyraźnego powodu. Nagle tematy do rozmów, jakby się urwały, a
między chłopakami zapadła cisza. Całe szczęście, że byli już niemal przed
domem. Gdy doszli do bramy Kacper nagle zatrzymał się jak wryty. Dokładnie w
tym momencie zdał sobie sprawę z tego jak wygląda. Spodnie usmarowane trawą i
ziemią, rozdarte na kolanach. Sweter zmierzwiony i zakurzony, a o koszuli to
już lepiej nawet nie wspominać. Co sobie pomyśli jego matka, gdy go zobaczy?
Awantura murowana.
-Coś się stało?- Zapytał Alex, gdy poczuł nagły opór ze
strony brata.
-Matka mnie zabije, gdy mnie zobaczy- Jęknął Kacper przyglądając
się dokładnie szerokiej dziurze. Alex parsknął niepohamowanie widząc minę
brata.
- Chyba masz rację - Choć wyśmiewanie się w tej sytuacji z
brata nie było jego zamiarem zwyczajnie nie potrafił powstrzymać rozbawienia –
W takim razie masz szczęście, że nie ma jej w domu – dodał po chwili z jeszcze
większym uśmiechem na ustach.
- Jak to? - Zapytał Kacper nieco zmieszany. Alex puścił
brata, który potrafił już stać o własnych siłach i nieco rozprostował plecy.
- Z dwie godziny temu pojechała z ojcem na zakupy. A zwykle wracają
po czterech - Odparł spokojnie Alex podpierając się o płotek. Z kieszeni spodni
wyciągnął papierosy. Włożył jednego do ust i odpalił. Następnie porządnie się
nim zaciągnął.
-Palisz?- To pytanie samo niepostrzeżenie wyrwało się
szatynowi z ust. Wizja brata w jego głowie, którą od tak dawna tworzył, kawałek
po kawałku zaczęła się rozsypywać. Nawet tak mała rewelacja jak palenie
papierosów sprawiła, że zdał sobie sprawę, że tak właściwie nic nie wie o Alexie.
Po tym co się dzisiaj zdarzyło był już tego niemal pewien.
-Jak widać- Burknął Alex mało zadowolony z pytania brata. Nie
lubił, gdy ktoś zwracał mu na coś uwagę. Znów zapadła między nimi krępująca
cisza. Alex coraz mocniej zaciągał się papierosem, co jakiś czas strzepując popiół
z końcówki. Kacper stał przy bramie zastanawiając się co ma ze sobą zrobić.
Powinien już pójść sobie do domu, a może ma poczekać, aż Alex znów się do niego
odezwie? W końcu po raz pierwszy prowadzili normalna rozmowę. Po raz pierwszy
od wielu lat rozmawiali ze sobą, jak normalne rodzeństwo. Zupełnie jakby ten
czas milczenia i ciszy nic nie znaczył. Kacper za nic w świecie nie chciał wracać
do punktu wyjścia. Nie chciał znów mijać się w korytarzu w ciszy.
-Alex, czy mogę zadać Ci pytanie?- Słowa wypowiadane przez
Kacpra były tak ciche, że ledwo można było je dosłyszeć.
-Jasne- Mruknął brunet wydychając kłęby dymu.
-Dlaczego mnie uratowałeś?- Alex niemal skamieniał słysząc
to pytanie. Przez chwile stał w ciszy nawet się nie poruszając. Patrzył gdzieś
w przestrzeń przed sobą jakby myśląc nad odpowiedzią. Jego usta wykrzywiały się
w grymas niezadowolenia.
-Czy to nie oczywiste?- Zapytał nieco urażonym głosem –W końcu
jesteśmy braćmi – Brunet rzucił wypalonego już papierosa na ulicę i przydepnął
go butem – Poza tym nie chciałem, żebyś miał mnie za potwora, którym według
twojej matki jestem- Oczy braci spotkały się w niemej rozmowie. Alex spuścił
jedynie głowę i odwrócił się ruszając w sobie tylko znaną drogę.
W oczach Kacpra znów pojawiły się łzy, ale tym razem bolało
go serce. Poczucie winy, które wciąż go nie opuszczało teraz znów dało o sobie
znać. Nie rozumiał, dlaczego jego brat
powiedział coś takiego. W końcu przecież nigdy nie uważał go za potwora. Nigdy
nawet nie pomyślał tak o nim.
-Alex!- Chłopak krzyknął za bratem, ale ten najwyraźniej nie
miał zamiaru się zatrzymywać – Alex! Dla mnie jesteś bohaterem a nie potworem!-
Kacper krzyknął z całych sił spoglądając na sylwetkę brata, która była coraz
dalej. Jednak na te słowa brunet odwrócił się w stronę chłopaka. Machnął
jedynie ręką z uśmiechem na znak, że zrozumiał -Alex! Dziękuję!- Kacper
krzyczał dalej, mimo że brunet oddalał się coraz bardziej –Dziękuje, że
jesteś!- Krzyknął tak mocno, jak tylko potrafił. Na te słowa jego brat
przystanął momentalnie. Alex z oddali wpatrywał się w brata. Jakby chciał odczytać
czy to, co właśnie usłyszał nie było tylko żartem, albo zwykłym
przejęzyczeniem. Patrzył tak przez chwilę, jakby nieco zakłopotany i
zawstydzony. Potem uniósł tylko dłoń na pożegnanie i uśmiechnął się szeroko.
Dzisiejszy dzień dla obu braci był doprawdy zwariowany.
Wszystko się zmieniło. Cisza została przełamana, ale czy na dobre? Jednak jedno
było pewne obaj chcieli ze sobą rozmawiać. Oby tylko wszystko układało się po
ich myśli.
CDN…