czwartek, 2 marca 2017

*8*

Już od dłuższego czasu planowałam wznowienie opowiadania o braciach. Pochłonęło to sporo mojego czasu, ale udało mi się wyczarować jeden rozdział. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ;)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jasne jesienne promienie słoneczne wdzierały się przez wielkie szyby szkolnych okien oświetlając delikatną twarz szatyna. Rozmarzone oczy Kacpra wpatrywały się w dal rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Właśnie siedział na biologii. Lekcje już niemal dobiegały końca, ale nie miał nawet pojęcia, o czym mówiła podstarzała nauczycielka tłumacząca coś usilnie przy tablicy. Własne myśli zbyt mocno zajmowały teraz jego głowę. Były gdzieś daleko, bardzo daleko. W domu rodzinnym. Minęło kilka dni ode feralnych urodzin ojca Alexa. Cóż niby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło w tym czasie, a mimo wszystko zdawało się, jakby cały świat się zmienił. Atmosfera w domu chłopaka niemal wrzała. A właściwie jego niewzruszona i wiecznie niezadowolona rodzicielka sprawiała, że przez cały tydzień wszyscy stali jak na szpilkach. Przez te kilka dni skutecznie schodzili z drogi matce, a mimo to ta potrafiła robić awantury i wydzierać się jak opętana. Była niemal jak bomba zegarowa, która tylko czeka na punkt zapalny, żeby eksplodować mieszaniną gniewu i goryczy. A powód jej zachowania mógł być tylko jeden, Alex.
Ledwie ojciec chłopaka zdmuchnął świeczki a brunet już się zmył nie próbując nawet tortu. Oczywiście ciotka Alexa nieomieszkana nagłośnić tego faktu, czym jeszcze bardziej pogorszyła atmosferę przy stole. Kacper nie mógł zrozumieć, jakim cudem te kobiety mogą mieć w sobie tyle wzajemnej zawiści i niechęci. Wiadomo, że połączenie dwóch rodzin nie jest prostą sprawą, ale żeby aż tak skakać sobie do gardeł jedynie z powodu odmiennego nazwiska? To jakaś kompletna niedorzeczność…
Myśli chłopaka przerwał donośny dźwięk dzwonka. Lekcje dobiegły końca. Kacper cicho westchnął pod nosem wstając mozolnie z krzesła. Położył swój plecak na ławce i powoli zaczął się pakować. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do domu. Wysłuchiwanie narzekań matki i wszelkich epitetów pod adresem Alexa naprawdę doprowadzało go już do szaleństwa. Co gorsza prócz biblioteki nie miał innego pomysłu na zagospodarowanie nadmiaru wolnego czasu.
-Cześć Kacper-Szatyn spojrzał na swojego przyjaciela, który uśmiechał się do niego przymilnie.
-Ach, witaj Tom. Jak tam twój wyjazd z rodziną?- Kacper odwzajemnił uśmiech, choć już czuł co się kryje za wyrazem twarzy przyjaciela.
-Całkiem przyjemnie. Trochę za krótko by odpocząć, no ale wiadomo jak jest. A poza tym nic ciekawego. Za to mama mówiła, że u Was w domu działy się jakieś rewolucje- Ocho, właśnie tego Kacper najbardziej się obawiał. Przez cały tydzień, chociaż w szkole miał, spokój, bo jego przyjaciel wyjechał z rodziną w góry. Na jego nieszczęście ich matki rozmawiały godzinami przez telefon i oczywiście wszyscy wiedzieli o feralnych urodzinach. Miał nadzieję, że już nie będzie musiał wracać do tego momentu, no ale jak widać mylił się.
-Ach to nic takiego. Mama trochę przesadza- Burknął Kacper machając ręką od niechcenia. Chłopak szybko zawinął torbę i zmierzał w kierunku wyjścia. Miał nadzieję, że jego przyjaciel przestanie go wypytywać o rodzinne sprawy.
-Jak to nic takiego? Twoja mama mówiła, że ten twój niewydarzony brat narobił jej wstydu, że skandalicznie się zachowywał i w ogóle- Niestety Tom dogonił Kacpra nim ten zdążył w ogóle się od niego oddalić. Szatyn cmoknął niezadowolony pod nosem. Naprawdę nie miał ochoty o tym rozmawiać, a już na pewno nie z osobą, która nie miała nic wspólnego z jego rodziną.
-Ach, nic takiego się nie wydarzyło. Moja matka czasem lubi ubarwiać nieco fakty- Burknął Kacper posyłając przyjacielowi nieco wymuszony uśmiech i przyspieszając nieco kroku.
-Jak to nic? Nie sądzisz, że za bardzo go bronisz? Gdybym ja miał takiego brata to wolałbym w ogóle go nie znać- Tom palnął nieco cynicznie wzruszając ramionami, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Kacper przystanął na chwile słysząc te słowa. Jego niewielkie pięści zacisnęły się samowolnie hamując wylew gniewu. Wszystko w nim dosłownie się gotowało. „Wolałby go w ogóle nie znać”. Co to miało być? Jakim prawem ktoś może mówić coś takiego o jego bracie? Jak ktoś, kto w ogóle go nie zna, ma czelność go oceniać? –Och a tak w ogóle idziesz może do biblioteki?- Mruknął to, jakby nic się nie stało. Kacper wziął głęboki wdech, który pozwolił mu nieco uspokoić emocje. Nawet gdyby teraz nakrzyczał na swojego przyjaciela niczego by to nie zmieniło. Nie pomogłoby Alexowi, a jedynie zaostrzyłoby sytuację w domu. Cóż pozostało mu jedynie odpuścić.
-Nie. Dzisiaj nie idę- Burknął smętnie Kacper wpatrując się wciąż w podłogę. Cóż początkowo miał zamiar tam właśnie spędzić dzisiejsze popołudnie, ale skoro Tom również się tam wybierał, to nie miał najmniejszego zamiaru tam iść. Nie dzisiaj. Nie kiedy musiałby wysłuchiwać kolejnych bezpodstawnych oskarżeń pod adresem Alexa. Chyba wtedy po prostu nie dałby rady powstrzymać emocji. A przecież nie chciał mieć żadnych kłopotów.
-Nie idziesz? Słyszałem, że cały tydzień tam siedziałeś. Myślałem, że sobie pogadamy- Kacper znów westchnął siląc się na spokój. Czy jego matka naprawdę wszystkim musiała beblać w kółko o tym, co robi? Zero prywatności. Monitoring 24/7.
-Nie dzisiaj mam coś ważnego do załatwienia- Skłamał wymuszając na sobie blady uśmiech. Naprawdę, nie lubił kłamać, ale czy miał jakieś inne wyjście?
-Rozumiem. W porządku w takim razie do zobaczenia jutro- Tom uśmiechnął się perliście do Kacpra, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę biblioteki. Nareszcie. Nareszcie Kacper mógł odetchnąć. Wszystkie te uporczywe i złośliwe pytania były naprawdę męczące. Strasznie go irytowały. Wszystkie te słowa to bzdury wyssane z palca przez jego matkę i powtarzane w kółko przez innych. Sam tego nie rozumiał, ale każda obelga pod adresem Alexa w jakiś dziwny sposób go bolała. Nie potrafił tego zrozumieć. Jednak słysząc takie głupoty po prostu się w nim gotowało. Przecież oni nawet nie wiedzieli o kim mówią. W życiu nawet nie widzieli jego brata a potrafili oceniać go bez żadnych skrupułów. Ludzie bywają naprawdę bezlitośni.
Gdy Kacper doszedł do szafek na parterze wyjął swoje codzienne buty i wymienił je z tenisówkami, które miał właśnie na nogach. Zamknął szafkę na kluczyk i stanął przed wyjściem ze szkoły. Pozostawało jedno zasadnicze pytanie. Gdzie teraz miał pójść? Na pewno nie do domu. Ledwo uwolnił się od swojego przyjaciela, a miałby dobrowolnie wystawić się na gderania swojej matki? Co to, to nie. Chyba jedyne wyjście to pokręcić się po okolicy. Może wybierze się do parku? Dzisiejszego dnia słońce świeciło naprawdę pięknie a na dworze było przyjemnie ciepło.
Chłopak opuścił mury budynku kierując się do pobliskiego parku. Był niewielki, ale było tam sporo ławeczek. Można było tam usiąść i odpocząć, a przede wszystkim zapomnieć o innych i zaczerpnąć nieco samotności.  Słońce święciło mu w twarz łaskocząc jego skórę ciepłymi promieniami. Lekki wietrzyk rozczochrał jego idealnie ułożone włosy. Chłopak odetchnął głęboko czując jak nerwy i wściekłość całkowicie opuszają jego ciało. Wreszcie mógł się zrelaksować. Wszedł przez wielką kamienną bramę na wąską ścieżkę dzielącą zielone trawniki i niewielkie kwietniki. W parku nie było zbyt wielu ludzi. Jedynie kila par, które zajmowały się sobą. Szatyn wszedł głębiej w park. W końcu znalazł odosobnioną ławeczkę stojącą pod dwoma wielkimi dębami. Była po prostu idealna. Usiadł na niej rzucając swój plecak tuż obok. Wyciągnął z niego kanapkę, którą rano dostał od mamy. Jakoś przez cały dzień nie był głodny. Wręcz przeciwnie zbyt wiele zmartwień siedziało w jego głowie, by przejmował się czymś takim jak jedzenie. Jednak skoro miał tutaj spędzić trochę czasu musiał zaspokoić głód, który wreszcie odezwał się głośnym burczeniem jego brzucha. W końcu do obiadu jeszcze daleko.  Gdy tylko wbił zęby w miękki chleb przed nim pojawiło się kilka wróbli świergoczących wesoło. Wyrwał kawałem chleba i pokruszył go przed sobą. Brązowe ptaszki od razu podskoczyły radośnie, łapiąc za maleńkie okruszki. Kacper wyłożył się wygodnie na ławce rozkoszując się delikatnym wiatrem rozwiewającym jego włosy. Wreszcie mógł odetchnąć spokojnie. Niestety nie miało to trwać zbyt długo.
W pewnym momencie tuż za Kacprem pojawił się wysoki blond włosy chłopak. Widząc zrelaksowanego szatyna podszedł do ławeczki i kopnął w nią z całej siły. Wystraszony Kacper zerwał się na równe nogi upuszczając na ziemię zjedzoną do połowy kanapkę. Z przerażeniem w oczach spojrzał na blondyna. Wyglądał na osiedlowego chuligana. W uszach miał kilka kolczyków, a na szyi jakiś mało wyraźny tatuaż. Miał włosy krótko ścięte na jeżyka i kpiący wyraz twarzy.
-Chodźcie tutaj chłopaki szybko. Patrzcie co nam się zagnieździło w miejscówce- Tuż za nim z zarośli wyszło jeszcze trzech nastolatków. Również wyglądali na niezłych opryszków. Wszyscy byli niechlujnie ubrani z minami, które świadczyć mogły jedynie o nadejściu kłopotów.
-Patrzcie jaki porządny chłoptaś- Żachnął się rudy chuderlak stojący tuż obok blondyna, który najwyraźniej był przywódcą całej grupki.
-Pewnie chodzi do tej prywatnej budy w pobliżu. Na pewno ma sporo kasy przy sobie- Burknął grubas w bejsbolowej czapce.
-Cóż, sprawdźmy- Uśmiech, który wymalował się właśnie na ustach blond przywódcy nie świadczył o niczym dobrym.
-Ja nic przy sobie nie mam, przysięgam!- Pisnął Kacper unosząc ręce w obronnym geście. Nie miał zamiaru wdawać się z nimi w żadne bójki. Kłopoty, to ostatnia rzecz, której mu teraz było trzeba.
-Och, bez przesady my chcemy tylko się upewnić. Bierzcie jego torbę chłopaki- Blondyn wskazał na plecak Kacpra, który wciąż spoczywał na deskach ławeczki. Nim Kacper zdążył go chwycić, rudzielec porwał jego torbę. Z szerokim uśmiechem na ustach otworzył zamek i odwrócił go do góry nogami wysypując całą zawartość na trawę. Zimny dreszcz przeszył ciało Kacpra. Dlaczego? Dlaczego oni robią takie rzeczy? Przecież on niczego im nie zrobił. Chciał tylko spokojnie tutaj posiedzieć. Rudzielec kopnął kilka książek Kacpra szukając najwyraźniej czegoś wartościowego -Cholera. Max nic tutaj nie ma-
-Więc musi mieć kasę przy sobie. Brać go- Z przerażeniem w oczach Kacper patrzył jak trzech opryszków zaczęło iść w jego stronę. Odwrócił się szybko i zaczął uciekać, co sił w nogach. Niestety nie był zbyt szybki. Po chwili jeden z łobuzów dopadł go i pchnął z całej siły. Szatyn zachwiał się i nie zdołał złapać równowagi. Upadł na trawnik słysząc jak gruby materiał rozrywa się na jego kolanach. Spojrzał na trzech chłopaków, którzy stali już nad nim. Strach sprawiał, że czuł wielką gulę w gardle. Oddech wiązł mu w gardle, a serce biło jak oszalałe.
-Dawaj kasę mały!- Fuknął grubas w czapce, spluwając tuż obok przerażonego chłopaka.
-Nie. Proszę, puśćcie mnie. Ja nic nie mam!- Wychrypiał Kacper kuląc się z przerażenia.
-Problem w tym, że my ci nie wierzymy- Zadrwił blondyn patrząc na wszystko z niewielkiej odległości. Gdy nie usłyszał odpowiedzi machnął ręką do koleżków by robili, co do nich należy.
– Skoro nie po dobroci, to może to Cię zachęci- Rudzielec zakpił nachylając się nad Kacprem. Szatyn zwinął się w kulkę próbując osłonić twarz przed nadchodzącym uderzeniem. Poczuł pięść wbijającą się w jego żebra. Następne było kopnięcie w nogi, potem uderzenie w ręce i znowu kopniak. Łzy bólu zaczęły spływać po delikatnej twarzyczce chłopaka.
-Nie. Przestańcie. Proszę!- Chłopak zaczął błagać ochrypłym głosem coraz bardziej zalewając się łzami. W tym samym momencie usłyszał głośny plask, a wraz z nim skończyły się uderzenia. Otworzył załzawione oczy i lekko rozchyliła ramiona rozglądając się wokół siebie. Wandale zniknęli. Kacper uniósł się lekko na ramionach i dopiero teraz zdał sobie sprawę, co się dzieje. Rudzielec o ciętym języku leżał kilka metrów dalej łapiąc się za nos, próbując zatamować krew. Za to grubas w czapce kucał niedaleko łapiąc się w pasie i próbując odzyskać oddech. Trzeci opryszek uciekł gdzieś daleko chowając się za ławką. Blond włosy przywódca z wściekłością i zaciśniętymi zębami spoglądał na postać stojącą tuż przy Kacprze. Wysoki chłopak w wytarganych dżinsach i czarnej koszulce. Czarne przydługie włosy falowały na wietrze. Brunet odwrócił się delikatnie w stronę Kacpra posyłając mu badawcze spojrzenie. Na widok tych oczu szatyn poczuł niewyobrażalną ulgę. Ciepło i poczucie bezpieczeństwa rozlało się po jego ciele. Łzy radości uwięzły w kącikach jego oczu. To był Alex. To właśnie on przyszedł mu na ratunek.
-Żyjesz mały?- Burknął Alex patrząc uważnie na brata. Był nieco poobijany i zapewne będzie miał kilka siniaków, ale na szczęście nic poważnego mu nie groziło. Kacper zbyt przerażony tym, co się właśnie stało jedynie skinął głową.
-Alex ty kundlu znów wtrącasz się w nie swoje sprawy. Wypierdzielaj z mojego terenu- Warknął blondyn zaciskając pięści ze złości. Zaczął zbliżać się do bruneta przyjmując bojową postawę.
-Twojego? Nie przypominam sobie, byś miał to miejsce na własność- Parsknął Alex szykując się do obrony.
-Jeszcze tego pożałujesz!- Blond opryszek rzucił się na bruneta z pięściami. Jednak nim zdążył go uderzyć, Alex odskoczył i podstawił mu nogę. Na koniec posłał mu jeszcze porządnego kopniaka w tyłek. Nim chłopak się zorientował zarył nosem prosto w trawę. Alex szybkim krokiem podszedł do brata łapiąc go pospiesznie za ramię.
-Szybko musimy zwiewać- Szepnął do szatyna pomagając mu wstać. Kacper wciąż roztrzęsiony ledwie trzymał się na nogach. Spojrzał na brata wzrokiem pełnym wdzięczności.
-Ale…ale moje rzeczy- W tym momencie jego wzrok padł na stertę książek rozrzuconą przy ławeczce. Wzrok Alexa również podążył w tamtą stronę. Chłopak przeklął cicho pod nosem i szybko pobiegł w tamtą stronę. Musiał się spieszyć, bo rudzielec i grubas powoli dochodzili do siebie. Zaczął wrzucać wszystko jak popadnie z powrotem do plecaka. Szybko rozejrzał się dookoła czy nic cennego nie zostało. W tym momencie grubas wstał i zaczął biec w jego stronę.  
-Alex uważaj!- Kacper krzyknął patrząc jak opryszek zbliża się coraz bardziej do jego brata. Brunet nie zdążył jednak podnieść się na czas. Grubas zamachnął się i trafił chłopaka w twarz. Ten zachwiał się na nogach i upadł na trawę. Nim jednak opryszek zdążył po raz kolejny dosięgnąć go swoim ciosem, brunet kopnął go w kolano. Ten padł niczym ścięte drzewo na ziemię. Alex szybko odskoczył na bok, złapał za plecach i zaczął biec w stronę Kacpra.
-Wstawaj szybko!- Chwycił chłopaka za rękę i pociągną w górę a potem za sobą. Zaczęli biec przed siebie. Nie oglądając się za siebie biegli coraz szybciej i szybciej. Przeskakiwali małe krzewy i niewielkie klomby. Kacper starał się dorównać kroku bratu, ale ciężko było mu nadążyć. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa i coraz gorzej było złapać oddech. W końcu wybiegli przez kamienne wejście do parku od wschodniej strony. Wreszcie byli niedaleko domu. Alex stanął starając się uspokoić szybki oddech. Kacper złapał się murku łapiąc kolejne oddechy. Nogi zaczęły mu się trząść a serce trzepotało, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z klatki piersiowej. To było jakieś szaleństwo.
-W porządku? Nic ci nie jest?- Zagadnął Alex wciąż szybko oddychając. Kacper pokręcił tylko głową. Uśmiechnął się do bruneta siląc się na dobrą minę. Tak naprawdę był wciąż przerażony i chciało mu się po prostu płakać. To pierwszy raz, gdy spotkało go coś tak okropnego.
-Dzie… Dzięku… Dziękuje- W końcu udało mu się wydyszeć mimo palącego gardła.
-Dasz rade dojść do domu?- Zapytał Alex przyglądając się uważnie bratu.
Kacper skinął głową. Brunet bez słowa podał chłopakowi plecak, który wciąż trzymał w ręce. Ten szybko przerzucił go przez ramię i z uśmiechem odwrócił się i przeszedł kilka kroków. Niestety to był kres jego wytrzymałości. Wszystkie mięśnie w jednym momencie odmówiły mu posłuszeństwa. Chłopaka dosłownie ścięło z nóg, a przed upadkiem ochroniło go jedynie silne ramie brata. Alex zdążył podeprzeć szatyna nim ten runął na ziemię.
- Dobre sobie.  Przynajmniej mógłbyś przestać udawać - Alex burknął do brata obejmując go porządnie w pasie. Powolnym krokiem zaczęli iść w stronę domu.
- Przeprasza - Kacper szepnął cicho lekko zawstydzony.
- To nic takiego - Odparł brunet wciąż patrząc przed siebie – Trochę mnie dzisiaj wystraszyłeś – Kacper spojrzał lekko zaskoczony na poważną twarz brata – Gdy zdałem sobie sprawę, że to Ciebie tłuką te dupki to mało zawału nie dostałem. Myślałem, że ich tam pozabijam-
-Przeprasza- Szepnął szatyn chowając twarz przed wzrokiem brata.
-Dlaczego mnie przepraszasz?- Zapytał Alex marszcząc brwi.
-Bo przeze mnie prawie dostałeś zawału- Odpowiedział Kacper ze śmiertelnie poważną miną. Alex nie mogąc wytrzymać roześmiał się głośno.
-Ja z Tobą nie mogę. Przecież tak tylko się mówi- Alex nie potrafił przestać się uśmiechać, jednak po chwili nieco spoważniał –A tak w ogóle to, jakim cudem wpadłeś w łapska tych dupków?-
-Ja tylko siedziałem na ławce- Burknął Kacper usiłując powstrzymać łzy w kącikach oczu.
-Jeśli się rozpłaczesz to Cię tutaj zostawię- Fuknął Alex łypiąc na brata spod byka. Po chwili jednak westchnął już nieco spokojniej – Następnym razem uważaj i nie chodź tam. Często tam przesiadują i same z nimi kłopoty- Brunet cmoknął pod nosem przypominając sobie ile razy już na nich wpadł.
Kacper jedynie skinął głową na znak, że rozumie. Cóż po tym, co go dzisiaj spotkało na pewno będzie omijać to miejsce szerokim łukiem. Kto by pomyślał, że w takim pięknym, spokojnym parku mogą mu się przytrafić takie rzeczy. Całe szczęście, że pojawił się Alex. Gdyby nie on to, kto wie co by się z stało? Te osiłki wyglądali na takich, co potrafią wysłać człowieka do szpitala bez wyraźnego powodu. Nagle tematy do rozmów, jakby się urwały, a między chłopakami zapadła cisza. Całe szczęście, że byli już niemal przed domem. Gdy doszli do bramy Kacper nagle zatrzymał się jak wryty. Dokładnie w tym momencie zdał sobie sprawę z tego jak wygląda. Spodnie usmarowane trawą i ziemią, rozdarte na kolanach. Sweter zmierzwiony i zakurzony, a o koszuli to już lepiej nawet nie wspominać. Co sobie pomyśli jego matka, gdy go zobaczy? Awantura murowana.
-Coś się stało?- Zapytał Alex, gdy poczuł nagły opór ze strony brata.
-Matka mnie zabije, gdy mnie zobaczy- Jęknął Kacper przyglądając się dokładnie szerokiej dziurze. Alex parsknął niepohamowanie widząc minę brata.
- Chyba masz rację - Choć wyśmiewanie się w tej sytuacji z brata nie było jego zamiarem zwyczajnie nie potrafił powstrzymać rozbawienia – W takim razie masz szczęście, że nie ma jej w domu – dodał po chwili z jeszcze większym uśmiechem na ustach.
- Jak to? - Zapytał Kacper nieco zmieszany. Alex puścił brata, który potrafił już stać o własnych siłach i nieco rozprostował plecy.
- Z dwie godziny temu pojechała z ojcem na zakupy. A zwykle wracają po czterech - Odparł spokojnie Alex podpierając się o płotek. Z kieszeni spodni wyciągnął papierosy. Włożył jednego do ust i odpalił. Następnie porządnie się nim zaciągnął.
-Palisz?- To pytanie samo niepostrzeżenie wyrwało się szatynowi z ust. Wizja brata w jego głowie, którą od tak dawna tworzył, kawałek po kawałku zaczęła się rozsypywać. Nawet tak mała rewelacja jak palenie papierosów sprawiła, że zdał sobie sprawę, że tak właściwie nic nie wie o Alexie. Po tym co się dzisiaj zdarzyło był już tego niemal pewien.
-Jak widać- Burknął Alex mało zadowolony z pytania brata. Nie lubił, gdy ktoś zwracał mu na coś uwagę. Znów zapadła między nimi krępująca cisza. Alex coraz mocniej zaciągał się papierosem, co jakiś czas strzepując popiół z końcówki. Kacper stał przy bramie zastanawiając się co ma ze sobą zrobić. Powinien już pójść sobie do domu, a może ma poczekać, aż Alex znów się do niego odezwie? W końcu po raz pierwszy prowadzili normalna rozmowę. Po raz pierwszy od wielu lat rozmawiali ze sobą, jak normalne rodzeństwo. Zupełnie jakby ten czas milczenia i ciszy nic nie znaczył. Kacper za nic w świecie nie chciał wracać do punktu wyjścia. Nie chciał znów mijać się w korytarzu w ciszy.
-Alex, czy mogę zadać Ci pytanie?- Słowa wypowiadane przez Kacpra były tak ciche, że ledwo można było je dosłyszeć.
-Jasne- Mruknął brunet wydychając kłęby dymu.
-Dlaczego mnie uratowałeś?- Alex niemal skamieniał słysząc to pytanie. Przez chwile stał w ciszy nawet się nie poruszając. Patrzył gdzieś w przestrzeń przed sobą jakby myśląc nad odpowiedzią. Jego usta wykrzywiały się w grymas niezadowolenia.
-Czy to nie oczywiste?- Zapytał nieco urażonym głosem –W końcu jesteśmy braćmi – Brunet rzucił wypalonego już papierosa na ulicę i przydepnął go butem – Poza tym nie chciałem, żebyś miał mnie za potwora, którym według twojej matki jestem- Oczy braci spotkały się w niemej rozmowie. Alex spuścił jedynie głowę i odwrócił się ruszając w sobie tylko znaną drogę.
W oczach Kacpra znów pojawiły się łzy, ale tym razem bolało go serce. Poczucie winy, które wciąż go nie opuszczało teraz znów dało o sobie znać.  Nie rozumiał, dlaczego jego brat powiedział coś takiego. W końcu przecież nigdy nie uważał go za potwora. Nigdy nawet nie pomyślał tak o nim.
-Alex!- Chłopak krzyknął za bratem, ale ten najwyraźniej nie miał zamiaru się zatrzymywać – Alex! Dla mnie jesteś bohaterem a nie potworem!- Kacper krzyknął z całych sił spoglądając na sylwetkę brata, która była coraz dalej. Jednak na te słowa brunet odwrócił się w stronę chłopaka. Machnął jedynie ręką z uśmiechem na znak, że zrozumiał -Alex! Dziękuję!- Kacper krzyczał dalej, mimo że brunet oddalał się coraz bardziej –Dziękuje, że jesteś!- Krzyknął tak mocno, jak tylko potrafił. Na te słowa jego brat przystanął momentalnie. Alex z oddali wpatrywał się w brata. Jakby chciał odczytać czy to, co właśnie usłyszał nie było tylko żartem, albo zwykłym przejęzyczeniem. Patrzył tak przez chwilę, jakby nieco zakłopotany i zawstydzony. Potem uniósł tylko dłoń na pożegnanie i uśmiechnął się szeroko.
Dzisiejszy dzień dla obu braci był doprawdy zwariowany. Wszystko się zmieniło. Cisza została przełamana, ale czy na dobre? Jednak jedno było pewne obaj chcieli ze sobą rozmawiać. Oby tylko wszystko układało się po ich myśli.


CDN…

2 komentarze:

  1. Wchodzę tu sobie nie spodziewając się niczego o tu proszę! Dość dawno czytałam twoje opowiadania i brak aktualizacji też nie pomaga w zapamiętaniu czego dotyczyło dana powieść. Czy można liczyć na regularne rozdziały? Bo jednak 1 rozdział na rok raczej mnie nie zadowala... Pozdrawiam życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. tez tu czasem zerkam z nadziej ze coś się pojawi ^^ dla mnie nie ma większego znaczenia tempo dodawania rozdziałów, grunt żeby coś szlo do przodu :) życzę weny i pozdrawiam Mio

    OdpowiedzUsuń